Pokazywanie postów oznaczonych etykietą twórcy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą twórcy. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 19 sierpnia 2024

Roman Marian Zadorecki - twórca z KL Auschwitz

 


W 1936 roku Roman Marian Zadorecki, urodzony 21 marca 1914 Lublińcu, jako syn Cyryla i Izabeli z domu Gromaszkiewicz, poślubił w Choczni Zofię Miarka i zamieszkał z nią w domu na Zawalu. Wkrótce Zadoreccy doczekali się dwóch synów: Ryszarda i Zdzisława. 

Roman Zadorecki wziął czynny udział w wojnie obronnej przeciwko agresji niemieckiej we wrześniu 1939 roku i pod Biłgorajem dostał się do niewoli. Trafił do obozu jenieckiego, z którego zbiegł, po czym powrócił do Choczni. Od 1941 r. był przymusowo zatrudniony w firmie „Buna” w Oświęcimiu. W listopadzie 1941 roku został aresztowany przez gestapo za pomoc w ucieczce więźniowi KL Auschwitz, a już w styczniu następnego roku został zarejestrowany jako więzień nr 25.151 tego samego obozu koncentracyjnego. Pracował w składzie metali budowlanych. W Auschwitz wykonał kilka olejnych obrazów (w tym swój autoportret) i rysunków, które ukrył w miejscu pracy. Okazjonalnie ilustrował również rysunkami listy współwięźniów i wykonywał grafiki na polecenie strażników obozowych. 

Autoportret Zadoreckiego, wykonany w KL Auschwitz
w 1944 roku

W 1944 roku Zadorecki został przeniesiony do KL Sachsenhausen, gdzie pracował jako ślusarz, później trafił do KL Neuengamme. W kwietniu 1945 roku był ewakuowany do podobozu Ludwigslust i tam został wyzwolony. W lipcu 1946 r. przybył z Brake w Dolnej Saksonii do Wadowic. 

Jego żona Zofia nie doczekała jego powrotu, jej grób do dziś znajduje się na choczeńskim cmentarzu parafialnym. 

Po niedługim czasie Zadorecki przeprowadził się do obecnego woj. kujawsko-pomorskiego. Jego drugą żoną była Łucja z Rychlewskich.

Dwa obrazy Zadoreckiego były wystawiane w latach 50. w Muzeum KL Auschwitz, później pokazywano je także na wystawie zbiorowej w Niemczech. Pisała o nim niemiecka i hiszpańska prasa. Zmarł w 1993 roku w Gniewkowie (między Toruniem a Inowrocławiem).

czwartek, 18 kwietnia 2024

Karol Guzdek - niedoceniony talent

 "Nowa Reforma" w numerze 139 z 19 czerwca 1896 roku zamieściła notatkę o nieodkrytym i niedocenianym talencie artystycznym z Choczni pod tytułem:

Kotlarz i Portrecista

"W Biały (obecnie część Bielska-Białej - uwaga moja) pracuje w warsztacie kotlarskim Ochsnera niejaki Karol Guzdek, pochodzący ze wsi Choczni pod Wadowicami, który posiada niezaprzeczalny talent rysowniczy. W wolnych chwilach od pracy rysuje on podług fotografj portrety, które odznaczają się więcej niż rutyną odtwórczą, samorodny artysta uwydatnia wszystkie cechy charakterystyczne fotografowanych, nie posługując się siatką, lecz rysuje z wolnej ręki i dorabia nawet fryzury modne, jeżeli fotografje zdjęte są w dawniejszych latach. 

Pan Guzdek liczy lat 29 i chce uczęszczać do szkoły rysowniczej, na ten cel rysuje portrety, aby zaoszczędzić pewną sumę na dalsze kształcenie. Dodać należy, że p. Guzdek rysuje także z natury, a chociaż nie słyszał nigdy o prawach perspektywy, jego utwory świadczą o artystycznym talencie.

Możeby który z naszych mecenasów sztuki zwrócił uwagę na tego samorodnego artystę, którego ulica bialska nazywa drugim Defreggerem (Franz von Defregger to austriacki malarz akademicki chłopskiego pochodzenia - uwaga moja) i ułatwił mu dalsze kształcenie, przysparzając naszej sztuce jednego więcej z artystów, dokumentujących żywotność narodu polskiego."

----

Niestety apel dziewiętnastowiecznego dziennikarza nie spotkał się z odzewem mecenasów sztuki i talent Guzdka nie został wykorzystany, a on sam jest dziś postacią kompletnie anonimową. Kilkadziesiąt lat później poświęcił mu kilka akapitów Józef Turała w swojej "Kronice wsi Chocznia". O talencie Guzdka wspomina on tylko w tym kontekście, że Karol zwany "Kinkesem" znany był mu jako malarz wnętrz i elewacji kościelnych. I nie chodziło tu tylko o świątynie chrześcijańskie, ale również meczety w Turcji i w Egipcie.

Talenty artystyczne w dziedzinie malarstwa i rzeźby przejawiał także brat Karola Guzdka - ksiądz Jan Guzdek, ale jego dzieła były znane tylko osobom, które odwiedzały go na plebanii w Browerville w amerykańskim stanie Minnesota, gdzie przez wiele lat sprawował posługe kapłańską.

Wspomniany Karol Guzdek był synem Wojciecha Guzdka z Choczni i pochodzącej z Kaczyny Marii Sordyl. Przyszedł na świat 25 października 1866 roku. Gdy powstawał cytowany wyżej artykuł w "Nowej Reformie" był już od roku mężem Katarzyny Dudek rodem z Czańca. Na początku XX wieku ich pięcioro dzieci: Karol, Rozalia, Emilian, Władysław i Józefa zostało ochrzczonych w kościele w Kętach. Po śmierci żony Karol Guzdek pwrócił do Choczni. W 1909 roku odwiedził swojego młodszego brata Jana w Ameryce. Zmarł w 1922 roku w czasie szalejącej w Choczni epidemii czerwonki. Spośród jego dzieci najbardziej znany był Władysław Guzdek (ur. 1907), bielski restauraor, którego drugą żoną była chocznianka Elżbieta ze Ścigalskich. Ich ślub w 1937 roku był głośnym wydarzeniem w przedwojennej Choczni.



czwartek, 25 sierpnia 2022

Przykłady twórczości chocznian

 Trzy przykłady twórczości nieżyjących już chocznian- dwa wiersze i grafika.

1. Sonet liryczny pod tytułem "Ona" autorstwa Marii Latocha (1931-2003):

Czy pamiętasz to ciepło pod powiek jej cieniem,

Gdy zmęczony wracałeś do domu wieczorem,

i pytała stroskana "Synku, czyś nie chory?"

Czy pamiętasz to czułe, jedyne spojrzenie?

Czy ty jeszcze pamiętasz tamto serca drgnienie?

Jej wzrok dla Ciebie zawsze do czułości skory?

Tak ! Na pewno pamiętasz ! Jeszcze do tej pory

Tamta Postać dla Ciebie jest żywym wspomnieniem

I nigdy nie zapomnisz o tamtej Kobiecie

Bo spojrzenia Jej oczu nie da się odrzucić-

Kochających na prawdę, jedynych na świecie

Co gotowe są zawsze do Ciebie powrócić,

Choć dzień każdy oddala Cię od niej, a przecie

Echo wspomnień powraca, by pieśń dla Niej nucić...! 

2. Wiersz Tomasza Widlarza (1908-1984) pod tytułem "W cichej wiosce", napisany w 1926 roku:

W cichej wiosce nad jeziorem stoi smutna wieża,
Jakby postać zadumana strażnika-rycerza.
Hen, daleko i szeroko widać świat dokoła —
Sine fale wód spokojnych, zasłuchane sioła...
Cóżto za jezioro sine z wieżycą na straży?
Nad czem ta budowla smutna przez stulecia marzy?
Wszak to Goplo! Krwawy Popiel władał tą krainą,
Śmierć od myszy doń przybiegła przez tę falę siną...
Duma wieża nad przeszłością w wieczność zasłuchana,
Czeka — może kiedy przyjmie znów władykę - pana...
Ale cisza... A Kruszwica w drzew stuletnich szumie
Chyli swe sędziwe czoło — i czeka — w zadumie...

3. Drzeworyt Władysława Bolesława Kręciocha (1910-1989), znanego później na emigracji w Szkocji pod nazwiskiem Kershaw:


Ilustracja drzeworytu Kręciocha została zamieszczona w "Lutni Szkolnej" z 1926 roku- ilustrowanym czasopiśmie literacko- artystycznym wadowickiego gimnazjum.


poniedziałek, 28 lutego 2022

Choczeńscy twórcy nieprofesjonalni (1975)

 W archiwach Wadowickiego Centrum Kultury z 1975 roku zachowały się wywiady z kilkoma twórcami nieprofesjonalnymi związanymi z Chocznią. Były to osoby wymienione w 1970 roku na liście twórców z rejonu Wadowic, jak: Marta Kajdas, Edward Staniek, Aleksandra Gzela, Maria Zielińska, Ludwik Gawęda, czy Helena Tarasek, ale także niewspomniani wtedy Tekla Romańczyk oraz Ignacy Koman.

Pani Tekla urodziła się 5 września 1900 roku w Choczni, jako córka mistrza murarskiego Jana Turały i jego żony Julii z domu Cap. W 1921 roku poślubiła Franciszka Romańczyka z Krzeszowa, z którym miała dwie córki. Natomiast w chwili sporządzania wywiadu była już od wielu lat wdową. Posiadała niewielkie gospodarstwo rolne o powierzchni 1,39 ha. 

Koronczarstwem zajmowała się już w szkole podstawowej w Choczni, skąd wyniosła zamiłowanie do tego zajęcia. Jako trzynastolatka wykonywała serwetki na podstawie wzorów z gazet, książek i podanych od znajomych. Później pogłębiała swoje umiejętności na kursach organizowanych przez choczeńskie Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Żeńskiej, gdzie uczyła się także haftowania. Przez całe życie była związana z Chocznią oprócz kilku lat spędzonych w Billy Montigny we Francji (przed 1927 rokiem) i wysiedlenia na Kielecczyznę w czasie niemieckiej okupacji.

W chwili sporządzania wywiadu deklarowała, że nie zna żadnej konkretnej techniki wykonywania wyrobów koronczarskich- opierała się na własnych doświadczeniach, starając się upiększać wzory podane w gazetach i książkach, by uzyskały bardziej estetyczny wygląd. Jako narzędzie służyło jej szydełko, a materiał nici lub kordonek. Nie sprzedawała swoich wyrobów, ale chętnie ofiarowała je krewnym i znajomym. W 1973 roku brała udział w wadowickiej wystawie twórczości amatorskiej. Otrzymała na niej trzecią nagrodę w wysokości 200 złotych.

Przeżyła ponad 93 i pół roku, a jej nagrobek znajduje się w dziesiątym rzędzie sektora B choczeńskiego cmentarza parafialnego.

----

Ponieważ sylwetki i twórczość niemal wszystkich wymienionych na początku osób były już omawiane we wcześniejszych notatkach, to warto w tym miejscu wspomnieć jeszcze o wywiadach z Ludwikiem Gawędą, Aleksandrą Gzela i Marią Zielińską. 

Ludwik Gawęda urodził się 20 listopada 1919 roku w rodzinie Michała i Balbiny Gawędów. Od września 1945 roku był mężem Natalii z domu Strzeżoń, z którą miał dwóch synów i córkę. W Choczni mieszkał od urodzenia (w 1975 roku pod nr 268). Posiadał 3,5 hektarowe gospodarstwo rolne. Był wykwalifikowanym murarzem i pracował w tym zawodzie. Wcześniej zajmował się również kołodziejstwem i bednarstwem, którego wyuczył się sam. Potrafił wykonać samodzielnie z drewna małe beczułki na miód lub duże na kiszoną kapustę. 

W czasie przeprowadzania wywiadu nie zajmował się żadną działalnością twórczą. Jednak z uwagi na wytwarzane kiedyś dla swoich dzieci zabawki drewniane o walorach artystycznych był namawiany przez animatorów kultury do wzięcia udziału w wystawie twórców- amatorów z rejonu Wadowic. Zgodził się na to chętnie i obiecał wykonać nową beczułkę na miód oraz model drewnianego wozu, ponieważ to, co stworzył wcześniej, nie zachowało się. Zamierzał oprzeć się na własnych pomysłach i wzorach podpatrzonych na jarmarku w Wadowicach. 

Ludwik Gawęda zmarł 6 września 2004 roku.

Z kolei Maria Zielińska wraz z synem Józefem (ur. w 1957 roku) była twórczynią tradycyjnej szopki kolędniczej, którą pokazywała w 1973 roku na powiatowym konkursie zespołów kolędniczych w Wadowicach. Ich szopka otrzymała wówczas II nagrodę. Była wykonana z drewna i wyklejona papierem, z lalkami w strojach ludowych. 

Pani Maria urodziła się 7 października 1923 roku jako Maria Ruła, córka Józefa i Marii z domu Gazda. W 1953 roku wyszła za mąż za Ludwika Zielińskiego z Rzyk. W chwili przeprowadzania wywiadu mieszkała pod nr 214 i posiadała ponad 2 hektary pola. Zmarła 29 stycznia 1986 roku.

Na temat wyrobów z bibuły Aleksandry Gzela i o niej samej przeczytać można w książce Marii Biel-Pająk i Agnieszki Jusińskiej "Dotknięci iskrą Bożą". Tytułem uzupełnienia zawartych tam informacji można podać, że Aleksandra Gzela wykonywała najczęściej sztuczne róże, narcyzy, bławatki, maki i jak to określała w wywiadzie "kaczorki" oraz "koszyczki". Używała do tego bibuły gładkiej i bufrowanej. Kwiaty woskowała, osadzała pojedynczo na drucikach, układała w bukiety lub w koszyczkach. Starała się naśladować wygląd kwiatów naturalnych, a cała inwencja twórczyni polegała na wykonaniu ich "jak żywe". Wszystkie wyroby były sprzedawane- cena za jeden kwiatek na druciku wynosiła 1 złoty.

poniedziałek, 20 grudnia 2021

Choczeńscy twórcy- Edward Staniek

 O Edwardzie Stańku i jego twórczości rzeźbiarskiej można przeczytać w książce Marii Biel-Pająk "Dotknięci iskrą Bożą- o artystach, twórcach i pasjonatach w dzieje Choczni wpisanych...", ale interesujące szczegóły na jego temat znajdują się także w "Karcie twórcy ludowego", sporządzonej przez pracowników Wadowickiego Centrum Kultury w pierwszej połowie lat 70-tych minionego wieku.

Edward Staniek nie był rodowitym chocznianinem, ponieważ przyszedł na świat w czeskiej Karwinie (30 stycznia 1912 roku), jako syn pochodzącego z Frydrychowic Jakuba Stańka i jego żony Marii z domu Brusik. 11 lutego został ochrzczony w Karwinie przez ks. Czarnotę, otrzymując imiona Edward Jakub. 

Metryka chrztu Edwarda Stańka w Karwinie

Sześć lat później Stańkowie przeprowadzili się do Frydrychowic, gdzie Edward ukończył 4-klasową szkołę powszechną. Już jako dziecko przejawiał talenty artystyczne. Maria Biel-Pająk pisze, że (...) będąc uczniem drugiej klasy, w niedzielę przy kościele zobaczył auto i naszkicował je na skrawku papieru. Zauważył to profesor ASP z Krakowa i zaciekawiony poprosił, by narysował stojący przed stodołą pług, a obejrzawszy rysunek zaproponował rodzicom chłopca, że weźmie go do Krakowa, by tam mógł doskonalić swój talent. Odpowiedź: A kto będzie pasł krowy? Edward pamiętał do końca życia. Został w domu, a przy pasieniu próbował rzeźbić w drewnie.(...) Sam Edward Staniek w wypowiedzi dla pracowników WCK podaje tylko, że w dzieciństwie strugał klatki na ptaki i "głowy", ale zarzucił to z braku czasu.

W 1928 roku rodzina Stańków sprowadziła się do Choczni. Edward odbył czteroletnią praktykę w piekarni Franciszka Frysia w Andrychowie, zdobywając zawód piekarza. W 1938 roku ożenił się w Choczni z Agnieszką Woźniak, z którą prowadził wcześniej sklep. Żona nosiła wprawdzie stare choczeńskie nazwisko, ale związana była z Chocznią nie przez pochodzącego z Wadowic ojca, lecz przez matkę, wywodzącą się ze Styłów "Kotusiów"- właścicieli największego młyna w Choczni. Wspólnie doczekali się czworga dzieci: księdza Edwarda Stańka, Jadwigi (po mężu Wcisło), Anny Marii (po mężu Bartkowskiej) i zmarłej w dzieciństwie Marii Małgorzaty.

We wrześniu 1939 roku Edward Staniek, jako żołnierz 12 pułku piechoty, brał udział w walkach z niemieckimi najeźdźcami. W czasie wojny znalazł zatrudnienie w piekarni w Wadowicach. Posądzony o sabotaż trafił do karnej kompanii, pracującej przy torach kolejowych i w zakładach chemicznych w Oświęcimiu. Po wojnie był pracownikiem zakładów włókienniczych "Lenko" w Bielsku-Białej, a od 1964 roku w piekarni PSS Społem w Kętach. Zajmowął się również własnym półhektarowym gospodarstwem. W 1969 roku przeszedł na rentę inwalidzką, po wypadku, w którym stracił nogę. Wtedy powrócił do rzeźbiarstwa, gdyż jak twierdził "to zajęcie pozwalało mu lepiej znieść kalectwo i podnieść poczucie własnej wartości".

Co ciekawe, wykonywał wyłącznie rzeźby świeckie: muzykantów, królów, żołnierzy, rycerzy, sportowców i przedstawicieli innych zawodów. Motywował to w ten sposób: "nie wiem, jak wygląda Bóg czy święci, to ich nie rzeźbię, żeby nie obrazić". Wyrzeźbione figurki miały przeważnie 15-30 centymetrów wysokości, rzadko więcej. Wykonywał je w drewnie lipowym, nie używając żadnych dłutek, lecz tylko kozika. Większości z nich nie malował- farbami olejnymi pokrywał tylko te, które wystawiał w przydomowym ogródku, by zabezpieczyć je przed zniszczeniem. Postacie na rzeźbach przedstawiane były w bezruchu, posiadały prawidłowe proporcje ciała, a rysy ich twarzy były uproszczone. Nigdy nie rzeźbił w celach zarobkowych, ale niekiedy wycieczkowicze, czy letnicy, widząc wystawione przed domem przykłady jego twórczości, nalegali, by im je sprzedał. Czynił to jednak niechętnie i za niewielką cenę (małe rzeźby za około 10 złotych za sztukę, największe za 50 złotych). W 1973 roku wziął po raz pierwszy udział w konkursie na sztukę ludową, zorganizowanym we Frydrychowicach, w którym otrzymał II nagrodę i 300 złotych. Później brał udział w kolejnych konkursach i wystawach, między innymi w Wadowicach i w Nowym Sączu. Jego twórczość jest wspomniana  także w książce Antoniego Kroha "Współczesna rzeźba ludowa Karpat polskich" z 1979 roku.

Edward Staniek zmarł 4 czerwca 1976 roku i spoczął na choczeńskim cmentarzu, położonym w pobliżu jego domu.

Fotografie z książki "Dotknięci iskrą Bożą":




środa, 11 sierpnia 2021

Nieznani twórcy z Choczni- Ignacy Koman

 W archiwach Wadowickiego Centrum Kultury z lat 70. XX wieku znajdują się informacje o kilku nieprofesjonalnych twórcach z Choczni, którzy nie zostali uwzględnieni w wydanej w 2019 roku książce "Dotknięci iskrą Bożą", poświęconej właśnie tej tematyce. O malarce Helenie Tarasek wspomniałem już we wcześniejszej notatce (link)- tym razem zachowane archiwalne informacje o Ignacym Komanie.

Urodził się 30 czerwca 1909 roku w Choczni, jako pierwsze dziecko Franciszka Komana i jego żony Rozalii z domu Siepak. Był dwukrotnie żonaty- z Wiktorią z domu Guzdek (od 1934 roku) i Antoniną z domu Filek (od 1958 roku). Z pierwszego związku miał urodzoną w Wadowicach córkę Janinę.

Ignacy Koman z zawodu był cieślą i parkieciarzem. W okresie międzywojennym pracował między innymi w Nowym Targu, Zakopanem, we Francji (1926-29) i w Hanowerze w Niemczech (1930-33). W czasie okupacji był wywieziony do przymusowej pracy w Niemczech, a po wojnie znalazł zatrudnienie w przedsiębiorstwie budowlanym w Wadowicach. Gdy dotarli do niego ankieterzy z WCK był już emerytem i mieszkańcem przedmieść Andrychowa (ul. Kilińskiego 18), gdzie posiadał hektarowe gospodarstwo rolne.

Jego specjalnością artystyczną było wykonywanie modeli domów, kapliczek, wiatraków i kościołów, stanowiących dekoracje ogrodowe. Do ich wytworzenia używał drewnianych deszczułek, korzeni, prętów metalowych, kamieni, odpadów z tworzyw sztucznych i szkła. Przed przystąpieniem do pracy zawsze szkicował projekt na papierze. Elementy drewniane pokrywał pokostem i lakierem bezbarwnym, a pozostałe farbami olejnymi. Potrzebny materiał zbierał sam na wysypiskach andrychowskich zakładów pracy, nad brzegami strumieni i w lasach. Obok wspomnianych wyżej modeli wykonywał także cementowe ptaki, które również mogły stanowić ozdobę przydomowych ogródków.

Inspirację czerpał ze wzorów podpatrzonych w Niemczech ("u bauerów") i w Zakopanem oraz ze zdjęć zamieszczanych w czasopismach (Zwierciadło i Magazyn Polski). Modele Komana znajdowały licznych nabywców za pośrednictwem jego pasierbów. Najwięcej zamówień miał od rodziny i z terenu Górnego Śląska. Przed wizytą ankieterów z WCK nie brał udziału w żadnych konkursach dla twórców, ale obiecał wykonać na wystawę w Wadowicach model wiatraka i kilka ptaków.

piątek, 9 lipca 2021

Twórcy nieprofesjonalni w 1970 roku

 W 1970 roku Wadowickie Centrum Kultury sporządziło listę twórców nieprofesjonalnych z rejonu Wadowic. Wśród ujętych na niej osób znaleźli się również twórcy związani z Chocznią:

  • Helena Tarasek, zamieszkała pod nr 482, uprawiająca malarstwo,
  • Marta Kajdas, zamieszkała pod nr 461a, także uprawiająca malarstwo,
  • Edward Staniek, zamieszkały pod nr 86, rzeźbiarz, twórca szopki z lalkami,
  • Mieczysław Łopata, zamieszkały pod nr 324a, rzeźbiarz,
  • Ludwik Gawęda, zamieszkały pod nr 268, twórca zabawek drewnianych,
  • Aleksandra Gzela spod nr 98, twórczyni kwiatów bibułkowych,
  • Maria Zielińska spod nr 214, twórczyni szopki z lalkami.

Co ciekawe, tylko troje wymienionych wyżej (Kajdas, Staniek i Gzela) zostało opisanych w wydanej w 2019 roku książce "Dotknięci iskrą Bożą", poświęconej właśnie choczeńskim twórcom. Czyli prawie po 50-ciu latach od sporządzenia tej listy pamięć o dokonaniach twórczych pozostałej czwórki (Tarasek, Łopata, Gawęda i Zielińska) zanikła w świadomości osób żyjących w XXI wieku do tego stopnia, że nikt ze współczesnych nie był w stanie sobie jej przypomnieć i podzielić się z autorkami książki wiedzą na ten temat.

Na szczęście zachowały się do dziś prowadzone przez WCK tak zwane karty twórców, dzięki którym można przybliżyć nieco ich sylwetki.

W sporządzonej przez choczniankę Annę Zając karcie twórcy Heleny Tarasek czytamy, że miała ona od dziecka wyczulony zmysł estetyczny, zawsze obserwowała życie, bardzo chętnie czytała książki oraz kochała przyrodę i stąd zapewne wzięła się jej chęć do tworzenia, a w szczególności do łączenia kolorów w obraz. Możliwość kontaktu z działalnością plastyczną dała jej nauka w seminarium nauczycielskim i praca w szkole, gdzie wykonywała chętnie dekoracje sceniczne szkolnych, malowała i rysowała. Nikt z jej najbliższej rodziny nie zajmował się twórczością artystyczną, chociaż prace plastyczne nie sprawiały trudności także jej bratu. Większość ze swoich obrazów namalowała po maturze. W chwili przeprowadzania z nią wywiadu Helena Tarasek była już na emeryturze, pracowała nadal jako bibliotekarka w szkole w Choczni i zajmowała się w wolnych chwilach już nie malarstwem, a tworzeniem wycinanek. Tworzyła ich wzory we własnej wyobraźni, a następnie je szkicowała i wycinała. Z kolei jej wcześniejsze obrazy- głównie oleje i akwarele- przedstawiały krajobrazy, owoce, czy kwiaty. Nie sprzedawała swoich obrazów, lecz dużo z nich rozdała, tak że sama posiadała tylko niewielki ich zbiór. Miała świadomość, że jej działalność jest mało znana, tworzyła głównie dla siebie, ale widziała pozytywny odbiór w najbliższym jej gronie osób. W listopadzie 1973 roku wzięła udział w Wystawie Twórczości Artystycznej w Gminie Wadowice.

Helena Tarasek nie wspomniała w wywiadzie, że obrazy malował również jej wuj Eugeniusz Bielenin, bardziej znany jako człowiek pióra. Przykład jego twórczości malarskiej był prezentowany na chocznia-kiedyś 12 listopada 2018 roku (link).

Talenty artystyczne przejawiali także jej inny wuj Władysław Bielenin, znany aktor i jego córki, czyli kuzynki Heleny Tarasek: Janina Podlodowska (poetka) oraz Irena Bielenin- Rokossowska (aktorka).

Co do życiorysu Heleny Tarasek, to przyszła ona na świat 23 marca 1914 roku w miejscowości Facimiech, jako córka Tadeusza Taraska i Albiny Tarasek z domu Bielenin. Jej matka urodziła się wprawdzie w Kętach, ale od czwartego roku życia mieszkała z rodzicami i z rodzeństwem w Choczni. Z Chocznią była związana także przez zdecydowaną większość swojej kariery zawodowej, jako nauczycielka w miejscowej szkole podstawowej. Helena Tarasek poszła w ślady matki i po ukończeniu seminarium nauczycielskiego również pracowała w zawodzie nauczycielskim: w Choczni (1946), Andrychowie, Sosnowicach i przez wiele lat w Dąbrówce (1951-71). W 1977 roku przeprowadziła się z matką do Wadowic. Miała dwóch braci: Stanisława i Zdzisława.

Anna Zając z WCK sporządziła również jedną z dwóch zachowanych kart twórcy dla Marty Kajdas (1898-1983), emerytowanej nauczycielki pochodzącej z Bachowic, ale mieszkającej w Choczni. Choć jej sylwetka i twórczość była przedstawiana w książce "Dotknięci iskrą Bożą", to warto tu dodać kilka interesujących szczegółów: 

  • w czasie II wojny światowej Marta Kajdas sprzedawała swoje obrazy (głównie pejzaże) wędrownym handlarzom, co stanowiło dla niej w tym czasie źródło utrzymania,
  • źródło inspiracji stanowiła dla niej głównie natura, ale zdarzało się jej również kopiowanie (przerysowywanie) ilustracji z książek, czy z pocztówek,
  • tworzyła prace w różnych technikach- nie tylko akwarele i obrazy olejne, ale tworzyła także prace kredką, węglem, czy ołówkiem,
  • malowała dla własnej przyjemności, twierdząc, że " nie obchodzi mnie, czy ktoś mnie pochwali, czy nie",
  • oprócz krajobrazów i elementów z natury malowała też chętnie osoby i twarze, przywiązując przy tym dużą uwagę do odtworzenia szczegółów.
O pozostałych twórcach napiszę w kolejnych notatkach.





piątek, 6 września 2019

Książka o choczeńskich twórcach, artystach i pasjonatach

W niedzielę 22 września o godzinie 16.00 odbędzie się w Domu Katolickim w Choczni uroczysta promocja książki zatytułowanej "Dotknięci iskrą Bożą- o artystach, twórcach i pasjonatach w dzieje Choczni wpisanych...", której autorkami są Maria Biel-Pająk i jej córka Agnieszka Jusińska.


Jak pisze we wstępie Maria Biel- Pająk:
"Nie mamy w Choczni żadnej instytucji ani stowarzyszenia zajmujących się propagowaniem czy choćby dokumentowaniem kultury regionalnej, zatem jej znajomość wśród nas, mieszkańców, jest prawie żadna".
I dalej:
"My, chocznianie, możemy być dumni z naszej wsi, ale i mamy obowiązek wobec przyszłych pokoleń. Jesteśmy tylko ogniwem łańcucha- skoro coś otrzymaliśmy, również jakiś ślad po sobie powinniśmy pozostawić".
Dlatego zdaniem autorki warto zaprezentować te osoby z przeszłości i teraźniejszości, które tworząc pozostawiły lub pozostawiają po sobie istotną wartość, oddziałującą na otoczenie i powodującą, że my- odbiorcy tej twórczości "stajemy się mądrzejsi, bardziej wrażliwi, a przez to lepsi".
Bogato ilustrowana i ładnie wydana przez Grafikon książka zawiera sylwetki 79 osób i trzech grupy rodzinnych (patrz lista- link), powiązanych z Chocznią i Kaczyną więzami urodzenia, zamieszkania lub pracy. Ponadto wspomniano w niej o kilkudziesięciu kolejnych postaciach, których dokonania i pasje twórcze również zasługują na uwagę i pamięć.
Są to zarówno twórcy i artyści profesjonalni, absolwenci uczelni artystycznych, z uznanym dorobkiem, jak i rolnicy, stolarze, nauczyciele, górnicy, czy emeryci, poświęcający swój wolny czas na pasje twórcze.
Nie tylko muzycy, śpiewacy, malarze, rzeźbiarze, pisarze, publicyści, czy poeci, ale również twórcy fotografii artystycznej, rękodzielnicy, aktorzy, graficy, reżyserzy, a nawet bonzaista, popularyzator radiestezji i pionier logopedii.
 Ponieważ miałem okazję i przyjemność brać udział w tworzeniu tego opracowania, zachęcam do udziału w spotkaniu promocyjnym i do osobistego zapoznania się z tą ciekawą publikacją.

Relacja ze spotkania promocyjnego-  powiatlive.pl

poniedziałek, 15 lipca 2019

Poetka Janina Podlodowska

Poetka Janina Podlodowska większość swojego życia spędziła na Górnym Śląsku, ale jej dziadkowie ze strony zarówno ojca, jak i matki byli mieszkańcami Choczni. 
Na świat przyszła w 1909 roku w Krakowie w aktorskiej rodzinie: Władysława Bielenina (Bienina) i Heleny Targosz, występującej na na scenach teatralnych pod nazwiskiem Rozwadowska.
Młoda Janina będąc dzieckiem i nastolatką mieszkała w Choczni u babci Antoniny Targosz z domu Grzybowskiej i uczęszczała do szkoły podstawowej w Choczni, a później średniej w Wadowicach.
Rodzice jej ojca- Jakub i Anna Bieleninowie także zamieszkiwali w Choczni w pobliżu przystanku kolejowego, ponadto w choczeńskiej szkole podstawowej uczyła jej ciotka Albina Tarasek i wujek Wincenty Talaga.
Po śmierci Antoniny Targosz w 1924 roku Janina Bielenin przeprowadziła się do rodziców w Katowicach, kontynuując naukę w Liceum im. Adama Mickiewicza, gdzie zdała egzamin dojrzałości. 
W 1934 roku ukończyła filologię polską na Uniwersytecie Jagiellońskim i rozpoczęła pracę zawodową, najpierw w Katowicach, a potem w Tarnowskich Górach. Po wojnie zamieszkała w Rybniku. Od 1945 roku pracowała jako polonistka: w Liceum Handlowym, Pedagogicznym oraz Ogólnokształcącym nr 2 (im. Hanki Sawickiej). 

W 1979 roku przeszła na emeryturę. 
Była członkiem Klubu Literatów w Katowicach, beskidzkiej grupy literackiej „Gronie”, jedną z inicjatorek i organizatorek Rybnickich Dni Literatury. 
Janina Podlodowska to autorka czterech tomików poezji („Pióro na wietrze”, „Żeby była miłość”, „Akwarele”, „Płonący gościniec”). Pisała także utwory prozatorskie i dramatyczne („Zemsta Trygłowa”) oraz audycje radiowe. Stale współpracowała z czasopismami: Życie Literackie, Poglądy, Nowiny, Gazeta Rybnicka. 
W 1987 roku otrzymała nagrodę im. Gustawa Morcinka za całokształt pracy literackiej, a w 1990 „Złotą Lampkę Górniczą”. Była laureatką konkursów poetyckich, między innymi w: Poznaniu, Białymstoku, Płocku, Katowicach. 
Zmarła 3 maja 1992 roku w Rybniku.

Córki Janiny Podlodowskiej:
 Maria (Maja) Podlodowska-Reklewska (z lewej) i Ewa Podlodowska-Musioł,
Nadesłał Jerzy Piotr Talaga





piątek, 31 maja 2019

Bajka Aleksandra Widlarza

W 1939 roku w poznańskiej "Naszej Gazetce" ukazało się historyczno- fantastyczne opowiadanie Aleksandra Widlarza (link) pod tytułem "Skąd Wielkopolska ma pszczoły", które skierowane było dla młodych czytelników.
Zbliżający się Dzień Dziecka to dobra okazja, by je tu zaprezentować.
W opowiadaniu tym występują w nim zarówno wątki choczeńskie, jak i wielkopolskie, co nie powinno dziwić, zważywszy z jednej strony na choczeńskie pochodzenie autora, a z drugiej na jego wieloletnią pracę i zamieszkanie w okolicach Gniezna.

Skąd Wielkopolska ma pszczoły?

Piękną krainę wśród licznych jezior i pagórków obrał sobie Lech dla siebie i swoich towarzyszy na siedzibę. Wszystko tu było: lasy, łąki i poła, dużo dzikiego zwierza i rybne wody. Jednego tylko brakowało: pszczół. Nie znali Lechici miodu, ani wosku. Kilkoro dziatek rozweselało liczne komnaty lechowego grodu w Gnieźnie. Najmilszą ojcu była szesnastoletnia córeczka Świętosława. Niezwykłej urody to dziewczę śliczny głos miało. Śpiewało też od rana do nocy, brząkając na gęślikach wesołe piosenki. Skoro usiadła na przyzbie dworzyszcza z gęślikami i zaczęła śpiewać, ojciec rozchmurzał swe czoło, a cały dwór nadsłuchiwał i wielbił piękną kneziównę za jej słowiczy śpiew.
Przy kołowrotku, czy prując srebrzyste wody jeziora, spędzała wesoło i beztrosko czas w gro-nie rówieśnic. Pewnego razu stało się straszne nieszczęście. W zimny, wiosenny wieczór wróciła kneziówna z jeziora z twarzą rozpaloną. Była tak osłabiona, że ledwie o swej mocy dowlokła się do progów zamczyska. Z jękiem rzuciła się na posłanie ze skór w sypialnej komnacie. Rzucono się na pomoc nieszczęsnej dziewczynie. Ojciec sprowadził mądrych znachorów z całego państwa. Daremnie kapłani kadzili komnatę ziołami święconymi przed posągiem Światowida. Daremnie zaklinali czary. Na nic się zdały ojcowskie modły do wszechwładnego Swarożyca o pomoc. Mijały dnie i tygodnie, poprawy w zdrowiu nie było. W bladej i wychudzonej twarzyczce kneziówny daremnie szukałbyś dawnego blasku i krasy. Cisza i głęboki smutek zapanowały w Gnieźnie. Wieść o chorobie pięknej kneziówny obiegła i napełniła smutkiem cały kraj. Dotarła też aż do niebotycznych gór karpackich. Tam wśród odwiecznych borów, nad szumiącym strumykiem mieszkał w osiedlu zwanym Chocznia, stary władyka imieniem Witosław. Był to człowiek, który w młodości za Karpaty chodził, królom węgierskim sługiwał. Poznał tam wiele tajemnic leczniczych różnych ziół. Umiał przyrządzać z miodu pszczelego wyborny napój. Gdy chory wypił kubek tego napoju, po kilku dniach przychodził do zdrowia, jeżeli go jeszcze Marzanna nie brała pod swoją opiekę. Szeroko słynęła sława lekarska starego władyki i jego cudownych leków. Bogaty czy ubogi jednako doznał u niego pomocy. Dumą i oczkiem w głowie starego Witosława był syn jedynak, Ziemowit. Jemu chciał stary przekazać tajemny sposób przyrządzania leków, pasiekę i bogactwo. Na utrapienie ojca syn ani myśleć nie chciał o tych sprawach. Najmilszym jego zajęciem było dosiąść dzikiego konia i gnać w bezkresną dal, polować na grubego zwierza, lub tworzyć hufce zbrojne z wiejskich chłopaków i staczać zacięte boje. Wodzem chciał zostać. Stanąć przed muzyką, zaśpiewać swawolną piosenkę, zatańczyć ogniście zbójnickiego to jego żywioł. Bystry, obrotny, odważny, miał wielki mir u rówieśników. Już mały wąsik przyciemniał mu wargę, gdy ojciec zawołał go do siebie. — Słuchaj, chłopcze: zachorowała bardzo ciężko córka naszego kochanego knezia Lecha, pana na Gnieźnie i Kruszwicy. Weźmiesz najlepszego konia z naszej stajni, jednego towarzysza ze sobą i co koń wyskoczy pojedziesz do Gniezna z lekarstwem dla chorej. Nie żałuj konia, abyś późno nie zajechał. Za osiem dni i nocy powinieneś stanąć na miejscu. Jest lato, trawy i wody dla koni nie zbraknie, matka ci sakwę wypełni mięsiwem i chlebem, a zresztą dobrzy ludzie też dopomogą. Pokłonisz się księciu ode mnie i powiesz, że sam go odwiedzić nie mogę, jako żem bardzo stary. Oblicze Ziemowita zajaśniało niezwykłą radością. Objął staremu nogi, po czym w mig rozpoczął przygotowania do drogi. Dawno już, żądny sławy i przygód, marzył o jakiejś dalekiej wyprawie w nieznane światy. Czuł niewypowiedziane szczęście i wdzięczność w sercu dla rodzica, że nie zawahał się wysłać go w tak daleką drogę. W godzinę był już gotowy do podróży. W nowiutkim, góralskim stroju dobrze wyglądał, przewiesił przez ramię łuk i kołczan ze strzałami, do boku przypasał krótki ostry miecz dla obrony przed dzikim zwierzem. Do siodła przytroczył sakwę z jedzeniem dla siebie i towarzysza, wreszcie lekarstwo mające przy-wrócić zdrowie Lechowej córze. Ziemowit wyszedł z chaty, trzy razy splunął za siebie, szepcąc zaklęcia, mające odpędzić złośliwe chochliki, uchylił kornie czoła przed posągiem Światowida, stojącego pod rozłożystym dębem i ruszył co koń wyskoczy na północ. W Gnieźnie tymczasem rozpacz się wzmaga. Piękna Świętosława, znękana chorobą śmiertelną, leży. Zaledwie odrobina życia w niej tleje. W koło niej płaczą i zawodzą jej towarzysz-ki i druhny. Lech załamuje ręce, spoglądając z trwogą na życie uciekające z ciała ukochanej córki. Żadnej już, żadnej pomocy się nie spodziewa. Nie usłyszy już więcej głosu najulubieńszej cór-ki. Wtem za oknami dworzyszcza tętent się rozlega. Ostro uderza-ją kopyta końskie o bruk podwórza. Zaciekawiony kneź wychodzi przed bramę i widzi nieznanego młodzieńca w dziwnym stroju. — Kto jesteś, młodzieńcze, i z czym przybywasz? — Ziemowit jestem, przybywam z dalekich gór Karpackich i przywożę lekarstwo dla waszej córki, miłościwy panie. Puśćcie mnie czym prędzej do niej, aby nie było za późno. — Zgoda, młodzieńcze, lecz moją córeczkę. Jeśli ją uleczysz, hojna nagroda cię nie minie, lecz jeśli umrze  …
Nie słyszał już Ziemowit dalszych słów zbolałego Lecha. Już jest przy łożu chorej kneziówny, otwiera sakwy, sięga po leki. Z trudem wypiła chora część lekarstwa i natychmiast popadła w długi sen. Przez kilka dni następnych walczyła z chorobą, lecz wnet poznać było można, że nastąpi poprawa. I rzeczywiście. Po załamaniu się choroby kneziówna szybko przychodziła dc, siebie. Ogromna radość zapanowała w całym kraju. Złotym łańcuchem nagrodził Lech dzielnego górala. Wszyscy pytali: — Skąd jest ten piękny młodzian, co naszą kneziównę uzdrowił? Co to za cudowne leki z sobą przywiózł? Dziesiątki razy urodny góral opowiada o ślicznych, skalistych, lesistych górach Karpackich, o wsi rodzinnej, o rodzicach, a zwłaszcza o starym ojcu, co takie leki przyrządza i o dziwnych małych owadach, co to słodziutki miód w dziuple noszą. Z roziskrzonymi oczami słucha tych opowiadań Świętosława, a coraz częściej uśmiech rozjaśnia jej bladą twarzyczkę. Szybko też wraca do sił i zdrowia. I znowu jak dawniej jeździ na łodzi po ulubionym jeziorze. Ale nie sama. Towarzyszy jej wysmukły góral, któremu życie zawdzięcza. Śpiewają razem wesołe piosenki, a czas mknie chyżo. Nareszcie nadszedł czas pożegnania. Lech ściska serdecznie młodzieńca, płacze nadobna Świętosława. Wszyscy żałują wesołego i dowcipnego górala. — Jakiej nagrody żądasz —pyta Lech — za uleczenie córki? — Majątku nie pragnę, miłościwy panie, gdyż mam go dosyć u siebie. Jeżeli wola wasza, dajcie mi. Świętosławę za żonę. Nie zdumiał się Lech na to żądanie. Dawno już zauważył, że młodzi lgną do siebie. — Dobrze, mój młodzieńcze, zgadzam się na to. Poznałem cię jako mądrego i roztropnego, pracowitego męża. Jesteś mężny, potrafisz w razie potrzeby ode-przeć najazd wrogów. Takiemu nie waham się powierzyć mej najulubieńszej córki. W zamian przyślesz mi kilka dziupli z pszczołami, aby lud tutejszy mógł się tak samo leczyć miodem, jak wy to czynicie. Przez cały tydzień trwało wesele, po czym oboje ruszyli w Karpaty. Zanim dwa razy księżyc odmienił swoją pyzatą twarz, już liczne roje pszczół rozweselały gnieźnieńskie bory ku wielkiej radości lechowego ludu.

poniedziałek, 17 grudnia 2018

Karol Malczyk i jego choczeńskie anioły

Malarz Karol Malczyk to postać, o której jest dość głośno w ostatnich latach. Powstała o nim książka „Karol Malczyk artysta na nowo odkryty” autorstwa Bernadety Kalęba-Żołnierek oraz film dokumentalny „Anioły Karola Malczyka” w reżyserii Grzegorza Łubczyka. Co ciekawe, Malczyk jest artystą poważanym nie tylko w Polsce, ale i na Węgrzech oraz w Kanadzie i USA, gdzie również mieszkał i tworzył.
We wszystkich opracowaniach na jego temat niewiele lub nic nie wspomina się o choczeńskim epizodzie w twórczości tego artysty.

Kim był Karol Błażej Malczyk?

Urodził się w chłopskiej rodzinie w Barwałdzie Średnim w 1907 roku. W czasie, gdy uczęszczał do wadowickiego gimnazjum, ilustrował tworzone przez uczniów pismo literacko-artystyczne „Lutnia szkolna”. W 1928 roku rozpoczął studia w Państwowej Szkole Sztuk Zdobniczych i Przemysłu Artystycznego w Krakowie (absolutorium 1933). Później w latach 1933–1938 studiował rzeźbę i malarstwo w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, pod kierunkiem Władysława Jarockiego i Fryderyka Pautscha. Był związany z beskidzką grupą plastyczną „Czartak II”. W 1938 roku ożenił się w Łękawicy z nauczycielką Miladą Pawlik, która pomagała mu w pracach malarskich. Warto dodać, że Milada Pawlik uczyła przed ślubem z Malczykiem w szkole podstawowej w  Choczni Dolnej.

Karol i Milada Malczykowie przy pracy
Po wybuchu II wojny światowej małżeństwo Malczyków znalazło się na Węgrzech i podjęło pracę w liceum nad Balatonem. Zagrożeni aresztowaniem za działalność konspiracyjną przenieśli się do miejscowości Mad, gdzie wykonali polichromię dla miejscowego kościoła. 


Anioły Malczyka w Mad
Zdjęcie z artykułu G. Łubczyka
na www.wadowita.net
Nie była to ich ostatnia praca na węgierskiej ziemi- po Mad przyszły zlecenia z Kiskörös, Kiskunhalas, Kiskunmajsa i Budapesztu. Ten etap twórczości Karola Malczyka i jego żony Milady znany jest dzięki księdzu Maciejowi Józefowiczowi, poszukującemu ich śladów na Węgrzech.

W 1949 roku Malczykowie byli zmuszeni wyemigrować do Ontario w Kanadzie. Tam także zajmowali się malowaniem wnętrz kościołów, a Karol, jako Charles Malczyk, do dziś widnieje z notą biograficzną w bazie kanadyjskich artystów. Ostatecznie Malczykowie osiedli w Detroit w USA. Oprócz malowania fresków w kościołach Karol włączał się też w życie kulturalne amerykańskiej Polonii, projektując dekoracje i kostiumy do polonijnych spektakli teatralnych i baletowych. Zmarł w 1965 roku w Detroit. Spoczywa na miejscowym cmentarzu St. Olivet.
Malowidła Malczyka w kościele św. Kunegundy w Detroit
Cechą charakterystyczną malarstwa Malczyka we wnętrzach kościołów są anioły, których postacie mają twarze miejscowych dziewczyn. Nie inaczej jest i w Choczni, gdzie Malczykowi pozowała między innymi Urszula Gawrońska (później po mężu Studnicka), przedwojenna działaczka Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Żeńskiej.
Zdjęcie z archiwum Urszuli Szczygieł
Urszula Studnicka zd. Gawrońska
Archiwum Urszuli Szczygieł
Ksiądz proboszcz Józef Dyba w „Kronice Parafialnej” poświęcił odnowie ołtarza przez Malczyka tylko dwa zdania, bez podania konkretnej daty:

„Według projektu artysty malarza Karola Malczyka odmalowało się ścianę za wielkim ołtarzem, która przedtem żadnego malowidła nie miała i odnowiło się całkiem wielki ołtarz. (…) Malowanie kościoła i ołtarzy pokryło się przez dobrowolne składki parafian na ten cel oraz z imprez w tym celu urządzonych przez Radę Kościelną.”

Z kontekstu wynika, że prace nad odnowieniem i odmalowaniem wnętrza rozpoczęły się najprawdopodobniej w 1936 roku. Jako ciekawostkę można podać fakt, że w ekipie malarskiej pracującej dla Malczyka w Choczni znalazł się też Mieczysław Wądolny, znany później jako „Mściciel” z partyzantki antykomunistycznej po II wojnie światowej.
Malowidła Malczyka na ścianach choczeńskiego kościoła to prawdopodobnie jeden z dwóch zachowanych w Polsce przykładów jego twórczości, zdecydowanie mniej znany niż przyozdobione przez niego wnętrza kościoła św. Józefa w Kalwarii Zebrzydowskiej. Co prawda Malczyk stworzył także polichromię kościoła w Łękawicy i rozpoczął pracę w kościele św. Krzyża w Kielcach, ale te dzieła nie dotrwały do dzisiejszych czasów.
Kilka lat temu malunki ścienne Karola Malczyka w choczeńskim kościele oglądała delegacja z węgierskiego konsulatu, nie będąc świadoma, że spuścizna po tym artyście może być w Choczni większa.
Interesującą informację na ten temat przynosi wspomniana już wyżej „Kronika Parafialna”:

„W 1936 roku poświęcone zostały nowe stacje Drogi Krzyżowej malowane na płótnie przez p. Malczyka Karola z Barwałdu, zamówione jeszcze przez administratora parafii ks. Leona Bzowskiego, a fundowane przez jedną osobę, która nazwiska swojego wyjawić nie pozwoliła. Kosztowały z ramami dębowymi ponad 1600 zł.”

Ponieważ ks. Bzowski administrował parafią w 1934 roku, po śmierci proboszcza Dunajeckiego, to wtedy właśnie musiało dojść do złożenia zamówienia u Malczyka na wykonanie stacji Drogi Krzyżowej.
Kronika Parafialna nie wspomina o żadnej wymianie tychże stacji w okresie powojennym, więc niewykluczone jest, że są to te same obrazy w dębowych ramach, które wiszą w choczeńskim kościele do dziś. Potwierdzenie tego wymaga fachowej ekspertyzy.




poniedziałek, 12 listopada 2018

Chocznia w malarstwie

Pejzaż choczeński Eugeniusza Bielenina (link) przechowywany do dziś w jego rodzinie:


Widok na Bliźniaki i Gancarz to jedyny znany obraz Eugeniusza Bielenina, dziennikarza prasy ludowej, publicysty, autora powieści, komedii scenicznej, a nawet scenariusza filmowego.

Zdjęcie obrazu udostępnił Jerzy Piotr Talaga- dziękujemy !

piątek, 9 czerwca 2017

Władysław Bielenin (Bienin) - aktor, śpiewak, reżyser, dramaturg i publicysta

foto Wacław Szymborski- (1918)
Władysław Bielenin urodził się 22 grudnia 1886 roku, jako syn pracownika kolejowego Jakóba Bielenina i Anny z domu Fejdych.
Do Choczni trafił w wieku siedmiu lat- w 1893 roku, gdy jego ojciec otrzymał posadę zawiadowcy i strażnika kolejowego na nowo otwartym przystanku kolejowym w Choczni.
Był uczniem  gimnazjum w Wadowicach, choć brak go jednak w oficjalnych spisach absolwentów. Ostatecznie ukończył Gimnazjum św. Jacka w Krakowie (1904). Studiował na Wydziale Filozofii Uniwersytetu Jagiellońskiego (1904-1910).
Po studiach pracował aktor, śpiewak i reżyser teatralny, występując jako Władysław Bienin. Debiutował w 1909 roku w Teatrze Ludowym w Krakowie. Redagował wtedy również „Wiadomości Teatralne”.
W 1913 roku deklamował w Wadowicach fragmenty „Nocy Listopadowej” na obchodach ku czci Powstania Listopadowego. W latach 1916-19 występował w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. W sezonie 1919/20 grał w Cieszynie w Teatrze Plebiscytowym, gdzie pełnił także funkcję sekretarza. W latach 1920-21 był aktorem i reżyserem w Teatrze Miejskim w Łodzi. W kolejnych latach  zatrudniano go w:
  •  Teatrze Małym w Warszawie (1921-23),  
  •  Teatrze Polskim w Katowicach (1923-24), 
  • teatrze  w Kaliszu (1926-27), 
  • Teatrze Letnim w Warszawie (1928-29). 
W latach 1929-30 ponownie zaangażowano go do pracy w Teatrze Polskim w Katowicach- przewodniczył również w miejscowym kole Związku Artystów Scen Polskich.
Grywał także w Białymstoku i we Lwowie.
W czasie II wojny światowej przebywał we Lwowie i tam widziany był po raz ostatni w 1941 roku. Dalszy jego los nie jest znany.

Władysław Bienin (Bielenin) był mężem aktorki Heleny z domu Targosz, występującej później jako Helena Rozwadowska. Dzieckiem Władysława i Heleny była polonistka i poetka Janina Podlodowska.

Twórczość:

Najbardziej znanym dziełem Władysława Bienina (Bielenina) jest dramat „Złoty królewicz”, napisany w listopadzie 1916 roku i wydany nakładem autora w 1918 roku w Krakowie (wydrukowany przez drukarnię „Głosu Narodu”). 
W tej trzyaktowej  „opowieści współczesnej”, rozgrywającej się w wiejskiej chałupie, role rozpisano dla dziewięciu osób. „Złoty królewicz” bywał grywany w okresie międzywojennym nie tylko na scenach polskich, ale także i polonijnych w Stanach Zjednoczonych Ameryki.



Władysław Bielenin był też autorem:
  • szkicu „Kuba Niedojda ck murga” (1933),
  • sztuki w trzech aktach „Pokolenie”,
  • dramatu współczesnego „Cud”,
  • opowieści w trzech aktach „Paź”.


piątek, 12 maja 2017

Nauczyciele w Choczni- Władysław Jeziorski

Władysław Jeziorski urodził się 15 stycznia 1882 roku w Krakowie, w rodzinie Ignacego Jeziorskiego herbu Ślepowron i jego żony Anieli.
Po uzyskaniu odpowiedniego wykształcenia podjął pracę jako nauczyciel w Wieliczce (1902) i w Jankowicach (1903). W 1905 roku pojawił się w Choczni, gdzie przez 4 lata pracował w szkole w Choczni Dolnej. 
W 1906 roku poślubił w choczeńskim kościele parafialnym Olgę Kieryczyńską, znacznie starszą od siebie miejscową urzędniczkę pocztową, pochodzącą z Krościenka. Jego żona, już pod nazwiskiem Jeziorska, także podjęła pracę nauczycielki w Choczni. Według Józefa Putka Jeziorski dał się w Choczni poznać jako wolnomyśliciel, o poglądach socjalistycznych i niepodległościowych. Sprowadzał do Choczni z Warszawy tamtejszą prasę, w tym „Myśl Niepodległą”, przez co wywarł duży wpływ między innymi na poglądy późniejszego wójta Maksymiliana Malaty
Po opuszczeniu Choczni uczył w szkole polskiej w Morawskiej Ostrawie, był inicjatorem powstania tamtejszej szkoły uzupełniającej przemysłowej i jej kierownikiem w 1913 roku. Prowadził kursy śpiewu dla polskich robotników i rzemieślników i odczyty o różnorakiej tematyce, agitował za powstawaniem nowych szkół dla polskich dzieci. Działał w  Towarzystwa Szkół Ludowych, brał udział w walnym zjeździe TSL w Nowym Sączu w 1911 roku. Następnie pracował jako nauczyciel muzyki w Cieszynie. 
W tym czasie był zbieraczem, wydawcą i redaktorem wielu śpiewników, kompozytorem oraz autorem melodii do pieśni patriotycznych, narodowych i żołnierskich. 
W 1915 roku powtórnie ożenił się, tym razem jego wybranką była Henryka Przestalska ze Stanisławowa. 
W 1916 roku, po odejściu na emeryturę kierownika szkoły w Choczni Dolnej Adam Ryłko, startował bez powodzenia na wakujące stanowisko, mimo poparcia władz gminnych. Na przeszkodzie miały stanąć poglądy kandydata na kierownika, zapamiętane przez miejscowe władze oświatowe z okresu jego pracy w Choczni. 
W 1918 roku Władysław Jeziorski wszedł w skład Rady Narodowej, która przejęła od Austriaków władzę na Śląsku Cieszyńskim. Reprezentował w Radzie niewielkie stronnictwo- Związek Społeczno- Narodowy.

Władysław Jeziorski (piąty z prawej strony)
 w Cieszyńskiej Radzie Narodowej
Jeziorski brał także udział w powstaniach śląskich, za co został odznaczony później orderem Gwiazdy Górnośląskiej (1930). 

W latach 20-tych XX wieku pracował jako finansista w bankach we Lwowie i Przemyślu. Wybudował sobie dom letniskowy w Zakopanem i przeprowadził się tam pod koniec lat 20-stych. Zmarł w wieku 52 lat na gruźlicę, 3 lipca 1934 roku.
Kilka lat później jego córka Irena, urodzona w 1917 roku, poślubiła znanego sportowca i olimpijczyka Stanisława Marusarza.
Wspomniana wyżej działalność redakcyjna i wydawnicza Władysława Jeziorskiego rozpoczęła się w 1911 roku, kiedy to nakładem „Tygodnika Ostrawskiego” wydrukował w Cieszynie „Śpiewnik Narodowy”, rozprowadzany w cenie 2 koron i 80 halerzy.


Następne jego śpiewniki to:
  • „Śpiewnik Żołnierski z dodatkiem melodyi” (1915), wydany w Cieszynie,
  • „Nowy śpiewnik polski 1914-1917”, także wydany w Krakowie,
  • „Dodatek muzyczny do nowego śpiewnika polskiego” (1918),
  • „Śpiewnik żołnierskiego Korpusu X Wojska Polskiego”, wydany w Przemyślu w 1926 roku.

Potrzebę wydawania śpiewników tak tłumaczył w przedmowie do jednego z nich:

(…) Pieśni (…) przyczyniły się do wychowania pokoleń w chęci walki o niepodległość Polski. Zdarza się często, że śpiew zostaje przerwany z powodu nieznajomości dalszych zwrotek lub melodyi. Zbiór ten ma także za cel pomódz i w takich razach i nauczyć nieznanych melodyj i tekstów (…)

W 1919 roku Władysław Jeziorski zredagował i opatrzył wstępem oraz licznymi artykułami i komentarzami „Kalendarz Ludowy” dla Cieszyna i okolic.


Jako kompozytor jest uznawany za autora wielu melodii wielu pieśni legionowych i żołnierskich, w tym między innymi  melodii do pieśni „Cud nad Wisłą, czyli Polska młócka 1920 roku”

piątek, 28 kwietnia 2017

Jan Woźniak - poeta ludowy

Zupełnie dziś zapomniany Jan Woźniak urodził się w Choczni w 1886 roku, jako jedyne dziecko Antoniego i Ludwiki z domu Ramenda. Jego rodzina zamieszkiwała drewniany dom kryty słomianą strzechą, przy drodze wiodącej od szosy Wadowice – Andrychów do choczeńskiego kościoła parafialnego. Po ukończeniu pięcioklasowej szkoły w Choczni Jan Woźniak pomagał rodzicom w pracy na roli, by stopniowo przejąć ich gospodarstwo. Mimo wielu zajęć związanych z uprawą ziemi znajdował czas na czytanie prenumerowanych przez siebie czasopism ludowych: „ Roli”, „Zorzy”, „Wieńca i Pszczółki”, „Piasta”, czy „Przyjaciela Ludu” oraz wypożyczanych z choczeńskiej czytelni książek. Udzielał się także społecznie. W 1911 roku został sekretarzem koła „Sokoła” w Choczni, organizacji stawiającej na patriotyczną, sportową i kulturalną edukację członków. Ale szczególne uznanie, potwierdzone nawet w recenzjach prasowych, przyniosła mu działalność w choczeńskim teatrze amatorskim.

Jak donosiła „Nowa Reforma” z 8 maja 1910 roku:

„Dnia 5 b.m. krakowskie koło T.S.L. im Tadeusza Kościuszki urządziło obchód grunwaldzki we wsi Jaroszowicach. (…) Wieczorem urządził młodzież gimnazyalna wspólnie z miejscowem nauczycielstwem i włościanami z Choczni uroczysty wieczorek. Wieczór zagaił dr Wróbel, poczem kółko amatorskie odegrało „Bartosza Głowackiego” i „Wóz Drzymały”, nadto włościanin z Choczni Jan Woźniak deklamował wyjątki z „Bitwy Racławickiej” Lenartowicza. Na zakończenie odśpiewano pieśni narodowe.”

W 1911 roku wystąpił w roli Szymona, w przedstawieniu „Łobzowianie”, a pod koniec 1912 roku w „Jasełkach” Lucjana Rydla. Natomiast w 1914 roku jego występ tak został opisany przez „Przyjaciela Ludu”:

„(…)W niedzielę 10 maja urządziła gmina Chocznia obchód Konstytucji 3-go maja i racławicki (…) Wieczorem urządzono w „Domu Ludowym” uroczysty wieczorek. Sala nabita była ludem. Odczyt o Konstytucji 3-go maja wygłosił akademik p. Ruła, poczem kółko amatorskie odegrało wyjątek z „Kościuszko pod Racławicami” p.t. „Bartosz Głowacki”. Rolę Bartosza Głowackiego odegrał doskonale wójt p. Malata, lirnika p. Woźniak.”

Niedługo później wybuchła I wojna światowa i Jan Woźniak trafił na front, jako żołnierz armii cesarsko-królewskiej. Szczęśliwie przetrwał okres walk frontowych, ale zmarł krótko po powrocie do Choczni, 17 października 1918 roku, w wyniku zachorowania na grypę „hiszpankę”. Po śmierci został pochowany na choczeńskim cmentarzu parafialnym. 

Elżbieta Woźniak
Jak wspomina Józef Turała był mężczyzną szczupłej budowy, o twarzy zawsze pogodnej i ujmującej, człowiekiem głęboko religijnym, spokojnego charakteru.
Z żoną- Elżbietą z domu Pietruszka, doczekał się czworga dzieci. Ich jedyny syn- Franciszek Woźniak wstąpił do zakonu jezuitów i przyjął święcenia duchowne, co na pewnym etapie życia było również pragnieniem jego ojca. 
Z kolei jedna z trzech ich córek- Maria wstąpiła do zgromadzenia zakonnego Panien Ofiarowania NMP (sióstr prezentek) w Krakowie.
Właśnie ona przechowała liczne wiersze ojca, pisane od 1906 roku.
Ich tytuły to: „Pamięci najukochańszej Matki”, „Rok 1914”, „Zwiastun Wojny”, „ Na ruinach wsi polskich”, „Pożegnanie”, „Polska w dzisiejszym czasie” i „Modlitwa o oddalenie klęski”.
Kolejny wiersz Woźniaka zatytułowany „O Matko Bolesna” został opublikowany w 1915 roku w „Zbiorze pieśni i piosenek wojennych”, wydanych przez redakcję pisma „Piast”. Natomiast wydrukowany w 1916 roku w „Gazecie Ludowej” wiersz „Pożegnanie” autor poświęcił swojemu sąsiadowi i koledze Józefowi Widlarzowi, który zginął na froncie rosyjskim w 1915 roku.


O twórczości poetyckiej Jana Woźniaka tak pisze Józef Turała  w „Kronice wsi Chocznia”:

„Pragnę zaznaczyć, że czytając i przeglądając te wiersze, zwróciłem przede wszystkiem uwagę na pismo piękne, czytelne i kaligraficzne, którym w dzisiejszych czasach mało kto może się poszczycić. A nadto należy z wielkim uznaniem podziwiać u ich autora: jego inteligencję, styl i to jego duże wyrobienie, które pozwoliło mu na zachowanie rymu i pięknej, a czasem sentymentalnej treści. A nie należy zapominać o tym, że wiersze te pisął młody gospodarz na wsi, który ukończył zaledwie 5 klas ! (…) A przecież trzeba i o tym wiedzieć, że nikt go nie uczył zasad pisania wierszy, rymów, ani też nikt nigdy nie wspominał mu o zasadach wierszowania ! Inteligencja u niego była już wrodzona !”

Ten ton patriotyczny i sentymentalizm doskonale widoczny jest na przykład we fragmencie wiersza „Polska w dzisiejszym czasie”:

„Polsko Ojczyzno moja! Tak niegdyś kwitnąca
Szczęściem i dobrobytem. Ty byłaś płynąca
Mlekiem i miodem. Tobie z łaski dana
Była szczególna dobroć i opieka Pana
Łany Twoje rozkosznie zbożami szumiały
Które mieszkańców kraju w chleb zaopatrywały
A pracy naszej zawsze Pan Bóg dopomagał
Bo kraj się w dobrobycie coraz więcej wzmagał.
(…) Dzisiaj z Ciebie zostało cmentarzysko wielkie
W którem spoczywa życie, radość, szczęście wszelkie
A nad obaszarem Twoim teraz się znajduje
Zniszczenie i ruina, śmierć i głód panuje.(…)


Oprócz pisania wierszy Jan Woźniak również pięknie rysował i deklamował. 

piątek, 17 lutego 2017

Malarz Michał Kręcioch

Michał Kręcioch to przedstawiciel bardzo licznego i rozgałęzionego choczeńskiego rodu. 
Urodził się w Choczni Górnej pod koniec września 1900 roku (26 września według metryki chrztu lub 29 września według innych danych).
Jego ojciec Franciszek był karczmarzem, sklepikarzem, kościelnym kantorem (śpiewakiem) i przewodnikiem pielgrzymek z Choczni do Kalwarii Zebrzydowskiej oraz Częstochowy. 
Matka Michała- Maria pochodziła z rodziny Romańczyków i oprócz prac gospodarskich zajmowała się sklepem, domem i dziewięciorgiem dzieci.
Po ukończeniu szkoły podstawowej w Choczni Michał pomagał rodzicom w prowadzeniu gospodarstwa rolnego. 
W 1917 roku został powołany do armii austriackiej i brał udział w walkach na froncie we Włoszech. Wraz z nastaniem niepodległej Polski znalazł się w szeregach sił zbrojnych RP. W 1920 roku był dwukrotnie ranny, a w 1922 roku został zdemobilizowany i wrócił do Choczni. 
Zaangażował się wtedy w działalność choczeńskiego teatru amatorskiego, jako aktor i autor dekoracji. Namalowany przez niego krajobraz górski na tylnej ścianie sceny w budynku choczeńskiego „Sokoła” zachował się przez długie lata. 
W 1925 roku studiował w Wolnej Szkole Malarstwa w Krakowie, a od 1926 roku w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Te studia pod kierunkiem między innymi: Władysława Jarockiego, Ignacego Pieńkowskiego i Wojciecha Weissa zajęły mu sześć lat, absolutorium uzyskał ostatecznie w 1932 roku. 
Przez okres studiów utrzymywał się malując obrazy na potrzeby Polonii amerykańskiej, jego pejzaże i obrazy o tematyce patriotycznej były wówczas rozprowadzane w USA przez choczeńskich emigrantów. Także w czasie studiów, w 1929 roku, był członkiem stowarzyszenia artystycznego „Złoty Róg”, a po ich ukończeniu uczestnikiem grupy literacko-plastycznej „Czartak II”, utworzonej pod patronatem Emila Zegadłowicza. 
"Czartak II" organizował spotkania autorskie, wystawy oraz prelekcje propagujące zagadnienia sztuki. Obok Michała Kręciocha należeli do tej grupy tacy artyści, jak między innymi: Wincenty Bałys, Roman Brańka, Kazimierz Foryś, Ludwik Jach, Józef Jura, Franciszek Suknarowski i Karol Malczyk.
W czerwcu 1933 roku prace Michała Kręciocha i innych członków grupy "Czartak II" wystawiane były w Wadowicach w górnej sali „Sokoła” (obecnie Wadowicki Dom Kultury) 
Trzy lata po dyplomie ASP Michał Kręcioch został absolwentem Szkoły Sztuk Zdobnych i Przemysłu Artystycznego w Krakowie (1935). Po uzupełnieniu studiów pedagogicznych uczył rysunku. Przed II wojną światową znalazł się w gronie nauczycielskim IV Gimnazjum im. Adama Mickiewicza w Warszawie, gdzie był profesorem rysunku między innymi Zbigniewa Widlarza, późniejszego powstańca warszawskiego, którego pochodzący z Choczni ojciec Wojciech Widlarz pracował wtenczas w Ministerstwie Obrony. 
Po wybuchu II wojny światowej Michał Kręcioch brał czynny udział w kampanii wrześniowej 1939 roku i w walkach pod Rawą Ruską został ranny w lewą rękę. 
W czasie okupacji niemieckiej przebywał w Krakowie, gdzie pracował w spółdzielni transportowej „Zespół”, śpiewał w chórze „Echo” i uczestniczył w konspiracyjnym ruchu oporu. Z tego powodu został aresztowany w 1943 roku, osadzony w krakowskim więzieniu przy ulicy Montelupich i brutalnie przesłuchiwany przez Gestapo. Podczas przewożenia go  z innymi więźniami do Majdanka uciekł z transportu i ukrywał się do zakończenia wojny. 
W drugiej połowie lata czterdziestych XX wieku pracował ponownie w Krakowie w spółdzielni transportowej, po czym wyjechał do Warszawy. W 1955 roku został odznaczony medalem „10-cio lecia Polski Ludowej” na wniosek Centralnego Związku Spółdzielczości Pracy, a rok później ożenił się z Ireną z Badowskich, z którą doczekał się dwóch córek. 
Zmarł w wieku niespełna 84 lat, 5 lipca 1984 roku. 
Jego młodszy kolega Józef Turała tak pisze o nim w „Kronice wsi Chocznia” w 1977 roku:
„Chcę nadmienić, że Michał był ogólnie lubiany przez nas, był to dobry i uczynny kolega i dzisiaj zawsze z wielkim sentymentem mówi on o rodzinnej wiosce Choczni oraz o wszystkich, z którymi tak dobrze żył”.

Artyści i twórcy związani z Chocznią