Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 1937. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 1937. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 20 kwietnia 2023

Choczeńska kronika policyjna - część X

Ogólnopolskie, górnośląskie i zagłębiowskie gazety, takie jak "Polonia", "Górnoślązak", "Polska Zachodnia", "Polska Zbrojna", "Pomorzanin", czy "Expres Zagłębia" w latach 1923-28 opisywały historię bandyty i złodzieja Lelka, w której pojawił się też wątek choczeński.

Już w 1923 roku ów Lelek, mający różne przewinienia na sumieniu, usiłował zbiec z aresztu śledczego w Bielsku, namawiając do wspólnej ucieczki innych więźniów. Jeden z nich zdradził jednak dozorowi aresztu te zamiary i ucieczce udało się zapobiec.

Dwa lata później (1925) Lelek był już na wolności i wznowił przestępczą działalność. Tak pisała o tym "Polonia:

Z początkiem roku 1925 wędrowało po G. Śląsku dwóch żebraków, jeden ślepy, noszący wielkie, ciemne okulary, a drugi kulawy bez nogi, który ślepca wodził. Żebracy zachodzili wszędzie prosząc o kawałek chleba. Swoim widokiem budzili litość u ludzi, gdyż wszyscy mieli wrażenie, że są to kalecy z wojny światowej. Żebracy wędrowali przeważnie w oddalonych powiatach G. Śląska, a zwłaszcza w lublinieckim, pszczyńskim i rybnickim. Jednocześnie w powiatach tych zanotowano liczne wypadki śmiałych włamań i kradzieży. Okazało się, że żebracy dniem wypatrywali miejsca odpowiednie do popełnienia nocnych kradzieży. (...) W jednym przypadku okradziono doszczętnie rzeźnika, w drugim zabrano ubrania, kury i gęsi, Szczególne zaś upodobanie mieli złodzieje do garderoby i ubrań. Wszystkie te przedmioty pochodzące z kradzieży sprzedawano w Sosnowcu.

Sprawcami okazali się mieszkaniec Mysłowic- Tomasz Lelek (udający ślepego) i Jan Dudek z Modrzejowa, który rzeczywiście nie miał nogi oraz pomagający im Feliks Żdżarski z Mysłowic. Lelkowi udowodniono 23 kradzieże i skazano go na 8 lat ciężkiego więzienia.

28 października 1927 roku więzień Lelek zbiegł ze szpitala Bonifratrów w Bogucicach, o czym doniósł "Górnoślązak". 

Dalszy ciąg historii Lelka zamieścił "Expres Zagłębia". Okazało się, że w połowie lutego 1928 roku policja dostała informację, że niejaką Irenę Krasek w Modrzejowie często odwiedza zbiegły bandyta Lelek. Wobec tego w pobliżu mieszkania Karasek roztoczono obserwację i któregoś dnia po północy rzeczywiście zauważono poszukiwanego Lelka, gdy wychodził z obserwowanego lokalu. Podjęto próbę jego zatrzymania, ale Lelek mimo zaskoczenia sięgnął po broń. Padły strzały i po chwili przeszyty kilkoma kulami martwy bandyta padł na ziemię. Znaleziono przy nim kilka wytrychów, dwa rewolwery, kilkadziesiąt nabojów i 40 zł gotówką. Dalej "Expres" podaje życiorys Lelka, który miał wtedy 31 lat i pochodził z powiatu krakowskiego. Wyjaśniło się też, że Lelek odsiadując wyrok dlatego trafił do szpitala Bonifratrów (z którego zbiegł), ponieważ symulował obłęd. Po ucieczce stanął na czele bandy, dokonującej śmiałych rabunków w powiecie krakowskim, w Zagłębiu i na Górnym Śląsku, mającej między innymi na koncie włamanie do kasy pancernej fabryki Schoena i Hulczyńskiego i zabójstwo stróża Kaisera na Kopalni "Jerzy". W nocy, podczas której został zastrzelony, Lelek wybierał się dokonać złodziejskiego napadu na ks. prałata Gołę w Niwce. Podobną relację zamieścił "Pomorzanin", z tym że tam kochanka Lelka nazywała się Anna Krefek, a nie Irena Krasek.

Po zastrzeleniu Lelka policja przystąpiła energicznie do likwidacji jego szajki. Ustalono, że główna melina bandytów znajdowała się we wsi Chocznia pod Wadowicami. Tam u stryja bandyty wywiadowcy policyjni znaleźli dużą ilość towarów pochodzących z kradzieży. Stryjenka Lelka z jedwabnych materiałów miała uszyte suknie i bluzki, a ze skradzionej delikatniejszej tkaniny sporządzała dla siebie i sąsiadek "piękne dessoux" (bieliznę), jak wspomniał "Expres Zagłębia" z 21 marca 1928 roku. Cały ten asortyment towarów został skonfiskowany, a stryjostwo Lelka trafiło do aresztu. Druga "dziupla" bandy Lelka znajdowała się w Łodzi. Pod sąd trafił także pozbawiony nogi Jan Dudek, który znów pomagał Lelkowi, tym razem jako paser.

----

"Katolik Polski"  z 8 lipca 1930 roku informował:

Mikołów. (Aresztowani pod zarzutem kradzieży). 

W pociągu, zdążającym z Suminy do Katowic wybrali się prawdopodobnie na złodziejskie występy dwaj poszukiwani osobnicy Michałek Jan Choczni i Moiczek P. z Brennej. 

Niepewne zachowanie się w pociągu zwróciło uwagę posterunkowego w Mikołowie, który też przystąpił do natychmiastowego aresztowania. 

Przy rewizji osobistej przytrzymanych znaleziono u Moiczka większą ilość gotówki, 2 zegarki, z których 1 bvł złoty, 4 wytrychy i portfel. 

Przy przesłuchiwaniu Moiczek przyznał się do popełnienia dwóch kradzieży. Michałek zaś wypiera się wszelkiej winy, jakkolwiek jest on wspólnikiem Moiczka. 

Przytrzymanych przekazano do dalszego badania urzędowi śledczemu.

----

Niemieckojęzyczna gazeta "Kattowitzer Zeitung" z 8 września 1937 roku zamieściła następującą notatkę:

Wadowitz (Wadowice). Robota policyjnego psa.

Od pewnego czasu we wsi Friedrichau (Frydrychowice) dochodziło do włamań bez możliwości zatrzymania choćby jednego ze sprawców. 

W końcu ktoś poczuł się zmuszony do użycia odnoszącego sukcesy w śledztwach psa policyjnego z Białej.

Dzięki temu udało się w ciągu kilku godzin wyśledzić prowodyra bandy włamywaczy - Franza Adamowicza z Hoczni koło Wadowitz.


poniedziałek, 3 czerwca 2019

Choczeńska kronika kryminalna - część V

Katowicka "Polonia" z 5 lipca 1926 roku donosiła:

Policja w Białej wyśledziła sprawcę znacznej, bo 1600 dolarów wynoszącej kradzieży, popełnionej ze szkodą pana Dawida Frenkla. Sprawcą kradzieży okazał się Stanisław Polak z Choczni pod Wadowicami. Znaleziono przy nim tylko resztki łupu- zaledwie 160 dolarów.
----
"Echo Krakowa" z 29 września 1959 roku informowało:

Motyw zbrodni nie znany:
we wsi Chocznia powiat Wadowice został zamordowany 27-letni Tadeusz R. 
Został on uderzony kilkakrotnie w głowę sztachetą przez 19-letniego Stanisława H.
Ofiara napaści zmarła w szpitalu.
Sprawca zabójstwa został zatrzymany, śledztwo wszczęła Prokuratura Powiatowa w Wadowicach.
----
"Dziennik Polski" z 11 września 1937 roku podawał:

Napad bandycki pod Wadowicami.
W Frydrychowie (Frydrychowicach- uwaga moja) do domu mieszkańca tejże wioski Józefa Juźki wtargnęli dwaj osobnicy, którzy po sterroryzowaniu domowników zabrali 40 złotych i kilka kóp jaj.
Zawiadomiona o napadzie policja, z pomocą psa policyjnego, przychwyciła bandytów w ich kryjówce. Jednego z nich- Mariana Adamka z Choczni przyaresztowała. Za drugim czynione są poszukiwania.


Choczeńska kronika kryminalna - część IV

czwartek, 30 sierpnia 2018

Choczeńska kronika policyjna - część 4

"Dziennik Polski" z 11 września 1937 roku informował:

Napad bandycki pod Wadowicami
We Frydrychowicach do domu mieszkańca tejże wioski Józefa Juźki wtargnęli dwaj osobnicy, którzy po sterroryzowaniu domowników zabrali 40 złotych i kilka kop jaj. Zawiadomiona o napadzie policja z pomocą psa policyjnego przechwyciła bandytów w ich kryjówce. Jednego z nich Mariana Adamka z Choczni przyaresztowała. Za drugim czynione są poszukiwania.

"Altoona Tribune" z 20 października 1921 roku podawała:

6 października Mike Bonk (urodzony w 1883 roku w Choczni jako syn Jana Bąka i Franciszki z domu Kręcioch-uwaga moja) z East Juniata dokonał sprzedaży kwarty odurzającego trunku bez licencji i niezgodnie z prawem. Zakupu kontrolowanego dokonał konstabl Claire Franks, czego świadkiem był Harry C. Lonard. Dowody były wystarczające, by zatrzymać nielegalnego bimbrownika.

W 1984 roku w "Kronice Beskidzkiej" ukazała się następująca notatka:

Zwyrodnialec 
Niedawno przed Sądem Wojewódzkim w Bielsku-Białej stanął 34-letni Wiesław J. Prokurator oskarżył go o to, że w dniu 11 października ubiegłego roku w Choczni, działając ze szczególnym okrucieństwem, polegającym m.in. na duszeniu, grożeniu pozbawieniem życia oraz podawaniu lekarstw oszałamiających, doprowadził. 12-letnią uczennicę do poddania się czynowi lubieżnemu, a następnie odbycia z nim stosunku płciowego. Skutkiem stosowanej przemocy pokrzywdzona doznała obrażeń ciała, naruszających czynność jej narządów na okres poniżej 7 dni. Przestępstwa tego Wiesław J. dopuścił się przed upływem 5 lat od odbycia kary S miesięcy pozbawienia wolności za podobne przestępstwo. Sąd uznał oskarżonego winnym popełnienia opisanego wyżej czynu i skażał go na 6 lat pozbawienia wolności, zasądzając od niego 10 tysięcy złotych na rzecz Zarządu Miejsko-Gminnego PCK w Wadowicach. zobligował do pokrycia kasztów sądowych w wysokości 15.736 złotych oraz oddal go na okres 3 lat pod nadzór ochronny, polecając równocześnie powstrzymywanie się od nadużywania alkoholu. Wyrok w tej sprawie, która zbulwersowała wadowicką opinię publiczną. nie jest jeszcze prawomocny. 




czwartek, 26 lipca 2018

Oddanie do użytku Domu Katolickiego w Choczni

20 listopada 1936 roku Urząd Parafialny w Choczni i Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży wystąpiły do Urzędu Wojewódzkiego w Krakowie o pozwolenia na użytkowanie nowo wybudowanego Domu Katolickiego w Choczni.
W związku z tym 21 czerwca 1937 roku odbyło się na miejscu dokonanej budowy komisyjne dochodzenie, w którym wzięli udział jako rzeczoznawcy budowlani:
  • dr Ignacy Wanicki, sekretarz Wydziału Powiatowego w Wadowicach,
  • inżynier Józef Pukło, zastępca kierownika Powiatowego Zarządu Drogowego
oraz:
  • Maksymilian Malata, wójt Gminy Wadowice,
  • Władysław Świętek, sołtys Gromady Chocznia,
  • ks. Józef Dyba, proboszcz parafii w Choczni,
  • Jan Bryndza, prezes zarządu Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży i Komitetu Budowy.
Po zbadaniu danych zawartych w prośbie o pozwolenie na użytkowanie budynku ustalono, że dane te są zgodne ze stanem rzeczywistym istniejącym na miejscu.

Inżynier Pukło złożył oświadczenie, w którym przeczytać można, że budowa została wykonana ściśle według zatwierdzonego wcześniej planu, a wykonawcy dostosowali się do uwag i zaleceń ze strony Urzędu Wojewódzkiego i dokonali zmian w pierwotnym planie budowy.
Zmiany te dotyczyły:
  • wykonania schodów z betonu zamiast z drewna,
  • zaopatrzenia głównej sali w pięć par drzwi, z których dwie wychodzą na ogród,
  • wykonania wentylacji w kuchni i na poddaszu.
Inżynier Pukło stwierdził także, że podczas budowy zachowano wszelkie przepisy ustawy budowlanej, a prawa sąsiedzkie nie zostały naruszone.
Jedyna uwaga, jaką wniósł rzeczoznawca, dotyczyła wykonania galerii żelbetowej wspartej na słupach żelaznych, którą nie zaopatrzono w bariery ochronne i schody wejściowe.
Zdaniem inżyniera Pukło nie zachodziła żadna przeszkoda, by obiekt dopuścić do użytkowania, z wyjątkiem galerii, która musiała zostać wyposażona w schody i bariery.
Ponadto ze względów bezpieczeństwa przeciwpożarowego należałoby umieścić w przedsionku gaśnice (w protokole określoną jako "aparat do gaszenia pożaru").
Z tą opinią zgodzili się w imieniu ubiegających się o zgodę: proboszcz Dyba i Jan Bryndza.
Żadnych zarzutów przeciwko udzieleniu zezwolenia nie wnieśli również Maksymilian Malata i Władysław Świętek
Wobec faktu, że nikt z biorących w dochodzeniu nie sprzeciwił się dokonanej budowie, ani też nie podniósł żadnych zarzutów, komisja postawiła wniosek o udzielenie zezwolenia na użytkowanie Domu Katolickiego.
Dzień później oficjalne pismo do Urzędu Wojewódzkiego z prośbą o udzielenie pozwolenia na użytkowanie wystosował starosta wadowicki dr Grzesik.
Prośba ta została rozpatrzona pozytywnie przez Urząd Wojewódzki 16 lipca 1937 roku.
Udzielono pozwolenia na użytkowanie budynku z zastrzeżeniem, że do 30 września 1937 roku muszą zostać wykonane przy nim dodatkowo wolnostojące ustępy z dołem kloacznym.

Pozwolenie urzędowe



wtorek, 3 kwietnia 2018

Choczeńska kronika policyjna - część 3

Wiedeński "Zentral Polizei Blatt" z 1860 roku ogłaszał:

"Pawłowski Jakub, Cygan rzekomo urodzony w Choczni i Pawłowski Franciszek, rzekomo urodzony we Frydrychowicach, kowal, wdowiec, są oskarżeni legalnie o złodziejstwo i winni zostać przekazani pod sąd w Kętach.
Opis poszukiwanych:
Pawłowski Jakub ma 35 lat, średniego wzrostu, przysadzisty, ma owalną twarz, brązowy odcień skóry  twarzy, czarne włosy, brązowe oczy, wysokie czoło, proporcjonalny nos i usta, braki w uzębieniu, mały wąsik, bliznę na prawym przedramieniu, mówi po polsku i cygańsku. Nosi szarą czapkę typu Manchester, płaszcz z niebieskiej tkaniny i brązowe. bawełniane spodnie.
Pawłowski Franciszek, ma 45 lat, niski, ma owalną twarz, brązowy odcień skóry twarzy, czarne włosy, brązowe oczy, wysokie czoło, nieco szeroki nos, zwyczajne usta bez braków w uzębieniu, mały czarny wąsik. Mówi po polsku i cygańsku. Nosi stary wełniany kapelusz, sukienny sweter i pasiaste spodnie."

"Kręcioch Jan z Choczni, urodzony w Galicji, samotny, robotnik na dniówkę, z powodu podłożenia ognia skazany na 12 lat ciężkiego karceru, 21 sierpnia uwolnił się z więzienia w Kartuzach.
Opis poszukiwanego:
Ma 40 lat, niski, słabowity. Okrągła twarz, brązowe włosy, wąskie czoło, ciemne oczy, nos tępy, dobre zęby, skręcona prawa ręka."

"Gazeta Lwowska" z 26 stycznia 1898 roku podawała:

"Z Wadowic donoszą do pism wiedeńskich, że w nocy na 20 bieżącego miesiąca umknął z tamtejszego więzienia Włodarski, zasądzony na karę śmierci za zbrodnię zamordowania bankiera Kohna w Pszczynie. Dzięki zarządzonemu natychmiast pościgowi przez żandarmów i oddział dragonów odszukano Włodarskiego tegoż samego dnia przedpołudniem w pobliskiej miejscowości Chocznia. 
Według dzienników szczegóły ucieczki Włodarskiego mają być następujące:
Włodarski oderwawszy ucho od kabla, rozluźnił zalutowane ogniwa u łańcucha wiążącego go z hakiem, utkwionym w podłodze i w kajdanach zeszedł do piwnicy, gdzie były węgle, ztamtąd zaś przez niezakratowane okienko na podwórze, następnie przez mur poza obręb budynku sądowego. Świeże powietrze i dość silny mróz sprawiły, że Włodarski w okolicy bożnicy zasłabł i z trudnością doszedł przez most na Choczence, gdzie wziął się do rozkuwania kajdan. Ponieważ dzień już był, szukał gdzieindziej schronienia i po drodze skradłszy przekupce bułkę, wemknął się do domu p. Kuzi tuż przy moście i schronił się w stajni, gdzie po nadejściu służącej zdradził go brzęk kajdan. 
Tu go schwytano. Włodarski przyprowadzony napowrót do swej celi oświadczył, że byłby za 24 godzin wrócił do sądu, gdyby mu się udało zamordować upatrzone osoby. Przy badaniu kajdan okazało się, że do rozkucia i uwolnienia używał pilnika, nadto znaleziono przy nim składany nóż, własność stróża więziennego. Dnia 21 bieżącego miesiąca odcięto Włodarskiemu dziewięć odmrożonych palców u nóg, zresztą ma się dobrze."

"Polonia" z 20 lipca 1937 roku informowała:

"Nieludzki brat torturował siostrę.
W Choczni pod Wadowicami mieszkał gospodarz 42-letni Adam Guzdek wraz ze swą 62-letnią siostrą głuchoniemą. Połowa majątku należała do siostry. Nie podobało się to bratu, który chciał się pozbyć siostry wszelkimi sposobami, wymyślał więc rozmaite tortury, jak bicie, głodzenie, wiązanie sznurami, zamykanie do chlewa, itp. 
Biedna kobieta nie mogła poskarżyć się nikomu na złe traktowanie z powodu kalectwa. Cierpiała więc nieszczęśliwa aż do chwili, gdy sąsiadka słysząc nieludzkie krzyki, wpadła do mieszkania Guzdka i była świadkiem katowania biednej siostry. Sąsiadka zawiadomiła o tym gminę i policję. Po spisaniu protokółu sprawę oddano prokuratorowi."

środa, 6 września 2017

Choczeńska kronika policyjna - część 2

"Mały Dziennik" z 8 lipca 1939 roku donosił:

Nieuchwytny złodziej
od dłuższego czasu we wsi Chocznia pod Wadowicami uwijał się i zbierał niepostrzeżenie mąkę, żyto, słoninę, ubrania oraz garderobę.
Policja wpadła na trop 19-letniego Jana Bryndzy, który przytrzymany przyznał się do kradzieży na szkodę swoich sąsiadów. 

Dziwne dzieje skradzionego roweru
U listonosza wiejskiego Mastka w Choczni służył czas jaki 12-letni Władysław. Wydalony ze służby zapamiętał on jednak zwyczaje swojego pana i korzystając z jego nieobecności dostał się do komórki, skąd bez przeszkód wyprowadził rower i wybrał się na nim w drogę powrotną do Kleczy Górnej, gdzie mieszkał. Po drodze spotkał jednak przyjaciela dawnego chlebodawcy, który poznawszy rower zatrzymał małoletniego złodzieja i odstawił na policję.

"Krakauer Zeitung" w 1859 roku podawał do wiadomości:

Opisanie
koni, które 23 stycznia br sprzed karczmy w Choczni fornalowi rządcy dóbr Szymona Skowrońskiego z Kobiernic przez niewiadomych złodziei skradzione zostały:
  1. Klacz karo-gniada 7 lat mająca, około 15 miary, łeb miała duży, nozdrze białe, zadnią prawą nogę po pętlinę białą, na zadnim prawem udzie znak zarośnięty
  2. Koń, wałach 8-9 lat mający, maści gniadej, łeb suchy, 15 miary, bez odmiany.
Wadowice dnia 2 lutego 1859.

"Czerwińsko- Ruska Prawda" (!) w dniu 7 września 1937 roku zamieściła następującą notatkę:

Pies policyjny wykrył złodzieja.
Przed kilku dniami nieznani sprawcy okradli jednego z mieszkańców Frydrychowic pod Wadowicami. Sprowadzony pies policyjny doprowadził do ujęcia złodzieja, którym okazał się M. Adamowicz, pochodzący z oddalonej o kilka kilometrów od miejsca czynu Choczni.

"Gazeta Mikołowska" w sierpniu 1930 roku informowała natomiast:

W dniu 2 lipca br policja zaaresztowała w pociągu zmierzającym z Suminy do Katowic dwu znanych włamywaczy: Michała Kajanę (?) z Choczni i Moiczka Pawła z Brynny, przy nazwanych znalazła policja 1000 zł gotówki,  4 wytrychy, złote zegarki i inne rzeczy. Okazało się, że co dopiero wracali z wyprawy nocnej z powiatu rybnickiego. Tejże bowiem nocy dokonano włamania do składu Kapusty i restauratora Piechaczka w Jastrzębiu, gdzie skradli gotówkę i inne rzeczy, tejże nocy włamali się również do pastora w Ruptowie. Włamywaczom łup odebrano i zwrócono poszkodowanym. Dalsze dochodzenia wykażą, czy włamywacze ci dokonali w dwóch ostatnich miesiącach w powiecie rybnickim kilkadziesiąt włamań, bowiem od tego czasu znajdują się na wolności.


wtorek, 31 marca 2015

Pościg za przestępcą w 1937 roku

Jak donosił "Ilustrowany Kurier Codzienny" z 16 listopada 1937 roku, kilka dni wcześniej doszło w Choczni do pościgu za poszukiwanym przestępcą:

Udała ucieczka złodzieja

W nocy z dnia 10 /11 bm. patrol policji państwowej z posterunku wadowickiego w czasie obchodu swego rejonu napotkał na polach między Zawadką a Chocznią poszukiwanego od dłuższego czasu przez sądy i policję za różne przestępstwa Aleksandra Góralczyka, rodem z Zagórnika.
Góralczyk na wezwanie policji, aby się zatrzymał, zaczął uciekać, wobec czego oddano za nim kilka strzałów, które chybiły.
Skutkiem bardzo ciemnej nocy i znajdujących się w pobliżu zarośli udało się Góralczykowi umknąć policji.