środa, 29 stycznia 2020

Fotografie więźniów KL Auschwitz

Fotografie urodzonych w Choczni więźniów KL Auschwitz pochodzące ze zbiorów Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu:
Józef Bandoła, urodzony w Choczni w 1885 roku, jako syn Jana Bandoły i Marianny z domu Bryndza
Aresztowany przez gestapo 4 stycznia 1943.
Zginął w KL Auschwitz 13 lutego 1943.
Maria Wendesz, urodzona w Choczni w 1917 roku, jako córka Franciszka Wymysło i Marii z domu Nicieja.
28 stycznia 1943 trafiła do KL Auschwitz, gdzie zginęła 10 marca 1943.
Stefan Dąbrowski, urodzony w Choczni w 1906 roku, jako syn Franciszka Dąbrowskiego i Marii z domu Bylica.
Zatrzymany w Radomiu, trafił do KL Auschwitz, gdzie zginął 24 maja 1942 roku.
Stanisław Jura, urodzony w Choczni w 1905 roku, jako syn Ludwika Jury i Antoniny z domu Siepak.
Zginął w KL Auschwitz 22 czerwca 1942 roku.
Tadeusz Byrski, urodzony w Choczni w 1921 roku, jako syn Jana Byrskiego i Elżbiety z domu Świętek.
Przeżył uwięzienie w KL Auschwitz- zmarł w 1981 roku.
Józef Pawłowski, urodzony w Choczni w 1923 roku, jako syn Józefa Pawłowskiego i Anny z Majewskich.
Więzień cygańskiego podobozu KL Auschwitz od 14 listopada 1941 roku.
Józef Hawryszko, urodzony w Choczni w 1923 roku, jako syn Jana Hawryszki i Bronisławy z Dąbrowskich.
Zginął w KL Auschwitz 26 października 1941 roku.
Franciszek Kolasa, urodzony w Choczni w 1904 roku, jako syn Stefana Kolasy i Marii z domu Widlarz.
Zginął w KL Auschwitz 20 lutego 1943 roku.
Edward Spisak, urodzony w Choczni w 1925 roku, jako syn Józefa Spisaka i Anastazji z  domu Ruła.
Więziony przez Niemców w Katowicach, KL Auschwitz i KL Mauthausen, gdzie doczekał wyzwolenia.
Zmarł w 1997 roku.
Związani z Chocznią więźniowie niemieckich obozów koncentracyjnych w czasie II wojny światowej - link.


czwartek, 23 stycznia 2020

Wspomnienia o zmarłym księdzu Marku Kręciochu

Tydzień temu zmarł pochodzący z Choczni ksiądz Marek Kręcioch, proboszcz parafii w Kobiernicach.
Wiadomość o tym, wraz z życiorysem zmarłego kapłana została zamieszczona:
  • na stronie diecezji bielsko-żywieckiej (link)
  • na stronie Gościa Niedzielnego (link)
  • na stronie rozgłośni radiowej Anioł Beskidów (link)
  • na stronie radioem.pl (link)
O jego pracy w Kobiernicach przeczytać można także na stronie niedziela.pl - (link).

Marek Kręcioch urodził się 15 lutego 1958 roku, jako syn mistrza krawieckiego Albina Kręciocha (1914-1980) i pochodzącej z Frydrychowic Heleny z domu Szatan (1927-2012). Był piątym z kolei dzieckiem tej pary, która doczekała się w sumie trzech synów i trzech córek.

Przodkami ks. Marka Kręciocha w linii męskiej byli kolejno:
  • Albin Kręcioch ur. 1914 (ojciec)
  • Franciszek Kręcioch ur. 1881 (dziadek), członek choczeńskiej Sokolej Drużyny Polowej, który zginął w 1917 roku w walkach pod Kraśnikiem, jako żołnierz armii austro-węgierskiej
  • Jan Kręcioch ur. 1843 (pradziadek)
  • Melchior Kręcioch ur. 1808 (pra-pradziadek) według Grundparzellen Protocoll 1844-1852 właściciel ponad ośmiu morgów gruntu, zamieszkały na parceli pod obecnym adresem Zawale 133
  • Michał Kręcioch ur. 1777 (pra-pra-pradziadek), pierwsza ofiara epidemii cholery w 1849 roku
  • Kazimierz Kręcioch ur. 1746 (pra-pra-pra-pradziadek)
  • Wojciech Kręcioch ur. około 1698 (pra-pra-pra-pra-pradziadek).
W liniach bocznych ks. Kręcioch wywodził się od choczeńskich: Balonów, Bandołów, Capów, Grządzielów, Guzdków, Komanów, Kręciochów, Kumorków, Majkutów, Odrobinów, Pietruszków, Pindelów, Przybyłów, Ramendów, Romańczyków, Rułów, Ryczków, Twarogów, Szymonków, Świętków, Wątrobów, Widlarzów, Woźniaków i Zająców.

poniedziałek, 20 stycznia 2020

Aresztowanie przez Niemców Wilhelma Smazy na przełomie 1942 i 1943 roku

Wilhelm Smaza urodził się 12 maja 1909 roku w Kaczynie, jako syn Jakuba i Zofii z domu Homel.
18 lutego 1933 roku poślubił o cztery lata młodszą  Helenę Biel i zamieszkał z nią w jej domu rodzinnym w Choczni. Młodzi malżonkowie doczekali się trojga dzieci:
  • córki Janiny Marii, która zmarła w 1934 roku jako kilkudniowe niemowlę,
  • syna Józefa (1936-1994)
  • córki Genowefy, urodzonej w 1942 roku.

Tragiczne losy Wilhelma Smazy i jego rodziny w czasie II wojny światowej opisał Józef Turała w jednym z rozdziałów "Kroniki wsi Chocznia":

"W czasie wysiedlenia mieszkańców Choczni z początkiem grudnia 1940 roku także i rodzinę Wilhelma i Heleny Smazów oraz matkę żony- starą Marię Biel (z domu Woźniak- uwaga moja) - przesiedlili do starego domu Ludwika Woźniaka w sąsiedztwie- zaś w domu ich bauer niemiecki urządził stajnię na bydło.
Helena Smaza z matką mieszkały wtedy w jednej izbie w tym starym drewnianym domu sąsiada, tu spały i gotowały, zaś Wilhelm Smaza przez jakiś czas na początku okupacji pracował w firmie niemieckiej przy budowie baraków pod przyszły obóz zagłady w Oświęcimiu. Ale gdzieś w połowie roku 1942 z pracy sam zrezygnował, uciekł i nie chodził do niej. Przez pół roku ukrywał się, wobec czego policja niemiecka zaczęła go szukać i dniu 31 grudnia 1942 roku w ostatni dzień starego roku przyszli po niego do mieszkania. Wtedy  dwóch uzbrojonych Niemców o godzinie 22. zaczęło się dobijać do mieszkania.
I wtedy, gdy Niemcy zaczęli się dobijać do domu, wówczas Wilhelm Smaza, który znajdował się w izbie, szybko otworzył właz z desek do piwnicy, w której przechowywano ziemniaki, wskoczył w kąt piwnicy i tam ukrył się. Właz ten z anim zamknęła żona i na tej podłodze postawiła kolebkę z dzieckiem- sześciotygodniową Genią. Zaś matka Maria Biel poszła odemknąć Niemcom drzwi wejściowe do sieni, poczem weszli oni do kuchni, pytając się, czy jest Wilhelm Smaza.
Na to żona i matka odpowiedziały Niemcom, że go nie ma, że poszedł gdzieś i nie wrócił jeszcze, poczem Niemcy rozglądnęli się po kątach słabo oświetlonej i zagraconej kuchni i odeszli.
Wracającą policję niemiecką napotkała przypadkowo na gościńcu Niemka Marta Styła (z domu Heinze, urodzona w 1903 roku w dzisiejszych Dzierżysławicach na Opolszczyźnie- uwaga moja), z którą przed II wojną światową ożenił się Styła Józef z Choczni, który w Niemczech był na robotach, tam się ożenił (w 1931 roku- uwaga moja), a w czasie wojny przyjechał do Choczni z żoną- Niemką, która z początku mówiła tylko po niemiecku, ale powoli nauczyła się i po polsku.
Otóż owa Marta zagadnęła tych dwóch policjantów niemieckich poprawną niemczyzną, gdzie byli i co załatwiali. Gdy jej odpowiedzieli, że byli po Wilhelma Smazę, by go zabrać, ale go w domu nie ma, bo gdzieś wyszedł i że muszą przyjść po niego później lub jutro- wtedy owa Niemka Marta odpowiedziała im, że nie umieli szukać, udowadniając im, że on jest w mieszkaniu i że się ukrył w piwnicy pod podłogą - przebywając już jakiś czas w Choczni znała już ona, jak w niektórych domach wchodzi się do takiej piwnicy.
Wtedy policjanci niemieccy zawrócili, zaczęli szukać, otwarli właz do piwnicy ostrożnie, zaglądali do niej, bo było tam ciemno, wołali na Smazę, by wyszedł i na pewno go nie widzieli. Nie wchodzili też tam, bo obawiali się, że Smaza jest uzbrojony. Potem zaczęli świecić zapałkami- widocznie zobaczyli jego sylwetkę, poczem krzyczeli, by wyszedł z piwniczki.
Wreszcie Wilhelm Smaza wyszedł z piwniczki. Wtedy Niemcy krzyczeli, poklęli na kobiety, że ich okłamały- mówili, że także ich zabiorą, poczem zabrali Smazę i z nim wyszli.
Ale po przeszło godzinie Smaza wrócił z powrotem do domu. Zaznaczył, że zaprowadzili go na posterunek policji niemieckiej, tam znowu pokrzyczeli na niego, a widocznie nie mając miejscowego aresztu, a w nocy nie chcieli go odprowadzać na tamtejszy komisariat i tam do aresztu, zwłaszcza, że to był ostatni dzień starego roku 1942 i Sylwester- widocznie wieczór ten mieli spędzić w wesołej kompanii i na pijatyce- dlatego puścili go, zaznaczając mu, że ma się zgłosić do nich na godzinę czwartą rano, grożąc mu, że gdyby nie przyszedł na wyznaczony czas, to zabiorą żonę i matkę, zaś jego będą szukać i znajdą go, a wtedy spotka go surowa kara i rozstrzelają go.
Noc tą sylwestrową Smaza Wilhelm spędził w domu na płaczu, głośno rozpaczając, co ma robić. Bojąc się o ewentualne straszne następstwa dla siebie i i rodziny, gdyby się nie zgłosił. Pytał się, co ma robić ?
Więc żona i jej matka mówiły mu: rób jak uważasz. Godziny nocne mijały, godzina 4.00 się zbliżała, więc zrozpaczony Smaza wstał, pożegnał się z matką i teściową i wyszedł !
Długo nic nie wiedzieli o nim. Wreszcie przyszedł list z obozu w Oświęcimiu, potem jeszcze coś dwa, które tłumaczył miejscowy ksiądz proboszcz Józef Dyba żonie Helenie. Posyłano mu skromne paczki, ale nie wiadomo nawet, czy je dostał.
Aż w dniu 23 czerwca 1943 roku przyszedł do izby Heleny Smaza i jej matki Marii miejscowy policjant niemiecki Franz (Franz Bresler- uwaga moja), renegat, przed wojną Polak ze Śląska, który nawet służył w Wojsku Polskim w 12 pułku piechoty w Wadowicach- ten sam, co w grudniu zabrał Smazę.(...)
I wtedy Franz oświadczył im, że Wilhelm Smaza zmarł na serce w obozie w Oświęcimiu 13 czerwca 1943 roku (według danych Archiwum Muzeum Auschwitz- Birkenau 11 czerwca 1943 roku- uwaga moja) i wręczył im kartkę z zawiadomieniem o jego śmierci.
Tak zginął poczciwy Wilhelm Smaza, nie chcąc narażać żony i małych dzieci oraz jej matki żony. Poszedł dobrowolnie na godzinę czwartą, a przecież mógł nie pójść, mógł się jeszcze czy ukrywać, czy pójść w lasy do partyzantów i walczyć o wyzwolenie Polski.
Zawierzył Niemcom, ale im nigdy nie należy wierzyć ! Zawierzył im, ale się pomylił !
Gdy Niemcy jego zabrali, wtedy syn jego miał 6 lat, a córka Eugenia (w rzeczywistości Genowefa- uwaga moja) 6 tygodni.
Po zabraniu męża Helena Smaza i matka jej Maria Biel ciężkie miały życie, gdyż trzeba było zapracować na życie dla siebie i dwojga małych dzieci. Więc Helena pracuje u bauera w sąsiedztwie wraz z 60. letnią matką. Zabierały z sobą małe dzieci do pracy, czy to w polu, czy przy gospodarstwie, gdyż bauer ten miał tylko trzech pracowników do roboty, a było 20 hektarów gruntu do uprawy i obrobienia przy jednej parze koni. A przy tym był to człowiek gwałtowny, więc popędzał ludzi do roboty."

Fotografia Wilhelma Smazy, od 4 stycznia 1943 roku więźnia KL Auschwitz nr 85381, 
pochodząca ze zbiorów Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu

piątek, 17 stycznia 2020

Księża z Choczni- ksiądz Ludwik Szczurowski

Spośród wszystkich księży urodzonych w Choczni Ludwik Szczurowski żył najkrócej, bo zaledwie niespełna 28 lat, z tego tylko pięć w stanie kapłańskim.
Przyszedł na świat 13 stycznia 1861 roku jako Ludwik Szczur, syn Jana Szczura (1821-1887), młynarza z dolnej Choczni i jego żony Anny z Dąbrowskich.
W 1871 roku rozpoczął naukę w utworzonym pięć lat wcześniej wadowickim gimnazjum. 
Jego wychowawcą był Tytus Zegadłowicz, ojciec znanego poety Emila, a zarazem ksiądz obrządku grecko- katolickiego.Z kolei kolegą z klasy młodego Ludwika był Franciszek Bandoła, syn chocznianina Piotra Bandoły i pochodzącej z Zawadki Franciszki z domu Zawiła, który później także wybrał karierę duchowną.
W 1879 roku Ludwik Szczur zdał maturę, wstąpił do Krakowskiego Seminarium Duchownego i rozpoczął studia teologiczne na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie.
W 1881 roku oficjalnie zmienił nazwisko na Szczurowski.
Dwa lata później (1883) biskup krakowski Albin Dunajewski wyświęcił go na księdza. 
Przez kolejny rok neoprezbiter Ludwik Szczurowski kontynuował studia teologiczne, a po ich ukończeniu został skierowany w 1885 roku do parafii pod wezwaniem Wszystkich Świętych w podkrakowskiej Rudawie, gdzie pełnił posługę wikariusza.
Zmarł 7 grudnia 1888 roku jako wikariusz w Wieliczce.

Lista księży urodzonych w Choczni przed II wojną światową - link.

środa, 15 stycznia 2020

Zwyczaje związane z Nowym Rokiem

Dziewiętnastowieczny folklorysta Eugeniusz Janota w opracowaniu "Lud. Jego zwyczaje i obyczaje" zawarł kilka odniesień do obrzędowości związanej z początkiem nowego roku w Choczni:

Piekąc chleb na Nowy Rok, dla każdego członka rodziny robią jeden bochenek, dla każdego ze sług kukiełkę, a dla pasterza lub pasterki robią tak zwana oborę, to jest, ile mają sztuk bydła, tyle narobią klusek i obsadzają niemi naokoło placek, w środku zaś umieszczona oznacza pasterza lub pasterkę. To pieczywo rozdaje się ludziom w przeddzień Nowego roku. Gdyby się przypadkiem coś zepsuło z tego pieczywa, ma to być znakiem, że właściwa osoba będzie chorowała, a gdyby zgoła przeznaczone dla kogo pieczywo zginęło, śmierć mu wróżą.
Po upieczeniu tych tak zwanych nowych lat kładą na piec chlebowy węgle żarzące w tylu kupkach, ile stajań (odległości przebytych przez pracującego konia między odpoczynkami- uwaga moja) mają już zasianych lub dopiero obsiewać i zasadzać będą. Z której kupki najwięcej zostanie popiołu, z stajania oznaczonego tą kupką ma być najwięcej zboża. 

Wodą święconą w wigilią Trzech Króli kropią dom, potem wszyscy z niej piją. aby dobrze spali; używają jej także do pokropienia nowo nabytego bydła, tudzież gdy się bydło na wiosnę pierwszy raz w pole wypuszcza.

Od Nowego roku do Trzech Króli bywa zwyczaj , że przyszedłszy jeden do drugiego, skoro tylko drzwi otworzy, mówi: „Na szczęście, na zdrowie na ten Nowy rok, aby was nie bolała głowa ani żaden bok, żebyście byli zdrowi cały rok, aby się wam rodziła pszenica, groch i żytko, a na ostatku wszytko."

Życzenia noworoczne w podanej przez Janotę formie lub nieco zmodyfikowanej były wygłaszane również przez kolędników odwiedzających domy chocznian.
Popularne było chodzenie od domu do domu z własnoręcznie przygotowaną szopką, a znacznie rzadsze odwiedzanie domostw przez przebierańców, urządzających całe przedstawienia, nawiązujące zarówno do treści religijnych/biblijnych, jak i choczeńskiej codzienności.
W skład takiego zespołu przebierańców wchodzili między innymi: żołnierz/żandarm, śmierć z kosą, wysmarowany sadzą rogaty diabeł, wyposażony w widły, Herod i anioł. Diabeł usiłował wysmarować sadzą wszystkie przyglądające się mu dziewczyny oraz dzieci, a na koniec nabijał Heroda na widły i przeganiał go z izby ze słowami: " Za twe grzechy, za twe zbytki, idź do piekła, boś ty brzydki".

Charakterystyczne były też przyśpiewki kolędnicze z prośbą o obdarowanie kolędujących- na przykład:

Mości gospodarzu, domowy szafarzu
Dej chleba białego i masła do niego 
Każ stoły nakrywać i talerze zmywać !
Hej, kolędą kolęda!

Każ dać obiad hojny, boś pan bogobojny
Kaczka do rosołu, sztuka mięsa z wołu
Z gęsi przysmażanie, zjemy to mospanie
i comber zajency i do niego wiency !
Hej, kolęda, kolęda ! 

Dla większej ochoty, dej czerwony złoty,
Albo talar bity, będziesz znakomity
Dej i żupan stary, byle jeszcze cały ! 
Hej, kolęda, kolęda! 

Mości gospodarzu, domowy szafarzu
Każ spichrze otworzyć i miechy nasporzyć
Żyta ze trzy wory i woły z obory !
Hej, kolęda, kolęda! 

Mości gospodyni, domowa mistrzyni
Okaż swoją łaske, każ nam dać kiełbaske  
Którą kiedy zjemy, to podziękujemy
Jeżeliś nie sknera, dej jaj kope, sera !
Hej kolęda, kolęda !

Mości gospodarzu, domowy szafarzu
nie bądź tak ospały, racz nam dać gorzały
dobrej z alembika i do niej piernika !
Hej kolęda, kolęda !

Natomiast w podziękowaniu za otrzymaną kolędę, czasem z sugestią, że gospodarze mogliby jeszcze coś dołożyć, śpiewano tak:

Za kolędę dziękujemy !
Zdrowia, szczęścia wam życzymy !
Byście byli szczęśliwymi oraz błogosławionymi na ten Nowy Rok !

U powały wisi sadło- dejze Boże zeby spadło !
Zebyśmy sie podzielili, wincy do nik nie chodzili !
Na ten Nowy Rok !

A w tej chałpie corno kura !
Zarosła jej w d... dziura !
Nie bendzie im jojek niesła na tyn Nowy Rok !
tabacka i groch ! tabacka i groch !

Powyższe trzy przykłady podane zostały przez Ireneusza Ramendę, któremu przekazał je z kolei ojciec Aleksander i dziadek Stefan Świętek.

poniedziałek, 13 stycznia 2020

Okolice kościoła na mapce/szkicu z połowy XIX wieku

Szkic sporządzony przez austriackich mierniczych w latach 1844-1852, dokonujących pomiarów gruntów choczeńskich do celów podatkowych:

Kolorem fioletowym oznaczono:
  • kościół parafialny pod wezwaniem Narodzenia św. Jana Chrzciciela- poprzednia drewniana i częściowo otynkowana wersja, poświęcona w 1808 roku. Lokalizacja pokrywa się z obecną, ale oczywiście rozmiary obiektu były mniejsze. Na ogrodzonym placu przykościelnym od strony Choczenki i od wschodu krzyżami oznaczono stary cmentarz, obecnie nieistniejący.
  • dzwonnicę (z lewej strony kościoła, przy głównym wejściu na teren przykościelny)
  • trupiarnię (z prawej strony kościoła, nieco bardziej na południe w stosunku do lokalizacji obecnej kaplicy pogrzebowej)
Kolorem żółtym oznaczono:
  • plebanię (nr 35), inaczej zorientowaną w stosunku do kościoła, niż obecna oraz przesuniętą nieco na południe,
  • plebańskie zabudowania gospodarcze po obu stronach drogi w stronę obecnego cmentarza, stodoła z wozownią po lewej stronie drogi, chlewy i obory po prawej stronie drogi.
  • wikariówkę- osobny budynek dla wikariuszy przy płocie kościelnym, naprzeciw plebanii (na terenie obecnego parkingu po południowej stronie kościoła).
  • organistówkę/szkołę przyparafialną (nr 34), budynek ten pełnił też w razie potrzeby (czyli epidemii) funkcję szpitala.
Kolorem niebieskim oznaczono:
  • Choczenkę, opływającą teren przykościelny od północy, na której na czarno naszkicowano mostek (ławkę) od strony północno-wschodniej kościoła, 
  • stawek naprzeciw obory plebańskiej.
Na zielono zaznaczono między innymi ogród/sad plebański, a na beżowo ważniejsze drogi:
  • początek obecnej ulicy Kościelnej w stronę aktualnego cmentarza,
  • początek Białej Drogi,
  • początek drogi w stronę obecnego Osiedla Putka,
  • początek Przytnicy.




czwartek, 9 stycznia 2020

Choczeńskie rody- Szczurowie

Udokumentowane związki rodu Szczurów z Chocznią zaczynają się już 16 sierpnia 1582 roku, kiedy to niejaki Grzegorz Scurzyk otrzymał od króla Stefana Batorego majątek sołtysi w Choczni o powierzchni około 100 hektarów wraz z wszelkimi przywilejami. Przyczyną hojności króla były zasługi, jakie ów Grzegorz położył w czasie oblężenia Pskowa (wrzesień 1581- luty 1582) w trakcie wojny z Carstwem Moskiewskim. Ponieważ Grzegorz Szczur/Scurzyk był jednym z 1878 żołnierzy piechoty wybranieckiej, czyli niedawno utworzonych oddziałów rekrutowanych z chłopów z dóbr królewskich, to jego majątek w Choczni nazywano odtąd nie tylko majątkiem sołtysim/sołtystwem, ale także majątkiem wybranieckim lub wybraniectwem.
Począwszy od zasłużonego Grzegorza, „dynastia” Szczurów posiadała formalne prawa do sołtystwa/wybraniectwa w Choczni przez kolejne 121 lat. Pierwszym znanym następcą Grzegorza był jego wnuk Urban, określany w wadowickich księgach metrykalnych jako Sołtysowic, Szczurowic lub wnuk Szczurowy. W latach 1600-1609 tenże Urban wraz z żoną Zofią ochrzcili w Wadowicach sześcioro dzieci. Oprócz nich swoich potomków chrzcili wówczas Jakub i Helena Szczurowie oraz Grzegorz i Małgorzata Szczurowie. Wszystkie te chrzty odbywały się w Wadowicach, ponieważ w Choczni przez pewien czas nie było proboszcza, a jego obowiązki sprawował  pleban wadowicki.
W 1631 roku, po śmierci Jana Szczura, kolejnego właściciela sołtystwa, miał nastąpić wykup sołectwa „z rąk bezprawnych posiadaczy” przez podkomorzego królewskiego Krzysztofa Krauszowskiego. Do intromisji, czyli legalnego wejścia w posiadanie jednak nie doszło.
Dwa lata później – dokładnie 7 marca 1633 roku- król Władysław IV Waza potwierdził prawa do majątku sołtysiego rodzinie Szczurów, a konkretnie Adamowi Szczurowi i jego  żonie Ewie oraz do wszelkich przywilejów z tym związanych - między innymi prawa do wyrębu w lasach, warzenia piwa i gorzałki, prowadzenia młyna, stawów, swobodnego przejazdu po sól do Wieliczki,  zwolnienia z wszelkich robót i czynszów, wobec kwestionowania tych praw przez starostę barwałdzkiego Krzysztofa Komorowskiego. Przywileje te dorównywały tym, jakie posiadała w tym czasie szlachta, choć Szczurowie nie należeli do tego stanu. Niektórzy historycy przypisują im nawet posiadanie czegoś w rodzaju herbu lub godła w postaci dwóch skrzyżowanych strzał- symbolu, który na jasnoczerwonym tle z zielonym otokiem służył jako godło Gminy Chocznia i figurował na jej pieczęci. Prawdopodobnie było to jednak godło przyporządkowane do samego sołtystwa, a nie wyłącznie rodziny jego posiadaczy.
Wymieniony w dokumencie królewskim Adam mógł być urodzonym w 1604 roku synem Urbana lub ewentualnie późnym synem samego Grzegorza i jego żony Małgorzaty, ochrzczonym w 1600 roku.
Następne informacje na temat rodziny Szczurów z Choczni pochodzą z miejscowych ksiąg parafialnych, a w szczególności z zamieszczonych w nich metryk: chrztów, małżeństw i zgonów oraz spisów podatków kościelnych.
Z dokumentów tych wynika, że w połowie XVII wieku właścicielem sołtystwa był Łukasz Szczur/Sołtysik, który w latach 1656-1664 ochrzcił w Choczni pięcioro dzieci- cztery córki: dwie Katarzyny, Agnieszkę i Ewę oraz syna Wojciecha, pochodzących z jego związku małżeńskiego z Anną Agnieszką z Wątrobów.
Oprócz niego liczne dzieci w Choczni w II połowie XVII wieku posiadali także Wojciech i Regina Szczurowie, przy czym ów Wojciech również musiał być jakoś związany z sołtystwem, skoro rodzicami chrzestnymi jego dzieci bywały osoby stanu szlacheckiego, a jako świadka przy jego ślubie zapisano Łukasza „Sołtysika”.
W pierwszym spisie płatników taczma (podatku kościelnego) z 1664 roku zanotowano, że właścicielem sołtystwa był nadal nieznanego imienia „Scur”, ale oprócz niego płatnikami tegoż podatku byli zarębnicy Łukasz i Wojciech Szczurowie. Określenie zarębnicy oznacza, że Łukasz i Wojciech posiadali ziemię w górnej części wsi – na dzisiejszych Zarąbkach, która powstała z przekształcenia terenów leśnych w pola, a ich właściciele, dokonujący tego przekształcenia, byli zwolnieni na dłuższy czas z normalnych obowiązków podatkowych.
Natomiast w 1665 roku nadanie królewskie sołtystwa w Choczni, do którego prawa posiadał sołtys Szczur, uzyskał szlachcic Wojciech Jezierski. Ta informacja znajduje potwierdzenie w "Herbarzu polskim" Bonieckiego, w którym zapisano, że w 1692 roku majątek sołtysi w Choczni "trzymał" Wojciech Gołąbek z Jeziora herbu Prus, podwojewodzi zatorsko-oświęcimski.
Z kolei w metrykach choczeńskich z końca XVII wieku jako gospodarujący na sołystwie wymienieni są szlachetnego rodu Płazowie, określani też jako Sołtyskiewicze, być może administrujący tym majątkiem w imieniu Gołąbków/Jezierskich.
Wobec tych faktów otwarte pozostaje pytanie o ówczesne losy Szczurów ze sołtystwa- czy część z nich musiała je opuścić, osiedlając się w innych częściach Choczni- na przykład na Zarąbkach (i tym samym Łukasz Szczur z sołtystwa ad 1656 był tożsamy z Łukaszem Szczurem z Zarąbków ad 1664), czy też na Zarąbkach żyły od dawna (a może od samego ich utworzenia) osobne linie Szczurów, z których wywodził się ów zasłużony Grzegorz Scurzyk.
Ostatecznie Szczurowie zrezygnowali ze swoich praw do sołtystwa dopiero 11 grudnia 1703 roku, kiedy to król August II w Jaworowie wyraził zgodę na przelanie prawa do sołtystwa przez Tomasza Szczura (Scurzyka) na rzecz Marcina i Rozalii Górskich/Gurskich herbu Bajbuza.
Co ciekawe, osoby nazywającej się Tomasz Szczur czy Scurzyk próżno jest szukać w choczeńskich księgach metrykalnych.
W pierwszych dwóch dekadach XVIII wieku dzieci w Choczni chrzciło kilka par małżeńskich o nazwisku Szczur: Wojciech + Agnieszka, Mikołaj+ Teresa, Filip + Katarzyna, Jan + Anastazja, Jan + Regina, Michał + Łucja i Adam +Agata.
Podani wyżej Wojciech, Mikołaj i Filip byli synami zarębnika Wojciecha, czyli w ich przypadku można wykazać korzenie sięgające połowy XVII wieku, ale bez jednoznacznie wyjaśnionych związków z wcześniejszymi właścicielami sołtystwa.
Z kolei przodkowie Jana (Janów?), Michała i Adama nie są znani i tym samym ich potomków metrykalnie także nie można powiązać z sołtystwem.
W części wymienionych wyżej linii Szczurów to nazwisko zanikło w kolejnych pokoleniach, a większość późniejszych Szczurów z Choczni była potomkami zarębnika Wojciecha, oraz nieznanego pochodzenia:
  • Jana i jego żony Reginy,
  • Michała i jego żony Łucji,
  • Łukasza, który w 1724 roku poślubił Katarzynę z domu Pindel,
  • Marcina, urodzonego w 1732 roku i jego żony Moniki z domu Przybyła.
Udowodnić więc można ciągłość od połowy XVII wieku do czasów współczesnych tylko w jednej linii tego rodu (od zarębnika Wojciecha).
----
Choć jak wykazano wcześniej, nie sposób metrykalnie wskazać, która linia Szczurów wywodziła się od dawnych właścicieli sołtystwa, to biorąc pod uwagę majątek i duże wpływy w Choczni, sięgające od drugiej połowy XVIII do końca XIX wieku, najlepszymi kandydatami są tu potomkowie Jana i Reginy Szczurów.
To domniemanie potwierdza zapis z 1715 roku, w którym występuje nobilis (szlachetnie urodzony- choć w rzeczywistości formalnie nie szlachcic) Jan Scurkowski, z zawodu molitor, czyli młynarz. Jak wiadomo z późniejszych danych, tym właśnie zawodem trudnił się syn Jana i Reginy oraz ich dalsi potomkowie.
Żaden z nich nie nosi jednak obecnie nazwiska Szczur, a tylko część, wywodzących się z  linii żeńskich,  zamieszkuje w Choczni do dziś.

Nie wiadomo, czy Jan Szczur/Scurkowski, mąż Reginy, był tożsamy z Janem Szczurem, który w 1701 roku poślubił Anastazję Choniszowską z Mucharza. Prawdopodobnie były to jednak dwie różne osoby, a Jan, mąż Anastazji, nie był nawet samodzielnym kmieciem (rolnikiem), lecz poddanym właścicieli sołtystwa. W 1725 roku zbiegł z Choczni do do Świnnej Poręby, z powodu czego starosta barwałdzki wytoczył proces właścicielowi Świnnej Poręby Sławińskiemu. 
Ponieważ imię Jan było wówczas bardzo popularne, to nie jest również na 100% pewne, czy młynarz Jan, to Jan Scurzyk, wymieniany w spisach płatników taczma w 1709 roku, jako sąsiad Garżelów, Guzdków i Kleśniaków (Turałów).
Spośród ośmiorga dzieci młynarza Jana i Reginy urodzonych w latach 1716-1729 nazwisko Szczur przenoszone było dalej przez ich trzech synów: Melchiora, Walentego i Jakuba, ale tylko u potomków tego ostatniego dotrwało do XX wieku.
Urodzony w 1719 roku Jakub Szczur, syn Jana i Reginy, był nie tylko choczeńskim wójtem, ale również właścicielem dużego młyna nad Choczenką, usytuowanego w pobliżu dzisiejszego mostu na ulicy Kościuszki- na terenie powstałego stosunkowo niedawno lądowiska i hangaru dla helikopterów. To dawny młyn Guzdków/Wątrobów, pozostający później w rękach młynarzy Widrów. Oprócz młyna Jakub Szczur posiadał także szmat ziemi ciągnący się od Choczenki po granice z Zawadką i nazywany rolą młynarską, a także tereny nad Choczenką u podnóża dzisiejszego Osiedla Malatowskiego.
Jako starszy już wiekiem wójt był prześladowany przez właściciela Choczni Jana Biberstein Starowieyskiego, który skazał go na 25 plag i 5 dni aresztu o chlebie i wodzie za odmowę odrabiania dniówek pańszczyźnianych. Jakub Szczur trzykrotnie wstępował w związki małżeńskie: z Apolonią (poza Chocznią), Barbarą z domu Woźniak (w 1770 roku) i o ponad pół wieku młodszą Franciszką z domu Żak (w 1787- czyli w wieku 68 lat). W sumie był ojcem 15 dzieci, a jego najmłodszy syn Tomasz przyszedł na świat, gdy Jakub  miał już 80 lat.
Dla historii Choczni i genealogii chocznian największe znaczenie mieli jego czterej synowie: Urban, Franciszek, Józef I i Józef II. Trzej pierwsi z wyżej wymienionych używali również nazwiska Szczurowski, by podkreślić tym swój wyższy status w stosunku do pozostałych choczeńskich Szczurów.
  • Urban Szczur, urodzony w 1745 roku jako syn Apolonii, był muzykantem i choczeńskim przysiężnym (radnym). W linii Urbana nazwisko Szczur/Szczurowski nie występowało już w zasadzie u jego prawnuków. Do potomków Urbana Szczura zaliczają się między innymi: Franciszek Szczur (wójt Choczni w połowie XIX wieku), Józef Czapik (wieloletni choczeński wójt, organista i nauczyciel), sędzia Michał Widlarz, księża Tomasz Porzycki i Witold Brańka, prawnik Tomasz Czapik, dyrektor Kazimierz Czapik, porucznik Kazimierz Zając, lekarz Bohdan Kałuża, prezes Edward Malata, komendant Janusz Dyduch.
  • Franciszek Szczur, urodzony w 1772 roku jako syn Barbary, tak jak i jego ojciec trudnił się młynarstwem. Jego linia  i zawód były kontynuowane przez syna Jana Nepomucena Szczura (1821-1887), który tak jak i jego dziadek oraz stryj był choczeńskim wójtem. Dla Choczni zasłużył się ponadto jako współinicjator budowy drewnianej szkoły ludowej w 1859 roku, usytuowanej na tej samej parceli co obecna placówka w Choczni Dolnej. W połowie XIX wieku Jan Nepomucen Szczur sprzedał rodzinny młyn i 12-hektarowe gospodarstwo w Choczni i nabył młyn w Wadowicach. W 1880 roku oficjalnie zmienił nazwisko na Szczurowski. Jego synami byli między innymi: krakowski aptekarz Stanisław Szczurowski (ur. 1851), wadowicki młynarz Jan Aleksander Szczurowski (ur. 1853), wadowicki piekarz Franciszek Szczurowski (ur. 1857) i ksiądz Ludwik Szczurowski (1861-1888). Co ciekawe, Anna, córka Jana Nepomucena, wyszła za mąż za Józefa Szczura z Choczni, wywodzącego się z linii Marcina Szczura. Najbardziej znanym wnukiem Jana Nepomucena (a prawnukiem Franciszka) był Alfons Szczurowski (ur. 1882), profesor gimnazjum w Sanoku, pochowany na tamtejszym cmentarzu. Do nosicieli genów Franciszka Szczura po liniach żeńskich zaliczają się ponadto: ksiądz Ignacy Wójcik (1841-1877), prawnik Franciszek Dąbrowski, przedwojenny magnat prasowy Marian Dąbrowski, radny i działacz Stanisław Dębak, organista Włodzimierz Balon, przedsiębiorcy Mirosław Żak i Wanda Cholewka.
  • Józef Szczur I, urodzony około 1774 roku jako syn Barbary, podobnie jak ojciec był choczeńskim wójtem i młynarzem. Najbardziej znanym synem Józefa Szczurowskiego (syna Barbary) był nauczyciel Jan Szczurowski (ur. 1806).
  • Józef Szczur II, urodzony w 1791 roku jako syn Franciszki, najmajętniejszy rolnik w Choczni w połowie XIX wieku. Jego potomkami byli między innymi: ksiądz Jan Szczurowski (1834-1877), Marianna Sikora, żona wójta Antoniego, jej córka Maria Bursztyńska oraz jej syn Stanisław Sikora, przedsiębiorca w Chicago. Nazwisko Szczur po raz ostatni było używane przez wnuków tegoż Józefa.
Przedstawicielami tej linii Szczurów byli także:
  • stolarz i cieśla Eustachy Mateusz Szczur (ur. 1747), oskarżony w 1788 roku o bezprawne wycięcie z lasu gromadzkiego 11 drzew w celu odbudowy spalonego w pożarze domu (wnuk Jana i Reginy),
  • kowal Wojciech Szczur (ur. 1784), syn Jakuba i Barbary,
  • choczeński i frydrychowski kowal Sebastian Szczur (ur. 1830), syn w/w Wojciecha,
  • choczeński i wadowicki kowal Wojciech Szczur (ur. 1808), syn Macieja a wnuk młynarza Jakuba,
  • piekarz Wilhelm Szczur, syn wadowickiego kowala Wojciecha, który w 1886 roku zmienił nazwisko na Szczerski- jego potomkowie mieszkali później na polskich kresach i w USA.
Historia innych linii rodu Szczurów opisana zostanie w kolejnych notatkach.