Wydawany w Krakowie tygodnik "Prawda" w numerze z 10 stycznia 1903 informował:
Śmiały złodziej. W Choczni koło Wadowic przed świętami Bożego Narodzenia, wieczorem o godzinie 8. wyprowadził złodziej ze stajni jedyną krowę pewnej wdowie. Po drodze spotykał się z różnymi ludźmi, a także z wójtem tej wsi. Pytał się o drogę do Tomic i w tym kierunku uszedł. Dziwna rzecz, że dotąd go nie odkryto.
Prawie 2,5 roku później ta sama "Prawda" donosiła o kolejnej kradzieży, tym razem konia (numer z 3 czerwca 1905):
Na złodzieju czapka gore. W zeszłym miesiącu ukradł w nocy złodziej pewnemu gospodarzowi w Choczni konia. Gdy gospodarz zaglądnął w nocy do stajni, znalazł tylko jednego konia, a z drugiego ani śladu. Siada więc co prędzej na konia i jedzie w stronę Wadowic, pytając po drodze przechodniów, czy kto z nich nie widział złodzieja. Tymczasem złodziej przejeżdżał przez miasto na koniu i spotkał dwóch stróżów nocnych. Ci, spotkawszy jadącego, żartem zawołali: Stój, już dawno na ciebie czekamy. Złodziej myśląc, że naprawdę go poznali, zeskoczył z konia i uciekł. Stróże zaprowadzili konia przed magistrat, gdzie ze zdziwieniem spotkali właściciela, który sobie konia odebrał.
Amerykański "Democrat and Chronicle" z 13 lipca 1915 roku przynosi następną notatkę o kradzieży, tym razem popełnionej przez choczeńskiego sprawcę:
Batavia 12 lipca. Frank Mlak z Choczni lat 25, zamieszkały przy Webster Avenue w Rochester został dziś aresztowany w Batavii i odstawiony przez policję z powrotem do Rochester pod specjalnym nadzorem. Zostało udowodnione, że Mlak włamał się do polskiego gimnazjum przy Sobieski Street i zabrał stamtąd pieniądze, papierosy, cygara i czekoladę.
11 lipca 1933 roku doszło w Krakowie do kradzieży, w której poszkodowanym był Tadeusz Tarasek, mąż choczeńskiej nauczycielki. Zajście opisał dziennik ilustrowany "Siedem groszy":
Tadeusz Tarasek usnął na ławce na Plantach w Krakowie obok Głównej poczty, z czego skorzystał złodziej, zabierając mu z kieszeni spodni zegarek i kwotę 35 zł. Podobne wypadki zdarzają się dość często na Plantach krakowskich, lecz mimo to, publiczność jeszcze ciągle jest mało ostrożna.
Ostatni w tym odcinku przypadek wielu powtarzających się kradzieży w okolicy Wadowic, w tym i w Choczni, został zrelacjonowany przez korespondenta "Głosu Narodu" w numerze z 6 października 1908:
Od dwóch tygodni grasują w okolicy Wadowic z niezwykłą śmiałością złodzieje i awanturnicy różnego rodzaju. Napady i rabunki powtarzają się prawie codziennie. I tak w Woźnikach okradziono organistę na kilkadziesiąt koron, w Tomicach obrabowano Fr. Kujawskiego, a na szynk Kałza urządzono formalny napad z rewolwerami. W Choczni okradzionym został Ruliński i Zając, w Gorzeniu zabrano Zollmanowi przedmioty złote i srebrne wartości 300 koron. Wczoraj bandy złodziejskie przeniosły się do samych Wadowic i okradły już p. Hałatka na kwotę 386 koron, a propinatorowi zabrały dwa palta wartości 386 kor, nadto rozbili złodzieje w biały dzień biurka u geometry ewidencyjnego. Przy tem jednak włamaniu sprawcy zostali pochwyceni. Są to dwaj małoletni, źle po polsku mówiący złodzieje. Przy rewizji znaleziono u jednego nabity rewolwer. Aresztowni nie chcą dać żadnych wyjaśnień. W jednym z nich policja rozpoznała niejakiego Richtera z Misilesów. Przedsięwzięto następnie rewizję w bawiącym tu od dwóch dni taborze cygańskim i znaleziono kilka skradzionych przedmiotów. Policja zarządziła teraz liczne aresztowania cyganów i ma nadzieję, że wyśledzi wszystkich sprawców ostatnich kradzieży.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz