Pokazywanie postów oznaczonych etykietą szkoła. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą szkoła. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 2 października 2023

Zasłużona dla Choczni rodzina Wróblowskich

 

Wróblowscy to rodzina młynarza z Dankowic, która osiedliła się w Choczni na początku XIX wieku. Wcześniej ich nazwisko zapisywano po prostu w formie Wróbel. Choć ich obecność w Choczni nie była długa, to pozostawiła trwały ślad w historii wsi i w genach chocznian. Wspomniany młynarz z Dankowic miał na imię Józef i urodził się około 1762 roku. 

W choczeńskich księgach metrykalnych jego obecność odnotowano po raz pierwszy w 1800 roku, gdy wraz z żoną Marianną ochrzcili w miejscowym kościele syna Jana. Trzy lata później młynarz Wróblowski znalazł się w zestawieniu płatników taczma, czyli podatku kościelnego. Odprowadzał go nie w zbożu, jak większość chocznian, lecz w gotówce w wysokości 6 groszy rocznie. Mieszkał pod nr 164 w środkowej części wsi. W 1814 roku w Kronice Parafialnej zapisano, że Józef Wróblowski zaliczał się do elitarnego grona tych chocznian, którzy mieli prawo do przebywania na chórze kościelnym podczas mszy, za co odprowadzana była specjalna opłata. Prowadzenie młyna w Choczni musiało przynosić mu niezłe dochody, skoro stać go było na kształcenie synów w odległych od Choczni szkołach. Ignacy Wróblowski, który sprowadził się do Choczni wraz z rodzicami w wieku 7 lat i jego urodzony już w Choczni brat Antoni uczęszczali bowiem do katolickiego gimnazjum w Cieszynie. Przewidziany do stanu duchownego Ignacy w 1820 roku rozpoczął ponadto studia teologiczne w Augustineum w Wiedniu, tamtejszym Wyższym Instytucie Kształcenia Księży Diecezjalnych. Niestety zmarł dwa lata później na gruźlicę, jeszcze jako niewyświęcony kleryk.

Wróblowscy dbali również o przyszłość swoich córek, wydając je za mąż za bogatych (w skali Choczni) kawalerów. Marianna wyszła w 1825 roku za mąż za Andrzeja Ramzę, wnuka słynnego choczeńskiego zielarza i znachora, Franciszka w 1829 roku poślubiła młynarza Błażeja Romańczyka z górnej części wsi, a Salomea w 1835 roku została żoną Jana Ścigalskiego, syna ekonomicznego administratora kościoła w Choczni. 

Gdy w latach 1846-52 sporządzano w Choczni powszechny spis własności, młynarz Józef już nie żył, a jego majątek – młyn i 1,5 morgi gruntu - odziedziczyła żona Marianna. Później zagrodę i ziemię przejął ich syn Antoni Abbas, absolwent cieszyńskiego gimnazjum. Z kolei młyn Wróblowskich przeszedł w posiadanie wadowickiego piekarza Mateusza Jelonka, by po kilku latach trafić ostatecznie do Antoniego Warmuza. Wróblowscy dali się poznać jako dobroczyńcy choczeńskiego kościoła. Marianna Wróblowska z domu Hader, wdowa po młynarzu Józefie, ofiarowała w 1859 roku 30 złotych reńskich na malowanie kościoła, a jej syn Antoni Abbas przeznaczył w 1845 roku taką samą kwotę na naprawę kościelnych organów.

Natomiast po jego śmierci na rzecz plebanii wpłynęło z ustanowionego legatu aż 265 złotych z przeznaczeniem na upiększenie kościoła. Antoni Wróblowski pozostawił także w spadku kościołowi swoją zagrodę, na której miejscu postawiono później pierwszą drewnianą choczeńską szkołę.

Obecnie w Choczni mieszkają nadal potomkowie córek młynarza Wróblowskiego, zapewne nieświadomi swojego pochodzenia i nieznający swoich zasłużonych dla Choczni przodków.

czwartek, 28 września 2023

Franciszek Wiśniowski - kierownik szkoły w Choczni

 


Franciszek Wiśniowski, przyszły kierownik szkoły w Choczni urodził się 27 stycznia 1853 roku w Jakubkowicach koło Łososiny Dolnej (obecny powiat nowosądecki) w rodzinie Józefa Wiśniowskiego i jego żony Zofii z domu Garbacz. Na chrzcie otrzymał imiona Franciszek i Paweł.

Gdy w 1886 roku przybył do Choczni, był już doświadczonym pedagogiem. Uczył wcześniej w Rajbrocie, Starym Wiśniczu, Uściu Solnym i Lanckoronie, a w 1884 roku już jako kierownik szkoły uczestniczył w zjeździe Towarzystwa Pedagogicznego w Tarnowie. W Choczni pracował i mieszkał przez niemal 9 lat, kierując szkołą w dolnej części wsi, za co otrzymywał pensję w wysokości 450 złotych reńskich rocznie. Dał się poznać także jako aktywny działacz społeczny i to na różnych polach. W 1888 roku należał do Krakowskiego Stowarzyszenia Ochrony Zwierząt, a rok później był współtwórcą kółka rolniczego w Choczni i jego sekretarzem, jak również inicjatorem powstania czytelni ludowej w Choczni i jej pierwszym kierownikiem. Otwarcie tej czytelni, mieszczącej się w domu Antoniego Sikory, relacjonował krakowski „Czas” w wydaniu z 27 lutego 1890 roku. Ponadto wraz z licznym gronem chocznian wykupił udzialy w Towarzystwie Zaliczkowym i Ochrony Własności Ziemskiej w Wadowicach, w którym został jednym z dyrektorów. W 1893 roku odnotowano jego udział w katolickim wiecu w Krakowie i Towarzystwie Bursy Stefana Batorego w Wadowicach, ułatwiającym zakwaterowanie zamiejscowym uczniom wadowickiego gimnazjum.

Wiśniowski z żoną Marianną z domu Boehm mieszkał tuż przy szkole w tak zwanej zagródce Wróblowskiego (od nazwiska poprzedniego właściciela, który scedował ją na rzecz kościoła i szkoły), Koszt dzierżawy od gminy zagródki razem z ogrodem wynosił 10 złotych reńskich rocznie. Tam przyszli na świat jego synowie Bronisław, Adam, Stefa/Szczepan i Stanisław. W drugiej połowie swojego pobytu w Choczni stosunki Wiśniowskiego z władzami miejscowej gminy zaczęły się psuć. Nie zawsze płacił on terminowo za dzierżawę zagródki i  nie odprowadzał podatku gruntowego, wobec czego w 1893 roku wypowiedziano mu umowę dzierżawy. Później tę dzierżawę odnowiono, ale warunkowo. Kontrowersję wśród radnych, władz gminy i proboszcza Komorka wzbudziła również korespondencja z Choczni, jaką Wiśniowski nadesłał do pisma „Lud Polski”. Zdaniem radnych w zbyt korzystnym świetle przedstawił tam działalność kółka rolniczego i czytelni, czyli organizacji, w których sam działał, rozmijał się w niektórych przypadkach z prawdą i nie wspomniał nic na temat budowy nowego kościoła, zakończonej sukcesem dzięki dużemu wysiłkowi finansowemu i robociźnie samych chocznian. Wzburzeni radni i proboszcz uznali tę korespondencję za „profanację rzeczy świętej”. Natomiast wśród władz powiatowych i wyższych Wiśniowski miał opinię agitatora ruchu ludowego i gorliwego zwolennika "usamowolnienia ludu".

Nie może zatem dziwić, że z końcem grudnia 1895 roku Franciszek Wiśniowski został przeniesiony służbowo do Woli Batorskiej. Później pracował w Nieszkowicach (1903), Łękawce (w latach 1903-1904), gdzie uczył też religii, Smęgorzowie (od 29 kwietnia 1904 do co najmniej 1912 roku, kiedy to został nauczycielem kierującym).

Zmarł w Krakowie 2 stycznia 1934 roku. Stanisław Wiśniowski, jeden z jego synów urodzonych w Choczni, zginął jako żołnierz Legionów Polskich w bitwie pod Łowczówkiem (koniec grudnia 1914 roku) i został pochowany na tamtejszym cmentarzu wojennym. Drugi jego syn urodzony w Choczni – Bronisław Wiśniowski – wyemigrował w 1907 roku do Stanów Zjednoczonych Ameryki.  

poniedziałek, 17 lipca 2023

O dawnych szkołach w górnej Choczni

 Przed 1879 rokiem zajęcia szkolne w górnej części wsi prowadzone były w wynajmowanych izbach od:

- młynarza Antoniego Styły „Kotusia” spod nr domu 167, usytuowanego przy dzisiejszej ulicy Głównej,

- Kazimierza Twaroga (nr domu 175) za 8 złotych reńskich rocznie (1876). Na parceli Kazimierza Twaroga stoi obecnie dom pod adresem Zarąbki nr 50.

30 listopada 1877 roku Rada Gminna w Choczni wybrała komitet budowy szkoły w Choczni Górnej w składzie: Antoni Styła „Kotuś” (przewodniczący),  Wojciech Graca, Franciszek Sikora, Andrzej Ramza i Józef Buldończyk, który miał „się zająć około wszystkich potrzeb przy tej budowie”. Jednocześnie Antoni Styła został upoważniony do wydania od 50 do 80 złotych reńskich z gminnej kasy na zakup drewna pod tę budowę.

17 marca 1878 roku naczelnik gminy Józef Czapik został uprawniony do wydania 200 złotych reńskich z funduszu spichrza gminnego na budowę szkoły w części górnej wsi.

17 listopada 1878 budowa tej szkoły ciągle trwała, na co dowodem są żądania stawiających ją cieśli o polepszenie ich płac. Rada gminna nie wyraziła na to zgody.

29 marca 1879 roku nowo wybrana rada gminna wyznaczyła na wniosek Antoniego Styły Jakuba Sikorę i Wojciecha Styłę do dozoru przy ukończeniu szkoły w Choczni Górnej.

31 sierpnia 1879 roku szkoła była już gotowa do przyjęcia uczniów, a rada gminna przyznała „3 sągi drewna twardego na opał dzieciom”.

W listopadzie 1879 roku w nowo wybudowanej szkole rozpoczęły się zajęcia szkolne, które miały trwać do 1 maja 1880 roku. Gmina przeznaczyła na płacę nauczyciela 15 złotych reńskich. Szkoła mieściła się na Drapówce w pobliżu Sołtystwa.

20 klutego 1880 roku gmina na wniosek Rady Szkolnej Okręgowej wydelegowała Antoniego Styłę i Wojciecha Czapika do rozprawy konkurencyjnej w sprawie szkoły w Choczni Górnej. W tej rozprawie Chocznię mieli reprezentować też wójt i jego zastępca.

27 stycznia 1904 roku na posiedzeniu rady gminnej w Choczni radny Antoni Styła w długiej przemowie przekonywał pozostałych radnych o potrzebie budowy nowej szkoły nie tylko w Choczni Dolnej, ale i w górnej części wsi. Ta druga szkoła miała powstać na gruncie, który gmina zamierzała zakupić od Franciszka Kręciocha. Doszło nawet do wstępnych ustaleń w tej sprawie i Kręcioch otrzymał zadatek w wysokości 50 koron, ale sfinalizowanie tej transakcji przeciągało się. Stanowisko Styły poparł Franciszek Wcisło, natomiast przeciwnego zdania był młynarz z Choczni Górnej także nazywający się Antoni Styła (określany w dokumentach jako Antoni Styła starszy lub „Kotuś”), czyli przewodniczący komitetu budowy poprzedniej szkoły. Antoni Styła „Kotuś” uważał, że gmina nie ma żadnych funduszy na ten cel, a istniejąca dotąd szkoła „jest jeszcze dotąd odpowiednią”. Tego samego zdania był radny Szymon Łapka. Wtedy Antoni Styła (młodszy) „podniesionym głosem wysłowił się przed Radą gminną, że jeżeli niechcecie przystąpić do budowy szkoły i psujecie tę sprawę, to jesteście wrogami (oświaty)” i oddalił się z posiedzenia. Urażony słowami Antoniego Styły (młodszego) poczuł się radny Piotr Widlarz i stwierdzając „że na posiedzeniu Rady wrogów nie potrzeba” także oddalił się z posiedzenia. Jak zanotował sekretarz gminy Jan Cierpiałek, powstał wówczas duży zamęt, posiedzenie opuścili także Jakub Sikora i Antoni Styła „Kotuś”, a naczelnik gminy Antoni Sikora zarządził przerwę na ostudzenie nastrojów. Niestety po przerwie okazało się, że nie ma odpowiedniej liczby radnych do podejmowania decyzji i posiedzenie musiało zostać zakończone, bez żadnych ustaleń w sprawie szkoły.

Do kolejnego posiedzenia rady doszło dopiero 2 miesiące później (27 marca). W sprawie budowy szkoły w górnej Choczni okazało się, że nikt nie pamięta, kto przekazał zaliczkę Kręciochowi. Antoni Styła młodszy przyznał, ze on sam wyasygnował te pieniądze, a wójt Sikora zaprzeczył, by je wręczył, ponieważ nie miał upoważnienia od radnych. Dalej Styła młodszy starał się złagodzić swoje słowa z poprzedniego posiedzenia o wrogach, ale radni większością głosów uznali, że powiedział dokładnie to, co zanotowano w protokole (przy 6 głosach przeciwnych). Następnie wójt Sikora odmówił Style młodszemu prawa głosu, a na propozycję radnego Józefa Czapika wybrano trzech członków rady, którzy mieli zająć się wykupem parcel pod budowę dwóch szkół- w Choczni Dolnej i Górnej. Byli to wójt Sikora, Józef Czapik i Antoni Styła młodszy. Uchwalono także, by odebrać zadatek od Kręciocha, skoro ten przewleka sprawę sprzedaży i obarczyć go kosztami oględzin tej parceli.

Kulisy niedoszłej transakcji wyjaśnił Antoni Styła młodszy na kolejnym posiedzeniu rady 10 kwietnia 1904 roku, informując radnych, że „żona jego (tzn. Kręciocha) stała się uporczywą i niechciała sprzedać gruntu, przez co niedokończono kupna”. Wobec tego na tym samym posiedzeniu rady Józef Czapik zaproponował, by pod dwuklasową szkołę w górnej części wsi zakupić grunt po Szczyrbowskim (chodziło o Andrzeja Szczerbowskiego z Tomic, męża Ludwiki z domu Drapa), który był położony na Drapówce, w dogodnym miejscu przy drodze z środkowej do górnej części wsi. Pełnomocnikami gminy do sprawy przeprowadzenia zakupu mieli być Sikora, Styła młodszy i Czapik, których wybrano w tym celu na poprzednim posiedzeniu. Radni jednogłośnie przyjęli propozycje Czapika i postanowili przeznaczyć na zakup gminne środki zgromadzone na książeczce w wadowickiej Kasie Oszczędności, nie określając górnej granicy ceny zakupu. Właścicielami tej parceli („po Szczyrbowskim) byli wówczas Gerwazy Rakoczy i Mikołaj Burzyński.

20 maja 1904 roku Józef Czapik poinformował radnych, że grunt pod szkołę w Choczni Górnej został zakupiony za 1100 koron.

18 grudnia 1904 roku na wniosek Piotra Widlarza wybrano kilku członków rady gminnej, by w porozumieniu z inspektorem oświatowym sfinalizowali budowę szkoły w Choczni Górnej. W tej komisji znaleźli się: wójt Antoni Sikora, wnioskodawca Piotr Widlarz, Antoni Styła młodszy, Antoni Styła „Kotuś” i Józef Czapik.

1 września 1905 roku szkoła ta rozpoczęła działalność jako szkoła etatowa jednoklasowa. 

czwartek, 13 kwietnia 2023

Leokadia Turek - choczeńska nauczycielka

 


20 sierpnia 1935 roku w rodzinie Józefa Wcisło i jego żony Stefanii z domu Bąk urodziła się druga z kolei córka, którą ochrzczono jako Leokadię Anielę. 

Leokadia - przyszła nauczycielka - uczęszczała do szkoły podstawowej w Choczni, a następnie do Liceum Rachunkowości i Finansów w Bielsku-Białej oraz Szkoły Pedagogicznej w Krakowie.

Pracę w zawodzie nauczycielskim rozpoczęła w 1954 roku w szkole podstawowej w Izdebniku. Po trzech lata znalazła zatrudnienie w szkole podstawowej w Choczni, gdzie uczyła historii i innych przedmiotów humanistycznych.

Studiowała równocześnie historię na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie.

W 1958 roku wyszła za mąż za Mariana Turka, urodzonego w Marcyporębie, z którym miała dwóch synów.

W Choczni pracowała do 1980 roku, czyli przez 23 lata. Kolejne sześć lat to okres jej pracy w Zespole Szkół Rolniczych w Radoczy. 

Zmarła 22 grudnia 1986 roku w wieku 51 lat. Spoczywa na wadowickim cmentarzu parafialnym.

Paweł Turek, jej młodszy syn, jest nauczycielem informatyki w SP nr 1 w Choczni. 

Informacje zebrała Maria Biel-Pająk.

poniedziałek, 13 marca 2023

Jadwiga Czapik- choczeńska nauczycielka


 

Jadwiga Teresa Czapik

   Córka Jana i Marii z Warmuzów, urodziła się 2 października 1959 roku w Suchej Beskidzkiej. Po ukończeniu szkoły podstawowej w Choczni kontynuowała naukę w wadowickim Liceum Ogólnokształcącym (profil biologiczno-chemiczny, matura 1978), a następnie w szkole pomaturalnej (profil ekonomiczno-administracyjny). 

1 września 1981 rozpoczęła pracę nauczycielki (nauczanie początkowe) w Szkole Podstawowej nr 2 w Choczni górnej, gdzie pracowała do 31 sierpnia 1999. Od 1991 uczyła historii i jednocześnie rozpoczęła studia zaoczne w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Krakowie, uzyskując w 1996 dyplom magistra historii (z wynikiem bardzo dobrym). 

1 września 1999 została przeniesiona do Szkoły Podstawowej nr 1 w Choczni dolnej, przy czym przez rok szkolny 2000/01 oraz od 1 września 2004 do 13 lutego 2011 uczyła jednocześnie w obu szkołach. Była także absolwentką studiów podyplomowych w WSP w Krakowie: Dziedzictwo Kulturowe w Regionie Małopolska (2001) i Wiedza o Społeczeństwie (2002). 7 lipca 2009 uzyskała stopień nauczyciela dyplomowanego.

   Zmarła 24 lutego 2013 po ciężkiej chorobie nowotworowej, spoczywa na cmentarzu choczeńskim, obok swego ojca Jana, z zawodu stomatologa (23.04.1930 – 23.12. 1968).


Autorką biogramu jest Maria Biel-Pająk

poniedziałek, 6 marca 2023

Przedwojenny zeszyt szkolny



 Stary zeszyt szkolny, który przeleżał w regale w choczeńskiej piwnicy przez wiele lat, został niedawno przypadkowo odnaleziony i wczoraj trafił w moje ręce.

Podpisany jest jako "Zeszyt domowy" Bąkówny Janiny z klasy IV. Po pieczątce na okładce "Spółdzielnia Uczniowska" w Choczni można się zorientować, że Janina uczęszczała do szkoły w tej właśnie miejscowości, a że działo się to jeszcze przed II wojną światową, wynika z daty 18 października 1938 roku, zamieszczonej na jego pierwszej stronie.

W tym czasie żyła w Choczni tylko jedna Janina Bąk, córka stolarza Leona i jego żony Marii z domu Balon, urodzona 6 maja 1928 roku. W 1938 roku miałaby więc 10 lat, co pasuje wiekowo na uczennicę czwartej klasy. Ponieważ zeszyt Janiny nie został znaleziony w domu, którego właściciele w jakiś sposób byliby powiązani z Leonem Bąkiem, to można się zastanawiać, w jaki sposób tam trafił. Być może wpadł przypadkowo między ścianki regału wykonywanego przez Leona Bąka i wraz z meblem trafił do rodziny jego późniejszych znalazców. 

Lektura zeszytu dostarcza ciekawych refleksji na temat programu nauczania w przedwojennej choczeńskiej szkole, pełnego treści patriotyczno- historycznych i politycznych.

Trudno sobie dziś na przykład wyobrazić, że jakiś 10-letni uczeń zna miejsce urodzenia aktualnego prezydenta państwa lub któregoś z jego poprzedników, czy szczegóły ich życiorysów. A tak było w przypadku Janiny Bąkówny i jej znajomości faktów o prezydencie Ignacym Mościckim, które zawarła w wypracowaniu z 2 lutego "Co wiem o pracy Pana Prezydenta".  

24 listopada dzieci pisały z kolei o uroczystości 20-lecia odzyskania niepodległości. Dowiadujemy się, że Janina z kolegami i koleżankami wykonała wcześniej biało-czerwone chorągiewki i wieńce z choiny. W dniu 11 listopada jej klasa udała się na nabożeństwo do kościoła, a później do Domu Katolickiego na specjalny poranek, którego program, jak pisze, był piękny i obszerny.

Jedno z następnych zadań miało tytuł "Co dowiedziałam się o powstaniu styczniowym?". Janina napisała, że Moskale bardzo źle obchodzili się z Polakami i dlatego doszło do wybuchu powstania, ale trwało ono krótko, bo Polacy nie mieli broni i wojska. Złapanych powstańców Rosjanie wywozili na Sybir w kibitkach i tam musieli oni ciężko pracować.

W omówieniu czytanki o małym Włochu Pepe, której akcja dzieje się w wybudowanym w okresie międzywojennym porcie w Gdyni, znalazły się informacje o pomalowanym na stalowy kolor okręcie wojennym "Wicher", który strzegł wraz z łodziami podwodnymi polskiego morza i statku pasażerskim "Piłsudski", który pływał stale między Gdynią i Ameryką Północną.

Nawet tekst ćwiczenia z ortografii w dniu 21 listopada nawiązuje do aktualnych w tym czasie wydarzeń i niedawnej historii. Pojawia się w nim na przykład Komendant Piłsudski w szarym płaszczu i maciejówce, którego przemówienie do Legionów Polskich, stanowiło treść ćwiczenia do napisania ze słuchu.

Widać ponadto, że dzieci były zachęcane do oszczędzania, o czym świadczy zadanie klasowe z 4 listopada, w którym Janina pisze, że:

O ile będę miała pieniądze, to zamiast kupić słodyczy, złożę je do szkolnej kasy na książeczkę oszczędnościową. Ubranie, buty i przybory szkolne nie niszczyć, żeby rodzice nie wydywali tyle pieniędzy. Zawsze będę pamiętała, że z drobnych groszy zbierze się złotówka.

Dla miłośników sportów zimowych interesująca jest relacja z zawodów narciarskich w Zakopanem, napisana przez Janinę 11 marca 1939 roku. Na te zawody pod patronatem FIS przyjechali Francuzi, Włosi, Niemcy, Rumuni, Anglicy, Węgrzy i mistrzowie z Norwegii, Szwecji i Finlandii. Współzawodnictwo otworzył Pan Prezydent, a pierwszą konkurencją był bieg zjazdowy. W biegu na 18 km wystartowało aż 120 zawodników, a najlepszy z Polaków Matuszny był dopiero na 29. miejscu. Większe szczęście mieli Polacy w skokach , gdzie Andrzej (?) Marusarz zajął 4 miejsce, a mistrzem został Niemiec Bradl. Organizatorzy mieli z powodu ciepłej pogody problemy ze  śniegiem i aby go zwieźć, ponieśli wiele trudu.

19 kwietnia 1939 roku Janina pisała o obchodzeniu Wielkanocy w Choczni. Dzieci stroiły Boże groby, przyozdabiały je kwiatami, zielonymi jodełkami, bibułkami i  świeczkami. Dorośli myli się w rzece. Drzewa w sadach okadzano, by dobrze rodziły i kropiono wodą święconą. W zagony pól wkładano krzyżyki, które przybijano też nad drzwiami domostw. Wspomina o święceniu potraw i pokarmów, uroczystej rezurekcji, odwiedzaniu krewnych i znajomych, dzieleniu się jajkiem, życzeniach i  śmigusie oraz barwnych kobiecych strojach ludowych, zdobionych koralikami i wstążkami.

Większość prac Janiny Bąk oceniono na bardzo dobrze.

Co dalszych losów Janiny, to z akt metrykalnych wynika, że 6 kwietnia 1953 roku poślubiła w Choczni o trzy lata młodszego Stanisława Drapę. W kościele w Choczni ochrzczeni zostali dwaj jej synowie: Krzysztof Stanisław Drapa i Ryszard Janusz Drapa.


poniedziałek, 24 października 2022

Dawni kierownicy szkoły w Choczni Górnej

 

Choć tradycje nauczania dzieci w górnej części Choczni sięgają I połowy XIX wieku, to formalnie pierwsza szkoła (jednoklasowa) została tam utworzona w 1905 roku, a stanowisko kierownika szkoły powstało 20 lat później, czyli już w niepodległej Polsce. Między 1905 a 1925 rokiem, gdy obsada tej placówki szkolnej była wyższa niż jednoosobowa, możemy mówić nie o kierownikach, lecz o nauczycielach kierujących pracami szkoły.

Pierwszym znanym nauczycielem kierującym był od 1912 roku 35-letni Piotr Michał Słowik, rodem z Krakowa. Słowik ukończył w 1896 roku Seminarium Nauczycielskie w swoim rodzinnym mieście i przed zatrudnieniem w Choczni Górnej uczył w Zygodowicach, Trzebieńczycach, Laskowej i Brzeźnicy. Działał także w zarządzie Zgromadzenia Nauczycielstwa Powiatu Wadowickiego. W Choczni podjął pracę wraz ze swoją żoną Marią z Cukrzyńskich. W 1915 roku przyszedł na świat w Choczni ich syn Tadeusz Słowik, późniejszy oficer Wojska Polskiego w wojnie obronnej 1939 roku i więzień niemieckiego oflagu. Wkrótce po urodzeniu się Tadeusza Słowikowie opuścili Chocznię i odtąd zajęcia szkolne w górnej części wsi odbywały się nieregularnie. W okresie międzywojennym Piotr Słowik podawany jest jako nauczyciel historii w gimnazjum w Kępnie (Wielkopolska). Po śmierci w 1961 roku spoczął na cmentarzu w Krakowie Bieżanowie.

Kolejnym po Słowiku nauczycielem kierującym w Choczni Górnej był w latach 1919-21 Jakub Kajdas, urodzony w 1888 roku w Bachowicach. Podobnie jak Słowik był absolwentem Seminarium Nauczycielskiego w Krakowie (1912), gdzie rozpoczął też pracę w zawodzie nauczycielskim. Następnie uczył we Włosienicy i Spytkowicach koło Zatora. W tym czasie zdał egzamin praktyczny dla nauczycieli szkół powszechnych (1915). Po opuszczeniu Choczni związał się na długie lata z placówką szkolną w Witanowicach. Od 1929 roku był kierownikiem tamtejszej szkoły i pozostał w niej także w okresie niemieckiej okupacji, prowadząc tajne nauczanie i po zakończeniu wojny. Był żonaty, miał troje dzieci, a jego siostra Marta (też z zawodu nauczycielka) mieszkała w Choczni na emeryturze, aż do śmierci w 1983 roku.

Pierwszym formalnym kierownikiem szkoły w Choczni Górnej był Jan Pamuła, który objął tutejszą trzyklasową szkołę od 1 września 1925 roku. Był rówieśnikiem Kajdasa, urodzonym w Marcyporębie i absolwentem Seminarium Nauczycielskiego w Kętach w 1911 roku. Przed uzyskaniem patentu nauczyciela szkół powszechnych pracował przez dwa lata w Wyźrale. Od 1917 roku był nauczycielem stałym w czteroklasowej szkole w Sułkowicach- Łęgu, a w latach 1920-25 kierował szkołą w Lgocie. Kierownikiem szkoły w Choczni Górnej był tylko do grudnia 1928 roku, kiedy to przeniesiono go do pracy w charakterze stałego nauczyciela do szkoły w dolnej części wsi. Od 1927 roku uczył także w szkole zawodowej w Wadowicach. W 1928 roku ukończył Państwowy Wyższy Kurs Nauczycielski w Krakowie w dziedzinie przyrody i geografii, a w 1929 roku został kierownikiem szkoły zawodowej w Wadowicach. Tymczasem kierowniczką szkoły w Choczni Górnej w miejsce Pamuły została jego poślubiona w 1930 roku żona  Waleria Pamuła, znana wcześniej pod panieńskim nazwiskiem Pasternak. Była o osiem lat młodsza od męża i pochodziła z Babicy, gdzie ukończyła czteroklasową szkołę powszechną. Później kształciła się w żeńskiej szkole wydziałowej w Białej (obecnie część Bielska-Białej) i w tamtejszym seminarium nauczycielskim, które ukończyła w 1919 roku. W tym samym roku podjęła pracę w Śleszowicach, a rok później przeniesiono ją do Ponikwi, gdzie uczyła przez kolejne 10 lat, aż do podjęcia pracy w Choczni Górnej. Po kolejnych trzech latach na stanowisku kierownika szkoły zmienił ją mąż Jan (1933). Druga kadencja Jana Pamuły trwała do początku II wojny światowej, w czasie okupacji pozostał z żoną w Choczni. Waleria została w 1940 roku zwolniona z pracy przez władze okupacyjne, ale Jan kontynuował nauczanie, także na tajnych kompletach. Formalnie od 1 lutego 1945 roku znów został kierownikiem szkoły. W 1948 roku został powołany do Gminnego Komitetu Bibliotecznego, a w latach 1950-51 był sekretarzem komitetu elektryfikacyjnego, członkiem Komitetu Funduszu Budowy Szkół. W 1952 roku został członkiem gminnej komisji oświatowej. W 1953 roku działał w Froncie Narodowym w Choczni i w Zjednoczonym Stronnictwie Ludowym. Ostatnia jego funkcja społeczna to skarbnik Komitetu Budowy Szkoły w Choczni Górnej w 1959 roku. Z kolei jego żona Waleria od grudnia 1954 roku działała gromadzkiej komisji kultury, oświaty i zdrowia. Jan Pamuła zmarł 6 września 1968 roku, po czym został pochowany na wadowickim cmentarzu parafialnym. Od 1987 roku w tym samym grobie spoczywa jego żona Waleria.

Następczynią Jana Pamuły na stanowisku kierownika szkoły w Choczni Górnej została rodowita chocznianka Anna Kiepura, urodzona w 1915 roku, jako córka Szczepana Bańdo i jego żony Marii z domu Góra. Jej ojciec pochodził z podkrakowskich Zagaci, ale rodzina Matki była mocno zakorzeniona w Choczni, tak że Anna Kiepura wywodziła się nie tylko od choczeńskich Górów, ale również Góralczyków, Widlarzów, Garżelów, Drapów, Pietruszków, Szczurów, Wcisłów, Pindelów, czy Twarogów. Co ciekawe, jej przodek Walenty Smolarski, choczeński organista, uczył choczeńskie dzieci w I połowie XIX wieku. Oprócz kierowania pracą szkoły (w latach 1966-69) Anna Kiepura udzielała się w Gromadzkiej Komisji Kultury i Spraw Socjalnych (z ramienia ZSL) i w komisjach wyborczych. Swojego męża Juliana Kiepurę poślubiła w Budzowie w 1953 roku. Po śmierci w 1989 roku spoczęła na choczeńskim cmentarzu parafialnym.

Po niej przez dwa lata (1969-71) kierownikiem szkoły w Choczni Górnej był Adolf Stanisław Gregorczyk, także urodzony w Choczni (w 1933 roku), absolwent wadowickiego liceum (1953) i Zawodowego Studium Nauczycielskiego. Do pracy w Choczni został przeniesiony z Sułkowic- Łęgu. Do jego choczeńskich przodków należą Bryndzowie (po matce), a także Dąbrowscy/Balonowie, Pindelowie, Szczurowie, Pietruszkowie, Malatowie, Capowie, Twarogowie, Wcisłowie, Styłowie i Kręciochowie. W odległy sposób był spokrewniony z poprzednią kierowniczką Anną Kiepura.

Tak jak w przypadku wcześniej wspomnianych Pamułów, na stanowisku kierownika szkoły zastąpiła go żona Stanisława, którą poślubił w Iłży w 1956 roku. Stanisława Gregorczyk kierowała szkołą w górnej Choczni do 1988 roku, była również między innymi radną gminną w Wadowicach i sołecką w Choczni, przewodniczącą komisji wyborczych. Sylwetki obojga Gregorczyków wymagają z pewnością bardziej obszernej wzmianki, ale w ich przypadku wkraczamy już w czasy współczesne, nie związane wprost z tytułem i zakresem niniejszego artykułu.

czwartek, 29 września 2022

Wspomnienia Julii Drapa z czasów szkolnych

 

Wspomnienia Julii Marii Drapa z domu Woźniak (1924-2009) z czasów jej nauki w choczeńskiej szkole podstawowej (od 1931 roku):

Na rozległym miejscu, otoczonym wokół drzewami, przy skrzyżowaniu dróg, niedaleko od szosy, w pobliżu dawnego domu Pędziwiatra (później mieścił się tam Urząd Gminny) stoi sławna choczeńska szkoła. Budynek to solidny, piętrowy, pamiętający jeszcze czasy austriackie - wyróżnia się od innych budowli z daleka swym dostojnym, masywnym wyglądem. Powie ktos teraz, że to kopciuszek w porównaniu do niektórych, teraźniejszych szkół. Tak, to być może, ale w tych dawnych czasach panowania Franciszka Józefa I, a i później w okresie istnienia II-giej Rzeczypospolitej, był to wspaniały obiekt. zarówno pod względem swej funkcjonalności na owe czasy, jak również na szeroki zakres kształcenia w jej murach absolwentów na poziomie siedmiu klas szkoły powszechnej. Dla porównania trzeba tu wspomnieć, iż przedtem (kiedy nie było jeszcze tego budynku ) w Choczni była czteroklasowa szkoła i to w takim lokalu, który w żadnym wypadku nie mógł spełniać wymogów szkoły z prawdziwego zdarzenia.(…).

Gdyby można było odtworzyć dawny rozkład wewnętrzny tego budynku sprzed 58 laty i usytuowanie poszczególnych pomieszczeń, to trzeba by powiedzieć, iż na parterze były 3 sale lekcyjne i 1 sala nosząca nazwę świetlicy, w której wydawano posiłki dla biednych dzieci, a po południu odbywały się tam zbiórki harcerskie. Natomiast na piętrze, po prawej strpnie znajdowały się 3 sale lekcyjne i kancelaria kierownika szkoły ,a po lewej były 2 sale i gabinet z pomocami naukowymi. Dodać tu jeszcze należy, iż na parterze znajdowało się mieszkanie kierownika szkoły, do którego wejście było z boku. Na szerokim korytarzu pierwszego piętra odbywały się spotkania całego grona uczniowskiego i nauczycielskiego, poświęcone uroczystościom z tytułu świąt państwowych (mowa o czasach przedwrześniowych), jak rocznice niepodległości 11 listopada i święta 3 Maja, czyli uchwalenia I-szej Konstytucji w Polsce przedrozbiorowej oraz uroczystość imienin Marszałka Polski - Józefa Piłsudskiego w dniu 19 marca, którego gipsowe popiersie znajdowało się na końcu korytarza przy oknie. Dziedziniec okalający szkołę był szeroki i rozległy. Na nim mogły się pomieścić liczne rzesze uczniowskie, co pozwalało im w czasie przerw lekcyjnych czyli tzw. pauz - dowolnie wyskakać i wyszumieć oraz odetchnąć świeżym powietrzem. Był tam również (i jest chyba nadał) nieco z tyłu usytuowany, nieocenionej wartości mały budyneczek, inaczej mówiąc pisuar szkolny, który nie tylko służył do załatwiania potrzeb fizjologicznych, ale był również miejscem, gdzie odbywały się poufne rozmowy , a niejednokrotnie azylem dla tych, co chronili się tam w czasie lekcji przed niebezpieczeństwem drenażu mózgów ze strony niektórych belfrów- grożącym niechybną dwóją dla nieprzygotowanych na to delikwentów. W takiej to sławetnej szkole dniem 1 września 1931 r. rozpoczęła nauką główna bohaterka naszej opowieści.(…)

Tata uczył mnie alfabetu przed pójściem do szkoły - byłam chętna do nauki i szybko nauczyłam się - także gdy otwarty się dla mnie jej podwoje AD 1931 - nie miałam żadnych kłopotów, a nawet przewyższałam moje koleżanki i kolegów. (…) Początkowo zostałam przydzielona do klasy „B”, lecz długo w niej nie zagrzałam miejsca. Otóż w klasie wakowało jedno miejsce i pani Taraskowa zaproponowała, aby ktoś z nas wyraził chęć przejścia do klasy „A”. Ponieważ zawsze byłam pierwsza do wszystkiego, podniosłam rękę do góry i tak znalazłam się w gronie uczniowskim, które towarzyszyło mi do siódmej klasy. Wychowawczynią była p. Albina Taraskowa - cały rok uczyła nas wszystkich przedmiotów - książka była tylko jedna - do połowy język polski, a w drugiej jej części była matematyka. Do półrocza pisaliśmy na tabliczkach, do których mieliśmy rysik. i gąbkę - aby w każdej chwili można było zmazać - na nich też pisaliśmy zadania domowe - po półroczu mieliśmy już zeszyty. Pragnę tu podkreślić, iż przed rozpoczęciem nauki cały zespół uczniowski zbierał się wraz z nauczycielami, aby odśpiewać poranną modlitwę (…)

Z kolei już po zakończeniu nauki też w klasie odmawiano modlitwę, zaczynającą się od słów ” Dzięki  Ci Boże za światło tej nauki itd." Religii uczył nas ks. Józef Kmiecik, który był bardzo surowy - na lekcji musiało być cicho, jak makiem zasiał. Trzeba było odpowiadać płynnie na jego pytania i należy tu dodać, że jeśli ktoś miał dwóje z religii na koniec roku, to oczywiście nie mógł przejść do następnej klasy. Dlatego wszyscy uczyli się tego przedmiotu pilnie, gdyż wiedzieli, iż idzie tu o wielką stawkę. (…)

Czas jednak płynął szybko, a ja znalazłam się niedługo w II-giej klasie. Uczył nas wtedy p. Koman i opowiadał nam śliczne bajki. Po nim przyszła pani Hyrlicka, którą nadzwyczaj lubiłam. W trzeciej klasie przyszła nowa nauczycielka - bardzo ładna i sympatyczna p. Chmielowcowa. (…)  

Od czwartej klasy zaczęła się nowa era w szkole - kierownik Gondek odszedł na emeryturę, a na jego miejsce przyszedł Michał Kornelak wraz ze swoją rodziną. Żona jego także nauczycielka została moją wychowawczynią. Była brunetką, ale już wtedy (co nie było jeszcze rozpowszechnione) farbowała sobie włosy na złoty kolor, przez co była ładniejsza. Była bardzo ostra i uważała karę cielesną jako jeden z ważnych atrybutów wychowawczych. Otóż pewnego dnia ja i Marysia Korzenna chciałyśmy sprawdzić nasza ceny w dzienniku klasowym. Umówiłyśmy się, że ona będzie zaglądać do dziennika, a ja jako strażnik będę czuwać przy drzwiach i w razie czego zasygnalizuje zbliżające się niebezpieczeństwo. Wtem nagle otwarły się drzwi, weszła p. Kornelakowa. Zdrętwiałam z przerażenia, ale zaczęłam wołać na Marysię i dawałam jej ostrzegające znaki, niestety za późno.  Oberwałyśmy obydwie po buzi od krewkiej wychowawczyni (w tych czasach dyscyplina była bardzo ostra) i od odechciało się nam raz na zawsze zaglądać do dziennika. Innym wydarzeniem, które skończyło się nader żałośnie była sprawa gąbki. Do mojej klasy chodziła dobrana paczka urwisów takich, jak kuzyn Mietek Woźniak, Józek Kolber, mój przyszły kumpel Karol Janoszek, kuzyn Marian Bandoła, Kazek Ścigalski i wielu innych. Umiłowanym zajęciem tych łobuziaków było płatanie różnych psot i figli, w czym prześcigali się wzajemnie. Pewnego dnia przyszedł jak zwykle do klasy kierownik szkoły p. Kornelak (uczył matematyki). Był to wysoki, młody i przystojny mężczyzna. Chłopcy bali się go, jak ognia, bo lubił pociągać za włosy, co bardzo bolało- dziewczęta bardziej faworyzował - niemniej jednak był trochę złośliwy i  lubił dawać różne przezwiska - potrafił wyśmiać i wykpić lub po prostu dać dwóję. Ten nasz dręczyciel i prześladowca wziął jak zwykle do ręki gąbkę, by wytrzeć tablicę i od razu zwietrzył jakąś niesmaczną psotę, bowiem zalatywał od niej jakiś podejrzany zapach. Jeszcze raz przytknął ją do nosa- ależ tak- gąbka wyraźnie śmierdziała moczem. Twarz czcigodnego belfra stała się nagle purpurowa z gniewu. Zaczął ciskać gromy, grozić karami, jakie spotkają całą klasę, jeśli nie powie nikt, kto to zrobił. Wszyscy zamarli z przerażenia, a w sali zapanowała głucha cisza i zaczęła się przeciągać niebezpiecznie. W tym odrętwieniu jakby machinalnie podniosłam rękę do góry – zdawało mi się, że tylko ja mogę uratować wszystkich przed grożącą im klęską. Z determinacją oświadczyłam, iż widziałam, kto to zrobił, a tym winowajcą był Karol. Nie potrzebuję tu komentować, jaka kara spotkała pechowego figlarza. Od tego momentu poczuł uzasadnioną awersję do swej koleżanki- zdrajczyni. Ja sama później czułam wyrzuty sumienia, ze dałam się ponieść nagłym impulsom, które pchnęły mnie do tego kroku (…) 

Drugim niepoprawnym figlarzem szkolnym był mój kuzyn Mietek. Nie było imprezy komicznej, czy jakiegoś kawału, w którym by on nie brał udziału. Pewnego dnia  klasa nasza poszła rysować stodołę pod kierownictwem p. Nowaka, ponieważ w każdym roku były ustalone pewny obiekty, które trzeba było naszkicować w bloku na kartonie. Po pewnym czasie jakaś koleżanka poszła dokładnie obejrzeć załamanie ściany, które jej nie wychodziło. Lecz za chwilę przyszła przerażona, że w stodole straszy. Oczywiście nie uwierzono jej w to i wprost wyśmiano, że to przywidzenia. Niedługo poszła druga i zobaczyła to samo. Zaintrygowany tym prof. Nowak poszedł to sam sprawdzić, ale nic nie zauważył. Poszły później sprawdzić inne dziewczyny - znów zobaczyły ducha i wróciły przerażone. Okazało się, ze był to Mietek, który założył sobie prześcieradło, a pod niego włożył lampkę elektryczną- wtedy duch pojawiał się i znów znikał. Efktem tego było to, iż wszystkie dziewczyny bały się przechodzić koło stodoły, która znajdowała się na terenie szkolnym. Tym razem jednak nie rozszyfrowano sprawcy tego spirytystycznego seansu, bowiem wtajemniczone osoby nie zdradziły, kto urządził to mrożące krew w żyłach widowisko. (…)

Pewnego dnia p. Kornelakowa zauważyła, iż jem na przerwie nasz razowiec i wtedy poprosiła, bt dac jej skosztować. Wówczas tak to jej smakowało, iż zaproponowała, abym przyniosła jeden bochenek dla niej, a ona da nam 2 bochenki tzw. kupnego, białego chleba. My wcinaliśmy biały chlebuś i dziwiliśmy się, dlaczego dokonała tak niekorzystnej dla niej transakcji. Wtedy może nie potrafiliśmy w pełni zrozumieć, z jakiego powodu to uczyniła, później zrozumieliśmy dokładnie, że nasz razowiec posiadał bogactwo witamin, tak niezwykle potrzebnych organizmowi ludzkiemu.(…)

Wielkim uznaniem w szkole cieszyła się p. Anna Zrazikówna, która poświęcała wiele czasu i trudu, tak w dziedzinie wychowania światka uczniowskiego, jak również jego kształcenia. Mnie uczyła ona zawsze geografii i dzięki niej umiałam ten przedmiot dobrze. Nauczycielka ta w dużej mierze przykładała wagę do wypełniania swych obowiązków i dziatwa szkolna dużo zawdzięczała tej lubianej przez wszystkich „naszej pani”.

poniedziałek, 22 sierpnia 2022

Nauczyciele w Choczni- Józefa Wróblewska

 28 lutego 1901 roku urodziła się w Wadowicach Józefa Augustyniak, córka Franciszka i Anny z Zielińskich, która po II wojnie światowej pod nazwiskiem Wróblewska pracowała przez 23 lata w szkole podstawowej w Choczni Dolnej.

Józefa Augustyniak w wieku 18 lat podjęła naukę w seminarium nauczycielskim w Kętach, po zaliczeniu w trybie przyspieszonym materiału z III klas szkoły wydziałowej oraz z I nauczycielskiego kursu państwowego. 18 września 1923 roku w tymże seminarium zdała egzamin dojrzałości, uzyskując prócz rysunków, ćwiczeń cielesnych i prac praktycznych oceny dostateczne. Na tej podstawie uznano ją "za dojrzałą do pełnienia obowiązków tymczasowej nauczycielki w publicznych szkołach powszechnych z językiem wykładowym polskim". 


W tym samym roku rozpoczęła praktykę w szkole powszechnej w Międzybrodziu Bialskim. W okresie zatrudnienia w Międzybrodziu złożyła przysięgę służbową (1926), w 1927 roku po zdaniu egzaminu zawodowego uzyskała patent nauczycielski, uprawniający do "samodzielnego sprawowania urzędu nauczycielskiego oraz udzielania nauki gier, zabaw i śpiewu, a w 1929 roku otrzymała Medal Dziesięciolecia Odzyskania Niepodległości. Starała się o przeniesienie do pracy w powiecie wadowickim, ale z braku wolnych posad jej wniosek załatwiono odmownie. W lipcu 1930 roku Kuratorium Okręgu Szkolnego Krakowskiego zdecydowało o przeniesieniu jej na własną prośbę ze szkoły w Międzybrodziu do szkoły w Kaniowie. Podłożem tych przenosin był konflikt z kierowniczką szkoły w Międzybrodziu i miejscowym organistą Stanisławem Partyką (pracującym wcześniej w Choczni), którzy zarzucali jej przyjmowanie niepewnej reputacji gości i bywanie w niewłaściwych miejscach, co miało "ubliżać powadze zawodu" i budzić niepochlebne komentarze wśród miejscowej ludności. Zarzutów tych nie potwierdził miejscowy proboszcz ani naczelnik gminy, którzy wystawili nauczycielce świadectwa moralności. W 1932 roku Józefa Augustyniak znów na własną prośbę została przeniesiona do 3-klasowej szkoły w Mesznej. Kierownik tej placówki oceniał w 1935 roku, że Józefa Augustyniak jest inteligentna i uczciwa, sumiennie wykonuje obowiązki zawodowe i dzieci ja lubią. Udzielała się także społecznie przez zorganizowanie kursów szycia i kroju, douczała byłych wychowanków szkoły i wygłaszała referaty na zebraniach rodzicielskich. W lutym 1937 roku panna Augustyniakówna poślubiła w Wadowicach Henryka Wróblewskiego, dyplomowanego instruktora wychowania fizycznego i sportu. 


W czasie okupacji niemieckiej Wróblewska uczyła w Stryszowie (1940) i w Baczynie (1941), skąd w 1945 roku trafiła do szkoły we Frydrychowicach (1945-1947). W Choczni Dolnej została zatrudniona od 1 stycznia 1947 roku, nauczała między innymi języka rosyjskiego. W 1948 roku została powołana do Gminnego Komitetu Bibliotecznego, a w 1953 roku należała do miejscowego Frontu Narodowego. 

31 sierpnia 1970 roku wypowiedziano jej pracę w Choczni w charakterze bibliotekarki. 

Zmarła 19 stycznia 1986 roku. Spoczywa na cmentarzu parafialnym w Wadowicach.

 

czwartek, 30 czerwca 2022

Dawne świadectwa szkolne chocznian

 Ponad pięć lat temu czytelnicy chocznia-kiedyś mogli zapoznać się ze świadectwem ukończenia szkoły powszechnej w Choczni przez Józefę Graboń datowanym na 1934 rok (link). Tym razem dzięki Arturowi Obozie mamy okazję obejrzeć dwa znacznie starsze świadectwa szkolne- z 1914 i 1916 roku, które otrzymali w szkole w Wadowicach chocznianie Józef Zając i Franciszek Nowak.

Jan Karol Zając, syn Teodora i Marii z domu Widlarz, rozpoczynał dopiero swoją edukację i jego świadectwo to dokument ukończenia pierwszej klasy szkoły powszechnej, promujący go jednocześnie do klasy drugiej. Co ciekawe, uczeń Zając otrzymał oceny końcowe nie na I i II półrocze roku szkolnego 1913/1, ale na każde ćwierćrocze osobno. Z wyjątkiem nauki religii, która została oceniona na stopień dostateczny, w pozostałych sześciu przedmiotach uzyskał oceny dobre. Z kolei jego zachowanie zostało ocenione na "chwalebne", a pilność w nauce na "zadawalającą". W całym roku szkolnym Jan Zając opuścił 30 godzin, jego nieobecność była w każdym przypadku usprawiedliwiona.


Jan Zając w dorosłym życiu był urzędnikiem miejskim w Wadowicach, ożenił się z urodzoną w Choczni Olgą Konik, z którą miał syna Andrzeja, noszącego później nazwisko Dżerski. Po śmierci w 1985 roku Jan Zając spoczął na choczeńskim cmentarzu parafialnym.

Natomiast dla Franciszka Nowaka, syna Józefa i Franciszki z domu Śmieszek, wydane w 1916 roku świadectwo podsumowywało już siódmy rok jego edukacji (czyli ostatni na tym etapie), a drugi w wadowickiej szkole. Pilność i zachowanie Nowaka oceniono jako zadowalające, a z poszczególnych przedmiotów otrzymał on ostatecznie prawie same oceny dobre, tylko w nauce śpiewu ocenę bardzo dobrą. Oceniono także na "staranny" jego charakter pisma. W przeciwieństwie do "pierwszaka" Zająca Nowak uczył się także języka niemieckiego, geografii z historią i historii naturalnej (biologii) z fizyką i rysunków, a nie miał zajęć z gimnastyki. W całym roku szkolnym opuścił 64 godziny usprawiedliwione i 54 godziny nieusprawiedliwione.


Franciszek Nowak wybrał ten sam zawód, co jego ojciec Józef, kończąc w tym celu seminarium nauczycielskie. Pracował w Wielkopolsce, był dwukrotnie żonaty i zmarł w 1942 roku w Jarocinie, jako ofiara II wojny  światowej. Więcej na jego temat tu- link

czwartek, 14 kwietnia 2022

Choczeńskie przyśpieszenie z lat 1908-1914

Okres kilku lat poprzedzających wybuch I wojny światowej charakteryzował się w Choczni dynamicznymi zmianami na wielu polach, wysypem nowych pomysłów i ich realizacją w postaci inwestycji ważnych dla życia wsi. Nigdy wcześniej w tak krótkim czasie nie zrobiono tak wiele, by zapewnić chocznianom lepsze warunki edukacji, rozwoju gospodarczego i rozrywki. Od 1908 do 1914 roku udało się:

- zbudować dwie nowe szkoły w dolnej i górnej części Choczni,

- postawić i częściowo oddać do użytku Dom Ludowy,

- uruchomić kasę zapomogowo- pożyczkową, mleczarnię i cegielnię,

- powołać do życia Polskie Towarzystwo Gimnastyczne Sokół, a jego ramach teatr amatorski, chór i czytelnię ludową,

- zapoczątkować rozwój harcerstwa i ćwiczącej z bronią Polowej Drużyny Sokolej,

- zintensyfikować działalność Straży Ogniowej.

Podjęto również decyzje o uruchomieniu we wsi towarowej stacji kolejowej (załadowczej i rozładowczej) oraz regulacji Choczenki (po wstępnych pracach przy szkole w 1906 roku), które zrealizowano w późniejszych latach.

Do rzeczy, które wydarzyły się wtedy po raz pierwszy w historii Choczni należą również: pierwsza wycieczka dzieci szkolnych do Krakowa, czy pierwszy festyn sportowy zorganizowany przez przybyłego z Ameryki księdza Guzdka.

Prawie wszystkie wymienione wyżej inicjatywy, oprócz powstania cegielni pozostającej własnością Landaua i Sternlichta, podjęła stosunkowo nieliczna grupa osób, wspierana jednak przez ogół mieszkańców. Szczególne zasługi w tym względzie należą się Antoniemu Style, Adamowi Rulińskiemu i Maksymilianowi Malacie, ale nie można także nie wspomnieć o rolach odegranych w tym wzmożeniu przez Józefa Nowaka, Józefa Putka, braci Eugeniusza i Anastazego Bieleninów, Karola Ścigalskiego, Andrzeja Zająca, czy Kazimierza Szczura.

Pośród nich podział zadań był następujący:

  •  Antoni Styła, sprawujący w latach 1908-1913 mandat posła do Sejmu Galicyjskiego we Lwowie, dzięki swoim kontaktom organizował wsparcie finansowe dla budowy szkół oraz z racji swoich doświadczeń w instytucjach finansowych nadzorował nowo powstałą kasę zapomogowo- pożyczkową (Raiffeisen),
  • Adam Ruliński, były student UJ, stanowił główne zaplecze intelektualne dla choczeńskiego przyśpieszenia, wygłaszając przemówienia i organizując różnego rodzaju obchody patriotyczne, ale kierował także budową Domu Ludowego, przewodniczył „Sokołowi” i udzielał się w teatrze amatorskim,
  • wójt Maksymilian Malata zakładał Kasę Raiffeisena,  w której był pierwszym i długoletnim skarbnikiem. Podobną funkcję pełnił podczas budowy Domu Ludowego, postawionego na parceli ofiarowanej przez jego brata Franciszka. Był ponadto jednym z czterech inwestorów przy budowie szkoły, wiceprezesem „Sokoła” i przewodniczącym komitetu parafialnego,
  • nauczyciel Józef Nowak, organizował działalność Straży Ogniowej, chóru i orkiestry, uświetniających różnego rodzaju uroczystości odbywające się w Choczni,
  • młody wówczas Józef Putek, który dopiero w 1913 roku przeprowadził się z Wadowic do Choczni, wspierał w działaniach organizacyjnych wójta Malatę jako jego sekretarz, kierował teatrem włościańskim w „Sokole” i informował świat o działaniach podjętych w Choczni jako redaktor „Przyjaciela Ludu”,
  • Anastazy Bielenin zakładał podwaliny pod choczeński skauting (harcerstwo) i kierował Sokolą Drużyną Polową, w której aktywny udział brał jego starszy brat Eugeniusz, znany także jako animator teatralny i kulturalny oraz działacz Sokoła,
  • wice-wójt Karol Ścigalski działał w nadzorze Kasy Raiffeisen, Sokole, Straży Ogniowej, Związku Walki Czynnej i mleczarni,
  • Andrzej Zając i Kazimierz Szczur to także działacze kasy zapomogowo-pożyczkowej i Sokoła, przy czym ten pierwszy kierował też mleczarnią i zasłużył się przy budowie szkoły w Choczni Dolnej.

Nazwisk osób zaangażowanych i zasłużonych można wymienić tu więcej- na przykład: Teodor Zając (Raiffeisen, budowa szkoły, Sokół), Jan Turała (Raiffeisen, budowa Domu Ludowego), Piotr Pietruszka (Raiffeisen), Kacper Drapa (mleczarnia), Władysław Rokowski (budowa Domu Ludowego), Ludwik Woźniak (budowa szkoły), Antoni Styła „Kotuś” (budowa szkoły w Choczni Górnej), ksiądz proboszcz Józef Dunajecki (kasa zapomogowo-pożyczkowa), Antoni Balon (Sokół), Szymon Balon (Sokola Drużyna Polowa), Jan Kobiałka (teatr, Sokół), czy Jan Woźniak (Sokół, teatr amatorski).

Niewątpliwe sukcesy „choczeńskiego przyśpieszenia” nie byłyby oczywiście możliwe bez poparcia większości mieszkańców, włączających się aktywnie zwłaszcza w zbiórkę funduszów na budowę szkół i Domu Ludowego oraz w sam proces realizacji- wszystkie te obiekty wznoszone były w systemie gospodarczym, głównie w ramach pracy społecznej. To także pewien ewenement i przykład dla okolicy, że ważne dla wspólnych celów inwestycje można taniej przeprowadzać w ten właśnie sposób.

Podwalinami pod te osiągnięcia była wcześniejsza praca Towarzystwa Szkół Ludowych, choczeńskich nauczycieli i kierowników szkół (zwłaszcza Wiśniewskiego, Ryłki i Jeziorskiego), nie tylko dbających o wykształcenie powierzonych im uczniów, ale rozbudzających także w młodych ludziach ciekawość świata i promujących postawy społeczne oraz patriotyczne. Otwarcie mówili o tym Antoni Styła i Maksymilian Malata. Inspiracji dostarczał także rozwinięty w Choczni ruch ludowy (począwszy od ks. Stojałowskiego), a informacji chętnie czytana we wsi, prenumerowana i szeroko omawiana prasa ludowa (wspomniany „Przyjaciel Ludu” i inne tytuły).

Śledząc te wszystkie poczynania można postawić sobie pytanie, co jeszcze udałoby się wtedy w Choczni stworzyć, gdyby nie wybuch I wojny światowej. Nie ma na nie dobrej odpowiedzi. Być może dalsze poczynania tej ekipy ludzi nie byłyby już tak owocne w sukcesy, a początkowy zapał i pomysłowość ustąpiły by działaniom rutynowym. Wydaje się jednak, że ciąg dokonań mógł być większy, o czym świadczy powszechność wsparcia szkolących się w Choczni w 1914 roku Legionistów Piłsudskiego,  czy kolejne choczeńskie przyśpieszenie z drugiej połowy lat dwudziestych, gdy do władzy w Choczni znów doszli Putek, Zając, Szczur, Malata, czy Nowak. Tych czasów nie dożyli niestety: zmarły na gruźlicę Adam Ruliński, Karol Ścigalski, Jan Woźniak, Szymon Balon i poległy pod Gorlicami Jan Kobiałka. Z Choczni wyprowadzili się też na stałe bracia Bieleninowie.

Warto również zauważyć, że przed wybuchem I wojny światowej działy się w Choczni rzeczy istotne nie tylko dla niej samej, ale też dla życia politycznego całej Galicji i rozwoju ruchu ludowego. 14 grudnia 1913 roku i 9 lutego 1914 roku odbyły się w Choczni pod przywództwem Antoniego Styły krajowe zebrania Polskiego Stronnictwa Ludowego, na których podjęto uchwały skutkujące rozłamem w tej partii i powołaniem do życia nowej organizacji politycznej- PSL Lewica z Janem Stapińskim jako przewodniczącym, popieranym przez wygłaszających przemówienia chocznian: Styłę, Putka, Malatę i Rokowskiego. Dość radykalne idee obecne w PSL Lewica były podstawą działalności Józefa Putka w okresie międzywojennym, gdy był on nie tylko posłem na Sejm, ale i choczeńskim wójtem. Już wówczas dały o sobie znać konflikty na linii władza gminna i parafia, których apogeum zostało osiągnięte kilkanaście lat później.

poniedziałek, 14 lutego 2022

Nauczyciele w Choczni - Jan Pietrochowicz

 Wśród nauczycieli, którzy pracowali w Choczni, był także Jan Pietrochowicz, zatrudniony jako nadetatowy w Choczni Górnej w 1907 roku. Miał wtedy 24 lata życia, jako  że urodził się 19 czerwca 1883 roku i dwa lata pracy. Do Choczni przybył z Zakrzowa. 

W 1909 roku Pietrochowicz wykazywany jest już jako nauczyciel w nieodległej od Choczni Wysokiej, a  od 1911 roku jako kierownik tamtejszej szkoły. 

Po I wojnie światowej został przyjęty do Wojska Polskiego w stopniu porucznika gospodarczego z przydziałem do Szpitala Wojskowego nr 1 w Krakowie. W późniejszych Rocznikach Oficerskich podawany jest jako porucznik rezerwy 76 pułku piechoty. 

W niepodległej Polsce Pietrochowicz zakończył pracę w Wysokiej i objął kierownictwo szkoły w Brynowie, dzielnicy Katowic położonej na południe od centrum (1922). Angażował się także w politykę- w październiku 1928 roku przewodniczył na przykład wiecowi protestacyjnemu ludności Brynowa i Katowickiej Hałdy przeciwko roszczeniom niemieckim w negocjowanym traktacie handlowym z Polską i prowokacyjnemu wystąpieniu niemieckiego prezydenta Paula von Hindenburga, o czym informował dziennik „Polska Zachodnia”. 

Natomiast rok później wszedł w skład komitetu wyborczego  Narodowo- Chrześcijańskie Zjednoczenie Pracy, skupiające zwolenników rządzącej wówczas w Polsce sanacji. Ta partia, akcentująca śląski regionalizm, wartości chrześcijańskie i narodowe oraz prawa pracownicze zdobyła w wyborach sejmowych w 1928 roku aż 30,6% głosów śląskich wyborców. 

W dalszej karierze przeszkodziła mu przedwczesna śmierć. Zmarł nagle w czasie pracy 8 września 1930 roku, czyli w 48 roku życia. Z nekrologu opublikowanego w „Polsce Zachodniej” dowiadujemy się, że:

  • jego pogrzeb w Katowicach-Brynowie był planowany na 11 września o godz. 16.00,
  • zmarły oprócz pracy w szkole powszechnej kierował także górniczą szkołą dokształcającą,
  • był prezesem miejscowego koła Związku Obrony Kresów Zachodnich, patriotycznej organizacji zajmującej się oprócz pracy kulturalno- oświatowej bronieniem polskich praw narodowych przed zaborczą polityką Niemiec i walką z przejawami niemieckiego separatyzmu na Górnym Śląsku,
  • Pietrochowicz działał również aktywnie w Towarzystwie Czytelni Ludowych i w związkach zawodowych nauczycieli.

czwartek, 16 września 2021

Szkoła w Choczni Górnej w roku szkolnym 1972/73

 Informacja o warunkach pracy szkoły w Choczni Górnej w roku szkolnym 1972/73 przygotowana przez kierowniczkę mgr Stanisławę Gregorczyk:

W szkole podstawowej w Choczni Górnej uczy się 209 uczniów. Warunki lokalowe dobre. Nauka dwuzmianowa. Obecnie pracuje w szkole 7 nauczycieli, w tym jedna osoba na półetacie. Brak 2 nauczycieli, co bardzo poważnie utrudnia pracę szkoły. Ze względu na nadmierne obciążenie nauczycieli ograniczono pewną ilość prac pozalekcyjnych, aż do momentu zatrudnienia dalszych nauczycieli. Wyposażenie szkoły uległo poprawie, ponieważ w br otrzymaliśmy z Wydziału Oświaty 35 tysięcy złotych na niezbędny sprzęt i pomoce oraz znaczną pomoc w urządzaniu wnętrza szkoły uzyskaliśmy od Zakładów Naprawczych Przemysłu Węglowego i Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Budownictwa Miejskiego w Tychach. Jest to w sumie niewiele, jeśli porównamy stan wyposażenia z wymaganym minimum. W bieżącym roku szkolnym Dyrekcja szkoły będzie czynić dalsze starania o przyznanie środków na pomoce naukowe i sprzęt wierząc, że Wydział Oświaty, tak jak w roku ubiegłym, przydzieli szkole fundusze na uzupełnienie pomocy naukowych i sprzętu. Zmieniła się również na lepsze estetyka pomieszczeń szkolnych. Stan czystości dzieci nie budzi większych zastrzeżeń. Zawszenie dzieci, czy typowy brud należą do rzadkości i stanowią minimalny procent. Obowiązek szkolny wypełniają wszystkie dzieci z wyjątkiem ucznia B. J. powtarzającego klasę VI. Ukarano już w ubiegłym roku szkolnym jego rodziców za nieposyłanie go do szkoły i obecnie taki wniosek (znów) przygotowano. Wybryków chuligańskich i większych trudności nie notowano. 

Mimo uzupełnień w pomoce i sprzęt odczuwamy w dalszym ciągu braki i przy podziale nowego budżetu należy to wziąć pod uwagę. Należy również wyasygnować pewną kwotę na zabezpieczenie ogrodzenia szkoły przed korozją. Przy realizacji wychowania fizycznego odczuwamy ogromne braki, poza 4 materacami, kilkoma piłkami i zastępczą salą gimnastyczną szkoła nie dysponuje żadnym sprzętem a wychowanie fizyczne naszych dzieci ma być otoczone szczególną troską. Nie sposób wymienić wszystkich potrzeb utrudniających realizację programów, ale wszyscy muszą dokładać starań, aby szkoły w naszym środowisku były piękniejsze i pracowały nowocześnie.

niedziela, 5 września 2021

Były nauczyciel w Choczni archeologiem i kustoszem muzeum w Sieradzu

 


Śledząc dalsze losy pracujących kiedyś w Choczni nauczycieli można natrafić niejednokrotnie na bardzo interesujące historie. Przykładem może być życiorys Rudolfa Weinerta, który swoją karierę nauczycielską zaczynał w 1908 roku właśnie w Choczni.

Rudolf Leo Weinert urodził się 21 marca 1886 roku w Wieliczce, jako syn Petera Weinerta, Morawianina niemieckiego pochodzenia i Teresy z domu Czernoch. Szkołę średnią ukończył w Wieliczce (w 1902 roku), a następnie kontynuował naukę w seminarium nauczycielskim w Krakowie. Jeszcze przed ukończeniem seminarium został nauczycielem nadetatowym w niewielkiej szkole w Choczni Górnej. Po roku został przeniesiony do Andrychowa, a w 1911 roku trafił do Lanckorony.

W czasie I wojny światowej został zmobilizowany (1915) i służył jako podoficer na froncie wschodnim. Po wojnie od 1919 roku pracował ponownie jako nauczyciel, tym razem w Sieradzu. W pracy i w domu (przy ulicy Stodolnianej) towarzyszyła mu żona Eugenia Bończa Bierońska z Poronina, poślubioną przez niego w 1909 roku. W 1922 roku Weinert ukończył kurs rysunku i historii sztuki w Krakowie. Był członkiem Polskiej Partii Socjalistycznej, radnym miejskim i współzałożycielem Towarzystwa Muzycznego w Sieradzu. Pasjonował się badaniami archeologicznymi stanowisk w okolicach Sieradza i Wielunia. Współpracował ze znanymi krakowskimi archeologami: Tadeuszem Reymanem, Gabrielem Leńczykiem i Janem Fritzke. W sumie od 1932 roku zbadał 33 stanowiska, między innymi w Dąbrowie Wielkiej, Godynicach i Łagiewnikach. O tym ostatnim tak pisała gazeta "Dzień Dobry" z 21 maja 1932 roku:

Kierownik szkoły w Stanisławowie (pow. sieradzki) dokonał na terenie wsi Łagiewniki-Starce w gminie złoczewskiej cennego odkrycia archeologicznego. Natrafił on na grób, w którym znajdowały się popielnice z kośćmi ludzkiemi, naczynia doniczkowe, czerpaki, szpile żelazne i nóż żelazny dobrze zakonserwowany. Jest to grup ciałopalny kultury łużyckiej. Znaleziona wielka bryła bursztynu dowodzi, że przez Sieradz przechodzi rzymski szlak bursztynowy.

W 1937 roku został współzałożycielem i pierwszym kustoszem Muzeum w Sieradzu. 

Muzeum Okręgowe w Sieradzu
Źródło- wikipedia


Podczas okupacji niemieckiej nie tylko wpisał się na listę osób narodowości niemieckiej (z racji pochodzenia ze strony ojca), ale i wstąpił do nazistowskiej partii NSDAP (Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotników). Nadal sprawował opiekę nad archiwami w Sieradzu i na ich podstawie napisał monografię pradziejów powiatu sieradzkiego pod tytułem ”Vorgeschite des Kreises Schieratz”. Przed nadejściem frontu i wojsk radzieckich ocalił muzealne zbiory przed zniszczeniem, magazynując je w klasztorze podominikańskim i w mleczarni. Zginął w 1945 roku (prawdopodobnie z 22 na 23 stycznia) zastrzelony wraz z żoną we własnym domu. Była to zbrodnia na tle rabunkowym- Weinert przechowywał w domu między innymi bogatą kolekcję monet.

Weinertowie
Źródło: Muzeum Okręgowe w Sieradzu


czwartek, 26 sierpnia 2021

Tadeusz Nowak - kierownik szkoły w Choczni

 Tadeusz Nowak był dwukrotnie kierownikiem szkoły w Choczni Dolnej- najpierw na krótko od stycznia 1934 do marca 1935 roku, a następnie w latach 1945-1964.

Urodził się 10 lutego 1899 roku w Lachowicach, gdzie uczył jego ojciec Józef Nowak. Ale jeszcze w tym samym roku Nowakowie przeprowadzili się do Choczni i zamieszkali w domu nad Choczenką, położonym tuż przy granicy z Wadowicami. Według Józefa Turały, autora "Kroniki wsi Chocznia", młody Tadeusz zdążył wziąć udział w I wojnie światowej, jako żołnierz armii austro-węgierskiej. Po wojnie i ukończeniu seminarium nauczycielskiego podjął pracę w wyuczonym zawodzie. Do szkoły w rodzinnej Choczni trafił w 1930 roku, po przeniesieniu ze Stęgoborzyc w powiecie miechowskim. Niespodziewanie w 1933 roku nauczyciel Tadeusz Nowak objął kierownictwo Tymczasowego Zarządu Gminy w Choczni, ustanowionego przez władze sanacyjne po zawieszeniu władz gminy i wójta Józefa Putka w 1929 roku. Pełnił tę funkcję przez rok, godząc ją przez pewien czas z kierowaniem choczeńską szkołą. Gdy Chocznia przestała być samodzielną gminą, wziął udział w wyborach władz gromadzkich, został wybrany radnym i sekretarzem Gromady Chocznia, w której główną rolę ponownie odgrywał Józef Putek i jego zwolennicy. Tadeusz Nowak był wówczas jego politycznym oponentem, choć do zwolennuków Putka zaliczał się także jego ojciec Józef Nowak. Brał również udział w pracach Rady Miejscowej Szkolnej. 

W czasie II wojny światowej pracował przez pewien czas jako robotnik w Krakowie, a w latach 1942-45 kierował szkołą podstawową w Łękawicy. W 1945 roku powrócił do Choczni, objął kierownictwo szkoły i ponownie włączył się w działalność społeczno- samorządową. W 1946 roku został radnym reaktywowanej choczeńskiej gminy z ramienia Polskiej Partii Socjalistycznej i Związku Nauczycielstwa Polskiego. Udzielał się w Gminnej Komisji Kontroli Gospodarki Publicznej, Komisji Daniny Narodowej i Komitecie Elektryfikacyjnym. Radnym zostawał także w kolejnych wyborach- w 1951 roku (gminnym) oraz w 1954, 1958 i 1961 roku (gromadzkim). W 1953 roku jako członek Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego zasiadał w Prezydium GRN w Choczni, a zakres jego odpowiedzialności obejował sprawy kulturalne i oświatowe wsi. Od 1956 roku Tadeusz Nowak przewodniczył także Frontowi Narodowemu w Choczni, instytucji społeczno- politycznej podporządkowanej rządzącej partii (PZPR) i realizującej w terenie jej cele.

Ciekawe informacje na temat Tadeusza Nowaka zawarte są w zamieszczonych tu kiedyś wspomnieniach Henryka Ramędy. Autor- w latach 1949-56 uczeń choczeńskiej szkoły - tak wspomina jej kierownika i zarazem nauczyciela matematyki:

(...) Kierownik Szkoły Podstawowej w Choczni Dolnej mieszkał z rodziną w szkole i miał pod uprawę może około pół hektara ziemi, z małą stodółką i budynkiem gospodarczym połączonym z toaletami dla nauczycieli i uczniów. Z budynku gospodarczego odzywały się świnki, wokół spacerowały kurki, a Kierownik Nowak od czasu do czasu był „łapany” wzrokiem uczniów, z korytkiem w ręce. (...) Kierownik Tadeusz Nowak i jego zespół nauczycielski wiedzieli doskonale, że w tym spacyfikowanym społeczeństwie, za przeciwnika mają bezwzględnego mordercę. W tragicznej dla całej Polski sytuacji i wobec osobistych tragedii, lecz w sytuacji ponoszenia odpowiedzialności za prawidłowe rozpoznawanie dobra i zła przez nas - dzieci, nasi nauczyciele potrafili się bardzo mądrze zachować. Nie słyszałem, żeby Kierownik Tadeusz Nowak i jego nauczycielski zespół, kiedykolwiek działania nowych władz opatrywali jakimkolwiek komentarzem. Nie pochwalali publicznie narzuconego porządku politycznego, ani nie dali się sprowokować do jego krytyki. Kierownik Nowak wykonywał otrzymywane polecenia, takie jak pochody 1-majowe do Wadowic czy polityczne akademie rocznicowe w zakresie podstawowym, bez jakiegokolwiek entuzjazmu. (...) Kierownik Nowak również umiejętnie milczał w sytuacji poważnego zagrożenia, jakim były podstępne, różne formy walki z kościołem, oraz próby „uspółdzielczania” wsi czy „walki z kułakami”. Pozostał na swoim posterunku ze swoimi nauczycielami by ratować, na wszystkie możliwe sposoby, tożsamość nas, małych Polaków. Nawet śmierć Stalina została uczczona tylko apelem oraz obowiązującymi i kontrolowanymi minutami ciszy, bez okazywania jakiejkolwiek rozpaczy ani też kpin. (...)

Tadeusz Nowak zmarł 3 października 1964 roku, spoczywa na cmentarzu parafialnym w Choczni.

Był żonaty z pochodzącą z Wadowic Marią Huber (1900-1981), która wraz z nim uczyła w szkole w Choczni.

Przed szkołą w Choczni stoją od lewej: Tadeusz Nowak, katecheta ks. Stanisław Nowak i nauczyciel Władysław Gołda

 

środa, 30 września 2020

Szkoły w Choczni w roku szkolnym 1926/27 w ujęciu statystycznym

Choczeńska powszechna szkoła publiczna w dolej części wsi znajdowała się 300 metrów od stacji kolejowej i 500 metrów od poczty.

Posiadała powierzchnię prawie 420 metrów kwadratowych i 8 izb lekcyjnych, wynajmując dodatkowo na cele nauczania 3 izby poza budynkiem szkoły. W szkole znajdowało się ponadto służbowe mieszkanie kierownika obejmujące 4 pojedyncze izby, w tym kuchnię. Posiadała także grunt wokół budynku o powierzchni 0,2 hektara i działką o powierzchni 0,6 ha dla użytku kierownika i nauczycieli.

Zatrudniała 9 nauczycieli etatowych i jednego nieetatowego. 

W roku szkolnym 1926/27 do szkoły było zapisanych 319 uczniów, którym tygodniowo udzielano 222 godziny lekcji.

120 uczniów miało do szkoły poniżej 1 km drogi, kolejnych 120 pokonywało do szkoły dystans pomiędzy 1 a 2 km, dla 75 uczniów odległość od szkoły do domu wynosiła pomiędzy 3 a 4 km, a tylko w przypadku 4 przekraczała 3 km.

Kierownikiem szkoły i nauczycielem był Andrzej Gondek, a do kadry nauczycielskiej należeli: Maria Dalewska, Maria Gondek, Kazimiera Pedenkowska, Irena Podrazik, Wincenty Talaga, Albina Tarasek, Maria Zawisza i Anna Zrazik. W kolejnym roku zatrudniono Stefana Radwana.

Natomiast szkoła w Choczni Górnej znajdowała się w odległości 3 km od przystanku kolejowego i 3,5 km od najbliższej poczty. Posiadała 2 izby lekcyjne, powierzchnię 96 metrów kwadratowych, jedno trzyizbowe mieszkanie dla kierownika i 0,6 ha gruntu wokół szkoły- w tym 0,4 ha dla użytku kierownika/nauczycieli. Zatrudniała 3 nauczycieli etatowych i 1 nieetatowego. Do tej szkoły uczęszczało 115 dzieci, którym udzielano 90 godzin lekcji tygodniowo. 60 uczniów pokonywało do szkoły dystans poniżej 1 km, 37 między 1 a 2 km, a 18 między 2 a 3 km.

Kierownikiem tej placówki był Jan Pamuła.

wtorek, 16 czerwca 2020

Książka o gimnazjum w Choczni

W ubiegłym roku ukazała się książka pod tytułem "Dzieje Gimnazjum w Zespole Szkół Nr 1 w Choczni 1999-2019".


Jej autorem jest doktor Jacek Kulpiński, starszy wykładowca na Wydziale Wychowania Fizycznego Uniwersytetu Rzeszowskiego, a recenzentem naukowym dr hab. Andrzej Nowakowski, profesor PWSZ w Tarnowie i współautor książki "Dzieje szkoły w Choczni Dolnej" z 2011 roku.
Książka dr Kulpińskiego liczy 174 strony, na których znajdują się między innymi:
  • przedmowa Daniela Mastka, dyrektora opisywanego gimnazjum,
  • zestawienie osiągnięć gimnazjalistów w latach istnienia tej placówki,
  • lista przedstawicieli grona nauczycielskiego,
  • spis absolwentów tej szkoły w latach 2002-2019,
  • 50 fotografii dokumentujących wydarzenia z życia szkoły (m.in. wizyty Lecha Kaczyńskiego i kardynała Dziwisza, otwarcia sali gimnastycznej i pracowni komputerowej), ukazujących jej budynek i uczniów- podczas nauki, wycieczek, konkursów i olimpiad przedmiotowych oraz zawodów sportowych.
To z pewnością bardzo interesująca, pamiątkowa pozycja dla byłych uczniów tego gimnazjum, ich rodziców i bliskich, a także kadry nauczycielskiej.
Z punktu widzenia historycznego najciekawsze są wstęp i dwa pierwsze rozdziały książki:
  • Zarys historyczny oraz rozwój wsi Chocznia,
  • Karta z historii powstania szkoły powszechnej w Choczni Dolnej i jej działalność.
Niestety właśnie w tych rozdziałach znajdują się dość liczne błędy i uproszczenia, które rzutują na merytoryczną ocenę tej publikacji. Zwraca również uwagę wstawianie przez autora dużych fragmentów wprost z tekstu o historii Choczni zamieszczonego oryginalnie na wikipedii.
Dr Kulpiński myli się na przykład, gdy pisze:
- o sąsiadach Choczni, pomijając Tomice,
- o okresie kierowania szkołą przez Tadeusza Nowaka (do 1957 zamiast do 1964),
- o otwarciu cmentarza (1880 zamiast 1836),
- o właścicielu Choczni Janie Biberstein-Starowieyskim, łącząc w jedną postać ojca Jana Kantego (zm. ok. 1786) i jego syna Jana Chrzciciela (zm. 1806),
- o silnym rozwoju tkactwa pod koniec XIX wieku (gdy rzeczywiście silne niegdyś tkactwo zupełnie podupadło w połowie XIX wieku),
- o latach występowania epidemii w Choczni i liczbie ich ofiar (link i link),
- o utworzeniu orkiestry strażackiej w 1923 roku (zamiast o utworzeniu orkiestry sokolej),
- o utworzeniu urzędu pocztowego (1926 zamiast 1905),
- o Drużynach Bartoszowych w Choczni przed I wojną światową (istniała tylko Choczeńska Sokola Drużyna Polowa),
- o datach budowy Domu Katolickiego,
- o Józefie Putku, przypisując mu błędnie posłowanie już w okresie galicyjskim i wywiezienie w czasie wojny do Rzeszy (o ile tak można określić uwięzienie w KL Auschwitz i Mauthausen),
- o ciężkich walkach na Dziale Choczeńskim 2 i 3 września 1939 roku (?), zamiast o bombardowaniu cywilów i wojska przez niemieckie samoloty,
- o dacie elektryfikacji wsi.
Przekręcone bywają nazwiska chocznian (Scuryk zamiast Scurzyk, Druszcz zamiast Drożdż) lub w ogóle są pominięte, jak w przypadku choczeńskiego zbójnika Wcisły, podanego tylko jako Wawrzek (Wawrzyniec).
Co istotne, nie zostały uwzględnione tak ważne dla historii Choczni wydarzenia, jak na przykład:
- spór o choczeńskie dzwony w okresie międzywojennym (1927-28),
- rozwiązanie Rady Gminnej w 1930 roku,
- zawiązanie i działalność kasy zapomogowo- pożyczkowej (Raiffeisena/Stefczyka),
- zawiązanie i działalność katolickich stowarzyszeń młodzieży w okresie międzywojennym.
Oczywiście książka dotyczy historii gimnazjum, a nie historii wsi, ale skoro zamieszczony został w niej wstęp historyczny, to rolą autora jest także należyte dochowanie w nim prawdy historycznej.

poniedziałek, 24 lutego 2020

Anna Zrazik- nauczycielka, działaczka katolicka, redaktorka i publicystka

1969
Anna Zrazik urodziła się 14 października 1895 roku w Zatorze, jako najstarsze dziecko Ludwika Zrazika i jego żony Marii z Szymakowskich. Ojciec - mieszczanin zatorski - był z zawodu ogrodnikiem, ale podejmował się różnych zajęć, by wyżywić liczną rodzinę. Pracował więc jako woźny sądowy, rolnik, stróż gminny i grabarz. Przez kilka lat przebywał na emigracji zarobkowej w USA. Z kolei matka Maria, pochodząca z bogatego kmiecego rodu, była osobą bardzo pobożną, która pragnęła w młodości wstąpić do klasztoru, na co jednak nie wyrazili zgody jej rodzice. Ostatecznie należała do III Zakonu św. Franciszka. Jej religijność mocno wpłynęła na Annę, która w 1909 roku wstąpiła do Sodalicji Mariańskiej, a  w trzy lata później została przyjęta do nowicjatu świeckiego III Zakonu Franciszkańskiego i otrzymała zakonne imię Teresa. Profesję złożyła w 1913 roku w Zatorze. Jak pisała sama Anna Zrazik w swoim życiorysie, po matce przejęła także: „nadzwyczajny optymizm, gadatliwość, wesołość, ale i skłonność do płaczu”.
W 1915 roku Zrazikówna ukończyła Seminarium Nauczycielskie w Kętach, zdała maturę i uzyskała „świadectwo uzdolnienia na nauczycielkę prac ręcznych”, po czym podjęła pracę w szkole w Brzezince koło Kopytówki. W 1918 roku uzyskała w Krakowie patent na nauczycielkę szkół powszechnych i rok później została przeniesiona do szkoły w Kopytówce, gdzie uczyła przez kolejne pięć lat. W 1925 roku podczas rocznego płatnego urlopu ukończyła Wyższy Kurs Nauczycielski w Krakowie, po czym podjęła pracę w szkole w Choczni. Dała się tu poznać nie tylko jako znakomita polonistka, ale i animatorka życia kulturalnego oraz religijnego. Od 1928 roku była dyrektorką choczeńskiego koła Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Żeńskiej, czyli organizacji, która oprócz wpajania wartości katolickich, prowadziła także amatorskie koło teatralne, chór, zajęcia sportowe, kursy rolnicze, higieny, szycia, gotowania, pieczenia, haftowania, szydełkowania i nauki gry na instrumentach muzycznych, wycieczki i obozy wakacyjne. Ta atrakcyjna oferta  dla choczeńskiej młodzieży oraz dynamika działania Anny Zrazik przyczyniła się do znacznego rozwoju działalności KSMŻ w Choczni, co nie wszystkim się podobało. 
Wójt gminy Józef Putek i skupieni wokół niego działacze ludowi widzieli w młodych działaczkach KSMŻ naturalne zaplecze i przyszłe kadry dla swojej konkurencji politycznej, głoszącej hasła narodowe i katolickie. Z drugiej strony aktywność KSMŻ była także nie na rękę sanacyjnym władzom państwowym, które lansowały własną  organizację dla młodzieży - Związek Strzelecki, popularnie zwany Strzelcem, niewykazujący w Choczni większej aktywności.  
Do otwartego konfliktu między środowiskiem Putka a Anną Zrazik doszło w czasie słynnego sporu o choczeńskie dzwony. Gdy kanonik Domasik odczytał z ambony choczeńskiego kościoła akt interdyktu, czyli klątwy kościelnej rzuconej przez arcybiskupa Sapiehę na Józefa Putka, jego zwolennicy i on sam czekali przed kościołem na zakończenie mszy, by zorganizować wiec protestacyjny. Atmosfera była bardzo napięta, a zamieszkom przed kościołem zapobiegła właśnie Zrazikówna, która wychodząc z mszy zaintonowała pieśń religijną, podchwyconą przez innych i w ten sposób, uniemożliwiła natychmiastowe wystąpienie protestacyjne Putka. Zdenerwowany Putek nakazał ją za to aresztować, ale ponieważ sympatia tłumu była raczej po stronie nauczycielki, to policjant gminny nie wykonał jego polecenia.
Od połowy lutego do końca sierpnia 1930 roku Zrazikówna przebywała na płatnym urlopie w celu odbycia studiów oświatowych. W tym czasie redagowała w Poznaniu miesięcznik „Młoda Polka”, organ Katolickich Stowarzyszeń Młodzieży Żeńskiej.  Wygłaszała  także liczne prelekcje i odczyty na zjazdach stowarzyszeń katolickich w: Poznaniu, Częstochowie, Gnieźnie, Łomży, Pułtusku, Warszawie, Krakowie, Pelplinie, Równem na Wołyniu i Piekarach Śląskich. Urlop już w formie bezpłatnej kontynuowała do końca sierpnia 1931 roku, będąc formalnie nauczycielką szkoły powszechnej w Śleszowicach. Rok szkolny 1931/32 rozpoczęła w szkole powszechnej w Skawcach, by po trzech miesiącach powrócić do Choczni. 
W 1933 roku władze Strzelca wystąpiły do Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego o przeniesienie z Choczni nauczycielki Anny Zrazik pod zarzutami, że występuje publicznie przeciwko władzom państwowym, utrudnia pracę w Strzelcu i pracując społecznie, zaniedbuje obowiązki szkolne. Po tych zarzutach Zrazikówna otrzymała natychmiastowy nakaz przeniesienia do jednoklasowej szkoły w Luchczy na Polesiu, ale odwoływała się z powodzeniem do najwyższych władz państwowych i po wsparciu arcybiskupa Sapiehy, który osobiście interweniował  w jej sprawie u prezydenta Mościckiego, zarzuty oddalono i mogła  kontynuować pracę w Choczni.  Niepogodzeni z tą decyzją działacze Strzelca w przeddzień jej powrotu do Choczni wybili wszystkie szyby w jej mieszkaniu.
Do wybuchu II wojny światowej Anna Zrazik odegrała dużą rolę w załagodzeniu sporów na linii parafia- środowisko skupione wokół Józefa Putka,  z którym  osobiście się zaprzyjaźniła. Ta przyjaźń z Putkiem i jego żoną Elżbietą przetrwała aż do śmierci Putka w 1974 roku. Przed 1939 rokiem oprócz pracy w Choczni Zrazikówna zatrudniona była także w żeńskim Seminarium Nauczycielskim w Wadowicach.
Po agresji niemieckiej straciła zatrudnienie i zagrożona aresztowaniem przez Niemców opuściła w styczniu 1940 roku wcieloną do Rzeszy Chocznię, przechodząc nielegalnie przez granicę na Skawie do Generalnej Guberni. W przekroczeniu granicy pomagał jej Józef Świętek, syn sołtysa Władysława.
Po pobycie u rodziny w Krakowie znalazła pracę Gruszowie w powiecie myślenickim, gdzie uczyła jawnie w latach 1941-43, uczestnicząc także w działaniach ruchu oporu i tajnym nauczaniu (1943-1944). Oprócz tego zorganizowała w Gruszowie straż pożarną, wyposażyła ją w sprzęt oraz z pomocą miejscowych gospodarzy wybudowała dom mieszkalny dla nauczycieli. Po wojnie najpierw pełniła obowiązki kierownika szkoły w Gruszowie, a następnie w latach 1945-1970 uczyła już nie języka polskiego, jak przed wojną, lecz matematyki w Szkole Podstawowej nr 2 w Wadowicach. Była również powiatowym metodykiem matematyki, opiekunką samorządu szkolnego oraz  organizatorką olimpiad matematycznych i szkolnych imprez okolicznościowych. Przewodniczyła kołu Sodalicji Mariańskiej w Wadowicach, należała do Związku Nauczycielstwa Polskiego, współpracowała z Polskim Czerwonym Krzyżem i Komitetem do Walki z Alkoholizmem,   W 1966 roku otrzymała dyplom od PKO za opiekę nad Szkolną Kasą Oszczędności, a w 1970 roku przeszła na emeryturę. Przez wiele lat prowadziła zapiski z rymowanymi komentarzami do bieżących wydarzeń, aforyzmami, wierszami i rozmyślaniami- głównie o tematyce religijnej. Te zapiski zajęły z czasem ponad 30 brulionów. Mieszkała w Wadowicach przy ulicy Obrońców Stalingradu 53 (dziś Karmelicka) w pobliżu klasztoru „Na Górce”.  Ojcowie karmelici byli jej spowiednikami i powiernikami, a ona z kolei wspierał ich misyjną działalność w Afryce. Na jej wsparcie modlitewne i finansowe mogli też liczyć Księża Werbiści, prowadzący misje w Papui Nowej Gwinei.
Schorowana Anna Zrazik zmarła 12 kwietnia 1978 roku o godzinie 13.00 na Oddziale Wewnętrznym Szpitala w Wadowicach i trzy dni później spoczęła na cmentarzu w Zatorze.

Warto również zaznaczyć, że w Choczni uczyła także jej znacznie młodsza siostra Maria Zrazik (w latach 1935-36 i 1939-40).