Wydarzenia związane z zakupem i montażem choczeńskich dzwonów w okresie międzywojennym, w relacji Józefa Turały, spisanej w listopadzie 1975 roku i zawartej w jego „Kronice wsi Chocznia”.
Przedstawienie tej sprawy przez Józefa Turałę różni się w kilku punktach, nie tylko co do ocen, ale i faktów, w porównaniu do tych fragmentów obszernego, naukowego opracowania „Wójta Józefa Putka droga do interdyktu” Marcina Witkowskiego, które dotyczą tematu choczeńskich dzwonów.
Dodać należy, że Józef Turała odwoływał się do własnych wspomnień, natomiast „Wójta Józefa Putka droga do interdyktu” została napisana na podstawie dokumentów kościelnych, choć są tam również odwołania do tekstu J. Turały (całość opracowania M. Witkowskiego można przeczytać tu - LINK).
Pomysł ufundowania dzwonów dla choczeńskiego kościoła parafialnego pojawił się według Turały w 1924 roku, podczas wizyty w Choczni Stanisława Sikory- przedstawiciela choczeńskiej Polonii z Chicago, a zarazem syna byłego wójta Antoniego Sikory. Kościół choczeński był ich pozbawiony od 1915 roku, kiedy to poprzednie dzwony skonfiskowały władze austriackie na potrzeby wojenne. Po powrocie Stanisława Sikory do USA emigranci choczeńscy rozpoczęli zbiórkę na ten cel w Chicago i w Detroit.
W czerwcu 1927 roku przybyła do Choczni trzyosobowa delegacja Polonii w składzie: Franciszek Wcisło, Ignacy Ścigalski i Jan Turała (brat autora relacji), z zebraną na zakup dzwonów kwotą pieniędzy.
W czasie spotkania z ks. proboszczem Józefem Dunajeckim i wikariuszem ks. Kmiecikiem delegaci zaznaczyli, że życzeniem darczyńców jest, aby z ich składek zostały zakupione dzwony, których gospodarzem ma być każdorazowo aktualny proboszcz choczeński. Przedstawili także proponowane stawki za dzwonienie oraz propozycję utworzenia Funduszu Podzwonnego, z którego miano finansować bezpłatne dzwonienie przy pogrzebach ubogich parafian. Po przyjęciu tych warunków przez stronę kościelną (z zastrzeżeniem co do Funduszu Podzwonnego) delegaci i ks. Kmiecik następnego dnia złożyli zamówienie na dzwony w fabryce Schwabego w Bielsku i wpłacili stosowną zaliczkę. Pozostałą kwotę zebranych pieniędzy delegaci wpłacili do Zarządu Kasy Stefczyka w Choczni, co zaproponował im wójt Józef Putek. Do czasu realizacji zlecenia wyznaczonego na listopad, pieniądze te miały być pożyczone członkom kasy, a potem zwrócone (z procentem), w celu zapłaty za wykonanie i dostawę dzwonów do Choczni. Ta decyzja delegatów spowodowała duże niezadowolenie Komitetu Parafialnego i proboszcza.
Jak pisze Józef Turała:
„Teraz dopiero przeciwko Delegatom rozpętała się burza- nieporozumienia i nieuzasadnione zarzuty ! Komitet Parafialny tez zmienił front do nich – nawet przepoczciwy zawsze ks. J. Dunajecki także solidaryzował się z Komitetem , nie przedstawił im obiektywnie sprawy! A zresztą , cóż on mógł zrobić ? Staruszek blisko 80-letni, gdyż nie zdawał sobie sprawy , gdzie prawda leży, po czyjej jest stronie? (…) Do Ameryki popłynęły oszczercze listy, pełne nieuzasadnionych pretensji, spóźnionych rzekomych przestróg – kogoście posłali? Dali pieniądze, a dzwonów teraz nie będzie! Kto zwróci pieniądze ? (…) Teraz społeczeństwo choczeńskie podzieliło się na dwa obozy: jedni- dewotki zwłaszcza i rodziny członków Komitetu Parafialnego oraz część inteligencji, nieznającej sprawy byli po jednej stronie, - drudzy, to zwolennicy delegatów z Chicago, radni Gminy z wójtem dr Józefem Putkiem na czele i część znaczna społeczeństwa choczeńskiego , umiejąca zdrowo i obiektywnie myśleć, spokojnie mówili, ażeby poczekać do listopada, a na pewno pieniądze na dzwony zostaną zwrócone, a wtedy za dzwony się zapłaci i zostaną one zgodnie z umową dostawione!”.
I rzeczywiście po pisemnym zawiadomieniu z Fabryki Dzwonów o gotowości do dostawy, władze Gminy uregulowały należność, a dzwony zostały przywiezione do Choczni. Ponieważ władze Gminy nie chciały składować dzwonów przed bramą kościoła, zwróciły się z bezskuteczną prośbą do kościelnego i plebani o klucze. Wobec nieudostępnienia kluczy wezwano ślusarza, otworzono kościół, złożono dzwony wewnątrz pod chórem i zamknięto ponownie drzwi kościelne w obecności wójta Putka.
Co było dalej opisuje Józef Turała tak:
„I dopiero teraz rozpoczął się krzyk i ogromna burza w obozie przeciwnym, że heretyk Putek przemocą wdarł się do kościoła, zbeszcześcił go i przez to, czynem tym, dopuścił się gwałtu i popełnił świętokradztwo i za to powinien ponieść zasłużoną karę. (…) Niektórzy zwolennicy Komitetu Parafialnego (…) pisali listy do Kurii Biskupiej w Krakowie, że Putek z miejscowymi gospodarzami przemocą wdarł się do kościoła, że złamano przepisy kościelne (…) Nadto podobne listy popłynęły do USA (…) Na dr J. Putka jeżdżono ze skargami do Kurii Biskupiej do Krakowa, wyolbrzymiając sprawę z dzwonami, względnie niewłaściwie i jednostronnie ją tam przedstawiając.”
W rezultacie tych działań ks. kardynał Adam Sapieha rzucił w 1928 roku na Józefa Putka klątwę – interdykt, którą odczytał z ambony w choczeńskim kościele delegat kurii ks. Domasik.
Równocześnie przed kościołem wiec protestacyjny swoich zwolenników zwołał wójt Putek. Większej awanturze zapobiegła choczeńska nauczycielka Anna Zrazik, która zaintonowała pieśń religijną, podchwyconą przez wychodzących z kościoła ludzi, co zagłuszyło i storpedowało wiec. Wtedy wójt Putek wydał polecenie policjantowi gminnemu aresztowania nauczycielki, którego ów policjant nie wypełnił, zorientowawszy się w napiętej sytuacji.
Tymczasem, jak pisze Józef Turała :
„Miesiące mijały, a dzwony nadal w zaniedbaniu i bez opieki były złożone pod chórem. Wrogo patrzyły w czasie tych awantur dewotki choczeńskie na nie- opowiadano, że w pogardzie i w swojej głupocie kopano je, czy nawet pluto na nie! (…) Dzwony zaś, (…) które powinny być dawno umieszczone na wieży kościelnej , głosić chwałę Bogu i zwoływać ludzi na nabożeństwa do kościoła, to w tak wielkim i karygodnym były poniżeniu!”
W lecie 1928 roku Józef Putek zwrócił się w tej sprawie pisemnie do Kurii Metropolitalnej w Krakowie, podając jednocześnie odpis listu do wiadomości Komitetu Parafialnego. Przypomina w liście, że dzwony od listopada 1927 roku nie spełniają swojej roli i Komitet Parafialny winien niezwłocznie zorganizować ich montaż na wieży kościelnej. Jeżeli w określonym czasie tego nie dokona, wtedy zajmie się tym Zarząd Gminy.
Kuria wezwała w tej sprawie ks. Kmiecika w zastępstwie chorego proboszcza i w lipcu 1928 roku rozpoczęły się przygotowania do wciągnięcia dzwonów na wieżę, a w sierpniu pod kierownictwem mistrza ślusarskiego Sikory z Wadowic dzwony ostatecznie umieszczono na wieży, czego świadkiem, fotografującym to wydarzenie, był sam Józef Turała. Potem nastąpiła konsekracja dzwonów, już w znacznie spokojniejszej atmosferze.
I na tym jego relacja odnośnie sprawy dzwonów się kończy. Sprawy, w której co widać wyraźnie, sympatia Turały jest po stronie wójta Józefa Putka. Jednak w odniesieniu do innych sporów pomiędzy gminą, a plebanią autor „Kroniki wsi Chocznia” zajmował stanowisko kompromisowe, a będąc zaangażowanym w działalność społeczno-kulturalną katolikiem, wywodzącym się z choczeńskich chłopów, widział racje obydwóch stron sporu.
Na koniec warto sprostować pewne nieścisłości zawarte w relacji Józefa Turały oraz wypunktować wspomniane różnice pomiędzy jego opisem sprawy, a opracowaniem Marcina Witkowskiego:
- Józef Turała pomija całkowicie w swojej relacji temat zakupu trzeciego, najmniejszego dzwonu, ufundowanego przez Komitet Dzwonny, powołany przez choczeńskiego proboszcza ks. Dunajeckiego,
- wymieniany przez Turałę Komitet Parafialny należy rozumieć jako grupę osób wspierających probostwo w sporze z gminą, a nie właściwy Komitet Parafialny, który obsadzony był w tym czasie przez zwolenników Putka, z nim samym na czele,
- autor „Kroniki wsi Chocznia” nie wspomina o poświęceniu dwóch z trzech zakupionych dzwonów (średniego - z datków z Detroit i najmniejszego- ufundowanego przez Komitet Dzwonny) w grudniu 1927 roku (przed interdyktem i zawieszeniem dzwonów),
- zasadniczą różnicę stanowi określenie momentu, w którym doszło do wtargnięcia w przestrzeń sakralną przez wójta Putka i jego zwolenników, co stanowiło jeden z głównych zarzutów przed wydaniem interdyktu. Według J. Turały, po przywiezieniu dzwonów z fabryki w Bielsku w listopadzie 1927 roku, wobec nieudostępnienia kluczy, doszło do otworzenia drzwi kościoła przez ślusarza, w celu złożenia tam sprowadzonych dzwonów (o czym nie pisze M. Witkowski). Natomiast według M. Witkowskiego, 4 kwietnia 1928 roku, w trakcie montażu najmniejszego z dzwonów na wieży kościelnej, wójt Putek nakazał kowalowi rozbicie drzwi prowadzących na wieżę, aby wstrzymać montaż dzwonu bez zezwolenia (o tym z kolei nic nie wspomina J. Turała).
- 2 maja 1928 roku odbyło się w Choczni dochodzenie w sprawie sporu z udziałem wszystkich zainteresowanych stron, to jest: Kurii Biskupiej, Urzędu Wojewódzkiego, wójta gminy i proboszcza, wskutek którego wojewoda krakowski podjął decyzję, że nie ma żadnych przeciwwskazań do zawieszenia dzwonów na wieży (według M. Witkowskiego, na podstawie udokumentowanych źródeł- brak informacji o tym u J. Turały),
- do zawieszenia dwóch mniejszych dzwonów doszło 11 maja 1928 roku (M. Witkowski ), a J. Turała pisząc o zawieszaniu dzwonów na wieży w lipcu i sierpniu 1928 roku, ma zapewne na myśli największy dzwon (dar Polonii z Chicago), poświęcony 24 czerwca 1928.
Dziadek mi opowiadał, jak któregoś razu ksiądz z ambony powiedział coś co się Putkowi nie spodobało, to ten w paru chłopa zrzucił księdza z ambony.
OdpowiedzUsuńNic mi nie wiadomo, aby doszło do takiej sytuacji - a byłby to fakt z pewnością bardzo nagłośniony. Ale rzeczywiście emocje przy okazji licznych sporów pomiędzy Putkiem (i jego zwolennikami), a probostwem (i jego zwolennikami) były moim zdaniem nadmierne i niepotrzebne.
UsuńHeh, ja doskonale tę rozmowę z Dziadkiem pamiętam, bo wtedy go ostatni raz żywego widziałem :/ Leżał w szpitalu w Łukowie po trzecim zawale, miał 87 lat.
OdpowiedzUsuń