- Stare fotografie z Choczni
- Szpital epidemiczny w Choczni po I wojnie światowej i jego kierownicy
- Żołnierze z Choczni w dokumentach kadrowych 56. Pułku Piechoty w latach 1820-1868
- Nazwiska używane w Choczni już w XVI wieku
- Zapomniane miejscowe nazwy geograficzne
- Stare fotografie z Choczni
- Boży Obiad - zapomniany zwyczaj
- Nowa książka "Z Choczni i w Choczni. Kto był kim?"
- Powstanie karczmy z zajazdem przy granicy z Inwałdem
- Kazimierz Szczur - działacz społeczny i polityczny
- Zgony i pochówki żołnierzy 56 PP z Choczni w latach 1914-1917
- Cechy fizyczne chocznian z I połowy XIX wieku
wtorek, 31 grudnia 2024
Najpopularniejsze notatki z 2024 roku
wtorek, 17 grudnia 2024
Obciążenia podatkowe chocznian na początku XIX wieku
Trzy lata po przejściu pod panowanie austriackie, 18 kwietnia 1775 roku, wprowadzono w Galicji, a więc także i w Choczni, nowe obciążenie podatkowe - tak zwany podatek rustykalny. Wysokość tego podatku dla każdej gromady wiejskiej określały władze państwowe, a rozkład obciążeń na poszczególnych włościan właściciel wsi, w zależności od wielkości posiadanego przez nich gruntu.
Jeżeli chodzi o podatki państwowe, to w Choczni pobierano także podatek klasowy, obejmujący podatek od realności, pogłówne i właściwy podatek klasowy, płacony przez duchowieństwo, urzędników, kapitalistów bez realności, hurtowników i inne osoby zaliczone do tej osobnej kategorii.
W 1803 roku suma obu tych podatków wynosiła w Choczni 448 florenów oraz 19 i pół krajcara.
Ogół mieszkańców wsi płacił wtedy również podatek lokalny (gromadzki) w wysokości 129 florenów i jednego krajcara, który pobierano na ogół do spichrza gromadzkiego w odpowiednich ilościach żyta i owsa.
W życie i owsie płacono także podatek na rzecz kościoła (o wartości rocznej 59 florenów), ogół mieszkańców utrzymywał również organistę (z płacą 11 florenów rocznie) oraz kościelnego (3 floreny 36 krajcarów).
Tak więc ogólne obciążenie podatkami publicznymi wynosiło w 1803 roku nieco ponad 651 florenów. Przeliczając to na dawne złote polskie otrzymujemy kwotę 2865 złp, w tym podatek gromadzki 567 złp. Ponieważ przed rozbiorami sumaryczny podatek na rzecz państwa i kościoła wynosił 1017 złp (w 1764 r.), to w ciągu 30 lat rządów austriackich wzrósł on o nieco ponad 100%.
Do celów podatkowych Chocznia była podzielona na trzy okręgi podatkowe, obejmujące dolną, środkową i górną. Ściągalność podatków nie była pełna - o ile państwowy aparat skarbowy był bezwzględny, to z władze lokalne do pewnego stopnia tolerowały ewentualne opóźnienia lub były skłonne do rozkładania płatności na raty, czy wręcz ich umarzania. W omawianym tu 1803 roku z górnej części wsi pobrano nieco ponad 83 floreny podatku rustykalnego i gromadzkiego, w środkowej nieco ponad 163 floreny, a w dolnej nieco ponad 113 florenów, co dało łączną kwotę nieco ponad 360 florenów. Doliczając podatki od poddanych z majątku sołtysiego i plebańskiego zebrano nieco ponad 366 florenów z 427 wymaganych.
piątek, 13 grudnia 2024
Piwo i browarnictwo w dawnej Choczni
Dawne piwo było znacznie bardziej
mętne, mniej gazowane i niekoniecznie chmielone, przez co miało inny smak, niż
to, które znamy obecnie. Znacznie niższa zawartość alkoholu w dawnych piwach
sprawiała, że podawano je także dzieciom. Uchodziło ono za znacznie zdrowszy
napój, niż wchodząca przecież w jego skład woda, gdyż w procesie produkcji redukowano
ilość chorobotwórczych bakterii i innych niekorzystnych dla zdrowia zanieczyszczeń.
Było również ważnym źródłem kalorii i składników odżywczych. Stąd spożywano je
powszechnie i w dużych ilościach, także z pewnością w Choczni.
Pierwsza pisemna wzmianka na temat
produkcji piwa w Choczni pochodzi z 1579 roku, a dokładnie z „środy wstępnej” tegoż roku, co oznaczało Środę Popielcową. W choczeńskiej Księdze Sądowej
zanotowano, że Wojciech Kołodziej z synem Urbanem zmówiwszy się, sprzedali wówczas
za 70 złotych w polskiej monecie „swoy statek” Wojciechowi Galamie, a w skład
owego „statku” oprócz roli i różnych sprzętów, czy zwierząt gospodarskich,
wchodziły także „dwa achtelia y dwa polachtelky piwne, kocziel browarny, szesc
kadzi”. Czyli rodzina Kołodziejów oprócz uprawy roli zajmowała się wtedy także
piwowarstwem, do którego używała podanego wyżej kotła browarnego i kadzi, a
także prawdopodobnie wyszynkiem wytworzonego przez siebie piwa, przechowywanego
we wzmiankowanych achtelach i półachtelach – beczułkach o pojemnościach
odpowiednio 16 i 8 litrów.
Kolejnym odnotowanym piwowarem z
Choczni był Stanisław Szymonek (1630), który wytwarzał piwo dla folwarku
Mikołaja Komorowskiego, właściciela majątku wójtowskiego w Wadowicach.
Trzy lata później (1633)
przywilej między innymi prowadzenia własnego browaru dla Adama Szczura,
właściciela majątku sołtysiego w górnej części wsi, potwierdzał król Władysław
IV Waza.
Nie udało mi się potwierdzić w źródłach
ciekawej historii z 1656 roku, kiedy to rzekomo pleban choczeński ks. Kacper
Sasin miał zamówić u krakowskich piwowarów 36 wielkich beczek piwa, by uczcić
ucieczkę wojsk Karola Gustawa z Wadowic. Podczas przeprawy przez Wisłę w
okolicach Łączan transport miał utonąć w rzece i podobno długo jeszcze trwał
spór procesowy, kto powinien zapłacić za niedoszłą dostawę.
Pod koniec życia ks. Sasina (1694)
żołnierze wojsk koronnych pojawiwszy się w Choczni w mięsopusty (koniec
karnawału) wypili na koszt mieszkańców piwa i gorzałki za 6 złotych, a łączna
suma strat wynikłych z ich krótkiego pobytu wyniosła 70 zł. Petycję o zwrot tej
kwoty wnieśli do zamku oświęcimskiego wójt Grzegorz Grządziel i przysiężny Jan
Kumorek.
W zbiorach Archiwum Ziemskiego w
Krakowie Stanisław Szczotka odnalazł w okresie międzywojennym zeznanie złożone w
1736 roku przez najsłynniejszego okolicznego zbójnika Józefa Baczyńskiego alias
Skawickiego, których fragment dotyczy także …browaru w Choczni:
„Stamtąd (to znaczy z
Inwałdu - uwaga moja) poszliśmy do
Choczni, już się dzień robił, na browar do żyda. Tam przyszedszy, związaliśmy
tego żyda, który związany powiedział o pieniądzach na izbie w popiele, któreśmy
sami wybrali. Było tych piniędzy tynfów sto. Wzięliśmy także parę pistoletów i
szpadę, gorzałki baryłkę choćby półgarcową, oprócz tego piliśmiy tam gorzałkę i
piwo, wzięliśmy także korali nitkę tamże w popiele z piniądzmi. Wychodząc rozwiązaliśmy
żyda, aleśmy go nie bili, nie piekli.”
Tradycje browarnictwa
podtrzymywano w Choczni w XIX wieku. W 1817 roku dzierżawcą karczmy dworskiej (Bobrowskiego) wraz
z browarem był Joachim Holcgrin (Holzgrün), a swój własny browar miał nadal majątek
sołtysi (wtedy własność Duninów), w którym w 1827 roku braxatorem (piwowarem)
był trzydziestokilkuletni Szymon Wolski rodem z Podolsza koło Zatora.
O piciu piwa podczas pobytu w
Choczni w 1813 roku wspominał poeta Kazimierz Brodziński:
„Dobrego piwa kilka szklanek
wypiwszy, pożegnałem go (ks. plebana – uwaga moja) i szedłem na przechadzkę
pomiędzy dwoma rzędami wierzb, ciągnących się aż do lasu świerkowego.”
Piwo było powszechnie szynkowane
w choczeńskich karczmach i w przeciwieństwie do gorzałki jego spożycie nie
budziło kontrowersji. Jak wynika z pisemnej relacji chocznianina Kumorka,
zachowanej w zbiorach Muzeum Etnograficznego w Krakowie, piwo bywało nawet składnikiem
wieczerzy wigilijnej.
W 1901 roku spożycie piwa stało
się przyczyną kryzysu w zarządzie choczeńskiej gminy i rezygnacji wicewójta
Jana Zająca, oskarżonego przez naczelnika gminy Antoniego Sikorę o pijaństwo i
przesiadywanie w karczmach. Jak tłumaczył się Zając:
„Raz ten wypadek mnie się
przytrafił, że wstąpiłem do członka Rady i asesora Malaty, a powodem tego była
sprawa dróg gminnych … a że wypiłem szklankę piwa u Malaty, to przecież każdemu
wolno, a pijanem nie byłem, abym dawał zgorszenie i zasłużył na takie szkalowanie”.
Piwo można było wówczas wypić
także u Maurycego Münza przy granicy z Wadowicami. Pracującemu dla niego
Józefowi Bąkowi w 1902 roku zarzucano w gazecie „Prawda”, że zamiast
zatroszczyć się ratunek dla swojego poparzonego synka, jeździł dla szynkarza po
piwo i staczał przywiezione beczki do piwnicy Münza.
W 1911 roku dzięki staraniom
posła Antoniego Styły choczeńska gmina uzyskała prawo do pobierania opłat od
serwowanych na jej terenie trunków, w tym 2 koron od każdego hektolitra piwa.
W okresie międzywojennym prawa do
szynkowania piwa w Choczni posiadali między innymi: Franciszek Pędziwiatr,
Stanisław Kryjak, Jan Fujawa, Szymon Łapka, czy Kółko Rolnicze. Zabroniła im tego
prohibicja wprowadzona we wsi po plebiscycie antyalkoholowym z 1929 roku i
ponowionym dwa lata później.
Jako ciekawostkę można podać, że
w tym czasie (koniec lat 20. XX wieku) nauczycielką w obu choczeńskich szkołach
była Antonia Rokosz, żona księgowego w żywieckim browarze.
Wątek piwny pojawia się wówczas
także wśród choczeńskich emigrantów. W 1937 roku współwłaścicielem restauracji
z browarem w urugwajskim Montevideo był Jose Tadeo Gurdek, ochrzczony w Choczni
jako Józef Tadeusz, który był wnukiem wymienionego wyżej Antoniego Styły.
W „Kronice wsi Chocznia” Józefa
Turały odnotowano, że w czasie II wojny światowej szwagier autora Franciszek
Romańczyk był przymusowo zatrudniony w lodowni krakowskiego browaru, gdzie nabawił
się astmy.
Piwo w latach 60. XX wieku było w
Choczni uznawane nie za napój alkoholowy, a chłodzący, na równi na przykład z
oranżadą. Nie można go było jednak sprzedawać w choczeńskich sklepach osobom
nietrzeźwym. W 1965 roku w okresie letnich upałów pojawiły się problemy z
dostępnością piwa butelkowego, a sprowadzenie piwa beczkowego nie wchodziło w
grę, gdyż nie było gwarancji sprzedania całej beczki przed skwaśnieniem zawartości.
W 1967 r. Wydział Spraw
Wewnętrznych Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Wadowicach podał do
publicznej wiadomości, iż Ob. W. J. zamieszkały w Choczni powiat Wadowice,
został ukarany przez Kolegium Karno- Administracyjne przy Prezydium PRN w
Wadowicach grzywną w wysokości 500 złotych za to że dnia 18 marca 1967 roku w
Wadowicach jechał rowerem w stanie wskazującym na użycie alkoholu, co stanowi
wykroczenie. Obwiniony przyznał się do zarzucanego mu wykroczenia, że w dniu
krytycznym wypił dwa piwa, a następnie jechał rowerem przez miasto w
Wadowicach.
wtorek, 10 grudnia 2024
Druga wojna światowa w życiorysach choczeńskich milicjantów - część II
Druga część wcześniejszego artykułu - link.
Helena Stuglik:
„W roku 1940 zostałam wysiedlona
wraz z rodziną do pow. Jędrzejów i tam przebywałam do chwili oswobodzenia. (…)
Pracowałam jako robotnik leśny w lasach chorzewskich. Na początku 1941 r.
poznałam chłopca Józefa Krzysztofika z Jędrzejowa, który mi się oświadczył i
jako oficjalny narzeczony przedstawił swojej rodzinie, w tym szwagrowi Romanowi
Górce, właścicielowi drukarni w Jędrzejowie. Po wnikliwej obserwacji R. Górka
zaproponował mi wstąpienie do organizacji wojskowej, na co wyraziłam zgodę. W
październiku 1941 r. zostałam zaprzysiężona jako członek ZWZ-AK obwód
Jędrzejów, podległy bezpośrednio Romanowi Górce ps. „Mirek”. Ja przyjęłam ps.
„Lena”. Z uwagi na to, że pracowałam w lesie przekazano mnie jako łączniczkę do
placówki ZWZ-AK Chorzewa, gdzie nawiązałam wskazany kontakt z członkiem ZWZ-AK
gajowym Julianem Hendrysiakiem i Janem Jęczmykiem, powstańcem wszystkich trzech
powstań śląskich, który ukrywał się pod tym nazwiskiem przed Niemcami i
pracował także w lesie. (…) Do obowiązków moich należało przekazywanie
meldunków na piśmie do Obwodu Jędrzejów, były też meldunki, które musiałam
nauczyć się na pamięć. Z powrotem zabierałam kilka egzemplarzy pisma lokalnego
p.t. „W Marszu” powielanego w latach 1941-1944 w Jędrzejowie. Przenosiłam
również w razie potrzeby dokumenty dla „spalonych” członków. 05/1942 otrzymałam
dodatkowe zadanie obserwatora składu amunicji na front wschodni w lesie „Gaj”
koło Chorzewy. Do tego celu dostosowano mi moją pracę w lesie. Moim zadaniem
było zapamiętać na samochodach dowożących amunicję znaki i numery
rejestracyjne. Dane te przekazywałam bezpośrednio mojemu dowódcy Górce, ponadto
kto pilnuje i kiedy są zmiany. W czasie tej służby jesienią 1943 r. zostałam
ciężko pobita przez strażnika niemieckiego i przesłuchiwana przez gestapo. Lecz
stamtąd zostałam uratowana przez Nadleśnictwo, że jestem robotnikiem leśnym i
przez nieuwagę zbliżyłam się w tamtym kierunku, inaczej czekałby mnie ciężki
obóz lub śmierć. 9 czerwca 1943 r. zostaje zmordowany przez Niemców mój
narzeczony Józef Krzysztofik w czasie pacyfikacji Jędrzejowa, za działalność w
ruchu oporu AK. (…) W czasie wojny okupant zburzył nam dom i zniszczył całe
mienie w Choczni.”
Henryk Odrobina:
„Po ukończeniu szkoły poszedłem
na praktykę jako żeźnik w Hoczni. Nie ukończyłem praktyki, zostałem wywieziony
do Niemiec w roku 1942 do Girlachsdorf pow. Rychbach, gdzie pracowałem jako
kucier (woźnica – uwaga moja) na roli aż do przyjścia Czerwonej Armji.”
Jadwiga Bryndza:
„W czasie okupacji uczęszczałam
nadal do szkoły powszechnej w Choczni”.
Józef Bandoła:
„W roku 1940, 11 grudnia zostałem
wraz z rodzicami wysiedlony przez okupanta niemieckiego do lubelskiego. Tam nie
przebywałem długo, przyjechałem do Krakowa i tutaj pracowałem u brata
przyrodniego Kazimierza w zawodzie krawieckim. W marcu 1941 r. przeszedłem
przez granicę „zieloną” i powróciłem do stron ojczystych. Tutaj ukrywając się,
szyjąc po domach w różnych miejscowościach, jak Spytkowice, Zator, Rudze,
Frydrychowice, Chocznia, przebywałem aż do wyzwolenia naszej Ojczyzny przez
Armię Czerwoną”.
Karol Janoszek:
„Zimą 1940 r. z powodu nie
przyjęcia volkslisty narodowości niemieckiej zostaliśmy wysiedleni, a ja
zabrany na roboty przymusowe do Oświęcimia. W Oświęcimiu przebywałem początkowo
w obozie nr 1, a później w obozie nr 2. W końcu 1944 r. zbiegłem z obozu i do
czasu wyzwolenia przez Armię Czerwoną ukrywałem się na terenie powiatu
wadowickiego.”
Leopold Pasternak:
„Z Lidy wyruszyłem na front.
Zabrany z pola walki jako jeniec wojenny przez Niemców przebywałem w obozie
koncentracyjnym II D w Stargardzie (stalagu – uwaga moja). Od 1942 roku
pracowałem jako jeniec na majątku koło Szczecina w gospodarstwie, aż do przyjścia
Armii Czerwonej 2 III 1945.”
Marian Góralczyk:
„Do wybuchu wojny pracowałem w
warsztatach szkoły księży salezjanów w Łodzi. Przeżyłem wiele, bo już w roku
1940 zostałem zmuszony przez urząd pracy do wyjazdu do Niemiec, do jednej z
fabryk samolotów, która znajduje się pod duńską granicą. Jako zwykły robociarz
pracowałem do 11 XII 1941 roku, następnie nie mogłem dłużej patrzeć, jak
okrutnie znęcano się nad Polakami, więc uciekłem. Po paru dniach zostałem
schwytany przez Niemieckie gestapo, które mię osadziło w Oświęcimiu jako
więźnia politycznego z czerwonym winklem. Po jedenastu miesiącach zostałem
zwolniony i znowu pod eskortą policji zostałem wysłany do Niemiec do fabryki
gwoździ w Homburku, gdzie jako znany wszystkim władzom, że jestem więźniem
oświęcimskim pracowałem do 18 XI 1944 roku, w którem to dniu uciekłem w me
ojczyste strony i czekałem do chwili przyjścia czerwonej Armi.”
Stanisław Bryndza:
"Wybuchła wojna. W krutce po jej wybuchu rodzice zostali wysiedleni z gospodarstwa, ja zaś zostałem wywieziony do Niemiec na roboty. W miejscowości Odertal pracowałem przez 4 lata, aż do czasu wkroczenia wojsk Radzieckich."
Stanisław Ramenda:
"W roku 1940 byłem zmuszony przez Arbajzamd Andrychów do pracy na Śląsku w Bytomiu w firmie Suchy, była to praca na torach kolejowych i pracowałem aż do wyzwolenia."
Stanisław Szostak:
"W roku 1939 wiosną wytransportowany zostałem na pomorze do Wejcherowa 1 baon morski. Tam służyłem przez lato aż do zakończenia wojny. Brałęm udział w wojnie przeciwko niemcom, dostałem się do niewoli 14 września roku 1939 go. W Niemczech pracowałem od roku 1939 go do roku 1945 go.
Stanisław Wider:
"W miesiącu lipcu (1939) ojciec wysłał mnie za ucznia do warsztatu ślusarskiego w Wadowicach do Ob. Anteckiego Władysława ulicy nie mogę zapodać gdyż nie pamientam i numeru tego warsztatu, tam uczyłem się do roku 1940 do miesiąca maja. W miesiącu maju 1940 roku zostałem zabrany przez Arbeidsamt Niemiecki i wywieziony do Niemiec na przymusowe roboty, miałem lat 15. Pracowałem w gospodarstwie na roli w miejscowości Kosle powiat Kożuchów do końca wojny, to jest do roku 1945.
Stanisława Bylica:
"W 1939 roku zaczęłam uczęszczać do szkoły podstawowej w Choczni. Na skutek działań wojennych rodzice moi zostali wysiedleni do woj. lubelskiego i nauka została przerwana. Po upadku działań wojennych wróciłam z rodzicami do Choczni."
Tadeusz Byrski:
"W czasie okupacji przebywałem przy matce, pracowałem na roli, w 1940 roku wyjechałem do Niemiec i pracowałem kilka miesięcy na torze kolejowym, a później w warstacie stolarskim w Bytomiu. Po roku czasu powruciłem do Choczni i przebywałem przy matce, pracowałem na roli. W 1942 r. zostałem aresztowany przez policję niemiecką i przebywałem aż do wyzwolenia w obozie koncentracyjnym (KL Auschwitz - uwaga moja)."
Tadeusz Wiktor:
"W roku 1941 zostałem wysiedlony wraz z rodziną przez okupantów hitlerowskich do województwa Kieleckiego, gdzie najmując się do różnych prac rolnych u zamożniejszych gospodarzy przebywałem aż do wyzwolenia, t.j. do r. 1945."
Walerian Szymonek:
"Z nastaniem okupacji w 1940 r. zostałem wywieziony na przymusowe roboty przez biuro pracy w Andrychowie do Niemiec, gdzie to pracowałem jako robotnik w Rijza w cegielni. Po trzech latach pracy zachorowałem i uciekłem stamtąd na Górny Śląsk do Zalesia pow. Strzelec Opolskie do dworu, gdzie to była wywieziona ma matka wraz z rodziną i gdzie to po wyzdrowieniu pracowałem do końca wojny jako robotnik rolny."
Władysław Płonka:
"W 1941 r. zostaliśmy wysiedleni przez okupanta do woj. Lubelskiego, gdzie musiałem pracować w firmie przy zakładaniu kabli podziemnych. w 1942 r. odjechałem od rodziców i przyjechałem do Spytkowic, gdzie zacząłem pracę w gospodarstwie ogrodniczym u niemieckiego bałora i pracowałęm za marne grosze jako pomocnik ogrodniczy do wyzwolenia Polski Ludowej (!)."
Władysław Wójcik:
"W drugo dzień po mojem przybyciu do domu niemcy zajęli mą wioskę. Uciekliśmy z domu tylko na 1 noc. Potem powruciliśmy, ale już do domu zrabowanego. Czas w niewoli niemieckiej uciekał smutno, ja w tym czasie pomagałem Tatusiowi przy Warstacie Stolarskim, bo jest stolarzem. W roku 1940 niemcy wysiedlili nas do woj. Kieleckiego wsi Mnichów. Ja w chwili wsiadania do transportu z wielką trudnością uciekłem i pokryjomu siedziałem u babci. Lecz niemcy mnie znaleźli i zaprzągli do pracy u Bałera. Przerobiłem tak w Choczni całą wojnę."
Stefan Dauber (mieszkaniec Choczni w 1945 r., zawarł tu związek małżeński i w Choczni urodził się jego syn):
"W czasie działań wojennych brałem udział jako ochotnik 49 pułku piechoty, jako podoficer. 18 września 39 roku przekroczyłem granicę Rumuńską i zostałem internowany, po ucieczce z lagru udałem się do Jugosławi, a stamtąd odtransportowany do Afryki, gdzie wstąpiłem jako ochotnik do Armi Francuskiej, skąd odesłany na frond do Francji, po zajęciu Francji odpłynęliśmy do Angli, gdzie wstąpiłem do Armi Angielskiej, w Armi Angielskiej walczyłem w Afryce, Syri, Grecji, Krecie i wyspie Milos. gdzie byłem dwa razy ranny, na wyspie Krecie zabrano mię do niewoli 1 czerwca 1941 r. w randze plutonowego, skąd przewieziono mnię do obozu jeńców wojennych w Niemczech do lagru 8B Lamsdorf (dziś Łambinowice - uwaga moja). 10 stycznia 45 roku uciekłem z lagru i ukrywałem się w Girlachsdorfie (dziś Gilów w gm. Niemcza - uwaga moja) do zakończenia działań wojennych."
wtorek, 3 grudnia 2024
Choczeńscy inżynierowie
Wśród licznych list chocznian prezentowanych na blogu brakowało dotąd zestawienia osób z wyższym wykształceniem technicznym, których droga życia dobiegła już końca.
Na 3.12.2024 przedstawia się ono następująco:
Kazimierz Bąk (1942-2021) Inżynier mechanik, absolwent Politechniki Krakowskiej, dyrektor Bumar Wadowice. Urodzony w Choczni. |
Franciszek Cedrowski (1926-2012) Inżynier budownictwa lądowego, wicedyrektor firm krakowkskich. Mieszkaniec Choczni. |
Tadeusz Chwalibóg (1877-1936) Inżynier drogomistrz. Mieszkaniec Choczni. |
Andrzej Drzerski wcześniej Zając (1939-2003) Urodzony w Choczni. |
Wiktor Dudziak (1926-1976) Nauczyciel w Choczni. |
Edward Dukała (1937-?) Inżynier górnik, absolwent AGH. Autor publikacji branżowych. Urodzony w Choczni. |
Zdzisław Filek (1943-1995) Inżynier mechanik, absolwent Politechniki Krakowskiej. Nauczyciel, mieszkaniec Choczni. |
Józef Gondek (1903-1988) Inżynier rolnik, absolwent Politechniki w Zurichu. Wykładowca akademicki. Mieszkaniec Choczni. |
Janusz Balisz (1940-2004) Inżynier górnik, absolwent Politechniki Śląskiej, autor kilku patentów. Mieszkaniec Choczni. |