Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 1938. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 1938. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 11 marca 2025

Podania emigracyjne choczeńskich Żydów 1938-40

 W trzeciej co do wielkości społeczności żydowskiej w Europie, która zamieszkiwała międzywojenny Wiedeń, znajdowali się również Żydzi pochodzący z Choczni. W 1938 roku, po przyłączeniu Austrii do nazistowskich Niemiec, by uniknąć prześladowań przedstawiciele tej społeczności starali się opuścić kraj. Śladem ich zabiegów są podania emigracyjne z lat 1938-40 zarejestrowane w Vienna Israelitische Kultusgemeinde. Można wśród nich odnaleźć między innymi podania urodzonych w Choczni członków rodzin: Münz, Silbiger i Bleiberg. W większości pojawili się oni w Wiedniu w 1914 roku, gdy wybuchła I wojna światowa, po czym zapuścili tam trwałe korzenie. Natomiast w jednym przypadku o zamieszkaniu w stolicy Austrii zdecydowało późniejsze zawarcie związku małżeńskiego.

Typowe podanie emigracyjne można przeanalizować na przykładzie tego, które 25 maja 1938 złożyła Henryka Münz, córka choczeńskiego karczmarza:


Zawiera ono podstawowe informacje o imieniu i nazwisku, miejscu zamieszkania (Webgasse 4, III/28), dacie i miejscu urodzenia (14.04.1888 Chocznia), stanie cywilnym (samotna), przynależności państwowej (austriacka), czasu zamieszkania w Wiedniu (od 1.4.1914) i poprzednim miejscu pobytu (Wadowice).

Henryka Münz deklarowała, że ostatnio wykonywała zawód księgowej/sekretarki w branży skórzanej, przez około 25 lat pracowała w handlu detalicznym, potrafi prowadzić gospodarstwo domowe, zna język francuski, włoski i angielski oraz podstawy hiszpańskiego, a jej zarobki wynoszą 130 szylingów miesięcznie netto.


Na drugiej stronie podania Henryka Münz podawała, że może wyemigrować do Australii lub Argentyny, gdzie będzie w stanie się utrzymać prowadząc komuś dom lub pomagając w jego prowadzeniu i że w tym momencie nie posiada żadnych środków na opłacenie kosztów wyjazdu. Powołuje się na referencje od trzech osób o nazwiskach Beck, Silbiger i Glaser.

Ponieważ po pierwszym podaniu nie udało się jej nigdzie wyjechać, to 26 kwietnia 1940 złożyła kolejne, w którym częściowo powtarza dane z poprzedniego wniosku. Uzupełnia dane o swoim wykształceniu (szkoła ludowa i miejska, szkoła handlowa, prywatne kursy) i podaje, że aktualnie pomaga w szpitalu za 60 marek miesięcznie oraz ukończyła ostatnio kursy zorganizowane przez Kultusgemeinde (gotowania i prowadzenia domu). Zna także niemiecki i polski, o czym nie pisała w 1938 roku. Ma też ważny paszport. Powołuje się na siostrę (Irenę Fantl) i szwagra (Paula Fantl), jako krewnych przebywających w miejscu jej potencjalnego wyjazdu (Australia) oraz referencje ze strony p. Bruck z Rotschild Spital.

Także i to drugie podanie nie przyniosło skutku. Henryka Münz została deportowana z Wiednia do obozu koncentracyjnego Theresienstadt. Według przekazów rodzinnych zginęła zamordowana w ośrodku zagłady w Chełmnie nad Nerem 4 maja 1942.

Ofiarą Holokaustu stała się też inna osoba składające podanie - Dora  Münz (siostra Henryki, ur. 1.11.1895 w Choczni), mistrzyni krawiecka, wyspecjalizowana w szyciu konfekcji damskiej i dziecięcej, która z KL Theresienstadt trafiła do Auschwitz, gdzie zginęła w 23 stycznia 1943.

Tragicznego losu udało się uniknąć:

  • wzmiankowanej już wyżej Irenie Fantl z domu Münz (ur. 20.02.1900 w Choczni), która wyjechała z córką Renee Sarą do Anglii, gdzie pracowała jako pokojówka w hotelu w Manchesterze (jej mąż Paul Fantl, znany naukowiec, znalazł schronienie na wyspie Trynidad - cała rodzina ostatecznie zamieszkała w Australii),
  • Mendlowi Bleibergowi (ur. 5.03.1899 w Choczni) - patrz wcześniejszy artykuł,
  • Stefanii Adler z domu Silbiger (ur. 28.06.1897 w Choczni), urzędniczki i introligatorki, która od 1940 r. przebywała w Genui we Włoszech; internowana w Agliano d’Asti (24.09.1942), w grudniu 1947 r. wyemigrowała do USA.

Już wcześniej do Anglii udało się wydostać prawnikowi Erykowi Aronowi Münzowi, bratu Henryki, Dory i Ireny, dlatego jego osoby brak wśród składających podania emigracyjne, mimo że również zamieszkiwał w Wiedniu.

poniedziałek, 6 marca 2023

Przedwojenny zeszyt szkolny



 Stary zeszyt szkolny, który przeleżał w regale w choczeńskiej piwnicy przez wiele lat, został niedawno przypadkowo odnaleziony i wczoraj trafił w moje ręce.

Podpisany jest jako "Zeszyt domowy" Bąkówny Janiny z klasy IV. Po pieczątce na okładce "Spółdzielnia Uczniowska" w Choczni można się zorientować, że Janina uczęszczała do szkoły w tej właśnie miejscowości, a że działo się to jeszcze przed II wojną światową, wynika z daty 18 października 1938 roku, zamieszczonej na jego pierwszej stronie.

W tym czasie żyła w Choczni tylko jedna Janina Bąk, córka stolarza Leona i jego żony Marii z domu Balon, urodzona 6 maja 1928 roku. W 1938 roku miałaby więc 10 lat, co pasuje wiekowo na uczennicę czwartej klasy. Ponieważ zeszyt Janiny nie został znaleziony w domu, którego właściciele w jakiś sposób byliby powiązani z Leonem Bąkiem, to można się zastanawiać, w jaki sposób tam trafił. Być może wpadł przypadkowo między ścianki regału wykonywanego przez Leona Bąka i wraz z meblem trafił do rodziny jego późniejszych znalazców. 

Lektura zeszytu dostarcza ciekawych refleksji na temat programu nauczania w przedwojennej choczeńskiej szkole, pełnego treści patriotyczno- historycznych i politycznych.

Trudno sobie dziś na przykład wyobrazić, że jakiś 10-letni uczeń zna miejsce urodzenia aktualnego prezydenta państwa lub któregoś z jego poprzedników, czy szczegóły ich życiorysów. A tak było w przypadku Janiny Bąkówny i jej znajomości faktów o prezydencie Ignacym Mościckim, które zawarła w wypracowaniu z 2 lutego "Co wiem o pracy Pana Prezydenta".  

24 listopada dzieci pisały z kolei o uroczystości 20-lecia odzyskania niepodległości. Dowiadujemy się, że Janina z kolegami i koleżankami wykonała wcześniej biało-czerwone chorągiewki i wieńce z choiny. W dniu 11 listopada jej klasa udała się na nabożeństwo do kościoła, a później do Domu Katolickiego na specjalny poranek, którego program, jak pisze, był piękny i obszerny.

Jedno z następnych zadań miało tytuł "Co dowiedziałam się o powstaniu styczniowym?". Janina napisała, że Moskale bardzo źle obchodzili się z Polakami i dlatego doszło do wybuchu powstania, ale trwało ono krótko, bo Polacy nie mieli broni i wojska. Złapanych powstańców Rosjanie wywozili na Sybir w kibitkach i tam musieli oni ciężko pracować.

W omówieniu czytanki o małym Włochu Pepe, której akcja dzieje się w wybudowanym w okresie międzywojennym porcie w Gdyni, znalazły się informacje o pomalowanym na stalowy kolor okręcie wojennym "Wicher", który strzegł wraz z łodziami podwodnymi polskiego morza i statku pasażerskim "Piłsudski", który pływał stale między Gdynią i Ameryką Północną.

Nawet tekst ćwiczenia z ortografii w dniu 21 listopada nawiązuje do aktualnych w tym czasie wydarzeń i niedawnej historii. Pojawia się w nim na przykład Komendant Piłsudski w szarym płaszczu i maciejówce, którego przemówienie do Legionów Polskich, stanowiło treść ćwiczenia do napisania ze słuchu.

Widać ponadto, że dzieci były zachęcane do oszczędzania, o czym świadczy zadanie klasowe z 4 listopada, w którym Janina pisze, że:

O ile będę miała pieniądze, to zamiast kupić słodyczy, złożę je do szkolnej kasy na książeczkę oszczędnościową. Ubranie, buty i przybory szkolne nie niszczyć, żeby rodzice nie wydywali tyle pieniędzy. Zawsze będę pamiętała, że z drobnych groszy zbierze się złotówka.

Dla miłośników sportów zimowych interesująca jest relacja z zawodów narciarskich w Zakopanem, napisana przez Janinę 11 marca 1939 roku. Na te zawody pod patronatem FIS przyjechali Francuzi, Włosi, Niemcy, Rumuni, Anglicy, Węgrzy i mistrzowie z Norwegii, Szwecji i Finlandii. Współzawodnictwo otworzył Pan Prezydent, a pierwszą konkurencją był bieg zjazdowy. W biegu na 18 km wystartowało aż 120 zawodników, a najlepszy z Polaków Matuszny był dopiero na 29. miejscu. Większe szczęście mieli Polacy w skokach , gdzie Andrzej (?) Marusarz zajął 4 miejsce, a mistrzem został Niemiec Bradl. Organizatorzy mieli z powodu ciepłej pogody problemy ze  śniegiem i aby go zwieźć, ponieśli wiele trudu.

19 kwietnia 1939 roku Janina pisała o obchodzeniu Wielkanocy w Choczni. Dzieci stroiły Boże groby, przyozdabiały je kwiatami, zielonymi jodełkami, bibułkami i  świeczkami. Dorośli myli się w rzece. Drzewa w sadach okadzano, by dobrze rodziły i kropiono wodą święconą. W zagony pól wkładano krzyżyki, które przybijano też nad drzwiami domostw. Wspomina o święceniu potraw i pokarmów, uroczystej rezurekcji, odwiedzaniu krewnych i znajomych, dzieleniu się jajkiem, życzeniach i  śmigusie oraz barwnych kobiecych strojach ludowych, zdobionych koralikami i wstążkami.

Większość prac Janiny Bąk oceniono na bardzo dobrze.

Co dalszych losów Janiny, to z akt metrykalnych wynika, że 6 kwietnia 1953 roku poślubiła w Choczni o trzy lata młodszego Stanisława Drapę. W kościele w Choczni ochrzczeni zostali dwaj jej synowie: Krzysztof Stanisław Drapa i Ryszard Janusz Drapa.


piątek, 20 listopada 2020

Zapomniane sakramenty

 

4 kwietnia 1938 roku zjawił się w kancelarii parafialnej w Choczni Jakub Porębski, syn Izydora i Marii z domu Widlarz, urodzony 9 lipca 1896 roku z prośbą o wydanie metryki ślubu.

Ku jego zdziwieniu okazało się, że w zapisach księgi metrykalnej tego ślubu nie odnotowano.

Świadkowie ślubu: Izydor Porębski i Szymon Dąbrowski, który według oświadczenia Porębskiego miał się odbyć 19 maja 1919 roku, a więc ponad 19 lat wcześniej, niestety w 1938 roku już nie żyli.

Sprawa było o tyle poważna, że w 1919 roku nie funkcjonował jeszcze świecki urząd stanu cywilnego i wpis w księdze metrykalnej był wówczas jedynym dowodem, że małżeństwo zostało rzeczywiście zawarte.

Wobec tego Jakub Porębski był zmuszony przyprowadzić do kancelarii dwóch innych uczestników swoich zaślubin, to jest Józefa Bylicę i Antoniego Szymonka z Choczni, którzy potwierdzili, że pamiętają dobrze ślub Jakuba Porębskiego i Marii Zuzanny Woźniak, córki Józefa i Antoniny ze Ścigalskich, urodzonej 4 sierpnia 1901 roku w Choczni. Według ich oświadczenia:

Na ślub ten własnymi oczyma patrzyli i gotowi są na prawdziwość tego faktu złożyć przysięgę.

Na podstawie powyższych oświadczeń proboszcz ks. Jozef Dyba dokonał odpowiedniego uzupełnienia w księdze zaślubionych parafii choczeńskiej i odtąd Jakub Porębski, ojciec czworga dzieci (w 1938 roku żyła jeszcze tylko jego córka Józefa), przestał być formalnie kawalerem do wzięcia.

 

Do podobnego zdarzenia doszło w choczeńskiej kancelarii parafialnej pięć dni później. Jak odnotowano:

jawi się (…) Ludwika Styła, córka Piotra Styły i Agnieszki Kręcioch, zamieszkała w Choczni nr 596 i oświadcza, że w dniu 7 lipca 1931 roku porodziła nieślubne dziecko, ochrzczone dnia 10 lipca 1931 roku w kościele parafialnym w Choczni pod imieniem Maria. Dziecko to nie jest dotąd wpisane do ksiąg urodzonych parafii Chocznia za rok 1931. Powyższe dane o Marii Styła, córce nieślubnej Ludwiki Styła, potwierdzają chrzestni rodzice dziecka: Ludwik Warmuz i jego żona Maria Warmuz, zamieszkali w Choczni nr 275. Składają oni oświadczenie, że dziecko wspomniane trzymali oboje do chrztu św. i nie zostało zaraz wpisane do ksiąg z powodu słabości proboszcza, a akuszerka upomniana, aby w drugim dniu dokonała wpisu dziecka do metryk, tego upomnienia dotąd nie wykonała”.

środa, 20 maja 2020

Choczeńska kronika policyjna - część 7

Katowicki "Kurier Wieczorny" z 6 listopada 1938 roku podawał:

Skradł chlebodawcy 3800 zł
Na posterunku Policji Państwowej zgłosił się niejaki Władysław Pasowicz, kupiec, zamieszkały przy Placu T. Kościuszki 20 i zeznał, że pod nieobecność jego i żony skradziono mu z mieszkania 3.800 zł. oraz nową teczkę.
Na miejsce przybyła policja, która w dochodzeniach stwierdziła, że kradzieży mógł dopuścić się tylko ktoś z domowników.
Krytycznego dnia, t. j. 1. 11. na Wszystkich Świętych udali się Pasowiczowie do Cboczni pod Wadowicami na groby swojej rodziny w towarzystwie swego pomocnika handlowego Tadeusza Żabińskiego, który pracował u nich od 6-ciu lat. Żabiński wiedząc o pieniądzach i ich schowku, postanowił je zabrać. W tym celu udał się najbliższym pociągiem do Wadowic, gdzie po przybyciu udał się do mieszkania chlebodawców, otworzywszy wytrychem, czy też podrobionym kluczem drzwi. Wszedł do mieszkania, podniósł płytę od stołu, w którym znajdowały się pieniądze, zabrał całą gotówkę, złoty zegarek damski oraz teczkę.
Z zabranym łupem udał się z powrotem do Choczni do przyjaciela swego Józefa Malaty*, u którego schował pieniądze.
Po zabezpieczeniu rzeczy, spotkał się z Pasowiczami, z którymi powrócił do domu.
Tutaj z przerażeniem spostrzegli otwarte drzwi i rozbity stół. Przed nadejściem policji Żabiński ulotnił się z mieszkania i powrócił dopiero późną nocą. Zachowanie się więc jego zwróciło uwagę policji, która nabrała przekonania, że on jest sprawcą kradzieży.
Wzięty w krzyżowy ogień pytań, przyznał się do kradzieży i wskazał miejsce schowania pieniędzy. Pieniądze zostały w całości odebrane i zwrócone pokrzywdzonym, a Malatę, u którego ukrył całą gotówkę, aresztowano i odstawiono wraz z Żabińskim do więzienia w Wadowicach, gdzie pozostaną aż do czasu rozprawy.

* Józef Malata (1911-1978), syn Franciszka i Zuzanny z domu Czapik

"Echo Krakowskie" z 1 grudnia 1955 roku informowało:

Funkcjonariusze MO w czasie przeprowadzania kontroli drogowej, w ciągu jednego tylko dnia stwierdzili, że wielu kierowców nie stosuje się do przepisów drogowych:
m.in. Józef Pindel zam. Chocznia (pow. Wadowice) prowadził motocykl marki SHL, będąc w stanie nietrzeźwym. Sporządzone zostały zawiadomienia do Kolegiów Orzekających o ukaranie winnych. Kierowcom, prowadzącym wozy w stanie nietrzeźwym, odebrano prawo jazdy.

"Echo Krakowa" z 24 listopada 1967 roku donosiło:

Sprawca zatrucia wód Skawy aresztowany !
Wczoraj na wniosek prokuratora aresztowano 43-letniego A. Wandora ze wsi Chocznia w tym powiecie, obwinionego o zatrucie wód Skawy. Znajduje się on pod zarzutem "spowodowania niebezpieczeństwa dla zdrowia ludzkiego w dniu 16 bm w Makowie Podhalańskim, przez wylanie z cysterny na torach kolejowych około 1500 l substancji chemicznej, która spłynęła do Skawy". 
Śledztwo jest w toku.

piątek, 20 marca 2020

Stare dokumenty z Choczni

Declaration of Intention chocznianina Andrzeja Woźniaka, czyli oświadczenie woli (zamiaru) zrzeczenia się lojalności wobec obcych rządów i zostania obywatelem USA, złożone 18 października 1938 roku.



Z dokumentu możemy dowiedzieć się, że Andrzej Woźniak:
  • urodził się w Wadowicach 15 grudnia 1887 roku (syn Jana i Anny- uwaga moja), 
  • był mężem Elżbiety (z domu Ruła- uwaga moja), urodzonej 1 czerwca 1901 roku w Choczni i poślubionej przez niego 10 stycznia 1917 roku w Detroit (hrabstwo Wayne w stanie Michigan),
  • miał dwóch synów: Henryka, urodzonego w 1919 roku w Detroit i tamże zamieszkałego oraz Andrzeja, urodzonego w 1930 roku w Choczni i w niej mieszkającego,
  • był narodowości polskiej,
  • mieszkał w Detroit przy Edsel Avenue 2608 i pracował jako robotnik
  • był średniej budowy ciała, mierzył 5 stóp i 7,5 cala, ważył 160 funtów, miał niebieskie oczy, szare włosy oraz bliznę na lewym policzku,
  • przybył do USA po raz pierwszy w 1910 roku (wyjazd w 1919 roku- uwaga moja), ponownie w 1923 roku statkiem SS Hellig Olav z Kopenhagi (wyjazd w czerwcu 1929 roku) i po raz kolejny w styczniu 1930 roku statkiem SS Paris,
  • przed przybyciem do USA mieszkał w Choczni.
Andrzej Woźniak powrócił do Choczni ostatecznie w 1957 roku i mieszkał w niej aż do śmierci w 1972 roku. Spoczywa na choczeńskim cmentarzu parafialnym.


poniedziałek, 7 stycznia 2019

Pismo z Kurii w sprawie choczeńskich organistów (1938)

19 lipca 1938 roku Komisja dla Spraw Organistów Archidiecezji Krakowskiej wystosowała pismo do proboszcza parafii choczeńskiej "Wielebnego X. Józefa Dyby" w którym zawarte zostały dwie decyzje dotyczące choczeńskich organistów w ogólności, a w szczególności natomiast Władysława Woźnego, pełniącego wówczas tę funkcję.

Cytat w zapisie oryginalnym:
  1. Organista wolny jest od dzwonienia- na przyszłość funkcję tę ma wykonywać kościelny.
  2. Zakazujemy organiście wprowadzania zwyczaju chodzenia po kolędzie w gminie Chocznia*, gdzie tego zwyczaju niema, natomiast nie mamy nic przeciw temu, by zbierał kolędę w Kaczynie, gdzie ten zwyczaj istnieje.
* Chocznia formalnie nie była wtedy gminą lecz gromadą- częścią gminy wiejskiej Wadowice.

piątek, 23 lutego 2018

Choczeńska kronika wypadków- część XIII

Zapis w choczeńskiej księdze zgonów z 27 listopada 1853 roku informuje o nagłej śmierci w Choczni ...Janosika.
Nie był to jednak znany zbójnik Juraj Janosik, a pochodzący z okolic Ołomuńca na Morawach Jan Janosik, który znalazł się w Choczni w charakterze woźnicy z wozem wyładowanym solą z Wieliczki.
Miejscowy "oglądacz zwłok" i zeznania świadków pozwoliły stwierdzić, że przyczyną zgonu Janosika był atak apopleksji, czyli według dzisiejszej terminologii udar mózgu.
Do zdarzenia doszło na cesarskim gościńcu przebiegającym przez Chocznię, przed podjazdem pod Choczeński Dział.
Trzy dni później Janosika pochowano na cmentarzu parafialnym, ale jego grób nie zachował się do czasów współczesnych.
----
7 stycznia 1913 roku ck Radca Namiestnictwa zwrócił się do Zwierzchności Gminnej w Choczni z poleceniem ustalenia, czy zmarły 14 października 1911 roku w Zsolna (dziś Żylina na Słowacji) niejaki Andrzej Cibor jest przynależny do Choczni lub jest tam znany.
Do pisma dołączono sporządzony w języku węgierskim akt zgonu Cibora, z którego wynikało, że pracujący jako piekarz zmarły uległ przypadkowemu zatruciu czadem w miejscu swojego zatrudnienia.

Aby wyjaśnić istotę polecenia ck Radcy Namiestnictwa, należy wyjaśnić pojęcie przynależności gminnej.
Tę przynależność w świetle austriackiego prawa uzyskiwało się w wyniku urodzenia w danej miejscowości z rodziców przynależnych do tej miejscowości lub w wyniku uznania- w przypadku tych osób, które wnioskowały o to po co najmniej dziesięcioletnim dobrowolnym pobycie na terenie danej miejscowości.
Wiązała się między innymi z obowiązkiem świadczenia gminy w stosunku do ubogich osób do niej przynależnych w razie na przykład pokrywania wysokich kosztów leczenia szpitalnego, kształcenia, czy pochówku.
Ówczesny choczeński proboszcz ks. Dunajecki sprawdził w księgach metrykalnych, że Andrzej Cibor, urodził w Choczni 14 lipca 1884 roku z rodziców przynależnych do Choczni- Jana Cibora i Franciszki z domu Kobiałka.
Wobec tego Naczelnik Gminy Maksymilian Malata potwierdził przynależność gminną Cibora i odesłał stosowną informację do "Świetnego ck Starostwa w Wadowicach".
----
25 marca 1938 roku zmarł w szpitalu w Wadowicach niespełna 40-letni kolejarz Michał Skowron, mąż Walerii z Czaickich.
W rubryce "Qualitas mortis" podano:
"Przejechany przez kolej w Wadowicach zmarł po amputacji nóg".

poniedziałek, 23 maja 2016

Zanieczyszczenie powietrza w Choczni

Okazuje się, że temat złej jakości powietrza w Choczni był podnoszony już w 1938 roku.

Wtedy to właśnie radny Józef Twaróg na posiedzeniu Rady Gromadzkiej 29 maja zaproponował zakaz spalania w piecach kuchennych: szmat, kauczuków i gum przywożonych z wadowickiej papierni:
"Albowiem bardzo zaczadza się powietrze. A kto wymienione wyżej odpadki zamierza nadal palić, niech zbuduje do tego specjalny komin."

Po 78 latach ta propozycja pozostaje nadal aktualna...


poniedziałek, 1 lutego 2016

Młyn-wiatrak w Choczni

Przed II wojną światową na Choczeńskim Dziale, powyżej stacji kolejowej,  usytuowany był drewniany młyn wiatrowy. Posiadał mechanizm, który pozwalał zmienić ustawienie skrzydeł wiatraka, w zależności od kierunku wiatru.
Formalnym właścicielem wiatraka był Franciszek Widlarz, pochodzący z Choczni cukiernik, mieszkający w Morawskiej Ostrawie. Ostatni raz osobiście był w Choczni w 1924 roku.
Dlatego bieżącym prowadzeniem młyna zajmowali się na miejscu bracia Franciszka: Wojciech i Antoni Widlarzowie, z gałęzi "Poloków".
Widoczny na zdjęciu z 1938 roku wiatrak pozbawiony jest skrzydeł, uszkodzonych w czasie gwałtownej burzy- nie pełnił już wówczas roli młyna.


Zdjęcie pochodzi z prywatnego archiwum Józefa Widlarza, syna młynarza. 
Osoby widoczne na fotografii to:
  • Władysław Brońka
  • Gienia Brońka
  • Zygmunt Kręcioch
O choczeńskich młynarzach można przeczytać więcej we wcześniejszej notatce- LINK.