W okresie PRL doszło w Polsce do
kilkudziesięciu prób porwań samolotów. Ich sprawcy na ogół nie stawiali żądań
finansowych, czy politycznych – chcieli się w ten ekstremalny sposób po prostu
wydostać z kraju, by wylądować na którymś z zachodnioeuropejskich lotnisk, czyli
w praktyce najczęściej na terenie Niemiec.
Nie inaczej było w przypadku
próby porwania, do której doszło 7 sierpnia 1970 roku. Gdy samolot Polskich
Linii Lotniczych Lot wystartował o 19.20 ze Szczecina w stronę Katowic, jeden z
pasażerów zagroził załodze użyciem granatu i zażądał, by AN-24 zmienił kierunek
lotu i wylądował na lotnisku w Hamburgu. Kapitan samolotu Kwiatek pozornie zgodził
się na żądanie terrorysty, ale po nawiązaniu kontaktu z ośrodkiem lotów w
Niemieckiej Republice Demokratycznej i uzyskaniu zgody wylądował we wschodnim
Berlinie na lotnisku Schönefeld. Tam polski samolot został otoczony kordonem przez
wojsko. Brutalna prawda dotarła do porywacza w momencie, gdy jeden z żołnierzy
odezwał się po rosyjsku. Wtedy próbował odpalić trzymany w ręce granat, ale do
wybuchu nie doszło. Jednocześnie gorączkowo ewakuowano z pokładu pozostałych 38
pasażerów. Na szczęście nikt z nich nie ucierpiał. Porywacz został
obezwładniony i zatrzymany, a po pewnym czasie przekazano go stronie polskiej.
Całe zajście tak relacjonowała
jedna z pasażerek:
To był elegancki, dobrze ubrany i przystojny
mężczyzna w płaszczu. Siedział przede mną w piątym rzędzie.
Po pół godzinie spokojnego lotu ten elegancki pan wstał i wyjął
z kieszeni granat. Powiedział, że samolot jest porwany i że on
chce lecieć do Hamburga. Zrobiło się zamieszanie, ale stewardesy nas
uspokajały. Prosiły, żeby spokojnie siedzieć. Kapitan powiedział przez
mikrofon, że lecimy do Hamburga, a porywacz do końca lotu
stał z tym granatem w przejściu. Akurat koło mnie, bo przecież
siedziałam za nim. Kiedy samolot wylądował, było już ciemno. Kapitan
wyszedł z kabiny i powiedział, że jesteśmy w Hamburgu(za „Do
Rzeczy Historia”)
Terrorystą okazał się 27-letni Waldemar
Jakub Frey z Imbramowic na Dolnym Śląsku, który pracował jako kierownik warsztatów
szkolnych PKP we Wrocławiu.
16 września 1970 roku przed
Wrocławskim Sądem Wojewódzkim rozpoczęła się rozprawa, w której na ławie
oskarżonych obok Freya zasiedli jego dwaj znajomi z Imbramowic, oskarżeni o
pomoc w przygotowaniach do porwania. Byli to 29-letni Witold Ścierko i 19-letni
Stanisław Kręcioch, przedstawiany jako przyrodni brat Freya. Ojciec tego
drugiego – Ludwik Kręcioch – był rolnikiem z Choczni, który po II wojnie
światowej mieszkał ze swoją żoną Marią w Mrowinach niedaleko Imbramowic.
W trakcie procesu okazało się, że
cała trójka oskarżonych była dobrze znana miejscowym organom ścigania. Frey
uchodził za przywódcę grupy młodych ludzi, dokonujących rozbojów i pobić na
festynach i zabawach miejskich. Sam Frey był także sprawcą brutalnego gwałtu na
przypadkowo poznanej dziewczynie, uchylał się od płacenia alimentów dwóm byłym
żonom i przywłaszczył sobie pieniądze ze zbiórki na komitet rodzicielski.
Planując porwanie samolotu banda Freya usiłowała bezskutecznie zaszantażować
miejscowego proboszcza księdza Józefa Galka, wysyłając do niego anonim z żądaniem
przekazania 100.000 złotych, 100 dolarów i biżuterii o wartości 20.000 złotych
pod groźbą utraty życia. Podobno zamierzali porwać także jednego z okolicznych
milicjantów i zabrać mu broń.
Frey tłumaczył się, że próbował
dokonać porwania samolotu, ponieważ odmówiono mu wydania paszportu i tym samym
nie miał szans na legalny wyjazd za granicę.
W trakcie trzydniowej rozprawy
przesłuchano 35 świadków. Ostatecznie sąd uznał winę wszystkich trzech oskarżonych
za udowodnioną i wymierzył Freyowi karę 13 lat więzienia i pozbawienia praw
obywatelskich na 5 lat oraz zobowiązał go do zwrotu prawie 6.000 złotych zagarniętych
na szkodę komitetu rodzicielskiego. Była to łączna kara za porwanie, gwałt i
przywłaszczenie mienia społecznego. Sąd wziął przy tym pod uwagę, że Frey nie
okazał podczas rozprawy żadnej skruchy, próbując jedynie wykrętnymi zeznaniami
złagodzić swoją winę (za „Trybuną Robotniczą” nr 224 z 1970 roku).
Natomiast Kręcioch usłyszał wyrok
5 lat więzienia i 2 lat utraty praw obywatelskich, a Ścierko 4 lat więzienia.
Po serii prób porwań samolotów,
jakie miały miejsce w latach 70. XX wieku władze państwowe wprowadziły
dodatkowe środki ostrożności – na przykład poprzez obowiązek obecności
uzbrojonego funkcjonariusza na pokładzie. Złapanych sprawców skazywano na długoletnie
kary więzienia, co jednak wcale nie zniechęcało kolejnych porywaczy.