środa, 29 kwietnia 2020

Księża z Choczni - ks. Franciszek Bandoła

Przyszły ksiądz Franciszek Bandoła urodził się w Wadowicach 7 września 1859 roku i także w Wadowicach został ochrzczony. W tym mieście spędził również większość swojego krótkiego życia.
Do rubryki "Księża z Choczni" trafił natomiast z dwóch powodów:
  • jego ojcem był chocznianin Piotr Bandoła, urodzony w 1817 roku na Komanim Pagorku, jako syn Bartłomieja Bandoły i Julianny z domu Koman,
  • rodzina Bandołów- ojciec Piotr, jego pochodząca z Zawadki żona Franciszka z Zawiłów i ich dzieci: Franciszek oraz starsza od niego o pięć lat Wiktoria przez pewien czas mieszkali u krewnych w Choczni.
Co ciekawe przyszły ksiądz był drugim synem Piotra Bandoły, który nosił imię Franciszek. Przed małżeństwem z Franciszką z Zawiłów Piotr związany był ze swoją rówieśniczką Anną z Ciborów, którą poślubił w Choczni w 1844 roku i jedynym owocem tego związku był właśnie Franciszek I, przyrodni brat księdza, który urodził się 28 czerwca 1846 roku i zmarł 15 lipca 1847 roku, wkrótce po śmierci swojej matki Anny.
Przed podjęciem decyzji o pójściu za głosem powołania Franciszek Bandoła uczęszczał do wadowickiego gimnazjum, które ukończył maturą w 1879 roku. Jego kolegą szkolnym był chocznianin Ludwik Szczur, który również tak jak i Bandoła po maturze rozpoczął studia teologiczne na Uniwersytecie Jagiellońskim.
W 1883 roku obydwaj zostali wyświęceni w Krakowie przez biskupa Albina Dunajewskiego.
Nie udał mi się ustalić, do której parafii został skierowany po święceniach ks. Bandoła. Dwa lata później (1885) był wikariuszem w Krzęcinie i jednocześnie kapelanem wojskowym. Później krótko sprawował posługę w Mogile, by w 1886 roku trafić do parafii pod wezwaniem św. Wawrzyńca i św. Kazimierza Królewicza w Rajczy, gdzie trwała właśnie budowa nowej murowanej świątyni.
Rok później "Wiadomości Katolickie" informowały o jego śmierci w lakonicznej notatce:
"Dnia trzeciego października zmarł zaopatrzony św. Sakramentami ks. Fr. Bandoła, wik. w Rajczy, ur. 1859, ord. 1883. RIP"
Ksiądz Franciszek przeżył więc zaledwie 28 lat, z tego cztery jako kapłan. Rok później zmarł w Wieliczce jego kolega ze szkoły średniej i studiów ks. Ludwik Szczur/Szczurowski, który był od niego o dwa lata młodszy.

poniedziałek, 27 kwietnia 2020

Chocznianie w Katowicach

Chocznia przez większą część swojej historii była miejscowością większą od Katowic, nie tylko pod względem obszaru, ale i ludności. Dość wspomnieć, że jeszcze w 1845 roku w Choczni mieszkało dwa razy tyle ludzi, co w Katowicach. Jednak już 10 lat później, po szybkiej industrializacji Katowic i połączeniu liniami kolejowymi tej wciąż formalnie jeszcze wsi z siecią kolei europejskich, Katowice przewyższały Chocznię liczbą ludności i odtąd dystans między nimi stale się powiększał.
Również historia Choczni jest dłuższa niż spisane dzieje wsi Katowice, czy innych okolicznych i nieco starszych niż same Katowice osad (Bogucice, Dąbrówka Mała, Dąb), które obecnie wchodzą w skład tego miasta. 
W początkowym etapie gwałtownego rozwoju Katowic prawdopodobnie nie brali udziału mieszkańcy Choczni. Oczywiście oni także w II połowie XIX wieku zaczęli licznie wyjeżdżać do pracy w kopalniach i hutach, ale nie pruskich, lecz zagłębia ostrawsko-karwińskiego, znajdującego się pod władzą austriacką, czyli w tym samym państwie, co galicyjska Chocznia.
Dlatego pierwsze udokumentowane ślady obecności chocznian w Katowicach występują dopiero w okresie międzywojennym.
Wtedy to w katowickich szkołach znaleźli zatrudnienie nauczyciele pracujący wcześniej w Choczni lub z Choczni się wywodzący:
  • Jan Pietrochowicz (ur. w 1883 r.) były nadetatowy nauczyciel w Choczni Górnej, który kierował szkołą w Katowicach- Brynowie,
  • Józef Zając (ur. w 1890 r. w Choczni), artysta malarz, w latach 1927-29 nauczyciel w szkole powszechnej w Dąbrówce Małej.
Obowiązki zawodowe związały z Katowicami także:
  • urzędnika kolejowego Mikołaja Szostaka (ur. w 1900 r.), byłego mieszkańca Choczni, który jako prawnik pracował w Dyrekcji Okręgowej Kolei Państwowych w Katowicach.
  • nauczyciela zawodu i rzeźbiarza Franciszka Jaśmińskiego, urodzonego w 1906 roku w Choczni jako Franciszek Twaróg, który od 1937 roku mieszkał w Katowicach i uczył w Przemysłowej Szkole Dokształcającej w Chorzowie.
  • aktora Władysława Bielenina (ur. w 1886 roku), który jako Władysław Bienin występował na scenie Teatru Polskiego w Katowicach w sezonie 1923/24 i później od 1929 roku aż do wybuchu II wojny światowej. W Katowicach zamieszkała również jego żona Helena Rozwadowska z domu Targosz, także posiadająca choczeńskie korzenie oraz ich córka Janina, przyszła poetka, która podczas nauki w szkole podstawowej i początkach edukacji w szkole średniej mieszkała u rodziny w Choczni, by ostatecznie zdać egzamin maturalny w Liceum im. Mickiewicza w Katowicach.
  • żandarma Mariana Giełdonia (ur. w 1910 r.), który w 1936 roku służył  w stopniu kaprala w Katowicach, a trzy lata później poślubił mieszkankę Choczni Leokadię Fujawa,
  • stolarza Józefa Góralczyka, urodzonego w 1907 roku w Choczni, który ożenił się z dziewczyną z Bytomia i zamieszkał z nią w Katowicach.
Duży wkład w powstanie reprezentacyjnych budowli Katowic mieli wtedy choczeńscy murarze i mistrzowie murarscy: Piotr Bandoła, czy Klemens Turała.
Jako ciekawostkę można podać fakt, że w 1935 roku miał miejsce jedyny związek "w drugą stronę", to znaczy mieszkańca Katowic z Chocznią. Podczas polowania w choczeński lesie zmarł wówczas w wyniku udaru wicedyrektor policji w Katowicach i radca wojewódzki Kamil Gebhardt, przebywający wcześniej w odwiedzinach u brata w Wadowicach.
W czasie II wojny światowej wspomniany wyżej Józef Góralczyk podpisał wraz z żoną volkslistę, co nie uchroniło go od służby w niemieckiej armii, a konkretnie w 372 Zapasowym Batalionie Grenadierów. W kwietniu 1945 roku dostał się na krótko do niewoli amerykańskiej, z której powrócił do Katowic w październiku 1945 roku.
W 1944 roku został zatrzymany w Katowicach chocznianin Stanisław Leśniak (ur. w 1914 r.), którego oskarżono o szmugiel i skierowano do obozu koncentracyjnego Mauthausen-Gusen, a następnie do KL Gross-Rosen.
Więźniem katowickiego aresztu był również Edward Spisak (ur. w 1925 r.), który trafił później do Auschwitz i KL Mauthausen-Gusen.
Kolejna grupa chocznian związała się z Katowicami po II wojnie światowej. Byli to między innymi:
  • Karol Janoszek (ur. w 1925 r. w Choczni), funkcjonariusz aparatu bezpieczeństwa PRL, pułkownik Milicji Obywatelskiej. Pracę w Katowicach rozpoczął jako młodszy oficer śledczy w 1946 roku i po kilkuletniej służbie w Nysie, Głubczycach i Warszawie powrócił tam w 1953 roku jako zastępca naczelnika śledczego Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. W 1990 roku przeszedł na emeryturę ze stanowiska naczelnika Wydziału Śledczego Komendy Wojewódzkiej MO w Katowicach. Po śmierci w 2010 roku spoczął na cmentarzu komunalnym przy ul. Murckowskiej.
  • Tymoteusz Widlarz (ur. w 1911 r. w Choczni), absolwent wadowickiego gimnazjum w 1931 roku i przedwojenny urzędnik, który w 1950 roku poślubił Krystynę z domu Greipel i do śmierci w 1988 roku zamieszkiwał w Katowicach.
  • Michalina Kądzielawa z domu Widlarz (ur. w 1910 r. w Choczni), która uczyła w Szkole Podstawowej nr 8 w Katowicach i w jednym z katowickich liceów, a po śmierci w 2002 roku spoczęła na cmentarzu w Katowicach-Panewnikach.
  • Józef Kręcioch (ur. w 1886 r. w Choczni), emerytowany urzędnik kolejowy.
Przejściowe zatrudnienie w Katowicach znalazł po wojnie także Antoni Habina (ur. w 1913 r. w Choczni), a Klemens Bury (ur. w 1920 r. w Choczni) prowadził tam sklep rzeźniczo- masarski. Absolwentami Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Katowicach byli po wojnie: Kazimierz Zając (ur. w 1915 r.), który mieszkał również przez pewien czas w Katowicach, by ostatecznie związać się z Sosnowcem oraz Kazimierz Czapik (ur. w 1925 r.), absolwent wadowickiego liceum w 1948 roku i jego żona Stanisława z domu Woźniak.
Aktualnym proboszczem parafii w Katowicach Józefowcu jest ksiądz Zenon Drożdż, syn pochodzących z Choczni: Franciszka Drożdża i Tekli z domu Drapa.

piątek, 24 kwietnia 2020

Choczeńskie rody- rodzina Wider- uzupełnienie

Nowe światło na pochodzenie choczeńskich Widrów rzuca wynik badań genetycznych przeprowadzonych na materiale pobranym od mężczyzny noszącego to nazwisko, którego ojciec urodził się w Choczni.
W przeprowadzonym w Houston w Teksasie badaniu testowano mutacje tej części jego DNA, która przekazywana jest wyłącznie z ojca na syna (czyli Y-DNA).
Test Y-DNA mogą wykonać tylko mężczyźni, ponieważ jedynie oni posiadają chromosom Y, w którym przechowany jest przekazywany po linii męskiej materiał genetyczny, wraz ze zmianami (mutacjami), które w nim zachodziły w ciągu tysięcy lat.
Jak ustalili genetycy, wszyscy żyjący obecnie na świecie mężczyźni są potomkami jednego człowieka- "genetycznego Adama", żyjącego w Afryce kilkaset tysięcy lat temu. Oczywiście genetyczny Adam nie był jedynym żyjącym wówczas mężczyzną, ale tylko jego potomkowie przetrwali do dziś.
Kolejne mutacje, które zachodziły w Y-DNA potomków genetycznego Adama, są oznaczone kolejnymi literami alfabetu łacińskiego, a nosiciele tych charakterystycznych mutacji tworzą tak zwane haplogrupy, czyli grupy osób pochodzących od tego samego męskiego przodka, u którego doszło do określonej mutacji.
Znając zaś średnie tempo zmian w Y-DNA, można szacować, kiedy do tych mutacji doszło, to znaczy, kiedy żył ostatni wspólny przodek osób posiadających tę samą haplogrupę główną lub jej bardziej szczegółową podgrupę.
W wyniku wspomnianego na początku badania okazało się, że współczesnego Widra można zaliczyć do jednej z podgrup haplogrupy R1a, najbardziej rozpowszechnionej w Polsce. Według szacunków naukowców ponad połowa mężczyzn w Polsce jest nosicielami tej mutacji Y-DNA !
Ich wspólny przodek żył około 20.000 lat temu na terenie dzisiejszej Rosji, skąd jego potomkowie rozprzestrzenili się na obszar Europy i części Azji, a później w epoce odkryć geograficznych w mniejszym lub większym stopniu na pozostałe kontynenty.
Mapa migracji nosicieli mutacji R1a według genetyków z Houston
Podgrupa haplogrupy R1a wykryta u zbadanego Widra jest charakterystyczna nie tylko dla Polaków, ale również dla współczesnych ludów mówiących innymi językami słowiańskimi.
Ponieważ w rozważaniach nad pochodzeniem nazwiska Wider (patrz link) brane były do tej pory pod uwagę trzy teorie (w skrócie: od niemieckiego słowa wieder/wider, oraz od wydry i wiadra), to wynik tego badania bardziej prawdopodobnymi czyni te dwie ostatnie. Czyli współcześnie niemiecko brzmiące nazwisko Wider mogło powstać jednak z przekształcenia określeń Wydrak, Wydra, Widro/Wydro, pod którymi to zapisywano przedstawicieli tego rodu w siedemnastowiecznych księgach parafialnych, równie często, jak w formie Wider czy Wieder.
Oczywiście należy przyjąć tu założenie, że mutacja Y-DNA wykryta u tego Widra, jest taka sama, jak u innych osób noszących to nazwisko, będących tak jak i on potomkami Kazimierza Widra z XVIII wieku.
Innymi słowy, że ciąg męskich przodków choczeńskich Widrów, ustalony na podstawie kościelnych zapisów metrykalnych, jest zgodny z ich przodkami w sensie biologicznym, czyli od XVIII wieku do dziś biologiczni ojcowie pokrywają się z metrykalnymi. Jednoznacznie rozstrzygnięcie dałoby tu przebadanie większej grupy choczeńskich Widrów. Na razie nie ma jednak podstaw, by kwestionować istnienie zgodności "metrykalnej" z biologiczną.
Druga ciekawostka związana z badaniem Y-DNA przedstawiciela rodu Widrów pojawiła się wraz z ustaleniem w Houston osoby noszącej co prawda inne nazwisko (Mieszczak), ale posiadającej podobną mutację genetyczną. Tak zwany dystans genetyczny pomiędzy badanym Widrem a tym mężczyzną wynosi 4, co oznacza, że ich wspólny przodek po linii męskiej żył około 12 pokoleń temu.
Co ciekawe, nazwisko Mieszczak, choć niewystępujące w Choczni, jest dość częste na przykład w nieodległych Rzykach i Kocierzu.
Wyjaśnień tej zbieżności genetycznej może być kilka. 12 pokoleń temu nazwiska mieszkańców Choczni i okolicy nie były jeszcze w pełni ustabilizowane. Mamy przecież w Choczni przykłady Twarogów/Bandołów, Balonów/Dąbrowskich, czy Styłów/Byliców, którzy, mimo że wywodzą się od tych samych męskich przodków, to noszą obecnie różne nazwiska. Podobnie mogło być również z Widrami i Mieszczakami.
Inna możliwość, której nie można wykluczyć, to wystąpienie przypadku, że faktyczny ojciec biologiczny (Wider lub Mieszczak), nie był tym mężczyzną , którego zapisano jako ojca  przy chrzcie dziecka.
Należy też pamiętać, że badania genetyczne do celów genealogicznych i populacyjnych są pewną nowością i mimo że uzyskane w nich wyniki mają charakter ścisły, to ich interpretacja w miarę rozwoju tej dziedziny wiedzy może się zmieniać.

środa, 22 kwietnia 2020

Fotografie choczeńskich emigrantów - część X

Stanisław Bator urodzony 22 kwietnia 1904 roku w Choczni, jako syn Feliksa i Franciszki. Wyjechał do USA w 1928 roku statkiem z Gdańska. W 1930 roku w New Haven w stanie Connecticut poślubił pochodzącą z Kolbuszowej Annę Nowak, z którą mieszkał w West Warwick w stanie Rhode Island. Pracował jako tkacz. 

Maria Jędrzejowska urodziła się w Choczni 10 sierpnia 1896 roku, jako córka Jana i Marianny z domu Gzela. Do USA wyemigrowała w 1921 roku. W 1930 roku poślubiła Antoniego Chojnackiego, z którym mieszkała w Chicago. Zajmowała się domem i swoją córką Lidią z pierwszego małżeństwa.


Władysława Balon urodziła się w Choczni 27 lipca 1920 roku jako córka Szymona Balona i Anny z domu Styła, córki posła Antoniego. Jej ojciec zmarł, gdy miała dwa lata, a matka ponownie wyszła za mąż za Józefa Gurdka i wyjechała na stałe do Urugwaju, zabierając ze sobą córkę. Władysława poślubiła Juana (Jana) Karawackiego, z którym mieszkała w Montevideo. Jej dwaj synowie:Enrique i Juan Jose Karawaccy byli znanymi w Urugwaju przedsiębiorcami.

Józef Tomasz Ramenda urodził się w Choczni 23 lutego 1885 roku, jako syn Tomasza i Magdaleny z domu Styła. Po raz pierwszy wyjechał do USA w 1905 roku, a po kolejnym wyjeździe w 1910 roku pozostał tam na stałe. Z pochodzącą z Kaczyny żoną Ludwiką z domu Sikora mieszkał w Easthampton w stanie Massachusetts,  a później w Hartford w stanie Connecticut. Pracował jako hydraulik i kierowca ciężarówki. Miał trzech synów: Józefa, Henryka i Tadeusza oraz dwie córki: Anielę (po mężu Mielke) i Zofię (po mężu Olender). Zmarł w 1966 roku. Jego syn Henry Ramenda (1919-1983) był prawnikiem, zasłużonym dla hrabstwa Hartford koronerem sądowym. 




poniedziałek, 20 kwietnia 2020

Choczeńscy sołtysi do 1980 roku

Pomijając dawnych właścicieli majątku sołtysiego w Choczni (link), których określano także mianem sołtysa, funkcja ta pojawiła się ponownie w Polsce i w Choczni dopiero w 1934 roku. Wtedy to w miejsce zlikwidowanej samodzielnej gminy choczeńskiej wprowadzono samorząd gromadzki, którego organem wykonawczym był właśnie sołtys.
Do jego zadań należało głównie zarządzanie dochodami i majątkiem gromadzkim, przygotowanie i realizacja budżetu gromadzkiego oraz prowadzenie rachunków. W kompetencjach sołtysów leżały również zadania z zakresu porządku i bezpieczeństwa, ewidencji i kontroli migracji ludności, opieki społecznej oraz sprawy drogowe, zdrowotne, sądowe, wojskowe i pożarnicze.
Co ciekawe, pierwszym sołtysem wybrano w Choczni Stanisława Góralczyka, który nie był chocznianinem z urodzenia. Urodził się bowiem w podkrakowskim Mnikowie (3 lipca 1892 roku), a  w Choczni zamieszkał w 1920 roku, gdy poślubił miejscową dziewczynę Helenę Ramenda.
Stanisław Góralczyk był sołtysem tylko do 1935 roku, ponieważ po przeprowadzonych wyborach samorządowych nowo wybrani radni gromadzcy powierzyli stanowisko sołtysa Władysławowi Świętkowi (ur. w 1886 roku) z wynagrodzeniem rocznym w wysokości 480 zł. Góralczykowi zaproponowano natomiast stanowisko zastępcy sołtysa,  którego nie przyjął, po czym wycofał się zupełnie z działalności samorządowej. Zmarł dwa lata później.
Sołtysowanie Władysława Świętka zostało przedłużone po wyborach w 1939 roku, a następnie przez niemieckich okupantów. Te trudne czasy dla Choczni i jego osobiście opisał Świętek w wierszowanym pamiętniku pod tytułem „Śmierć i wygnanie, czyli wojenny pamiętnik sołtysa wierszem”, wydanym drukiem w 1947 roku. Reprint tego pamiętnika znajduje się aktualnie w druku i powinien zostać rozpowszechniony wśród zainteresowanych w niedługim czasie. Więcej na temat życiorysu, działalności i dokonań Władysława Świętka można przeczytać w osobnej notatce (link).
W 1945 roku następcą Władysława Świętka został Franciszek Dąbrowski (ur. w 1902 roku), przedwojenny radny gromadzki, który równocześnie sprawował funkcję ławnika Sądu Okręgowego w Wadowicach. Ponieważ w 1946 roku ponownie utworzono samodzielną gminę choczeńską, to dotychczasowe zadania sołtysa przejął wójt Józef Guzdek.
Jak wiadomo, kres samodzielności gminy w Choczni nastąpił w 1954 roku, ale nowego sołtysa nie powoływano aż do 1958 roku. Jego zadania przez te cztery lata wypełniał pełnomocnik gromadzkiej rady narodowej (Klemens Guzdek). 
Pierwszym oficjalnym sołtysem Choczni w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej został Piotr Bandoła, urodzony w 1921 roku. Podobnie jak wcześniej Świętek był szanowany i poważany przez chocznian.
Ten były partyzant Batalionów Chłopskich i żołnierz I Armii Wojska Polskiego po powrocie do Choczni pracował jako brygadzista robót drogowych, a później w Andrychowskich Zakładach Przemysłu Bawełnianego. W Choczni kierował licznymi remontami dróg i regulacją Choczenki oraz czynami społecznymi na terenie Choczni, udzielał się w gromadzkiej komisji finansów i mienia gromadzkiego, działał w Spółce Wodnej i Kółku Rolniczym.
Sołtysem był przez 12 lat. Jego zakres obowiązków i odpowiedzialności był nieporównanie mniejszy w porównaniu do powinności przedwojennego sołtysa, którego kompetencje porównać można z kolei do powojennego przewodniczącego Gromadzkiej Rady Narodowej.
W 1970 roku na trzyletnią kadencję powołano na sołtysa Choczni po raz pierwszy kobietę- Stanisławę Smolec. Nowa pani sołtys urodziła się w Porąbce w 1927 roku, jako córka Franciszka Palichleba i Teresy z domu Wawak.
Była już wcześniej sekretarzem Podstawowej Organizacji Partyjnej w Choczni, radną gromadzką w Choczni, radną powiatową w Wadowicach i radną wojewódzką w Bielsku-Białej, a po wyborze na sołtysa udzielała się również jako członek Rady Nadzorczej WZGS Samopomoc Chłopska, Rady Gminnej Spółdzielni (GS), Powiatowej i Wojewódzkiej Rady Kół Gospodyń Wiejskich, czy Komitetu Estetyzacji i Higienizacji wsi Chocznia.
Jej następcą został w 1973 roku Klemens Guzdek (ur. w 1920 roku), były wieloletni przewodniczący prezydium Gromadzkiej Rady Narodowej w Choczni. Był absolwentem choczeńskiej szkoły podstawowej oraz szkoły przemysłowej, a w czasie II wojny światowej pracował jako robotnik przymusowy w Kędzierzynie. Po wojnie przez krótki czas służył w Milicji Obywatelskiej, a następnie objął referat wojskowy i meldunkowy w gminie choczeńskiej, pozostającej wówczas pod rządami współpracowników Józefa Putka. Po ich przymusowym odejściu z gminy wszedł w skład prezydium Gminnej RN, a w 1954 roku przejął kierownictwo Gromadzkiej Rady Narodowej.
Kolejnym sołtysem Choczni był Jan Widlarz (ur. w 1922 roku), który sprawował tę funkcję przez 11 lat. Zawodowo związany był z AZPB w Andrychowie, wcześniej służył w wojsku  w twierdzy Modlin.
Jako sołtys zwoływał zebrania wiejskie, realizował uchwały rady gminy dotyczące sołectwa i umożliwiał zapoznanie się z uchwałami rady jak najszerszemu kręgowi mieszkańców oraz dokonywał poboru podatków w zakresie ustalonym przez gminę w Wadowicach. Wynagrodzenie sołtysa stanowił niewielki procent od zebranych podatków.

piątek, 17 kwietnia 2020

Bajka i nie-bajka ks. Jana Guzdka

Bajka i nie-bajka pod tytułem "Wilczyca i Jagnięta" została napisana przez pochodzącego z Choczni księdza Jana Guzdka i opublikowana 3 marca 1917 roku w "Dzienniku Chicagowskim".
Dlaczego bajka - nie bajka? Otóż autor nawiązuje w niej do aktualnej sytuacji politycznej, gdy pod koniec I wojny światowej Cesarstwo Niemieckie rządzone przez Wilhelma II zaczęło wykonywać pozornie przyjazne gesty w stosunku do Polaków, kierując się przy tym wyłącznie własnym interesem. Właśnie przed niemiecką obłudą ostrzega autor, pisząc na końcu: 
Kto zaś wierzy, to ślepy, głupi albo szelma
w obietnice i przyjaźń szczwanego Wilhelma.
Tytułowa Wilczyca to oczywiście nawiązanie to władcy Niemiec (przy zgodności pierwszej sylaby z imieniem cesarza), a społeczeństwo pasterzy z ich zwierzętami to nasi rodacy.

Cała treść bajki i nie-bajki przedstawia się następująco:

W dalekiej okolicy pasterskiego kraju
grasowała żarłocznych prawilków czereda
napadała obory wedle jej zwyczaju
nocą, nawet i za dnia, gdy ją głód i bieda,
przycisnęły zbyt mocno- nawet choć i syta
nie przestaje rabować pastuszego mienia
targa, dusi, zabija albo żywcem chwyta
i unosi w lesiste swych legowisk cienia
by dla siebie i wilcząt zgromadzić zapasy


Drżała trzoda, pasterze w śmiertelnej trwodze
gdy się wyciem straszliwym odezwały lasy
gdy iskrzących blask ślepi zaświecił na drodze
jedni marli ze strachu, inni opuszczali
nawiedzoną nieszczęściem takiem swojską ziemię,
aby sobie poszukać schronienia gdzieś dalej
broniąc od wytracenia trzody młode plemię.
Ci zaś co się zostali, to albo bez trzody
albo z liczbą nieznaczną zagrożoną głodem
pozbawioną pastwiska, obory i wody
stawali się pomału na wymarciu rodem.
Przestraszyło to również drapieżców gromadę,
że im wkrótce zabraknie żeru i zdobyczy
zwołali więc calutki ród wilczy na radę
ktokolwiek plemieniowi wilków dobrze życzy
--
Zebrał się wilków i wilczyc spęd wielki na łące
radzono, obmyślano sposoby, fortele
przyszłej biedzie głodowej zapobiegające
na temat swej przyszłości rozprawiano wiele
najgłośniej, najzajadlej zawyła prawica
były to same wraże, iście wilki - kundle
żyjący tuż przy samych pasterskich granicach
na zgubę trzód pasterzy związali się w bundle (od wyrazu bund- związek, stowarzyszenie)
"Precz z tą bandą pasterzy ! Zniszczyć całe plemię !
Wydusić ich barany, owce, resztę trzody !
ausrotten (wygubić) !, natychmiast zabrać po nich ziemię !
 na niej zaraz zakładać nasze wilcze grody
gdy tu już zbudujemy przepotężne nory
zapuścimy z tem większą łatwością zagony
na nowego sąsiada bogate obory
Drang nach Osten (parcie na wschód) pewny w tamte wschodnie strony..."
Zdawało się, że wyrok padł już na pasterzy
i trzodę- już się kongres tym planem zachwyca,
gdy wtem wstaje powaga największa macierzy
pokolenia wilczego - przechytra Wilczyca
łypie ślepiem wokoło, kły okropne szczerzy
na znak, że chce głos zabrać w tej tak ważnej sprawie
jej to, jako najstarszej, pierwszy głos należy
ucichł cały parlament kładąc się na trawie,
by wysłuchać wywodów doświadczonej głowy
"Jeśli kogo, to chyba mnie interesuje
najwięcej dobro wilcze" rzekła tymi słowy
"Niech moich w tej rzeczy nikt planów nie psuje
w udanie się takowych, wasza ufność cała
jest mi wielce potrzebną- wyście moje dziatki
jam was miała w swej pieczy, jam was wychowała
wypełniajcież rozkazy, jako od swej matki
tyle tylko na teraz polecić wam mogę
mianowicie od dzisiaj, jako to zwyczajnie
jakby mili sąsiedzi nie załaźcie w drogę
ni pasterzom ni trzodzie. Na obory, stajnie
nie napadać, ani też po łąkach nie gonić
owiec, jagniąt nie straszyć- zwłaszcza kiedy konie
napotkacie po drodze, grzecznie się ukłonić
napadniętym przez wilki od innej gromady
z udałą skwapliwością stanąć w ich obronie
trzymajcie się więc ściśle każdej mojej rady
minę pyska łagodną przybrać w danej porze
groźnych kłów mi nie szczerzyć, pochować pazury
o ile to możebne za dnia siedzieć w norze
niepotrzebnie mi nosa nie wytykać z dziury
resztę zaś mnie zostawcie" - na tem się parlament
odroczył, a posłowie do swych nor wrócili
ufni w chytrość swej matki
--
Zakończył się lament
odtąd w kraju pasterzy- od onej to chwili
jakieś dziwne stosunki w tej ziemi nastały
chociaż wilcy zgłodniali snuli się po kraju
to się jednak bydlęta już ich tak nie bały
jak to ongiś bywało za Adama w raju
choć niektóre zdumiałe takim dziwnym stanem
drżały przed dawnym wrogiem, to natomiast konie
płaszczyły się przed wilkiem, jakby przed swym panem
zwłaszcza kiedy jednego mroźnego poranka
zdechła matka jagnięcia- gdy mu śmierć groziła
przyszła karmna Wilczyca, wziąwszy wychowanka
pod stodołę, wymieniem swem go nakarmiła.
Padły konie przed taką matką na kolana
rżąc, świstając z radości wobec tej "opieki"
wzięły Wilka przed świtem za swojego pana
wynurzając przed kundlem swą wdzięczność na wieki...
Ale to samym wilkom było już za wiele
taka troska Wilczycy dla owczej sieroty
co przedniejsi z nich zaraz stanęli na czele
biorąc matkę Wilczycę w gorące obroty
"Co to wszystko ma znaczyć?"- wszak ich zapewniała,
że jej leży na sercu dobro wilków rodu
wszak poświęcić się musi dla nich trzoda cała
by dłużej nie cierpieli straszliwego głodu.
Miast tego Wilczyca darzy je "wolnością",
chronić każe jagnięta, własnem mlekiem żywi
"Chyba zdradą to nazwać i wilczą podłością !"
"Na te dziwne te plany każdy wilk się krzywi !"
Oburzyła się stara i kłapnęła kłami
kilka razy się kitą walnęła po boku
"A to skąd ta nieufność rośnie między wami?"
wrzasła- a błysk chytrości zaświecił jej w oku.
"Czyż wam nie mówiłam, resztę na mnie zdajcie
wciąż żeru byście chcieli dziwny wilczy rodzie
nie patrząc czy to kości, czy już ścierwo gnacie
jeśli się żywić chcecie na kościach i wodzie
to ja łapy umywam i wracam do nory
lecz by was uspokoić- chcę odkryć swe plany
czemu żyję w przyjaźni i zwiedzam obory,
czemu piersią odkarmiam wychudłe barany ?
Bo was kocha nad życie matka wilków rodu !
Widziałam wasz apetyt na pasterskie mienie
byście kiedyś w przyszłości nie cierpieli głodu
 z tej przyczyny, że bydło tak chude, jak cienie
tuczyłam więc wychudzone jak szkielet barany
udawałam dlań przyjaźń, żyli na "wolności"
byście kiedyś miast gnatów jedli marcepany
a więc plan mój to ku wam czyn arcymiłości
lecz że to tajemnica tylko nas tycząca
przeto sza ! Milczeć i grać komedyję dalej
tą rzekomą przyjaźnią do samego końca
a zdobyczy od zguby nikt już nie ocali !"


Podziw wilków ogarnął, z mord ich radość biła
zawstydzonych, że pomysł ich był ciasny, wąski
Wilczyca zaś tak chytrze wszystko obmyśliła
karmić chudych, by kiedyś mieć z nich tłuste kąski...
--
Utwierdzeni tą mową w zachwianej ufności
z czcią wielką Matce rodu oddawszy honory
pewni pięknych widoków, co do swej przyszłości
rozeszli się w weselu, każdy do swej nory
--
Z tej bajki czytelniku zważaj morał taki
gdyby wymię Wilczyca jagnięciu podała
to nie wybryk natury, ni litość sobaki
ale chytrość, którą mu też natura dała.
Do tego dodać jeszcze trzeba tych słów kilka:
że natura do lasu zawsze ciągnie wilka
kto zaś wierzy, to ślepy, głupi albo szelma
w obietnice i przyjaźń szczwanego Wilhelma !










środa, 15 kwietnia 2020

Chocznianie w Związku Inwalidów Wojennych

Związek Inwalidów Wojennych (obecna pełna nazwa to Związek Inwalidów Wojennych Rzeczypospolitej Polskiej) to organizacja kombatancka skupiająca w swoich szeregach osoby posiadające status inwalidy wojennego lub wojskowego a także osoby represjonowane, ustawowo korzystające z uprawnień inwalidów wojennych oraz rencistów wojskowych.
Oddział wadowicki ZIWRP powstał już w 1919 roku. W 1950 roku został zlikwidowany, by odrodzić się sześć lat później pod nazwą Związek Inwalidów Wojennych PRL. Po 1989 roku związek powrócił do historycznej nazwy.
Aktualnym prezesem wadowickiego oddziału ZIWRP jest pan Stanisław Tyrybon, mieszkaniec Andrychowa pochodzący z Lgoty. Dzięki jego uprzejmości zamieszczam listę chocznian, których dane znajdują się w archiwach tej organizacji:
  • Feliks Bryndza ur. 1898
  • Franciszek Bryndza ur. 1914
  • Jan Gazda ur. 1894
  • Józef Gzela ur. 1901
  • Antoni Jordanek ur. 1897 w Nidku, który zamieszkał w Choczni po II wojnie światowej
  • Jan Krawczyk ur. 1916 w Łąkcie Górnej, który zamieszkał w Choczni po II wojnie światowej
  • Stanisław Lach ur. 1912
  • Helena Łapot z domu Stuglik ur. 1924
  • Wojciech Paterak ur. 1913
  • Józef Miś ur. 1897 w Kaszowie
  • Jan Wcisło ur. 1912
  • Edward Widlarz ur. 1945
  • Antoni Zięba ur. 1923 w Spytkowicach, który zamieszkał w Choczni w czasie II wojny światowej
  • Władysława Zięba z domu Gazda ur. 1926 (jako opiekunka członka).
W Księdze Pamiątkowej ZIWRP z 1919 roku widnieją także podpisy Jana Bryndzy i Ludwika Guzdka (ur. 1894).
Choczeńscy członkowie ZIWRP, czy też ZIWPRL, byli weteranami I i II wojny światowej, powojennych walk z UPA i kombatantami Ludowego Wojska Polskiego.

piątek, 10 kwietnia 2020

Stare zwyczaje wielkanocne

Dziewiętnastowieczne zwyczaje ludowe z Choczni związane z Wielkanocą:

  • Przy powszechnej spowiedzi wielkanocnej składano specjalne datki na kościół. które były istotną pozycją w budżecie parafii, wymienianą corocznie w spisach jej dochodów.
  • Wielki Piątek był dniem, w którym chocznianie myli się i kąpali przed świętami. Jeszcze w nocy ktoś z domu szedł po wodę ze studni lub z Choczenki i zmówiwszy pacierz przynosił ją izby. Ten wysłannik czy wysłanniczka mógł też obmyć się już na zewnątrz, by zabezpieczyć się przed febrą (dreszczami, gorączką). W przyniesionej wodzie myli się lub kąpali pozostali domownicy, co oprócz doprowadzenia się do czystości przed świętami miało zabezpieczać przed wrzodami.
  • Okadzano bydło dymem z poświęconego ziela.
  • Wymiatano wcześnie rano dom, a wymiecione śmieci wynoszono daleko od chałupy, najlepiej na miedzę sąsiada, by robactwo od domu oddalić.
  • Masło zrobione w Wielki Piątek z zebranej  z poprzedniego tygodnia śmietany miało mieć dobroczynne i lecznicze właściwości i po jego poświęceniu w Wielką Sobotę używane było do smarowania ran i bolących miejsc.
  • W cały Wielki Tydzień a szczególnie w Wielki Piątek choczeńscy tkacze wstrzymywali się od przędzenia, aby nie kręcić powrozów dla Pana Jezusa.
  • W Wielką Sobotę gróbarz (grabarz) wyciągał wiązkę porąbanych gałęzi z tarniny, którą suszył i przechowywał specjalnie na tę okazję, po czym rozdawał te gałązki uczestniczącym w ceremonii poświęcenia ognia chłopcom, a ci przykładali je do ognia i nadpalone przynosili do domów, by odpalić od nich świecę, kaganek lub ogień pod piecem. Natomiast w XX wieku poświęcony ogień przenoszono na wysuszonych hubach.
  • Z tychże nadpalonych gałązek, na których przenoszono poświęcony ogień, robiono małe krzyżyki i zatykano je w II Święto na skrajach obsianych pól, by zabezpieczyć zboże przed nawałnicami i gradem. Niekiedy krzyżyki zatykano też na rogach domostw lub kalenicy dachu, jako zabezpieczenie od piorunów.
  • Święcono chleb, jaja, masło, chrzan, kiełbasę, szołdrę (szynkę wielkanocną), sól, a niekiedy też ser, szperkę (boczek), kołacz, miód, ziemniaki, a nawet wino.
  • Posiłek w Niedzielę Wielkanocną zaczynał się od chrzanu i jajek, a ich skorupki wysypywano na zagony kapusty dla ochrony przed gąsienicami.
  • W II Święto chłopcy chodzili "po śmiguście", co było odpowiednikiem kolędowania bożonarodzeniowego.
Na ten temat przeczytać można także we wcześniejszych notatkach:

wtorek, 7 kwietnia 2020

Dokumenty z czasów niemieckiej okupacji

W czasie II wojny światowej niemiecki Ausweis był rodzajem dokumentu identyfikacyjnego związanego z miejscem zatrudnienia. Był wystawiany przez zakłady pracy, czy przedsiębiorstwa i pełnił rolę dokumentu tożsamości okazywanego władzom policyjnym lub strażnikom przemysłowym. Ausweis dla robotników przymusowych pełnił rolę przepustki umożliwiającej poruszanie się w miejscu pracy i jej okolicy.
Zawierał podstawowe dane na temat pracownika:
  • nazwisko i imię (Name und Vorname)
  • datę i miejsce urodzenia (Geburtstag und -ort)
  • zawód (Beruf)
  • stan rodzinny, liczba dzieci (Familienstand, Zahl der Kinder))
  • wyznanie (Religion)
  • miejsce zamieszkania (Heimatort)
a także fotografię wraz z numerem Ausweisu i odciski palców (Fingerabdrücke)- lewego i prawego kciuka.

Na drugiej stronie ausweisów znajdowały się informacje o miejscu pobytu posiadacza (Aufenthalt des Zivilarbeiters):
  • okres pracy od-do (von-bis)
  • pracodawca i jego adres (Arbeitsgeber: Name, Ort, Strasse)
  • zakwaterowanie (Unterkunft)

A oto przykłady tego rodzaju dokumentów wydanych mieszkańcom Choczni:


Ignacy Ramenda/Ramęda to syn Andrzeja i Marii Jureckiej pochodzącej z Polanki.
Był mężem Anny z domu Kuczka z Przybradza, poślubionej w 1946 roku we Frydrychowicach (stąd w dokumencie figuruje jako kawaler). Miał syna i dwie córki.
Zmarł 25 lutego 1986 roku- spoczywa na cmentarzu w Choczni.


Feliks Widlarz był synem Józefa i Anny z Kamińskich. W 1934 roku poślubił Helenę z domu Skoczylas, z którą miał czterech synów. Zmarł 17 lutego 1946 roku- spoczywa na cmentarzu w Choczni.


Aniela Wider była córką Wojciecha i Franciszki z domu Ramęda. Po wojnie poślubiła Edwarda Szymańskiego, z którym miała trzech synów.


Maria Wider z domu Góralczyk była córką Władysława i Marii z domu Paterak oraz żoną Franciszka Klemensa Widra (od 1937 roku), z którym miała dwie córki. Zmarła 19 maja 1987 roku- spoczywa na cmentarzu w Choczni.


Franciszek Klemens Wider był mężem w/w Marii i bratem w/w Anieli. Zmarł 15 sierpnia 1975 roku- spoczywa na cmentarzu w Choczni.




piątek, 3 kwietnia 2020

Choczeńskie rody- Klaczakowie

Założycielem choczeńskiego rodu Klaczaków był Ignacy Klaczak z Barwałdu Średniego, który urodził się 1 sierpnia 1820 roku jako syn Marcina Klaczaka i Reginy Wątorki. Ignacy był ich ósmym z kolei dzieckiem, a drugim o imieniu Ignacy. Jego brat imiennik zmarł w 1820 roku w wieku 11 lat. Marcin i Regina Klaczakowie mieli razem dziesięcioro dzieci- pięciu synów i pięć córek, z którymi mieszkali w domu pod numerem 76.
Własne rodziny założyli później: Jan, Katarzyna (po mężu Stawowa),  Anna (po mężu Suknarowska), Franciszka (po mężu Maluciak), Magdalena (po mężu Bala), najmłodszy z nich Wojciech i właśnie Ignacy, który jako jedyny z rodzeństwa wyprowadził się z Barwałdu i osiadł w Choczni.
Pierwsza wzmianka na temat jego obecności w Choczni pochodzi z austriackiego spisu własności (Grundparzellen Protocoll) z połowy XIX wieku, gdzie figuruje on jako właściciel domu nr 343 oraz ponad 9 morgów w Niwie Zakościelnej, rozpościerających się pasem od Choczenki, przez Białą Drogę, Pagórek Ramendowski i Konówkę w kierunku Zawadki. Wcześniejszym właścicielem tej parceli był Bartłomiej Szczur, którego córkę Mariannę Ignacy poślubił w 1855 roku, mimo że była od niego aż o dziewiętnaście lat młodsza.
Od tego roku Klaczakowie zamieszkują w Choczni do dziś, czyli nieprzerwanie przez 165 lat. To niezbyt długi okres w porównaniu z historią pobytu w Choczni na przykład Świętków, Guzdków, czy Szczurów, ale nie należy zapominać, że wszyscy choczeńscy Klaczakowie są także po Mariannie, żonie Ignacego, potomkami nie tylko choczeńskich Szczurów, ale i Styłów, Ciborów oraz Kręciochów.
Ignacy, pierwszy Klaczak w Choczni, miał z żoną Marianną ośmioro dzieci. Z trzech córek – Julii, Teresy i Janiny tylko ta pierwsza dożyła dorosłości, lecz nigdy nie wyszła za mąż i zmarła jako panna w 1927 roku. Dwóch synów Ignacego i Marianny również zmarło w dzieciństwie (Jakub i Ludwik), losy urodzonego w 1866 roku Jana nie są mi znane, a w Choczni  kontynuowali ród Klaczaków: Michał, urodzony w 1868 roku i najmłodszy z rodzeństwa Józef, urodzony w 1873 roku.
Gdy Ignacy Klaczak zmarł w sierpniu 1874 roku, jego najmłodszy syn miał zaledwie 18 miesięcy. Wdowa Marianna już siedem miesięcy później ponownie wyszła za mąż. Z drugim mężem Michałem Odrobiną, młodszym od niej o pięć lat, miała jeszcze syna Teodora i córkę Mariannę. W roku swojego drugiego ślubu była mieszkanką domu nr 60 na Pagórku Ramendowskim. W 1880 roku podczas pożaru tego domu zginęła tragicznie jej siedemnastoletnia córka Teresa Klaczak.
Kolejnym istotnym wydarzeniem dla dziejów choczeńskich Klaczaków były małżeństwa zawarte przez synów Ignacego i Marianny w 1899 roku:
  • pomiędzy Michałem Klaczakiem i Balbiną z domu Płonka, urodzoną w 1874 roku,
  • pomiędzy Józefem Klaczakiem i Janiną Warmuz, urodzoną w 1879 roku.
Starszy z braci Michał miał ośmioro dzieci- cztery córki (Helenę, Józefę, Annę i Anielę) oraz czterech synów (Jana, Tomasza, Tadeusza i Michała). Niewiele mniej liczna była rodzina jego brata Józefa Klaczaka, ojca dwóch córek (Marii Elżbiety i Feliksy) i pięciu synów (Tadeusza, Adama, Stanisława, Bronisława i Franciszka).
Krótko po urodzeniu najmłodszego syna Franciszka Józef Klaczak wyemigrował do USA. W 1918 roku już jako wdowiec poślubił w Easthampton w stanie Massachusetts wdowę Marię Terela lub Terala, która urodziła mu syna Josepha Stanley'a (1918-1998).
W 1923 roku dojechała do niego córka Maria Elżbieta z pierwszego małżeństwa (ur. 1902), która poślubiła w Massachusetts o 17 lat starszego Bolesława Januszkiewicza i urodziła mu troje dzieci. Jej syn Stanley Januszkiewicz (1927-2007) był współautorem patentu na elektrody niklowe w bateriach alkalicznych.
W czasie spisu powszechnego w USA w 1940 roku Józef Klaczak już nie żył, a jako głowa jego amerykańskiej rodziny figurowała jego żona Maria (Mary).
Tymczasem w Choczni według spisu do głosowania w Referendum Ludowym z 1946 roku zamieszkiwały tylko dwie rodziny Klaczaków:
  • Tadeusza syna Michała (ur. 1907) i jego żony Józefy z domu Hatłas (nr domu 59),
  • Tadeusza syna Józefa, wdowca po Tekli z domu Widlarz (ur. 1900) i jego żony Stefanii z Porzyckich  (nr domu 579),
a ponadto Helena Widlarz z domu Klaczak, córka Michała.
W zestawieniach szkód wojennych wykazano: Stefanię Klaczak spod nr  579, ze stratami wycenionymi na 59415 zł, jej męża Tadeusza ze stratą  w wysokości 4437 złotych i jego kuzyna Tadeusza (ur. 1907) ze stratą 3974 złotych.
Tadeusz, syn Józefa, deklarował się jako posiadacz 2,8 ha, natomiast jego kuzyn Tadeusz, syn Michała, miał posiadać 1,75 ha gruntów.
Tadeusz Klaczak starszy (czyli syn Józefa) miał tylko jedną córkę Irenę (po mężu Siwek). Chocznianie zwracali się do niego w sprawie napraw swoich lampowych odbiorników radiowych. Zmarł w wieku niespełna 94 lat i spoczywa na choczeńskim cmentarzu parafialnym.
Na tym samym cmentarzu znajduje się grób jego młodszego kuzyna Tadeusza, syna Michała, który zmarł w 1982 roku w wieku 75 lat. Tenże Tadeusz był ojcem Józefa Władysława Klaczaka (1935-2007) oraz Stanisławy Kożuch i Marii Ireny Wider.

Według bazy PESEL w styczniu tego roku żyło w Polsce 179 mężczyzn o nazwisku Klaczak oraz 169 kobiet. Prawie połowa z nich mieszkała w województwie małopolskim, a spore skupiska Klaczaków były także w województwach podkarpackim i śląskim.

środa, 1 kwietnia 2020

Choczeńskie opowieści

Zasłyszane krótkie opowieści z Choczni, które miały wydarzyć się w okresie międzywojennym:

Kupił jeden chłop z Choczni trumne w Wadowicach i wiezie ją do chałupy. Po drodze wzion jednego znajomego na wóz. A że temu sie spać okropnie chciało, wloz do tej trumny, nakrył sie wiekiem i usnoł.
Na granicy choczeńskiej spotkoł chłop następnego znajomka. I ten sie go pyto, czy może sie przysiońś.
A siednij se - mówi chłop - bedzie już wos dwóch.
Znajomy se pomyśloł, że sie rozchodzi o tego nieboszczyka w trumnie, ale nic nie powiedzioł, ino se siod i jadom dalej. 
Za chwile zaś ten co społ w trumnie sie obudził, podniós wieko i wystawio noge.
Jak to ten drugi zoboczył, to ze strachu z wrzaskiem wyskoczył z wozu, wykopyrtnoł sie i złamoł renke.
----
Była w Choczni baba, co jeździła wózkiem zaprzęgniętym w wielkiego, kudłatego psa. Do Wadowic woziła nim mleko, a z powrotem to, co se tam kupiła, albo sama nawet na wózek siadła.
I jeździła by tym wózkiem jeszcze długo, ale pewnego razu pies, co zwykle był spokojny i nic go nie ruszało, polecioł nagle za jakimś kotem, wózek wpod do rowu i sie połomoł, a babe wyrzuciło w krzoki i tornie, że se mało oczu nie wybiła, a gębę okropnie podropała. Odtąd już wiencej psa nie zaprzęgała.
----
W Olszynkach między Malatowskim Pagorkiem a Góralską Drogą mieszkała przed wojną rodzina O., co im potem Niemcy chałupę spalili.
Roz do młodej O. przyszły swaty, za żone ją prosić. A wtedy stara O. doiła krowe i nic nie wiedziała o gościach. 
Jak udoiła, to woła do córki: Józka ! Dej te ojcowe stare gacie, bo mleko trza przecedzić !
Jak sie domyślacie, z tego małżeństwa młodej O. nic nie wyszło...