- Stare fotografie z Choczni
- Szpital epidemiczny w Choczni po I wojnie światowej i jego kierownicy
- Żołnierze z Choczni w dokumentach kadrowych 56. Pułku Piechoty w latach 1820-1868
- Nazwiska używane w Choczni już w XVI wieku
- Zapomniane miejscowe nazwy geograficzne
- Stare fotografie z Choczni
- Boży Obiad - zapomniany zwyczaj
- Nowa książka "Z Choczni i w Choczni. Kto był kim?"
- Powstanie karczmy z zajazdem przy granicy z Inwałdem
- Kazimierz Szczur - działacz społeczny i polityczny
- Zgony i pochówki żołnierzy 56 PP z Choczni w latach 1914-1917
- Cechy fizyczne chocznian z I połowy XIX wieku
wtorek, 31 grudnia 2024
Najpopularniejsze notatki z 2024 roku
wtorek, 17 grudnia 2024
Obciążenia podatkowe chocznian na początku XIX wieku
Trzy lata po przejściu pod panowanie austriackie, 18 kwietnia 1775 roku, wprowadzono w Galicji, a więc także i w Choczni, nowe obciążenie podatkowe - tak zwany podatek rustykalny. Wysokość tego podatku dla każdej gromady wiejskiej określały władze państwowe, a rozkład obciążeń na poszczególnych włościan właściciel wsi, w zależności od wielkości posiadanego przez nich gruntu.
Jeżeli chodzi o podatki państwowe, to w Choczni pobierano także podatek klasowy, obejmujący podatek od realności, pogłówne i właściwy podatek klasowy, płacony przez duchowieństwo, urzędników, kapitalistów bez realności, hurtowników i inne osoby zaliczone do tej osobnej kategorii.
W 1803 roku suma obu tych podatków wynosiła w Choczni 448 florenów oraz 19 i pół krajcara.
Ogół mieszkańców wsi płacił wtedy również podatek lokalny (gromadzki) w wysokości 129 florenów i jednego krajcara, który pobierano na ogół do spichrza gromadzkiego w odpowiednich ilościach żyta i owsa.
W życie i owsie płacono także podatek na rzecz kościoła (o wartości rocznej 59 florenów), ogół mieszkańców utrzymywał również organistę (z płacą 11 florenów rocznie) oraz kościelnego (3 floreny 36 krajcarów).
Tak więc ogólne obciążenie podatkami publicznymi wynosiło w 1803 roku nieco ponad 651 florenów. Przeliczając to na dawne złote polskie otrzymujemy kwotę 2865 złp, w tym podatek gromadzki 567 złp. Ponieważ przed rozbiorami sumaryczny podatek na rzecz państwa i kościoła wynosił 1017 złp (w 1764 r.), to w ciągu 30 lat rządów austriackich wzrósł on o nieco ponad 100%.
Do celów podatkowych Chocznia była podzielona na trzy okręgi podatkowe, obejmujące dolną, środkową i górną. Ściągalność podatków nie była pełna - o ile państwowy aparat skarbowy był bezwzględny, to z władze lokalne do pewnego stopnia tolerowały ewentualne opóźnienia lub były skłonne do rozkładania płatności na raty, czy wręcz ich umarzania. W omawianym tu 1803 roku z górnej części wsi pobrano nieco ponad 83 floreny podatku rustykalnego i gromadzkiego, w środkowej nieco ponad 163 floreny, a w dolnej nieco ponad 113 florenów, co dało łączną kwotę nieco ponad 360 florenów. Doliczając podatki od poddanych z majątku sołtysiego i plebańskiego zebrano nieco ponad 366 florenów z 427 wymaganych.
piątek, 13 grudnia 2024
Piwo i browarnictwo w dawnej Choczni
Dawne piwo było znacznie bardziej
mętne, mniej gazowane i niekoniecznie chmielone, przez co miało inny smak, niż
to, które znamy obecnie. Znacznie niższa zawartość alkoholu w dawnych piwach
sprawiała, że podawano je także dzieciom. Uchodziło ono za znacznie zdrowszy
napój, niż wchodząca przecież w jego skład woda, gdyż w procesie produkcji redukowano
ilość chorobotwórczych bakterii i innych niekorzystnych dla zdrowia zanieczyszczeń.
Było również ważnym źródłem kalorii i składników odżywczych. Stąd spożywano je
powszechnie i w dużych ilościach, także z pewnością w Choczni.
Pierwsza pisemna wzmianka na temat
produkcji piwa w Choczni pochodzi z 1579 roku, a dokładnie z „środy wstępnej” tegoż roku, co oznaczało Środę Popielcową. W choczeńskiej Księdze Sądowej
zanotowano, że Wojciech Kołodziej z synem Urbanem zmówiwszy się, sprzedali wówczas
za 70 złotych w polskiej monecie „swoy statek” Wojciechowi Galamie, a w skład
owego „statku” oprócz roli i różnych sprzętów, czy zwierząt gospodarskich,
wchodziły także „dwa achtelia y dwa polachtelky piwne, kocziel browarny, szesc
kadzi”. Czyli rodzina Kołodziejów oprócz uprawy roli zajmowała się wtedy także
piwowarstwem, do którego używała podanego wyżej kotła browarnego i kadzi, a
także prawdopodobnie wyszynkiem wytworzonego przez siebie piwa, przechowywanego
we wzmiankowanych achtelach i półachtelach – beczułkach o pojemnościach
odpowiednio 16 i 8 litrów.
Kolejnym odnotowanym piwowarem z
Choczni był Stanisław Szymonek (1630), który wytwarzał piwo dla folwarku
Mikołaja Komorowskiego, właściciela majątku wójtowskiego w Wadowicach.
Trzy lata później (1633)
przywilej między innymi prowadzenia własnego browaru dla Adama Szczura,
właściciela majątku sołtysiego w górnej części wsi, potwierdzał król Władysław
IV Waza.
Nie udało mi się potwierdzić w źródłach
ciekawej historii z 1656 roku, kiedy to rzekomo pleban choczeński ks. Kacper
Sasin miał zamówić u krakowskich piwowarów 36 wielkich beczek piwa, by uczcić
ucieczkę wojsk Karola Gustawa z Wadowic. Podczas przeprawy przez Wisłę w
okolicach Łączan transport miał utonąć w rzece i podobno długo jeszcze trwał
spór procesowy, kto powinien zapłacić za niedoszłą dostawę.
Pod koniec życia ks. Sasina (1694)
żołnierze wojsk koronnych pojawiwszy się w Choczni w mięsopusty (koniec
karnawału) wypili na koszt mieszkańców piwa i gorzałki za 6 złotych, a łączna
suma strat wynikłych z ich krótkiego pobytu wyniosła 70 zł. Petycję o zwrot tej
kwoty wnieśli do zamku oświęcimskiego wójt Grzegorz Grządziel i przysiężny Jan
Kumorek.
W zbiorach Archiwum Ziemskiego w
Krakowie Stanisław Szczotka odnalazł w okresie międzywojennym zeznanie złożone w
1736 roku przez najsłynniejszego okolicznego zbójnika Józefa Baczyńskiego alias
Skawickiego, których fragment dotyczy także …browaru w Choczni:
„Stamtąd (to znaczy z
Inwałdu - uwaga moja) poszliśmy do
Choczni, już się dzień robił, na browar do żyda. Tam przyszedszy, związaliśmy
tego żyda, który związany powiedział o pieniądzach na izbie w popiele, któreśmy
sami wybrali. Było tych piniędzy tynfów sto. Wzięliśmy także parę pistoletów i
szpadę, gorzałki baryłkę choćby półgarcową, oprócz tego piliśmiy tam gorzałkę i
piwo, wzięliśmy także korali nitkę tamże w popiele z piniądzmi. Wychodząc rozwiązaliśmy
żyda, aleśmy go nie bili, nie piekli.”
Tradycje browarnictwa
podtrzymywano w Choczni w XIX wieku. W 1817 roku dzierżawcą karczmy dworskiej (Bobrowskiego) wraz
z browarem był Joachim Holcgrin (Holzgrün), a swój własny browar miał nadal majątek
sołtysi (wtedy własność Duninów), w którym w 1827 roku braxatorem (piwowarem)
był trzydziestokilkuletni Szymon Wolski rodem z Podolsza koło Zatora.
O piciu piwa podczas pobytu w
Choczni w 1813 roku wspominał poeta Kazimierz Brodziński:
„Dobrego piwa kilka szklanek
wypiwszy, pożegnałem go (ks. plebana – uwaga moja) i szedłem na przechadzkę
pomiędzy dwoma rzędami wierzb, ciągnących się aż do lasu świerkowego.”
Piwo było powszechnie szynkowane
w choczeńskich karczmach i w przeciwieństwie do gorzałki jego spożycie nie
budziło kontrowersji. Jak wynika z pisemnej relacji chocznianina Kumorka,
zachowanej w zbiorach Muzeum Etnograficznego w Krakowie, piwo bywało nawet składnikiem
wieczerzy wigilijnej.
W 1901 roku spożycie piwa stało
się przyczyną kryzysu w zarządzie choczeńskiej gminy i rezygnacji wicewójta
Jana Zająca, oskarżonego przez naczelnika gminy Antoniego Sikorę o pijaństwo i
przesiadywanie w karczmach. Jak tłumaczył się Zając:
„Raz ten wypadek mnie się
przytrafił, że wstąpiłem do członka Rady i asesora Malaty, a powodem tego była
sprawa dróg gminnych … a że wypiłem szklankę piwa u Malaty, to przecież każdemu
wolno, a pijanem nie byłem, abym dawał zgorszenie i zasłużył na takie szkalowanie”.
Piwo można było wówczas wypić
także u Maurycego Münza przy granicy z Wadowicami. Pracującemu dla niego
Józefowi Bąkowi w 1902 roku zarzucano w gazecie „Prawda”, że zamiast
zatroszczyć się ratunek dla swojego poparzonego synka, jeździł dla szynkarza po
piwo i staczał przywiezione beczki do piwnicy Münza.
W 1911 roku dzięki staraniom
posła Antoniego Styły choczeńska gmina uzyskała prawo do pobierania opłat od
serwowanych na jej terenie trunków, w tym 2 koron od każdego hektolitra piwa.
W okresie międzywojennym prawa do
szynkowania piwa w Choczni posiadali między innymi: Franciszek Pędziwiatr,
Stanisław Kryjak, Jan Fujawa, Szymon Łapka, czy Kółko Rolnicze. Zabroniła im tego
prohibicja wprowadzona we wsi po plebiscycie antyalkoholowym z 1929 roku i
ponowionym dwa lata później.
Jako ciekawostkę można podać, że
w tym czasie (koniec lat 20. XX wieku) nauczycielką w obu choczeńskich szkołach
była Antonia Rokosz, żona księgowego w żywieckim browarze.
Wątek piwny pojawia się wówczas
także wśród choczeńskich emigrantów. W 1937 roku współwłaścicielem restauracji
z browarem w urugwajskim Montevideo był Jose Tadeo Gurdek, ochrzczony w Choczni
jako Józef Tadeusz, który był wnukiem wymienionego wyżej Antoniego Styły.
W „Kronice wsi Chocznia” Józefa
Turały odnotowano, że w czasie II wojny światowej szwagier autora Franciszek
Romańczyk był przymusowo zatrudniony w lodowni krakowskiego browaru, gdzie nabawił
się astmy.
Piwo w latach 60. XX wieku było w
Choczni uznawane nie za napój alkoholowy, a chłodzący, na równi na przykład z
oranżadą. Nie można go było jednak sprzedawać w choczeńskich sklepach osobom
nietrzeźwym. W 1965 roku w okresie letnich upałów pojawiły się problemy z
dostępnością piwa butelkowego, a sprowadzenie piwa beczkowego nie wchodziło w
grę, gdyż nie było gwarancji sprzedania całej beczki przed skwaśnieniem zawartości.
W 1967 r. Wydział Spraw
Wewnętrznych Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Wadowicach podał do
publicznej wiadomości, iż Ob. W. J. zamieszkały w Choczni powiat Wadowice,
został ukarany przez Kolegium Karno- Administracyjne przy Prezydium PRN w
Wadowicach grzywną w wysokości 500 złotych za to że dnia 18 marca 1967 roku w
Wadowicach jechał rowerem w stanie wskazującym na użycie alkoholu, co stanowi
wykroczenie. Obwiniony przyznał się do zarzucanego mu wykroczenia, że w dniu
krytycznym wypił dwa piwa, a następnie jechał rowerem przez miasto w
Wadowicach.