czwartek, 21 sierpnia 2025

Zaginieni w czasach pokoju

 Zaginięcia osób w czasach pokojowych, choć rzadsze niż w okresach wojennych, budziły niepokój i pozostawiały trwały ślad w lokalnych społecznościach. Historie mieszkańców Choczni, którzy z różnych przyczyn zniknęli, często kryją za sobą dramatyczne losy, nieporozumienia lub zaskakujące zwroty akcji. Archiwalne źródła, takie jak gazety czy akta sądowe, pozwalają odtworzyć te opowieści, rzucając na nie nowe światło. Poniżej przedstawiono kilka przypadków zaginięć, które miały miejsce w Choczni lub wśród choczeńskiej Polonii, ukazując różnorodność przyczyn i losów zaginionych.

Relacje o zaginionych

Klara (Floriana) Cap

W 1919 roku „Goniec Krakowski” w wydaniu z 12 marca donosił o zaginięciu 40-letniej Klary Cap z Choczni. Zaginiona była niemową i poprzedniego dnia opuściła Szpital św. Łazarza, gdzie była leczona. W towarzystwie wydelegowanego przedstawiciela choczeńskiej gminy, który po nią przyjechał, udała się na dworzec, jednak po drodze wmieszała się w tłum i zaginęła. Najprawdopodobniej imię zaginionej zostało przekręcone i chodziło tu nie o Klarę, lecz Florianę Cap, urodzoną w 1875 roku, jako nieślubna córka Franciszki Cap.

Antoni Szczur

6 listopada 1926 „Gazeta Lwowska” opublikowała krótki komunikat o następującej treści:
„Antoni Szczur, syn Jana i Katarzyny, urodzony 7 stycznia 1887 roku, w Choczni zamieszkały, wyjechał 1 marca 1914 do Ameryki, skąd ostatnią o sobie wiadomość dał listem z daty 10 stycznia 1915. Wdrażając postępowanie celem uznania go za zmarłego, a małżeństwo jego za rozwiązane, wzywa się, aby uwiadomiono sąd albo obrońcę węzła małżeńskiego dr. Majkę w Wadowicach o zaginionym do roku od ogłoszenia, poczem sąd na ponowny wniosek orzeknie ostatecznie.”
W tym czasie wymieniony wyżej Antoni Szczur mieszkał sobie spokojnie w USA. W 1917 r. stawał do amerykańskiego poboru jako operator w druciarni w Holyoke w stanie Massachusetts. Później był górnikiem w stanie Pensylwania i używał nazwiska Shore. W Ameryce zawarł drugi związek małżeński z Justyną Remajka, z którą w latach 1919-1931 miał pięcioro dzieci. Ponieważ jego pierwsze małżeństwo nie zostało rozwiązane, należy uznać go za bigamistę. Zmarł w 1961 roku.

Józef Kręcioch

W 1938 roku Sąd Okręgowy w Wadowicach wszczął postępowanie celem uznania za zmarłego Józefa Kręciocha, syna Michała i Magdaleny z domu Figura, urodzonego 27 lutego 1868 i zamieszkałego w Choczni, który zaginął przed 50 laty. Ponieważ sąd nie otrzymał żadnych informacji o jego losie, to rzeczywiście uznał go za zmarłego. Mnie udało się ustalić, że ów zaginiony Józef Kręcioch nie żył już wówczas od 47 lat – zmarł w 1891 roku w rosyjskiej Samarze, gdzie przebywał jako dezerter z armii austriackiej.

Stanisław Noga

Tragiczny finał miało zaginięcie, o którym donosiła „Kronika” w numerze 4. z końca stycznia 1985 roku:
„16 listopada 1984 r. wyszedł z domu i dotychczas nie powrócił Stanisław Noga, syn Stanisława i Anny z d. Sarna, urodzony 7 marca 1940 r. w Zatorze zamieszkały Chocznia 764 woj. bielskie. Rysopis: wiek z wyglądu 40 lat, wzrost około 170 cm, krępej budowy ciała, włosy ciemnoblond, czesane na bok, twarz owalna, cera blada, czoło wysokie, uszy średnie, oczy szare, nos mały, gruby. Znaki szczególne: na lewym policzku blizna długości około 2 cm, braki w uzębieniu. Ubrany był w kurtkę koloru brązowego, spodnie jasne oraz czarne buty. Osoby, które mogą mieć jakiekolwiek informacje o zaginionym proszone są o skontaktowanie się z Rejonowym Urzędem Spraw Wewnętrznych w Wadowicach lub najbliższą Jednostką MO.”
7 marca jego zwłoki odnaleziono po zejściu lodów we Frydrychówce we Frydrychowicach, a lekarz sądowy nie był w stanie ustalić ani przyczyny, ani daty jego zgonu.

Louise (Ludwika) Ramenda

Zaginięcia zdarzały się także wśród choczeńskiej Polonii. 14 marca 1923 „The South Bend Tribune” informowała o wszczęciu poszukiwań 11-letniej Louise (Ludwiki) Ramenda, córki pochodzących z Choczni Jana Ramendy i Elżbiety Ramenda z domu Holcman. Dziewczynka była ostatni raz widziana w rodzinnym Niles, gdy wsiadała do wagonu pociągu międzymiastowego jadącego na południe na granicy stanu. Jej ojciec twierdził, że nie było żadnego powodu, dla którego córka miałaby uciekać. Opisywał ją jako osobę o wzroście 138 cm, wadze około 36 kg, jasnej karnacji i ciemnych włosach. Kiedy wychodziła z domu, miała na sobie czerwony, dzianinowy kapelusz, brązowy płaszcz i brązowe oksfordy.
Szczegóły tej historii nie są znane, ale Louise z pewnością została odnaleziona i powróciła do domu. W 1929 roku poślubiła Harry’ego Wierzbinskiego, z którym miała dwóch synów, a po jego śmierci wyszła w 1935 roku ponownie za mąż za Waltera Wierzbinskiego, któremu urodziła także dwóch synów. W 1962 roku, sześć lat po śmierci Waltera, została żoną Petera Szabo. Zmarła w 2009 roku w wieku 97 lat.


wtorek, 22 lipca 2025

Choczeńscy wikariusze - ksiądz Teofil Papesch

 Ks. Teofil Antoni Papesch (1872–1937) to postać, która dobrze zapisała się w historii Gilowic, Czańca i wielu innych miejscowości, gdzie pełnił posługę kapłańską. Urodzony 29 lutego 1872 roku w Krakowie-Wesołej, syn krawca Józefa i Reginy z domu Rapta, był nie tylko duchownym, ale także organizatorem życia społecznego, patriotą i administratorem, który w trudnych czasach zaborów i powojennej odbudowy inspirował lokalne społeczności do działania.


Teofil Papesch ukończył III Gimnazjum im. Sobieskiego w Krakowie, zdając maturę w 1890 roku. Następnie podjął studia teologiczne na Uniwersytecie Jagiellońskim (1890–1894), które zwieńczył święceniami kapłańskimi w 1894 roku w Krakowie. Swoją posługę rozpoczął jako wikariusz w Dobczycach (1894–1900), gdzie już w 1895 roku otrzymał pochwałę Rady Szkolnej Okręgowej w Wieliczce za pracę katechetyczną. Kolejnym etapem jego drogi była praca w Bobrku (1900–1901), a następnie w Choczni (1901–1903), gdzie pełnił funkcję wikariusza i katechety.

W kolejnych latach ks. Papesch służył w Cięcinie (1903–1905), Andrychowie (1905–1908), gdzie założył Stowarzyszenie „Gwiazda” dla robotników i rzemieślników, a także w Chrzanowie (1908–1909) i Jaworznie (1909–1911). Jego zaangażowanie w życie parafialne i społeczne było widoczne na każdym z tych etapów.

W 1911 roku ks. Papesch przybył do Gilowic jako ekspozyt, a od 1925 roku, po erygowaniu parafii przez metropolitę krakowskiego kard. Adama Stefana Sapiehę, pełnił funkcję proboszcza. To w Gilowicach jego działalność osiągnęła szczególny rozkwit.  Stał się nie tylko duszpasterzem, ale także liderem społeczności, który mobilizował mieszkańców do aktywności kulturalnej, społecznej i patriotycznej.

Z jego inicjatywy powstała parafia w Gilowicach (1925), co było wydarzeniem kluczowym dla lokalnej wspólnoty. Ks. Papesch organizował Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Męskiej i Żeńskiej, które angażowało młodych w przedstawienia patriotyczne, uroczystości upamiętniające ważne wydarzenia z historii Polski oraz wycieczki krajoznawcze i pielgrzymki. Te działania nie tylko wzmacniały tożsamość narodową, ale także otwierały mieszkańców na świat poza granicami wsi.

Jako człowiek o zdolnościach organizacyjnych, ks. Papesch założył Kółko Rolnicze, Kasę Stefczyka oraz pocztę w Gilowicach. Był inicjatorem powstania orkiestry dętej przy Ochotniczej Straży Pożarnej, której przez krótki czas był prezesem. Po I wojnie światowej przyczynił się do powstania OSP w Rychwałdzie oraz budowy nowego budynku szkolnego w Gilowicach. Jego działania miały trwały wpływ na rozwój infrastruktury i życia społecznego w regionie.

W 1930 roku, po konflikcie z częścią mieszkańców Gilowic dotyczącym prerogatyw proboszcza (sprawa lasu należącego do parafii), ks. Papesch został przeniesiony do Czańca, gdzie objął urząd proboszcza. Tam kontynuował swoją aktywną działalność. W 1931 roku założył Kasę Stefczyka i został jej pierwszym prezesem. Doprowadził do wybudowania organistówki i plebanii, odnowienia kościoła oraz organizacji bractw religijnych, które wzmacniały życie duchowe parafii.

Ks. Teofil Papesch zmarł 28 sierpnia 1937 roku w Czańcu, gdzie został pochowany na miejscowym cmentarzu.

W Czańcu z ks. misjonarzami (1932)


W Czańcu ze stowarzyszeniami 
katolickimi młodzieży (1937)
Źródło -
Stowarzyszenie Sympatyków Czańca


piątek, 18 lipca 2025

Trzusło, wasąg, rzezaczka – dawne słownictwo związane z narzędziami rolniczymi

 

W 1806 roku Bartłomiej Kręcioch podając, jaki był jego wkład w małżeństwo z wdową Cecylią Gocałką, wymienia między innymi, że sprawił trzusło, które kosztowało go 2 złote reńskie i lemiesz, który po okuciu go żelazem kosztował 3 złote reńskie.

O ile słowo lemiesz może być jeszcze zrozumiałe dla części współczesnych czytelników, to czym było owo trzusło? 

Okazuje się, że tak, jak i lemiesz, stanowiło część roboczą pługa, narzędzia rolniczego przeznaczonego do podcinania, rozluźniania, podnoszenia i odwracania gleby. Jak wynika z poniższej zamieszczonego rysunku, trzusło – czyli rodzaj noża, osadzone było na drewnianym dyszlu, zwanym grządzielem (stąd popularne niegdyś w Choczni nazwisko) przed lemieszem i miało za zadanie przecinać ziemię, odcinając bruzdę i przygotowując ją niejako do następnych czynności wykonywanych przez lemiesz o ostrzu ustawionym skośnie do bruzdy, który wgłębiał się w nią klinem, rozluźniał ją, łamał i podnosił, odrywając od gleby. Dalsze rozluźnianie, łamanie i podnoszenie skiby ziemi wykonywała odkładnica, rozrywając ją i rozkruszając w różnych kierunkach. 

Źródło: Jerzy Turnau "Uprawa roli i roślin" (1921)

Trzusło szczególnie użyteczne było na glebach ciężkich i zwięzłych, czyli typowych dla Choczni. Musiało być mocno utwierdzone na grządzielu, ustawione w stosunku do niego pod kątem 50 stopni lub większym, a odległość ostrzy trzusła i lemiesza wynosiła kilkanaście centymetrów, przy czym ostrze trzusła ustawione było 2-3 centymetry wyżej, niż ostrze lemiesza.

Orkę pługiem wykonywano dawniej wołami, zaprzężonymi za pomocą jarzm (na czołach lub karkach), później też końmi wyposażonymi w chomąta – owalną ramę zakładaną na szyję zwierzęcia. Wspomniany już Bartłomiej Kręcioch także zakupił do swojego gospodarstwa chomąto, które kosztowało go 2 złote reńskie.

Wydajność pracy końmi była większa, z wyjątkiem głębokiej orki w ciężkich ziemiach – w dawnych podręcznikach rolniczych przyjmowano, że para koni była w stanie wykonać tę samą pracę, co trzy duże woły. Wolniejsze w pracy woły były za to tańsze w utrzymaniu. Niezbędny był też oczywiście oracz, przytrzymujący pług za czepigi i niekiedy w trudniejszych warunkach poganiacz, pilnujący koni, gdy oracz trzymał pług i nadzorował jego ruch.


Najstarsza choczeńska Księga Sądowa odnotowuje również takie narzędzia rolnicze, jak: brony żelazne (1649), z zakładnikiem (1682) lub siedmiozębne (1669) i radła. Radło podobnie jak pług służyło do spulchniania gleby, ale bez jej odwracania. Składało się z radlicy, czyli elementu pracującego w glebie i grządziela (uchwytu/dyszla, jak w pługu). W 1723 roku, gdy pojawia się w zapisie transakcji między Maciejem Szuflatem a Franciszkiem Kumorkiem (Malatą), używane było do pielęgnacji gleby: niszczenia chwastów, spulchniania i obsypywania. Używane było już w starożytności, po czym zostało wyparte przez sochę, a później przez pług. W Choczni utrzymało się z pewnością do I połowy XIX wieku, gdyż w 1829 roku dwa radła wymienione są w masie spadkowej po Janie Ścigalskim (jedno było „kowane”, czyli okute, a drugie „bose”).

Kolejne ciekawe słowo, które pojawia się w spisie inwestycji Bartłomieja Kręciocha z początku XIX wieku, to wasąg, do którego zakupił w Ponikwi u Wawrzyńca Ryczko drewniane drabinki za 1 złoty reński. Wasąg to po prostu wóz drabiniasty na czterech kołach, przeznaczony przede wszystkim do przewozu płodów rolnych (zboża, siana, słomy) oraz osób. W dawniejszych choczeńskich źródłach jest podawany jako wóz, a osobę powożącą określano jako woźniaka lub woźnego.  Wóz mógł być bosy lub kowany. Pojęcie wóz bosy, czyli o drewnianych, nieokutych kołach, pojawia się w choczeńskiej Księdze Sądowej po raz pierwszy w 1579 roku, przy okazji transakcji zawartej między Wojciechem Kołodziejem, a Wojciechem Galamą (to jeden z zapisów nazwiska Halama, używanego przez przodków współczesnych choczeńskich Woźniaków). Natomiast zapis z wozem kowanym (o kołach z metalową obręczą) zapisano w wymienionej wyżej księdze po raz pierwszy w 1634 roku, gdy przeprowadzano spadek po Wojciechu Kumorku na jego syna Walentego.

Ostatnim interesującym słowem związanym z narzędziami rolniczymi, które chciałem tu omówić, to rzezaczka, odnotowana po raz pierwszy w 1669 roku. Była to skrzynia drewniana z ostrzem, stanowiąca prototyp późniejszej sieczkarni i przeznaczona do cięcia słomy, trawy lub siana (jak gilotyna). Ostrze rzezaczki nazywane było kosą rzezalną. W odróżnieniu od kosy siecznej, przeznaczonej pierwotnie do ścinania trawy, a nie zboża, kosa rzezalna nie była wygięta w lekki łuk, lecz miała kształt prosty. Niekiedy nazwa kosa rzezalna rozciągnięta była na całą rzezaczkę. Gdy w 1803 roku wzmiankowany tu wielokrotnie Bartłomiej Kręcioch sprawił do gospodarstwa kosę rzezalną ze stalicą (drewnianym elementem stałym), to kosztowało go to 3 złote reńskie. Rok później zakupił dwie kosy sieczne (trawne) za 2 złote reńskie.

Oprócz nich w starych dokumentach związanych z Chocznią występują także takie narzędzia ręczne jak: sierpy, kopaczki, motyki (np. „do wyrabiania żłobów” w 1829 r.), łopaty, siekiery i widły (w tym osobno widły „sienne” do nawozu).