Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 1928. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 1928. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 2 maja 2024

Odezwa w sprawie budowy Domu Katolickiego w Choczni

 




W 1928 roku choczeński wikariusz ks. Józef Kmiecik przygotował odezwę w sprawie budowy Domu Katolickiego w Choczni, którą wydrukowano w Krakowie w nakładzie 3.000 egzemplarzy.

Po ogólnym wstępie dotyczącym wychowania młodzieży i działalności organizacji katolickich autor przeszedł do spraw choczeńskich, pisząc:

Jednem z najbardziej czynnych stowarzyszeń młodzieży są Katolickie Stowarzyszenia Młodzieży Polskiej w Choczni. Ich zapał i usilna praca zdziałała, że Chocznia, niedawno jeszcze niezdobyta twierdza ciemnych postaci „dobroczyńców chłopa polskiego", centrala nowinek partyjnych i zakusów antykościelnych, dziś znowu promieniuje miłością Ojczyzny, wiernością przy katolicyzmie. Jednak wspomniane  Stowarzyszenia walczyć muszą z wielkiemi trudnościami, wobec niechęci kilku osobników, którzy głos i myśl swoją, uważać chcą za głos i myśl ogółu, którym praca Kat. Stowarzyszeń Młodzieży w Choczni nie jest na rękę, gdyż podrywa im coraz więcej grunt z pod nóg. Przede wszystkiem brak choczeńskim Stowarzyszeniom, odpowiadającego ich żywotności, liczbie stowarzyszonej młodzieży i chęciom do pracy nad sobą pomieszczenia, tak dalece, że dumniejsze zebrania odbywać się muszą pod gołem niebem. Istnieje wprawdzie w Choczni Dom Ludowy, zbudowany kosztem całej gminy, ale tutejsze władze gminne wolą w kilku jego ubikacjach tolerować szynk i pijaństwo, w jego sali przedstawieniowej pokazy różnych wydrwigroszów, niż dopuścić tutaj młodzież, która kocha Ojczyznę naprawdę po chrześcijańsku. Aby pracę Katolickim Stowarzyszeniom Młodzieży w Choczni ułatwić, zapewnić im trwały, niezależny byt i niejako przykuć do miejsca, powstała myśl wybudowania dla Katolickich Stowarzyszeń Młodzieży Polskiej w Choczni własnego budynku. Zawiązany w tym. celu Komitet, ciesząc się cennem i zaszczytnem poparciem Najprzewielebniejszego Księcia Arcybiskupa Adama Stefana Sapiehy, Metropolity Krakowskiego, postanowił myśl tę jak najszybciej w czyn wprowadzić. Zapoczątkowane jednak w tym celu fundusze, w żadnym stosunku nie pozostają do wydatków, jakie to wielkie przedsięwzięcie musi pochłonąć. Wyczerpawszy wszelkie możliwości ich powiększenia, Komitet zwraca się do wszystkich obywateli, naprawę miłujących katolicką młodzież, by choć najskromniejszym datkiem przyczynili się do tego zbożnego dzieła, za co już naprzód z serca płynące, staropolskie "Bóg zapłać!' składa ofiarodawcom Komitet budowy własnego budynku dla Katolickich Stowarzyszeń Młodzieży Polskiej w Choczni.

Pod odezwą podpisali się członkowie wyżej wymienionego Komitetu Budowy:

- ks. kanonik Józef Dunajecki, choczeński proboszcz,

- ks. Józef Kmiecik, choczeński wikariusz i opiekun stowarzyszeń katolickich młodzieży,

- dyr. Andrzejowie Gondkowie, czyli ówczesny kierownik szkoły w Choczni Andrzej Gondek i jego żona Maria,

- Roman Niezabitowski, nauczyciel (wówczas w Wieliczce), działacz katolicki, niezwiązany z Chocznią,

- inż. Paweł Talaga, górnik, niezwiązany z Chocznią,

- A. Zrazikówna, czyli Anna Zrazik, nauczycielka języka polskiego w Choczni i działaczka katolicka,

- J. Kaczmarczykówna, czyli mieszkająca w Choczni Józefa Karczmarczyk, szwagierka kierownika Gondka, działaczka katolicka,

- W. Talagowie, czyli choczeński nauczyciel Wincenty Talaga i jego żona Bronisława z Bieleninów,

- J. Pamułowie, czyli Jan Pamuła, kierownik szkoły w Choczni Górnej i jego żona Waleria, ucząca wtedy w Ponikwi,

- T. Bursztyńscy, czyli Tomasz Bursztyński, mieszkający w Choczni emerytowany żandarm austriacki i jego żona Maria z Sikorów,

- A. Wcisłowie, czyli Andrzej Wcisło, prezes Straży Ogniowej i choczeński piernikarz oraz jego żona Waleria z domu Batko, 

- E. Woźniakowa, czyli Elżbieta Woźniak, wdowa po poecie ludowym Janie Woźniaku, matka przyszłego księdza i przyszłej zakonnicy, 

- W. Woźnowie, czyli choczeński organista Władysław Woźny i jego żona Maria z Dąbrowskich,

- M. Bąkowa, J. Turała i W. Wcisło, postaci trudne do jednoznacznej identyfikacji. Być może chodzi tu np. o Józefa Turałę, wówczas studenta w Krakowie lub jego ojca Jana, mistrza murarskiego, Władysława Wcisłę oraz Marię Bąk (później Bałys), młodzieżowych działaczy katolickich.

-  Józef Janik i Jan Świątek (prawidłowo powinno być Świętek), czyli prezes i sekretarz Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Męskiej w Choczni,

- Salomea Świątkówna (prawidłowo powinno być Świętkówna) i Maria Janikówna, czyli prezeska i sekretarka Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Żeńskiej w Choczni.




czwartek, 20 kwietnia 2023

Choczeńska kronika policyjna - część X

Ogólnopolskie, górnośląskie i zagłębiowskie gazety, takie jak "Polonia", "Górnoślązak", "Polska Zachodnia", "Polska Zbrojna", "Pomorzanin", czy "Expres Zagłębia" w latach 1923-28 opisywały historię bandyty i złodzieja Lelka, w której pojawił się też wątek choczeński.

Już w 1923 roku ów Lelek, mający różne przewinienia na sumieniu, usiłował zbiec z aresztu śledczego w Bielsku, namawiając do wspólnej ucieczki innych więźniów. Jeden z nich zdradził jednak dozorowi aresztu te zamiary i ucieczce udało się zapobiec.

Dwa lata później (1925) Lelek był już na wolności i wznowił przestępczą działalność. Tak pisała o tym "Polonia:

Z początkiem roku 1925 wędrowało po G. Śląsku dwóch żebraków, jeden ślepy, noszący wielkie, ciemne okulary, a drugi kulawy bez nogi, który ślepca wodził. Żebracy zachodzili wszędzie prosząc o kawałek chleba. Swoim widokiem budzili litość u ludzi, gdyż wszyscy mieli wrażenie, że są to kalecy z wojny światowej. Żebracy wędrowali przeważnie w oddalonych powiatach G. Śląska, a zwłaszcza w lublinieckim, pszczyńskim i rybnickim. Jednocześnie w powiatach tych zanotowano liczne wypadki śmiałych włamań i kradzieży. Okazało się, że żebracy dniem wypatrywali miejsca odpowiednie do popełnienia nocnych kradzieży. (...) W jednym przypadku okradziono doszczętnie rzeźnika, w drugim zabrano ubrania, kury i gęsi, Szczególne zaś upodobanie mieli złodzieje do garderoby i ubrań. Wszystkie te przedmioty pochodzące z kradzieży sprzedawano w Sosnowcu.

Sprawcami okazali się mieszkaniec Mysłowic- Tomasz Lelek (udający ślepego) i Jan Dudek z Modrzejowa, który rzeczywiście nie miał nogi oraz pomagający im Feliks Żdżarski z Mysłowic. Lelkowi udowodniono 23 kradzieże i skazano go na 8 lat ciężkiego więzienia.

28 października 1927 roku więzień Lelek zbiegł ze szpitala Bonifratrów w Bogucicach, o czym doniósł "Górnoślązak". 

Dalszy ciąg historii Lelka zamieścił "Expres Zagłębia". Okazało się, że w połowie lutego 1928 roku policja dostała informację, że niejaką Irenę Krasek w Modrzejowie często odwiedza zbiegły bandyta Lelek. Wobec tego w pobliżu mieszkania Karasek roztoczono obserwację i któregoś dnia po północy rzeczywiście zauważono poszukiwanego Lelka, gdy wychodził z obserwowanego lokalu. Podjęto próbę jego zatrzymania, ale Lelek mimo zaskoczenia sięgnął po broń. Padły strzały i po chwili przeszyty kilkoma kulami martwy bandyta padł na ziemię. Znaleziono przy nim kilka wytrychów, dwa rewolwery, kilkadziesiąt nabojów i 40 zł gotówką. Dalej "Expres" podaje życiorys Lelka, który miał wtedy 31 lat i pochodził z powiatu krakowskiego. Wyjaśniło się też, że Lelek odsiadując wyrok dlatego trafił do szpitala Bonifratrów (z którego zbiegł), ponieważ symulował obłęd. Po ucieczce stanął na czele bandy, dokonującej śmiałych rabunków w powiecie krakowskim, w Zagłębiu i na Górnym Śląsku, mającej między innymi na koncie włamanie do kasy pancernej fabryki Schoena i Hulczyńskiego i zabójstwo stróża Kaisera na Kopalni "Jerzy". W nocy, podczas której został zastrzelony, Lelek wybierał się dokonać złodziejskiego napadu na ks. prałata Gołę w Niwce. Podobną relację zamieścił "Pomorzanin", z tym że tam kochanka Lelka nazywała się Anna Krefek, a nie Irena Krasek.

Po zastrzeleniu Lelka policja przystąpiła energicznie do likwidacji jego szajki. Ustalono, że główna melina bandytów znajdowała się we wsi Chocznia pod Wadowicami. Tam u stryja bandyty wywiadowcy policyjni znaleźli dużą ilość towarów pochodzących z kradzieży. Stryjenka Lelka z jedwabnych materiałów miała uszyte suknie i bluzki, a ze skradzionej delikatniejszej tkaniny sporządzała dla siebie i sąsiadek "piękne dessoux" (bieliznę), jak wspomniał "Expres Zagłębia" z 21 marca 1928 roku. Cały ten asortyment towarów został skonfiskowany, a stryjostwo Lelka trafiło do aresztu. Druga "dziupla" bandy Lelka znajdowała się w Łodzi. Pod sąd trafił także pozbawiony nogi Jan Dudek, który znów pomagał Lelkowi, tym razem jako paser.

----

"Katolik Polski"  z 8 lipca 1930 roku informował:

Mikołów. (Aresztowani pod zarzutem kradzieży). 

W pociągu, zdążającym z Suminy do Katowic wybrali się prawdopodobnie na złodziejskie występy dwaj poszukiwani osobnicy Michałek Jan Choczni i Moiczek P. z Brennej. 

Niepewne zachowanie się w pociągu zwróciło uwagę posterunkowego w Mikołowie, który też przystąpił do natychmiastowego aresztowania. 

Przy rewizji osobistej przytrzymanych znaleziono u Moiczka większą ilość gotówki, 2 zegarki, z których 1 bvł złoty, 4 wytrychy i portfel. 

Przy przesłuchiwaniu Moiczek przyznał się do popełnienia dwóch kradzieży. Michałek zaś wypiera się wszelkiej winy, jakkolwiek jest on wspólnikiem Moiczka. 

Przytrzymanych przekazano do dalszego badania urzędowi śledczemu.

----

Niemieckojęzyczna gazeta "Kattowitzer Zeitung" z 8 września 1937 roku zamieściła następującą notatkę:

Wadowitz (Wadowice). Robota policyjnego psa.

Od pewnego czasu we wsi Friedrichau (Frydrychowice) dochodziło do włamań bez możliwości zatrzymania choćby jednego ze sprawców. 

W końcu ktoś poczuł się zmuszony do użycia odnoszącego sukcesy w śledztwach psa policyjnego z Białej.

Dzięki temu udało się w ciągu kilku godzin wyśledzić prowodyra bandy włamywaczy - Franza Adamowicza z Hoczni koło Wadowitz.


czwartek, 28 lipca 2022

Kolarze w Choczni galicyjskiej, międzywojennej i powojennej

 

Historii kolarstwa w rejonie Wadowic poświęcona jest publikacja Andrzeja Nowakowskiego „Kolarstwo szosowe na ziemi wadowickiej. Na 120-lecie kolarstwa w Polsce (1886-2006)” oraz artykuł Artura Kurka „Zorganizowany ruch kolarski w Wadowicach w dobie autonomii galicyjskiej”.

Według tego, co piszą Nowakowski i Kurek, pierwszy kontakt mieszkańców Choczni z rowerem i rowerzystami miał miejsce zapewne w Wadowicach, być może już w 1886 roku, kiedy to kilkuosobowa grupa krakowskich kolarzy odwiedziła miasto nad Skawą. Natomiast latem 1893 roku członkowie miejscowego Sokoła organizowali zarówno częste wycieczki na bicyklach, jak i odpłatne kursy jazdy na wysokich i niskich bicyklach, czyli rowerach starszego typu z jednym wyższym kołem i nowszych, podobnych do współczesnych,  w których koła były równej wielkości. 30 stycznia 1894 roku, gdy liczba umiejących jeździć na rowerze wzrosła do 8 osób, przy wadowickim Sokole utworzono  Oddział Cyklistów, działający prężnie przez kolejne kilkanaście lat. Jego członkami byli przede wszystkim przedstawiciele klasy średniej, bez robotników i chłopów oraz wyższych warstw społecznych. Członkowie Oddziału Cyklistów urządzali sobie oczywiście wycieczki po okolicy, a zmierzając do Andrychowa, czy Białej musieli po drodze mijać Chocznię. Nie organizowano jednak wyścigów kolarskich określanych wtedy jako gonitwy cyklistów.

 Ani Nowakowski, ani Kurek, nie wspominają jednak nic o najstarszym znanym mi przejeździe kolarzy przez Chocznię w 1893 roku. Informację o tym fakcie zamieściło wiedeńskie pismo „Radfahr-Sport”, poświęcone wyłącznie kolarstwu, już w swoim pierwszym próbnym numerze z 1 października. Przeczytać w nim możemy, że 17 sierpnia 1893 roku klub rowerowy z Mährisch Neustadt, czyli dzisiejszego Unicova pod Ołomuńcem na Morawach, zorganizował rowerowy przejazd sztafetowy na trasie Ołomuniec-Kraków, którego trasa wiodła między innymi przez Cieszyn, Skoczów, Bielsko, Chocznię, Wadowice i Kalwarię. Kolarze przekazywali sobie torbę z depeszą, która miała ostatecznie dotrzeć do dowództwa korpusu armii austriackiej w Krakowie. Start w Ołomuńcu nastąpił o 5.00 rano. Przejazd przez Morawy nie był pozbawiony pewnych trudności i niespodzianek- jeden z biorących udział w sztafecie stracił nieco czasu oczekując na przejazd pociągu pod zamkniętymi szlabanami kolejowymi, a inny wpadł do rowu i się dotkliwie poranił. Ponadto jazdę utrudniał przeciwny wiatr. O 11.42 sztafeta dotarła do Cieszyna, gdzie torbę z przesyłką przejęli miejscowi członkowie Męskiego Stowarzyszenia Rowerowego. O 13.52 na kolejną zmianę sztafety wyruszył z Białej Krakowskiej p. Tuch z Krakowskiego Klubu Rowerzystów, który po przejeździe przez Chocznię przybył do Wadowic. Tu okazało się, że następny uczestnik sztafety nie stawił się z powodu choroby i Tuch musiał kontynuować jazdę do Kalwarii. Trasę Biała-Kalwaria (58 km) pokonał w 2 godziny i 37 minut. O 18.17 depeszę przewożoną przez kolarzy otrzymał w Krakowie na ulicy Karmelickiej 34 kapitan sztabu generalnego von Muenzel, a o 21.00 odbył się uroczysty bankiet w Hotelu Pod Różą. Cały przejazd zajął kolarzom 13 godzin i 17 minut, czyli biorąc pod uwagę przebyty dystans (238 km), ich średnia prędkość wynosiła prawie 18 kilometrów na godzinę.

 



Kolejna relacja o przejeździe na rowerze przez Chocznię pochodzi z „Oesterreichische Touring-Club” z 1900 roku. Tym razem był to przejazd solowy w wykonaniu kapitana Franza Sokolla, który barwnie opisywał go na łamach w/w pisma. Sokoll wyruszył z Przemyśla, a jego celem były Litomierzyce w zachodnich Czechach. W bliższe nam okolice przybył 14 października. Trasę od Myślenic opisywał w ten sposób:

Od Myślenic okolica jest przepiękna, po obu stronach drogi jest wiele gór z gęsto zalesionymi grzbietami, zwłaszcza po lewej stronie góry wznoszą się na ładną wysokość. Z wielu miejsc na drodze widać stromo opadające na północ gołe grzbiety Babiej Góry, która z gęsto zalesionych grzbietów Beskidów unosi wyzywająco głowę na tle chmur. Obszar staje się bogaty w krajobrazy, jeśli zobaczysz Kalwarię, słynne galicyjskie miejsce pielgrzymkowe. Na szczycie dość stromej zalesionej góry można zobaczyć piękny i duży klasztor, kościół gotycki z dwiema wieżami, od wschodu w kierunku Cevronka (Cedronu- uwaga moja) liczne kaplice, których białe ściany tworzą przyjemny kontrast ze wspaniałą zielenią leśnych jodeł. Naprzeciwko na wschodnim brzegu Cevronka wznosi się zalesiony szczyt z ruinami Zamku Lanckorońskiego, którego gruzy są widoczne nad wierzchołkami jodeł.

15 października w drodze z Wadowic do Frydka-Mistka Sokoll przejeżdżał między innymi przez Chocznię, której wprost nie poświęcił jednak ani słowa w swojej relacji, choć odnoszą się do niej jego pewne ogólne uwagi i spostrzeżenia. Tego dnia Sokoll zanotował między innymi:

Gdy wypoczęty po zdrowym śnie opuszczałem gościnne progi Hotelu „Herrenhaus”odniosłem nieprzyjemne wrażenie, że w nocy padało. Podczas wyjazdu z Wadowic zauważam, że dziki południowo-zachodni wiatr ma do mnie szczególną życzliwość, susząc mokrą szosę. (…) Na szczęście nie padało zbyt mocno, więc droga szybko wyschła, ale musiałem sam walczyć z wiatrem. Poza tym droga nie była w najlepszym stanie- prawie cały odcinek z Wadowic do Białej był wyboisty i z wyjątkiem równego odcinka koło Kęt wymagał podjazdów pod górę i zjazdów. Malownicze uroki tej zalesionej górskiej okolicy pozostawały chwilami zamknięte dla mojego wzroku, ponieważ przez pokonywanie grzbietów podnóża Beskidów odczuwałem lekkie pragnienie, w pełni wynagrodzone jednak przez wgląd w ten górzysty region. Trasa przebiegała wzdłuż uroczo położonego Inwałdu i przez Andrychów u stóp skały (?), przechodząc przez Kęty, gdzie droga w dolinie Soły biegła prosto na południe. (…) Granicę śląską, linię rozgraniczającą Europę i Pół-Azję przekroczyłem 16.10, trzy dni po moim wyjeździe z Przemyśla. Podczas jazdy zauważyłem, że im dalej na zachód, tym wyraźniej zauważalne jest większe uporządkowanie. Podczas gdy na początku podróży większość wiejskich domów było w bardzo opłakanym stanie, często zniszczone, wykonane z drewna lub z niepalonej cegły i kryte luźna słomianą strzechą, to warunki zauważalnie poprawiają się zwłaszcza za Wadowicami. Domy robią już solidne wrażenie, są to albo stylowe chałupy z bali albo bardzo solidne murowane domostwa z wypalonych cegieł. Również miasta na zachód od Wadowic sprawiają wrażenie normalnych miast, a nie jak np. Radymno, Sędziszów, czy Ropczyce, które można odróżnić od okolicznych wiosek tylko tym, że są nieco większe i posiadają kilka ładnych murowanych budynków użyteczności publicznej. Jeśli przy wjeździe do takiego „miasta” nie byłoby tabliczki z jego nazwą, to spokojnie mogłoby ono przynależeć do gminy wiejskiej. Warunki poprawiają się, im bardziej zbliżasz się do granicy galicyjsko-śląskiej.

 

Kolarz z 1900 roku

O wyścigu kolarskim przez Chocznię w okresie międzywojennym donosiła „Lutnia Szkolna”- ilustrowane czasopismo literacko-artystyczne. 17 czerwca 1928 roku w ramach święta Przysposobienia Wojskowego odbył się „bieg kolarski” na trasie Wadowice- Chocznia-Inwałd, w którym brała udział kolarska drużyna wadowickiego gimnazjum. Pierwsze miejsce zajął Banach, drugie Pękala, a trzecie Golonka.

 Po wojnie w 1950 roku przez Chocznię wiodła trasa Wyścigu Pokoju po raz pierwszy nazwanego właśnie w ten sposób. Szeroka kadra Polski już wcześniej rywalizowała na fragmentach trasy przyszłego wyścigu, przejeżdżając przez Chocznię w dniu 18 kwietnia. 4 maja uczestnicy Wyścigu Pokoju mieli do pokonania etap z Chorzowa do Cieszyna o długości 194 km. Do Choczni wjechali od strony Wadowic o 13.10. Posuwali się w stronę Bielska w tumanach kurzu. Był to najwolniejszy etap w całym wyścigu, ale decydujący o losach tej majowej imprezy i bardzo pechowy dla Polaków. Większość mieszkańców Choczni miała wówczas pierwszą w życiu okazję, by zobaczyć wielobarwny peleton kolarzy. Jak pisze Andrzej Nowakowski  w artykule „Wyścig Pokoju w Wadowicach i w powiecie wadowickim w 1950 roku- suplement do historii wadowickiego kolarstwa”:

W zamyśle organizatorów wyścig ten dla wielomilionowej widowni, zwłaszcza wiejskiej i małomiasteczkowej miał być symbolem „awansu społecznego” tego środowiska, a zarazem widomym znakiem upowszechniania kultury fizycznej w nowym ustroju. Wrzawa wokół Wyścigu Pokoju miała być środkiem dla odwrócenia uwagi opinii publicznej od nowych bolesnych krzywd i niesprawiedliwości, jedynie częściowo ujawnionych i potępionych w 1965 roku i w latach następnych.

 Cztery lata później okazją do wzmianki gazetowej o kolarstwie i Choczni było Święto Dziesięciolecia Polski Ludowej. Z tej okazji sportowcy województwa krakowskiego podejmowali szereg zobowiązań, podejmując się w nich pobicia rekordów życiowych i zrzeszeniowych, postanawiając znacznie zwiększyć szeregi uprawiającej sport młodzieży, czy stając do budowy nowych obiektów sportowych. Wśród nich znalazł się także Zdzisław Ochman z Ludowego Zespołu Sportowego Chocznia, który zobowiązał się pobić rekord powiatu wadowickiego w kolarstwie, o czym pisała „Gazeta Krakowska” z 4 lipca 1954 roku, niestety nie podając żadnych szczegółów, na czym bicie tego rekordu miało polegać. Wspomniany Zdzisław Jan Ochman urodził się w Choczni w 1930 roku, jako syn Jana i Franciszki z domu Wykręt.

 W tym samym 1954 roku po raz pierwszy przez Chocznię przebiegała trasa wyścigu kolarskiego Tour de Pologne. 3 września etap z Poronina do Bielska został podzielony w ostatniej chwili na dwie części ze względu na zły stan drogi z Głogoczowa do Wadowic. Na tym odcinku kolarzy przewieziono samochodem, po czym wyruszyli na rowerach na ostatnie 38 kilometrów, na których odnotowano aż 30 defektów rowerów, a niektórzy kolarze stracili przez to od 4 do 7 minut. Kolejny raz uczestnicy Tour de Pologne przejeżdżali przez Chocznię 17 września 1958 roku. Sprawozdawca „Przeglądu Sportowego” informował później czytelników, że na przestrzeni od Andrychowa do Wadowic co 100 metrów szosę przecinały napisy mające dopingować faworyzowanych kolarzy. Licznie zgromadzeni kibice już pół godziny przed przejazdem peletonu mogli wysłuchać komunikatów o sytuacji na trasie, które podawała załoga radiowozu organizatorów. Rozdawano również foldery z programem wyścigu.

czwartek, 15 kwietnia 2021

Wtargnięcie na chór kościelny w 1928 roku

 Jednym z epizodów w historii sporów i zatargów pomiędzy choczeńską gminą a probostwem w latach 20. XIX wieku było wtargnięcie na chór zwolenników Józefa Putka i zakłócenie przebiegu mszy odprawianej w dniu 8 kwietnia 1928 roku.

Do tego bulwersującego wydarzenia doszło w gorącym okresie po wyborach do Sejmu i Senatu (4 i 11 marca 1928 toku) oraz w trakcie choczeńskiej "afery dzwonowej", w wyniku której wójt Józef Putek został obłożony interdyktem przez arcybiskupa krakowskiego ks. Adama Sapiehę (pismo z 16 kwietnia 1928 roku, odczytane w Choczni z ambony w dniu 22 kwietnia 1928 roku).

Chór kościelny został zamknięty dla osób postronnych, z wyjątkiem kilku śpiewaków kościelnych, po sytuacji jaka miała miejsce w dniu wyborów sejmowych (4 marca). Według proboszcza ks. Dunajeckiego i wikariusza ks. Kmiecika "parobcy znajdujący się na chórze rzucali kartki wyborcze na dół kościoła", a ponadto znajdujące się tam osoby zachowywały się głośno i dobiegające z chóru hałasy oraz śmiechy zakłócały przebieg modlitw. Zauważono również przypadki palenia papierosów na schodach koło samej wieży.

Mimo to w niedzielę 8 kwietnia podczas uroczystej sumy doszło do otworzenia przemocą bocznych drzwi wiodących na chór i wtargnięcia tam grupy dorosłych mężczyzn i młodzieży. Według zeznań świadków otwarcia drzwi na chór miał dokonać Teofil Bąk (ur. w 1903 roku, syn Antoniego i Wiktorii). Zostały wyważone drzwi prowadzące bezpośrednio na chór, które podpierał i podtrzymywał organista Władysław Woźny, a klamkę do nich ukręcono. O zajściu organista natychmiast poinformował ks. Kmiecika, który klęczał przy ołtarzu podczas adoracji. Po jej zakończeniu ks. wikariusz zawiadomił o tym z kolei uczestników nabożeństwa, podkreślając, że "chór był zamknięty, na chór nie wolno było nikomu wchodzić, drzwi zostały wyważone, to jest bandytyzm- tak robią bandyci."

Na to odezwał się głos spod chóru:

- "Tu nie ma bandytów !" 

Wykrzykującego te słowa zidentyfikowano na podstawie relacji studenta Józefa Turały jako szewca Michała Sabudę (ur. około 1891 roku we Frydrychowicach).

- "Milcz ! Milcz !" zawołał na to ks. Kmiecik- "Ksiądz kanonik tam pójdzie, wszyscy z chóru zejść muszą, inaczej mszy św. nie będę odprawiał ! Schowam Pana Jezusa, wezmę kielich i tak jak jestem, pójdę do Wadowic i tam mszę św. dokończę ! W kościele ksiądz jest gospodarzem i ksiądz rządzi - ja czekam !"

Wtedy ks. proboszcz Dunajecki rzeczywiście wszedł na chór i nakazał opuszczenie tego miejsca. Część obecnych zeszła już wcześniej, inni dopiero po wezwaniu proboszcza, który nakazał organiście spisywanie schodzących. Reakcją na to były ich okrzyki " Hańba !"

Ponieważ chór wszyscy opuścili, to msza była kontynuowana i dokończona.

Lista uczestników zamieszania, spisanych przez organistę, przedstawiała się następująco:

  • Teofil Bąk, syn Antoniego, ur. 1903,
  • Józef Świętek, syn Józefa, ur. 1903,
  • Jan Mlak, syn Jana, ur. 1894,
  • Wojciech Nowak,
  • Aleksy Wcisło, syn Franciszka, ur. 1878,
  • Stanisław Wójcik,
  • Ludwik Ramenda, syn Tomasza, ur. 1894,
  • Józef Malata, syn Franciszka, ur. 1911,
  • Józef Wójcik, syn Jakuba, ur. 1901,
  • Jan Ramenda, syn Teodora, ur. 1904,
  • Jan Gazda,
  • Józef Trzaska, syn Franciszka, ur. 1903,
  • Jan Kręcioch.

czwartek, 24 stycznia 2019

Spór o choczeńskie dzwony według "Gwiazdki Cieszyńskiej"

Spór o choczeńskie dzwony w 1928 roku był tematem poruszanym przez całą ówczesną polską prasę. 
Nie tylko zresztą polską, ponieważ pisały o tym również gazety i czasopisma polonijne oraz czeskie i austriackie.
W zależności od światopoglądu autorzy publikacji najczęściej bezkrytycznie brali stronę jednej lub drugiej strony sporu.
W zaskakujący sposób sprawa ta została zrelacjonowana w "Gwiazdce Cieszyńskiej", opowiadającej się przeciw Putkowi. Nie dość, że tekst z 25 maja 1928 został napisany w formie rozmijającego się nieco z prawdą satyrycznego dialogu pomiędzy Jurą i Jonkiem, to na dodatek w gwarze stylizowanej na cieszyńską.

Oto jego fragmenty:

Jonek: Toś nie słyszoł? Toć dziwne. Na niedaleko od Wadowic w jednej dziedzinie, nazywo sie Chocznia, jedzie sie przez nie na Kalwaryje, fojtuje jedyn poseł z tej partyje, co zawsze wszędzi wrzeszczy: ziemie brać a nie płacić ! Nazywa sie Potek, ale za potka1 jeszcze nigdy nie był, bo sie boi, że jakby go ksiądz w kościele pokropił wodą święconą, toby mu sie wszyscy djabli wypowiedzieli z kwartyru, a mo ich snoci w sobie dość godnie.
Jura: To ten Potek też chce robić u nas Meksyk?2
Jonek: Jeszcze je kapke słaby, toż ni może tak z fleku strzylać abo wieszać ludzi, toż sie chyto z inszygo końca. Ni może wyposłuchać zwonienio, bo zaroz w nim djabli zaczynają wyć, jak psy na miesiączek. A w tej dziedzinie mieli akurat wyciągać nowe zwony na wieże, tak sie Potkowi zdało, że sie nie wiem kaj ugryzie od złości i zakazoł tamtejszemu farożowi zwony wyciągać.
Jura: Na cóż on tez farożowi mo do pokręcanio w kościele?
Jonek: Psiniec z przeproszeniem ciebie. A potem Ci jeszcze chcioł naporęczyć, kiedy i komu sie mo tymi zwonami zwonić, a paterek na niego rzecy: utrzyj se nos a przywitej ludzi jak pujdą z kościoła, a nie styrkej mi sie tu do moich wiecy.
Jura: To mu dobrze wpolił. A cóż Potek na to?
Jonek: Strasznie sie rozczercił, skoczył ku kościołu, ale dwiyrze naprzód zamkli, toż jeny  z pod dwiyrzy wywrzaskowoł na paterka aż go puści, że on idzie jako urzędnik, a welebny mu na to: Nie jeż mi sie tu jak wesz we strupie, taki urzędnik jako ty, ni mo nic w kościele do pokręcanio i nie odewrzył.
Jura: To sie dziepro musioł wściekać. 
Jonek: To możesz wiedzieć, gańba go kapke było, że mu tak strasznie szaptnie utrzyli nos, toż chcioł koniecznie na swoim postawić. Zawołoł ślosorza, aby dwiyrze odewrzył jaki szperhokem, ale ślosorz był jakisi po pulyrce i żodnym końcem ni móg odewrzyć, toż miły Potek zawołoł pore swoich baranów i ci wywalili dwiyrze do kościoła.
Jura: Panie sie smiłuj, że też sie taki człowiek Pana Boga nie boji.
Jonek: Takimu to je wszycko fuk. Ale za to biskup krakowski rzucili na niego klątwe, toż jak sie o tem dowiedzioł, toż zaczon wrzeszczeć i przeklinać w sejmie i po dziedzinach, że prędzy nie spocznie, póki wszyckich katolików z Polski nie wyżnie.
Jura: Ze też takigo człowieka nie zawrą, kie tela ostudy robi.
Jonek: Jakoż go mają zamknyć, kie je nietykalny jako poseł. 


1 potek = chrzestny
2 nawiązanie do reform rządu Meksyku, które miały na celu nie tylko ograniczenie doczesnej roli Kościoła, ale również stłumienie wpływu religii na społeczeństwo.

środa, 10 października 2018

Choczeńska kronika policyjna - część 5

23 kwietnia 1928 roku na choczeńskim cmentarzu pochowano zamordowaną dziewczynę/dziewczynkę (nie podano jej wieku), córkę nieznanych rodziców, znalezioną martwą w Choczni. Przyczyną jej zgonu były "2 znaki na głowie od uderzenia", jak odnotowano w odpowiedniej rubryce księgi zgonów (info TM).
----
Fragment wspomnień inspektora służby kryminalnej Eugeniusza Adamusa, zamieszczony w "Kronice Beskidzkiej":

"„Cynk" o pojawieniu się sprawcy poważnej afery gospodarczej w Choczni otrzymałem w nieodpowiednim momencie. W Komendzie nie było nikogo „z naszych". Pojechałem więc sam. Czas naglił. Pistolet włożyłem za pasek od spodni, kajdanki schowałem w lewej dłoni I zagrałem va banque. — Jestem kumplem tego a tego — powiedziałem do rosłego bandziora, który czekał na pociąg w miejscowej poczekalni dworcowej. — Cześć! Przyjrzał mi się podejrzliwie i z pewnym wahaniem podał mi rękę. Szczęknęły kajdanki. Wygrałem!"
----
Notatka zamieszczona w tej samej "Kronice Beskidzkiej" z 1 listopada 1989 roku:

"Krystyna Stanisława P. mieszkanka Choczni rzuciła w czasie sprzeczki nożem w swojego męża 61-letniego Józefa P., zadając mu ciężkie obrażenia ciała. Nie trzeba dodawać, że dramat był finałem alkoholowej libacji...".

poniedziałek, 8 października 2018

Nieudany wiec przedwyborczy w 1928 roku

4 marca 1928 roku odbyły się w Polsce wybory do Sejmu, a tydzień później do Senatu.
Kampania wyborcza nie ominęła także Choczni.
Przebieg jednego z choczeńskich epizodów tej kampanii opisany został w "Wyzwoleniu" z 19 lutego 1928 roku. Ten tygodnik był organem prasowym Polskiego Stronnictwa Ludowego "Wyzwolenie", którego czołowym działaczem był Józef Putek. 

"W święto Matki Boskiej Gromnicznej (2 lutego- uwaga moja) zajechali do Choczni przed kościół: "giz polityczny" Glanowski z Wadowic, eks-organista Niewidok i jakiś agent "partji pracy" i zaczęli orędować między ludźmi wychodzącymi z kościoła, że urządzą wiec.
A na to wychodząca z gromnicą z kościoła ob. Guzdkowa, podniósłszy gromnicę do góry, zaczęła przemowę do tych "sanatorów" (zwolenników Piłsudskiego- uwaga moja) mniej więcej w tych słowach:
- A wy bestje, dziady, tuście przyszli pod kościół, wy niewstydy ! Jakeście nabrali pieniędzy, to myślicie, że wszystkich będziecie bałamucić !
Zrobiła się na te słowa między narodem wielka wrzawa, kobiety stosy gromnic podniosły na przybłędów, co widząc Glanowski z Niewidokiem, wśród okrzyków:
- Wy dziady, gizdy, zdrajcy, wynoście się precz !
wsiedli do powozu i galopem uciekli do Wadowic.
Policjant państwowy Raczyński urzędowo i naocznie stwierdził "klapę" partji pracy na "gromnicznym" wiecu w Choczni."

O wyniku wyborów w 1928 roku przeczytać można we wcześniejszej notatce- link.

piątek, 25 listopada 2016

Karykatura polityczna z 1928 roku

Opublikowana jakiś czas temu karykatura polityczna z 1930 roku (LINK), nawiązująca do sporu o choczeńskie dzwony (LINK), nie była jedyną, jaka pojawiła się w okresie tego konfliktu.
18 czerwca 1928 roku we lwowskim "Dzienniku Ludowym"- organie Polskiej Partii Socjalistycznej zamieszczono inny rysunek satyryczny, związany z wydarzeniami w Choczni, wraz z krótką rymowanką:


Jedyną osobą, którą można jednoznacznie zidentyfikować, jest kardynał krakowski Adam Stefan Sapieha (pierwszy z lewej).
Natomiast człowiek z pieczęcią gminną to być może wójt choczeński dr Józef Putek.
Podobnie jak na rysunku dwa lata późniejszym, występuje tu motyw krowy z dzwonami kościelnymi zamiast wymion.
Autor karykatury chciał w ten sposób uwypuklić jeden z aspektów sporu- niezgodę strony kościelnej na:
  • przekazywanie dochodów z podzwonnego na rzecz komitetu parafialnego (opanowanego przez zwolenników Putka, z nim samym na czele), a nie proboszcza,
  • nieodpłatne dzwonienie na pogrzebach ludzi ubogich,
  • używanie dzwonów nie tylko w święta kościelne, ale i państwowe.
Należy jednak pamiętać, że narastający od dawna konflikt pomiędzy choczeńską władzą samorządową, a parafią, który w sporze o dzwony osiągnął swoje apogeum, miał głównie tło polityczne i osobisto- ambicjonalne, przez co sprowadzanie go tylko do sporu o finanse (czyli "walki o dojną krowę") jest dużym uproszczeniem.



środa, 12 października 2016

Choczeńska kronika kryminalna - część IV

Tym razem o tragedii, która rozegrała się w rodzinie pochodzących z Choczni Franciszka i Józefy Kręciochów, którzy po I wojnie światowej przeprowadzili się do Wielkopolski.

Łódzkie "Echo Poranne" w numerze 113 z maja 1928 roku informowało:

Brat zastrzelił siostrę - zbrodnia na tle podziału majątku

Z Bydgoszczy donoszą: we wsi Urbano (pod Budzyniem) powiatu chodzieskiego rozegrała się tragedja rodzinna na tle niesnasek między 29-letnim synem gospodarza Kręciocha, a jego 19-letnią siostrą co do podziału majątku.
Od dłuższego czasu rodzeństwo to toczyło miedzy sobą spory i hałaśliwe kłótnie. Aż oto nastąpiła między bratem a siostrą wyjątkowo gwałtowna sprzeczka, w wyniku której Kręcioch, nie panując nad gniewem schwycił browning i strzelił do własnej siostry, kładąc ją trupem na miejscu.
Po ochłonięciu z gniewu, widząc dokonaną zbrodnię, zabójca wsiadł na rower i wyjechał w niewiadomym kierunku.
Zawiadomiona o tej zbrodni policja wszczęła energiczne dochodzenie, które wyjaśniło właściwą przyczynę zabójstwa.

Do tego samego tematu "Echo Poranne" powróciło w numerze 116, tym razem tytułując notatkę:

Samobójstwo mordercy siotry. Trup w lesie.

Z Bydgoszczy donoszą: donosiliśmy o ohydnem morderstwie, które wstrząsnęło do głębi mieszkańców wsi Łucjanowo w powiecie chodzieskim pod Budzyniem.
29-letni syn gospodarski Władysław Kręcioch zabił wystrzałem z rewolweru swoją 19-letnią siostrę Marję.
Morderca po dokonaniu okropnego czynu zbiegł na rowerze w kierunku sąsiednich lasów.
Natychmiast posterunek policji w Budzyniu rozpoczął energiczne śledztwo.
Wreszcie w czwartek znaleziono zwłoki mordercy z przestrzeloną skronią.
Zwyrodniały siostrobójca popełnił samobójstwo tym samym rewolwerem,. którym zabił siotrę.
Śledztwo w sprawie przyczyny tragicznego wypadku ukończono również.
Morderca był kawalerem i razem z siostrą mieszkał u rodziców, którzy z powodu starości chcieli zrobić podział majątku i jednemu z dzieci oddać gospodarstwo.
Do objęcia gospodarki pretendował 29-letni Władysław.
Na tem tle dochodziło ostatniemi czasy między rodzeństwem i rodzicami do ostrych starć oraz kłótni, gdyż ś.pl. Marja również chciała zostać na gospodarstwie.
Władysław Kręcioch był już kilkakrotnie karany.
Zamordowana siostra cieszyła się opinją uczciwej i pracowitej dziewczyny.


Choczeńska kronika kryminalna - część I (LINK)
Choczeńska kronika kryminalna - część II (LINK)
Choczeńska kronika kryminalna - część III (LINK)

wtorek, 15 września 2015

Wybory w Choczni do Sejmu RP w 1928 roku

4 marca 1928 roku zostały przeprowadzone w Polsce wybory do Sejmu RP.
Do głosowania uprawnionych było w Choczni 1767 osób.
Oddano głosów 1487, czyli frekwencja wyborcza wyniosła nieco ponad 84 % i była wyższa od średniej frekwencji ogólnopolskiej o prawie 6 % oraz od choczeńskiej frekwencji w poprzednich wyborach o 11%.
Spośród oddanych 1487 głosów zaledwie jeden uznano za nieważny.
Głosujący mieli do wyboru osiemnaście ogólnopolskich list wyborczych, z których w Choczni wybierano tylko pięć.
Zdecydowanie największa liczba wyborców (75,3 %) oddała w Choczni swój głos na listę numer 3, wystawioną przez Polskie Stronnictwo Ludowe "Wyzwolenie". 
Na tę listę głosowano w Choczni dziesięciokrotnie częściej, niż w skali całej Polski.
PSL "Wyzwolenie" powtórzyło tym samym w Choczni swój sukces wyborczy z poprzednich wyborów parlamentarnych z 1922 roku, kiedy to otrzymało podobnie wysoką liczbę ważnych głosów (77%).
Z krajowej listy PSL "Wyzwolenie" kandydował na posła wójt gminy Chocznia i dotychczasowy poseł Józef Putek.
Oprócz PSL "Wyzwolenie" głosowano w Choczni również na:
  • Polski Blok Katolicki PSL "Piast" i Chrześcijańskiej Demokracji- 12,7 % ważnych głosów
  • Polską Partię Socjalistyczną - 6,9 % ważnych głosów
  • Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem - 3,6 % ważnych głosów
  • Katolicką Unię Ziem Zachodnich - 1,5 % ważnych głosów.
Zwraca uwagę bardzo niskie poparcie w Choczni dla nowego, prosanacyjnego ugrupowania BBWR, które ostatecznie wygrało w tych wyborach, z poparciem 21% głosujących Polaków.
Także prawie dwukrotnie rzadziej, niż w całej Polsce, oddawano w Choczni głosy na PPS.

Wyborcy choczeńscy głosowali również inaczej niż mieszkańcy Wadowic (gdzie z wynikiem 31,2 % wygrał BBWR), czy Andrychowa (tu z wynikiem 34,5% wygrała PPS).
Natomiast w okolicy PSL "Wyzwolenie" osiągnęło jeszcze lepszy wynik procentowy w Rzykach, gdzie uzyskało 81,6 % ważnych głosów. Zwyciężyło też między innymi w Barwałdach, Radoczy, Wieprzu, Ponikwi, Głębowicach, Sułkowicach, Tarnawie i Zembrzycach.

Nad prawidłowością liczenia głosów w komisji okręgowej w Wadowicach czuwało dwóch chocznian: Klemens Guzdek i Maksymilian Malata.

O wyborach w Choczni w 1922 roku można przeczytać tu - LINK