Pokazywanie postów oznaczonych etykietą satyra. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą satyra. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 1 kwietnia 2024

Powsinoga swatem - satyra z udziałem Józefa Putka

Krakowski tygodnik ilustrowany "Lud Katolicki" w numerze z 15 lutego 1931 roku zamieścił satyrę polityczną "Powsiniga swatem", której bohaterem był Józef Putek z Choczni:

Dwa są kawaliry nałogowe w naszej Polsce. Jeden to niewyczytający ja, a drugi pon Putek z Choczni. Ja, to jak ja, moje kawalerstwo osładzam se śmiechem, ale gorzej z moim kolegą. W przezposelskim i kawalerskim stanie do cna skwaśniał i jacy śliną na ludzi za przeproszeniem pluje, nic mu się nie podoba, ani rząd, ani nijaka niewiasta do stanu małżeńskiego sposobna. Siedliśmy se kiesi to w choczniańskiej karczmie i popłakali się nad naszem kawalerskiem sieroctwem.

— Syćka twoja Józuś złość — rzekę mu — to z onej żółci, co ci się po wnątrzu rozlała, od tej samotności. Mięsopust teraz — mówię — to się żeń bracie — i tak nic lepszego do roboty nimos i jacy bąki zbijasz i papier gazetowy psujesz na swoje „Wyzwolenie"1. Ożeń się bracie, to cie złość ominie! Jak ręką odjął. Być może, że ci cyrwona łepetyna wtej osiwieje, ale to będzie fajniej i honorniej, niż tak byki i indory choczniańskie straszyć2.

— Nie chcom mnie — mruknął Józuś — nie chcom, bo ja ślubu ani księdza nie uznaję, a głupich bab teraz mało.

— Sam jesteś se winien, kiej tak — rzekę mu — ale się nie trap! I gorszym wisieluchom dały baby radę to i ciebie z onego strapienia wyratujom. Tak zwykle dzieje się, że kiej kto ze mną dłużej gwarzy to musowo na końcu musi się popłakać. Płakał już na mojej piersi Wicuś3, płakał Jantoś z Bugaja4 i do tej pory z onego płakania nie uspokoił się, nie dziwota więc, że i Józuś zmięknął, jako ten wiośniany śnieg i ślozy mu z ocu i z noska na mój kabat jęły kapać!

— Nie płac — mówię mu — bo mi samemu miętko na sumieniu, nie płac i siedź se jesce ze dwie niedziele w Choczni, a już moja w tem głowa, żeby cie jaka zefciała.

— Ja — mówię dalej — mam do bab wielgie szczęście, co na chtórą spojrzę, to mi się uwidzi i zobacys, że ci taką babę wybiorę, jak Madera.

Ucałował mię Józuś w gębę z obu stron, chciał i gdzieindziej, alem go zmitygował, że to jacy Dziadka godzi się tak całować, a nie mnie śmiertelnika i tak rozstaliśmy się.

A teraz mam kłopot. Post niedaleko a baby dla Józusia jesce nimom. Niechcom i basta.

Za ciebie się Powsinogo wydom — mówi kużda — a za niego nie!

Z tego syćkiego to ja jesce ożenię się, a on ostanie w kawalerskim stanie, na strapienie całej Polski. Ratujcie więc mnię ludzie dobre, nie dajcie zginąć skrony pana Putka i wynajdzie mu jakowąś niewiastę odpowiedzialną, coby wygoniła zeń syćkie humory i złości i coby kole niej odpokutował za syćkie zbereźeństwa. Lepiej przecie na tym niż na tamtym świecie! Prawda?

Nolepiej kiej będzie gdowa po trzech chłopach i czytelniczka „Wyzwolenia”, to jej ani jancykryst rady nieda, a duszę Putkową pewnikiem zbawi przez cierpienie.

Ino się bracia pośpieszcie, zróbcie to dla mnie, proszę was pieknie, bo post za pasem, a nie chciałbym robić z gęby cholewę, niechże choć jeden zazna scęścia z mojej ręki.

1- czasopismo redagowane przez Józefa Putka, organ PSL Wyzwolenie,
2- nawiązanie do koloru włosów Józefa Putka,
3- Wicuś to Wincenty Witos, polityk ludowy,
4- Jantoś z Bugaja, właściwie Antoni Kucharczyk, ludowiec, autor wierszy, satyr, felietonów

czwartek, 4 stycznia 2024

„Szopka Republiki Choczeńskiej” Józefa Putka

„Szopka Republiki Choczeńskiej” z 1950 roku, to jedyny znany wierszowany utwór Józefa Putka (napisany pod pseudonimem Józef Choczyński), znanego raczej ze swojej publicystyki politycznej, historycznej i społecznej.

O okolicznościach jej wystawienia i wyjaśnieniu tytułu przeczytać można we wcześniejszej notatce (link). Natomiast jeżeli chodzi o samą „Szopkę” to:

- jej zachowany maszynopis z odręcznymi poprawkami autora liczy 21 stron formatu A4,

- integralną jej częścią jest zapis nutowy partii śpiewanych oraz plan usytuowania postaci na scenie,

- składa się z prologu i dziewięciu scen.

Miejscem akcji jest szopa w choczeńskim Domu Ludowym „za panowania wicekróla Heroda Bąka Iszego w Roku Pańskim 1950, a w drugim roku zawieszenia w królowaniu króla Kajfasza Babińskiego”. Józef Putek nawiązuje tu do dwóch autentycznych postaci - zawieszonego wójta Choczni Władysława Babińskiego i jego zastępcy, a zarazem p.o. wójta Leona Bąka.

O podkład muzyczny miała zadbać „Orkiestra IV Brygady i V Kolumny pod dyrekcją Diabła Kuternogi", czyli Franciszka Zięby, pierwszego powojennego kapelmistrza choczeńskiej orkiestry amatorskiej.

W szopce role mówione ma 15 postaci:

  • Marysia Poczciwa,
  • Chachuła słomiany,
  • Woźny Gminny Jan Bladolica,
  • Herod Bąk Iszy, wicekról Republiki,
  • Brzdącek, trzeźwokrata,
  • Kominiarz Prosiątko,
  • Strażak Zalewacz,
  • Mleczarka Pośpieszna,
  • Ksiądz Żeniadło (Katabas), patriota z Korytasu,
  • Dziad z Kalwarii Zebrzydowskiej,
  • Obywatel Pietruszka,
  • Mieszko Aktywista z Wadowic,
  • Zmurszałek z powiatu,
  • Żandarm Sprawiedliwy,
  • Anioł Biały.

Autor wymienił również we wstępie nie wypowiadających ani słowa: Kota Selum i Szczura Peselum, Babcię Prezeskę, skomasowanego Michała Hulaka, Inżyniera Dulskiego, Skoczybruzdę, Organistę Kołchoźnego, Diabła kapelmajstra, Wernyhorę, Śmierć bezplanową i Anioła Czarnego.

Ponadto niektóre kwestie wygłaszają wszyscy lub głosy (w jednym przypadku pojedynczy głos), jako „mnóstwo luda z Choczni, Niwołda (Inwałdu), Frydrychowic, Kaczyny i Zawady (Zawadki)”.

Jak już wspomniano wcześniej, Herod Bąk Iszy, wicekról Republiki to stolarz Leon Bąk, pełniący wówczas obowiązki wójta Choczni, postać Woźnego Gminnego Jana Bladolicy należy utożsamiać z choczeńskim „sługą gromadzkim” Janem Bylicą, a aktywista Mieszko z Wadowic to tamtejszy profesor liceum Tadeusz Śmieszek, propagandzista władzy ludowej. Sam Putek podaje ponadto w treści szopki, że Zmurszałek powiatu (starosta?) miał używać nazwiska Kasper Majchrowic.

Nieodzywający się Kot Lelum i Szczur Peselum to ówcześni radni Henryk Kot i Tomasz Szczur, a Organista to rzeczywiście wykonujący ten zawód w Choczni Władysław Woźny.

W treści „Szopki” pojawia się sam Putek, wymienieni już: Władysław Babiński, Henryk Kot i Tomasz Szczur, a także inni autentyczni mieszkańcy Choczni: ksiądz proboszcz Bolesław Sarna, kierownik szkoły Tadeusz Nowak oraz takie nazwiska choczeńskie, jak: Bryndza, Drożdż, Wróbel, Zając, Świętek, Styła i Twaróg. Spoza Choczni wymieniani są między innymi: dyrektor LO w Wadowicach Jan Królikiewicz, działacz ludowy i przewodniczący Powiatowej Rady Narodowej Franciszek Świadek z Zygodowic, ksiądz proboszcz Leonard Prochownik z Wadowic, odsunięty od władzy były przewodniczący Polskiej Partii Robotniczej Władysław Gomułka, działacz Marian Spychalski, czy były prezes Rady Ministrów Edward Osóbka-Morawski.

„Szopka Republiki Choczeńskiej” Józefa Putka nawiązuje oczywiście to tradycyjnych choczeńskich przedstawień kolędniczych z okresu noworocznego, w których występowali najczęściej Herod, Śmierć, Żandarm, Żyd, Diabeł, Anioł i Kominiarz. Putek dodatkowo inspirował się rzeczywistością choczeńską z 1950 roku i „Weselem” Wyspiańskiego - stąd postacie Chachuły (chochoła) i Wernyhory, zaś nazwisko inżyniera Dulskiego wziął od Gabrieli Zapolskiej (być może chodziło tu o inżyniera Górskiego, prowadzącego wtedy w Choczni komasację gruntów). Dla wyjaśnienia należy dodać, że Chachuła to jedno z alternatywnych nazwisk używanych w Choczni w XVIII wieku przez rodziną Stankiewiczów/Stankowiczów.

Prolog

Orkiestra pod batutą Djabła Miejskiego gra marsza

Przed kurtynę wchodzi:

 Chachuła

Ktoś mnie wołał

czegoś chciał

zebrałem się

w com ta miał.

Jestem w szopce ku radości

przyjedzie tu wiele gości

byle każdy auto miał!

Kto na chórze śpiewa źle

kto w orkiestrze kiepsko gra

co kto widzi w swoich snach

czy to grzech

czy to śmiech

czy to kapcan, czy to pan

czy to Chocznian, Wadowian

ten do szopki przyjdzie w tan!

Marysia

Aj, aj, aj, aj, aj, aj

A cóż to za śmieć!

Chachuła

Tatusiowi powiadaj

że tu gości będzie miał

czy ich chciał, czy nie chciał

Marysia

A ty mi się przepadaj

Śmieciu jakiś, chochole

huś, ha, na pole!

Chachuła

Tatusiowi powiadaj…

Marysia

Huś, ha, na pole

głupi śmieciu, chochole!

Chachuła

Szepnij w ucho mamusi…

Marysia

Wynocha paralusie!

Chachuła

Kto mnie wołał

czego chciał…

Marysia

A słomiany nygusie

wynocha paralusie!

Chachuła

Ubrałem się w centrali

sami na mnie to wdziali

kiedy cennik dźwigali

w tej sławetnej centrali.

Kto mnie wołał

czego chciał…

Wychodzi

Marysia

Ah! Chachuła

ku radości

śle nam tutaj

kierdel gości!

Trza zrobić porządek planowy

szopkę zamieść w ten Rok Nowy!

Mówią w gminie, że szopkę tę

chcą zburzyć bez reszty

a w jej miejsce wybudują

wójtowskie areszty!

cdn

poniedziałek, 31 lipca 2023

Zaproszenie na "Szopkę Republiki Choczeńskiej" z 1950 roku

 21 lutego 1950 roku na oficjalnym papierze posła na Sejm Ustawodawczy dr Józefa Putka ukazało się zaproszenie o następującej treści:

Zaproszenie

Niniejszym zapraszam na tradycyjną "śledziówkę" Zespołu Naszej choczeńskiej Orkiestry Amatorskiej i architektów amatorskiego zespołu teatralnego, która odbędzie się dzisiaj o godzinie 18 w sali "Sokoła", t.j. 21 lutego 1950 r.

Jedzenia i napitków nie trzeba brać ze sobą, bo na miejscu za złożeniem zaliczki jest przygotowany "Korytas".

Przybycie Szanownych zaproszonych w towarzystwie ich Żon będzie mile widziane. Dziatki niech zostaną w domu. Nie odnosi się to do takich dziadków, co są już pełnoletni.

Chocznia dnia 21 lutego 1950 r.

Obywatele:

  1. Tomasz Szczur
  2. Władysław Babiński
  3. Józef Malata
  4. Ignacy Szczur
  5. Franciszek Szczur
  6. Tomasz Malata
  7. Kazimierz Szczur
  8. Michał Stuglik
  9. Drożdż Aleksander
  10. Mlak Jan
  11. Józef Piegza
  12. Józef Pindel
  13. Jan Bylica
  14. Klemens Guzdek
  15. Władysław Świętek
  16. Bąk Leon
  17. Pietruszka Stanisław
  18. Widrowa Franciszka
  19. Dębak Stanisław
  20. Wider Franciszek
  21. Oleksowa Maria
  22. Drapianka Maria
  23. Gazda Józef
  24. Zając Eugeniusz
  25. Franciszek Dąbrowski
  26. Franciszek Ramenda z góry
  27. Bąk Barbara
  28. Brońka Franciszek
  29. Józef Guzdek
  30. Kot Henryk
  31. Gazdówna Adolfina
  32. Twarożanka Justyna
  33. Stypuła Franciszek
  34. Ramenda Franciszek z dołu
  35. Gzelowa Aleksandra
  36. Stanaszkowa Helena
  37. Kosowska Bronisława
  38. Franciszek Świadek
  39. Zając Bolesław
  40. Wider Karol
  41. Maj Józef
  42. Malata Jan
  43. Gazda Jan
  44. Widlarz Antoni
  45. Nowak Tadeusz
  46. Guzdek Klemens II
  47. Legut Kasper
  48. Paterakowie
  49. Karkulewska Aniela
  50. Justyna Ścigalska
  51. Franciszek Frączek
  52. Tabak Andrzej
  53. Kazimierz Ścigalski
  54. Urszula Ścigalska
Autorem satyrycznej szopki był oficjalnie Józef Choczyński, ale pod tym pseudonimem ukrywał się sam Putek. To jedyny znany jego utwór wierszowany, zdecydowanie inny w charakterze, niż uprawiana przez niego na co dzień publicystyka polityczno-społeczno-historyczna.

Wymieniona w tytule "Republika Choczeńska" to nawiązanie do w miarę niezależnej polityki choczeńskiej gminy w stosunku do odgórnych zaleceń i nacisków władz powiatowych, centralnych i aparatu bezpieczeństa publicznego. 

Szopka została wystawiona na kilka miesięcy przed aresztowaniem Józefa Putka, pozbawieniem go mandatu posła i wykluczeniem go ze Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego. Ponadto Putek i jego zwolennicy (wymienieni powyżej) stracili wtedy władzę w Choczni, co oznaczało koniec "Republiki Choczeńskiej".

Treść szopki jest bardzo ciekawa, ale zrozumienie zawartej w niej satyry wymaga gruntownej znajomości ówczesnej sytuacji. Dlatego jej ewentualna publikacja będzie wymagała dodania licznych przypisów i wyjaśnień.

Tytułem uzupełnienia można dodać, że scenografię do szopki budował w Domu Ludowym Tadeusz Twaróg, postacie "rzeźbił i ekwipował" Władysław Babiński, a elektryfikację sceny wykonał autor szopki, czyli Jóżef Putek. 

Ilustrację muzyczną dał zespół Choczeńskiej Orkiestry Amatorskiej (wtedy jeszcze niepowiązanej z OSP) pod batutą kapelmistrza Franciszka Zięby a ponadto 14-letni harmonista Edward Drożdż.



poniedziałek, 30 stycznia 2023

O Choczni w przedwojennej satyrze Kantego Grządziołka

 W 1932 roku na łamach wychodzącej w Cieszynie "Gazety Rolniczej" były publikowane satyryczne felietony pisane gwarą , których autor podpisywał się jako Kanty Grządziołek. W czterech numerach- z lutego, marca i kwietnia Kanty Grządziołek nawiązywał w tychże felietonach do wydarzeń w Choczni lub związanych z Chocznią, a dwa z nich pisane są z punktu widzenia świadka- osoby obecnej na miejscu w Choczni. Występują tam autentyczni chocznianie, jak Jan Bylica (1883-1961), gminny goniec i herold, czy Jan Nęcek (1887-1954), prezes "Strzelca" i "Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem" w Choczni, a także wice komisarz Gminy Chocznia, pracujący zawodowo jako sługa kancelaryjny w urzędzie monopolu tytoniowego w Wadowicach. Przy czym, o ile Bylica jest u Grządziołka postacią pozytywną, to Nęcek wręcz przeciwnie- to właśnie głównie przeciwko niemu wymierzone są satyry z "Gazety Rolniczej", częściowo zresztą ocenzurowane. Grządziołek wyśmiewa się z Nęcka osobiście i z podległego mu "Strzelca", a przez to także z ówczesnych władz sanacyjnych, które tegoż Nęcka ustanowiły zastępcą komisarycznego zarządu choczeńskiej gminy, po rozwiązaniu cieszącego się poparciem chocznian prezydium kierowanego przez dr Józefa Putka i lansowały "Strzelca" oraz "BBWR", zwalczając popularne w Choczni lewe skrzydło ruchu ludowego. Te historyczne kulisy są niezbędne do zrozumienia satyr Grządziołka i tak zresztą dość trudnych obecnie w odbiorze z powodu używanej przez niego gwary. 

Fragment felietonu z 19 lutego 1932 roku:

Myślę se Wadowicak byś a do Chocnie nie zaźreć, to byłby jus grzych piekielny. Idem i dosedek ku starej karcmie łosteryji i patrzem a na tem karcmisku wisi tablica z napisem, ze tu jest kasarnia strzelecko rodzaju mynskiego i żyńskiego. Siajbe majom z tyłu. Przed karciniskiem łazi jakieś brzydkie chłopisko, jus przez Boga naznacone, bo nawet kudła na nim rosnąć nie chce, a nogę włócy za sobom jak ten djeboł z kalendorza. Drze sie do jakigoś drugiego, ze mu w Chocni chłopy nie kciały polowanie wynająć. Myślę se, może to jakiś niescyńsliwy ingwalid i pytom kobieciny co prawie sła ku Wadowicom, bez co ten ingwalid tak sie drze. A óna mi pado: „jakita ingwalid, baba mu nogę wykręciła, bo skierny był. On zgrabny do polowanie chyba na pchły w gaciak". Ide dalej i przysedek do Sokoła choceńskiego. A tu stanyło przedemną nieduże chłopiątko ucciwe i pado: „jo mom wos skądsi znać". Mówiem mu cokza jeden i zek tu w Chocni nieroz na wiecak bywoł i pytom go: „cyście wy nie Bylica, Dolcyjon z downego gminnego urzędu?" „Jo jes godo Bylica a bezcozeście mnie tak poznali?" „Ano padom po wąsak, bo jeno dwuk w Polsce mo takie wąsy, jeden Piłsudski a drugi Bylica." Potem pytołek go o te kasarnie i siajbe strzelecką i bez co to takom mobilizacyjom zrobili w Chocni. A ón mi powiado, że do tego Strzelca to nolezy ośmi takich, co studerują na rzezimieśników i ze ik w szkole przemysłowej do tego zmusili. „Wiecie Kanty co pado mi Bylica łostańcie na popołednie a zobocycie tu w tej kasami cuda." Pokozoł mi taką małą karteckę, a na niej stolo wypisane, ze bedzie w tej kasami strzeleckij zabawa z kotylejonem. Oba my ze dwie godziny medytowali co to za siarsia jest ten kotylejon, ale nicmy nie wymiarkowali. Popoledniu przysły do Chocni polcjany, potem wywiadowcy, potem śpicle, potem wadowskie podpuscace i markietanki, a były wom tes z Wadowic i takie obstarne babska, co se dały jakiemuś palerowi murarskiemu gęby cementem i wopnem wybielić, bo jaze to wopno im z nosów i brodów sie sypało. A Bylica śturknył mnie i powiado, ze to różne kubity związkowe i spółecne z Bebewuer. Myślem se że to syćko przysło patrzeć, jak bedom kotyliona pokazować. Takie to widać zazarte na to patrzynie. Potem przyjechał starosta Miler powiatowem autem Nro 79606. Numero to polcyjon Pach zapisoł do książki suzbowej, aby mioł o cem złożyć raport kumisarzowi od polcyje Stankiewicowi. Wsyćko to pakowało się do tego starego karcmiska na poswiącane przez księdza kapelana wiktuały i gorzołke, pewno mioł suzbę gdziyndbiej, albo go tyz co innego zasło. Z Chocni tyz nikogo my na tym bolu nie widzieli, jeno same wadowicany. Jak jus sprzątnyli gorzołke na zdrowie prohibicyje i wiktuały, rozpocon operacyjon ten żeński chłop, co mu kudły na gębie rosnąć nie chcom. Stanył jak bocoń na jednyj nodze, ślypia wlepił w powałę, a gębę rozdarł na takom serokość, zęby do niej cało łosteryjo wlazła. Rozkładał i wymachiwoł ręcyskami, prawom serzej, lewom drobniej, tak jakby zamiotoł mietłom jaką kancalaryjom. Mówiem do Bylicy, co to za jeden jest ten rozdarty giźlak. Bylica godo, że to jest bardzo wożny urzyndnik, bo zamiato kancalaryjom monopolu tabakowego Wadowicak i jest jeden na całą Chocnie bebewuer. To może ón jest ten kotylejon. „Moze być jota dobrze nie wiem", pedzioł Bylica i pociągnom mnie tam, gdzie markietanki strzeleckie kanapy sprzedawały. Zydki zagrały pieśń nabożną „My pierwsa brygada", starosta stanął jak na „gewer heraus". Myśleimy, ze pokozom kotylejona, ale óni syścy zacyni sie ustawiać w pory i spacerowali po karcmie. Piersom parom sed ten fachowiec od mietły z jakomś kubitom spółecnom, w drugiej parze ankusierka okryngowa z Kacyny z siarsiom strzeleckom, w trzeciej krocył Maciek Bzdura z Baśką Pyrciną, było tych por ze siedem. Bylica śturknył mnie i pado: „widzicie Kanty, takto ślachta sanacyjne polonyza wodzi". Miołek jus stanąć do pory, alek se pomyśloł, jakby sie Tekla zwiedziała, toby mnie jesce w gazety puściła, zek sie na sanatora przekrzcił. Wyślimy z tej zabawy gdzieś po północku i zaśmy na gościńcu spotkali tego koślawego giźloka jak wrzescoł, ze kotyliona nie było, że zjedli i wypili więcej jak trza i że Strzelec nie bedzie mioł za co mobilizacyje zrobić, bo trza kryjde za gorzołke, piwo i kanapy zapłacić. Dobryś myślem se jak ci za kotylejona deficyt na boi przysed. Pozegnołek pieknie Bylice, pocenstowoł mnie jesce fajkowym tabakiem na drogę i posedek do Wieprza, a cok tam widzioł i słysoł, to wom za jakiś cos opowiem. 

Ciąg dalszy pojawił się w numerze z 4 marca:

Alek sie łozgodoł z tymi głymbowianami, jas tu leci z kasy chorej znajomy urzyndnik Kucharski i woło mnie: „Grządziołek, spieście sie tu, jes do wos jakiś telefon"! Kis grzysi pomyślołek alek posedł, bierę rułkę w gorść i mówiem: „Haljo co jes?" Nic nie jes ino jo Bylica. Wracojcie zaroz pośpiesnym pociągiem wożno rzec". Jak wożno, to wożno. Siadom na kolej i o piątej minut seś wysiadom w Chocni na peronie. Urzyndnik ruchu i banałuzar poznoł mnie i zasaliterowoł, a „tajny" Łazarz z kunfidentem jak mnie uźreli, to sie zewstydzili i schowoł sie jeden w kancalaryji dla męzcyzn a drugi dlo kobit. Wysed z pocekalnie na peron Bylica i pado mi: „Wożno rzec jedna, że po tym bolu strzeleckim kotylejon sie znalos ino piyniondze za bileta i gorzolke ani Łazorz ich znalyś ni może, kasik podzioł a kumendant Strzelca mo być rozstrzylany za przekrocenie suzby, bo kotylejona nie hereśtowoł i przy siajbie warty nie postawił. Ale jesce drugo rzec gorso godo Bylica jus polcyjon Pach chodził z książkom suzbowom i sukoł świadków, zeby zaprzysięngli, ze na strzeleckim bolu z kotylejonem wódka z flasek sama sie naliwała do kielisków, bo to ktoś zezdoł, że jaze 6 liter gorzołki markietanki wysynkowały a w gminie jest zakoz synkowanio cyli prohibicyjo. Jus ma jednygo takigo świadka Nyncka, on kazdom rzec zaprzysiongnie, drugim mioł być drugi bebewuer z granice, ale ón se na ceś prohibicyji zaspoł w pocekalni kolejowej i zaś go honor i premijo ominie.

Do Nęcka i spraw choczeńskich Grz adziołek powrócił 25 marca:

W Chocni strzelec rozwijo sie lepiej jak w Brzeźnicy. Jus na ośmi strzelcy jes 16 gwerów. Siajba jesce zamrożono. Dzieci bierom pajstwowe wychowanie starem śmierdzoncem karćmisku. Generoł od tego Strzelca, ten giźlok od pajstwowego wychowanio zebrał poru łazików i za gorzołke wyproł mietwom Wadowicak pore syb u jakichsik łobwiepolów (Obóz Wielkiej Polski- prawicowa opzycja w stosunku do sanacji- uwaga moja). Chcieli mu tam wyrwać, drugom nogę, bo jus jednom baba mu wykrynciła, ale sie zlitowali nad koślokiem i puścili go po trzykrotnem kopniynciu niżej krzyza. Wojna była straśno jak pod Kijowem. Ten giźlok wywijoł mietłom, dar sie na całe garło, Ze jeno dwom ludziom w Polsce syćko wolno, jednemu marsałkowi a drugiemu jemu. Za śtyry dni łobwiepole wywalili putuzina okien w strzelcu. Śklili te okna tydzień śklorze, bo jeno óni mieli nojlepsy prefit z tyj wojny. Ten pajstwowy wybiłokno mo dostać order walecności a przypnie mu go w łosteryji chocyńskiej prezes bebewuer ispektór Bernad. Strzelec tys jus nie bedzie okiyn łozbijoł, bo to żoden jenteres mieć potem seś łokien wybityk za jedno i po nocak warte pod oknami trzymać.

i w numerze z 29 kwietnia:

W Chocni o nicem ludzie nie godajom teroz ino o defiladzie strzeleckij w św. Józefa w Wadowicak. Pośli tam na te defilade i chocyńscy strzelcy z tym gizlokiem koślawym na cele. Jak ich uźroł jakiś oficyr, tak im godo wynoście mi sie stąd, zebyk wos tu nie widzioł. Bo to wiycie nawet butów śwarcem nie opucowali, ino jak ze zbabroł tak je wdzioł na defilade. Zodnej subordynacje miyndzy nimi nima, zodnego porządku. W karcmie siedzom i na parade wyśli jak po bolu w karcmie. Jak ich tak ten oficyr skónierowoł, pośli na tretuar ku Wodzijskigo kamiynicy tam stół kuminiorz wadoski i przed nim te defilade robili. wielgi piątek zaś gwołtem kcieli pilnować Pana Jezusa, w grobie w kościele. Ale ik nie dopuścili, bo boli sie zeby przy takij warcie jaki sanator (zwolennik sanacji - uwaga moja) Pana Jezusa nie ukrodł i żydom jak Judos nie sprzedoł.

Ta  sama "Gazeta Rolnicza" o Nęcku - link

Karykatura polityczna z 1928 roku - link

Karykatura polityczna z 1930 roku - link

Karykatura polityczna z 1938 roku - link