piątek, 31 maja 2019

Bajka Aleksandra Widlarza

W 1939 roku w poznańskiej "Naszej Gazetce" ukazało się historyczno- fantastyczne opowiadanie Aleksandra Widlarza (link) pod tytułem "Skąd Wielkopolska ma pszczoły", które skierowane było dla młodych czytelników.
Zbliżający się Dzień Dziecka to dobra okazja, by je tu zaprezentować.
W opowiadaniu tym występują w nim zarówno wątki choczeńskie, jak i wielkopolskie, co nie powinno dziwić, zważywszy z jednej strony na choczeńskie pochodzenie autora, a z drugiej na jego wieloletnią pracę i zamieszkanie w okolicach Gniezna.

Skąd Wielkopolska ma pszczoły?

Piękną krainę wśród licznych jezior i pagórków obrał sobie Lech dla siebie i swoich towarzyszy na siedzibę. Wszystko tu było: lasy, łąki i poła, dużo dzikiego zwierza i rybne wody. Jednego tylko brakowało: pszczół. Nie znali Lechici miodu, ani wosku. Kilkoro dziatek rozweselało liczne komnaty lechowego grodu w Gnieźnie. Najmilszą ojcu była szesnastoletnia córeczka Świętosława. Niezwykłej urody to dziewczę śliczny głos miało. Śpiewało też od rana do nocy, brząkając na gęślikach wesołe piosenki. Skoro usiadła na przyzbie dworzyszcza z gęślikami i zaczęła śpiewać, ojciec rozchmurzał swe czoło, a cały dwór nadsłuchiwał i wielbił piękną kneziównę za jej słowiczy śpiew.
Przy kołowrotku, czy prując srebrzyste wody jeziora, spędzała wesoło i beztrosko czas w gro-nie rówieśnic. Pewnego razu stało się straszne nieszczęście. W zimny, wiosenny wieczór wróciła kneziówna z jeziora z twarzą rozpaloną. Była tak osłabiona, że ledwie o swej mocy dowlokła się do progów zamczyska. Z jękiem rzuciła się na posłanie ze skór w sypialnej komnacie. Rzucono się na pomoc nieszczęsnej dziewczynie. Ojciec sprowadził mądrych znachorów z całego państwa. Daremnie kapłani kadzili komnatę ziołami święconymi przed posągiem Światowida. Daremnie zaklinali czary. Na nic się zdały ojcowskie modły do wszechwładnego Swarożyca o pomoc. Mijały dnie i tygodnie, poprawy w zdrowiu nie było. W bladej i wychudzonej twarzyczce kneziówny daremnie szukałbyś dawnego blasku i krasy. Cisza i głęboki smutek zapanowały w Gnieźnie. Wieść o chorobie pięknej kneziówny obiegła i napełniła smutkiem cały kraj. Dotarła też aż do niebotycznych gór karpackich. Tam wśród odwiecznych borów, nad szumiącym strumykiem mieszkał w osiedlu zwanym Chocznia, stary władyka imieniem Witosław. Był to człowiek, który w młodości za Karpaty chodził, królom węgierskim sługiwał. Poznał tam wiele tajemnic leczniczych różnych ziół. Umiał przyrządzać z miodu pszczelego wyborny napój. Gdy chory wypił kubek tego napoju, po kilku dniach przychodził do zdrowia, jeżeli go jeszcze Marzanna nie brała pod swoją opiekę. Szeroko słynęła sława lekarska starego władyki i jego cudownych leków. Bogaty czy ubogi jednako doznał u niego pomocy. Dumą i oczkiem w głowie starego Witosława był syn jedynak, Ziemowit. Jemu chciał stary przekazać tajemny sposób przyrządzania leków, pasiekę i bogactwo. Na utrapienie ojca syn ani myśleć nie chciał o tych sprawach. Najmilszym jego zajęciem było dosiąść dzikiego konia i gnać w bezkresną dal, polować na grubego zwierza, lub tworzyć hufce zbrojne z wiejskich chłopaków i staczać zacięte boje. Wodzem chciał zostać. Stanąć przed muzyką, zaśpiewać swawolną piosenkę, zatańczyć ogniście zbójnickiego to jego żywioł. Bystry, obrotny, odważny, miał wielki mir u rówieśników. Już mały wąsik przyciemniał mu wargę, gdy ojciec zawołał go do siebie. — Słuchaj, chłopcze: zachorowała bardzo ciężko córka naszego kochanego knezia Lecha, pana na Gnieźnie i Kruszwicy. Weźmiesz najlepszego konia z naszej stajni, jednego towarzysza ze sobą i co koń wyskoczy pojedziesz do Gniezna z lekarstwem dla chorej. Nie żałuj konia, abyś późno nie zajechał. Za osiem dni i nocy powinieneś stanąć na miejscu. Jest lato, trawy i wody dla koni nie zbraknie, matka ci sakwę wypełni mięsiwem i chlebem, a zresztą dobrzy ludzie też dopomogą. Pokłonisz się księciu ode mnie i powiesz, że sam go odwiedzić nie mogę, jako żem bardzo stary. Oblicze Ziemowita zajaśniało niezwykłą radością. Objął staremu nogi, po czym w mig rozpoczął przygotowania do drogi. Dawno już, żądny sławy i przygód, marzył o jakiejś dalekiej wyprawie w nieznane światy. Czuł niewypowiedziane szczęście i wdzięczność w sercu dla rodzica, że nie zawahał się wysłać go w tak daleką drogę. W godzinę był już gotowy do podróży. W nowiutkim, góralskim stroju dobrze wyglądał, przewiesił przez ramię łuk i kołczan ze strzałami, do boku przypasał krótki ostry miecz dla obrony przed dzikim zwierzem. Do siodła przytroczył sakwę z jedzeniem dla siebie i towarzysza, wreszcie lekarstwo mające przy-wrócić zdrowie Lechowej córze. Ziemowit wyszedł z chaty, trzy razy splunął za siebie, szepcąc zaklęcia, mające odpędzić złośliwe chochliki, uchylił kornie czoła przed posągiem Światowida, stojącego pod rozłożystym dębem i ruszył co koń wyskoczy na północ. W Gnieźnie tymczasem rozpacz się wzmaga. Piękna Świętosława, znękana chorobą śmiertelną, leży. Zaledwie odrobina życia w niej tleje. W koło niej płaczą i zawodzą jej towarzysz-ki i druhny. Lech załamuje ręce, spoglądając z trwogą na życie uciekające z ciała ukochanej córki. Żadnej już, żadnej pomocy się nie spodziewa. Nie usłyszy już więcej głosu najulubieńszej cór-ki. Wtem za oknami dworzyszcza tętent się rozlega. Ostro uderza-ją kopyta końskie o bruk podwórza. Zaciekawiony kneź wychodzi przed bramę i widzi nieznanego młodzieńca w dziwnym stroju. — Kto jesteś, młodzieńcze, i z czym przybywasz? — Ziemowit jestem, przybywam z dalekich gór Karpackich i przywożę lekarstwo dla waszej córki, miłościwy panie. Puśćcie mnie czym prędzej do niej, aby nie było za późno. — Zgoda, młodzieńcze, lecz moją córeczkę. Jeśli ją uleczysz, hojna nagroda cię nie minie, lecz jeśli umrze  …
Nie słyszał już Ziemowit dalszych słów zbolałego Lecha. Już jest przy łożu chorej kneziówny, otwiera sakwy, sięga po leki. Z trudem wypiła chora część lekarstwa i natychmiast popadła w długi sen. Przez kilka dni następnych walczyła z chorobą, lecz wnet poznać było można, że nastąpi poprawa. I rzeczywiście. Po załamaniu się choroby kneziówna szybko przychodziła dc, siebie. Ogromna radość zapanowała w całym kraju. Złotym łańcuchem nagrodził Lech dzielnego górala. Wszyscy pytali: — Skąd jest ten piękny młodzian, co naszą kneziównę uzdrowił? Co to za cudowne leki z sobą przywiózł? Dziesiątki razy urodny góral opowiada o ślicznych, skalistych, lesistych górach Karpackich, o wsi rodzinnej, o rodzicach, a zwłaszcza o starym ojcu, co takie leki przyrządza i o dziwnych małych owadach, co to słodziutki miód w dziuple noszą. Z roziskrzonymi oczami słucha tych opowiadań Świętosława, a coraz częściej uśmiech rozjaśnia jej bladą twarzyczkę. Szybko też wraca do sił i zdrowia. I znowu jak dawniej jeździ na łodzi po ulubionym jeziorze. Ale nie sama. Towarzyszy jej wysmukły góral, któremu życie zawdzięcza. Śpiewają razem wesołe piosenki, a czas mknie chyżo. Nareszcie nadszedł czas pożegnania. Lech ściska serdecznie młodzieńca, płacze nadobna Świętosława. Wszyscy żałują wesołego i dowcipnego górala. — Jakiej nagrody żądasz —pyta Lech — za uleczenie córki? — Majątku nie pragnę, miłościwy panie, gdyż mam go dosyć u siebie. Jeżeli wola wasza, dajcie mi. Świętosławę za żonę. Nie zdumiał się Lech na to żądanie. Dawno już zauważył, że młodzi lgną do siebie. — Dobrze, mój młodzieńcze, zgadzam się na to. Poznałem cię jako mądrego i roztropnego, pracowitego męża. Jesteś mężny, potrafisz w razie potrzeby ode-przeć najazd wrogów. Takiemu nie waham się powierzyć mej najulubieńszej córki. W zamian przyślesz mi kilka dziupli z pszczołami, aby lud tutejszy mógł się tak samo leczyć miodem, jak wy to czynicie. Przez cały tydzień trwało wesele, po czym oboje ruszyli w Karpaty. Zanim dwa razy księżyc odmienił swoją pyzatą twarz, już liczne roje pszczół rozweselały gnieźnieńskie bory ku wielkiej radości lechowego ludu.

środa, 29 maja 2019

Historyczne nazwy choczeńskich cieków wodnych

Osiemnastowieczna Metryka Józefińska oprócz powszechnie znanych Choczenki i Konówki  zawiera kilkadziesiąt (!) nazw mniejszych potoczków przepływających przez Chocznię. Nie oznacza to oczywiście, że choczeńska sieć cieków wodnych była/jest aż tak dobrze rozwinięta-  często małe potoki posiadały bowiem więcej niż jedną  nazwę.
Niespełna 14-kilometrowa Choczenka nie ma źródeł na terenie Choczni i nie odprowadza całości choczeńskich wód płynących do Skawy.
Wynika to z faktu, że niektóre choczeńskie potoczki są dopływami Dąbrówki, a inne Wieprzówki, które samodzielnie prowadzą do Skawy swoje wody.
Nazwa Choczenka pojawia się w źródłach pisanych już w 1581 roku, kiedy to król Stefan Batory dał Wadowicom folusz sukienny usytuowany nad rzeką Choczenką. Później nazwa Choczenka została zapisana w lustracji województwa krakowskiego z 1660 roku. Na niektórych austriackich mapach z XIX wieku jest określana jako Kaczyna Bach (potok Kaczyna).
Według wzmiankowanej wyżej Metryki Józefińskiej nazwy prawobrzeżnych dopływów Choczenki (z południa lub południowego- zachodu) brzmiały następująco (w kolejności od strony Wadowic):
  • potok Olszynki/Olszyny (przecinający dzisiejszą ulicę Kościuszki przed wjazdem na osiedle Malatowskie),
  • Konówka,
  • Studziany Potok (pod Przytnicą),
  • potok Olszynki/Brzezinki (pod Przytnicą na dawnej Kręciochówce).
Z kolei nazwy dopływów lewobrzeżnych Choczenki to:
  • Głownik (wypływający z obszaru na północ od Zawala i wpadający do Choczenki już na terenie Wadowic),
  • Potok Dzielny,
  • Rętowiec,
  • Olszowiec,
  • Leszczyny/Srzodkowy Potok/Rakoczyna/Dębowiec/Dąbkowiec (wypływający spod Gronia nad Chocznią i zasilajacy stawy sołtysie).

Potok Dzielny i Rętowiec zasilają obecnie Choczenkę poprzez rów wzdłuż torów kolejowych.
Metryka Józefińska nie podaje niestety, jak nazywał się w XIX wieku rdzawy potok Meksyk, przecinający Zawale.
Nazwa Konówki, największego dopływu Choczenki, pojawia się po raz pierwszy właśnie w Metryce Józefińskiej. Austriacy w XIX wieku nazywali go również Opusta, a w zapiskach choczeńskich proboszczów funkcjonowała też nazwa Kunówka. To największy ciek wodny płynący w całości przez Chocznię. Autorzy Metryki Józefińskiej mieli zresztą wątpliwości, czy to Konówka wpada do Choczenki, czy też odwrotnie, ponieważ zapisali:
"Rzeka Choczenka i Konówka przez Gront Plebański płynąca i łączą się obydwie wpadaiąc iedna w drugą."

Dopływy Konówki pod koniec XVIII wieku nosiły nazwy:
  • Upelsza, Głąbowiec, Łaski, Złotnik (z prawej strony z rejonu Pagórka Komaniego)
  • Głęboki Potok (za cmentarzem),
  • Dzielny Potok (na południe od osiedla Ramendowskiego, przecinający ulicę Kościelną),
  • Stawisko (na południe od Dzielnego Potoku).
Powyżej sołtystwa nie używano już nazwy Konówka, ale każdy z jej potoków źródłowych miał własną nazwę, przy czym w każdej ze spisywanych w Metryce ról nazwy te różniły się od siebie.
Na Graboniówce nazywano je: Głębowiec/Głąbowiec, Grabiniec/Grabowiec, Olszowice/Olszowy, Pod Granicą/Górnica, na Bryndzówce: Pierwszy Potok, Drugi Potok/Brzezina/Brzeziny, Smarza/Snaza/Snarza, Golec/Goły Potok, Wielki Potok, Wąski Potok, Podlasie/Podlesie, a na roli Romandowskiej pojawiają się określenia: Pierwszy Potok, Łech, Snoza/Snarza, Przycznica/Przyczka, Zimna Woda, Wielki Potok, Mały Potok, Krzączka/Krzątka, Podlesie i Ostatni Potok.

Ta część choczeńskich cieków wodnych, która wpadała do Dąbrówki, była wówczas nazywana:
  • Babi Potok, Wielki Potok, Srzedni Potok, Rzeczka Maykutów (ze źródłami na obszarze pomiędzy Pagórkiem Malatowskim a Góralską Drogą)
  • Graniczny Potok, Przykopa, Potok pod Lasem/Dąbrówka/Bary (ze źródłami w rejonie Księżego Lasu).
Wypływający z Zarąbków Olszowiec stanowiła na pewnym odcinku granicę między Chocznią a Inwałdem, później przecinała obecne ulice Drapówka oraz Kościuszki, by w rejonie Barańciaka powrócić na teren Inwałdu i zasilić Frydrychówkę, która z kolei przez frydrychowskie stawy dopływa do Wieprzówki i dalej do Skawy.
Źródłem zasilania w wodę frydrychowskich stawów były również potoczki: Jałowcowy, Matlak z dopływem Głęboki Potok, Krzesiłowiec/Kruszlowiec/Chrustowiec, Brzezinka/Krótki Potok, Potok Głęboka Dolina i Grabowiec, wypływające w rejonie obecnego składowiska odpadów.
Na północ od Starego Gościńca ma swoje źródła potok nazywany obecnie Lendwok (dopływ Frydrychówki), którego części lub dopływy w Metryce Józefińskiej zapisano jako: Studziennik/Studzienny Potok/Studzienki (w górnym biegu), Moczydło, Wielki Potok, Granicznik, Bagieniec, Fołtenik/Foltynek, Padwa, Ostatni Potok, Lisza, Głowacz, Srzedni Potok i Rypel.
Nazwa Lendwok jest identyczna, jak nazwisko choczeńskiego kmiecia z XVI wieku, które może pochodzić od niemieckiego słowa "Landvoigt", czyli wójt.
Również nazwa Fołtenik/Foltynek pochodzi od nazwiska właściciela jednej z choczeńskich ról w XVII wieku.
Obecnie część z wymienionych wyżej cieków pełni rolę rowów melioracyjnych, a niektóre są zasilane w wodę tylko okresowo, będąc w zasadzie bardziej wąwozami, czy jarami.
Według Metryki Józefińskiej w Choczni istniały ponadto liczne cieki nie mające charakteru naturalnego, czyli różnego rodzaju: strugi, młynówki lub przykopy, zasilające liczne stawy, wykorzystywane do hodowli karpi lub przez młynarzy.





poniedziałek, 27 maja 2019

Księża z Choczni- ksiądz Ignacy Wójcik

Ignacy Wójcik urodził się 9 lutego 1841 roku w rodzinie Błażeja Wójcika i jego żony Anny z domu Szczur.
Jako piętnastolatek rozpoczął naukę w gimnazjum w Cieszynie (1856), a następnie kontynuował ją w Krakowie, aż do 1863 roku.
Wiadomo, że w 1866 roku Ignacy Wójcik wziął czynny udział w wojnie austriacko- niemieckiej, oczywiście po stronie przegranych Austriaków.
Już rok później został przyjęty jako eksternista od razu na II rok seminarium duchownego w Bochni, kształcącego kadry dla diecezji tarnowskiej, do której należała wówczas Chocznia.
Zwieńczeniem tego etapu edukacji były święcenia kapłańskie, które Ignacy Wójcik przyjął w Tarnowie 24 września 1870 roku, czyli w  wieku 29 lat.
Jako neoprezbiter został skierowany 30 października do parafii Trójcy Przenajświętszej i św. Leopolda w podbocheńskiej Rzezawie. Ze względu na doświadczenie w armii został mianowany równocześnie kapelanem wojskowym.
W 1872 roku został przeniesiony do parafii Matki Boskiej Różańcówej w Lisiej Górze. Rok później proboszczem w tejże parafii został pochodzący z Choczni ksiądz Wojciech Bryndza.
Choczeńska obsada parafii lisiogórskiej przetrwała tylko przez rok, jako że w 1874 roku ksiądz Ignacy Wójcik rozpoczął posługę wikariusza w Straszęcienie, w parafii pod wezwaniem Wszystkich Świętych.
Tam zmarł 30 stycznia 1877 roku w wieku niespełna 36 lat.
Warto dodać, że księżmi usiłowało zostać także dwóch kuzynów ks. Ignacego Wójcika: Franciszek Dąbrowski i Antoni Nowak. Ostatecznie pierwszy z nich wybrał karierę prawniczą, a drugi przeniósł się z teologii na studia filozoficzne.

Księża z Choczni - link

piątek, 24 maja 2019

Czy przodkowie chocznian żyli w Małopolsce już 5000 lat temu?

W 2011 roku archeolodzy zbadali masowy grób zlokalizowany nad brzegiem rzeki Szreniawy (dopływ Wisły) w gminie Koszyce, czyli niecałe 30 km na północ od Bochni (około 100 km od Choczni).
W grobie tym pochowano 15 osób: mężczyzn, kobiet i dzieci, stanowiących spokrewnioną i spowinowaconą ze sobą grupę. Pochówek pochodził sprzed prawie 5000 lat (ok. 2800 r. p. n. e.), a na podstawie różnego rodzaju badań pochowanych zaliczono do tak zwanej kultury amfor kulistych. Określenie to pochodzi od charakterystycznego kształtu naczyń, którymi posługiwano się w tym czasie w dorzeczu Łaby, Odry, Wisły, Bugu, Dniestru i Prutu.
Badacze zwrócili uwagę, że osoby pochowane w tym grobie nie zmarły z przyczyn naturalnych, ale ich śmierć nastąpiła w zbliżonym czasie, a sposób ułożenia ich ciał nie był przypadkowy.
Charakter obrażeń, które odkryto na czaszkach właściwie wszystkich pochowanych osób, wskazywał, że padli oni ofiarą agresji. Uszkodzenia ich czaszek spowodowane były przede wszystkim przez uderzenia jakimś rodzajem kamiennych siekier. Ofiary były w tym czasie unieruchomione (związane?) i znajdowały się w pobliżu jamy grobowej. Część ciosów zadanych w głowy miała na celu nie tylko pozbawianie ich życia, ale również dostęp do wnętrza ich czaszek (mózgu). Nie jest wykluczone, że miało to związek z rytualnym kanibalizmem.
źródło- link

Zdaniem zespołu badaczy śmierć tym 15 osób nie była wynikiem makabrycznego rytuału praktykowanego w tej społeczności, ale świadczy o tym, że padły one ofiarą agresji z zewnątrz.
Ich zabójstwa mogli dokonać ludzie z kultury ceramiki sznurowej, którzy nasuwali się na tereny zajęte przez „amforowców” z nadkaspijskich i pontyjskich stepów.
Zapewne nie dowiemy się nigdy, czy tak było w istocie, czy też napastnikami była jakaś sąsiednia grupa z tej samej kultury.
Ciekawych informacji dostarczyły badania genetyczne ofiar. Pozwoliły nie tylko ustalić ich wzajemne pokrewieństwo i powiązania (patrz schemat na rysunku), ale także rzucić światło na ich pochodzenie i związki ze współczesnymi populacjami ludzkimi.
żródło- eurogenes.blogspot.com
Analiza DNA mitochondrialnego, czyli przekazywanego po linii żeńskiej, wykazała, że przodkiniami ofiar były zarówno kobiety wywodzące się z rolniczych społeczności przybyłych wcześniej do Europy z obecnej Turcji, Iraku, Iranu, czy Armenii, jak i ze starych społeczności łowców/zbieraczy z Europy Środkowej.
Z kolei wszyscy mężczyźni pochowani w grobie koło Koszyc należeli do niezbyt częstej obecnie haplogrupy Y-DNA oznaczanej I2a-L801, występującej u ludzi mówiących językami germańskimi i zamieszkałych przede wszystkim w Skandynawii.
Według blogera genetycznego Dawida Wesołowskiego jest możliwe, że mężczyźni z kultury amfor kulistych zostali włączeni (po podbiciu?) do mówiących w językach indoeuropejskich populacji kultury ceramiki sznurowej i wraz z ich rozprzestrzenianiem się dotarli do Skandynawii, a ich linie ojcowskie stały się częścią puli genetycznej Protogermanów.
Z kolei badania autosomalne „amforowców” z Koszyc wskazują, że ludzie najbliżsi im genetycznie zamieszkują obecnie Sardynię i Baskonię, czyli rejony Europy, gdzie w genach ich mieszkańców zachowało się dużo starych fragmentów, nieobecnych u Indoeuropejczyków (ludów germańskich, celtyckich, słowiańskich itp.), a więc sprzed czasów ich nadejścia.

Jaki to ma jednak związek z Chocznią i chocznianami?

Otóż porównanie genetyczne jednego z mężczyzn pochowanych koło Koszyc (nr 10 na rysunku) i kilku współczesnych chocznian wykazało zdumiewające podobieństwo w 15 chromosomie – wspólny segment z „amforowcem” o długości przekraczającej 5 cM.
Segmenty o tej długości ma się zwykle z dalszymi lub dalekimi kuzynami- ludźmi, z którymi nasze linie genetyczne rozeszły się 200-300 lat temu, ale nie przed 5000 laty.
W warunkach choczeńskich, gdzie przez kilka stuleci zwierano małżeństwa w obrębie tej samej małej społeczności, szanse na zachowanie nietypowo długich fragmentów dawnego DNA były z pewnością zwiększone.
Fakt wystąpienia tak długiego wspólnego segmentu w 15 chromosomie i kilkanaście kolejnych wspólnych segmentów o mniejszej długości w innych chromosomach może świadczyć o tym, że część chocznian wywodzi się z rodziny owego człowieka lub wręcz od niego samego.
Oczywiście nie wprost po głównej linii męskiej, ale po którejś z bocznych linii żeńskich.
Obecność materiału genetycznego sprzed 5000 lat udało się stwierdzić u niektórych potomków choczeńskich: Guzdków, Widrów, Góralczyków/Bąków, Kręciochów/Capów, Rokowskich, Bandołów i Wcisłów.
W przypadku udostępnienia do porównań materiału genetycznego innych osób pochowanych w masowym grobie koło Koszyc, a przede wszystkim osobników nr 11, 5 i 15, a więc braci lub braci przyrodnich „pokrewnego chocznianom” osobnika nr 10, dotychczas uzyskane rezultaty będzie można zweryfikować.

Przez 5000 lat wiele mogło się wydarzyć i trudno zakładać nieprzerwaną obecność potomków przedstawiciela kultury amfor kulistych w Małopolsce, ale znalezienie jego współczesnych krewnych w odległości niespełna 100 km od miejsca jego pochówku jest niezwykle interesujące.

Wcześniejsza notatka- Badania genetyczne chocznian i ich potomków

środa, 22 maja 2019

Gradobicie 24 maja 1951 roku

26 maja 1951 roku, czyli dwa dni po wystąpieniu silnego gradobicia w okolicy Wadowic, Starostwo Powiatowe wystosowało pismo do Urzędu Gminy w Choczni, w którym polecało:
  • zmobilizować gminę do przeciwdziałania szkodom wynikłym z gradobicia,
  • w razie stwierdzenia szkód w zasiewach natychmiast złożyć zapotrzebowanie na materiał siewny i zorganizować pomoc sąsiedzką,
  • sporządzić protokoły szkód i odesłać je do starostwa.
10 czerwca specjalna komisja gminna sporządziła wymagany protokół, w którym wymieniono szkody powstałe u 14 mieszkańców Choczni:
  • zniszczenie dachu krytego papą u Jana Ochmana (nr 523)
  • zniszczenie dachu krytego papą u Zofii Ramza (nr 211)
  • zniszczenie dachu krytego papą na stodole Agnieszki Ponikiewskiej (nr 2)
  • zniszczenie dachu krytego papą na stodole Piotra Pateraka (nr 65)
  • zniszczenie dachu krytego papą u Wojciecha Guzdka (nr 10)
  • uszkodzenie dachu papowego u Franciszka Wójcika (nr 292)
  • zniszczenie szkła inspektowego u Bolesława Zająca (nr 23)
  • zniszczenie szkła inspektowego, kilkunastu dachówek i warzywnika u Jana Zająca (nr 16)
  • zniszczenie szkła inspektowego u Stanisława Dąbrowskiego (nr 316)
  • zniszczenie szkła inspektowego u Teofila Malaty (nr 20)
  • zniszczenie szkła inspektowego u Jana Nowaka (brak numeru)
  • zniszczenie szkła inspektowego u Teofila Ramzy (nr 427)
  • 20% uszkodzenia dachu z papy i zniszczenie pola żyta o powierzchni 0,35 ha u Stefana Zająca (nr 9)
  • zniszczenie papy na dachu i szyb okiennych u Andrzeja Wójcickiego (nr 522)
Z powyższego zestawienia można wywnioskować, że gradobicie spowodowało najpoważniejsze szkody u choczeńskich ogrodników i przebiegało najgwałtowniej w dolnej części wsi, od granicy z Wadowicami po Pagorek Malatowski.

poniedziałek, 20 maja 2019

Choczeńska kronika wypadków- część XIV

Dzisiejsza kronika wypadków w całości oparta jest o archiwalne materiały z "Echa Krakowa".

14 października 1957

Skutki pozostawiania dzieci bez opieki 
Jakie następstwa może mieć pozostawianie nieletnich dzieci bez opieki, przekonały się bardzo boleśnie dwie matki. Jedna z Woli Filipowskiej (pow. Chrzanów), druga z Choczni (pow. Wadowice). Pierwsza z nich pozostawiła swojego synka - Tadeusza Gaja samego w domu. Dwuletni chłopiec wyszedł z zagrody i bawiąc się w pobliżu miejscowej sadzawki wpadł do wody. Dziecka nie udało się uratować. Drugi malec-syn ob. Marii Kolak - pozostawiony sam sobie - podpalił stodołę ze zbiorami. Straty wynoszą blisko 50 tys. złotych.

8 lutego 1962

Parowóz wypadł z szyn.
Na przystanku PKP Chocznia w pow. wadowickim wypadł z szyn parowóz prowadzący pociąg osobowy relacji Bielsko - Kalwaria - Lanckorona. Na szczęście wypadek nie pociągnął za sobą ofiar w ludziach. Parowóz i jeden z wagonów uległy uszkodzeniom. Przyczynę tego wypadku bada specjalna komisja DOKP Kraków. Wysokość strat nie została jeszcze ustalona.

14 stycznia 1965

W Andrychowie do ruszającego pociągu wskakiwał 26-letni Marian Stuglik (zam. w Choczni). Wpadł on pod wagon i doznał ogólnych obrażeń ciała. 

8 czerwca 1967

Na polnej drodze, we wsi Chocznia (pow. wadowicki) znaleziono zwłoki Władysława Balona (lat 55, zam. w Choczni). Jak stwierdził lekarz, przyczyną śmierci był znaczny upływ krwi. Ustalono, że W. Balon powracał rowerem do domu po skoszeniu łąki. Kosę wiózł na ramieniu. Na wyboistej drodze rower przewrócił się, a rowerzysta został poraniony ostrzem kosy.

piątek, 17 maja 2019

Nauczyciele w Choczni - Władysław Gołda

Władysław August Gołda urodził się 9 lutego 1901 roku w Stojanowie w ówczesnym województwie tarnopolskim (dziś Ukraina), w rodzinie Józefa i Marii z Sakowskich. 
Po ukończeniu szkoły ludowej w Lutczy koło Strzyżowa (Podkarpacie), dokąd służbowo został przeniesiony jego ojciec, z zawodu policjant, rozpoczął naukę w gimnazjum w Rzeszowie. Po dwóch latach przeniósł się do niedawno powołanego gimnazjum w Strzyżowie, gdzie też złożył egzamin maturalny w roku 1920. Wkrótce rozpoczął starania o uzyskanie posady nauczyciela w szkole powszechnej i z dniem 1 kwietnia 1921 roku rozpoczął pracę w Przezwodach (gm. Kościelec). Uczył nie tylko dzieci, ale także ich rodziców, dla których zorganizował zimowe kursy dokształcające w zakresie umiejętności czytania i pisania. Jednocześnie sam uzupełniał swoją wiedzę i w 1927 zdał w Kielcach egzamin z przedmiotów pedagogicznych, otrzymując z dniem 1 kwietnia 1928 roku nominację na stałego nauczyciela szkół podstawowych. 
W latach 1928-1930 uczył w Kościelcu, gdzie jednocześnie działał w miejscowym kole Związku Młodzieży Wiejskiej „Wici” i prowadził wieczorne zajęcia świetlicowe. 
Od 1 września 1930 rozpoczął nauczanie w szkole podstawowej w Czechowie koło Pińczowa, gdzie również pracował społecznie na rzecz organizacji „Wici”. 
10 sierpnia 1938 roku zawarł związek małżeński z pochodzącą z Andrychowa nauczycielką, Emilią Zielińską (siostrą późniejszego wieloletniego dyrektora andrychowskiego Liceum Ogólnokształcącego, Włodzimierza Zielińskiego). Młode  małżeństwo podjęło pracę w czteroklasowej szkole w Przemykowie niedaleko Proszowic. 
W czasie niemieckiej okupacji Władysław Gołda był członkiem Armii Krajowej o pseudonimie "Korczak". Kolportował podziemną prasę i prowadził tajne komplety w zakresie szkoły powszechnej w powiecie pińczowskim.
Po zakończeniu II wojny światowej Emilia i Władysław Gołdowie objęli podobną szkołę, w Rzuchowie k. Raciborza, gdzie również stanowili jedyną obsadę nauczycielską - Władysław był kierownikiem i nauczycielem przedmiotów ścisłych, Emilia uczyła przedmiotów humanistycznych, a przede wszystkim muzyki i śpiewu. W 1950 nauczycielska rodzina (Gołdowie mieli dwoje dzieci) przeniosła się do Andrychowa. Władysław Gołda przez krótki czas uczył w Bolęcinie, później przeniósł się do Choczni, aż do przejścia na emeryturę  uczył matematyki oraz prowadził bibliotekę szkolną.  
W 1976 roku, dziesięć lat po śmierci swej żony Emilii, zawarł drugi związek małżeński z Marią i zamieszkał w Krakowie. 
Zmarł 11 sierpnia 1981 w Andrychowie, spoczywa na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie.


                                                                                                    Maria Biel-Pająk

środa, 15 maja 2019

Przynależność państwowa i administracyjna Choczni

Czy Chocznia wchodziła w skład Cesarstwa Rzymskiego?
Odpowiedź brzmi: tak,  z tym że było to Święte Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego…
W ciągu swojej 664-letniej pisanej historii Chocznia, nie zmieniając swojego położenia na mapie, wchodziła w skład wielu różnych organizmów państwowych:
  • przez pierwsze 85 lat swojej pisanej historii należała do Księstwa Oświęcimskiego, będącego lennem Królestwa Czech (1355-1440)
  • od 1440 Chocznia stanowiła własność poddanych Królestwa Polskiego, ale król Czech uznał formalnie przynależność Choczni do Polski dopiero w 1462 roku
  • przez kolejne 310 lat (1462-1772) Chocznia  znajdowała się pod panowaniem polskich królów,  z tym że w latach 1462-1569  państwo to nosiło nazwę Królestwo Polskie, a w latach 1569- 1772 Rzeczpospolita Obojga Narodów lub Rzeczpospolita Polska
  • w ciągu następnych 146 lat (1772-1918) Chocznią władali austriaccy Habsburgowie. Stąd wzięła się wspomniana wcześniej przynależność Choczni do Świętego Cesarstwa Rzymskiego narodu Niemieckiego, jako że Habsburgowie byli władcami takie tworu państwowego. Od 1804 państwo Habsburgów nosiło nazwę Cesarstwo Austrii, w 1806 roku cesarz Franciszek II zrzekł się pod naciskiem Francuzów godności cesarza rzymskiego i króla niemieckiego oraz do zwolnił swoich wasali ze zobowiązań wobec Cesarstwa Rzymskiego. Od 1867 do 1918 roku Cesarstwo Austriackie nosiło oficjalną nazwę Monarchia Austro- Węgierska. Chocznia przynależała od I rozbioru do kraju koronnego o nazwie Królestwo Galicji i Lodomerii. Po 1846 roku jego pełna nazwa brzmiała Królestwo Galicji i Lodomerii wraz z Wielkim Księstwem Krakowskim i Księstwem Oświęcimia i Zatora
  • po odzyskaniu niepodległości przez Polskę Chocznia weszła w skład powstałego Państwa Polskiego noszącego nazwę Rzeczpospolita Polska i podlegała jego władzom przez 21 lat (1918-1939)
  • w październiku 1939 roku Chocznię wcielono do III Rzeszy Niemieckiej i taki stan rzeczy przetrwał do stycznia 1945 roku
  • w 1945 Chocznia ponownie znalazła się w granicach Państwa Polskiego. W latach 1945-1952 nazywało się ono Rzeczpospolita Polska, a przez kolejne 37 lat (1952-1989) Polska Rzeczpospolita Ludowa, by w 1989 wrócić do oficjalnej nazwy Rzeczpospolita Polska.

Jeżeli chodzi o przynależność administracyjną, to po wykupieniu Choczni przez Mikołaja Serafina z rąk księcia oświęcimskiego Wacława (1440), została ona przyporządkowana do starostwa barwałdzkiego i pozostała w nim aż do I rozbioru Polski (1772). 
Co ciekawe, prawie wszystkie sąsiednie miejscowości należały do starostwa zatorskiego a z resztą ziem starostwa barwałdzkiego łączył Chocznię tylko wąski pas pól wadowickiego wójtostwa Mikołaj.
W ramach państwa Habsburgów Chocznia znalazła się początkowo w cyrkule wielickim (1773-1782), a następnie myślenickim (1782-1819) i wadowickim (od 1819 roku). Po likwidacji cyrkułów w latach 60. XIX wieku Chocznia znalazła się w powiecie wadowickim (1867).
Najniższą jednostką administracyjną w Galicji było dominium, będące organem pomocniczym administracji państwowej. Zniesiono je formalnie w 1855 roku. Chocznia należała do dominiów: Rudze, Wieprz, Barwałd Dolny i Tomice, co związane było z faktem, że te miejscowości łączyły z Chocznią osoby współnych właścicieli.
Również w skład powiatu wadowickiego w ramach województwa krakowskiego (1920-1939) wchodziła Chocznia w okresie międzywojennym. W latach 1920-1933 stanowiła samodzielną gminę, a później do 1939 roku należała do zbiorczej gminy wadowickiej.
Pod okupacją niemiecką Chocznia została przydzielona do Rejencji Katowickiej i powiatu bielskiego.
W 1945 roku Chocznia ponownie znalazła się w gminie i powiecie z siedzibą w Wadowicach w ramach województwa krakowskiego.
W 1946 roku utworzono samodzielną gminę choczeńską, ale już w 1954 roku uległa ona likwidacji i Chocznia wraz z Kaczyną stanowiła odtąd gromadę w gminie Wadowice.
Po reformie administracyjnej i zniesieniu powiatów w 1975 roku Chocznia należała do województwa bielskiego i podlegała pod Urząd Miasta i Gminy w Wadowicach.
Wreszcie po kolejnej reformie w 1999 roku Chocznia znów znalazła się jako sołectwo gminy Wadowice w powiecie wadowickim w ramach województwa małopolskiego.

W 2024 roku upłynie 400 lat obecności Choczni Polsce, na co składać się będzie 310 lat w Królestwie Polskim, 28 lat w Rzeczpospolitej Polskiej przed i po II wojnie światowej, 37 lat w PRL i ponownie 25 lat w RP.

poniedziałek, 13 maja 2019

Fotografie choczeńskich emigrantów - cz. 3


Fotografia ślubna pochodzącego z Choczni Władysława Cibora (1911-1981), który na emigracji w USA używał imienia Walter. W 1936 roku poślubił Frances Strozik (1912-2008).

Walter Cibor w 1968 roku

Stanisław Widlarz (1916-2013) w Londynie wraz z żoną Ireną Helen Kollist (1948). Po otrzymaniu angielskiego obywatelstwa używał nazwiska Stanley Widra. W 2009 roku powrócił z Anglii do Choczni, a po śmierci spoczął na miejscowym cmentarzu parafialnym.


Jan Tomasz Turała (1895-1946) wyemigrował do USA w 1912 roku. W czasie I wojny światowej walczył w armii amerykańskiej na froncie francuskim. W 1921 roku otrzymał w Chicago amerykańskie obywatelstwo. W tym samym roku poślubił Marię Stachnik (1899-1978), z którą doczekał się pięciorga dzieci. Spoczywa na cmentarzu św. Wojciecha w Niles w stanie Illinois.


Jan Wojciech Kręcioch (1888-1972) wyemigrował do USA jako dziecko wraz z rodzicami (w 1897 roku) i zamieszkiwał w stanie Ohio. Na zdjęciu razem z żoną Apolonią Marią z domu Gajda (1896-1976). Miał czterech synów: Edwarda, Tadeusza, Fryderyka i Eugeniusza oraz trzy córki: Eugenię (po mężu Kromphold), Emily (po mężu Sanders) i Helen (po mężu Eastwood).






piątek, 10 maja 2019

Najstarsze nagrobki na choczeńskim cmentarzu parafialnym


Według zaktualizowanego niedawno grobonetu na cmentarzu parafialnym w Choczni zachowało się kilka nagrobków ludzi, którzy urodzili się jeszcze przed decyzją o jego założeniu (1833). Część z nich stoi w swojej pierwotnej lokalizacji, to znaczy w miejscu rzeczywistego pochówku zmarłego wypisanego na nagrobku. Tak jest w przypadku:
  • proboszcza księdza Józefa Komorka urodzonego w 1815 roku
grobonet
  • Mikołaja Pietruszki urodzonego w 1819 roku (na nagrobku odmłodzony o rok)
grobonet
  • Szczepana Malaty urodzonego w 1832 roku:
  • Jana Wójcika (ur. 1832) i jego żony Zofii (ur. 1833), których brak w grobonecie. Małżonkowie zmarli odpowiednio w 1904 i 1905 roku, o czym nie informuje tablica nagrobkowa.



  • Przy ogrodzeniu cmentarnym znajduje się także kilka starych nagrobków, przeniesionych tam z innych lokalizacji:
    • Piotra Dunina, właściciela sołtystwa, urodzonego w 1803 roku (brak tej daty na nagrobku)

    grobonet
    • Franciszka Cibora, twórcy fundacji na rzecz organistów, urodzonego w 1820 roku (brak tej daty na nagrobku)

    grobonet
    • Antoniego Piątka, twórcy fundacji przeznaczonej na budowę aktualnego kościoła parafialnego, który urodził się w 1826 roku (brak tej daty na nagrobku). 


    grobonet
    Natomiast ewidentny błąd w dacie urodzenia występuje na nagrobku Piotra Widlarza, którego postarzono aż o 20 lat (1830 zamiast 1850).
    grobonet
    Najstarsza data zgonu znajduje się na nagrobku wymienionego wyżej Antoniego Piątka (1866).
    Znacznie już młodsze daty śmierci wyryto na następnych w kolejności nagrobkach:

    • Wojciecha Guzdka (1885)

    grobonet

    • księdza Józefa Komorka (1895)
    • Franciszka i Władysława Góralczyków (1895)

    grobonet

    • Szczepana Malaty (1896)

    Należy pamiętać jednak, że na pewnej liczbie nagrobków nie uwzględniono roku śmierci osób na nich wypisanych. Dotyczy to na przykład:
    • Emilii Helm z domu Dunin, córki właściciela sołtystwa, która zmarła w 1866 roku,
    • Piotra Dunina zmarłego w 1870 roku,
    • Franciszka Cibora zmarłego w 1876 roku.

    W przypadku Magdaleny Malata z Pietruszków datę jej śmierci  (1892) grobonet błędnie zinterpretował jako datę urodzenia (w rzeczywistości 1864).

    Choczeńskiego cmentarza dotyczyły również wcześniejsze notatki:

    środa, 8 maja 2019

    Kłapouchowie z Choczni w wadowickim cechu bednarskim w 1642 roku

    W 25 artykule fundacji cechu bednarzy i kołodziejów w Wadowicach z 3 lutego 1642 roku przeczytać można:

    Iż bracia wszyscy, tak cechu bednarskiego, jako też i kołodziejskiego, z pozwoleniem urzędu niniejszego radeckiego przyjęli do niniejszej fundacyi cechu swego uczciwych Łukasza Kłapoucha, Majchra i Jędrzeja synów jego, prośbą ich będąc nachyleni, z tymi jednak kondycyami:
    1. Jeśliby się pomienieni Kłapouchowie którykolwiek z nich ważył, jako we wsi Choczni mieszkający, bednarzów choczeńskich, którzy nie są przyjęci do cechu, naczynia sprzedawać udając za swoje, a tego by się bracia starsi dowiedzieli, tedy mają być karani po dwakroć winą według rozsądku braci, a jeśliby się trzeci raz ważyli toż uczynić, mają być od cechu oddaleni i więcej do niego nie przyjmowani, do tego żadnego hunklerza do roboty naczyń zaciągać nie będą, tak do domu swego, jako gdyby też kiedykolwiek zaciągnieni byli, pod winą wyżej opisaną.
    2. Cechowi posłuszni być mają i wszystkie podatki, które cech odprawuje, odprawować powinni będą.
    3. Za najmniejszym oznajmieniem do cechu stawać powinni będą, czego jeżeliby nie wypełnili, winą wyżej opisaną i oddaleniem od cechu karani być mają.
    Wymienieni wyżej Kłapouchowie, zwani też od wykonywanego zawodu Bednarzami, rzeczywiście zamieszkiwali w Choczni w wieku XVII i pierwszej połowie XVIII wieku, o czym świadczą zapisy zawierające ich nazwisko w kościelnych księgach metrykalnych i spisach płatników podatku kościelnego (taczma).
    Swoje oryginalne nazwisko zawdzięczają zapewne pewnemu defektowi urody któregoś z ich przodków, od którego przejęli to miano, niekoniecznie zresztą dziedzicząc po nim wyjątkowo odstające uszy.
    Pierwszy zapis odnotowujący to nazwisko w Choczni pojawia się już w 1601 roku, przy okazji chrztu Doroty, córki Andrzeja i Doroty.
    W kolejnych zapisach nazwisko to bywało zapisywane również w formach: Klapouchi, Kłapouszek, czy Klapoussik.
    W 1652 roku podany w akcie fundacji cechu Łukasz Kłapouch poślubił w Choczni jako wdowiec Apolonię Slagor.
    Natomiast z dwóch jego synów, którzy w 1642 roku zostali przyjęci do wadowickiego cechu, w Choczni wymieniany jest tylko Majcher, czyli Melchior.
    Tenże Majcher trzykrotnie wstępował w związki małżeńskie:
    • w 1652 roku poślubił Agnieszkę Tarkota,
    • w 1683 roku ożenił się z Reginą Zawisianką,
    • w 1690 roku z Agnieszką Halama.

    Jego syn Balcer (Balatazar) Kłapouch, od 1693 roku mąż Ewy Świętek, to ostatni z Kłapouchów notowanych w Choczni. Po 1718 roku, czyli dacie chrztu Zuzanny, córki tegoż Baltazara i Ewy, nie ma już żadnych dokumentów potwierdzających obecność bednarzy Kłapouchów w Choczni.
    Prawdopodobnie część z nich została mieszczanami wadowickimi i używała później nazwiska Kłaput, bądź też Bednarz.
    Dopóki Kłapouchowie mieszkali w Choczni, ich domostwa umiejscowić można w dwóch lokalizacjach:
    • starszej, z połowy XVII wieku, na obecnym Osiedlu Ramendowskim, a dokładniej na położonej tam pierwotnej roli Malatowskiej (Malatówce), uprawianej również przez Kłapouchów,
    • nowszej, począwszy od 8 dekady XVII wieku, w Niwie Zakościelnej, obok Świętków i Styłów. Tam właśnie żył wymieniany wyżej Majcher Kłapouch i jego spadkobierca Baltazar.

    Jak wynika z artykułu dotyczącego przyjęcia Kłapouchów do wadowickiego cechu, nie byli oni jedynymi wytwórcami beczek, antałków, maselnic, cebrzyków, dzieży i innych drewnianych naczyń w Choczni. Wiadomo, że tym rzemiosłem trudniła się w tym samym czasie także rodzina choczeńskich zagrodników, nie posiadających własnej roli (1665).
    Wprawdzie nazwisko Kłapouch zanikło w Choczni już trzysta lata temu, to jednak ich potomkowie zamieszkują tam nadal. Zalicza się do nich na przykład duża część choczeńskich Szymonków i Bandołów.
    Do ciekawszych sukcesorów dawnych Kłapouchów należą lub należeli także między innymi:
    • Gabriel Bandoła (1928-1996) były dyrektor Domu Rencistów w Wadowicach
    • sołtys Piotr Bandoła (1921-2015)
    • ksiądz Adam Biłka (ur. 1960)
    • siostra norbertanka Franciszka Cap (ur. 1910)
    • Tomasz Czapik (1912-1991) magister praw, urzędnik
    • Julia Drapa (1924-2009) była kierowniczka przedszkola w Choczni
    • Adolf Gregorczyk (ur. 1933) były kierownik szkoły w Choczni Górnej
    • Antoni Hatłas (1886-1969) założyciel choczeńskiej dynastii grabarzy
    • ksiądz Jakub Kręcioch (ur. 1940)
    • legionista i kolejarz Jan Kręcioch (1893-1958)
    • porucznik Józef Kręcioch (1915-2002) Kawaler Orderu Virtuti Militari
    • Michał Kręcioch (1947-2013) mgr inżynier, nauczyciel, publicysta
    • ksiądz Adam Kudłacik (ur. 1967)
    • Edward Malata, były prezes 'Społem" Gdańsk
    • Helena Malata (1931-2018) była dyrektorka Banku NBP/BPH w Wadowicach
    • Jerzy Ochman (1953-2012) inżynier, przedsiębiorca, działacz samorządowy i związkowy
    • Marian Rudzicki (ur. 1937) były przewodniczący Rady Narodowej w Człuchowie, prezes OSP i LZS
    • kapitan Edward Warmuz (1922-2002)
    • sędzia Michał Widlarz (1882-1965)
    • Edward Woźniak (1913-1986) magister prawa z Oxfordu, kierownik w firmie Unilever
    • ksiądz Franciszek Woźniak (1912-1998)
    • Ryszard i Krzysztof Woźniakowie, autorzy wspomnień rodzinnych, cytowani na chocznia-kiedyś
    • ksiądz Franciszek Wójcik (1880-1954)


    poniedziałek, 6 maja 2019

    Wojska czechosłowackie w Choczni w 1945 roku

    Już po wyzwoleniu Choczni spod okupacji niemieckiej na jej terenie przebywali nie tylko żołnierze Armii Czerwonej (38 Armii dowodzonej przez Kiryła Moskalenkę), ale również wojska czechosłowackie.
    To mało znany epizod z historii obecności obcych wojsk w Choczni, któremu warto poświęcić chwilę uwagi.
    Dotyczy 1 Czechosłowackiej Samodzielnej Brygady Pancernej (czeska nazwa: 1 ćeskoslovenska samostatna tankova brigada) pod dowództwem majora Vladimira Janko.
    Brygada ta została utworzona w pod koniec lipca 1944 roku, a już dwa miesiące później uczestniczyła u boku Armii Czerwonej w walkach o przełęcz dukielską, w czasie których poniosła bardzo ciężkie straty. Dość powiedzieć, że w październiku 1944 roku dysponowała tylko trzema zdatnymi do walki średnimi czołgami.
    Po tych starciach dzięki wysiłkom generała Ludwika Svobody, dowódcy całości sił czechosłowackich biorących  udział w walkach z Niemcami na froncie wschodnim, brygada pancerna została praktycznie odtworzona i oczekiwała w połowie lutego 1945 roku w Kieżmarku na Słowacji na dalsze rozkazy. Pod dowództwem  majora Janko znajdowało się wówczas około 1500 żołnierzy wyposażonych między innymi w 65 czołgów, dwa średnie działa pancerne, kilka transporterów opancerzonych i kilkadziesiąt pojazdów pomocniczych.
    W skład brygady wchodziły 3 bataliony pancerne, zmechanizowany batalion karabinów maszynowych oraz kompanie: zwiadowcza, dowódcza, saperów, łączności i obrony przeciwlotniczej.
    W lutym 1945 roku brygadę przerzucono w trudnych warunkach zimowych przez Spiską Starą Wieś i dalej przez góry w kierunku Nowego Targu (Klikuszowej), a stamtąd w rejon Choczni (28 luty 1945 roku).
    Jak pisze Zygmunt Orlik w książce "Pamiętny rok 1945 na Ziemi Pszczyńskiej" :

    "Następnym miejscem jej koncentracji była Ligota (na zachód od Czechowic-Dziedzic). Brygada czekała na ofensywę 38. Armii gen. Moskalenki, w wyniku której miał zostać wyzwolony przemysłowy okręg ostrawski. Przebazowanie Brygady na Górny Śląsk było pociągnięciem politycznym. Chodziło o wyprzedzenie Polaków w zajmowaniu Zaolzia, czego polska strona zdawała się wtedy nie dostrzegać. Na marginesie tej sprawy dodajmy, że w wyzwalaniu Górnego Śląska nie uczestniczyła w 1945 r. żadna jednostka wojska polskiego.
    Powojenne zabiegi o utrzymanie Zaolzia przy Polsce, czynione przez Tymczasowy Rząd RP i kolejny Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej, aczkolwiek intensywne, były już spóźnione i nie przyniosły efektu. Czechosłowacy utrzymali Zaolzie, gdyż mieli w tym sporze poparcie Stalina."

    Nie wiadomo dokładnie, jak długo wojska czechosłowackie przebywały wtedy w Choczni. 6 marca 1945 roku jako miejsce ich pobytu podawana jest już Bestwina, a 8 marca Ligota koło Czechowic-Dziedzic, o czym pisał Zygmunt Orlik.