Od czerwca ubiegłego roku przeczytać można na "Chocznia kiedyś" notatkę na temat Mariana Giełdonia, żołnierza Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie (link).
Po zakończeniu wojny Marian Giełdoń stacjonował ze swoim oddziałem we Włoszech, a następnie w sierpniu 1946 roku trafił do Anglii. Tymczasem w Choczni oczekiwała na jego powrót żona Leokadia, którą poślubił tuż przed wybuchem wojny (5 sierpnia 1939 roku). Jedynym sposobem podtrzymania ich wzajemnych kontaktów były listy, które małżonkowie wysyłali do siebie. W zachowanej przez ich wnuka korespondencji oprócz spraw ściśle prywatnych, poruszane były także tematy związane z życiem w powojennej Choczni, które zapewne mogą zainteresować także osoby spoza tej rodziny.
W liście z 2 sierpnia 1946 roku Leokadia Giełdoń (z domu Fujawa) wraca jeszcze do okresu wojny, tak opisując mężowi ich ówczesne losy:
"10 grudnia 1940 roku zostaliśmy wysiedleni z domu i dopiero 28 marca 1945 wróciliśmy. Na naszym miejscu był niemiec (pisownia oryginalna), poniszczył wszystko. (...) Zaraz po wysiedleniu mieszkaliśmy u ciotki Kotowej (chodzi o Annę Kot z domu Kręcioch) 4 miesiące ale i ją wysiedlili, więc później u p. Guzdka Henia, a ostatnio w Kaczynie. To było borykanie się z losem...(...) To jest wioska górzysta obok Choczni, przez którą pamiętasz szedłeś z Wandą i ze mną do Rzyk. Tam mieszkałam z rodzicami i z Mieciem (chodzi o Mieczysława Fujawę, brata Leokadii) 3 lata. Mamusia (Maria Fujawa z domu Kręcioch) pracowała 2 lata i 6 miesięcy w Fabryce w Białej, robiąc codziennie 18 kilometrów tam i z powrotem do pociągu. Biedaczka wymęczyła się dosyć, a ja handlowałam po kryjomu, aby zarobić na utrzymanie. (...) Wróciliśmy do pustych ścian, ale z wielką radością, że pod własny dach. Na nowo zaczęliśmy pracować wspólnie. Mamuśka stale tylko marzyła o powrocie Twoim, układając sobie różne plany na przyszłość. "
Fujawowie na wysiedleniu w Kaczynie Od lewej: Leokadia Giełdoń, Maria Fujawa, Mieczysław Fujawa, Jan Fujawa Zdjęcie z archiwum Sławomira Szatkowskiego |
Dom w Kaczynie, w którym Fujawowie przebywali na wysiedleniu Zdjęcie z archiwum Sławomira Szatkowskiego |
Niestety pani Fujawa nie doczekała powrotu zięcia, o czym jej córka Leokadia pisze w tym samym liście:
"29 listopada 1945 roku był dla nas dniem tragicznym na całe życie- bo straciliśmy nasz skarb, najukochańszą mamuśkę ! O godzinie 23.45 w kuchni na tem kuferku, gdzie nieraz wspólnie siedzieliście, została zastrzelona przez dwóch "oprychów". Świadkiem tego tragizmu był biedny Ojciec (Jan Fujawa), Mieciu, służąca i jej siostra, ja natomiast przyszłam już za późno, prawie skończyła biedaczka. Dostała w główną tętnicę- wybuch krwi i żyła tylko 10 minut."
Przeciwko sprawcom napadu na Marię Fujawa wszczęto sprawę karną. O jej zabójstwo został oskarżony Otton Jaroszkiewicz, kapral 6 Dywizji Piechoty Ludowego Wojska Polskiego, lat 22. Natomiast szeregowego Józefa Pasiecznika, lat 27, oskarżono o zabór mienia rodziny Fujawa.
Odtąd szczęście opuściło Leokadię i jej rodzinę:
"Początkowo dosyć Pan Bóg nam błogosławił. Od śmierci mamusi jak odwinęła się karta, to już trzykrotnie nas okradziono, zabrali nie tylko towar ze sklepu, ale i ubrania, no doszczętnie. Kochany ciężko mi jest gospodarzyć samej po takich przeżyciach, ze starem 69-letnim przygnębionym Ojcem, a Miecio jeszcze za młody."
Do tej ciężkiej sytuacji nawiązuje także w drugim liście z 28 września 1946 roku:
"Marianku, cieszę się, że masz zamiar wrócić, ale bądź przygotowany, że czeka Cię niejedno rozczarowanie, bo obecna wegetacja... Będziesz musiał pogodzić się z losem, no ale może jakoś to będzie...(...) Zorganizuj dla siebie, co tylko możesz i wszystko zabierz, bo u nas każda rzecz ma wielką wartość. Marianku piszesz, że masz radio śliczne- ale czy na prąd? Bo tak kulturalna wieś, jak Chocznia, będzie mieć wkrótce elektrykę, przeprowadzają komasację gruntów, meliorację, itd. Najlepiej jednak komasują złodzieje- powiadam Ci co noc rabunki, dobierają się już do obór, biorą konie, krowy, itd. Ja sama się nocami nie wysypiam, stale pod wrażeniem, że już idą, pod wpływem tych wszystkich przeżyć jestem strasznie przeczulona i nerwowa. (...) Chowam krowę, ciele, konia, świnke, barana, parę kur, kaczki- jestem sama z tem starem ojcem, który już od śmierci mamuśki ma słuch przytępiony od strzałów. Mietek szczeniak, służąca śpi, jak suseł. zatem spokojnie mogą wszystko zabrać. Nie daj Boże już tyle krzywdy mi wyrządzili niemcy i złodzieje, bo jak wspominałam, już trzykrotnie nas obrabowali. Oszaleć można, takie braki. Teraz musiałam się zainteresować naprawą okien, drzwi, przecież zbliża się zima, a przy ostatnim napadzie wybili mi 11 szyb i okno z ramami. Wszystko na mojej głowie, często wyjeżdżam, aby coś wykombinować, to znowuż nie mam kogo zostawić w sklepie, ojciec ma dosyć pracy w gospodarstwie i z koniem, a Mieciu chodzi do szkoły."
Tak więc wszyscy oczekiwali na powrót Mariana Giełdonia, licząc że los się odwróci.
Doszło do tego jeszcze w tym samym 1946 roku, niecałe dwa tygodnie przed Świętami Bożego Narodzenia. Rodzina znów była razem i mogła się cieszyć swoją obecnością. A Jan Fujawa miał pewnie niejedną okazję, by zrealizować swoje opisane w listach Leokadii pragnienie, by usiąść spokojnie z zięciem i napić się z nim kieliszek wódki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz