Pokazywanie postów oznaczonych etykietą spory sąsiedzkie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą spory sąsiedzkie. Pokaż wszystkie posty

piątek, 22 września 2023

Sprawy sądowe z pierwszej połowy XVIII wieku

Wybierani przez gromadę choczeńską wójt i przysiężni posiadali nie tylko władzę wykonawczą, ale i sądową, rozstrzygając spory między mieszkańcami Choczni i wydając wyroki w sprawach karnych dotyczących mniej poważnych przestępstw. Taki stan rzeczy utrzymywał się od XVI do XIX wieku, mimo że Chocznia w 1772 roku znalazła się w monarchii austriackiej.

Przykładami zachowanych do dziś wyroków wójta i przysiężnych choczeńskich z XVIII wieku są między innymi sprawy o:

  • "spaszenie owsa" Antoniego Ramendy przez Antoniego Patyraka (Pateraka), za co ten drugi miał wypłacić poszkodowanemu "tynfów 2" (monet o wartości nominalnej równej złotemu, ale o zaniżonej ilości srebra użytego do ich wybicia) oraz oddać 3 funty wosku pszczelego do kościoła w Choczni (na świece), i po 2 grzywny na rzecz urzędów gromadzkiego i dworskiego;
  • maltretowanie rodziców przez syna, o czym powiadomił wójta i przysiężnych "pracowity" Franciszek Koman z żoną. Ich syn Wojciech "przez wychowanie rodziców złe y nie cnotliwe życie, na reście i na oyców własych porywał się do bicia, tak oyca iako i matki". Świadkowie potwierdzili, że tenże Wojciech chciał połamać rodzicom ręce i urwać matce głowę, wobec czego skazano go na 500 "plak" (uderzeń rózgą) oraz oddanie dziesięciu grzywien kosciołowi, sześciu dworowi i trzech gromadzie. Natomiast jego ojca Franciszka także uznano winnym tego, że nie zgłosił na czas złego postępowania syna, w związku z czym nie udało się już zapobiec temu maltretowaniu;
  • kłótnię i bójkę między sąsiadami- Antonim Paterakiem z żoną, a z drugiej strony Jakubem Szczurem z synami. Najbardziej poszkodowanym był Jakub Szczur, do którego musiano wzywać cyrulika. Koszy jego sprowadzenia w wysokości 10 złotych górskich miał pokryć Paterak, a ponadto zobowiązano go, by oddał "Szczurowi grzywien cztyry, gromadzie grzywien trzy, a kościołowi fontów wosku cztyry", ponieważ kłótnię wszczęła jego żona. Na odpowiednio niższe grzywny skazano także Jakuba Szczura i jego syna, jako że Paterak w bójce poniósł również obrażenia. Podarowano ponadto należne plagi rózgami Paterakowi i Szczurom, mając na uwadze szczególnie wiek Jakuba. Wyrok wydali w obecności Franciszka Jezierskiego, administratora starostwa barwałdzkiego: wójt Łukasz Woźniak i przysiężni - Michał Drapa, Franciszek Styła, Antoni Ramenda i Wojciech Guzdek, potwierdzając go przez położenie na dokumencie trzech krzyżyków, ponieważ nie umieli pisać;
  • pobicie Michała Gancarczyka, którego Walenty Trzaska uderzył na drodze w zęby i przeciął mu wargę. Inkwizycya (śledztwo) wykazało, że "kłótnie się działy między niemi, których tu wyrazić niepodobna". Sprawcę skazano na 30 plag oraz po trzy grzywny na rzecz gromady i dworu, a "do kościoła wadowskiego wosku fontów cztyry";
  • za "występek przeciwko przykazaniu Boskiemu i obraze Pana Boga" skazano Kacpra Guzdka na 100 plag rózgą i Katarzynę Widrzonkę także na 100 plag "która sie z pomienionym Kacprem grzechu dopuściła". Jak się okazało, efektem tego występku było "porodzenie przez występnicę nieżywego dziecka".  Winnym uznano również Wojciecha Guzdka, ojca Kacpra, za to że nie upilnował syna i służącej w jego gospodarstwie Widrzonki. Miał z tego tytułu oddać do kościoła 10 funtów wosku oraz po trzy grzywny gromadzkie i dworskie;
  • pobicie Franciszka Trzaska przez Tomasza Twaroga "gdzie urząd choczeński wysłuchawszy obu stron uznaje słuszność y naznacza temu ubitemu Franciskowi Trzaskiemu, aby Tomasz Twaróg oddał złotych 20 rachuiąc każdy złoty czeskich 6. y zaraz przytem na urzędzie aby sie przeprosili, tak by żadney pretensyi do siebie nie mieli i sukcesorowie (potomkowie) ich". Ponadto Tomasz Twaróg miał dać kościołowi 3 funty wosku, 3 grzywny dworskie i 2 gromadzkie. Działo się to "w Roku Pańskim 1739, dnia 30 kwietnia, przy bytności moiey i całym Urzędzie". Podpisał Krzysztof Goworek, administrator w wadowickim wójtostwie Mikołaj.

piątek, 12 czerwca 2020

"Gazeta Krakowska" z 1966 roku o kłótliwości chocznian

"Gazeta Krakowska" w numerze z 12 października zamieściła relację z Choczni pod tytułem "Byle nie zakończyło się na zabraniu", którego autor podpisał się inicjałami ZG:

List był adresowany do Komitetu Powiatowego Partii w Wadowicach. Jego autorem —Bolesław Zając z Choczni, rolnik. „Gdy byłem jeszcze małym dzieckiem — pisał o swej sąsiadce — ob. L. prowadziła długoletni spór sądowy z moim zmarłym ojcem o sprawy graniczne zaorania miedzy. Odziedziczając po ojcu gospodarstwo rolne odziedziczyłem również spory z ob. L., których było już kilka i często z odwołaniem się od wyroków Sądu Powiatowego do Sądu Wojewódzkiego w Krakowie za urojone wyrządzanie jej szkód rolnych, zaorywanie miedzy, obrazy słowne itp." Tu następował opis sześciu „poważniejszych" spraw — cywilnych i karnych — jakie miały miejsce od roku 1960, o co postarali się L. i inny sąsiad TM. Zdesperowany autor listu prosił o zapobieżenie podobnym incydentom, konkludując „tracimy niepotrzebnie czas i pieniądze na adwokatów, różne komisje i rozprawy sądowe. Zamiast pracować na gospodarstwie, dopilnować gospodarki, wychowywać dzieci i ułożyć w końcu życie, my wzajemnie się niszczymy." 
Spór L. — Zając nie jest bynajmniej przypadkiem odosobnionym. Chocznia cieszy się pod tym względem nie najlepszą sławą. Sąsiedzkie waśnie i zatargi występują tu częściej, niż w innych wsiach. W tej sytuacji towarzysze z Komitetu Powiatowego — po zasięgnięciu opinii miejscowych członków partii — zaproponowali zwołanie otwartego zebrania podstawowej organizacji partyjnej i omówienie na jego forum zagadnienia stosunków międzyludzkich. 
Przyszli. Przynajmniej setka osób. Wśród nich i tacy, którzy swych pretensji wobec sąsiadów próbowali dochodzić w sądzie. Sporo kobiet. Nie dla wszystkich starczyło miejsc w szkolnej klasie. Tłoczyli się w drzwiach. Referat wygłoszony przez sekretarza POP Jana Świerkosza był krótki, rzeczowy. — Gromada Chocznia — powiedział m. in. — liczy 4590 mieszkańców. W tym około 150 należy zaliczyć do grupy ludzi skłóconych zwaśnionych wzajemnie. Jest to statystyka bolesna i o tej właśnie grupie mieszkańców chcemy mówić. Do najbardziej skłóconych sąsiadów i rodzin należą niektórzy mieszkańcy Malatowskiego Pagórka a mianowicie: L. —Zając, TM, G., JM. Na drugim — Pagórku Ramendowskim — SK, AW, M., w Choczni Dolnej BW i JW, FW - AS, JS, SW... 
W sumie wymienionych zostało trzydzieści pięć nazwisk. — W większości przypadków —kontynuował tow. Świerkosz —są to zatargi o miedze, zniesławienia, pobicia itp. Są zatargi, które ciągną się od lat międzywojennych. Można do nich zaliczyć spór ciągnący się w nieskończoność między rodziną M, Zają-ców i L. Inna bolesna sprawa. WZ urodziła i wychowała dwie córki, obecnie matka przez własne córki została pozbawiona dachu nad głową i musi przebywać u obcych ludzi, mimo że dom, w którym mieszka jedna z córek, stanowi własność matki... 
Do wypowiadania się nie trzeba było zebranych namawiać. Przewodniczący GRN Klemens Guzdek pierwszy wpisał się na listę dyskutantów i ośmielił innych. Mówił o złośliwości i zawiści, będących przyczyną większości zatargów. Największa zawziętość charakteryzuje tych, którzy racji nie mają. Przykładem kobieta, która przyszła do gromadzkiej rady ze skargą na sąsiadkę. Okazało się, że pretensje były niesłuszne. Następnego dnia ta sama niewiasta ponownie przyszła do GRN, aby oznajmić, iż wnuczka jej sąsiadki, zatrudniona w gospodzie GS nie ma świadectwa 7 klasy. 
— Co się dziwić chłopom, że do zgody nieskorzy — zaczął jeden z mężczyzn. — Nauczycielka z naszej szkoły wcale nie lepsza. Jak może innym życie zatruwa — drogę zaorała spuściła psa — pogryzł dziec-ko. Podchwyciła ten ton Stanisława Zając, żaląc się, że nauczycielka dopuściła się nawet pobicia jej matki staruszki. — Byłem w Komisji Porozumiewawczej, trafiłem do Partii w Waclowicach i wciąż nie mam życia z sąsiadem. Wychodzi na to, że on człowiek partyjny i ma większe prawa. Musiałbym co drugi dzień chodzić do sądu, a te sprawy i tak już kosztowały mnie jedną krowę — wyrzekał Widlarz z Zawala. Mówili o tym, co ich dręczy. A jednak wyczuwało się, że wymienienie w referacie nazwisk „bohaterów" wielu sporów, ukazanie problemu w sposób bardzo konkretny niejednego przyprawiło o pewne zażenowanie. Stąd ton samousprawiedliwiania się w niektórych wypowiedziach i tłumaczenia, iż z konieczności absorbują sąd swymi sprawami, chociaż procesy, płacenie adwokatom nikomu nie sprawią satysfakcji. Nie brakło i propozycji. Prezes kółka rolniczego Guzdek, Gzela i kilku innych podnosili wielką rolę Komisji Porozumiewawczej przy GRN w łagodzeniu sporów, pod warunkiem przyznania jej większych uprawnień. — Nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy ile mamy spornych spraw w gromadzie — powiedział tow.  Ścigalski. —Komisja Porozumiewawcza niejednej może zaradzić. Jej członkowie lepiej znają stosunki i warunki w gromadzie niż sędzia, czy biegły. Ranga Komisji na pewno wzrośnie —również w oczach rolników —jeśli z jej opinią zdaniem będzie się liczył sąd... 
Nie należy oczekiwać, że po tym zebraniu w Choczni zapanuje idealna zgoda. To może być jedynie początek pewnych zmian na lepsze. Pierwsza publiczna dyskusja o sprawach drażliwych, nieobojętnych dla wielu mieszkańców gromady, w trakcie której imiennie wskazywało się zwaśnione strony powinna być wykorzystana dla kształtowania atmosfery dezaprobaty wobec wszelkich pieniaczy, osobników, wyżywających się w kłótniach i zwadach, zatruwających życie innym. (...) Byle nie skończyło się na... zebraniu. (ZG) 

Mimo że, od opisanych wydarzeń minęło ponad 50 lat i wymienieni w tekście "kłótnicy" już nie żyją, to wspomnienia o niektórych z tych sporów są wciąż żywe i budzą emocje. Dlatego nie zdecydowałem się na opublikowanie pełnych nazwisk części osób wymienionych w tekście, a jedynie pierwsze litery ich imienia i nazwiska lub tylko nazwiska.