czwartek, 29 marca 2018

Wielkanoc

Tradycyjnym zwyczajem związanym z Wielkanocą, podtrzymywanym w Choczni od co najmniej okresu międzywojennego, jest straż przy Grobie Chrystusa, którą pełnią w kościele parafialnym choczeńscy strażacy. Przed wojną byli to członkowie Straży Ogniowej, obecnie Ochotniczej Straży Pożarnej.
O tym zwyczaju wspomina w swoich wspomnieniach Ryszard Woźniak- link.

Lata siedemdziesiąte XX wieku- archiwum Ireneusza Ramendy
2017
Ciekawym zwyczajem wielkanocnym było również przenoszenie do domów poświęconego w Wielką Sobotę ognia. Zajmowali się tym kilku-i kilkunastoletni chłopcy, używając do tego celu wysuszonych hub, które wkładali od ogniska płonącego przed kościołem. Huby nie paliły się pełnym ogniem, a jedynie tliły. Aby nie zgasły w drodze do domu wywijano nimi dookoła, trzymając je oczywiście nie w dłoniach, a w przygotowanych wcześniej uchwytach z drutu lub słabo palnych linek, sznurków, czy łozy.
Ten zwyczaj kultywowany jest do dziś w kościele przy klasztorze ojców Karmelitów w Wadowicach.
Natomiast o innych tradycyjnych zwyczajach wielkanocnych- związanych miedzy innymi z mszą rezurekcyjną, przeczytać można w "Kronice wsi Chocznia" Józefa Turały lub w wymienionych wyżej wspomnieniach Ryszarda Woźniaka.












poniedziałek, 26 marca 2018

Choczeńskie rody - Kręciochowie

Początki Kręciochów w Choczni

Pierwsze ślady obecności Kręciochów w Choczni datowane są na drugą połowę XVII wieku. 
W 1657 roku Wincenty i Katarzyna Kręciochowie ochrzcili w Choczni swoją córkę Małgorzatę. Nie można jednak traktować tego zapisu jako dowód na stałą obecność Kręciochów w Choczni, ponieważ kolejne wzmianki o nich są 20 lat późniejsze. Między 1657 rokiem (datą chrztu Małgorzaty), a 1677 rokiem (datą ślubu Jacentego Kręciocha i Felicji Płonka) brak nazwiska Kręcioch nie tylko wśród chrzczonych, zmarłych i małżonków, ale nawet u świadków tych wydarzeń zapisanych w metrykach. W tym okresie Kręciochów nie ujmują również spisy płatników podatku kościelnego (taczma) prowadzone od 1663 roku.
Po 1677 roku zapisy wymieniające Kręciochów mają już charakter ciągły, aż do współczesności.
Analizując stare metryki kościelne z Choczni, można przyjąć z dużym prawdopodobieństwem, że wszyscy choczeńscy Kręciochowie wywodzą się albo od wymienionych wyżej Jacentego i Felicji, albo od Pawła i Agnieszki, czyli drugiej pary małżeńskiej o tym nazwisku posiadającej dzieci w Choczni, począwszy od 1685 roku.
Jedynie w przypadku Tomasza Kręciocha i jego potomków (od 1720 roku) oraz Wojciecha Kręciocha i jego potomków (od 1732 roku) nie sposób stwierdzić, czy byli synami Jacentego, czy Pawła, ponieważ ich narodziny przypadają na około 10-letni okres, z którego metryki chrztu niestety się nie zachowały.
W 1720 roku urodził się Wawrzyniec Kręcioch, syn Franciszka i wnuk wspomnianego wyżej Pawła. Warto wspomnieć o nim z tego powodu, że on sam i jego potomkowie aż do początków XIX wieku byli zapisywani również jako Małeccy lub w formie Kręcioch vulgo Małecki. Podobnie zapisywany był jego młodszy brat Jan (ur. 1723), który jednak nie miał dzieci w Choczni.

Pochodzenie nazwiska Kręcioch

W Wielkim Słowniku Języka Polskiego słowo "kręcioch" oznacza: 1. człowieka ruchliwego, 2. oszusta - osoby mającej na celu odniesienie korzyści poprzez unikanie mówienia prawdy, kłamstwo lub oszukiwanie kogoś.
Według Internetowego Słownika Nazwisk w Polsce, powstałym pod egidą Polskiej Akademii Nauk, nazwisko Kręcioch pochodzi albo od wyrazu pospolitego "kręcioch" (w znaczeniu jak wyżej), od czasownika kręcić lub od nazwy własnej odimiennej Kręt.
Natomiast Teresa Kolber w swojej pracy doktorskiej wywodzi pochodzenie nazwiska Kręcioch od określenia gwarowego „kręcioch”- człowiek zbyt afektowny, człowiek, co przy chodzie zadkiem kręci.
Z kolei w pracy magisterskiej Ewy Widlarz nazwisko Kręcioch wywodzone jest od słowa „kręcić”- kłamać, oszukiwać.
Idąc tym tropem- Kręcioch oznaczałby oszusta, naciągacza, kłamcę, cygana. Co ciekawe nazwisko Cygan również występowało w XVII wieku w Choczni, ale związków Kręciochów z Cyganami nie da się udowodnić na podstawie istniejących źródeł historycznych.
Ponieważ czasownik kręcić, wymieniany jako możliwe źródło pochodzenia nazwiska Kręcioch przez badaczy z PAN, może oznaczać również obracać czymś, to Kręcioch w tej interpretacji, mógłby być osobą mielącą zboże w żarnach, co wiązało się z obracaniem kamienia żarnowego.


Siedziby i stan posiadania Kręciochów w Choczni

O miejscu zamieszkania Kręciochów w Choczni po raz pierwszy wnioskować na podstawie spisu płatników podatku kościelnego (taczma) z 1679 roku. Wymieniony w tym spisie Jacek Kręciosek (Jacenty Kręcioch) zamieszkiwał w górnej części wsi, mając za sąsiadów: Walasków, Krawców, Dziadków i Strzeżoniów.
W Metryce Józefińskiej z lata 1785-1789 rola „Kręciowska” widnieje w tym samym miejscu, co siedziba Jacka Kręcioska 100 lat wcześniej. Zaliczono ją do Niwy Zakościelnej i sąsiadowała w jej górnej części z rolami Krawczowską i Dziadkowską.
Spis płatników podatku kościelnego (messaliów) z 1803 roku wymienia aż 13 Kręciochów: Wojciecha, dwóch Fabianów, dwóch Stanisławów, Tomasza, Urbana, Józefa, Walentego, Ignacego, dwóch Michałów i Aleksego. To świadczy, jak ród Kręciochów był już wówczas rozrośnięty i jak popularne było to nazwisko w Choczni.
Większość Kręciochów na początku XIX wieku mieszkała w Niwie Zakościelnej „południowej”, czyli ich pola rozpościerały się od Choczenki w kierunku południowo- zachodnim, po granicę z Zawadką. Co ciekawe, połowa z nich mieszkała w domach o kolejnej numeracji od 61 do 66, czyli przy dzisiejszej Białej Drodze, naprzeciw obecnego Domu Strażaka i poniżej.
Natomiast trzech z trzynastu Kręciochów z 1803 roku żyło już wtedy w Niwie Dolnej od Wadowic- przy dzisiejszym Zawalu.
Te lokalizacje potwierdzają kolejne spisy płatników do 1836 roku oraz Grundparzelen Protocoll z lat 1844-1852.
Według tego ostatniego źródła 14 Kręciochów posiadało w Choczni łącznie ponad 102 morgi gruntu. Najmajętniejszym Kręciochem był wtedy karczmarz Tomasz z dzisiejszego Zawala, posiadacz prawie 13 mórg. Tylko nieznacznie ustępował mu majątkiem Franciszek z Niwy Zakościelnej. Stan posiadania gruntów kolejnych pięciu Kręciochów przekraczał choczeńską średnią.
Na podstawie zapisów w Księgach Wstrzemięźliwości i Trzeźwości szacować można, że nazwisko Kręcioch było wtedy drugim najpopularniejszym nazwiskiem w Choczni (za nazwiskiem Szczur).
Kolejny spis z 1875 roku, tym razem dotyczący darczyńców na przeróbkę starych i zakup nowych dzwonów kościelnych, zawiera 13 właścicieli domów w Choczni noszących nazwisko Kręcioch. Czyli że liczba domów Kręciochów w Choczni w latach 1803-1875 nie zmieniała się zbytnio (od 13 w 1803, przez 14 w 1844, po ponownie 13 w 1875).
Co ciekawe choczeński spis właścicieli gospodarstw z 1960 roku także wykazał 14 Kręciochów.

Choczeńscy Kręciochowie poza Chocznią

Już w na przełomie XVIII i XIX wieku potomkowie choczeńskich Kręciochów zamieszkiwali w Andrychowie i w Wadowicach.
W pierwszej z tych miejscowości przychodziły na świat dzieci Jana i Małgorzaty Kręciochów: Teresa, urodzona w 1789 roku i Wojciech, urodzony w 1791 roku, późniejszy kontroler kasy miejskiej w magistracie andrychowskim w latach dwudziestych XIX wieku.
Na początku XIX wieku do cechu tkackiego w Andrychowie wstąpił choczeński przekupień Franciszek Kręcioch (syn Kazimierza), który z żoną Franciszką z Kadłubickich doczekał się w Andrychowie co najmniej pięciu potomków, począwszy od syna Jakuba urodzonego w 1808 roku.
W 1808 roku w Andrychowie urodziła się również Wincenty Kręcioch, syn Jakuba i Ewy z domu Ficek.
Natomiast pierwszym wadowickim Kręciochem wywodzącym się z Choczni był szewc Paweł Kręcioch, syn Jacentego Kręciocha i Katarzyny z domu Styła, którego dzieci rodziły się w Wadowicach od 1813 roku.
Według ustaleń dr Teresy Kolber nazwisko Kręcioch dość dawno temu występowało również we Frydrychowicach (1870), Kleczy Dolnej (1920), Woźnikach (1918), Radoczy (1892) i w Zawadce (1851).
Choczeńskie korzenie mają także Kręciochowie z Nowego Sącza, którzy pojawili się tam na przełomie XIX i XX wieku. Są potomkami nauczyciela Józefa Kręciocha (ur. w 1815 roku), o którym będzie mowa w dalszej części notatki.
Licznych choczeńskich Kręciochów można znaleźć wśród emigrantów w USA.
Pierwszym z nich był Wojciech Kręcioch (ur. 1859 syn Jana i Heleny), który już w 1902 roku otrzymał amerykańskie obywatelstwo. Wojciech prowadził własny sklep, a jego trzej synowie służyli w amerykańskiej armii. Dwaj starsi zdążyli urodzić się jeszcze w Choczni: Jan Wojciech Kręcioch (ur. w 1888 roku), który zapoczątkował linię Kręciochów w stanie Ohio oraz Franciszek (ur. w 1893 roku), artylerzysta ranny w czasie I WŚ, którego potomkowie przychodzili na świat w mieście Fall River w stanie Massachusetts. Znacznie młodszy od nich Józef Alfred (urodzony w 1900 roku na emigracji w Massachusetts) był także żołnierzem armii generała Hallera we Francji, z którą dotarł do Polski w 1919 roku.
W USA mieszkali ponadto urodzeni w Choczni:
  • Jan Kręcioch ur. 1883, syn Franciszka,
  • Jan Kręcioch ur. 1871, syn Jana,
  • Michał Kręcioch ur. 1872, syn Jana,
  • Michał Kręcioch, ur. 1880, syn Ignacego, kowal w stanie Indiana,
  • Szczepan Kręcioch ur. 1908, syn Michała,
  • Tomasz Kręcioch ur. 1883, syn Jana,
  • Marianna Aniela Kręcioch (Linko) ur. 1882, córka Jana,
  • Anna Kręcioch (Cibor), ur. 1890, córka Jana,
  • Bronisława Kręcioch (Kamionka) ur. 1890, córka Jana,
  • Elżbieta Kręcioch (Cibor) ur. 1853, córka Jana,
  • Elżbieta Kręcioch (Zając) ur. 1891, córka Jana,
  • Helena Kręcioch (Bartus) ur. 1885, córka Franciszka,
  • Honorata Kręcioch (Janik) ur. 1887, córka Wojciecha,
  • Magdalena Maria Kręcioch (Nowak) ur. 1888, córka Jana.

Wymieniony wyżej Tomasz Kręcioch (1883-1965), murarz, hutnik i hydraulik, mieszkaniec przedmieść Chicago, doczekał się w USA z żoną Apolonią aż dwanaściorga dzieci.
Potomkowie choczeńskich Kręciochów żyli również lub żyją nadal między innymi w:
  • Czechach (po krawcu Janie synu Mateusza, urodzonym w 1883 roku),
  • Francji (po górniku Janie synu Tomasza urodzonym w 1893 roku),
  • Izraelu (po Zofii Kręcioch, córce Józefa, urodzonej w 1914 roku),
  • Australii (po Zofii Kręcioch, córce Jana, urodzonej w 1923 roku),
  • Wielkiej Brytanii (po Henryku Kręciochu, synu Tomasza, urodzonym w 1926 roku w Liege i Władysławie Bolesławie, synu Józefa, urodzonym w 1910 roku). Brytyjscy Kręciochowie występują też pod nazwiskiem Kershaw i Cass.

Oczywiście Kręciochowie z Choczni rozprzestrzenili się także na obszarze całej Polski.
Według danych z początku XXI wieku w Polsce mieszkało 268 osób o tym nazwisku, najwięcej w: 
  • powiecie wadowickim 129,
  • Krakowie 25,
  • Bielsku-Białej 21,
  • Radomiu 17,
  • Nowym Sączu 12,
  • Chrzanowie 11,
  • Świdnicy 9,
  • Zawierciu i Katowicach po 6.
Kręciochowie w okresie I wojny światowej

Dziesięciu choczeńskich Kręciochów zginęło lub zostało rannych w czasie I wojny światowej:
  • Feliks syn Jana (ur. 1880), żołnierz 16 pułku strzelców, ranny dostał się do niewoli rosyjskiej,
  • Franciszek syn Jana (ur. 1881), zginął na froncie pod Kraśnikiem w 1917 roku, 
  • Franciszek syn Wojciecha (ur. 1893) artylerzysta US Army, ranny na froncie,
  • Jan syn Ignacego (ur. 1883), żołnierz 56 pp, ranny dostał się do niewoli rosyjskiej i był więziony w stanicy Nikołajewskiej,
  • Jan syn Szymona (ur. 1889) żołnierz 56 pp, został rany na froncie w 1915 roku,
  • Jan syn Antoniego (ur. 1893) żołnierz 2 Pułku Ułanów Legionów Polskich, ranny na froncie przebywał w szpitalu w Lublinie,
  • Józef  syn Jana (ur. 1886) zginął na froncie pod Stanisławowem w 1916 roku,
  • Józef syn Jana (ur. 1893) żołnierz 16 pp, chory przebywał w szpitalu w Pradze (1915), później został uznany za zaginionego,
  • Michał syn Tomasza (ur. 1889) żołnierz francuskiej Legii Cudzoziemskiej- kapral w Régiment de Marche d’Afrique. Zginął w 1916 roku w czasie walk w Grecji,
  • Wojciech (ur. 1889) żołnierz 56 pp, został ranny na froncie (1915).

 Żołnierzem 5 Pułku Piechoty Legionów Polskich był także Jan Kręcioch, syn Tomasza (ur. 1893).

Kręciochowie w czasie II wojny światowej

Wśród więźniów niemieckich obozów koncentracyjnych w czasie II wojny światowej znaleźli się:
  • Franciszka Kręcioch ur. 1900 (Ravensbrück),
  • Helena Kręcioch ur. 1905 (ofiara Auschwitz),
  • Jan Kręcioch ur. 1893 (ofiara Auschwitz, gdzie trafił z Francji, aresztowany za sabotaż w kopalni).
Marynarz Władysław Kręcioch zatonął na niszczycielu ORP Orkan w 1943 roku.

W ruchu oporu udział brali:
  • Michał Kręcioch ur. 1900,
  • Stanisław Kręcioch ur. 1913,
  • Józef Kręcioch ur. 1915, pseudonim „Burian”, „Niemsta”, członek ZWZ-AK, zastępca dowódcy batalionu AK „Orzeł” w stopniu porucznika, w 1943 roku skazany przez Niemców na karę śmierci. Brał udział w aktach dywersji, sabotażu, kolportażu ulotek i akcjach bojowych,
  • Zygmunt Kręcioch ur. 1916, podporucznik w batalionie AK „Orzeł-Ważka”, organizator komórek konspiracyjnych, szkolił młodzież partyzancką, zdobywał broń i rozprowadzał ulotki.
Franciszek i Rozalia Kręciochowie podpisali volkslistę, chcąc uchronić przed  represjami okupanta niepełnosprawną siostrę Helenę, co i tak się nie powiodło. Helena zginęła w Auschwitz, a Kręciochowie po wojnie trafili do więzienia.

Według kwestionariuszy szkód wojennych z 1945 roku w czasie okupacji niemieckiej szkody poniosło 10 gospodarstw Kręciochów z Choczni.
Największe: Józefa Kręciocha (nr 229), Szymona Kręciocha (nr 481) i Heleny Kręcioch (nr 322).

Najbardziej znani Kręciochowie z Choczni i ich potomkowie.
  • Michał Kręcioch ur. 1734, syn Wojciecha, choczeński wójt (1783-1790) skazany na plagi za bunt przeciwko Starowieyskiemu,
  • Franciszek Kręcioch ur. 1784, syn Ignacego, choczeński wójt (1822),
  • Jakub Kręcioch ur. 1807, syn Adama, choczeński kowal i sklepikarz,
  • Tomasz Kręcioch ur. 1813, syn Franciszka, choczeński karczmarz (1840) przy obecnej ulicy Zawale,
  • Józef Kręcioch ur. 1815, syn Franciszka, nauczyciel w Wadowicach, Jawiszowicach, Dankowicach i w Tyńcu (tam także organista),
  • Antoni Kręcioch ur. 1829, syn Bartłomieja, mistrz krawiecki w Cieszynie (1888),
  • Franciszek Kręcioch ur. 1857, syn Jana, krawiec, sklepikarz, karczmarz w Choczni Górnej, pszczelarz, członek rady parafialnej, kościelny kantor, organizator i przewodnik pielgrzymek,
  • Andrzej Kręcioch ur. 1874, syn Jana, członek zarządu Kasy Zapomogowo-Pożyczkowej w Choczni (1920),
  • Józef Kręcioch ur. 1886, syn Franciszka, absolwent 4 klas gimnazjum w Wadowicach i seminarium klasycznego w Detroit, urzędnik kolejowy, stacjomistrz, naczelnik licznych stacji kolejowych, kandydat na posła w wyborach w 1922 roku,
  • Jan Kręcioch ur. 1893, syn Antoniego, członek choczeńskiego „Sokoła”, ułan Legionów Polskich w czasie I WŚ, wachmistrz WP w wojnie polsko-bolszewickiej, kolejarz w Bielsku,
  • Andrzej Kręcioch ur. 1897, syn Antoniego, pracownik i naczelnik urzędów pocztowych, uczestnik wojny polsko-bolszewickiej i konspiracji w czasie II WŚ, represjonowany przez UB w Polsce Ludowej,
  • Michał Kręcioch ur. 1900, syn Franciszka, artysta malarz, absolwent ASP w Krakowie, nauczyciel rysunku w Gimnazjum im. Mickiewicza w Warszawie, uczestnik konspiracji w czasie II WŚ, więziony przez Niemców na Montelupich w Krakowie, zbiegł z transportu do Majdanka,
  • Edward Kręcioch ur. 1912 w Muszynie, syn Józefa, uczeń gimnazjów w Wadowicach, Gorlicach i w Chrzanowie, student Wydziału Filozofii UJ, podporucznik rezerwy WP, krakowski urzędnik,
  • Albin Kręcioch ur. 1914, syn Franciszka, mistrz krawiecki,
  • Józef Kręcioch ur. 1915, syn Józefa, absolwent wadowickiego gimnazjum w 1935 roku, żołnierz zawodowy, uczestnik kampanii wrześniowej 1939 roku i konspiracji w czasie okupacji- oficer AK w batalionie „Orzeł-Ważka”, po wojnie inżynier rolnictwa- meliorant, odznaczony Virtuti Militari,
  • Stanisław Kręcioch ur. 1915, syn Franciszka, absolwent Technikum Rolniczego w Czernichowie, doradca rolniczy, agronom, członek gminnych i gromadzkich komisji w Choczni, działacz amatorskiego ruchu teatralnego w Choczni,
  • Zygmunt Kręcioch ur. 1916, syn Józefa, absolwent wadowickiego gimnazjum (1938), żołnierz kampanii wrześniowej 1939 roku, podporucznik AK w batalionie „Orzeł –Ważka”, powojenny inżynier rolnictwa,C
  • Clayton Fay Black ur. 1918, wnuk Wojciecha, amerykański fizyk, autor licznych prac naukowych,
  • Stanisław Kręcioch ur. 1921, syn Antoniego, inżynier, autor patentów, mieszkaniec Bielska,
  • Edward Kolaczyk ur. 1936, wnuk Michała, amerykański pisarz, autor romansów pisanych pod kobiecym pseudonimem,
  • ksiądz Jakub Kręcioch ur. 1940, syn Andrzeja, salezjanin, pracownik Towarzystwa Naukowego KUL w Lublinie,
  • Andrzej Kręcioch ur. 1941 w Krakowie, syn Edwarda, historyk, publicysta,
  • Michał Kręcioch ur. 1947, syn Stanisława, inżynier budownictwa, absolwent Politechniki Krakowskiej, nauczyciel w Technikum Rolniczym w Radoczy, radny gminy Tomice, redaktor lokalnych periodyków, autor m.in. książki „Na wsi i dla wsi”,
  • Adam Kręcioch ur. 1954 w Wadowicach, syn Anastazego, inżynier mechanik, absolwent Politechniki Krakowskiej, radny i wójt gminy Tomice, działacz sportowy, prywatny przedsiębiorca,
  • ksiądz Marek Kręcioch, ur. 1958, syn Albina, proboszcz w Kobiernicach, pszczelarz.
Czarne karty historii Kręciochów

Oprócz wymienionych wyżej zasłużonych i wybitnych przedstawicieli rodu Kręciochów zdarzały się również jednostki nieprzynoszące moim przodkom Kręciochom chluby:

  • w 1860 roku Jan Kręcioch był poszukiwany listem gończym po ucieczce z więzienia w Kartuzach na Kaszubach, gdzie znalazł się po udowodnionym zarzucie podłożenia ognia,
  • w 1867 roku w Choczni w czasie kłótni z bliskim krewnym Jan Kręcioch został tak pobity, że zmarł w wyniku odniesionych obrażeń,
  • w 1928 roku Władysław Kręcioch zamordował swoją młodszą siostrę Marię, po czym popełnił samobójstwo. Do zajścia doszło w okolicach Budzynia (Wielkopolska), gdzie zamieszkiwali po przeprowadzce z Choczni, a jego tłem był spór o majątek rodzinny,
  • Antoni Kręcioch urodzony w Andrychowie w 1915 roku, jako syn chocznianina Ludwika Kręciocha, notoryczny złodziej, do 1932 roku odsiadywał wyrok więzienia za kradzież kościelną. Zmarł w 1942 roku podczas kolejnej odsiadki, tym razem w więzieniu w Rawiczu.


czwartek, 22 marca 2018

Słownik wyrazów i zwrotów w Choczni używanych- "R"

raciok – niedołęga, niezgraba
rafiok- wóz na drewnianych kołach bez ogumienia z metalowymi obręczami
rafka- metalowa obręcz na koło
raja – rządek, szereg
rajbetka – paca do zacierania tynku
rajbować – wyrównywać, gładzić, zacierać tynk
ranyści! – okrzyk zdziwienia
rańtuch- chustka kobieca służąca do okrycia
rapsik/rapśnik- kłusownik
rączka – pióro (do pisania)
rebucha – łapówka
retirada- klozet, ustęp, wychodek
rogolka – mątewka; ostrewka na siano
roki- lata, np. dwa roki stary- ma dwa lata
ropaty – chropowaty, nierówny, ostry
rozbyrdzić – rozkłócić, rozmieszać
rozchód – domowe wydatki, koszt utrzymania
rozkierutać – rozstroić, zniszczyć, sfatygować
rozkucić – rozmieszać; patrz rozbyrdzić
rozmłócka – młócenie właściwe
rozpajezyc sie – rozindyczyć, rozzłościć się.
rozpona- blokada wkładana między zęby by uniemożliwić ich zaciśnięcie
rozpucony – pęknięty (np. balon); rozjechany, spłaszczony (np. przez auto)
rozradzić – odradzić, odwieść kogoś od czegoś
roztomajty- różny, rozmaity
rudel- wiosło
rychtować – przygotowywać
rychtyk – właśnie! akurat!; dokładnie.
rynna- wąska ścieżka prowadząca stromo pod górę, przeznaczona głównie do ściągania drewna
ryński- srebrna moneta o wadze około 12 gramów i  nominale jednego złotego reńskiego, używana w Cesarstwie Austriackim, a tym samym w Galicji, inaczej floren lub gulden
rypło sie- wydało się, wyszło na jaw
rzas- miejsce przez które przechodzi piła
rzeźnica- rzeźnia
rzodki- łatwo się pocący
Rzycon- mieszkaniec Rzyk
rzyć – wulg. tyłek

piątek, 16 marca 2018

Portret choczeńskiej "Damy z listem"


Obraz  z prywatnej kolekcji Tadeusza Królikiewicza
Historia tego obrazu i osoby na nim utrwalonej została opisana we wspomnieniach Tadeusza Królikiewicza opublikowanych na stronie Stowarzyszenia Absolwentów Liceum Ogólnokształcącego im. Marcina Wadowity w Wadowicach- www.wadowita.net:
„Jak sięgam pamięcią, w mieszkaniu naszym wisiał portret prababki. W Brzesku umieszczony był nad fortepianem matki. Wodziła za mną oczami, a w lewej ręce trzymała list. Pojechała z nami do Wadowic. Podczas wojny tułała się z nami po świecie, co nie wyszło jej na zdrowie. Podczas kolejnej przeprowadzki płótno obrazu rozdarło się na kancie stołu, twarz, ręce i list pociemniały, ale nadal wodziła za mną swoimi pięknymi oczami. Po wojnie powróciła do Wadowic nie nad fortepian, który został sprzedany, gdy sytuacja materialna była ciężka.
Portret prababki wymalowany został pod Wadowicami, w Choczni, skąd pochodziła prababka Tekla Płonka. Urodziła się jeszcze w czasach napoleońskich. Wyrosła na ładną dziewczynę, która podobno podobała się oficerom austriackiego pułku piechoty stacjonującego w Wadowicach, a zgodnie z opowieścią rodzinną jeden z nich zakochał się w niej bez pamięci. Ale oficer odjechał w siną dal, dziewczyna czekała roniąc łzy. W końcu nie doczekawszy się, otarła łzy i wyszła za mąż za piekarza, emigranta z austriackiego Voralbergu Jana Letschera, który przyjechał za chlebem do Polski. I właśnie wtedy przyszedł do niej list, że ukochany otrzymał pozwolenie na małżeństwo i wraca. Było jednak za późno.
Portret namalowany został prawdopodobnie ok. połowy XIX wieku, na pewno przez dobrego malarza, który zgodnie z przekazem rodzinnym przebywał w Choczni po upadku rewolucji krakowskiej (1846). Na obrazie brak sygnatury autora. Dalsza moja kuzynka, nieżyjąca dr Anna Bocheńska, historyk sztuki i kustosz wawelskiego muzeum, bezskutecznie usiłowała dociec, kto jest autorem obrazu.
Matka pokazywała mi w okresie międzywojennym ruiny domu w Choczni zwanego jeszcze wówczas letscherówką. Letcherowie wraz z synem Alojzym przenieśli się do Bochni, gdzie otworzyli piekarnię.
Prababka, po renowacji (przez fachowca wysokiej klasy), błyszczy swą urodą jak za dawnych lat i z lekkim uśmiechem wodzi swoimi pięknymi oczami za domownikami. A w ręku trzyma list - może świadectwo miłości, może dramatu sprzed lat.”
Analizując ten portret i zagłębiając się w szczegóły życiorysu uwiecznionej na nim postaci, dojść można do dość zagadkowych odkryć, które czynią tę interesującą historię nieco bardziej tajemniczą.
Znane fakty na temat Tekli Letscher z domu Płonka przedstawiają się następująco:
  • w spisie choczeńskiej własności gruntowej z lat 1844-1852 widnieje znaczny majątek Tekli Letscher (16 mórg gruntu) i osobny Johana (Jana) Letschera o powierzchni nieco ponad 8 mórg, czyli łączna własność Letscherów w Choczni wynosiła wówczas 14 hektarów. Łączna własność Letscherów była wówczas czwartą co do wielkości w Choczni, po majątku sołtysim (Duninów), dworskim (Bobrowskich) i plebańskim. Niewiele przewyższała jednak największe majątki chłopskie (o 1-2 morgi). Posiadłość Letscherów była nazwana potocznie Lecierówka lub Leczerówka, o czym piszą na przykład Eugeniusz Bielenin (w swoich wspomnieniach), czy Józef Turała (w „Kronice wsi Chocznia”). Nazwa Leczerówka/Lecierówka przetrwała do dziś, choć nie jest powszechnie znana.
Przypisane do niej były dwa niesąsiadujące ze sobą domy o numerach 203 (Tekla) i 191 (Jan) w górnej części obecnej ulicy Zawale.

Lokalizacja domu nr 191

Lokalizacja domu nr 203


Pola Letscherów rozciągały się na północny wschód od ich domów, przekraczały Stary Gościniec (Drogę Sobieskiego) i sięgały aż po granice z Frydrychowicami. Wcześniejsze spisy płatników podatku kościelnego pozwalają sądzić, że Tekla i Jan Letscherowie nie byli długoletnimi właścicielami majątków w Choczni. Jeszcze w 1836 roku późniejszy dom Tekli figurował jako własność Wątrobów, a późniejszy dom Jana jako własność Błażeja Juchy.
  • W metrykach kościelnych parafii wadowickiej zachowały się adnotacje o chrztach pięciorga dzieci piekarza i cukiernika Johanna Letschera, syna Aloisa i Cathariny, rodem z Voralbergu w Austrii i jego żony Tekli, córki Wojciecha Płonki oraz Tekli z Sokołowskich:
  1. Emilii Joanny w 1849 roku,
  2. Edmunda w 1850 roku,
  3. Józefa Ferdynanda w 1852 roku,
  4. Alojzego Franciszka w 1856 roku,
  5. Ernestyny w 1859 roku.
Co ciekawe każdorazowo podano inne miejsce zamieszkania Letscherów – kolejno domy w Wadowicach (a nie w Choczni) nr 245, 347, 345, 48 i 332. W większości przypadków matką chrzestną dzieci Letscherów była ta sama osoba- Marianna, żona ziemianina Pawła Schultesa z Przybradza.
  • W metrykach kościelnych parafii choczeńskiej zachowały się cztery wpisy dotyczące Letscherów:
  1. Śmierć Ernestyny Letscher w 1859 roku,
  2. Śmierć Jana Letschera 7 maja 1861 roku w wieku 56 lat,
  3. Ślub pochodzącego z Moraw leśnika Jana Halauski i Emilii z domu Letscher oraz urodziny ich syna Emiliana (1871) pod numerem 322 (według nowej numeracji wprowadzonej w latach pięćdziesiątych XIX wieku).
  • W spisie ofiarodawców na powiększenie choczeńskich dzwonów w 1875 roku widnieje Emilia Halauska pod numerem 322.
  • 15 grudnia 1906 c.k. Sąd Obwodowy w Wadowicach wdrożył postępowanie celem uznania za zmarłego Edmunda Letschera urodzonego w 1850 roku na prośbę Emilii Halauska, Tekli Letscher i Alojzego Letscher. Edmund, subiekt handlowy, na skutek nieporozumień z rodziną wyjechał w maju 1870 roku z Choczni do Bochni. Ostatni kontakt z rodziną to list z września 1870 roku ze Stanisławowa, w którym prosił siostrę Emilię o przesłanie 40 koron.
  • Na nagrobku Tekli Letscher według Tadeusza Królikiewicza wyryto datę jej urodzenia- 1808 i zgonu- 1909.

Czy obraz rzeczywiście przedstawia Teklę Letscher – prababkę Tadeusza Królikiewicza?

Czy osoba ubrana i ufryzowana w sposób przedstawiony na portrecie mogła być wadowicką mieszczką i właścicielką gruntów w Choczni?

Postać na obrazie została namalowana w pewnej konwencji charakterystycznej dla połowy XIX wieku, ale niekoniecznie dla tej klasy społecznej, z której wywodziła się Tekla, bądź do której weszła przez małżeństwo.
Damę ubraną w podobną suknię można znaleźć na przykład na portrecie z lat około 1840-1855 znajdującym się w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie
link 
Natomiast fryzura domniemanej Tekli występuje choćby na obrazie z około 1840 roku:
link (portal rynku sztuki Artinfo.pl)
Fakt, że obraz zachował się w zbiorach potomków Tekli Letscher, nie jest jednoznacznym dowodem na to, że na portrecie widnieje właśnie ona, choć tak wskazuje rodzinny przekaz. Nie można wykluczyć, że sportretowano na nim inną kobietę z rodu Królikiewiczów, niekoniecznie Teklę Letscher. W rodzinie Królikiewiczów zachowała się ponadto biżuteria- naszyjnik widoczny na szyi sportretowanej osoby. To oczywiście dowód na związki osoby sportretowanej z ich rodziną, lecz także niewskazujący wprost na Teklę Letscher z  Choczni.
Jakie były związki Tekli Letscher z Chocznią? To kolejne pytanie, które nasunąć się może po lekturze przytoczonych wyżej skąpych faktów z jej życiorysu.
Oprócz tego, że przez pewien czas zamieszkiwała w Choczni i posiadła tam stosunkowo duży majątek, to nic nie wskazuje na jej choczeńskie pochodzenie.
Brak metryki chrztu Tekli w Choczni i w Wadowicach oraz brak w tych samych źródłach jakichkolwiek wzmianek o jej rodzicach, mimo występowania nazwiska Płonka w Choczni, wskazuje, że jej korzeni szukać należy gdzie indziej.
Pewne światło na pochodzenie Tekli rzuca wpis z choczeńskiej Liber Natorum, gdzie pod datą 22 sierpnia 1858 roku zanotowano chrzest Marianny Tekli, córki Franciszka Piwowarczyka i jego żony Anny, córki Wojciecha Płonki i Tekli Sokołowskiej, „civium ex Andrychów” (obywateli Andrychowa).
Zbieżność imion i nazwisk rodziców Anny Piwowarczyk oraz Tekli Letscher nie może być przypadkowa i świadczy nie tylko o tym, że były siostrami, ale i o konieczności rozszerzenia poszukiwań dotyczących przeszłości Tekli na parafię andrychowską.
To jednak także okazuje się poniekąd ślepy zaułek. W pierwszej połowie XIX wieku nie odnotowano tam żadnego chrztu dziecka o nazwisku Płonka ani małżeństwa pomiędzy Letscherem a Płonką.
Jednak w indeksie małżeństw z datą 28 stycznia 1818 roku zapisano zawarcie związku małżeńskiego pomiędzy rodzicami Tekli- Wojciechem Płonką a Teklą Sokołowską. Żeby nie było tak prosto, ten zapis znajduje się wprawdzie w indeksie małżeństw, ale brak takiej metryki w Liber Copulatorum (księdze małżeństw) z tego okresu. Wygląda na to, że w Andrychowie indeks małżeństw prowadzono jednocześnie dla dwóch osobnych ksiąg metrykalnych (miasta i wsi Andrychów), a w archiwum parafialnym dostępna jest tylko jedna z nich, w której akurat brak interesujących nas danych.
Warto zauważyć, że data ślubu rodziców Tekli stoi w sprzeczności z jej datą urodzenia z nagrobka. Wydaje się jednak bardziej prawdopodobne, że Tekla rzeczywiście urodziła się w 1818 roku lub później. Wtedy pierwsze znane dziecko miałaby w wieku 29 lat lub młodszym, a ostatnie w wieku nieprzekraczającym 41 lat. Przyjmując zaś dane z nagrobka za prawdziwe, w chwili urodzenia Ernestyny byłaby po pięćdziesiątce i odpowiednio w chwili urodzenia starszych dzieci w przedziale wiekowym 41-48 lat, co jest wprawdzie możliwe, ale rzadko się zdarza.
Uznając zaś za prawdziwą datę zgonu z nagrobka (1909), w chwili zgonu Tekla miałaby lat 101 (według danych cmentarnych) lub co najwyżej 91 (według metryki ślubu rodziców).
Następna niejasna kwestia to związki Letscherów z Przybradzem.
Na związki te wskazuje nie tylko „stała” matka chrzestna dzieci Letscherów- Wiktoria Maria Schultes z Lekczyńskich, właścicieli ziemskich z Przybradza, ale i znacznie późniejsza zażyła znajomość pomiędzy Królikiewiczami (potomkami Jana i Tekli Letscher) a Smolarskimi, kolejnymi posiadaczami dworu w Przybradzu, po skoligaconych z nimi Lekczyńskich i Pleszowskich.
Do jej wyjaśnienia niezbędne wydają się zakrojone na szeroką skalę badania genealogiczne nie tylko w parafii Frydrychowice, do której należy Przybradz, ale i innych związanych z przeszłością Smolarskich, Pleszowskich i Lekczyńskich.

Niezależnie od tych wszystkich wątpliwości odnowiony portret „Damy z listem”, jak wspomina pan Królikiewicz „błyszczy swą urodą jak za dawnych lat i z lekkim uśmiechem wodzi swoimi pięknymi oczami za domownikami”.

W artykule wykorzystano informacje od Tadeusza Królikiewicza, Marii Biel i Macieja Smolarskiego- dziękuję !

środa, 14 marca 2018

Wykład "Legioniści Józefa Piłsudskiego na Ziemi Wadowickiej" w 1915 roku"

Wykład pod takim tytułem odbył się wczoraj o 17.00 w Muzeum Miejskim w Wadowicach.
Doktor Andrzej Małysa z Muzeum imienia Kłosińskiego w Kętach w rzeczowy i interesujący sposób przedstawił między innymi historię wybuchu I wojny światowej, powstania Legionów i życiorys Józefa Piłsudskiego. 
Następnie na podstawie wspomnień kilku legionistów oraz kroniki klasztoru Ojców Karmelitów w Wadowicach dr Małysa omówił przemarsz legionistów dowodzonych przez Piłsudskiego przez ziemię wadowicką w drodze na dłuższy wypoczynek w Kętach.
Wtedy to właśnie 23 stycznia 1915 roku po dotarciu Legionów do Wadowic duża część żołnierzy nocowała w Choczni, by następnego dnia wyruszyć do Kęt.
O Choczni wspomniano jeszcze raz w wypowiedzi z sali, podając, że w choczeńskiej kronice szkolnej znajduje się wzmianka o nocowaniu w niej legionistów.
Ta informacja wymaga sprostowania- kronika szkoły w Choczni Dolnej zawiera rzeczywiście wzmiankę o pobycie w niej legionistów, ale dotyczy ona stacjonowania w szkole batalionu rekruckiego Legionów w jesieni 1914 roku.
Dokładny cytat z zapisu Adama Ryłki, kierownika szkoły, wygląda tak:
"W dniach od 11 września do 2 października zajęty był budynek szkolny przez oddział "Strzelców", którzy się w Choczni zakwaterowali. Ponieważ budynek szkolny był bardzo po wyprowadzeniu się "Strzelców" (legionistów) zanieczyszczony i wiele rzeczy poniszczonych, przeto naukę można było rozpocząć dopiero w dniu 26 października po należytym uporządkowaniu budynku i sprzętów".
Dwa pobyty legionistów Piłsudskiego w Choczni- dłuższy (kilkutygodniowy) jesienią 1914 roku i krótszy (jeden nocleg) w styczniu 1915 roku są często mylone ze sobą.
Pomyłki nie unika nawet Józef Turała, autor "Kroniki wsi Chocznia", który połączył te dwa wydarzenia w jedno, pisząc między innymi:
"Wtedy to w roku 1914 późną jesienią przez parę tygodni - w czasie przemarszu Legionów Polskich przez Wadowice do Kęt - oddziały te zatrzymały się w Choczni i tu też kwaterowały. Dowództwo ich w szkole, zaś legioniści znaleźli pomieszczenia u gospodarzy, stąd też chodzili na ćwiczenia i na ostre strzelanie na strzelnicę do Wadowic."
Turała opisuje również ciekawe spotkanie Piłsudskiego oraz jego sztabu z choczeńskimi działaczami niepodległościowymi w karczmie Fujawy w górnej części wsi.
Do tego spotkania musiało dojść jednak najprawdopodobniej w czasie pierwszego, dłuższego pobytu Legionów w Choczni, a nie w ciągu nocy z 23 na 24 stycznia 1915 roku.
Turała pisze o tym kilkugodzinnym spotkaniu, powołując się na relacje naocznych  świadków: Józefa i Michała Kręciochów, braci Fujawowej. Według Turały Józef Kręcioch już jako emerytowany urzędnik kolejowy miał zamiar opisać dokładnie ten ważny epizod, lecz zawsze odkładał to na później, aż zaskoczyła go śmierć.
Sam Turała również pamiętał pierwszy pobyt legionistów w Choczni, gdyż w 1914 roku był już uczniem trzeciej klasy szkoły ludowej i początek I wojny światowej głęboko przeżywał.
Mimo wymienionej wyżej pomyłki jego relacja w "Kronice wsi Chocznia" stanowi obok korespondencji Józefa Putka (link) drugie ciekawe źródło wiedzy o tych wydarzeniach.
Pisze tam między innymi:
"Pamiętam, jak to gospodarze w Choczni, czy u nas w domu rodzice, bardzo chętnie i na różne sposoby pomagali i sprzyjali młodym żołnierzom Legionistom Polskim, chętnie z niemi rozmawiali, a także Legioniści z całą życzliwością i uprzejmie traktowali mieszkańców Choczni. (...) Początkowo byli oni jeszcze nie umundurowani, nosili jeszcze swoje cywilne ubrania, względnie niektórzy ubrani byli trochę na sportowo. Karabiny nie wszyscy mieli i to starego systemu "Werndla", chodzili rano po śniadaniu na ćwiczenia wojskowe i na strzelnicę do Wadowic, skąd wracali koło południa pieszo- kompaniami. A dopiero po jakimś czasie zostali jednakowo umundurowani w nowe mundury wojskowe, czapki tak zwane "maciejówki" oraz uzbrojeni w karabiny. A wtedy stare swoje ubrania, czy inne okrycia sprzedawali po domach, względnie zostawiali u gospodarzy.
Główny ośrodek Legionów Polskich oraz ich dowództwo mieściło się w szkole w Choczni Dolnej, tam też na dużym podwórku mieściły się kuchnie polowe, gdzie legioniści zgłaszali się po posiłki.
Mieli także swoją orkiestrę [1], która odprowadzała legionistów do Wadowic na ćwiczenia. I pięknie to wyglądało, gdy kompanie młodych polskich żołnierzy, w pięknych mundurach i w czapkach z polskim orzełkiem przy marszach granych przez orkiestrę doborową maszerowały na ćwiczenia lub z ćwiczeń wracali z Wadowic. Wtedy ludzie z radością wychodzili z domów i cieszyli się ich widokiem, bo wiedzieli, że to są polscy legioniści i żołnierze, nie zaś żołnierze naszych zaborców, którzy nieraz kwaterowali w Choczni."
O drugim pobycie Legionów w Choczni w styczniu 1915 roku wspomina wprost tylko Putek, odnotowując:
"Za jakie cztery miesiące (po pierwszym pobycie- uwaga moja) gościli tutejsi włościanie I pułk Legionów w przemarszu do Kęt. Rygor, karność, porządna gospodarka, oto cechy, które najbardziej przechował lud w pamięci. Jako charakterystyczny przykład porządku panującego w brygadzie Piłsudskiego, przytaczali piszącemu włościanie fakt, że mimo iż zaledwie jedną noc przespała w Choczni, to jednak i za taką bagatelę zapłacone zostało kwaterunkowe. Ten drobny fakt dał dużo ludności do myślenia."
Wracając natomiast do wygłoszonego wczoraj wykładu, to przez pominięcie wątków choczeńskich pozostawił on pewne uczucie niedosytu.
W jego części ogólnej, gdy prelegent omawiał sytuację i nastroje w Wadowicach po wybuchu I wojny światowej, można było przytoczyć również wspomnienia pracującego wówczas w Wadowicach chocznianina Józefa Sępka (link):
"W tym właśnie czasie miałem możność widzieć skutki przeciągającej się wojny. Nie zdawałem sobie oczywiście jeszcze sprawy, co to jest wojna i dlaczego się ją prowadzi. Pamiętam jakie to sceny działy się podczas wystawania w ogonkach, gdzie ludzie czekali całymi godzinami, by dostać kawałek chleba lub szczyptę cukru. Sam często musiałem się ustawić w takim szpalerze, gdzie mnie o mało nie zadusili. Ile to razy wystałem się godzinami i nic się nie otrzymało, gdyż przed samymi drzwiami jak już byłem, zabrakło chleba lub cukru. Na sobie doznałem "zbawczych" skutków wojny, gdy mi się jeść chciało.
Podczas ofensywy Rosjan na Gorlice i Kraków w Wadowicach stały piekarnie polowe. U żołnierzy dało się nieraz kupić chleba i naturalnie musiałem to czynić ostrożnie, gdyż proceder ten był surowo karany. Ludzie ze śmietników wygrzebywali ochłapy jedzenia. Przydał mi się wtenczas język niemiecki, którego się w szkole uczyłem. Widziałem rannych całe masy, przywożonych do szpitala w Wadowicach. Zgroza była na nich patrzeć, jak który nie miał rąk i nóg. Także widziałem jak chowano tych obrońców- bohaterów na cmentarzu wojskowym, kładąc po 100 do jednego wspólnego grobu, przesypując ich obficie wapnem. Za ich poświęcenie nie dano im trumny nawet- chowano na wpół nago, gdyż zaledwie w kalesonach.
Co tydzień podziwiałem jak odchodziły strojne marszkompanie na front, ubrane w zieleń, jakby szły na zabawę. Tak szedł kwiat ludzki na rzeź, żegnały ich rozdzierające jęki i płacz, które starała się przygłuszyć orkiestra wojskowa. Nie żałowano przy tym święconej wody i ognistych przemówień oraz błogosławieństwa."
Doktor Małysa zaprezentował ponadto licznie zgromadzonym słuchaczom slajdy przedstawiające umundurowanie i uzbrojenie legionistów, a także ich zdjęcia zgromadzone w Muzeum imienia Kłosińskiego w Kętach. Wśród nich znalazło się i to, które było przedmiotem notatki z 12 września 2016 roku (link):



[1] chodzi o byłą orkiestrę Kieleckiej Ochotniczej Straży Ogniowej kierowanej przez Andrzeja Brzuchala-Sikorskiego, której członkowie gremialnie zaciągnęli się 25 sierpnia 1914 roku do służby w Legionach.




poniedziałek, 12 marca 2018

Słownik wyrazów i zwrotów w Choczni używanych- "P"

paciorka- rzadkie, płynne błoto
paczesie- wyczesane włókna (kłaki) lniane z których robiono płótno pacześne- średniej grubości
pagorek- pagórek
pagródka/pogródka – podmurówka z kamieni lub cegły pod okapem dachu, kamienny fundament pod drewnianą chałupą
paprok- pracujący, który nie dba o porządek, zostawia po sobie brud
paprzyca – otwór w żarnach kamiennych, przez który wsypuje się ziarno
papucie- miękkie buty z sierści i wełny noszone zimą w domu i na zewnątrz
paści- zatrzaskująca się pułapka na zwierzynę
pauszale- ryczałt (z niemieckiego Pauschalle).
patoreczny- niezręczny
pawąz – długi drąg drewniany do dociskania sterty zboża lub siana na wozie
pedzieć- powiedzieć
piątnik- roczny karp, większy niż kroczek, a mniejszy niż karp putniskowy
pidło – zamykany otwór w tamie na rzece, regulujący wysokość lustra wody
piecorki – krojone i suszone jabłka
piernikiem – szybko, prędko (wykonać jakąś czynność)
pierwiastkowo/pierwiastkowy- początkowo/początkowy
Pietrzek- Piotrek
pindlić sie– spieszyć się komuś
pinkle – klamoty, manatki
pinkolić – psuć; gadać bzdury, głupoty
piszczal- przepust w stawie
piszinger- wafle/andruty przekładane masą
pitwok- tępy nóż
piyrwy- najpierw
pluskiewka – pinezka
płać (sie) – pchać (się)
płanetnik- postać mityczna, ciągnąca chmury na powrósłach po całym świecie
płone - liche, słabe; nietreściwe (o jedzeniu)
płonka- jabłoń nierodząca owoce
płócianki- gacie, galoty, kalesony płócienne do kostek, sznurowane na troczki
pniok- ul
pociorek - ancymon, ziółko - żartobliwie o dziecku.
pod pełnią – w czasie pełni
podać sie (na kogoś) – być podobnym do kogoś (np. podołsie na ojca)
podchódka- kolędowanie po domach, chodzenie z życzeniami wigilijnymi lub noworocznymi
podłaźnik- kolędnik chodzący po chałupach z życzeniami wigilijnymi lub noworocznymi
podług- według
podpłomiyń, podpłomyk – placek z reszty ciasta w dzieży
podwantować – użyć dźwigni, aby coś podważyć, na przykład siekierką
pogrzebiny – stypa
pojdze, pojdze! – chodźże! (zachęta)
pokarpane- pokropokowane
pokładanka- zaorane ściernisko
połednie- południe
pompiesyć sie – pysznić się, być z czegoś dumnym.
pono- podobno
poobiadować- zjeść, spożyć obiad
popyrtany- roztrzepany
portki, portasy, portaski – spodnie, spodenki
portkować – dosłownie i w przenośni: sprawić komuś cięgi
porucyć- nakazać
porwóz, porwózek – powróz, powrózek
poślad- gorsza część zboża, ta która została po selekcji przeprowadzanej przez: podrzucanie zboża szuflą w celu odsiana plew i słomy oraz przesianiu przez sito
pośniadać- zjeść śniadanie
potraw- drugi zbiór traw na siano
pozołdy, pozołdki, pozołtki – słodycze, smakołyki; ulubione potrawy.
pozór- uwaga; dej pozór- zwróć uwagę
pół (godziny) – wpół do… (np. pół pionty – wpół do piątej)
półfaska- połowa beczułki, baryłki z klepek drewnianych p. faska
półgorstek- dwie garści
półkorca- miara objętości np. zboża, około 50 litrów
półkoski/półkoszki- wóz konny wyłożony wikliną wplataną w drabiny
półstole – szuflada stołowa.
pragac, tragac – tragacz, rodzaj drewnianej taczki na trawę lub siano
prasnąć- rzucić czymś mocno
prawok- borowik szlachetny, prawdziwek
prażone- potrawa z warstw ziemniaków, przekładanych boczkiem, przygotowywana w kociołku wyłożonym liśćmi kapusty
prażuchy- kluski z wyprażonej mąki
presa – urządzenie prasujące słomę przy młócce
prukwa- purchawka; stara, zgrzybiała baba
przedać - sprzedać
przekazać sie – zaprezentować się, pokazać się gdzieś w nowym ubraniu, kreacji
przekichać sie – przespacerować się
przepadlisty, przepadlistek (o kimś) – nienasycony, wiecznie głodny
przepaść (przez coś) – potknąć się o coś (np. o kamień) i przewrócić
przeputać – przehulać, stracić (majątek, pieniądze)
prześlongły- przeklęty
przewleczenie- świeża pościel
przezbywać sie – spierać się, przekomarzać się z kimś
przycka, przycok – przeczka, kawałek pola usytuowany poprzecznie do dróg dojazdowych.
przysuć- przysypać
przytomny- obecny; w przytomności- w obecności
psi grzyb – grzyb niejadalny
psiokrewka/psiakrewka- perliczka- od odgłosu, który wydaje
psiory, psiorki – niedojrzałe jabłka
pszczelnik- barć lub ule z pszczołami
pucek- pulchny
pucyć – wzdymać; ściskać
pularys, pularysek – portfel, portmonetka
pultać (sie) – chlapać się; płukać coś w wodzie.
pultki – popłuczyny
putek, potek – ojciec chrzestny
putnia- drewniane wiadro, cebrzyk; naczynie do odłowu karpi; pucierka - wiaderko
putniskowy karp- karp przeznaczony do odłowu (2-3 letni)
pyrkadło- ciągnik wykonany domowym sposobem
pyrtek – penis, członek

czwartek, 8 marca 2018

Chocznianie w gimnazjum w Cieszynie 1817-1830

Na początku XIX wieku część z tych młodych chocznian, którzy chcieli uzyskać średnie wykształcenie, oprócz nauki w spiskim Podolińcu podejmowała edukację gimnazjalną w Cieszynie. Niektórzy z nich uczęszczali zresztą do obydwóch tych szkół. Katolickie gimnazjum Cieszynie mieściło się w budynku  przy obecnej ulicy Szerokiej wybudowanym w 1802 roku dzięki wydatnej pomocy finansowej cesarza Franciszka II i księcia cieszyńskiego Alberta. Uczęszczali do niego uczniowie nie tylko z Czech, Moraw i Śląska, ale także z Galicji, Węgier, Austrii, a nawet z zaboru rosyjskiego.

Projekt budynku gimnazjum z 1802 roku
www.cieszyn.pl
Nauka w gimnazjum w Cieszynie podzielona była na dwa etapy: gramatyczny (początkowo 3, a później 4 klasy) oraz humanistyczny (2 klasy).
Wśród pochodzących z Choczni uczniów gimnazjum w Cieszynie w latach 1817-1830 znaleźli się:
  • Jan Dunin 1817 I klasa grammaticae, 1820 I klasa humanitatis,
  • Michał Dunin 1820 I klasa gramatyczna,
  • Piotr Dunin 1817 I klasa grammaticae, 1820 IV klasa grammaticae, 1822 II humanistyczna,
  • Stanisław Mortek 1824 I klasa gramatyczna, 1825 I gramatyczna ukończona z nagrodą ("praemio donati sunt"), 1826 II gramatyczna, 1827 III klasa gramatyczna, 1828 IV humanistyczna, 1829 I humanistyczna, 1830 II humanistyczna,
  • Jan Szczur 1824 I klasa gramatyczna,
  • Piotr Woźniak 1825 I gramatyczna, 1826 II gramatyczna, 1827 III klasa gramatyczna, 1828 IV humanistyczna, 1829 i humanistyczna, 1830 II humanistyczna,
  • Antoni Wróblowski 1824 I klasa gramatyczna, 1825 I gramatyczna,
  • Ignacy Wróblowski 1817 I klasa humanitatis,
  • Szymon Zając 1820 I klasa grammaticae ukończona z wyróżnieniem (zbliżył się do nagrodzonych), 1822 III gramatyczna, 1823 IV gramatyczna, 1824 I humanistyczna.
Wymienieni wyżej Duninowie byli synami Józefa Szpota Dunina i Justyny Remer, dziedzica majątku sołtysiego w Choczni - link
Jan Stanisław Dunin (urodzony w 1802 roku w Witanowicach Górnych) w czasie nauki w Cieszynie zamieszkiwał w konwikcie ufundowanym przez barona Karola Cselestę.
Michał Napoleon Dunin (urodzony w 1808 roku w Choczni) kontynuował naukę w Podolińcu do 1827 roku. Później był współdziedzicem majątku sołtysiego w Choczni, administratorem i posesorem Witanowic Górnych.
Natomiast Piotr (Antoni Piotr Hipolit) urodzony w 1803 roku w Witanowicach Górnych, uczył się w Podolińcu jeszcze przed edukacją w Cieszynie. Do śmierci w 1870 roku był właścicielem majątku sołtysiego w Choczni. Jego nagrobek do dziś znajduje się na choczeńskim cmentarzu parafialnym.
Oprócz szlachetnie urodzonych Duninów w gronie choczeńskich uczniów gimnazjum w Cieszynie znaleźli się synowie młynarzy: Józefa Wróblowskiego (Ignacy i Antoni) oraz Józefa Szczura nazywanego też Szczurowskim (Jan).
O młodych Wróblowskich wiadomo niewiele. Antoni Abbas urodził się w Choczni w 1806 roku. W 1840 roku odziedziczył po ojcu młyn usytuowany w miejscu, gdzie obecnie stoi szkoła podstawowa w Choczni Dolnej, ale źródła historyczne nie podają, czy kontynuował jego działalność. Rodzina Wróblowskich pochodziła z Dankowic i została ściągnięta do Choczni przez Jana Bibersteina Starowieyskiego.
Ignacy Wróblowski był starszym bratem Antoniego, urodzonym około 1793 roku - prawdopodobnie w Dankowicach. Po skończeniu gimnazjum w Cieszynie rozpoczął w 1820 roku studia w Wiedniu w Wyższym Instytucie Kształcenia Księży Diecezjalnych (Augustineum). Zmarł na gruźlicę jako kleryk w grudniu 1822 roku.
Jan Szczur (Szczurowski) podobnie jak Antoni Wróblowski urodził się w Choczni w 1806 roku. Po krótkim okresie nauki w Cieszynie do 1827 roku kształcił się w Podolińcu. O jego dalszych losach nic nie wiadomo.
Wymieniony wyżej Stanisław Mortek urodził się w Choczni w 1807 roku pod numerem 54. Jego ojcem był Franciszek Mortek, z zawodu budowniczy dróg, prawdopodobnie dozorca choczeńskiego odcinka cesarskiego gościńca z Widenia do Lwowa.
Tylko Piotr Woźniak i Szymon Zając byli synami rolników. Woźniak po skończeniu gimnazjum uczył w choczeńskiej szkole przyparafialnej (1832), a następnie skończył studia teologiczno- filozoficzne we Lwowie i w Tarnowie, po czym w 1838 roku został wyświęcony na księdza. Sprawował posługę wikariusza w Mikluszowicach koło Bochni i w Tuchowie, gdzie zmarł w młodym wieku. (link)
Na temat życiorysu Szymona Zająca nie zachowało się wiele informacji, wiadomo jedynie, że ostatnią klasę gimnazjum ukończył nie w Cieszynie, a w Bratysławie.

Uczniowie z Choczni w gimnazjach węgierskich - link


poniedziałek, 5 marca 2018

Rolnicza Spółdzielnia Produkcyjna imienia Rokossowskiego 1953-1956

16 stycznia 1953 roku z inicjatywy Kazimierza Widlarza i Jana Pateraka na walnym zebraniu członków powołano do życia Rolnicze Zrzeszenie Spółdzielcze im. Konstantego Rokossowskiego z siedzibą w Choczni, które zostało wpisane do rejestru sądowego 23 marca tego samego roku.
Pierwszym przewodniczącym zarządu spółdzielni został choczeński rolnik Stanisław Bąk (ur. 1913), a członkami zarządu Jan Michałek, urodzony w 1885 roku w Śleszowicach i Klara Roman (rocznik 1926), pochodząca z Krzeszowa.
Na zebraniu założycielskim wyłoniono także Komisję Rewizyjną Spółdzielni w składzie: Jan Paterak, Władysława Wilk i Maria Jończyk, Sąd Koleżeński, do którego weszli: Anna Dąbrowska, Wojciech Gawroński i Jadwiga Jończyk oraz dwuosobową Komisję Szacunkową (Jan Widlarz „Pimpi Rimpi” i Zofia Bąk).
Pełen skład członków nowo powstałej spółdzielni przedstawiał się następująco:
  • Stanisław i Zofia Bąkowie (nr domu 342)
  • Jan i Katarzyna Widlarzowie (364)
  • Władysława Wilk (364)
  • Franciszek Widlarz (475)
  • Wojciech i Maria Gawrońscy (360)
  • Maria Gawrońska (400)
  • Anna Dąbrowska (551)
  • Jadwiga Jończyk (224)
  • Maria i Antonina Jończyk (56)
  • Jan Paterak (624)
  • Maria Mikołajek (251)
  • Anna Bania (359)
  • Klara Roman (359)
  • Jan i Bronisława Michałek (351)
  • Maria Gawrońska (400)
  • Józef Trzaska (172)
  • Agnieszka Hereda (172)
  • Józef Czapik (348)
  • Wiktoria Trzaska (157)
  • Józef Kołodziej (548)
  • Anna Pędziwiatr (518)
  • Anna Filek (266)
  • Rozalia Groń (284)
  • Stanisław Stachera (127)
  • Józef Bąk
  • oraz Weronika Bandoła (444) i Stanisław Kręcioch (306) bez przekazania własnej ziemi do wspólnej uprawy.
Spółdzielnia miała gospodarować na nieco ponad 52 hektarach gruntu, wniesionych przez 17 spośród 28 jej członków i Państwowy Fundusz Ziemi, który  na dobry start przekazał ponad 13 hektarów gruntu odebranych wcześniej zakonowi Karmelitów oraz Franciszkowi i Rozalii Kręciochom (wraz z zabudowaniami gospodarczymi).
Niektórzy złożenia swojego podpisu rychło żałowali, pisząc do spółdzielni, że podpisali zgodę bez zgody żony lub „nie mieli zamiaru przystępować do spółdzielni i stanowczo nie mają zamiaru (…) a że się podpisali to tylko z namowy i niejako z przymusu, a że podpisali deklarację, to sami nie wiedzą jak i kiedy się to stało”.
Ponieważ grunty spółdzielców były porozrzucane na terenie Choczni, Powiatowa Rada Narodowa w Wadowicach podjęła działania w celu przymusowej wymiany gruntów dla stworzenia zwartego ich kompleksu, nadającego się do prowadzenia gospodarki zespołowej.
Realizacja tej decyzji odbywała się z krzywdą rolników indywidualnych, którym odbierano ziemię, oferując w zamian nierównoważne im grunty z tzw. przerzutów, o gorszej klasie gleby i bardziej oddalone od miejsca ich zamieszkania.
To prowadziło do licznych konfliktów i zatargów.
Nie uwzględniano odwołań pokrzywdzonych wymianą rolników indywidualnych (Dąbrowski, Bandoła, Dębowski, Burek, Palichleb, Garżela i odwołania zbiorowego), uznając, że gospodarka spółdzielcza jest wyższą formą gospodarki i nie należy utrudniać jej rozwoju. Przyznano jedynie rację Janowi Kręciochowi i Andrzejowi Kosycarzowi, których niewielkie skrawki gruntu uzyskane w drodze wymiany ze spółdzielcami także włączono do spółdzielni, jako działki przyzagrodowe poprzednich właścicieli. W późniejszym czasie skierowano ponadto do sądu sprawy przeciwko Kazimierzowi Szczurowi, Ludwikowi Borkowi i Stanisławowi Gawędzie o naruszanie posiadania gruntów spółdzielni. Szczególnie kuriozalna była sprawa Szczura, któremu zarzucono wysianie nawozów sztucznych na polu koniczyny, które co prawda w drodze wymiany musiał przekazać spółdzielni, ale z zachowaniem prawa do jej skoszenia i wykorzystania.
Nowa spółdzielnia nie była tworzona na podstawach ekonomicznych, lecz ideologicznych i nie miała nic wspólnego z oddolnym ruchem spółdzielczym w Choczni, skutecznie wykończonym przez władze ludowe w 1951 roku (Kasa Stefczyka i inne).
W przemówieniach na zebraniach zrzeszenia im. Rokossowskiego odwoływano się do słów Bolesława Bieruta:
„Droga do sprawiedliwego ustroju na wsi bez kułaków, bez spekulantów i bez wyzysku wiedzie poprzez spółdzielczość produkcyjną”. Oficjalne stanowisko zarządu było takie, że „Rząd Polski Ludowej stwarza nam warunki spokojnej i twórczej pracy, podczas gdy w krajach kapitalistycznych zamiast twórczej pracy czyni się przygotowania do nowej wojny”.
Stosunek do nowej spółdzielni był istotnym czynnikiem przy wyborze kandydatów na radnych gromadzkich w 1954 roku. Podczas ich wyłaniania utrącano ludzi z łatką „przeciwników spółdzielczości socjalistycznej”.  Z kolei zapisanie się do spółdzielni produkcyjnej mogło wiązać się z dodatkowymi korzyściami- w archiwalnych aktach zachowała się na przykład opinia o jednej z członkiń, która wykazywała zaangażowanie, dopóki za pośrednictwem spółdzielni nie uzyskała długoterminowy kredyt na materiały budowlane.
W celu wykonania zadań zawartych w tezach na II zjazd PZPR walne zebranie spółdzielców podjęło uchwałę o zwiększeniu w 1954 plonów z hektara, polepszeniu bazy paszowej i uporządkowaniu łąk przez ich odwonienie i bronowanie.
W marcu 1954 roku usunięto ze spółdzielni trójkę nieaktywnych członków: Rozalię Groń, Annę Pędziwiatr i Józefa Heredę, a Franciszek Widlarz wypisał się sam.
W związku z tym na koniec 1954 roku spółdzielnia dysponowała mniejszym areałem uprawnym niż na starcie dwa lata wcześniej. Jej członkowie gospodarowali nie tylko na wspólnym gruncie, ale i na zachowanych prywatnych działkach przyzagrodowych o łącznej powierzchni nieco ponad 10 hektarów.
W podsumowaniu działalności na koniec 1954 roku nie mogło zabraknąć motywów politycznych:
„My spółdzielcy Choczni w drugim roku gospodarki zespołowej przekonaliśmy się, że spółdzielczość produkcyjna to jedyna droga wydobycia milionowych mas pracującego chłopstwa z zacofania i wyzysku. Spółdzielczość produkcyjna to dla całego ludu pracującego budującego socjalizm jedyna droga całkowitego usunięcia podziałów między wsią a miastem. Mało i średniorolni wyraźnie widzą, że droga do sprawiedliwego ustroju wiedzie przez spółdzielczość produkcyjną. To też ruch spółdzielczy na wsi stale wzrasta i potężnieje (…) Dzisiejsze nasze zebranie (…) wykaże nasze wyniki w kierunku realizacji wytycznych i uchwał II Zjazdu Naszej Partii o podniesienie rolnictwa (...). Powinniśmy w większej mierze wykorzystać wszelką pomoc, jaką udziela nam Państwo Ludowe. Trzeba nam zastosować wszelkie wcześniejsze zdobycze agro- i zootechników radzieckich.”
Tymczasem okazało się, że spółdzielcze plony w 1954 roku były niższe niż rok wcześniej. Wbrew optymistycznym planom i zobowiązaniom spadły plony z hektara w przypadku: pszenicy owsa i buraków, a wzrosły jedynie w przypadku uprawy ziemniaków. Plony były niższe głównie z powodu tego, że spółdzielcy niechętnie dawali prywatny obornik na wspólne grunty, a  własnego spółdzielnia nie posiadała, ponieważ nie prowadziła hodowli zwierząt. W sprawozdaniu rocznym podkreślono, że akcja żniwno- omłotowa przebiegła sprawnie tylko dzięki pomocy „ochotniczych” ekip z wadowickiej Druciarni, pracowników Powiatowej Rady Narodowej i młodzieży szkolnej. W celu usprawnienia prac zakupiono dwa konie, ale jeden z nich na drugi dzień po zakupie zachorował i nie był zdolny do pracy. Na plus należało zaliczyć spółdzielni zdrenowanie w 1954 roku 10 ha pól i pragmatyczną współpracę z chłopami indywidualnymi, którzy między innymi pomagali przy zwózce zbóż z pola, w zamian za wypożyczanie maszyn rolniczych. Zarząd stwierdzał samokrytycznie, że nie pracował systematycznie, a jedna z jego członkiń odpracowała na rzecz spółdzielni tylko 7 dniówek zamiast wymaganych 100 i to nie przy pracach polowych. Komisja Rewizyjna i Sąd Koleżeński nie działały wcale. Odprowadzono terminowo podatki, składki ubezpieczeniowe i obowiązkowe dostawy płodów rolnych na rzecz państwa, ale dochód roczny spadł w stosunku do 1953 roku o 20.197,50 zł. Zaangażowaniem w pracę spółdzielni wyróżnili się szczególnie przewodniczący Stanisław Bąk, który z rodziną wypracował 394 dniówek na rzecz spółdzielni i Klara Roman, która przepracowała 140 dniówek w ciągu roku.
W 1955 roku kryzys choczeńskiej spółdzielni się pogłębiał. Zebrano 396 kwintali zboża, 26 kwintali ziemniaków i uzyskano przychód w gotówce w kwocie 13000 złotych. Członkowie przepracowali na rzecz spółdzielni 1200 dniówek, czyli ponad dwa razy mniej niż powinni. Rozdysponowano całą słomę, pozbawiając spółdzielnię jakichkolwiek zapasów.
Przewodniczący Stanisław Bąk tłumaczył, że ani zwykli członkowie spółdzielni, ani członkowie zarządu, czy Komisji Rewizyjnej nie interesowali się bieżącą gospodarką spółdzielni. Spółdzielnia nie posiadała wagi i słoma była rozdzielana na oko, a przewodniczący nie był w stanie sam wszystkiego dopilnować.
Działalność spółdzielni oceniono zasadniczo żle- troje członków spółdzielni było właściwie członkami fikcyjnymi i nie udzielało się zupełnie w jej pracach.
Dodatkowo znacznie wzrosło zadłużenie spółdzielni w wyniku znacznych kosztów wybudowania nowej obory spółdzielczej.
20 stycznia 1956 zwołano kolejne zebranie członków, na którym odwołano zaangażowanego w pracę Stanisława Bąka, a na jego miejsce przewodniczącą spółdzielni wybrano byłą brygadzistkę i kasjerkę Marię Jończyk. Obecni na zebraniu przedstawiciele Państwowego Ośrodka Maszynowego w Kleczy obiecali większą opieką fachową i polityczną.
Przypominano, że spółdzielnia „powinna być pionierem przemian i mobilizować rolników indywidualnych propagując ich do wstąpienia na wyższe tory gospodarcze”.
15 kwietnia 1956 roku wykluczono trzech kolejnych członków, którzy mimo podpisania deklaracji nie pracowali na rzecz spółdzielni, ani nie włączyli swoich gruntów do kompleksu gruntów spółdzielczych. Przyjęto natomiast Teklę Góra, współwłaścicielkę dwóch hektarów pola i bezrolną Zofię Burek, której obiecano wykrojenie działki do uprawy prywatnej. Odmówiono z kolei członkostwa nauczycielce Józefie Wróblewskiej, gdyż potrzebowano ludzi do pracy, a nie do biura.
13 września 1956 roku odbyło się  wspólne zebranie zarządu spółdzielni, komisji rewizyjnej, agronomów POM, instruktora Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i rachmistrza bankowego.
Towarzysz Solak z PZPR wskazał, że zła organizacja pracy spółdzielni wpłynęła na silne spiętrzenie prac oraz kłótnie i nieporozumienia wśród spółdzielców.
Skrytykowano oborową za zabieranie mleka dla swoich potrzeb i dla traktorzystów POM bez zgody zarządu oraz sprowadzenia przez nią własnych kur na teren ośrodka.
Komisja Rewizyjna stwierdziła duże braki w magazynie:
160 kg żyta, 220 kg pszenicy, po 100 kg jęczmienia i owsa, 666 kg siana, 15 kg łubinu, 4 kg wyki oraz nadwyżkę 75 kg soli potasowej i 50 kg mocznika, co świadczyło raczej o bałaganie w dokumentacji niż o świadomych kradzieżach.
Dlatego tydzień później nowym przewodniczącym wybrano doświadczonego ekonomistę  Stanisława Matuśniaka, cieszącego się zaufaniem władz powiatowych i partyjnych.
Po raz pierwszy publicznie ujawniono wysokość zadłużenia spółdzielni, które wynosiło 178857 złotych,  w tym:
  • niespłacone kredyty krótkoterminowe na zakup nawozów, materiał siewny i obsługę POM wynosiły 32994 złote,
  • niespłacone kredyty średnioterminowe na zakup inwentarza (2 koni, 2 krów, 6 prosiąt)- wynosiły 37245 złotych,
  • niespłacony kredyt długoterminowy na budowę obory wynosił 123419 złotych.
Roczna spłata wszystkich kredytów obciążała spółdzielnię kwotą ponad 32000 złotych, przekraczającą znacznie jej dochody.
Na następnym zebraniu 23 września ustalono, że przy nowo wybudowanej oborze zostanie wygospodarowane lokum na zebrania oraz pomieszczenie biurowe, gdzie lepsze warunki pracy znajdzie księgowa i zarząd.
Kontrola pracy członków miała być odtąd dwuetapowa- ilość dniówek zgłoszona przez brygadzistkę Annę Dąbrowską miał podlegać kontroli księgowej Władysławy Wilk.
Postanowiono również:
  • uaktywnić Sąd Koleżeński i zmienić jego skład, ponieważ dotychczas nie wykazywał on żadnej aktywności,
  • wystąpić do władz państwowych o umorzenie obowiązkowych dostaw zboża, mleka i ziemniaków, uzasadniając to niskimi plonami i początkami spółdzielczej hodowli - mleko od dwóch posiadanych krów musiało być przeznaczone na dokarmianie prosiąt.
Wszystkie działania naprawcze były jednak spóźnione i sytuacja spółdzielni była coraz gorsza.
Na zebraniu w dniu 9 listopada przewodniczący Matuśniak stwierdził, że za zły stan gospodarczy spółdzielni winę ponoszą sami członkowie, którym nie zależało, by zespołowa gospodarka dawała nie tylko efekt, ale i możliwość lepszego bytu członków, przy mniejszym i lżejszym nakładzie pracy fizycznej.
Spółdzielnia przez trzy lata nie miała własnego ośrodka gospodarczego i zebrane płody rolne były składowane w prywatnych stodołach członków, co rodziło kłótnie na tle podejrzeń o ich kradzież. Brakowało również spółdzielczej obory i zespołowej hodowli bydła, przez co z braku obornika i należytego nawożenia plony były niższe. Nie wszyscy członkowie brali udział w kolektywnej pracy, na przykład przy kopaniu ziemniaków, czy żniwach. Przez trzy lata istnienia spółdzielcy nie udowodnili chłopom indywidualnym wyższości gospodarki zespołowej, wyrządzając tym krzywdę idei spółdzielczości i budowy socjalizmu forsowanych przez PZPR i Rząd Ludowy. Mimo to przewodniczący uważał, że spółdzielnia jest w stanie wyjść na prostą, tym bardziej że posiada już oborę i początki zespołowej hodowli bydła.
Wśród zobowiązań spółdzielni znaczną pozycją było zadłużenie wobec Państwowego Ośrodka Maszynowego w Kleczy, świadczącego spółdzielni usługi traktorami i innymi maszynami rolniczymi. Kwotę tego zadłużenia określono na 17.000 złotych.
Wypowiadający się w dyskusji spółdzielcy krytycznie ocenili jej dotychczasową pracę. Podnoszono, że:
  • państwo tylko dokłada do spółdzielni, członkowie od samego założenia kłócili się między sobą, nie pilnując pracy i nie przestrzegając koniecznych terminów wykonywania zabiegów rolnych,
  • wśród spółdzielców na porządku dziennym są kłótnie i wykazują oni lekceważący stosunek do wspólnej pracy. Spółdzielnie w tym składzie osobowym nie ma przyszłości, ponieważ jej członkowie wzajemnie się nie lubią. Praca traktorzystów POM-u nie podlegała kontroli spółdzielni i tak wielkie zadłużenie wzięło się stąd, że wpisywali oni do kart pracy to, co chcieli. Wynajmowano ich również do błahych prac, które można było wykonać końmi spółdzielców,
  • nie doceniano pracy i terminu jej wykonania, za co winę ponosi poprzedni zarząd,
  • poprzedni zarząd nie miał wsparcia i pomocy ze strony pozostałych członków,
  • należy wydzielić i oddać grunty tym, którzy się tego domagają.
Klara Roman postawiła formalny wniosek o rozwiązanie spółdzielni i zadeklarowała, że bez względu na decyzję wycofuje swoje grunty ze spółdzielni. W głosowaniu 10 członków poparło wniosek Klary Roman, 2 wstrzymało się od głosu, a 5 było przeciw. Następne zebranie w tej sprawie postanowiono zwołać w dniu 23 listopada.
Faktycznie to zebranie odbyło się trzy dni później (27 listopada). Przewodniczący Matuśniak omówił zadłużenie spółdzielni i możliwości finansowe jego pokrycia. Bez dyskusji członkowie stwierdzili, że nie widzą dalszej możliwości wspólnej pracy. Klara Roman ponowiła wniosek o rozwiązanie spółdzielni. Na obecnych 18-członków 14 głosowało za rozwiązaniem, a 4 wstrzymało się od głosu.
Powołano Komisję Likwidacyjną, która miała zająć się formalnym rozliczeniem i zabezpieczeniem istniejącego majątku. Przewodniczącym tej komisji został dotychczasowy prezes spółdzielni Stanisław Matuśniak, a jej członkami Edward Bańdo, agronom Adam Biel, Stanisław Bąk i Władysława Wilk.
Grunty zwrócono członkom spółdzielni, resztę sprzedano. Na sprzedaż trafił też sprzęt rolniczy posiadany przez spółdzielnię, natomiast jej budynek gospodarczy spłonął.