Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rolnictwo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rolnictwo. Pokaż wszystkie posty

piątek, 18 lipca 2025

Trzusło, wasąg, rzezaczka – dawne słownictwo związane z narzędziami rolniczymi

 

W 1806 roku Bartłomiej Kręcioch podając, jaki był jego wkład w małżeństwo z wdową Cecylią Gocałką, wymienia między innymi, że sprawił trzusło, które kosztowało go 2 złote reńskie i lemiesz, który po okuciu go żelazem kosztował 3 złote reńskie.

O ile słowo lemiesz może być jeszcze zrozumiałe dla części współczesnych czytelników, to czym było owo trzusło? 

Okazuje się, że tak, jak i lemiesz, stanowiło część roboczą pługa, narzędzia rolniczego przeznaczonego do podcinania, rozluźniania, podnoszenia i odwracania gleby. Jak wynika z poniższej zamieszczonego rysunku, trzusło – czyli rodzaj noża, osadzone było na drewnianym dyszlu, zwanym grządzielem (stąd popularne niegdyś w Choczni nazwisko) przed lemieszem i miało za zadanie przecinać ziemię, odcinając bruzdę i przygotowując ją niejako do następnych czynności wykonywanych przez lemiesz o ostrzu ustawionym skośnie do bruzdy, który wgłębiał się w nią klinem, rozluźniał ją, łamał i podnosił, odrywając od gleby. Dalsze rozluźnianie, łamanie i podnoszenie skiby ziemi wykonywała odkładnica, rozrywając ją i rozkruszając w różnych kierunkach. 

Źródło: Jerzy Turnau "Uprawa roli i roślin" (1921)

Trzusło szczególnie użyteczne było na glebach ciężkich i zwięzłych, czyli typowych dla Choczni. Musiało być mocno utwierdzone na grządzielu, ustawione w stosunku do niego pod kątem 50 stopni lub większym, a odległość ostrzy trzusła i lemiesza wynosiła kilkanaście centymetrów, przy czym ostrze trzusła ustawione było 2-3 centymetry wyżej, niż ostrze lemiesza.

Orkę pługiem wykonywano dawniej wołami, zaprzężonymi za pomocą jarzm (na czołach lub karkach), później też końmi wyposażonymi w chomąta – owalną ramę zakładaną na szyję zwierzęcia. Wspomniany już Bartłomiej Kręcioch także zakupił do swojego gospodarstwa chomąto, które kosztowało go 2 złote reńskie.

Wydajność pracy końmi była większa, z wyjątkiem głębokiej orki w ciężkich ziemiach – w dawnych podręcznikach rolniczych przyjmowano, że para koni była w stanie wykonać tę samą pracę, co trzy duże woły. Wolniejsze w pracy woły były za to tańsze w utrzymaniu. Niezbędny był też oczywiście oracz, przytrzymujący pług za czepigi i niekiedy w trudniejszych warunkach poganiacz, pilnujący koni, gdy oracz trzymał pług i nadzorował jego ruch.


Najstarsza choczeńska Księga Sądowa odnotowuje również takie narzędzia rolnicze, jak: brony żelazne (1649), z zakładnikiem (1682) lub siedmiozębne (1669) i radła. Radło podobnie jak pług służyło do spulchniania gleby, ale bez jej odwracania. Składało się z radlicy, czyli elementu pracującego w glebie i grządziela (uchwytu/dyszla, jak w pługu). W 1723 roku, gdy pojawia się w zapisie transakcji między Maciejem Szuflatem a Franciszkiem Kumorkiem (Malatą), używane było do pielęgnacji gleby: niszczenia chwastów, spulchniania i obsypywania. Używane było już w starożytności, po czym zostało wyparte przez sochę, a później przez pług. W Choczni utrzymało się z pewnością do I połowy XIX wieku, gdyż w 1829 roku dwa radła wymienione są w masie spadkowej po Janie Ścigalskim (jedno było „kowane”, czyli okute, a drugie „bose”).

Kolejne ciekawe słowo, które pojawia się w spisie inwestycji Bartłomieja Kręciocha z początku XIX wieku, to wasąg, do którego zakupił w Ponikwi u Wawrzyńca Ryczko drewniane drabinki za 1 złoty reński. Wasąg to po prostu wóz drabiniasty na czterech kołach, przeznaczony przede wszystkim do przewozu płodów rolnych (zboża, siana, słomy) oraz osób. W dawniejszych choczeńskich źródłach jest podawany jako wóz, a osobę powożącą określano jako woźniaka lub woźnego.  Wóz mógł być bosy lub kowany. Pojęcie wóz bosy, czyli o drewnianych, nieokutych kołach, pojawia się w choczeńskiej Księdze Sądowej po raz pierwszy w 1579 roku, przy okazji transakcji zawartej między Wojciechem Kołodziejem, a Wojciechem Galamą (to jeden z zapisów nazwiska Halama, używanego przez przodków współczesnych choczeńskich Woźniaków). Natomiast zapis z wozem kowanym (o kołach z metalową obręczą) zapisano w wymienionej wyżej księdze po raz pierwszy w 1634 roku, gdy przeprowadzano spadek po Wojciechu Kumorku na jego syna Walentego.

Ostatnim interesującym słowem związanym z narzędziami rolniczymi, które chciałem tu omówić, to rzezaczka, odnotowana po raz pierwszy w 1669 roku. Była to skrzynia drewniana z ostrzem, stanowiąca prototyp późniejszej sieczkarni i przeznaczona do cięcia słomy, trawy lub siana (jak gilotyna). Ostrze rzezaczki nazywane było kosą rzezalną. W odróżnieniu od kosy siecznej, przeznaczonej pierwotnie do ścinania trawy, a nie zboża, kosa rzezalna nie była wygięta w lekki łuk, lecz miała kształt prosty. Niekiedy nazwa kosa rzezalna rozciągnięta była na całą rzezaczkę. Gdy w 1803 roku wzmiankowany tu wielokrotnie Bartłomiej Kręcioch sprawił do gospodarstwa kosę rzezalną ze stalicą (drewnianym elementem stałym), to kosztowało go to 3 złote reńskie. Rok później zakupił dwie kosy sieczne (trawne) za 2 złote reńskie.

Oprócz nich w starych dokumentach związanych z Chocznią występują także takie narzędzia ręczne jak: sierpy, kopaczki, motyki (np. „do wyrabiania żłobów” w 1829 r.), łopaty, siekiery i widły (w tym osobno widły „sienne” do nawozu).

wtorek, 17 czerwca 2025

Początki uprawy ziemniaków w Choczni

 Pochodzące z Ameryki Południowej ziemniaki zostały sprowadzone do Europy w XVI wieku, ale początkowo uważano je za rośliny ozdobne i lecznicze, a nie źródło pożywienia. Już w 1569 roku uprawiano je we wrocławskim ogrodzie botanicznym, a w pierwszej połowie XVII wieku pojawiły się w Rzeczypospolitej. Można założyć, że w tym czasie nie były jeszcze znane w Choczni, a początki ich uprawy i spożycia na większą skalę przypadają na okres, gdy Chocznia znalazła się pod panowaniem austriackim, czyli po 1772 roku. Władze austriackie, podążając za trendami w innych regionach Europy, promowały uprawę ziemniaków w celu poprawy wydajności rolnictwa i bezpieczeństwa żywnościowego. Na przykład polityka Marii Teresy z 1767 r. nakazywała uprawę ziemniaków w regionach górskich, takich jak Transylwania, a dokument z 1770 r. regulował ich uprawę na mniej żyznych ziemiach.

Pierwsze udokumentowane świadectwo o uprawie ziemniaków w Choczni pochodzi z 1796 roku. Gdy w 1807 roku Grzegorz Wójcik wymieniał w swoim testamencie, co wniosła mu w wianie żona Magdalena, którą poślubił właśnie w 1796 roku, podał między innymi 15 korczyków ziemniaków (około 450 kg).

Rok później (1797) w inwentarzu po zmarłym 15 sierpnia Wincentym Capie wymienione są uprawiane przez niego 2 zagony ziemniaków o wartości łącznej 2 złotych reńskich.

Natomiast w 1806 roku Bartłomiej Kręcioch podał Urzędowi Gromadzkiemu, że wniósł w małżeństwo z wdową Cecylią Gocałką (w 1803 roku) 7 korczyków ziemniaków po 36 krajcarów za korczyk, czyli o łącznej wartości 4 złr i 12 krajcarów.

Jednocześnie w masie spadkowej z 1797 roku po bogatym gospodarzu Pawle Wątrobie nie pojawiają się żadne wzmianki o ziemniakach, mimo wymienionych szczegółowo areałów upraw zmarłego (zbóż i lnu).

W latach 90. XVIII wieku uprawa ziemniaków była już więc w Choczni prowadzona, ale nie była jeszcze powszechna. Taką stała się już w I dekadzie XIX wieku, ponieważ ziemniaki były łatwe w uprawie, wymagały minimalnej ilości ziemi i dawały wysokie plony w porównaniu z tradycyjnymi zbożami, co czyniło je idealnymi dla małych, rozdrobnionych gospodarstw chłopskich. Ziemniaki stały się podstawą wyżywienia, przyczyniły się do wzrostu populacji i poprawy bezpieczeństwa żywnościowego, ale jednocześnie ich dominacja w rolnictwie zwiększyła podatność na kryzysy, takie jak zaraza ziemniaczana w latach 40. XIX wieku. Ziemniaki wspierały również lokalną gospodarkę, gdyż choczeńscy chłopi mogli sprzedawać ich nadwyżki na lokalnych targowiskach lub do gorzelni w Jaroszowicach.

W 1829 roku w testamencie Jana Ścigalskiego można przeczytać, że pozostawił on po sobie między innymi aż 60 korcy (a nie korczyków) ziemniaków, czyli około 6 ton. Aby uzyskać taki plon musiał obsadzić ziemniakami co najmniej półtorej morgi swojego gruntu.

piątek, 16 maja 2025

Przymusowe dostawy mięsa w roku gospodarczym 1945/46

 W 1944 roku Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego (PKWN) wprowadził dekretem obowiązkowe dostawy dla rolników, będące wojennymi świadczeniami rzeczowymi i obejmujące: zboża, ziemniaki, rośliny strączkowe i oleiste, słomę, siano oraz zwierzęta rzeźne.

Wykaz imienny gospodarstw w Choczni, podlegających obowiązkowym dostawom zwierząt rzeźnych w roku gospodarczym 1945/46, zachował się w zbiorach Archiwum Państwowego w Bielsku-Białej.

Wysokość obowiązkowych dostaw mięsa rzeźnego wynikała z wielkości gospodarstwa i ilości posiadanych zwierząt gospodarskich, z tym, że gospodarstwa pozbawione zupełnie zwierząt także musiały realizować te dostawy.

Największa wysokość obowiązkowych dostaw w kilogramach żywej wagi przypadała wówczas na gospodarstwa:

1. Plebańskie (ks. Bolesława Sarny) - 198 kg,

2. Józefa Guzdka nr domu 169 - 171,2 kg,

3. Teofila Malaty nr domu 20 - 94,65 kg,

4. Jana Rzyckiego nr domu 479 - 88 kg,

5. Kacpra Garżela nr domu 310 - 83,06 kg,

6. Jana Capa nr domu 112 - 81,19 kg,

7. Franciszka Balona nr domu 255 - 77,22 kg,

8. Jana Bryndzy nr domu 234 - 77,22 kg,

9. Anieli Płonka nr domu 391 - 76,73 kg,

10. Jana Ochmana nr domu 344 - 68,81 kg,

11. Franciszka Ramendy nr domu 184 - 67,84  kg,

12. Salomei Palecznej nr domu 162 - 66,4 kg,

13. Jana Panka nr domu 166 - 65,6 kg,

14. Władysława Wcisło nr domu 211 - 63,76 kg,

15. Władysława Bąka nr domu 265 - 60,39 kg.

Teofil Malata jako jedyny posiadał wtedy 5 krów, a właścicielami 4 krów byli: Józef Guzdek, Józef Woźniak, Franciszek Gawęda, Kazimierz Szczur i Jan Graca. Ponadto 13 rolników posiadało po 3 krowy.

Parę świń posiadali jedynie: Jan Romańczyk i Karol Balon.

Ogółem choczeńscy rolnicy musieli odstawić niemal 15 ton mięsa (14.494 kg) z posiadanych 595 krów i zaledwie 56 świń.


piątek, 14 marca 2025

Rodzaje gruntów, sposoby uprawy roli i plony pod koniec lat 80. XVIII wieku

 Przy okazji sporządzania Metryki Józefińskiej dla Choczni (1786-89) dokonano klasyfikacji wszystkich choczeńskich gruntów, podano sposoby ich wykorzystania do celów rolniczych, a nawet oszacowano wysokość plonów na każdym z pól.

Ogólnie rzecz biorąc do celów rolniczych starano używać się wszelkich możliwych niezabudowanych gruntów, w tym także miejsc porosłych krzakami i stawów. Wyjątek stanowiły tylko lasy, drogi i cieki wodne. Choczeńscy rolnicy skupiali się wtedy na uprawie czterech zbóż (żyto, owies, pszenica i jęczmień), znacznie mniejszą wagę przykładając do hodowli zwierząt. Najlepszej jakości grunty znajdowały się najbliżej domostw, a najgorsze przy północnych i południowych granicach wsi. Wynikało to nie tyle z jakości gleb, co z możliwości ich nawożenia - im bliżej domów, tym większa była łatwość dowiezienia nawozu i jego użycia. Oczywiście istniały różnice między poszczególnymi niwami w obrębie Choczni - te położone bliżej granicy z Wadowicami posiadały lepsze gliniaste gleby, a grunty wyżej leżące były częściej kamieniste. Przeważały grunty tak zwane gromadzkie (własność chłopska), ale odnotowano także grunty pańskie (Jana Biberstein Starowieyskiego), sołtysie (Stanisława Michała Dunina), plebańskie oraz poddanych sołtysich i plebańskich.

Wszystkie użyteczne rolniczo grunty w Choczni podzielono wówczas na:

  • pola orne, o różnym stopniu jakości (lepsze, srzednie/średnie, podłe, podlejsze i najpodlejsze),
  • łąki (srzednie/średnie i podłe - nie było w ogóle łąk lepszych),
  • ogrody,
  • pastwiska (lepsze, srzednie/średnie i podłe),
  • krzaki (lepsze i podłe),
  • stawy (lepsze i podlejsze).
Pola orne lepsze położone były najbliżej domów. Częściej je nawożono, przez co dawały lepsze plony. Z reguły były uprawiane przez 3 lata, a w czwartym leżały odłogiem. Jedyny wyjątek stanowiło pole wokół dworskiej austerii (w środkowej części wsi), które z powodu dostatecznej ilości nawozu i dogodnego położenia nie było nigdy ugorowane. Najczęściej siano na nich żyto (w pierwszym roku po nawożeniu), a później przez kolejne dwa lata owies. Zdarzały się jednak także takie pola w obrębie tej kategorii, które obsiewano w pierwszym roku po nawożeniu pszenicą, w kolejnym jęczmieniem, a w następnym owsem (brak takowych w Niwie od Lasu Gorniej, Srzedniej pod Sołtystwem i o Dolnej od Wadowic). Do wysiewu zużywano 1 korzec i 8 garnców ziarna na jedną morgę (w przypadku żyta, pszenicy i jęczmienia) lub 1 korzec i 16 garnców (w przypadku owsa). Średnie plony szacowano na: 2,5 ziarna pszenicy i jęczmienia z każdego jednego wysianego, 3 ziarna żyta z każdego jednego wysianego i 3,5 ziarna owsa z każdego wysianego. 

Pola orne średnie obsiewano wyłącznie żytem (przez pierwszy rok cyklu, w ilości 1 korzec i 8 garnców na jedną morgę) i owsem (przez kolejne dwa lata cyklu, w ilości 1 korzec 16 garnców na jedną morgę). W czwartym roku cyklu te pola leżały odłogiem i służyły jako pastwiska. Dawały średnie plony w wysokości 2,5 ziarna żyta oraz 3 ziarna owsa z każdego jednego wysianego ziarna.

Podobnie wyglądała uprawa pól ornych podłych, ale plony z nich były niższe i wynosiły: 2 ziarna żyta oraz 2,5 ziarna owsa z każdego jednego wysianego ziarna. Wyjątek stanowiły plebańskie pola podłe, na których wysiewano w pierwszym roku pszenicę, a nie żyto (dawała plon 2 ziaren z każdego jednego wysianego).

Pola orne podlejsze wykorzystywano tylko pod uprawę owsa. Nie były one nigdy nawożone, a po dwóch latach siania owsa przez kolejne dwa lata stanowiły ugór, wykorzystywany jako pastwisko. Pola te dawały średni plon 2 ziaren owsa z każdego jednego wysianego.

Najpodlejsze pola orne uprawiano podobnie, jak podlejsze, przy czym plon owsa był z nich jeszcze niższy i wynosił  średnio 1,5 ziarna z każdego jednego wysianego.

Z łąk zbierano dwa razy do roku siano. Z średnich 1,5 wozu z każdej morgi, czyli 6 cetnarów siana tak zwanego słodkiego i 1/4 wozu (2 cetnary) potrawu (drugiego pokosu). Z podłych łąk zbiór siana był odpowiednio niższy i wynosił: 1 wóz = 4 cetnary siana słodkiego oraz 1 cetnar siana kwaśnego z potrawu.

Ogrody były położone najbliżej domostw. Uprawiano w nich jarzyny i wprowadzane jako nowość ziemniaki, rosły tam nieliczne drzewka owocowe, a z pozostałej ich części również zbierano siano, w takich samych ilościach, jak w przypadku łąk średnich.

Na pastwiskach wypasano bydło. Szacowano, że z każdej ich morgi można zebrać cetnar siana kwaśnego (w przypadku lepszych i średnich) lub pół cetnara (50 funtów) w przypadku podłych.

Z krzaków i zarośli pozyskiwano drewno na opał i do wykonywania ogrodzeń/płotów, ale służyły one też do wypasu. Teoretyczne pozyskanie siana szacowano tu podobnie, jak w przypadku pastwisk (cetnar z lepszych i pół cetnara z podłych). Do lepszych krzaków zaliczono również porębę po części lasu dworskiego rosnącego nad dzisiejszymi Zarąbkami. 

Stawy występujące w niektórych niwach wykorzystywano rolniczo na dwa sposoby. Lepsze przez 3 lata pozostawały zalane wodą, a następnie były spuszczane i przez kolejne trzy lata w pokrywający ich powierzchnię muł wysiewano pszenicę (w pierwszym roku), jęczmień (w drugim) i owies (w trzecim). Średni plon wynosił 2,5 ziarna pszenicy i jęczmienia (z każdego jednego wysianego ziarna) i odpowiednio 3 ziarna owsa. Podlejsze stawy miały uszkodzone groble i woda zbierała się w nich tylko okresowo po opadach. Były obsiewane tylko owsem (1 korzec i 16 garnców średnio na morgę) i dawały pożytek (plon) w wysokości 3 ziaren z każdego jednego wysianego.

Pod koniec XVIII wieku najwyższe plony zbóż z choczeńskich pól były znacznie niższe od średnich plonów w XVI stuleciu w innych miejscach Europy. Według danych z książki "Dogonić Europę" A. Wyczańskiego 200 lat wcześniej plony pszenicy w Niderlandach wynosiły nieco ponad 10 ziaren z każdego jednego wysianego, żyta nieco ponad 8, jęczmienia 4, a owsa 7,5. W XVI wieku większe zbiory zbóż, niż w niemal w XIX-wiecznej Choczni, odnotowano także we Francji, w Niemczech, a nawet w ówczesnym Królestwie Polskim.

poniedziałek, 1 maja 2023

poniedziałek, 28 listopada 2022

Sukcesy choczeńskich rolników i hodowców


W dziewiętnastym wieku chocznianie dali się poznać jako znakomici hodowcy koni. Świadczą o tym nagrody przyznawane im przez rząd Galicji, który w ten sposób starał się wpłynąć na polepszenie jakości koni użytkowych. Nagrody te miały stanowić bodziec do dalszej pracy i wzór dla sąsiadów. Przyznawano je podczas licznie organizowanych wystaw, na których eksperci oceniający konie zwracali uwagę na to, czy zwierzę nadaje się do ciężkiej pracy na roli i do rozmnażania.

Już 30 maja 1825 roku nagrodę w wysokości 20 czerwonych złotych otrzymał w Wadowicach Piotr Chaczek z Choczni „za przychów naypięknieyszych źrzebców po stadnikach skarbowych”. Określenie stadniki skarbowe oznacza tu ogiery półkrwi stanowiące własność rządu i wykorzystywane do celów rozpłodowych.

Natomiast 22 czerwca 1832 roku nagrodę ze Skarbu rządowego w wysokości 12 dukatów w złocie otrzymał w Wadowicach Bartłomiej Malata z Choczni za „przychów 3-letniego źrebca” (uwiadomienie Rządu krajowego nr 37937). W uzasadnieniu nie ma tym razem mowy o tym,  że koń wyhodowany przez Malatę pochodził ze skrzyżowania jego klaczy z ogierem rządowym- niewykluczone więc, że i ojciec i matka nagrodzonego źrebaka należeli do nagrodzonego hodowcy.

Kolejne wyróżnienie spotkało choczeńskiego hodowcę klaczy zarodowych w 1857 roku. Był nim Maciej Wątroba, nagrodzony 16 września premią w wysokości 12 dukatów w złocie w konkursie zorganizowanym w rejonie wadowickim przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i c.k. Armee Ober Commando.

Trzy lata później nagrodę pieniężną na wystawie Towarzystwa Rolniczego w Krakowie otrzymał za wyhodowanego przez siebie i zaprezentowanego konia niewymieniony z nazwiska włościanin z Choczni.

Doceniano także choczeńskich hodowców bydła. 30 października 1885 roku odbyła się w Wadowicach wystawa, którą „Tygodnik Rolniczy” opisywał tak:

Przy licznym udziale członków Towarzystwa Rolniczego okręgowego wadowickiego odbyła się 30-go października r. b. wystawa i premiowanie bydła włościańskiego w Wadowicach. W nowo wystawionym gmachu rzezalni miejskiej, który również jak i cały plac wystawy wspaniale był przyozdobiony chorągwiami, zielenią, godłami krajowemi i powiatowemi, zebrał się Wydział Towarzystwa Rolniczego pod przewodnictwem zacnego i gorliwego swego prezesa w asystencyj p. wiceprezesa, przy udziale c. k. radny starosty miejscowego (…), a gdy zebrali się sędziowie natychmiast przystąpiono do oglądania i ocenienia wystawionego bydła. Obszerny dziedzieniec rzezalni miejskiej nie był wstanie pomieścić nawet przyprowadzonego bydła, z dalszych okolic, więc i plac na około budynku otoczony był zewsząd licznemi tłumami ludu, oczekującego z swem bydłem z ciekawością, niecierpliwością lecz spokojnie ukazania się sędziów. Ostatnia wystawa tego rodzaju odbyła się w Wadowicach przed sześcioma laty; z przyjemnością i z zadowolnieniem przekonali się sędziowie, że usiłowania Tow. roln. okrg. ku podniesieniu bydła włościańskiego jeżeli nie świetnym, to przynajmniej bardzo zadawalniającym uwieńczone zostały skutkiem, liczba bowiem wystawionego bydła przez 163 wystawców doszła do 249 sztuk, nietylko co do ilości lecz także co do jakości o wiele przewyższyła ostatnią wystawę. Widoczny okazał się postęp w pojęciu gospodarzy o należytym przychowku bydła, większa część z nich bowiem przyprowadziła krowy z odchowanemi po nich jałówkami rocznemi i dwuletniemi, kilkunastu nawet miało i buhajki własnego chowu, a dwóch czy trzech zamożniejszych gospodarzy przedstawiło całe grupy bydła, składające się z 5-ciu do 6-ciu sztuk własnego odchowku, które bardzo sędziów zadowolniły, mianowicie bydło włościanina Stanisława Pasierba z Choczni pod Wadowicami, który posiadając tylko kilka morgów gruntu własnego, przedstawił grupę 6 sztuk bydła doborowego, za co też pierwszą nagrodzony został premią, w wysokości 25 złotych reńskich.

Nagrodzony Stanisław Pasierb nie był rodowitym chocznianinem, lecz pochodził z Przybradza. W Choczni zamieszkał po poślubieniu Joanny, wdowy po Wojciechu Wątrobie.

Jeżeli chodzi o produkcję roślinną, to przed I wojną światową wyróżniał się Antoni Styła, rolnik i poseł, który w 1907 roku prowadził pole doświadczalne z owsem i jęczmieniem jarym.

Następne sukcesy choczeńskich rolników zostały odnotowane przez ówczesną prasę w okresie międzywojennym.

W 1933 roku I nagrodę w konkursie ogródków warzywnych zdobyła Bronisława Kręcioch z domu Habina. W tym samym roku rozstrzygnięto również całą grupę konkursów organizowanych przez Stowarzyszenie Młodzieży Polskiej. W konkursie uprawy kukurydzy odmiany „Wczesna bydgoska” zwyciężyła Chocznia przed Marcyporębą i Wolą Batorską, otrzymując nagrodę powiatową. Chocznia wygrała również w kategorii uprawy marchwi pastewnej.

Rok 1935 przyniósł pierwszy znany sukces choczeńskiego sadownika. Był nim Józef Kobiałka, zdobywca trzeciej nagrody w konkursie ogrodniczym „Ilustrowanego Kuriera Codziennego” za wyhodowane brzoskwinie.

W 1937 roku w konkursie organizowanym przez Okręgowe Towarzystwo Rolnicze została nagrodzona dyplomem Czesława Hawryszko z Choczni, wywodząca się po matce z choczeńskiego rodu Dąbrowskich.

Pewne sukcesy odnotowali choczeńscy rolnicy także w okresie powojennym. W 1954 roku na wystawie rolniczej w Wadowicach swoje plony prezentował chocznianin Józef Guzdek. Były to okazałe słoneczniki z jego poletka doświadczalnego, tak dorodne, że jak pisano „dorosłego człowieka spoza nich nie widać” oraz buraki cukrowe, z których uprawy Guzdek uzyskiwał plon w wysokości ponad 400 kwintali z hektara. Na tej samej wystawie doceniono też Stefana Góralczyka z Choczni, który osiągnął plon 28 kwintali z hektara pszenicy. Jego portret zamieszczono w „Alei Przodujących Rolników”. Można tu dodać, że przy obecnych sposobach uprawy średni plon z hektara pszenicy przekracza 40 kwintali.

środa, 1 lipca 2020

Subrepartycja z 1789 roku - rolnicy o najwyższych dochodach

W poprzedniej notatce dotyczącej subrepartycji z 1789 roku (link) przedstawiona została lista choczeńskich rolników osiągających najwyższe dochody z posiadanego gruntu, tożsama z listą największych płatników czynszu pańszczyźnianego na rzecz Jana Baptysty Biberstein Starowieyskiego, właściciela Choczni.

Jeżeli jednak uwzględnić tylko dochody roczne osiągane z uprawy ziemi ornej, to kolejność rolników wyglądałoby następująco:

1. Jakub Szczur (właściciel młyna przy moście na Choczence - na terenie obecnego lądowiska helikopterów) 160 florenów 16 krajcarów
2. Franciszek i Paweł Wątrobowie (z obecnego Zawala) 144 floreny 25 krajcarów
3. Mateusz i Andrzej Szczurowie ( z obecnego Zawala) 110 florenów 15 krajcarów
4. Józef i Krzysztof Woźniakowie (z środkowej części wsi- między austerią a kościołem) 106 florenów 8 krajcarów
5. Szymon i Tomasz Komanowie (z Komaniego Pagórka) 104 floreny 4 krajcary
6. Wspólnicy Grzegorz Wójcik, Wojciech Ramza i Joachim Leń (z Niwy Zakościelnej- między kościołem a sołtystwem; pola na północ od Choczenki) 103 floreny 56 krajcarów
7. Rodzina Wcisłów: Wojciech, Walenty, Łukasz (z z Niwy Zakościelnej- między kościołem a sołtystwem; pola na północ od Choczenki) 102 floreny 4 krajcary
8. Tomasz i Walenty Pindel (z Niwy Zakościelnej- między kościołem a sołtystwem; pola na północ od Choczenki) 100 florenów 41 krajcarów
9. Wojciech (ojciec) i Kazimierz (syn) Widrowie (z Niwy Zakościelnej- między kościołem a sołtystwem; pola na północ od Choczenki) 94 floreny 10 krajcarów
10. Sebastian Pindel (z Niwy Zakościelnej- między kościołem a sołtystwem; pola na północ od Choczenki) 93 floreny 50 krajcarów
11. Mateusz, Marcin i Wiktor/Wit Kumorkowie (z dzisiejszego Zawala) 93 floreny 33 krajcary
12. Mikołaj i Błażej Balonowie (z Niwy Zakościelnej- między kościołem a sołtystwem; pola na północ od Choczenki) 92 floreny 13 krajcarów
13. Michał Pietruszka (z obecnego Osiedla Malatowskiego) 85 florenów 35 krajcarów
14. Wojciech Balon (z Niwy Zakościelnej- między kościołem a sołtystwem; pola na północ od Choczenki) 83 floreny 34 krajcary
15. Maciej Guzdek (z sąsiedztwa kościoła) 81 florenów 11 krajcarów

Jak widać w tym zestawieniu przeważają rolnicy gospodarujący  na gruntach ornych położonych w pasach od Choczenki do granicy z Frydrychowicami. (11 na 15).

Natomiast rolnicy osiągający wówczas najwyższe dochody roczne z pastwisk i lasów to:

1. Mikołaj i Błażej Balonowie (z Niwy Zakościelnej- między kościołem a sołtystwem; pola na północ od Choczenki) 11 florenów 30 krajcarów
2. Wojciech Balon (z Niwy Zakościelnej- między kościołem a sołtystwem; pola na północ od Choczenki) 9 florenów 23 krajcary
3. Bartłomiej Byrski (przy granicy z Kaczyną) 8 florenów 44 krajcary
4. Ignacy Bryndza (z Górnej Choczni powyżej sołtystwa; pola na południe od Choczenki) 7 florenów 17 krajcarów
5. Walenty Mierzwa (z Niwy Zakościelnej- między kościołem a sołtystwem; pola na północ od Choczenki) 6 florenów 51 krajcarów
6. Józef i Leon Pindel (z Pagórka Ramendowskiego) 6 florenów 4 krajcary
7. Jan Kanty Bryndza (z Górnej Choczni powyżej sołtystwa; pola na południe od Choczenki) 5 florenów 59 krajcarów
8. Łukasz Strzeżoń (z Górnej Choczni powyżej sołtystwa; pola na południe od Choczenki) 5 florenów 35 krajcarów
9. Jan Zając (z Niwy Zakościelnej- dzisiejsza Białą Droga; pola na południe od Choczenki) 5 florenów 30 krajcarów
10. Urban Guzdek (z Niwy Zakościelnej- między kościołem a sołtystwem; pola na północ od Choczenki) 5 florenów 4 krajcary
11. Jakub Szczur (właściciel młyna przy moście na Choczence - na terenie obecnego lądowiska helikopterów) 5 florenów 3 krajcary
12. Sebastian Pindel (z Niwy Zakościelnej- między kościołem a sołtystwem; pola na północ od Choczenki) 4 floreny 55 krajcarów
13. Rodzina Wcisłów: Wojciech, Walenty, Łukasz (z z Niwy Zakościelnej- między kościołem a sołtystwem; pola na północ od Choczenki) 4 floreny 50 krajcarów
14. Stanisław Kręcioch (z Niwy Zakościelnej- dzisiejsza Białą Droga; pola na południe od Choczenki) 4 floreny 49 krajcarów
15. Wojciech (ojciec) i Kazimierz (syn) Widrowie (z Niwy Zakościelnej- między kościołem a sołtystwem; pola na północ od Choczenki) 4 krajcary 35 florenów

Najwyższy dochód z lasów i pastwisk stanowił zaledwie nieco ponad 7% najwyższego dochodu z pól ornych. Tym razem w stosunku 8:7 przeważają rolnicy gospodarujący na gruntach położonych na południe od Choczenki i ciągnących się w stronę Zawadki.

Na koniec zestawienie rolników osiągających najwyższe dochody z ogrodów, łąk i stawów:

1. Szymon i Tomasz Komanowie (z Komaniego Pagórka) 16 florenów 45 krajcarów
2. Jakub i Tomasz Rzyccy (z Górnej Choczni powyżej sołtystwa) 10 florenów 20 krajcarów
3. Jakub Szczur (właściciel młyna przy moście na Choczence - na terenie obecnego lądowiska helikopterów) 8 florenów 57 krajcarów
4. Jakub Styła (młynarz z Górnej Choczni powyżej sołtystwa) 8 florenów 39 krajcarów
4.  Sebastian Pindel (z Niwy Zakościelnej- między kościołem a sołtystwem; pola na północ od Choczenki)  8 florenów 39 krajcarów
6. Jan Drapa (z sołtystwa) 8 florenów 32 krajcary
7. Krzysztof Garżel (z Niwy Zakościelnej- między kościołem a sołtystwem; pola na północ od Choczenki) 8 florenów 15 krajcarów
8. Kazimierz Dziadek (z obecnego os. Pod Bliźniakami) 8 florenów 3 krajcary
9. Klemens Kobiałka (z obecnego os. Pod Bliźniakami) 7 florenów 22 krajcary
10. Łukasz Strzeżoń (z Górnej Choczni powyżej sołtystwa; pola na południe od Choczenki) 7 florenów 6 krajcarów
11. Mateusz Wojtala (z Niwy Zakościelnej- między kościołem a sołtystwem; pola na północ od Choczenki) 6 florenów 19 krajcarów
12. Bartłomiej Byrski (przy granicy z Kaczyną) 5 florenów 50 krajcarów
13. Kazimierz i Wacław Twarogowie (z Niwy Zakościelnej- między kościołem a sołtystwem; pola na północ od Choczenki) 5 florenów 35 krajcarów
14. Antoni Bryndza (z Niwy Zakościelnej- między kościołem a sołtystwem; pola na północ od Choczenki) 5 florenów 33 krajcary
15. Rodzina Wcisłów: Wojciech, Walenty, Łukasz (z z Niwy Zakościelnej- między kościołem a sołtystwem; pola na północ od Choczenki) 5 florenów 32 krajcary

Najwyższy roczny dochód z łąk, ogrodów i stawów stanowił około 10,5 % najwyższego dochodu z gruntów ornych, ale był wyższy o 43% od największego dochodu z pastwisk i lasów.
W zestawieniu tym widać większy udział rolników z Górnej Choczni, w stosunku 8:7 przeważają rolnicy gospodarujący na gruntach położonych na północ od Choczenki i ciągnących się w stronę Inwałdu i Frydrychowic.

We wszystkich trzech zestawieniach figurują jedynie młynarz Jakub Szczur i rodzina Wcisłów.

piątek, 4 października 2019

Kółko Rolnicze w 1905, 1906 i 1910 roku

1905

Według sprawozdania z czynności kółek rolniczych za 1905 roku organizacja ta liczyła wtedy w Choczni 68 członków, którzy w ciągu roku odbyli 60 różnego rodzaju zebrań.
Kółko w Choczni nie posiadało jeszcze własnego budynku, ani fachowych książek, członkowie mogli się zapoznać tylko z jednym prenumerowanym czasopismem.
W 1905 roku sprowadzono do Choczni nawozów sztucznych za kwotę 2271 koron i sadzonek drzew owocowych za kwotę 80 koron, a ponadto: 7 wagonów węgla, 2 wagony otrąb i 5 kwintali makucha, czyli wytłoków- produktu ubocznego powstającego przy wytłaczaniu oleju z nasion maku.
Nie sprowadzono natomiast żadnych nasion ani maszyn rolniczych.
Wprowadzono do uprawy jedną nową roślinę pastewną (ale nie podano jaką) i zastosowano jedną nową zmianę w dotychczasowych uprawach.
Choczeńskie Kółko nie posiadało już wówczas własnego sklepu, choć wcześniej - w latach dziewięćdziesiątych XIX wieku - miało ich dwa.
Znacznie liczniejsze i majętniejsze było wtedy Kółko Rolnicze w sąsiednich Frydrychowicach ze 122 członkami, własnym budynkiem o wartości 1200 koron i własną czytelnią/biblioteką.

1906

W 1906 roku odbył się w Choczni wykład inspektora Profica (9 kwietnia) i lustracja handlowa Kółka, dokonana przez Joachima Sołtysa.
W porównaniu z poprzednim rokiem liczba członków spadła o 6 osób- do poziomu 62 członków.
Odbyli oni 74 spotkania. 
Zwiększono liczbę prenumerowanych czasopism o jedno.
Sprowadzono podobną jak rok wcześniej ilość nawozów, eksperymentowano z uprawą kolejnej rośliny pastewnej i robotą krowami.

1910

W porównaniu z latami 1905-1906 znacznie spadła liczba członków Kółka Rolniczego w Choczni i na koniec 1910 roku należało do niego tylko 37 rolników. Aktywność członków także spadła, ponieważ odbyli oni tylko 28 spotkań. 
Prenumerowano jedno czasopismo.
Sprowadzono nasion za 1800 koron i nawozów sztucznych za 1500 koron.
Próbowano wprowadzić do uprawy jedną nową odmianę zboża.
Nie ubezpieczano domów ani towarów od ognia, choć robiły to np. kołka we Frydrychowicach, Ponikwi, czy w Marcyporębie.
Zbierano fundusze na budowę siedziby Kółka.
W powiecie wadowickim istniały 42 kółka, a 29 z nich nie posiadało własnych budynków.

wtorek, 26 marca 2019

Rachmistrzowie spisowi w 1965 roku

3 listopada 1965 roku Prezydium Gromadzkiej Rady Narodowej w Choczni powołało zespół rachmistrzów w celu dokonania spisu pogłowia zwierząt gospodarskich i drobiu.
Znaleźli się w nim:

  • Maria Ramult nr 402
  • Danuta Jończyk nr 418
  • Jan Wójtowicz nr 321
  • Jan Widlarz nr 540
  • Anastazja Kosycarz nr 289
  • Henryk Guzdek nr 646
  • Jan Latocha nr 76
  • Stanisław Gazda nr 117
  • Weronika Gazda nr 215
  • Władysława Czajka nr 744
  • Natalia Czapik nr 405
  • Irena Jończyk nr 94
  • Józef Skoczylas nr 59
  • Jadwiga Bąk nr 520
  • Janina Matura nr 711
  • Zofia Dąbrowska nr 136a
  • Krystyna Dyrcz nr 550
  • Maria Świętek nr nr 554
  • Piotr Bandoła nr 49
  • Apolonia Malata nr 351
  • Stanisława Górkiewicz nr 185
  • Maria Bąk nr 418
Zakończenie spisu zaplanowano na 5 grudnia 1965 roku.

poniedziałek, 7 maja 2018

Wyniki spisu rolnego 1951

Przeprowadzony w 1951 roku spis rolny wykazał istnienie w Choczni 627 gospodarstw rolnych o łącznej powierzchni 1522 hektarów i 13 arów.
Łatwo wyliczyć, że średnie gospodarstwo rolne w Choczni miało wtedy powierzchnię 2 hektarów i 43 arów.
Zestawienie największych gospodarstw obejrzeć można we wcześniejszej notatce- link.
Warto wspomnieć, że tylko cztery gospodarstwa przekraczały 10 hektarów.

Prawie 889 arów przeznaczono pod uprawę warzyw,  w tym:
  • kapusty 360 arów,
  • marchwi 93 ary,
  • buraków ćwikłowych 84 ary,
  • cebuli 80 arów,
  • pomidorów 64 ary,
  • ogórków 56 arów.
Jeżeli chodzi natomiast o owoce, to w 1951 roku rosło w Choczni 1116 krzaków agrestu i 730 krzaków porzeczek, a truskawki i maliny uprawiano odpowiednio na 7,7 ar i 0,81 ar gruntu.

W sadach dominowały jabłonie (4548 sztuk), śliwy (3214 sztuk), grusze (864 sztuki), czereśnie (686 sztuk) i wiśnie (471 sztuk). Odnotowano także jedno drzewko morwy.

W całej Choczni hodowano wówczas tylko 114 koni.
Najwięcej- 3 sztuki- posiadali Stanisław Dębak i Franciszek Szczur.
Z kolei właścicielami pary koni byli: Władysław Płonka, Józef Guzdek, Wiktoria Ramenda, Kazimierz Szczur i probostwo.

W hodowli bydła wyróżniali się:
- Teofil Malata i probostwo (właściciele 6 sztuk),
- Wiktoria Ramenda, Jan Wątor, Karol Balon i Józef Malata (właściciele 5 sztuk bydła).

Ogółem trzymano w Choczni 1045 sztuk bydła, czyli średnio 1,67 szt. na gospodarstwo.
Rolę rozpłodową pełnił tylko jeden buhaj.

Ponadto spisano:
  • 459 sztuk trzody chlewnej,
  • 77 owiec,
  • 149 kóz,
  • 3952 kur (średnio nieco ponad 6 na gospodarstwo),
  • 45 gęsi,
  • 46 kaczek,
  • 6 indyków,
  • 602 króliki,
  • 93 roje pszczół.
Średnie plony z hektara w gminie Chocznia przedstawiały się w 1951 roku następująco:
  • koniczyna 12 kwintali (I pokos), 13 kwintali (II pokos),
  • siano łąkowe 15 kwintali (I pokos), 8 kwintali (II pokos),
  • pszenica ozima 10,4 kwintali,
  • pszenica jara 8,6 kwintali,
  • żyto 9,85 kwintali,
  • jęczmień 8 kwintali,
  • owies 8 kwintali,
  • kukurydza 17 kwintali,
  • mieszanki zbożowe 7,4 kwintali,
  • fasola 9,2 kwintali,
  • rzepak ozimy 12 kwintali,
  • len 24 kwintale,
  • mieszanki zbożowo- strączkowe 30 kwintali,
  • peluszka, wyka, bobik 26 kwintali,
  • ziemniaki 46 kwintali,
  • buraki cukrowe 160 kwintali,
  • buraki pastewne 200 kwintali.


środa, 2 maja 2018

Największe gospodarstwa rolne w Choczni w 1951 roku

Powierzchnia
w hektarach
Właściciel Nr domu
16,85 probostwo ?
10,80 Malata Teofil ?
10,10 Ramenda Wiktoria 486
10,07 Cap Jan 112
9,09 Guzdek Józef 169
8,34 Matuśniak Jan 246
8,22 Kosycarz Andrzej 554
7,70 Płonka Władysław 391
7,45 Balon Władysław 211
7,36 Ochman Jan 523
7,24 Wcisło Elżbieta ?
7,13 Dziadek Stanisława 168
6,86 Woźniak Józef 144
6,70 Szczur Franciszek 120
6,65 Wcisło Władysław 405
6,60 Bernacik Zygmunt 103
6,52 Dąbrowski Franciszek 315
6,50 Bąk Wladysław 265
6,43 Bryndza Jan 95
6,42 Ramenda Józef 105
6,39 Guzdek Jan 115
6,33 Góra Teodor 202
6,22 Graca Jan 146
6,00 Balon Karol 263
5,95 Świętek Władysław 256
5,92 Gawęda Franciszek 101
5,88 Woźniak Stanisław 298
5,81 Wymysło Jan 461
5,75 Ramenda Andrzej 222
5,75 Wójcik Stanisław 294
5,60 Ścigalski Antoni 218
5,58 Paleczna Salomea 162
5,56 Zając Ignacy 91
5,52 Balon Franciszek ?
5,40 Turała Julia 325
5,35 Michalik Anna 381
5,32 Bańdo Szczepan 303
5,30 Ciejek Piotr 485
5,30 Ruła Józef 59
5,29 Byrski Wincenty 74
5,28 Stuglik Antoni 504
5,28 Ramenda Ludwik 68
5,23 Wątroba Adam 63
5,20 Stuglik Michał 504
5,19 Gawęda Aleksander 124
5,18 Placek Franciszek 472
5,18 Paterak Kamila 501
5,18 Romańczyk Łucja 257
5,18 Banaś Jan 603
5,11 Bryndza Józef ? Jan? 130

piątek, 13 kwietnia 2018

Założyciele Kółka Rolniczego w 1958 roku

23 marca 1958 roku do Wojewódzkiej Rady Narodowej w Krakowie wpłynęło podanie od Kółka Rolniczego w Choczni o rejestrację ich stowarzyszenia.
Podanie podpisali:

  • Władysław Balon lat 46 nr domu 604 jako prezes
  • Józef Guzdek lat 52 nr domu 450 jako skarbnik
  • Jan Wcisło lat 45 nr domu 520 jako sekretarz
  • Stanisław Gazda lat 30 nr domu 63 jako członek zarządu
  • Bolesław Zając lat 48 nr domu 23 jako członek zarządu
  • Anna Zawada lat 48 nr domu 437 jako członek zarządu
  • Jan Banaś lat 47 nr domu 603 jako członek komisji rewizyjnej
  • Stanisław Miś lat 55 nr domu 235 jako członek komisji rewizyjnej
  • Władysław Wcisło lat 54 nr domu 405 jako członek komisji rewizyjnej
  • Jan Matuśniak lat 55 nr domu 246 jako członek komisji rewizyjnej
  • Stanisław Dębak lat 56 nr domu 344 jako przewodniczący sądu koleżeńskiego
  • Andrzej Królik lat 54 nr domu 439 jako członek sądu koleżeńskiego
  • Józef Maj lat 48 nr domu 232 jako członek sądu koleżeńskiego
  • Józef Góra lat 46 nr domu 242 jako członek
  • Łucja Romańczyk lat 58 nr domu 257 jako członek
  • Anna Guzdek lat 36 nr domu 205 jako członek
  • Stanisław Janik lat 36 nr domu 459 jako członek
  • Władysław Wcisło lat 54 nr domu 459 jako członek
  • Maria Twaróg lat 34 nr domu 225 jako członek
  • Maria Oleksy lat 56 nr domu 454 jako członek
  • Władysław Hałat lat 47 nr domu 435 jako członek
  • Antoni Ligięza lat 58 nr domu 24 jako członek

środa, 11 kwietnia 2018

Prymitywne cechy krów choczeńskich

Według badań naukowców z Wyższej Szkoły Rolniczej w Poznaniu przeprowadzonych w 1961 roku choczeńskie bydło rogate posiadało kilka cech pierwotnych, które zanikły już lub nie występowały wcale u bydła w sąsiednich miejscowościach.
Szczególnie częste było występowanie pręgi grzbietowej, ale zdarzały się też u choczeńskich krów tak zwane sarnie oczy i obwódki śluzawic pyska.
Natomiast jeżeli chodzi o umaszczenie, to choczeńskie krowy nie odbiegały od bydła śląskiego, typowa była jednolicie czerwona maść lub czerwona z białymi łatami.
Te pierwotne cechy zaobserwowane u choczeńskich krów naukowcy z Poznania tłumaczyli napływem "wołoskich" osadników w drugiej połowie XVI wieku, którzy docierali do Choczni razem ze swoimi stadami.
Badania nad polskim bydłem czerwonym były prowadzone w Galicji (i w Choczni) już na przełomie XIX i XX wieku przez uczonych austriackich.
Określili oni dla tego bydła średnią wysokość w kłębie (u nasady szyi- najwyżej wysuniętym fragmencie grzbietu) na 115 cm, przy czym u najwyższych osobników było to 129 cm, a u najniższych zaledwie 100 cm.
Dla porównania u bydła rasy fryzyjskiej (holenderek) średnia wysokość w kłębie wynosi 140-150 cm.
Wojciech Gawroński z Choczni w latach pięćdziesiątych XX wieku
Zdjęcie z archiwum Urszuli Szczygieł

W 1965 roku hodowano w Choczni 1281 sztuk bydła, w tym zaledwie 1 buhaja, 2 woły i 8 byczków.


Zanikało już wówczas używanie wołów jako siły pociągowej- na przykład do orki, czy ciągnięcia wozów wyładowanych sianem lub snopami zboża.
Niegdyś w czasie częstych epidemii nawiedzających Chocznię krowich zaprzęgów używano również do wywożenia zwłok zmarłych na cmentarz przy Bożej Męce, czego echem jest powiedzenie żeby cie krowami wozili w znaczeniu abyś umarł, zdechł marnie.

poniedziałek, 5 marca 2018

Rolnicza Spółdzielnia Produkcyjna imienia Rokossowskiego 1953-1956

16 stycznia 1953 roku z inicjatywy Kazimierza Widlarza i Jana Pateraka na walnym zebraniu członków powołano do życia Rolnicze Zrzeszenie Spółdzielcze im. Konstantego Rokossowskiego z siedzibą w Choczni, które zostało wpisane do rejestru sądowego 23 marca tego samego roku.
Pierwszym przewodniczącym zarządu spółdzielni został choczeński rolnik Stanisław Bąk (ur. 1913), a członkami zarządu Jan Michałek, urodzony w 1885 roku w Śleszowicach i Klara Roman (rocznik 1926), pochodząca z Krzeszowa.
Na zebraniu założycielskim wyłoniono także Komisję Rewizyjną Spółdzielni w składzie: Jan Paterak, Władysława Wilk i Maria Jończyk, Sąd Koleżeński, do którego weszli: Anna Dąbrowska, Wojciech Gawroński i Jadwiga Jończyk oraz dwuosobową Komisję Szacunkową (Jan Widlarz „Pimpi Rimpi” i Zofia Bąk).
Pełen skład członków nowo powstałej spółdzielni przedstawiał się następująco:
  • Stanisław i Zofia Bąkowie (nr domu 342)
  • Jan i Katarzyna Widlarzowie (364)
  • Władysława Wilk (364)
  • Franciszek Widlarz (475)
  • Wojciech i Maria Gawrońscy (360)
  • Maria Gawrońska (400)
  • Anna Dąbrowska (551)
  • Jadwiga Jończyk (224)
  • Maria i Antonina Jończyk (56)
  • Jan Paterak (624)
  • Maria Mikołajek (251)
  • Anna Bania (359)
  • Klara Roman (359)
  • Jan i Bronisława Michałek (351)
  • Maria Gawrońska (400)
  • Józef Trzaska (172)
  • Agnieszka Hereda (172)
  • Józef Czapik (348)
  • Wiktoria Trzaska (157)
  • Józef Kołodziej (548)
  • Anna Pędziwiatr (518)
  • Anna Filek (266)
  • Rozalia Groń (284)
  • Stanisław Stachera (127)
  • Józef Bąk
  • oraz Weronika Bandoła (444) i Stanisław Kręcioch (306) bez przekazania własnej ziemi do wspólnej uprawy.
Spółdzielnia miała gospodarować na nieco ponad 52 hektarach gruntu, wniesionych przez 17 spośród 28 jej członków i Państwowy Fundusz Ziemi, który  na dobry start przekazał ponad 13 hektarów gruntu odebranych wcześniej zakonowi Karmelitów oraz Franciszkowi i Rozalii Kręciochom (wraz z zabudowaniami gospodarczymi).
Niektórzy złożenia swojego podpisu rychło żałowali, pisząc do spółdzielni, że podpisali zgodę bez zgody żony lub „nie mieli zamiaru przystępować do spółdzielni i stanowczo nie mają zamiaru (…) a że się podpisali to tylko z namowy i niejako z przymusu, a że podpisali deklarację, to sami nie wiedzą jak i kiedy się to stało”.
Ponieważ grunty spółdzielców były porozrzucane na terenie Choczni, Powiatowa Rada Narodowa w Wadowicach podjęła działania w celu przymusowej wymiany gruntów dla stworzenia zwartego ich kompleksu, nadającego się do prowadzenia gospodarki zespołowej.
Realizacja tej decyzji odbywała się z krzywdą rolników indywidualnych, którym odbierano ziemię, oferując w zamian nierównoważne im grunty z tzw. przerzutów, o gorszej klasie gleby i bardziej oddalone od miejsca ich zamieszkania.
To prowadziło do licznych konfliktów i zatargów.
Nie uwzględniano odwołań pokrzywdzonych wymianą rolników indywidualnych (Dąbrowski, Bandoła, Dębowski, Burek, Palichleb, Garżela i odwołania zbiorowego), uznając, że gospodarka spółdzielcza jest wyższą formą gospodarki i nie należy utrudniać jej rozwoju. Przyznano jedynie rację Janowi Kręciochowi i Andrzejowi Kosycarzowi, których niewielkie skrawki gruntu uzyskane w drodze wymiany ze spółdzielcami także włączono do spółdzielni, jako działki przyzagrodowe poprzednich właścicieli. W późniejszym czasie skierowano ponadto do sądu sprawy przeciwko Kazimierzowi Szczurowi, Ludwikowi Borkowi i Stanisławowi Gawędzie o naruszanie posiadania gruntów spółdzielni. Szczególnie kuriozalna była sprawa Szczura, któremu zarzucono wysianie nawozów sztucznych na polu koniczyny, które co prawda w drodze wymiany musiał przekazać spółdzielni, ale z zachowaniem prawa do jej skoszenia i wykorzystania.
Nowa spółdzielnia nie była tworzona na podstawach ekonomicznych, lecz ideologicznych i nie miała nic wspólnego z oddolnym ruchem spółdzielczym w Choczni, skutecznie wykończonym przez władze ludowe w 1951 roku (Kasa Stefczyka i inne).
W przemówieniach na zebraniach zrzeszenia im. Rokossowskiego odwoływano się do słów Bolesława Bieruta:
„Droga do sprawiedliwego ustroju na wsi bez kułaków, bez spekulantów i bez wyzysku wiedzie poprzez spółdzielczość produkcyjną”. Oficjalne stanowisko zarządu było takie, że „Rząd Polski Ludowej stwarza nam warunki spokojnej i twórczej pracy, podczas gdy w krajach kapitalistycznych zamiast twórczej pracy czyni się przygotowania do nowej wojny”.
Stosunek do nowej spółdzielni był istotnym czynnikiem przy wyborze kandydatów na radnych gromadzkich w 1954 roku. Podczas ich wyłaniania utrącano ludzi z łatką „przeciwników spółdzielczości socjalistycznej”.  Z kolei zapisanie się do spółdzielni produkcyjnej mogło wiązać się z dodatkowymi korzyściami- w archiwalnych aktach zachowała się na przykład opinia o jednej z członkiń, która wykazywała zaangażowanie, dopóki za pośrednictwem spółdzielni nie uzyskała długoterminowy kredyt na materiały budowlane.
W celu wykonania zadań zawartych w tezach na II zjazd PZPR walne zebranie spółdzielców podjęło uchwałę o zwiększeniu w 1954 plonów z hektara, polepszeniu bazy paszowej i uporządkowaniu łąk przez ich odwonienie i bronowanie.
W marcu 1954 roku usunięto ze spółdzielni trójkę nieaktywnych członków: Rozalię Groń, Annę Pędziwiatr i Józefa Heredę, a Franciszek Widlarz wypisał się sam.
W związku z tym na koniec 1954 roku spółdzielnia dysponowała mniejszym areałem uprawnym niż na starcie dwa lata wcześniej. Jej członkowie gospodarowali nie tylko na wspólnym gruncie, ale i na zachowanych prywatnych działkach przyzagrodowych o łącznej powierzchni nieco ponad 10 hektarów.
W podsumowaniu działalności na koniec 1954 roku nie mogło zabraknąć motywów politycznych:
„My spółdzielcy Choczni w drugim roku gospodarki zespołowej przekonaliśmy się, że spółdzielczość produkcyjna to jedyna droga wydobycia milionowych mas pracującego chłopstwa z zacofania i wyzysku. Spółdzielczość produkcyjna to dla całego ludu pracującego budującego socjalizm jedyna droga całkowitego usunięcia podziałów między wsią a miastem. Mało i średniorolni wyraźnie widzą, że droga do sprawiedliwego ustroju wiedzie przez spółdzielczość produkcyjną. To też ruch spółdzielczy na wsi stale wzrasta i potężnieje (…) Dzisiejsze nasze zebranie (…) wykaże nasze wyniki w kierunku realizacji wytycznych i uchwał II Zjazdu Naszej Partii o podniesienie rolnictwa (...). Powinniśmy w większej mierze wykorzystać wszelką pomoc, jaką udziela nam Państwo Ludowe. Trzeba nam zastosować wszelkie wcześniejsze zdobycze agro- i zootechników radzieckich.”
Tymczasem okazało się, że spółdzielcze plony w 1954 roku były niższe niż rok wcześniej. Wbrew optymistycznym planom i zobowiązaniom spadły plony z hektara w przypadku: pszenicy owsa i buraków, a wzrosły jedynie w przypadku uprawy ziemniaków. Plony były niższe głównie z powodu tego, że spółdzielcy niechętnie dawali prywatny obornik na wspólne grunty, a  własnego spółdzielnia nie posiadała, ponieważ nie prowadziła hodowli zwierząt. W sprawozdaniu rocznym podkreślono, że akcja żniwno- omłotowa przebiegła sprawnie tylko dzięki pomocy „ochotniczych” ekip z wadowickiej Druciarni, pracowników Powiatowej Rady Narodowej i młodzieży szkolnej. W celu usprawnienia prac zakupiono dwa konie, ale jeden z nich na drugi dzień po zakupie zachorował i nie był zdolny do pracy. Na plus należało zaliczyć spółdzielni zdrenowanie w 1954 roku 10 ha pól i pragmatyczną współpracę z chłopami indywidualnymi, którzy między innymi pomagali przy zwózce zbóż z pola, w zamian za wypożyczanie maszyn rolniczych. Zarząd stwierdzał samokrytycznie, że nie pracował systematycznie, a jedna z jego członkiń odpracowała na rzecz spółdzielni tylko 7 dniówek zamiast wymaganych 100 i to nie przy pracach polowych. Komisja Rewizyjna i Sąd Koleżeński nie działały wcale. Odprowadzono terminowo podatki, składki ubezpieczeniowe i obowiązkowe dostawy płodów rolnych na rzecz państwa, ale dochód roczny spadł w stosunku do 1953 roku o 20.197,50 zł. Zaangażowaniem w pracę spółdzielni wyróżnili się szczególnie przewodniczący Stanisław Bąk, który z rodziną wypracował 394 dniówek na rzecz spółdzielni i Klara Roman, która przepracowała 140 dniówek w ciągu roku.
W 1955 roku kryzys choczeńskiej spółdzielni się pogłębiał. Zebrano 396 kwintali zboża, 26 kwintali ziemniaków i uzyskano przychód w gotówce w kwocie 13000 złotych. Członkowie przepracowali na rzecz spółdzielni 1200 dniówek, czyli ponad dwa razy mniej niż powinni. Rozdysponowano całą słomę, pozbawiając spółdzielnię jakichkolwiek zapasów.
Przewodniczący Stanisław Bąk tłumaczył, że ani zwykli członkowie spółdzielni, ani członkowie zarządu, czy Komisji Rewizyjnej nie interesowali się bieżącą gospodarką spółdzielni. Spółdzielnia nie posiadała wagi i słoma była rozdzielana na oko, a przewodniczący nie był w stanie sam wszystkiego dopilnować.
Działalność spółdzielni oceniono zasadniczo żle- troje członków spółdzielni było właściwie członkami fikcyjnymi i nie udzielało się zupełnie w jej pracach.
Dodatkowo znacznie wzrosło zadłużenie spółdzielni w wyniku znacznych kosztów wybudowania nowej obory spółdzielczej.
20 stycznia 1956 zwołano kolejne zebranie członków, na którym odwołano zaangażowanego w pracę Stanisława Bąka, a na jego miejsce przewodniczącą spółdzielni wybrano byłą brygadzistkę i kasjerkę Marię Jończyk. Obecni na zebraniu przedstawiciele Państwowego Ośrodka Maszynowego w Kleczy obiecali większą opieką fachową i polityczną.
Przypominano, że spółdzielnia „powinna być pionierem przemian i mobilizować rolników indywidualnych propagując ich do wstąpienia na wyższe tory gospodarcze”.
15 kwietnia 1956 roku wykluczono trzech kolejnych członków, którzy mimo podpisania deklaracji nie pracowali na rzecz spółdzielni, ani nie włączyli swoich gruntów do kompleksu gruntów spółdzielczych. Przyjęto natomiast Teklę Góra, współwłaścicielkę dwóch hektarów pola i bezrolną Zofię Burek, której obiecano wykrojenie działki do uprawy prywatnej. Odmówiono z kolei członkostwa nauczycielce Józefie Wróblewskiej, gdyż potrzebowano ludzi do pracy, a nie do biura.
13 września 1956 roku odbyło się  wspólne zebranie zarządu spółdzielni, komisji rewizyjnej, agronomów POM, instruktora Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i rachmistrza bankowego.
Towarzysz Solak z PZPR wskazał, że zła organizacja pracy spółdzielni wpłynęła na silne spiętrzenie prac oraz kłótnie i nieporozumienia wśród spółdzielców.
Skrytykowano oborową za zabieranie mleka dla swoich potrzeb i dla traktorzystów POM bez zgody zarządu oraz sprowadzenia przez nią własnych kur na teren ośrodka.
Komisja Rewizyjna stwierdziła duże braki w magazynie:
160 kg żyta, 220 kg pszenicy, po 100 kg jęczmienia i owsa, 666 kg siana, 15 kg łubinu, 4 kg wyki oraz nadwyżkę 75 kg soli potasowej i 50 kg mocznika, co świadczyło raczej o bałaganie w dokumentacji niż o świadomych kradzieżach.
Dlatego tydzień później nowym przewodniczącym wybrano doświadczonego ekonomistę  Stanisława Matuśniaka, cieszącego się zaufaniem władz powiatowych i partyjnych.
Po raz pierwszy publicznie ujawniono wysokość zadłużenia spółdzielni, które wynosiło 178857 złotych,  w tym:
  • niespłacone kredyty krótkoterminowe na zakup nawozów, materiał siewny i obsługę POM wynosiły 32994 złote,
  • niespłacone kredyty średnioterminowe na zakup inwentarza (2 koni, 2 krów, 6 prosiąt)- wynosiły 37245 złotych,
  • niespłacony kredyt długoterminowy na budowę obory wynosił 123419 złotych.
Roczna spłata wszystkich kredytów obciążała spółdzielnię kwotą ponad 32000 złotych, przekraczającą znacznie jej dochody.
Na następnym zebraniu 23 września ustalono, że przy nowo wybudowanej oborze zostanie wygospodarowane lokum na zebrania oraz pomieszczenie biurowe, gdzie lepsze warunki pracy znajdzie księgowa i zarząd.
Kontrola pracy członków miała być odtąd dwuetapowa- ilość dniówek zgłoszona przez brygadzistkę Annę Dąbrowską miał podlegać kontroli księgowej Władysławy Wilk.
Postanowiono również:
  • uaktywnić Sąd Koleżeński i zmienić jego skład, ponieważ dotychczas nie wykazywał on żadnej aktywności,
  • wystąpić do władz państwowych o umorzenie obowiązkowych dostaw zboża, mleka i ziemniaków, uzasadniając to niskimi plonami i początkami spółdzielczej hodowli - mleko od dwóch posiadanych krów musiało być przeznaczone na dokarmianie prosiąt.
Wszystkie działania naprawcze były jednak spóźnione i sytuacja spółdzielni była coraz gorsza.
Na zebraniu w dniu 9 listopada przewodniczący Matuśniak stwierdził, że za zły stan gospodarczy spółdzielni winę ponoszą sami członkowie, którym nie zależało, by zespołowa gospodarka dawała nie tylko efekt, ale i możliwość lepszego bytu członków, przy mniejszym i lżejszym nakładzie pracy fizycznej.
Spółdzielnia przez trzy lata nie miała własnego ośrodka gospodarczego i zebrane płody rolne były składowane w prywatnych stodołach członków, co rodziło kłótnie na tle podejrzeń o ich kradzież. Brakowało również spółdzielczej obory i zespołowej hodowli bydła, przez co z braku obornika i należytego nawożenia plony były niższe. Nie wszyscy członkowie brali udział w kolektywnej pracy, na przykład przy kopaniu ziemniaków, czy żniwach. Przez trzy lata istnienia spółdzielcy nie udowodnili chłopom indywidualnym wyższości gospodarki zespołowej, wyrządzając tym krzywdę idei spółdzielczości i budowy socjalizmu forsowanych przez PZPR i Rząd Ludowy. Mimo to przewodniczący uważał, że spółdzielnia jest w stanie wyjść na prostą, tym bardziej że posiada już oborę i początki zespołowej hodowli bydła.
Wśród zobowiązań spółdzielni znaczną pozycją było zadłużenie wobec Państwowego Ośrodka Maszynowego w Kleczy, świadczącego spółdzielni usługi traktorami i innymi maszynami rolniczymi. Kwotę tego zadłużenia określono na 17.000 złotych.
Wypowiadający się w dyskusji spółdzielcy krytycznie ocenili jej dotychczasową pracę. Podnoszono, że:
  • państwo tylko dokłada do spółdzielni, członkowie od samego założenia kłócili się między sobą, nie pilnując pracy i nie przestrzegając koniecznych terminów wykonywania zabiegów rolnych,
  • wśród spółdzielców na porządku dziennym są kłótnie i wykazują oni lekceważący stosunek do wspólnej pracy. Spółdzielnie w tym składzie osobowym nie ma przyszłości, ponieważ jej członkowie wzajemnie się nie lubią. Praca traktorzystów POM-u nie podlegała kontroli spółdzielni i tak wielkie zadłużenie wzięło się stąd, że wpisywali oni do kart pracy to, co chcieli. Wynajmowano ich również do błahych prac, które można było wykonać końmi spółdzielców,
  • nie doceniano pracy i terminu jej wykonania, za co winę ponosi poprzedni zarząd,
  • poprzedni zarząd nie miał wsparcia i pomocy ze strony pozostałych członków,
  • należy wydzielić i oddać grunty tym, którzy się tego domagają.
Klara Roman postawiła formalny wniosek o rozwiązanie spółdzielni i zadeklarowała, że bez względu na decyzję wycofuje swoje grunty ze spółdzielni. W głosowaniu 10 członków poparło wniosek Klary Roman, 2 wstrzymało się od głosu, a 5 było przeciw. Następne zebranie w tej sprawie postanowiono zwołać w dniu 23 listopada.
Faktycznie to zebranie odbyło się trzy dni później (27 listopada). Przewodniczący Matuśniak omówił zadłużenie spółdzielni i możliwości finansowe jego pokrycia. Bez dyskusji członkowie stwierdzili, że nie widzą dalszej możliwości wspólnej pracy. Klara Roman ponowiła wniosek o rozwiązanie spółdzielni. Na obecnych 18-członków 14 głosowało za rozwiązaniem, a 4 wstrzymało się od głosu.
Powołano Komisję Likwidacyjną, która miała zająć się formalnym rozliczeniem i zabezpieczeniem istniejącego majątku. Przewodniczącym tej komisji został dotychczasowy prezes spółdzielni Stanisław Matuśniak, a jej członkami Edward Bańdo, agronom Adam Biel, Stanisław Bąk i Władysława Wilk.
Grunty zwrócono członkom spółdzielni, resztę sprzedano. Na sprzedaż trafił też sprzęt rolniczy posiadany przez spółdzielnię, natomiast jej budynek gospodarczy spłonął.