poniedziałek, 21 grudnia 2015

Okres Bożego Narodzenia i Nowego Roku w Choczni w 1872 roku

Przed około 140-stu laty sposób obchodzenie Świąt Bożego Narodzenia w Choczni i związane z nim zwyczaje, różniły się nieco od tych, które znane są nam z czasów współczesnych.
Nie dekorowano choinek (znano tylko podłaźniki wieszane u sufitu), role prezentów świątecznych pełniły słodkie wypieki (kukiełki), orzechy i jabłka, opłatek dzielono po wieczerzy wigilijnej, zwanej zresztą obiadem, a oprócz tradycyjnego żuru podawano czasem i … piwo.
Jednak i wtedy okres świąteczny był czasem wyjątkowo ważnym, a Wigilia wręcz dniem magicznym, w którym wróżono na najbliższą przyszłość, w sprawach dla ówczesnych ludzi najważniejszych: śmierci, zamążpójścia, zbiorów, hodowli i urodzajów.
Świadczy o tym relacja chocznianina Szczepana Kumorka z 1872 roku, ze zbiorów etnograficznych krajoznawcy Bronisława Gustowicza. Rękopis ze spisaną relacją Kumorka zachował się w Muzeum Etnograficznym w Krakowie i dzięki uprzejmości jego pracowników może zostać tu zacytowany.

W wilię do Bożego narodzenia wyprawiają zwykli ludzie wieczór ucztę, którą pomimo że wieczór obchodzą, zowią obiadem. Przed tą ucztą nakrywają stół sianem, przypominając sobie przez to, że Chrystus Pan na sianie się urodził. Obiad ten składa się z wielu potraw, ale zawsze postnych. Po odmówieniu pacierzy zasiado ojciec z familią i sługami do stołu, na który zwykle donosi potrawy służąca, albowiem gospodyni nie rusza się z miejsca podczas tej uczty, bo nie chce się narażać na tę szkodę, żeby jej kury nie we własnym domu niosły, lecz gdzieindziej, po cudzych domach i zagrodach. Najsamprzód z polecenia gospodyni przynosi na stół służąca do ziemniaków barszcz, czyli żur z grzybami, potem groch okrągły i długi, dalej kluski z miodem itd., kończąc zwykle na kaszy lub rybach. Po obiedzie bierze ojciec familii opłatki, łamie i rozdaje najsamprzód żonie, dalej najstarszemu z dzieci, następnie młodszemu i tak postępuje, aż do sług. Potem rozdaje po kawałku kukiełki, następnie orzechy, jabłka, a czasem także i piwo.
Po obiedzie, czyli raczej po tej uczcie, wybiegają na ple dziewki i posłuchają, w której stronie najsamprzód pies zaszczeka- mniemają bowiem, że z tej strony przyjdzie do nich kawaler.
Gospodarze zaś wychodzą do pobliskiej wody lub kałuży, wkładają do błota rękę i wyciągają garść błota, oglądają i gdy znajdzie się w nim jakaś sierść lub włos, takiej barwy potem nabywają bydło, jakiej ten włos jest, bo sądzą, że takie się im bydło  najlepiej chować będzie.
Wkładają też deskę pod stół, na którą tyle nasypują kupek soli, ile w domu znajduje się osób. Po jutrzni wyciągają deskę i która kupka soli najbardziej jest zmokłą, tak sądzą (każda bowiem należy do kogoś), że ten nie doczeka drugiej wilii.
Obsypują też po jutrzni drzewa owocowe święconym makiem, ażeby lepiej rodziły owoce.
Wkładają też nóż pomiędzy dwa gatunki chleba, mianowicie między chleb żytni i pszeniczny. A od strony jakiego bochenka nóż zardzewieje, sądzą, że na to zboże będzie zaraza.
A w Boże Narodzenie jedzą kluski bardzo długie, ażeby kłosy zboża były wielkie.
W św. Szczepana dają kurom jedzenie na obręczy, ażeby na jednym miejscu jaja niosły.
To wszystko jednak nie bywa zapisane, tylko żyje w uściech ludu jako tradycja.

Opis wieczerzy wigilijnej podany przez Szczepana Kumorka dotyczy rodziny bogatych kmieci, o czym świadczy obecność służących w ich domu. W przypadku rodzin biedniejszych o takiej uczcie, jak relacjonuje Kumorek, nie mogło być mowy.

I jeszcze inne wierzenie świąteczne z dziewiętnastowiecznej Choczni, podawane w czasopiśmie „Lud”:


Jeżeli w wigilię Bożego Narodzenia przyjdzie pierwszy do chaty mężczyzna, oznacza to, że w tym roku będzie się domownikom szczęściło; jeżeli zaś pierwszą wejdzie kobieta, a w dodatku stara, nieszczęścia nie będą omijały mieszkańców tego domu. Szczególniejsze szczęście oznaczałyby w tym dniu odwiedziny Żyda lub Cygana, a już pewne nieszczęście przynoszą: Żydówka, Cyganka lub ksiądz. — Zupełnie takie samo wierzenie jest o dniu Nowego Roku.

piątek, 18 grudnia 2015

Chocznianie w obcych mundurach

Od czasu rozbiorów do końca I wojny światowej chocznianie, jako poddani monarchii austro- węgierskiej, służyli w cesarskiej i królewskiej armii austriackiej.
Poborowi (brance) podlegali mężczyźni od 17 do 40 roku. Służba wojskowa początkowo była bezterminowa-  do śmierci lub dopóki siły i zdrowie na nią pozwalały, z tendencją do skracania jej długości w późniejszym okresie. 
Od 1868 roku te kwestie regulowała szczegółowo „Ustawa o powszechnym obowiązku wojskowym”, zastąpiona nowymi przepisami w 1912 roku, według których służba w armii lądowej trwała 2 lata (w rezerwie uzupełniającej 12 lat) i obejmowała osoby pomiędzy 19 a 50 rokiem życia. 
Podstawowymi kryteriami przy poborze, określającymi przydatność poborowego do służby były: wiek, wzrost (od 1889 roku zmniejszony z 155 cm na 153 cm) oraz ogólny stan zdrowia.
Istnieją jedynie fragmentaryczne informacje na temat służby chocznian w armii austriackiej.
I tak w 1782 roku zostali wcieleni do wojska:
Mikołaj Pindel, Jakób Styła, Fabian i Gabriel Gancarczykowie, Walenty Cap i Urban Ruła. 
Służba  ostatniego z wymienionych nie mogła trwać zbyt długo, ponieważ już kilka lat później jego postać pojawia się wielokrotnie w zapisach choczeńskich ksiąg metrykalnych, z podawanym zawodem muzykant.
W 1791 roku w obozie wojskowym pod Chocimiem zmarł Grzegorz Twaróg z Choczni, pierwsza znana ofiara służby w c.k. armii.
O ewentualnej służbie wojskowej chocznian podczas wojen napoleońskich brak jest jakichkolwiek informacji, choć skądinąd wiadomo, że właśnie w walkach przeciw wojskom Napoleona, a szczególnie w  bitwie pod Lipskiem w 1813 roku, straciło życie wielu mieszkańców okolicy.
W 1844 roku żołnierzami armii austriackiej byli następujący chocznianie: Jan Bryndza, Wojciech Dąbrowski, Jan Kolber, Wojciech Kuta, Józef Pietruszka, Jakub Rzycki, Józef Stuglik, Wojciech Szczur, Florian Zając i Stanisław Żak, członkowie choczeńskich Towarzystw Wstrzemięźliwości i Trzeźwości.
Tego samego roku do poboru powołani zostali natomiast: Szymon Majkut (nr domu 24), Szymon Kręcioch (67), Franciszek Świętek (155), Józef Roman (237), Piotr Żak (287) i Walenty Romańczyk (126).
W czasie wojny austriacko- pruskiej w bitwie pod Nachodem ciężko ranny został szeregowy 56 pułku piechoty 25-letni Tomasz Styła (1866), który zmarł w szpitalu wojskowym w Wiedniu. Na dwa dni przed podpisaniem rozejmu w Trenczynie na terenie obecnej Słowacji zmarł z kolei Wojciech Guzdek (ur. 1839), wywodzący się z domu stojącego przy granicy z Wadowicami (dzisiejsze Zawale). Uczestnikami tej wojny w armii austriackiej byli też: Ignacy Wójcik, przyszły ksiądz oraz Jan Balon, zmarły na tyfus w Bruck and der Leithe 13 dni po wejściu w życie rozejmu..
Nie wszyscy chocznianie z chęcią przywdziewali mundur austriacki. 
Już w 1835 roku wskazany do służby wojskowej Jan Trzaska spod numeru 109, który "nie wiedzieć dokąd się oddalił", miał wrócić w ciągu 6 tygodni i usprawiedliwić swoją nieobecność, ponieważ w przeciwnym razie "według ostrości praw z nim postępować się będzie". 
W 1853 roku Dominium Rudze, do którego należała Chocznia, wzywało poprzez specjalne obwieszczenie Jakóba Pindla spod numeru 138 i Franciszka Kręciocha spod numeru 61, którzy nie zgłosili się w terminie na plac assenterunku (poboru). 
Trzy lata później (1856) poszukiwano z tego tytułu trzech chocznian: Wojciecha Szczura, Jędrzeja Ramzę i Tomasza Kręciocha, a w 1858 roku kolejnych dwóch: Franciszka Guzdka (spod numeru 239) oraz Wojciecha Kamińskiego (245).
Dezerterem z wadowickich koszar w latach 90-tych XIX wieku był na przykład Jan Guzdek, przyszły duszpasterz polonijny w USA (link).
Natomiast w 1912 roku sąd w Ried, w Górnej Austrii, skazał Jana Gazdę z Choczni na 14 dni ścisłego aresztu za niestawienie się do poboru wojskowego rok wcześniej. Nie uwzględniono tłumaczeń skazanego, że obowiązku tego nie dopełnił, z powodu pracy zarobkowej w Niemczech.
Dokładniejsze dane dotyczące służby chocznian w c.k. armii pojawiają się dopiero w okresie I wojny światowej. Na temat żołnierzy z Choczni, zabitych, zaginionych, rannych lub wziętych do niewoli, można przeczytać w osobnym artykule (link).
Spośród żołnierzy armii austriackiej udało się ustalić tożsamość: 48 chocznian wziętych do niewoli rosyjskiej lub włoskiej, 50 chocznian zabitych, zmarłych lub zaginionych i sądownie uznanych za nieżyjących oraz 102 chocznian rannych.
Zdecydowana większość z nich służyła jako piechurzy w 56 pułku piechoty, którego rejon rekrutacji obejmował Chocznię, a koszary znajdowały się w Wadowicach. Ale zdarzali się też artylerzyści (w tym Klemens Guzdek, znany później działacz gminny), łącznościowcy (Józef Malata), a nawet żołnierze elitarnych oddziałów jegrów (Mlak, Bałys, Gawęda, Widlarz). Kilku z chocznian dosłużyło się stopni oficerskich: Michał Widlarz (porucznika), Wojciech Widlarz (podporucznika), Jan Wójcik lub kadetów/podchorążych (Eugeniusz Bielenin, Jan Kobiałka). Kapelanami wojskowymi byli pochodzący z Choczni: Ignacy Wójcik, Franciszek Bandoła, Franciszek Widlarz i Jan Guzdek (dwaj ostatni wymieniani bywają jako kapelani ze stopniem kapitana).
W czasie I wojny światowej żołnierze  z Choczni służyli jednak nie tylko w c.k. armii Austro-Węgier. Część emigrantów choczeńskich w Stanach Zjednoczonych również została objęta obowiązkowym poborem wojskowym, ich zestawienie znajduje się w osobnym artykule (link).
Nie wiadomo ilu z nich faktycznie wzięło czynny udział w zmaganiach wojennych. W armii generała Hallera walczył na przykład Józef Kręcioch z Ohio i Ignacy Ścigalski. Nie w Europie, ale w Fort Du Pont na granicy z Meksykiem zginął w kwietniu 1918 roku 30-letni chocznianin Tomasz Guzdek, syn Józefa i Balbiny z domu Bąk.
Nietypowe były natomiast losy innego chocznianina w obcej armii. To Michał Kręcioch, urodzony w 1889 roku w Choczni, który służył w stopniu kaprala w francuskiej Legii Cudzoziemskiej (Régiment de Marche d'Afrique) i poległ w październiku 1916 roku w czasie walk w Grecji.
Po odzyskaniu niepodległości przez Polskę chocznianie zasilali szeregi wojska polskiego i od tego momentu trudno doszukać się już tych, którzy służyli w obcych mundurach.
Być może czynny udział w II wojnie światowej wzięła część chocznian objętych amerykańskim poborem z 1942 roku (link), ale w walkach frontowych brali udział raczej potomkowie chocznian, urodzeni już na amerykańskiej ziemi. Można wymienić tu na przykład Stanley'a Drapę, syna Szczepana, który zginął w Niemczech na miesiąc przed oficjalnym końcem wojny. Jedynym potwierdzonym przypadkiem urodzonego w Choczni żołnierza US Army z czasów II wojny światowej jest Stanisław Jarczak (rocznik 1918), który w 1944 roku podczas walk w Belgii dostał się do niewoli niemieckiej.
Z II wojną światową związane są również nietypowe przypadki służby chocznian w obcych mundurach. 
Otóż według Józefa Turały, autora „Kroniki wsi Chocznia”, w wojsku niemieckim,  w tym w walkach pod Stalingradem, brał udział Czesław Bryndza, urodzony w 1917 roku, jako syn Ignacego i Walerii z domu Latocha. Na froncie wschodnim został ciężko ranny w nogę, którą musiano mu amputować.
W niemieckim wojsku- w 372 Zapasowym Batalionie Grenadierów służył też inny chocznianin- Józef Góralczyk (ur. 1907), przed wojną stolarz w Katowicach. W kwietniu 1945 roku Góralczyk dostał się do niewoli amerykańskiej, z której w październiku tego samego roku powrócił do Polski. 
Trzeci znany przypadek służby w Wehrmachcie to Jan Drapa (ur. 1914), syn Franciszka i Marii z domu Kolber. W armii niemieckiej znalazł się z powodu żony- Niemki z Bielska. Około 1942 roku zaginął na froncie wschodnim (Ukraina).
Natomiast po II wojnie światowej, w armii USA służyli: urodzony w Choczni w 1932 roku Edward Bator (link) oraz Czesław (Chester) Ponikiewski.

środa, 16 grudnia 2015

Choczeńskie rody - rodzina Wider

Pochodzenie występującego w Choczni nazwiska Wider nie jest do końca jasne, podobnie zresztą jak jego pierwotna forma.  Wynika to przede wszystkim z faktu, że nazwisko to w najdawniejszych zapisach w choczeńskich księgach metrykalnych przybierało różne postaci.  Oprócz współczesnej formy Wider, dokładnie te same osoby zapisywano również jako: Widro, Wydro, Widra, Widrzyk, Wydra i Wydrak. Biorąc te różne formy zapisu pod uwagę, można przyjąć trzy hipotezy pochodzenia tego nazwiska:
  • od niemieckiego słowa wieder, dawniej pisanego również wider, jeszcze wcześniej vidari (w Mittelhochdeutsch, czyli średnio-górno-niemieckim), oznaczającego powtórzenie czynności, rozróżnienie, ponowny powrót do dawnego stanu, tj. "znów, ponownie, z powrotem”. W tej interpretacji człowiek noszący nazwisko Wider/Wieder to ten, który nawrócił się z pogaństwa lub jakiegoś odstępstwa od wiary. Polskim odpowiednikiem nazwiska Wider/Wieder byłby zatem Nawrat lub Nawrot, a nazwiskiem zbliżonym do niego, o tym samym pochodzeniu, byłoby używane głównie na Śląsku nazwisko Widera. Inne formy zapisu tego nazwiska mogły wynikać z prób jego spolszczenia przez samych zapisujących lub podających go do zapisu sąsiadów. Podobna tendencja jest też widoczna w przypadku nazwiska Wawro, pisanego dawniej Wawer.
  • od słowiańskiego słowa wydra na określenie drobnego ssaka z rodziny łasicowatych. W tej interpretacji dzisiejsi Widrowie nazywali się wcześniej Wydra, a ich nazwisko uległo zniekształceniu w różnych zapisach metrykalnych, przybierając stopniowo postać współczesną.
  • od staropolskiego słowa wiedro (dzisiejsze wiadro, prasłowiańskie vědro) oznaczającego naczynie na wodę. W tej interpretacji dzisiejsi Widrowie nazywali się wcześniej Wiedro, a ich nazwisko uległo zniekształceniu w różnych zapisach metrykalnych, przybierając stopniowo postać współczesną.

Według danych z 2003 roku w Polsce mieszkały w Polsce 202 osoby o nazwisku Wider (i 4488 o nazwisku Widera), 2 osoby o nazwisku Widra, 425 osób noszących nazwisko Wydro i 4976 Wydra.

O ile pochodzenie nazwiska Wider nie jest dostatecznie pewne, to z dużym prawdopodobieństwem można określić czas, w którym przodkowie współczesnych Widrów pojawili się w Choczni. Po raz pierwszy wzmiankę o choczeńskich Widrach odnotowano wprawdzie już w 1645 roku, ale po przerwie spowodowanej między innymi najazdem szwedzkim następny zapis (w zestawieniu płatników podatku kościelnego- taczma) pochodzi z 1667 roku.
Rok później swoje dziecko ochrzcili w Choczni Jerzy Wider/Wydra i jego żona Barbara. Jerzy z zawodu był młynarzem, zamieszkałym w dolnej części wsi. W tym samym 1667 roku ślub brał Grzegorz Widrzyk, z Jadwigą z domu Garżel, który wykazany jest jako mieszkaniec Choczni Górnej, w tym samym jej rejonie, gdzie Widrowie zamieszkują do czasów współczesnych. Ponieważ przez wcześniejsze kilkanaście lat prowadzenia ksiąg metrykalnych nie odnotowano w nich nazwiska Wider, a do 1665 roku na miejscu Jerzego Widra/Wydry mieszkał Łukasz Wątroba, to można przyjąć, że przodkowie współczesnych Widrów pojawili się w Choczni prawdopodobnie w 1666/1667 roku, choć samo nazwisko występowało już wcześniej.
Oprócz notatki z Choczni z 1645 roku nazwisko Wider wymieniano wcześniej z Jaroszowic, również w odniesieniu do rodziny młynarzy. 
Wszyscy współcześni choczeńscy Widrowie są potomkami Franciszka, zapisywanego w metrykach od 1681 roku jako Wydrak, Widro, Młynarz i ...Gołąb. Franciszek miał zapewne silne powiązania rodzinne z oboma wymienionymi wyżej Widrami w Choczni. Zarówno z młynarzem Jerzym, z którym łączył go ten sam zawód (mógł być jego synem lub młodszym bratem), jak i Grzegorzem Widrzykiem (mógł być jego bratem, ale nie synem).
Z 202 mieszkających w 2003 roku w Polsce Widrów zdecydowana większość to potomkowie wymienionego wcześniej Franciszka Widra z Choczni, a także w prostej linii: jego syna, również Franciszka, wnuka- Wojciecha i prawnuka- Kazimierza. Dopiero wśród jego potomków nastąpił podział na dwie linie rodu- część współczesnych Widrów jest potomkami Jakuba Widra, syna Kazimierza, a druga część Kazimierza (brata Jakuba), noszącego takie samo imię, jak ojciec.
Kazimierz Wider, syn Kazimierza (ur. 1797) był choczeńskim radnym, który w 1852 roku potwierdzał prawidłowość sporządzenia katastru gruntowego Choczni.
Jednocześnie jako posiadacz pierwotnej półroli (około 40 mórg) był w I połowie XIX wieku najmajętniejszym chłopem w Choczni.
Według katastru gruntowego z 1852 roku swoje włości przepisał na kilku synów, którzy nawet po podzieleniu ojcowizny zaliczali się do największych właścicieli gruntów w Choczni.
I tak Aleksander Wider, właściciel ponad 20 mórg miał siódmy majątek chłopski w Choczni, jego brat Jan Wider ósmy, a kolejny brat Karol Wider dwudziesty trzeci.
Sąsiadujący polami Aleksander i Jan gospodarowali w Niwie Zakościelnej, na północ od Choczenki, w kierunku granic Frydrychowic i Inwałdu (od dzisiejszej ulicy Głównej po Barańciak).
Natomiast parcele Karola Widra, najstarszego z rodzeństwa, usytuowane były w górnej Choczni, w Niwie Od Lasu Górnica i ciągnęły się od Choczenki, po granice Zawadki, niemal pod przełęcz oddzielającą Łysą Górę od Bliźniaków. Na takie, a nie inne umiejscowienie gruntów Karola wpływ miało jego małżeństwo ze Strzeżoniówną, z której rodziną dzielił część własności.
Oprócz synów Kazimierza niemałą własnością dysponował również ich kuzyn Jan Wider, syn Jakuba. Jego z kolei pola przylegały bezpośrednio do granicy Wadowic i znajdowały się po obu stronach Choczenki, na południe aż po dzisiejszą ulicę Karmelicką, po wadowickiej stronie granicy.
Łączny dochód roczny wszystkich choczeńskich Widrów przewyższał wówczas dochód z gruntów plebańskich i plasował się na siódmym miejscu wśród dochodów wszystkich choczeńskich rodów.

Oprócz wymienionych wcześniej do bardziej znanych w Choczni postaci noszących nazwisko Wider należeli ponadto:
  • Andrzej Wider (ur. 1935) naczelnik Ochotniczej Straży Pożarnej,
  • Antoni Wider (ur. 1901) członek Komitetu Elektryfikacji wsi,
  • Franciszek Wider (ur. 1910) naczelnik OSP, radny, ławnik,
  • Franciszka Wider, członkini rady nadzorczej Kasy Stefczyka w międzywojennej Choczni,
  • Karol Wider (ur. 1899) radny, członek Komitetu Elektryfikacji i rady nadzorczej Kasy Stefczyka,
  • Stanisław Wider (ur. 1907) członek Komitetu Elektryfikacji, ławnik.

W czasie I wojny światowej poległ Józef Wider (ur. 1884), Tomasz Wider (ur. 1887) był ranny, a Jan Wider (ur. 1890) znalazł się w rosyjskiej niewoli na pograniczu dzisiejszego Kazachstanu.

Natomiast do potomków chocznian, ale już bez bezpośrednich związków z Chocznią należą między innymi:
  • ksiądz Eugeniusz Wider (ur. 1929 w Żywcu) profesor teologii, karmelita- ojciec Dominik, były prowincjał, autor wielu publikacji książkowych,
  • ksiądz Kazimierz Wider (ur. 1942 w Wadowicach) wieloletni proboszcz w Górnej Austrii,
  • Karol Wider (ur. 1934 w Wadowicach), dyrektor Zjednoczenia Przemysłu Cementowego, były wiceminister, organizator Stowarzyszenia Producentów Cementu i Wapna,
  • Stanisław Wider (ur. 1926 w Wadowicach) działacz „Solidarności” w Nowej Hucie i duszpasterstwa ludzi pracy,
  • Czesław Wider (ur. 1902 w Wadowicach) działacz komunistyczny, uczestnik wojny domowej w Hiszpanii,
  • Michał Wider (ur. 1900 w Wadowicach) działacz komunistyczny, po wojnie komendant MO we Wrocławiu-Osobowicach.


W tym samym cyklu:

poniedziałek, 14 grudnia 2015

Choczeńska kronika kryminalna - część III

Krakowski "Czas" z 1879 roku informował:

Wiadomości policyjne: Straż policyjna przytrzymała Ferdynanda Widlarza z Choczni za kradzież surduta z restauracyi.

Goniec Wielkopolski z 20 maja 1927 roku donosił:

KRWAWA TRAGEDJA MIŁOSNA W BRZEŻANACH. Lwów, 17. 5. 
W poniedziałek 16 bm. o świcie rozegrała się w Brzeżanach krwawa tragedja miłosna. Do nieszkania Antoniny Krpnickiej wtargnął przemocą sierżant 51 pp. Józef Widlarz* i zastawszy tam śpiącego Jana Kozłowskiego, handlowca ze Lwowa, strzelił doń dwukrotnie z rewolweru, raniąc go śmiertelnie w pierś i brzuch. Morderca po dokonaniu czynu oddał się sam w ręce władz. Kozłowskiego odwieziono w beznadziejnym stanie do szpitala. Powodem krwawego zamachu, który poruszył cało miasteczko była zazdrość.

* Józef Widlarz urodził się w 1900 roku w Choczni, jako syn Józefa i Marianny z domu Malata.

"Dziennik Polski" z 30 września 1959 roku podawał:

We wsi Chocznia powiat Wadowice zamordowany został 27-letni Tadeusz Ramęda. Pod zarzutem dokonania morderstwa zatrzymany został 19-letni Stanisław Holcman.

Choczeńska kronika kryminalna - część I (LINK)
Choczeńska kronika kryminalna - część II (LINK)


piątek, 11 grudnia 2015

Nauczyciele w Choczni- Feliks Mroziński

Pośmiertne wspomnienie o Feliksie Mrozińskim zamieściło pismo "Szkolnictwo" z 1 sierpnia 1898 roku:

Dnia 29. czerwca b. r. zakończył życie ś. p. Feliks Mroziński, nauczyciel w Roczynach i członek Towarzystwa naucz. w 38. roku życia, a 17. służby nauczycielskiej, pozostawiając żonę z trojgiem drobnych dziatek. 
Ś. p. Feliks urodził się w Wadowicach, uczęszczał do gimnazyum, a następnie wstąpił do sem. nauczycielskiego w Krakowie, które też ukończył w r. 1881. 
Pracował przy szkołach w Choczni, Szarem, Zembrzycach, Bulowicach, a od r. 1889 jako stały naucz. w Roczynach. 
Dnia 21. z. m. uczuł rano nieznaczny ból głowy; nie zważając na to poszedł jeszcze do klasy, ale za pół godziny musiał opuścić dziatwę, której już więcej nie zobaczył. Pomimo natychmiastowej i troskliwej opieki lekarskiej nie zdołano go uratować, gdyż była to zabójcza choroba—zapalenie mózgu. 
Nieboszczyk cieszył się ogólną sympatyą z powodu swego prawego charakteru nietylko wśród kolegów, ale także włościan i mieszczan, a dowodem tego był wspaniały pogrzeb, który się odbył dnia 1 lipca b. r. w Andrychowie, wobec bardzo licznie zgromadzonego ludu z całej okolicy, dziatwy szkolnej z Roczyn, Brzezinki, Sułkowic i Targanic i przybyłych kolegów. 
Zwłoki ś. p. Feliksa prowadził kolega jego Wbny ks. Saferna, proboszcz z Rzyk, w asystencyj 10 księży, a w kościele pożegnał go piękną przemową również kolega i katecheta Wbny ks. Oczkowski. 
W smutku pozostała wdowa składa na tem miejscu wszystkim Wielebnym Księżom za bezinteresowny współudział w smutnym obrzędzie, jako też i wszystkim przybyłym Kolegom i Koleżankom zmarłego serdeczne: „Bóg zapłać".

W uzupełnienie podanych informacji należy dodać, że:
  • Feliks Mroziński uczył w szkole w Choczni Dolnej w latach 1881-1883, a od 1882 roku także w Choczni Górnej, praca w Choczni była jego pierwszym zajęciem po ukończeniu seminarium nauczycielskiego,
  • w 1884 roku uczył w Szarem na Żywiecczyźnie, w 1885 roku w Zembrzycach, a w latach 1886-1888 w Bulowicach,
  • był członkiem Towarzystwa Nauczycieli Ludowych.
Zestawienie nauczycieli uczących w Choczni od początku XIX wieku do 1939 roku jest dostępne tutaj- LINK.

środa, 9 grudnia 2015

Choczeńscy organiści

Lista tych spośród choczeńskich organistów do początku XX wieku, których nazwiska udało mi się ustalić. 
Zestawienie będzie na bieżąco uzupełniane, w miarę napływu nowych informacji.
  • Marcin z Raciborzyc (około 1617)
  • Wojciech Tuszyński (podawany w latach 1666-1679)
  • Jan Miklaszowski/Mikołajków (podawany od 1688)
  • Wojciech Łaziński (podawany w 1714)
  • Antoni Zielaskiewicz/Zielaszkowicz (podawany w 1717)
  • Paweł Stanecki (podawany od 1733)
  • Jakub Sadowski (około 1740)
  • Jan Puńczewski (około 1748)
  • Marcin Miękiński (około 1759)
  • Kazimierz Płaza (podawany w 1761 roku)
  • Wojciech Nycz/Nyczowski (podawany w latach 1763-1786)
  • Wojciech Wojaszkiewicz (około 1798)
  • Jakub Pilarski (od 1804 do 1813)
  • Walenty Ziętarski (pisarz gminny 1811-22 i zastępczy organista)
  • Walenty Smolarski/Smolarek (od około 1818 roku do początku 1840 roku) -  LINK
  • Mateusz Tarchalski (przed 1828 rokiem - równolegle z Walentym Smolarskim)
  • Błażej Szczepaniak
  • Antoni Danecki/Danek (podawany w latach 1841-1846)
  • Józef Cap/Czapik (od 1846) - LINK
Uwagi:
  1. Chocznianami z urodzenia byli Błażej Szczepaniak i Józef Czapik.
  2. Jan Miklaszowski poślubił mieszkankę Choczni Agatę Gołąb (1690), a Jan Puńczewski także mieszkankę Choczni Ewę Płaza (1748).
  3. Potomkowie Wojciecha Tuszyńskiego żyli w Choczni jeszcze w XIX wieku.
  4. Błażej Szczepaniak jest wymieniany jako organista w dokumencie znalezionym w kościelnej wieży (LINK), nie udało się ustalić jednak, w jakich latach wykonywał pracę organisty, dlatego jego pozycja na liście jest pod znakiem zapytania.
  5. Organistą był wcześniej także choczeński nauczyciel Antoni Gajda, ale w Choczni nie wykonywał tej pracy.
  6. Pochodzący z Choczni: Jan Balon był na początku XX wieku organistą w Rybnej, Józef Kręcioch w II połowie XIX wieku w Tyńcu, a zmarły w 2013 roku Eugeniusz Woźny był organistą w kaplicy na cmentarzu Rakowickim w Krakowie.
  7. Organiści choczeńscy pracowali często dodatkowo jako nauczyciele w szkółce przykościelnej.
  8. Według Józefa Putka istniały kiedyś zapiski o osobach choczeńskich organistów z XVIII wieku (w zbiorze kościelnych pieśni), ale zostały spalone przez niemieckiego nauczyciela w czasie II wojny światowej.


poniedziałek, 7 grudnia 2015

Poświęcenie sztandaru Stowarzyszenia Młodzieży Żeńskiej w 1927 roku

"Przewodnik Młodzieży Żeńskiej"- okólnik miesięczny Związku Katolickich Stowarzyszeń Młodzieży Żeńskiej archidiecezji krakowskiej, numer 9 z września 1927 roku informował:

"Chocznia koło Wadowic. Niezwykłą i nad wyraz podniosłą uroczystość obchodziło w dniu 22 maja Stowarzyszenie młodzieży żeńskiej w Choczni Dolnej, koło Wadowic: uroczystość poświęcenia sztandaru, Już od samego rana, zjeżdżały furmankami udekorowanemi zielenią i kwiatami, zdążały pieszo ze stacji kolejowej i z sąsiednich wiosek. delegacje poszczególnych Stowarzyszeń i bliższych i dalszych, by uczcić ten dzień uroczysty i podzielić radość i szczęście druchen Choczniańskich. O godzinie 9.30 rano we wzorowym porządku. czwórkami, ruszył Pochód do kościoła miejscowego. Na czele szedł oddział miejscowej straży ochotniczej i delegacja Stowarzyszenia Młodzieży męskiej, następnie postępowały delegacje 14 Stowarzyszeń Młodzieży żeńskiej, w ilości około 200 osób ze sztandarami. a w końcu Stowarzyszenie z Choczni niosło otoczony wieńcem, zwinięty, nowo ufundowany przepiękny sztandar, z wizerunkiem Niepokalanej z jednej, a św. Józefa z drugiej strony. W rogu sztandaru rozpościerał skrzydła Orzeł Biały!
Aktu poświęcenia dokonał. bawiący podówczas na wizytacji w Choczni sam Najprzew. Książe Metropolita krakowski, poczem wbił osobiście pamiątkowy gwóźdź, a oddając sztandar Stowarzyszeniu przemówił w paru słowach do dziewcząt. zaznaczając. że sztandar ten ma być dla nich zawsze przypomnieniem wiernej służby dla Boga i Ojczyzny! 
Po wysluchaniu uroczystej Mszy św. odbyło się dalsze wbijanie gwoździ przez delegacje i osoby zaproszone na tę uroczystość, lecz niestety niedługo to trwać mogło, gdyż deszcz przeszkodził i musiano się chronić do domów prywatnych i stodoły, jednego z gospodarzy Choczniańskich. 
Druchny z Choczni tak gościnnie przyjmowały u siebie, że deszcz nie popsuł wcale humorów, śpiewano chórem, a miła wspólna pogawędka dała sposobność druchnom zapoznania się między sobą, wzajemnego zbliżenia, tak bardzo potrzebnego i. koniecznego w naszej pracy Stowarzyszeniowej, bo tylko wówczas może być w Związku miłość i zwarta siła, gdy dziewczątka nasze wszystkie zrozumieją, że są siostrami, dziećmi jednej wielkiej rodziny katolickiej, zatem w każdem poszczególnem Stowarzyszniu czuć się powinny tak, jak gdyby były w najbliższej rodzinie. 
O godzinie 5.30 zgromadzono się w budynku szkolnym, dla wysłuchania referatu pod tytułem: "Sztandar Słowarzyszenia, jako pobudka do pracy kulturalno-oświatowej". Dziewczęta wszystkie w krakowskich strojach utworzyły wzdłuż schodów wejściowych szpaler, przez który wszedł ukochany, przez wszystkich oczekiwany nasz Najprzew. Książe Metropolita, witany przez przewodniczącą Stowarzyszenia w Choczni i skarbniczkę, które w imieniu całego Stowarzyszenia składały Mu wyrazy czci, hołdu i serdecznego przywiązania za Jego Ojcowską opiekę, którą otacza wszystkie nasze Stowarzyszenia. 
Nastąpił wreszcie referat, w którym rozwinięta była konieczność pracy kulturalno- oświatowej w Stowarzyszeniach, jej wpływ nie tylko  na rozwój samego Stowarzyszenia, ale zarazem na podniesienie oświaty w całej Ojczyźnie naszej. Sztandar ma być zachętą do pracy dla Boga i Ojczyzny, ma być tej pracy przypomnieniem, sztandar, to znak walki za pewne ideały, czyli rzeczy dla nas wielkie, drogie i święte. Sztandar nie może być tylko tą piękną dekoracją Stowarzyszenia w czasie pochodu, w czasie uroczystości religijnych i narodowych, sztandar to symbol żywych ideałów, to pobudka do czynów szlachetnych, a wizerunki Najśw. Marji Panny i św. Józefa widniejące na nim, mają być przypomnieniem pracy dla Boga, pracy w obronie wiary świętej i Kościoła. Tylko tak pojęty sztandar spełni swoje zadanie, w Stowarzyszeniu. 
Po skończonym referacie nastąpiło ślubowanie przed sztandarem, a następnie Najprzewielebniejszy nasz Arcypasterz przemówił do zebranej tak licznie młodzieży, zachęcając. do wytrwania w pracy raz rozpoczętej, chociażby napotykać przyszło największe trudności na tej drodze, nie zniechęcajcie się, bo zwycięstwo macie zapewnione. Stowarzyszenia nasze są tak ściśle złączone z Kościołem, tak z nim związane, że nic im grozić nie może. Pomimo burz i walk Kościół trwa, trwał i trwać będzie. Taksamo wszelka praca podjęta w Imię Boże dla dobra Kościoła zginąć nie może! 
Na zakończenie swego przemówienia. udzielił Najprzewielebniejszy Książe Metropolita swojego błogosławieństwa i zebrani wyszli przed budynek szkolny, gdzie nastąpiła wspólna fotografia. 
Około godziny 7 wieczorem. wszyscy z serdecznem żalem żegnali Najdostojniejszego Gościa, poczem wszystkie delegacje rozjechały się podniesione na duchu, pełne najmilszych wspomnień przeżytego dnia, z serdecznem uczuciem wdzięczności dla kochanych druchen z Choczni, które potrafiły tak mile i gościnnie, mimo wielu trudności i niepogody przyjąć wszystkich zebranych na tę uroczystość gości."

Ten dość długi tekst wyjaśnia jednocześnie okoliczności powstania fotografii, zamieszczonej na chocznia-kiedyś 3 marca, na której widać w środku poświęcony sztandar:



piątek, 4 grudnia 2015

Choczeńskie rody - Dąbrowscy

Nazwisko Dąbrowski w powiązaniu z Chocznią pojawia się po raz pierwszy w dokumentach pisanych w 1735 roku, czyli w czasie, gdy prowadzono już w miarę regularnie kościelne księgi metrykalne: chrztów, małżeństw i zmarłych. Dzięki temu historię nazwiska Dąbrowski w Choczni można odtworzyć z dużą precyzją, nieosiągalną w przypadku historii wielu innych nazwisk, które pojawiły się w Choczni znacznie wcześniej.
Dokładnie 6 maja 1735 roku niejaki Marcin Dąbrowski był ojcem chrzestnym Zofii, córki Tomasza i Ewy Kręciochów. Cztery lata później (1739) ten sam Marcin Dąbrowski, z żoną Łucją, ochrzcili w Choczni córkę Monikę, a potem jeszcze czworo innych dzieci (do 1747 roku). Od 1750 roku swoje dzieci w Choczni chrzcił następny Dąbrowski, o imieniu Maciej, nadając im zresztą dość nietypowe imiona (na przykład: Gertruda, Tyburcjusz, czy Romuald). Brak w Choczni metryk chrztu Marcina i Macieja Dąbrowskich mógł sugerować, że ci pierwsi Dąbrowscy byli przybyszami z zewnątrz i pojawili się we wsi w I połowie XVIII wieku.
W rzeczywistości wyglądało to jednak zupełnie inaczej. Okazało się, że w drugiej połowie XVIII wieku nazwiska zarówno potomków Macieja, jak i jego samego, zapisywano w metrykach przemiennie- czasem jako Dąbrowski, a w innych przypadkach jako… Balon. Ten stan rzeczy utrzymywał się jeszcze w pierwszej połowie XIX wieku, kiedy to niektórych Dąbrowskich pisano „Dąbrowski recte Balon”, czyli Dąbrowski prawidłowo Balon. A sprawdzenie metryk z I połowy XVIII wieku wykazało, że począwszy od 1723 roku chrzcił w Choczni swoje dzieci Marcin Balon z żoną Łucją, w tym syna Macieja (w 1725 roku) ! Co więcej, również inne dzieci Marcina Balona i Łucji w późniejszych czasach zapisywano na przemian, z nazwiskiem Dąbrowski lub Balon.
Podane fakty pozwalają stwierdzić, że Dąbrowscy w Choczni pojawili się jako nosząca osobne nazwisko gałąź rodu Balonów, począwszy od Marcina Balona/Dąbrowskiego, urodzonego w 1695 roku, syna choczeńskiego kowala i wójta Wawrzyńca Balona.
Nie sposób jednak bez dokładnych badań genealogicznych określić, czy wszyscy współcześni Dąbrowscy w Choczni są potomkami Marcina i Łucji. Z dużym prawdopodobieństwem tak, ale nazwisko Dąbrowski jest w Polsce bardzo popularne i nie jest całkiem wykluczone, że również inni Dąbrowscy, nie wywodzący się z Balonów, osiedli w Choczni w XIX lub XX wieku. 
Z pewnością w 1829 roku brał ślub w Choczni niejaki Józef Dąbrowski (właściwie Achmet), z pochodzenia Turek z Bułgarii, żołnierz armii austriackiej, który nie pozostawił jednak w Choczni potomków.
Dąbrowscy z Choczni wielokrotnie pojawiają się w różnego rodzaju dokumentach pisanych, związanych z historią wsi.  
W XVIII wieku Wojciech Dąbrowski (ur. 1735), syn wspomnianego wcześniej Marcina, był choczeńskim przysiężnym (czyli radnym), a jego brat Andrzej (ur. 1747) karczmarzem. Karczmarzem był również Krzysztof Dąbrowski, a Kacper Dąbrowski młynarzem. 
W XIX wieku Józef Dąbrowski (ur. 1807) był kowalem, a Ignacy Dąbrowski (ur. około 1824) to radny i członek Rady Miejscowej Szkolnej, podobnie jak Wojciech (ur. około 1820). Bardzo ciekawą postacią był Franciszek Dąbrowski (ur. 1839), niedoszły ksiądz, doktor praw, pracujący w Mielcu i Nisku, a zmarły w Krakowie, jako emerytowany sędzia. To ojciec magnata prasowego z okresu międzywojennego- Mariana Dąbrowskiego (ur. 1878), właściciela  „Ilustrowanego Kuryera Codziennego”. Księdzem został natomiast Szymon Dąbrowski (ur. 1859), pracujący wśród amerykańskiej Polonii (LINK). Nie należy go mylić z innym Szymonem Dąbrowskim (ur. 1863), urzędnikiem pocztowym i zasłużonym krakowskim radnym (LINK). W 1877 roku urodziła się Maria Dąbrowska, późniejsza siostra Elja- karmelitanka. Wieloletnią akuszerką gminną była Aniela Dąbrowska.
W XX wieku do bardziej znanych postaci z grona choczeńskich Dąbrowskich należeli:
  • Stanisława Dąbrowska z domu Szurman (ur. 1917), ogrodniczka, członkini Wojewódzkiej Rady Narodowej,
  • Franciszek Dąbrowski (ur. 1902) radny gromadzki, ławnik, działacz Kasy Stefczyka, powojenny sołtys Choczni,
  • Józef Dąbrowski (ur. 1879) „Patyk”, korespondent prasy polonijnej, działacz ludowy, radny gromadzki,
  • Ryszard Dąbrowski (ur. 1938) podporucznik lotnictwa,
  • Stanisław Dąbrowski (ur. 1914) ogrodnik w rezydencji prezydenckiej w Spale i w Choczni
  • Stefan Dąbrowski (ur. 1906) ochroniarz prezydenta Mościckiego, żołnierz ruchu oporu, więzień Auschwitz, w którym poniósł śmierć,
  • Wincenty Dąbrowski (ur. 1904) porucznik Wojska Polskiego, żołnierz Polskich Sił Zbrojnych we Francji i w Anglii, po wojnie na emigracji w Kanadzie.
W czasie I wojny światowej śmierć ponieśli: Teodor Dąbrowski (ur. 1881) i Józef Dąbrowski (ur. 1897), a Michał Dąbrowski (ur. 1895) dostał się do włoskiej niewoli.
Natomiast czynny udział w kampanii wrześniowej 1939 roku brali: Stanisław Dąbrowski (ur. 1914), Józef Dąbrowski (1912) i inny  Józef Dąbrowski (ur. 1911).

Siedziby i własność choczeńskich Dąbrowskich w połowie XIX wieku określić można na podstawie "Grundaparzellen- Protocoll", spisu własności gruntowej, zapoczątkowanego w 1844 roku.
W tym czasie własność rolną i leśną posiadało aż szesnastu Dąbrowskich.
Ich parcele usytuowane były przede wszystkim w Niwie Zakościelnej, na północ od Choczenki (Andrzeja, Ignacego, Jana, Józefa, dwóch Kazimierzy i Maciejów, Piotra i Stanisława) oraz w Niwie Zakościelnej południowej (grunty: Franciszka i dwóch Sebastianów) i Dolnej od Wadowic (pola Jana i Józefa).
Najmajętniejszy z Dąbrowskich- Jan spod numeru 170a- był wtedy dziewiąty na liście chłopskich właścicieli gruntów, jako posiadacz ponad 18 mórg.
Przeciętne gospodarstwo Dąbrowskich miało w tamtych czasach powierzchnię i roczny dochód poniżej średnich wartości wyliczonych dla całej wsi.


środa, 2 grudnia 2015

Choczeńscy proboszczowie- ksiądz Jacek Majeranowski

Jacek Majeranowski pochodził z Mucharza, gdzie urodził się w 1754 roku. Jego imię w metrykach kościelnych zapisywano po łacinie jako Hyacinthus, natomiast nazwisko bywało też wymieniane w różnych źródłach nie tylko jako Majeranowski, ale również Majeronowski lub Majerowski.
Przed święceniami kapłańskimi w 1776 roku pobierał nauki na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, natomiast teologię i filozofię miał studiować w Sandomierzu.
Już dwa lata po święceniach (1778) objął probostwo w Dankowicach koło Bielska. Po dwudziestu dwóch latach posługi w Dankowicach został proboszczem w Choczni (1800).
W czasie pełnienia przez niego obowiązków proboszcza kontynuowano rozpoczętą w 1798 roku budowę drewnianego kościoła. W 1801 roku dodano kamienną posadzkę, w 1802 roku dobudowano wieże, a w 1804 roku otynkowano ściany zewnętrzne, wybudowano przedsionek (babiniec) i otoczono teren przykościelny parkanem, w którym były kapliczki ze stacjami Męki Pańskiej.
W 1808 roku biskup krakowski poświęcił nowy kościół. Proboszcz Majeronowski ufundował w nim z własnych środków ambonę, chrzcielnicę, ławki i puszkę, a do ołtarza głównego wstawił nowy obraz Matki Boskiej.
Powiększył także obszar własności plebańskiej przez zakup trzech stawów od właściciela wsi Jana Bibersteina-Starowieyskiego.  Stawy te, których pozostałości grobli były widoczne jeszcze nie tak dawno temu, znajdowały się w dolinie za Konówką, po lewej stronie drogi (ulica Kościelna), prowadzącej aktualnie od cmentarza do ulicy Góralskiej. Zakupione za prywatne pieniądze stawy zapisał na rzecz swoich następców na probostwie. 
Za jego pobytu w Choczni miano wybudować również organistówkę z osobną izbą szkolną, gdzie zatrudniony organista Jakub Pilarski od 1804 roku prowadził naukę czytania, pisania i rachowania dla dzieci i dorosłych, przejmując tym samym wcześniejszą pracę samego proboszcza. 
Ksiądz Jacek Majeranowski zmarł w Choczni 21 stycznia 1811 roku, w 57 roku życia i został pochowany na cmentarzu przykościelnym. Przed śmiercią ustanowił fundację, której środki miały być przeznaczone na odprawianie mszy świętych w jego intencji.
Na ścianie wewnętrznej bocznego wejścia do współczesnego choczeńskiego kościoła znajduje się tablica pamiątkowa ks. Majeronowskiego, na której są wyszczególnione jego zasługi dla kościoła oraz prośba o modlitwę.

Lista choczeńskich proboszczów - LINK