Pokazywanie postów oznaczonych etykietą gmina Chocznia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą gmina Chocznia. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 25 lutego 2025

Rachunki z Urzędu Choczni z Percepti Roku 1798

 "Rachunki z Urzędu Choczni z Percepti Roku 1798" tak zatytułowany został dokument, w którym władze gromady choczeńskiej podają wysokość i źródła dochodów oraz poniesione przez nie koszty w 1798 roku. Powołują się przy tym na szereg innych dokumentów, które powinny stanowić załącznik do tego zestawienia, ale nie zostały w nim zacytowane, lecz jedynie wymieniono ich istnienie.

Dochody gromady w 1798 roku wyniosły 262 złote. Na tę sumę składały się:

- 50 złotych i 20 groszy "z kasy cyrkularny bonifikacyi", czyli dotacji dla Choczni od władz cyrkułu myślenickiego (odpowiednika dzisiejszego powiatu),

- 20 złotych i 20 groszy "od Zwierzchności zaspokoienie", czyli dotacji od właściciela wsi,

- 30 złotych i 5 groszy "ze składkiey gromadzkiey", czyli składki zebranej od mieszkańców na określony cel (można domniemywać, że na rozpoczętą wtedy budowę kościoła),

- 150 złotych i 2 grosze "ze składkiey gromadzkiey iako Consygnacya", czyli z tytułu podatku lokalnego,

- 10 złotych i 23 grosze "z przysądzonego od Zwierzchności śtrofu", czyli z tytułu zasądzonej kary.

Warto zauważyć, że podatek lokalny był o 30 złotych wyższy, niż zebrany 5 lat później - ponieważ nie mogło wynikać to z drastycznej zmiany liczby ludności, prawdopodobnie w 1798 roku wliczono do niego także jakieś dodatkowe pozycje , których nie uwzględniono w 1803 roku lub ściągalność tego podatku w 1798 roku była zdecydowanie bardziej skuteczna.

Na koniec podsumowania dochodów znalazło się zdanie:

"Zkądkolwiek i iakkolwiek dochód być może, więc do ostatniego szeląga do Percepty wciągniony być musi, tak iak zwyż wyrażono".

Natomiast druga część dokumentu z 25 czerwca 1798 obejmuje wydatki ("Expens") poniesione przez gromadę do tej daty - nie jest to więc bilans roczny, ale półroczny:

- 3 złote i 18 groszy "chodząc woyt y pisarz do Myślenic, bawiąc dni 3" - to koszty, jak byśmy dziś powiedzieli delegacyjne wójta i pisarza gminnego, które powstały w związku ich trzydniowym pobytem w siedzibie władz cyrkularnych, przy czym dzienna "dieta" wójta wynosiła 30 groszy, a pisarza 24 grosze,

- 15 złotych i 18 groszy - to koszt kolejnej "delegacji" wójta, tym razem do Białej, gdzie spędził aż 5 dni dokonując obrachunku dni odrobionych przez chocznian z tytułu pańszczyzny (w formie fizycznej i gotówkowej). Na jej wysokość miał też wpływa fakt, że tym razem wójt nie wybierał się do Białej pieszo i do "expensu" wliczono "tudziesz paro konni powóz",

- 4 złote "od książki gromadzkiey".

Po zsumowaniu dochodów i rozchodów w kasie gminnej pozostało 238 złotych i 24 grosze, które planowano wydatkować w drugiej połowie 1798 roku.

Pod dokumentem powinni zostać wymienieni potwierdzający go przedstawiciele zwierzchności gromadzkiej, ale nie wymieniono ich nazwisk - określono ich tylko jako "natenczas woyt" i "natenczas przysięgli". Prawdopodobnie jest to więc tylko odpis oryginalnego dokumentu, który wpisano do choczeńskiej Księgi Sądowej.





wtorek, 18 lutego 2025

Grzebowisko padliny w Choczni

 

W celu zapobieżenia rozprzestrzenianiu się chorób zwierząt już w 1885 roku każda gmina lub obszar dworski miała obowiązek urządzenia grzebowiska padliny w odpowiednim miejscu i o odpowiedniej wielkości. Takie grzebowiska należało urządzać w miejscach suchych, nie przylegających do pastwisk i łąk oraz domów. Zagrzebywanie padliny w tym wyznaczonym obszarze należało do właściciela padłego zwierzęcia, które miał je tam dostarczyć niezwłocznie od chwili jego zejścia (lub zabicia). Sprawy te regulował okólnik ck Namiestnikostwa z 18 lipca 1885 roku. Mimo wynikających z niego kar dla opieszałych gmin temat grzebowiska padliny w Choczni pojawił się na posiedzeniu Rady Gminnej dopiero 6 stycznia 1896. Wówczas to wójt Józef Czapik postawił pod obrady Rady Gminnej wniosek, by Chocznia wybrała miejsce na pogrzebisko padliny i obmyśliła fundusz na zakupienie odpowiedniej działki. Radni nie podjęli jednak tego tematu, nic w tej sprawie nie uchwalili i „pozostawili bez żadnego starania się o to.”

2 października 1898 na posiedzeniu Rady Gminnej odczytano rozporządzenie ck Starostwa w Wadowicach, nakazujące do dwóch miesięcy zakupić grunt na grzebowisko padliny. W odpowiedzi na to rozporządzenie radni postanowili kupić odpowiedni grunt, a do wyszukania odpowiedniego miejsca wyznaczono asesora (członka zarządu gminy) Jana Brandysa.

W budżecie gminy na rok 1899, który został uchwalony 4 grudnia 1898,  znalazła się kwota 100 zł reńskich, którą radni przeznaczyli na zakup terenu pod grzebowisko padliny.

Do powstania grzebowiska/grzebaliska w Choczni faktycznie doszło dopiero w 1899 roku. Obiekt ten powstał na prywatnej parceli Adolfa Bichterle, właściciela majątku sołtysiego w górnej części wsi, który użyczył bezpłatnie gminie odpowiednie miejsce na Górnicy – blisko granicy z Zawadką. 12 listopada 1899 Rada Gminna uchwaliła skierować do Adolfa Bichterle serdeczne podziękowanie za tę decyzję.

4 marca 1900 zebrane na wykup gruntu pod grzebalisko 100 złotych reńskich gmina postanowiła ulokować na książeczce oszczędnościowej.

Grzebalisko na terenie użyczonym przez Bichterle działało bez przeszkód przez 4 lata, aż do momentu, gdy rozparcelował on i sprzedał cały posiadany przez siebie majątek sołtysi.

27 stycznia 1904 gospodarze z terenu Sołtystwa, którzy nabyli tam grunty od Adolfa Bichterle, postanowili wypowiedzieć choczeńskiej gminie prawo do dalszego składowania padliny z terenu gminy w dotychczasowym miejscu. Na wniosek Antoniego Styły uchwalono, by nadal korzystać z udostępnionego miejsca i wykupić go od nowych posiadaczy. W tym celu w dniu 27 marca 1904 postanowiono wykorzystać środki złożone kilka lat wcześniej na książeczce oszczędnościowej w kasie w Wadowicach.

Po raz ostatni w okresie przedwojennym temat grzebowiska pojawił się na obradach rady gromadzkiej 29 maja 1938. Wówczas na wniosek radnego Henryka Kota uchwalono uporządkowanie ogrodzenia grzebowiska padliny i wyznaczenie któregoś obywatela z Górnicy do dozorowania wykopanych dołów pod umieszczanie padliny, tak by nie była ona zbyt płytko grzebana ( według przepisów miała to być co najmniej dwumetrowa warstwa ziemi).

wtorek, 21 stycznia 2025

Czym zajmowała się rada gminna w 1894 roku

 

3 lutego

Wybrano komitet, który miał doglądać budowy organistówki, ukończonej dotąd w stanie surowym. Znaleźli się w nim: Antoni Styła, Jan Zając, Jan Kręcioch, Jakub Sikora i Jan Świętek. Do dokończenia budowy potrzebna była kwota 408 złotych reńskich.

Postanowiono, że:

- kto nie będzie odrabiał „prestacyi drogowych” (obowiązkowych prac na drogach gminnych), ten będzie musiał zapłacić do kasy gminnej 2 złr za dzień pracy konnej i 40 centów za dzień pracy pieszej,

- należy wrócić Marii Cibor pożyczkę zaciągniętą u niej na budowę plebani w kwocie 300 złotych reńskich z procentami,

- należy zwrócić akuszerce 3 złote reńskie, których nie pobrała ona za porody od ubogich rodziców.

26 marca

Przyjęto narzucone przez Rząd Krajowy nakazy tępienia chrabąszczy, gąsienic, runianki o ostu oraz zakazy łapania ptactwa polnego i leśnego i łowienia ryb w rzekach i potokach.

Przeznaczono 5 złotych reńskich na budowę kaplicy w bursie gimnazjalnej w Wadowicach, a działalność samej bursy dofinansowano kwotą 2 złotych reńskich.

Przeznaczono 20 złotych reńskich na udekorowanie kościoła i szkoły na uroczystość upamiętniającą Tadeusza Kościuszkę.

Uchwalono, by „gaje przy Rządowym gościńcu” (szpalery drzew) „każdy na swem gruncie gdzie znaki posadził”.

Nie wyrażono zgody na dymisję złożoną przez Józefa Czapika ze stanowiska wójta i pisarza gminnego.

5 sierpnia

Radny Antoni Styła (późniejszy poseł) zaproponował, by gmina zakupiła dworską murowaną austerię (karczmę z zajazdem) i przeznaczyła ją na potrzeby szkolne lub sklep. Obecny na posiedzeniu Franciszek Wiśniowski, kierownik szkoły, poinformował zebranych, że wstępne rozmowy na ten temat już się odbyły i Stanisław Dunin z Głębowic, właściciel obu choczeńskich karczm oraz przylegających do nich parcel wyraził zainteresowanie ich zbyciem na potrzeby gminy. Wobec powyższego rada postanowiła podjąć rozmowy z Duninem w celu ustalenia ceny sprzedaży obu karczm z gruntami i ewentualnego sfinalizowania transakcji. Oddelegowano do tego celu Jana Świętka, Jana Zająca i Antoniego Styłę.

Ponownie nie wyrażono zgody na dymisję złożoną przez wójta Czapika.

18 października

Postanowiono, że gmina choczeńska może przeznaczyć na zakup obu karczm z gruntami kwotę nie wyższą, niż 3.500 zł reńskich.

25 listopada

Wybrano trzech przedstawicieli gminy do Rady Szkolnej Miejscowej, to jest: Antoniego Styłę, Józefa Czapika i Antoniego Balona.

Radni wyrazili żal, że Stanisław Dunin mimo wcześniejszych ustaleń sprzedał karczmy komu innemu. Poruszano również temat budowy organistówki i powołania komisji do sprawdzenia prawidłowości rachunków gminnych.

31 grudnia

Uchwalono przyjęcie prawidłowości rachunków gminnych za 1893 roku przy dwóch głosach sprzeciwu (Antoniego Styły i Jana Zająca).

Przedłożono projekt budżetu na 1895 rok, który przewidywał przychody gminy w wysokości 207 złotych reńskich o wydatki w wysokości 714 złotych reńskich. Radni wykreślili z planowanych dochodów 18 złr za kartki pośmiertne (świadectwa zgonu) i 60 złr za „paszporty bydlane” (świadectwa pochodzenia i zdrowia bydła), a z wydatków płace strażników polowych (50 złr), oglądaczy zwłok (18 złr) i ocenicieli bydła (60 złr). Ostateczną różnicę między dochodem a wydatkami (457 złr) postanowiono pokryć z podwyższenia wszystkich gminnych podatków o 20%. Z podwyższonych podatków zamierzano także pokryć płace nauczycieli i potrzeby szkolne. 100 złr z kasy gminnej ulokowano na książeczce oszczędnościowej w kasie w Wadowicach z myślą o zakupie „sikawki” (konnego wozu strażackiego) do gaszenia pożarów. Kasjerem gminnym wybrano Jana Guzdka, a kontrolerem kasy Ignacego Widlarza. Natomiast nowym sekretarzem gminy został Antoni Styła. Z posady sługi gminnego zrezygnował Andrzej Widlarz.

Uchwalono, że:

- oglądacze zwłok mają być opłacani z majątku po zmarłym kwotą 20 centów (40 groszy) od oględzin, a gdy zmarły nie zostawi majątku koszty wydania świadectwa zgonu pokrywa gmina,

- paszporty wystawiane zwierzętom przed ich zabraniem na handel na jarmark mają kosztować hodowców: 4 centy od krowy, wołu, buhaja i konia + 2 centy za druk, 2 centy od cieląt, świń i owiec (do 50 sztuk) + 2 centy za druk,

- paszporty bydła rzeźnego mają kosztować: 8 centów od sztuki wołu, buhaja i krowy, 4 centy od sztuki cielęcia, kozy, owcy, świni, jagnięcia, barana czy skopa (wykastrowanego barana),

- paszporty od mięsa na handel sprowadzonego z innych miejscowości mają kosztować: 4 centy od całego zwierzęcia i proporcjonalnie mniej za jego połowę lub ćwiartkę,

- jednorazowa zapomoga dla starego kościelnego Błażeja Szczepaniaka ma wynieść 5 złr.

czwartek, 17 października 2024

O dziewiętnastowiecznych wójtach choczeńskich

 

Chocznia miała w XIX wieku 28 wójtów. O części z nich nie można powiedzieć wiele więcej niż to, kiedy się urodzili i zmarli, czyimi byli synami i mężami oraz ile mieli dzieci. Ale stanowisko wójta, czy też naczelnika Choczni sprawowały w tym czasie także osoby wyróżniające się, nie tylko w skali choczeńskiej. Większość z nich miała wcześniejsze doświadczenie w choczeńskim samorządzie jako przysiężni/radni lub podwójci (zastępcy wójtów). Należy też pamiętać, że wójtowie nie tylko przewodniczyli radzie gminnej i stali na czele władzy wykonawczej. Byli również przewodniczącymi sądów wiejskich, orzekających w sprawach niekryminalnych oraz zatwierdzających akty kupna/sprzedaży, darowizn i spadków.

Tylko trzech choczeńskich wójtów z XIX wieku nie urodziło się w Choczni, a większość z nich wywodziła się z rodzin osiadłych we wsi od wielu pokoleń. Przeciętny wójt w momencie wyboru na swoją funkcję miał wtedy około 41 lat i zajmował się głównie rolnictwem (poza tym było dwóch młynarzy, cieśla, krawiec, kowal/blacharz i organista). Najmłodszy z wybranych miał 28 lat, a najstarszy 68. Rekordzista był wybierany 7 razy (ale nie po kolei), oprócz niego tylko jeden z wójtów pełnił swe obowiązki przez 2 kadencje. Najkrótsza kadencja wójta trwała zaledwie jeden dzień, ponieważ wybrany zrezygnował z powodów zdrowotnych. Przez miesiąc zastępował go kolejny tymczasowy naczelnik, ale wkrótce stan zdrowia wybranego wcześniej wójta na tyle się poprawił, że wrócił on na swoje stanowisko, by znów po roku zrezygnować. Przez 25 lat, czyli ¼ całego XIX wieku wójtem była ta sama osoba, a dwóch innych wójtów rządziło w Choczni przez 7 lat.

Jeżeli chodzi o najważniejsze zasługi dla wsi omawianych wójtów, to wymienić należy ich udział w takich inwestycjach, jak budowa pierwszej szkoły, obecnego kościoła parafialnego i budynku plebanii oraz w powołaniu do istnienia Kółka Rolniczego wraz ze sklepem i czytelnią. Jeden z wójtów był fundatorem dzwonu kościelnego i pożyczkodawcą na zakup blachy na wieżę kościelną, inny ufundował krzyż na wieży, a wielu wójtów złożyło większe lub mniejsze darowizny na wyposażenie kościoła i inne cele kościelne. Kilku wójtów działało w świeckich stowarzyszeniach religijnych, czterech było ojcami księży. W zasadzie w istniejących dokumentach zachowały się pewne oceny sprawowania funkcji tylko w odniesieniu do kilku wójtów z końca wieku, a konkretne zarzuty sformułowano w stosunku do dwóch z nich (oraz trzeciego, ale w odniesieniu do kadencji już z XX wieku).

----

Krótka prezentacja sylwetek choczeńskich wójtów z XIX wieku:

  • Wojciech Piątek (1756-1816) został wybrany na wójta jeszcze w XVIII wieku, wcześniej był przysiężnym. W sumie stanowisko wójta sprawował przez 14 lat. Położył trzy krzyżyki jako swój podpis pod spisem inwentarza kościoła. Miał 3 żony, i był ojcem księdza.
  • Antoni Świętek (1761-1831) był wójtem przez 7 lat, wcześniej i później także radnym/przysiężnym.
  • Wojciech Kowalczyk (1781-1848), jeden z młodszych wójtów – w chwili wyboru miał 32 lata. W życiu prywatnym wyróżnił się tym, że czterokrotnie zawierał związki małżeńskie,
  • Kacper Rudzicki (1776-1840) nie był rodowitym chocznianinem, przed wyborem na wójta działał w miejscowym samorządzie jako przysiężny. Na stanowisku wójta podjął starania o zniesienie szarwarku (powszechnej przymusowej robocizny) na Cesarskim Gościńcu.
  • Tomasz Woźniak (1752-1820), najstarszy z wójtów wybranych w XIX wieku, w chwili objęcia stanowiska miał 68 lat. Wcześniej przysiężny choczeński. Podpisał (trzema krzyżykami) Metrykę Franciszkańską – drugi galicyjski spis własności, sporządzony głównie do celów podatkowych i jeszcze w tym samym roku zmarł.
  • Jacenty Nowak (1773-1840) był mieszkańcem Choczni, ale w niej się nie urodził. Za jego kadencji zniesiono ostatecznie obowiązek 210 dni parobydlanych (parą koni lub wołów) szarwarku na Gościńcu Cesarskim „co potomkowie po nas zostający z familii na familię będą mieli wieczną pamiątkę”, jak zapisano w Księdze Sądowej. W testamencie pozostawił niemal 18 mórg synowi Leonowi.
  • Franciszek Kręcioch (1784-1853), wcześniejszy przysiężny, był ofiarodawcą znacznych sum na sztandar i kościół.
  • Józef Szczur (1774-1835) młynarz z dolnej części wsi i nauczyciel w szkole przykościelnej – jako pierwszy z dziewiętnastowiecznych wójtów choczeńskich umiał pisać i czytać, jednego z synów kształcił w gimnazjach w Cieszynie i Podolińcu.
  • Józef Twaróg (1781-1831), wcześniejszy przysiężny. Był mężem Żydówki, która przyjęła religię katolicką. Zmarł podczas epidemii cholery.
  • Kazimierz Woźniak (1790-1853) miał 13 dzieci, jeden z jego synów ukończył gimnazjum w Bochni, a później studiował prawo w Krakowie.
  • Marcin Ruła (1785-1835) przed wyborem na wójta przez 10 lat był przysiężnym gromady choczeńskiej.
  • Bartłomiej Brandys (1785-1852) był wójtem przez dwa lata.
  • Józef Pindel (1790-1836) wcześniejszy przysiężny (przez 13 lat). Zmarł w trakcie kadencji. Był ojcem 13 dzieci
  • Michał Pindel (1801-?) pierwszy z ww., który urodził się już w XIX wieku. Dwukrotnie wybierano go na wójta, sprawował tę funkcję w sumie przez 7 lat. Potwierdzał Grundparzellen Protocoll – kolejny spis własności w Choczni, był członkiem Towarzystwa Wstrzemięźliwości.
  • Szymon Ruła (1798-1849) wcześniejszy przysiężny, członek choczeńskiego Towarzystwa Wstrzemięźliwości oraz Arcybractwa Szkaplerza Św. w Inwałdzie.
  • Sebastian Guzdek (1804-?) ostatni wójt z czasów pańszczyźnianych.
  • Franciszek Bryndza (1797-?) wcześniejszy przysiężny, jego dwaj synowie zostali wyświęceni na księży.
  • Jan Pindel (1816-1873) najmłodszy wójt – w chwili wyboru miał 28 lat. Był ojcem 10 dzieci, należał do Towarzystwa Trzeźwości.
  • Antoni Widlarz (1825-?) również wybrany wójtem w młodym wieku (30 lat). Był dobrodziejem choczeńskiego kościoła. Zmarł w Rybnej, gdzie posługę proboszcza sprawował jego syn Ferdynand. Inny z jego synów (Jan Widlarz) był nauczycielem oraz inspektorem szkolnym w Krośnie i w Żywcu. W sumie z dwiema żonami miał 12 dzieci.
  • Jan Szczur (1821-1887) młynarz z dolnej części wsi, później też w Wadowicach, posiadał ponad 20-morgowe gospodarstwo – 3. co do wielkości w Choczni. Jako wójt był współinicjatorem powstania pierwszej trzyklasowej szkoły ludowej w 1859 roku. W tym samym roku ofiarował 20 złotych reńskich na ozdobienie kościoła i był współorganizatorem jego malowania. W 1880 r. zmienił nazwisko na Szczurowski, jeden z jego synów (Ludwik) został księdzem.
  • Jan Rokowski (1819-?) z zawodu cieśla, wcześniej jako przysiężny był przedstawicielem gminy do spraw budowy domu szkolnego, ukończonego w 1862 roku, a także mężem zaufania przy jednaniu sporów. Posiadał ponad 9-morgowe gospodarstwo w Niwie Zakościelnej.
  • Wojciech Widlarz (1821-1887) jako przysiężny był współinicjatorem powstania pierwszej trzyklasowej szkoły ludowej w 1859 roku oraz pełnomocnikiem wójta ds. szkoły. Wójt Choczni przez 4 lata, później radny  i gminny mąż zaufania przy jednaniu sporów. Członek Komitetu Ubogich, nadzorującego wpływy i wypłaty z Kasy Ubogich.
  • Józef Cap/Czapik (1828-1907) najwybitniejszy wójt choczeński w XIX wieku, wybierany 7 razy, w sumie sprawował tę funkcję przez 25 lat. W Choczni był także wieloletnim organistą, nauczycielem, radnym, pisarzem gminnym, przewodniczącym Komitetu Parafialnego i Kółka Rolniczego, członkiem Rady Szkolnej, Komitetu Ubogich i Komisji Asenterunkowej (Poborowej). Ufundował kosztem 600 złotych reńskich średni dzwon dla parafii  choczeńskiej (poświęcony w 1884 r.) i ofiarował 6 złotych na przelanie/powiększenie dużego dzwonu,  a także 30 złotych reńskich na zakup 4 złotych lichtarzy i 90 złr na zakup srebrnej puszki.  Był inicjatorem i przewodniczącym komitetu budowy nowego kościoła, pożyczył gminie 400 złr na pokrycie blachą wieży kościelnej. W 1897 r. jego postępowanie jako wójta było przedmiotem interpelacji poselskiej, którą wniósł przed Sejm Krajowy we Lwowie poseł z Choczni Antoni Styła. Wśród zarzutów pojawiły się m. in.: samowola przy budowie domu murowanego dla organistów i rozporządzeniu drewnem ze starej plebanii, nierozliczenie się z rachunków za budowę kościoła i plebanii, zezwolenie na budowę stodoły na drodze publicznej oraz usytuowanie kancelarii gminy we własnym domu. Poza Chocznią uważany na początku lat 90. XIX wieku za faktycznego przywódcę chłopstwa galicyjskiego, był radnym powiatowym, dwukrotnie startował bez powodzenia w wyborach na posła. Zmienił nazwisko z Cap na Czapik.
  • Franciszek Guzdek (1835-?) wcześniejszy radny, zrezygnował ze stanowiska wójta po dwóch latach. Rok później został uznany winnym sprzeniewierzenia 245 złotych reńskich z funduszu spichrza gminnego (podatki gminne wnoszono wówczas w ziarnie).
  • Józef Guzdek (1842-1903) przed wyborem na wójta był radnym i podwójcim (zastępcą wójta). Jako podwójci został pobity do nieprzytomności podczas wykonywania czynności urzędowej, co zakończyło się procesem sądowym i skazaniem sprawcy Franciszka Bryndzy. Zawiesił sprawowanie funkcji wójta ze względu na stan zdrowia zaledwie dzień po wyborze, objął ponownie obowiązki po miesiącu, by ostatecznie zrezygnować rok później (pozostał radnym). Był także gminnym taksatorem i rewidentem kasy gminnej, wybrano go do Komitetu Budowy Kościoła, zarządu Kółka Rolniczego i Rady Szkolnej. Miał 11 dzieci.
  • Jakub Gurdek (1836-?) pochodził z Ponikwi, był tymczasowym naczelnikiem gminy przez miesiąc, gdy sprawowanie urzędu zawiesił Józef Guzdek, po jego powrocie do władzy został podwójcim. Wcześniej wybierany radnym, zaczynał „karierę” jako konwojent na stacji szupów (link).
  • Szymon Pietruszka (1840-1889) z zawodu krawiec, wcześniej przysiężny, podwójci i strażnik polowy. Członek komitetu budowy kościoła. Został odwołany ze stanowiska po uznaniu części dóbr kościelnych za własność gminną.
  • Antoni Sikora (1849-1929) z zawodu kowal/blacharz. Wójt Choczni w ostatnich trzech latach XIX wieku, później sprawował nadal ten urząd aż do 1910 roku. Był wykonawcą i współfundator krzyża na wieży kościelnej (lata 80. XIX wieku). Przed wyborem na wójta radny gminny, wiceprzewodniczący Kółka Rolniczego i sklepikarz z ramienia Kółka, przez pewien czas prowadził wyszynk wina. W 1898 r. przed jego domem, miejscem spotkań ludowców, posadzono lipę upamiętniającą Adama Mickiewicza. 

czwartek, 18 lipca 2024

Polemiki między członkami władz gminnych w Choczni na łamach "Prawdy" w 1902 roku

 

21 lipca 1902 roku anonimowy „Przyjaciel Choczni” opublikował artykuł w tygodniku „Prawda” o następującej treści:

Smutne wieści z Choczni.

Już kilka razy zamyślałem napisać coś o Choczni, wreszcie widząc, że na bezdroże wszystko zchodzi w Choczni, nie mogę milczeć i czystą prawdę opisuję. Chocznia, gmina w Starostwie wadowickiem dosyć liczna, bo do 3.000 dusz, a 450 Nr. domów obejmująca, ma czteroklasową szkołę i jednoklasową nadetatową, dwóch nauczycieli a trzy nauczycielki. Przed paru laty służyła nasza gmina za wzór w powiecie, dziś w niej taka zmiana, że nawet Zwierzchności gminnej nie ma, bo naczelnik gminy jako rzemieślnik pobija kościół w Rychwałdzie, a zastępca naczelnika odjechał do Ameryki. Przed sześciu laty przewódcy ludowcy podbili pod swój sztandar młodsze pokolenie w Choczni i z tego wyszedł nawet poseł Pan Styła, a dalej do Rady gminnej weszło 3/4 części tych ludowców, a 1/4 część ludzi usposobionych poważnie. Przy większości ludowców, zwierzchnikami gminy sami ludowcy wybrani zostali i mieli raj w Choczni zaprowadzić, bo na poprzednią radę gminną mówili, że absolutnie rządzi. I w czemże widzieli despotyzm? Może w tem, że sprawiono nowy organ, cztery nowe dzwony, wybudowano kościół, plebanię, organistówkę, most u kościoła; przeprowadzono, że jeden choć obciążony legatami przeznaczył 6 1/2 morga gruntu do użytku organisty. Dzisiaj inaczej rządzą ludowcy, gdyż sami zwierzchnicy poróżnili się między sobą. Najprzód podwójci pierwszy zrezygnował z przyczyny wtrącania się w urzędowanie długich włosów, taksamo i drugi podwójci z tej samej przyczyny wyjechał do Ameryki, a najwięksi przyjaciele Naczelnika gminy dogryzając mu i jego do rezygnacyi zniewolili; jednak tej Rada gminna nie przyjęła. Wprawdzie obecny wójt niezły człowiek, ale jako kowal, blacharz, ślusarz, maszynista niezdolny do piastowania zwierzchnictwa gminy, bo miękki jak rzepa i wiadomości brak, a sprężystości do prowadzenia porządku według § 27 ustawy gminnej niema żadnej. To też po całych nocach szynki otwarte, bo oprócz publiczności, sami zwierzchnicy gminy w nich bawią. Przeto wyrostki widząc po szynkach zwierzchników gminy, hulają po całych nocach po gminie, niepokoją mieszkańców, a na gościńcach publicznych zaczepiają w nocy; nawet miejscowych duszpasterzy zaczepili dwa razy. Przyczyny złego, jakie wzmaga się w Choczni, są: niedozór nad szynkami i godzinami otwarcia i nieograniczenie godzin, bywanie samych zwierzchników gminy w szynkach poza godzinami otwarcia i nieczynność policyjna, brak czytelni i brak Kółka rolniczego; choć może donoszą o tem, że jest czytelnia i Kółko rolnicze, ale to nie jest prawdą. A gdzie są fundusze Kółka rolniczego, które do 1895 r. były i nowy Zarząd je odebrał, to jest pytanie. Powinienby główny Zarząd Kółek rolniczych i c. k. Starostwo zarządzić dochodzenie, jak stoi Kółko rolnicze w Choczni, jego fundusze i jaki jest Zarząd. Chocznianie mają ich za dobroczyńców! Już za daleko zabrnięto w Choczni; jeżeli się Chocznianie ku lepszemu nie zwrócą i do czytania „Prawdy” i „Związku chłopskiego” nie wezmą, ażeby z ciemnoty przejrzeli i nie porzucą szynków, zubożenie i upadek potomności ich czeka. Jeszcze nie brak dobrych ludzi w Choczni, którzy pragnęliby podźwignąć upadek czytelni i Kółka rolniczego w Choczni i podźwignięcia moralnego i materialnego ludności, przedewszystkiem jest gorliwe miejscowe duchowieństwo i nauczycielstwo, ale poznawszy usposobienie Chocznian zdala się trzymają, nie mieszając się w te sprawy, bo wiedzą, że Chocznia dawnej Radzie gminnej niewdzięcznością się odpłaciła, a przewodniczący Kółka rolniczego za sklepikarzy grubo zapłacił ich deficyt. Przed pięciu laty były tylko cztery szynki w Choczni, a teraz jest ich pięć, a w nich poddostatkiem w niedziele i święta Chocznian; tam się czytelnia, Kółko rolnicze i nieszpory odbywają przy szklankach, a potem hałasy i bitki; a długów w kasie oszczędności i innych zakładach wekslowych i hipotecznych, jak włosów na głowie. To też do Choczni z poza granic przychodzą i zakupują realności nie tylko katolicy, ale i żydzi, a ci ostatni już ulicę od Wadowic zajęli domami i wszelkie zyski ciągną z Chocznian. A Chocznianie mają ich za dobroczyńców! Już za daleko zabrnięto w Choczni; jeżeli się Chocznianie ku lepszemu nie zwrócą i do czytania „Prawdy” i „Związku chłopskiego”' nie wezmą, ażeby z ciemnoty przejrzeli i nie porzucą szynków, zubożenie i upadek potomności ich czeka.

Nietrudno domyślić się, że autorem tego artykułu był Józef Czapik, wieloletni choczeński wójt, odsunięty w tym czasie od władzy przez nową ekipę.

Na odpowiedź sprawujących wówczas władzę w Choczni nie trzeba było długo czekać. 2 sierpnia 1902 roku Rada Gminna z Choczni na łamach tej samej „Prawdy” opublikowała następujące sprostowanie:

Nieprawdą jest, że pierwszy zastępca wójta zrezygnował z powodu wtrącania się do urzędowania długich włosów, bo tenże zrezygnował z powodu słabości, jak świadczy w aktach gminnych pisemna rezygnacya. Nieprawdą jest, że drugi zastępca wójta zrezygnował ze swej godności, a że tenże wyjechał do Ameryki, to tylko urządził sobie taką wycieczkę, aby odwiedzić dwóch swoich rodzonych braci w Ameryce, którzy są księżmi i posiadają dobre probostwa w Ameryce i prosili go jako brata, aby ich odwiedził. Nieprawdą jest, że ludowcy mieli raj w Choczni zaprowadzić, a o raju nikt nie myślał ani nie mówił, tylko zdobywali swoje prawa, jakie im przysłużały, a despotyzm musiano zerwać, jaki panował w Choczni przy budowach kościoła, plebanii, organistówki, mostów i t. p. budowach, o których nikt nikogo nie rachował, a władze odnośne wyższe w to nie wglądały, bo nie rozpisywano do żadnej budowy konkurencyi, tylko wszystko działo się pod pozorem dobrowolnych składek, a budowano latami, a repartycya datków w gminie się odbywała bez żadnej kontroli. Nieprawdą jest, jakoby najwięksi przyjaciele wójta tak mu dogryzali, aż go do rezygnacyi zmusili, natomiast prawdą jest, że do rezygnacyi zmusiła wójta ta okoliczność, że jeden z tych „poważnie usposobionych” postawił wniosek przy uchwale budżetu gminnego na rok 1902, aby wójtowi zmniejszyć pensyę do połowy, i wniosek ten się utrzymał i wskutek zmniejszenia pensyi wójt wniósł rezygnacyę, a nie z powodu dogryzania mu. Nieprawdą jest, jakoby Chocznianie mieli tych ostatnich za dobroczyńców (żydów), że zyski z nich ciągną, ale przeciwnie, bo kiedy jeden z nich starał się o konces na szynk, to gmina z całych sił sprzeciwiała się udzieleniu koncesu, ale odnośny referent c. k. Starostwa tak orzekł na korzyść żyda, że żyd uzyskał co tylko chciał od wyższych władz. Nieprawdą jest, że przed pięciu laty były cztery szynki, bo przed pięciu laty było aż osiem szynków, a teraz w obecnym czasie jest tylko pięć szynków. A że Szanowny przyjaciel Choczni powiada, że naczelnik gminy, Antoni Sikora, ma brak sprężystości do piastowania urzędu naczelnika gminnego, bo nie ukończył doktoratu praw, a za przeciąg swego urzędowania 5-letniego, nie mógł nabrać tyle świadomości ustaw i wszelkich rozporządzeń, jak inni, którzy przez 20 lub 25 lat byli wójtami. Podpisani: Antoni Sikora, wójt, asesorowie i radni.

Wcześniej, bo już w numerze z 5 lipca swoje sprostowania umieścili Antoni Styła, Wojciech Malata i zarząd Kółka Rolniczego:

Zarząd Kółka rolniczego pisze:

W owym artykule przyjaciel Choczni widzi przyczynę złego między innymi także w tem, że „brak Kółka rolniczego” i pyta patetycznie: A gdzie są fundusze Kółka rolniczego, które do r. 1895 były i nowy Zarząd je odebrał? Jakimś dziwnym sposobem przyjaciel Choczni wie, że fundusze Kółka rolniczego były do r. 1895 t. j. do czasu, dopóki przewodniczącym był p. Józef Czapik, a dowiedział się tego może od tegoż p. Czapika, mógł więc i obecnie u niego zasięgnąć informacyi, a dowiedziałby się, gdzie teraz są. Wszak jeszcze w lutym b. r. doradzał p. Czapik wdowie po skarbniku Kółka roln., jak ma postąpić przy oddaniu tych funduszów nowowybranemu przez Zarząd Kółka roln. skarbnikowi, byłby więc autorowi chętnie udzielił wiadomości o stanie funduszów Kółka roln., chyba że „przyjaciel Choczni” znajduje się hen za granicami Choczni i chcąc się coś dowiedzieć, powoduje sprostowanie. Otóż aby przyjaciela Choczni uspokoić oświadczamy mu, że fundusze Kółka rolniczego są u skarbnika tegoż Kółka i że jest Zarząd wybrany na walnem zgromadzeniu.

Podpisani: Adam Ruliński sekretarz Kółka roln. Franciszek Wcisło zastępca przewodniczącego.

Autor artykułu stara się w artykule wymienionym poniżyć obywateli całej Choczni i pisze między innymi zohydzaniami i to, że „długów w Kasie oszczędności i innych zakładach wekslowych i hipotecznych, jak włosów na głowie”. Za obowiązek swój uważam odeprzeć ten zarzut, prostując go o tyle, że Chocznia według swojej liczby mieszkańców i wartości realności, mniej jest obdłużona niż inne gminy w powiecie, porównując wartość jednej i drugiej. Wiadomości pod tym względem nabyłem jako członek Dyrekcyi Kasy oszczędności w Wadowicach.

Antoni Styła z Choczni.

Pisze autor pomiędzy innymi paszkwilami i ten, że w Choczni „po całych nocach szynki otwarte, bo oprócz publiczności sami zwierzchnicy gminy w nich bawią”. Nie prawdą jest, jakoby po całych nocach szynki były otwarte w Choczni, bo ustawa państwowa z roku 1877 19 lipca ogranicza ściśle takowe, a przynajmniej podpisany jako szynkarz ściśle się takowej trzymam. Dalej nieprawdą jest, że nieszpory odbywają się przy szklance, bo jako chrześcianin katolik, a w dodatku asesor gminy Choczni na tobym się nie zgodził. Zarzut wydrukowany, że „zwierzchnicy w szynkach po całych nocach bawią” może się odnosić tylko do mnie, bo jako asesor mieszkam we swoim własnym domu, w którym mam szynk koncesyonowany, to przecież i nie może być zarzutem dla mnie, bo ze swojego domu nie mogę na noc iść do cudzego mieszkać. Autor robi zarzut z tego powodu nieuzasadniony zwierzchnikom gminy Choczni, który w artykule „Prawdy”, kto nie wie o tem, wygląda rażąco. A wyrostki, o których autor pisze, z tego powodu nie mogą się gorszyć, ale odwrotnie, bo przecież jako obywatel i asesor staram się o moralność i porządek w gminie, tylko autor zohydza Chocznian najniesłuszniej. Tyle na razie co do szynku podpisanego.

Wojciech Malata asesor i szynkarz.

Swoje sprostowanie do „Prawdy” nadesłał także kierownik szkoły Adam Ryłko:

W korespondencyi „Przyjaciela Choczni” umieszczonej w nrze 25 „Prawdy” p. t. „Smutne wieści z Choczni” znajduje się zdanie:.... „może donoszą o tem, że jest czytelnia..., ale to nie jest prawdą”. Ponieważ wyrażenie to mogłoby Towarzystwu Oświaty ludowej w Krakowie podsunąć słuszne przypuszczenie, że przedkładane corocznie sprawozdania moje o stanie Czytelni tutejszej są fikcyjne, przeto oświadczam, że wbrew twierdzeniu szan. „Przyjaciela” Czytelnia w Choczni faktycznie istnieje. Na dowód służę kilku datami. Czytelnia posiada obecnie 225 książek. W roku 1901/2 było 95 czytelników, którzy wypożyczyli od 1 listopada do końca kwietnia 1193 książeczek. W bieżącym roku postarałem się nawet o osobną szafkę na książki, za którą z własnej szkatuły najpierw zapłaciłem, a potem zarządziłem drobne, centowe składki między czytelnikami; również i grono nauczycielskie z wbnym ks. katechetą nie poskąpiło znacznych datków na ten cel, za co przy tej sposobności za zezwoleniem szan. Redakcyi, serdeczne dzięki im składam. Że dotąd jeszcze nie ściągnąłem wydanych pieniędzy, o to już mniejsza. Jakie zaś okoliczności składają się na to, że czytelnia ta nie rozwija się może tak, jakby sobie tego szan. „Przyjaciel Choczni” widocznie życzył, nie uważam za stosowne, w tem miejscu się tłómaczyć. W końcu — pozwoli jeszcze szan. Redakcya — dziękuję szan. „Przyjacielowi Choczni” za przychylne wyrażenie się o gorliwości tutejszego nauczycielstwa.

Z poważaniem, Adam Ryłko, kierownik szkoły.

Pomijając akcenty polemiczne cytowany wyżej artykuł i wszystkie sprostowania wnoszą ciekawe informacje na temat sytuacji w Choczni na początku XX wieku.

czwartek, 6 czerwca 2024

Prawo do polowań w galicyjskiej Choczni

 

Prawo polowania w austriackiej Galicji  było przywiązane do własności gruntu i służyło każdoczesnemu większemu posiadaczowi gruntów, który mógł swobodnie rozstrzygać, czy będzie wykonywał to prawo we własnym zakresie przez samodzielne organizowanie polowań (o ile posiadał do tego stosowne uprawnienia), czy też prawo to wydzierżawi. Prawo do samodzielnego organizowania polowań lub dzierżawienia polowań posiadała też każda gmina na gruntach stanowiących majątek lub dobro gminy (od 1909 roku o powierzchni co najmniej 115 hektarów).

Stosownie do tych przepisów prawnych Rada Gminna w Choczni uchwaliła w 1868 roku, że polowania na gruntach gminy Chocznia i przynależnych do niej należy wydzierżawić na lat 5 przez publiczną licytację. Zwycięzcą tej licytacji został p. Hawełka, który pod koniec dzierżawy, to jest w lipcu 1873 roku zabiegał o jej przedłużenie na kolejne 5 lat. Ówczesny wójt Franciszek Guzdek i czterech delegowanych radnych: Walenty Szczur, Jan Woźniak, Franciszek Cibor i Józef Guzdek mieli na podstawie uchwały gminy negocjować kolejny kontrakt z Hawełką, przyjmując za podstawę zapisy poprzedniej umowy dzierżawy. Hawełka miał zakaz polowania w lecie, a gdy „owsy, koniczyny i lny stać na polach jeszcze będą” myśliwi mieli obchodzić je przez uwrocia, czyli końce pól, gdzie nawracano zaprzęgami końskimi lub wolimi.

W 1883 roku władze gminne spóźniły się z ogłoszeniem kolejnej licytacji na prawo dzierżawy polowań, co miały obowiązek uczynić na trzy miesiące prze ukończeniem terminu poprzedniej dzierżawy, która dobiegła końca 18 lipca 1883 roku. Nową licytację zarządzono dopiero 27 lipca i jej termin wyznaczono na 22 sierpnia. Z powodu krótkiego czasu od ogłoszenia do licytacji zgłosiło się na nią tylko dwóch oferentów: p. Gładysz, wadowicki rzeźnik i p. Dobrzański, sekretarz rady powiatowej w Wadowicach. Wójt Czapik i radny Pietruszka protestowali bezskutecznie przeciw dopuszczeniu pierwszego z wymienionych wyżej, ponieważ nie okazał on pozwolenia na posiadanie broni myśliwskiej. Urzędnik prowadzący licytację zadowolił się tylko oświadczeniem Gładysza, że stosowne pozwolenie posiada i dopuścił go do licytacji. Jej zwycięzca nie został w dokumentach gminy wymieniony, ale wylicytowana kwota za dzierżawę (55 zł reńskich za rok) była dla władz choczeńskiej gminy zbyt niska. Nie tylko nie dorównywała poprzednio obowiązującej kwocie dzierżawy (75 zł reńskich za rok), ale także odbiegała od warunków wylicytowanych przez inne gminy z rejonu Wadowic. Jako przykład podano Gorzeń, który za oferowany teren do polowań o powierzchni 300 mórg uzyskał dzierżawę w wysokości 15 zł rocznie. Ponieważ Chocznia wystawiała na licytację teren o powierzchni 3.558 mórg, to oczekiwała za niego około 200 zł czynszu dzierżawnego rocznie. Dlatego władze gminy wystosowały oficjalny protest do starostwa i zażądały powtórnej licytacji. Cała sprawa ciągnęła się aż do jesieni 1885 roku. Wtedy to zwycięzcą licytacji na prawo dzierżawy polowań ogłoszono wójta Józefa Czapika, Co ciekawe, wójt wylicytował czynsz dzierżawny w wysokości 40 zł reńskich rocznie, czyli o 15 zł niższy, niż oprotestowany przez niego dwa lata wcześniej.

Po upływie 5 lat dzierżawy w dniu 30 marca 1890 radni choczeńscy na wniosek Józefa Guzdka postanowili przesłać prośbę do starostwa w Wadowicach, by przedłużyć kontrakt z Józefem Czapikiem, naczelnikiem gminy Chocznia, na kolejne 5 lat i na tych samych warunkach (40 zł reńskich rocznie). Radni uznali, że Czapik odpowiada warunkom o prawie polowania i „nie dla zysku, lecz dla ochrony od kłusowników i dla rozrywki utrzymuje dzierżawę polowania”.

Kolejny raz sprawą polowań na terenie Choczni radni gminni zajęli się w 1900 roku. Ówczesnym dzierżawcą prawa polowań był następny wójt Antoni Sikora, który zaapelował, by przyznać mu to prawo ponownie na okres 6 lat, począwszy od 1 stycznia 1901 roku. Radni poparli ten apel i postanowili odstąpić od licytacji, a prawo do polowań przyznać Sikorze z wolnej ręki. Utrzymano również dotychczasowy czynsz dzierżawny płacony przez naczelnika gminy w wysokości 114 koron rocznie, czyli 57 dawnych złotych reńskich (reformę walutową i wymianę reńskich na korony przeprowadzono w 1892 roku).

7 sierpnia 1904 roku radny Józef Czapik wystąpił z wnioskiem, by zgłosić do starostwa rozszerzenie powierzchni dzierżawionej przez gminę do polowań o obszar dawnego majątku sołtysiego, w tym czasie już całkiem rozparcelowanego, co mogłoby przynieść Choczni dodatkowy dochód. Radni przyjęli ten wniosek do wiadomości.

O tym, że z prawa dzierżawy choczeńskich terenów do polowań faktycznie korzystano, świadczą dawne doniesienia prasowe.

Na przykład 16 grudnia 1902 roku podczas polowania, które zorganizowali w Choczni starosta Geppert i radca dworu Szlachtowski (płacąc za nie Sikorze), ośmiu myśliwych upolowało lisa i 47 zajęcy, o czym donosił „Łowiec” – organ Galicyjskiego Towarzystwa Łowieckiego.

Józef Turała w „Kronice wsi Chocznia” podaje, że z prawa do polowań korzystali też mieszkający w Choczni: Szymon Łapka (karczmarz), Antoni Sikora (kowal), czy Jan Turała (mistrz murarski).

czwartek, 2 listopada 2023

Gminni oglądacze zwłok

 

Choć oglądacze zwłok działali w Choczni do II wojny światowej, to dziś o ich istnieniu mało kto wie. Były to upoważnione przez władze gminy osoby, które zajmowały się ustalaniem przyczyn zgonów zmarłych chocznian. Przeważnie wyznaczano na tę funkcję osoby doświadczone, często byłych grabarzy, którzy z powodu wieku nie byli już w stanie sprawować swoich zwykłych zadań. Byli opłacani najpierw przez rodziny zmarłych, a później z kasy gminnej, musieli przejść odpowiednie przeszkolenie i złożyć przysięgę, że będą sumiennie spełniać powierzone im obowiązki. W niektórych przypadkach wynagrodzenie oglądacza stanowiło jedyny jego przychód, ale częściej było dodatkiem do dochodów z uprawy roli, rzemiosła, czy drobnych posług kościelnych. W Galicji byli nazywani również pośmiertnikami, ale w starych dokumentach dotyczących Choczni nie natrafiłem na to określenie. W jednym przypadku oglądacza zwłok w Choczni określono natomiast jako rewizora zwłok.

Początków tej profesji można upatrywać w zarządzeniach władz austriackich z 1806 roku, na mocy których wprowadzono obowiązek oglądania zwłok zmarłych, by stwierdzić:

- czy zgon faktycznie nastąpił, co miało wykluczyć przypadki śpiączki lub długotrwałej utraty świadomości,

- jaka jest przyczyna zgonu, z podziałem na zgony naturalne, samobójstwa i takie, do których mogły przyczynić się inne osoby.

Wśród przyczyn naturalnych starano się wykryć zgony spowodowane przez choroby zakaźne (np. tyfus i cholerę), aby zawczasu starać się zapobiec rozprzestrzenianiu się epidemii lub ograniczyć jej zasięg.

Zgony, których przyczyną mogło być pobicie, utopienie, postrzał, otrucie, itp. zgłaszano do starostwa w celu przeprowadzenia dochodzenia policyjnego. Pochówek tych zmarłych był wstrzymany do zakończenia śledztwa, a w pozostałych przypadkach można było bez przeszkód przystąpić do pogrzebu.

Widocznym do dziś efektem działania oglądaczy zwłok są zapisy w choczeńskich Liber Mortuorum (księgach zmarłych), gdzie figuruje rubryka z przyczyną zgonu.

Oglądacze zwłok byli zobligowani, aby godnie obchodzić się z ciałami zmarłych i odsłaniać je w celu stwierdzenia zgonu i jego przyczyny w przyzwoity sposób.

Najdawniejsza informacja o oglądaczach zwłok z Choczni pochodzi z 1867 roku, kiedy to rada gminna postanowiła:

„W każdej części wsi oglądacza zwłok zmarłych obrać, który by także mógł nieść pomoc chorym i przy wyprowadzeniu umarłych pomagał.”

Dziesięć lat później (1877) był w Choczni tylko jeden oglądacz zwłok, co utrudniało legalne pochówki zmarłych w razie jego choroby lub chwilowej nieobecności. Dlatego rada gminna postanowiła wybrać drugiego oglądacza w osobie gospodarza Szymona Bandoły i zgłosić ten fakt do starostwa w celu jego zaprzysiężenia do tych czynności.

27 marca 1878 roku radni zwolnili Szymona Bandołę i Sobestyana Widlarza z obowiązków oglądaczy zwłok i wybrali na ich miejsce Antoniego Bandołę.

Z kolei z uchwały radnych z 25 kwietnia 1880 roku wynika, że oglądacze zwłok byli wynagradzani kwotą 10 centów za każde oględziny pośmiertne. Funkcję oglądacza sprawował wtedy nadal Antoni Bandoła, a na drugiego oglądacza wybrano Wincentego Świętka. Co ciekawe, takie samo wynagrodzenia od każdej czynności otrzymywali oglądacze (taksatorzy) bydła  przeznaczonego na sprzedaż i ubój.

8 grudnia 1887 roku ogłoszono, że na drugiego oglądacza zwłok w Choczni został zaprzysiężony Ludwik Strzeżoń. W lutym następnego roku wójt Czapik zaproponował radnym, aby oglądacze zwłok otrzymywali odtąd stałe wynagrodzenie roczne, a taksy za każde oględziny zwłok wpłacano do kasy gminnej. Tę propozycję przyjęto tylko częściowo – uchwalono by opłaty za każde oględziny zwłok wpływały do kasy gminnej, ale oglądacze mieli nadal otrzymywać wynagrodzenie od każdej czynności, tyle że od gminy (w wysokości 20 centów), a nie stałą pensję roczną.

W 1891 roku oglądaczami zwłok byli Józef Wójcik i Ludwik Strzeżoń, którzy nadal nie otrzymywali stałej pensji, lecz 20 centów za każde wykonane oględziny pośmiertne.

Trzy lata później (1894) opłata od każdych oględzin zwłok nadal wynosiła 20 centów, czyli 40 groszy. Mieli ją zapłacić zarządcy majątku po zmarłym, a jeżeli „taki pomrze, co żadnego majątku nie ma”, to oglądacz miał wydać bezpłatnie kartkę z potwierdzeniem zgonu i jego przyczyny. Za to gmina dostarczała mu za darmo inkaustu (atramentu) do sporządzania poświadczeń zgonu. Z tego wynika, że oglądaczami zwłok musiały być osoby potrafiące pisać (oglądacz Ludwik Strzeżoń był nawet przez pewien czas nauczycielem w górnej części wsi).

Z budżetu gminnego na 1898 rok wynika, że oglądacze zwłok otrzymywali już wtedy stałe wynagrodzenie roczne  w wysokości 18 złotych reńskich. Nie była to duża kwota, biorąc pod uwagę, że np. zegarowy, zajmujący się tylko konserwacją i nakręcaniem zegara na wieży kościelnej otrzymywał 13 złotych reńskich rocznie, a policjant gminny 60 zł.

W 1899 roku oglądacze zwłok dostawali rocznie nadal 18 złotych reńskich, czyli i tak więcej niż np. gminna akuszerka, otrzymująca za pomoc w porodach osób ubogich 15 złotych reńskich (bogatsi płacili jej osobno).

W kolejnym budżecie oglądaczom zwłok przyznano to samo wynagrodzenie, tyle że wyrażone w koronach (36), a w maju 1900 roku przyznano im podwyżkę o 12 koron (czyli po 6 koron na osobę). Oglądaczami byli wtedy nadal grabarz Józef Wójcik i Ludwik Strzeżoń.

26 lutego 1905 roku Franciszek Kręcioch, następca Ludwika Strzeżonia na stanowisku oglądacza zwłok, wniósł zażalenie na drugiego z oglądaczy – Józefa Wójcika – że ten często wyjeżdża z gminny i czasami nie ma go przez kilka miesięcy, wobec czego Kręcioch wykonuje obowiązki oglądacza za siebie i za niego, mimo że obydwaj są tak samo wynagradzani. Radny Piotr Widlarz, zaproponował, by na koniec roku policzyć kartki z poświadczeniami zgonów i który z oglądaczy będzie miał ich więcej, tego wynagrodzenie będzie proporcjonalnie wyższe. W tej sytuacji obrażony Józef Wójcik złożył rezygnację, przyjętą przez radę gminną.

W okresie międzywojennym, już w niepodległej Polsce, profesja oglądacza zwłok nie zanikła w Choczni, choć potwierdzania zgonów i ustalania ich przyczyn mogli dokonywać też oczywiście lekarze, których jednak było zbyt mało. Władze państwowe wydały specjalne instrukcje dla oglądaczy zwłok, w których przeczytać można między innymi, że dla stwierdzenia zgonu mieli oni przetrzymywać pod nosem domniemanego nieboszczyka ostre substancje, jak: chrzan, ocet, czy amoniak, by wychwycić najlżejsze drgnienie powiek lub ust, czy też zbliżać zapaloną świeczkę do ich ust i nozdrzy. Odradzano jednak brutalne metody obchodzenia się z ciałem, jak na przykład wylewanie na niego wrzątku lub roztopionego laku w celu stwierdzenia ewentualnych funkcji życiowych.

W 1939 roku oglądaczem zwłok był były gróbarz (grabarz) Tomasz Góralczyk, a po II wojnie światowej grabarz Antoni Hatłas (od marca 1947 roku) z wynagrodzeniem 50 złotych od każdych oględzin. To ostatni znany oglądacz zwłok z Choczni. Tę profesję zlikwidowano w Polsce ostatecznie w 1959 roku.

poniedziałek, 4 września 2023

Władze Gminy Chocznia a jej żydowscy mieszkańcy w II połowie XIX wieku i na początku XX wieku

W choczeńskiej Księdze Gromadzkiej z lat 1867-1905 znajdują się interesujące informacje o żydowskich mieszkańcach wsi, prowadzonej przez Żydów z Choczni i okolicy działalności biznesowej oraz stosunku władz gminy do Żydów i ich przedsięwzięć.

10 sierpnia 1873 roku Rada Gminna odmówiła przynależności gminnej Mendlowi Silbigerowi wyznania mojżeszowego, który od kilku lat mieszkał w Choczni i zajmował się prowadzeniem karczmy, ponieważ mimo wezwania zwierzchności gminnej nie stawił się przed radnymi i nie przedstawił osobiście swojego wniosku.

25 marca 1876 roku radni odnieśli się do działalności składu desek Joachima Schoenkera z Suchej, który był usytuowany przy północno-zachodniej ścianie austerii murowanej (karczmy z zajazdem) w centralnej części wsi. Stwierdzono, że funkcjonowanie składu w dotychczasowej formie narusza przepisy policyjne (przeciwpożarowe), ponieważ w pobliżu składanych desek stale palone są cygara i tytoń w fajkach, załadunek i rozładunek desek odbywa się często w świetle lamp naftowych, a przewożący deski rozsypują w pobliżu składu siano i słomę, co grozi zaprószeniem ognia i jego rozprzestrzenieniem się przez wiejące wiatry na budynki okolicznych mieszkańców. Skład desek Schoenkera nie był ponadto w żaden sposób ogrodzony („oparkaniony”), a właściciel przy jego powstawaniu nie wystąpił o  pozwolenie od zwierzchności gminnej. Wobec tego radni postanowili wezwać handlarza Schoenkera, aby wystąpił o pozwolenie na prowadzenie tej działalności i „oparkanił” swój skład, by składał deski nie bliżej niż 12 metrów od ścian austerii i nie wyżej niż na 5 metrów oraz by uprzątnął deski składane na podwórzu austerii do 48 godzin pod karą 3 złote reńskie. Ponadto Schoenker został zobowiązany do „ustanowienia stróża nocnego do 48 godzin do dozorowania miejsca składu desek”, nieprowadzenia załadunku i rozładunku desek przy świetle lamp naftowych pod karą 3 złr, niepalenia przez jego pracowników i woźniców fajek oraz cygar w przejściach między składanymi w stosy („baszty”) deskami i na górze owych „basztów” pod karą 3 złr. Zakazano także woźnicom przywożącym deski stać z wozami na gościńcu przed składem i popasać tam konie. Za naruszenie przepisów policyjno-budowlanych ukarano Schoenkera karą w wysokości 3 złote reńskie, którą miał do 14 dni wpłacić do „kasy miejscowych ubogich”.

17 marca 1878 roku radni zajmowali się między innymi sprawą „odzyskania od starostwa” paszportu zagranicznego przez Samuela Georga Silbigera, syna wspomnianego wcześniej Mendla, ale wobec faktu, że nie posiadał on przynależności gminnej, odmówiła wystawienia zeznania na jego temat.

30 stycznia 1886 roku Rada Gminna nie uznała przynależności do Choczni „żadnych izraelitów w niej zamieszkałych”, co powodowało, że w razie zubożenia lub niezdolności do pracy nie mogli liczyć oni na pomoc ze strony miejscowego samorządu.

16 lutego 1891 roku „Rada gminna na otrzymaną wiadomość, że Georg Silbiger w domu swem pod nr 1 w Choczni (przy granicy z Wadowicami obok dzisiejszego „Stopa” – uwaga moja) wynajął lokal na umieszczenie trunków spirytusowych i wyszynk tych” uchwaliła swój sprzeciw ze względów sanitarnych, „albowiem fabryka mydlarni tam się znajduje i odory niemiłe rozchodzą się”, ze względów bezpieczeństwa, ponieważ warzenie mydła i używany przy tym silny ogień mógłby spowodować pożar i wybuch „trunków spirytusowych”, niebezpieczny nie tylko dla choczeńskich sąsiadów, ale i pobliskich stodół na terenie Wadowic oraz ze względów policyjnych, ponieważ szynk na granicy Choczni i Wadowic mógł zdaniem radnych ściągać różnego rodzaju publiczność przy okazji targów, jarmarków i zgromadzeń, nawet z zagranicy i z grona wojskowych stacjonujących w Wadowicach, co mogło stanowić zarzewie potencjalnych konfliktów i burd, a także ponownie zagrożenie pożarowe przez palaczy tytoniu i cygar, przebywających w tym lokalu

28 lutego 1892 roku radni choczeńscy negatywnie zaopiniowali prośbę Albiny Dunin o „udzielenie kocesyi na wykonywanie przemysłu gościnnego” Loebowi Rosenbergowi w dawnej austerii pod nr 320. Radni nie mieli nic przeciwko temu, by w dawnej austerii należącej do Duninów ponownie uruchomić możliwość noclegów „dla obcych podróżnych i przyjeżdżających w wypadkach nagłych” do nieodległych Wadowic, ale nie zgodzili się, by biznes ten prowadził Loeb Rosenberg, gdyż „na samem początku zamieszkiwania w Choczni kupił kradzioną słomę i siano od złodzieja”, mając świadomość od kogo kupuje, więc jego osoba nie wzbudzała zaufania zwierzchności gminnej.

11 marca 1895 roku radni dyskutowali o zgodzie na działalność przemysłowców żydowskich w niedziele, ale doszli do wniosku, że tak zgoda jest niepotrzebna, ponieważ nie ma takich warsztatów, które nie mogłyby przerwać swojej działalności na niedzielę, a ponadto „przy tych przemysłach, które istnieją, posługują się Żydzi katolikami, z tego demoralizacya większa powstałaby między ludnością katolicką”.

25 kwietnia 1897 roku radni wydali opinię do starostwa, że nie widzą potrzeby otarcia w dawnej austerii pod nr 320 wyszynku wina i herbaty przez Leni Rosenberg („bez takiego szynku obejdzie się”) i podtrzymali to stanowisko na kolejnym posiedzeniu w dniu 17 sierpnia większością 12 głosów („nie widzi się potrzeby zaprowadzenia domu zajezdnego w domu nr 320 Leni Rosenberg dla miejscowych, a dla obcych, że Wadowice blisko”). 17 grudnia ponownie zajęto się sprawą zmienionej koncesji dla Leni Rosenberg, tym razem na: przyjmowanie obcych w gospodzie, podawanie kawy i herbaty bez domieszki rumu, podawanie potraw i wyszynk wina, po czym postanowiono „na żaden z 4-ech przytoczonych punktów nie dawać pozwolenia”. Jednocześnie utajniono kto i jak głosował w tej sprawie, by nie narażać radnych na nieprzyjemności ze strony zainteresowanych.

15 maja 1898 roku Rada Gminna „rozpatrując się nad zakupem domu przez Żyda od Izydora Porębskiego uchwaliła na wniosek Jana Świętka, aby temu, kto sprzeda dom Żydowi, nie pozwolono na budowę nowego domu" i tę uchwałę poleciła doręczyć Izydorowi Porębskiemu, zaś na wniosek Franciszka Wcisły uchwalono ogłosić, "aby kto ma sprzedać grunt Żydowi, nie czynił tego bez zezwolenia Rady Gminnej”.

19 czerwca 1898 roku postanowiono nałożyć karę 50 złotych reńskich na Lipmana Wachsmana, „że bez wiedzy urzędu gminnego przedsięwziął zmiany w domu” oraz na wniosek Antoniego Styły zażądać od niego świadectwa moralności i przynależności gminnej. Chodziło o dom kupiony przez Wachsmana od Izydora Porębskiego. 2 października poinformowano radnych, że Lipman Wachsman wniósł w tej sprawie rekurs (odwołanie) do starostwa. 

23 lipca 1899 roku Moses Schöngut fałszywie zwany Haas wniósł prośbę o zgodę na otwarcie „rzeźni przy jego domu tuż obok rzeki Choczenki” (przy moście w ciągu drogi Wadowice-Andrychów; uwaga moja), na co radni wybrali komisję w składzie: Jan Zając, Wojciech Malata, Antoni Sikora, Jan Turała i Jan Świętek, by zbadali czy miejsce na rzeźnię jest odpowiednie i czy gmina może wyrazić na to zgodę.

8 lutego 1901 roku uchwaliła tryb tajny przy nadaniu prawa przynależności do Choczni dla Andrzeja Targosza z Kukowa, Michała Miski z Krzeszowa i Wolfa Goldbergera z Zatora, po czym prawo to przyznano jednogłośnie dwóm pierwszym, a w sprawie Goldbergera  postanowiono „z pewnych względów” decyzję odłożyć i przejść do następnego punktu porządku dziennego. 11 sierpnia ponownie zawieszono decyzję w tej sprawie, a 3 listopada odmówiono jego prośbie, ponieważ nie utracił przynależności do Zatora.

25 marca 1901 roku odmówiono prośbie Maurycego Münza o wydłużenie dopuszczalnych godzin działalności prowadzonego przez niego wyszynku.

3 listopada 1901 roku Magistrat Kalwarii zwrócił się o przyznanie prawa przynależności do Choczni mieszkającemu w niej Pinkasowi Offnerowi. Rada Gminy odmówiła tej prośbie, ponieważ sam Offner „o prawo przynależności nie prosił i nie prosi”. 22 listopada 1901 roku przesłuchano Offnera i decyzję odmowną podtrzymano, a 15 czerwca 1902 roku, gdy Offner prośbę w końcu złożył, to ponownie mu odmówiono.

24 stycznia 1902 roku odmówiono prośbie o przynależność Szymonowi Klausnerowi z Woźnik.

15 marca 1902 roku radni gminni złożyli zażalenie do Wydziału Powiatowego z powodu zniszczeń drogi prowadzącej przez Chocznię, które powstały wskutek wywozu drewna z lasu przez handlarza Hermana Reicha z Wadowic. Sprawy tej nie udało się załatwić do 13 listopada 1902 roku, kiedy to okazało się, że Reich niszczy drogę także przez wywóz szutru i kamieni z kamieniołomu na granicy z Kaczyną. Ponownie niszczenie drogi przez Reicha było omawianie na posiedzeniu 18 czerwca 1905 roku. Wtedy okazało się, że Reich płaci Wydziałowi Powiatowemu 9 koron rocznie, ale Chocznia nic z tego nie ma.

18 czerwca 1905 roku przyjęto do choczeńskiej gminy Maurycego Münza „wraz z całą familią”, jako pierwszego mieszkańca pochodzenia żydowskiego.


poniedziałek, 21 sierpnia 2023

Pomoc ubogim przez samorząd choczeński w drugiej połowie XIX wieku i na początku XX wieku

 

Zgodnie z prawem obowiązującym w Galicji osoby przynależne do Choczni w sytuacji ubóstwa lub niezdolności do pracy uzyskiwały prawo do pomocy ze strony miejscowego samorządu. Te kwestie były regulowane przez ustawę z 3 grudnia 1863 roku dotyczącą regulacji stosunków swojszczyzny i ustawę o funkcjonowaniu gmin z 12 sierpnia 1866 roku.

Jak pisze Grzegorz Kądzielawski w artykule „Prawo swojszczyzny („Heimathrecht”) jako wyraz przynależności do gminy” (2014):

Warunkiem gminnej pomocy dla ubogiego przynależnego był brak osób trzecich, które wedle prawa cywilnego lub innych regulacji prawnych miały obowiązek „zaopatrzenia ubogiego”.  W sytuacji nieudzielenia pomocy przynależnemu przez osoby trzecie do tego zobowiązane, gmina przejmowała ów obowiązek, z tym jednak zastrzeżeniem, że mogła żądać zwrotu poniesionych nakładów od osoby zobowiązanej.

Konkretnych przykładów pomocy ubogim w Choczni dostarcza księga protokołów posiedzeń miejscowego samorządu z lat 1867-1905.

Przeczytać w niej możemy między innymi, że:

  • w 1875 roku utworzono Kasę Ubogich, której funduszami w imieniu gminy mieli zarządzać Wojciech Styła i Wojciech Widlarz, a Mariannie Korzeń przyznano 4 floreny za opiekę nad sierotą po Janie i Magdalenie Ramendach,
  • począwszy od 1877 roku ubogi Jan Ruła vel Ruliński, były powstaniec styczniowy i złodziej okradający kościoły, który przez pół roku był na utrzymaniu wójta Czapika, dostawał od gminy pewną kwotę „na tabaczkę”, to jest 8 krajcarów tygodniowo (1877) i był żywiony po kolei przez wszystkich posiadaczy domów w Choczni, którzy przyjmowali go na jednorazowy nocleg; w 1878 roku zakupiono mu dwie koszule i spodnie, ale w 1883 roku wezwano go przed radę w celu upomnienia, ponieważ źle zachowywał się na kwaterach, wiecznie narzekał i przeklinał, gorsząc dzieci domowników, więc zagrożono mu wstrzymaniem żywienia, jeżeli się nie poprawi,
  • w 1877 roku gmina pokryła koszt pochówku Franciszka Wawro (5 złotych reńskich), który zmarł w Kościelcu i tam został pogrzebany,
  • w tym samym 1877 roku gmina sfinansowała transport ubogiej Marianny Zawiła do kliniki w Krakowie, gdzie miał mieć leczony wzrok oraz koszt zakupu niezbędnej dla niej odzieży,
  • w 1879 roku rada gminna postanowiła wspomóc wdowę i sieroty po Janie Romańczyku zwanym Ciulem jednorazową zapomogą w wysokości 10 złr, tak by mogli oni dokończyć budowę własnego domku i uzyskać w ten sposób dach nad głową,
  • w 1881 roku radni uchwalili zakup z Kasy Ubogich obuwia, odzienia i żywości przed nadchodzącą zimą dla wielu chocznian „ubogich i nędzą przygniecionych”,
  • w 1890 roku opłacono koszty leczenia ubogiej Honkiszowej w szpitalu w Cieszynie, a w 1891 roku koszt leczenia Wincentego Bandoły w szpitalu w Ołomuńcu w wysokości aż 56 złotych reńskich,
  • w 1891 roku przeznaczono 5 złotych reńskich dla Marianny Gałuszka, opiekującej się dzieckiem po Salomei Pietruszka, które wprawdzie podrzucono do Choczni z Kleczy, ale posiadało ono przynależność do gminy choczeńskiej po zmarłym wcześniej ojcu Ludwiku Pietruszce Bobaku,
  • począwszy od 1892 roku aż do śmierci stałą zapomogę od gminy dostawał „stary i ubogi” były kościelny Błażej Szczepaniak (początkowo 2 złote reńskie, a od 1893 roku 5 złr),
  • w 1897 roku uchwalono zapomogę dla ubogich Jędruśki i Zajączki, przy czym nie wypłacono im jej osobiście, lecz za pokwitowaniem osobom się nimi opiekującymi- Janowi Brandysowi dla Jędruśki i Wojciechowi Malacie dla Zajączki,
  • w 1904 roku przyznano Józefie Zgrzybacz z Wadowic po 10 zł na każde z troje dzieci Wojciecha Grządziela, którymi się opiekowała od czasu, gdy tenże Grządziel został kaleką niezdolnym do zarobkowania. Odtąd koszty utrzymania dzieci Grządziela stanowiły znaczącą pozycję w budżecie gminnym (216 koron w projekcie budżetu na 1906 rok); w 1905 roku za 100 koron zakupiono kalece Grządzielowi katarynkę, by grając na niej mógł się utrzymywać,
  • w 1905 roku gmina musiała zwrócić magistratowi Weiskirchen na Morawach koszty opieki nad nieślubnym dzieckiem Marii Hanusiak.
Z analizy zapisów ww. księgi wynika, że pod koniec XIX wieku i na początku XX wieku radni choczeńscy na różne sposoby próbowali wykręcać się od obowiązku opieki nad ubogimi. Na przykład w 1899 roku odmówiono prośbie ubogiej wdowy Rozalii Wojtala o wsparcie, ponieważ radnym nic nie było wiadomo, że jest ona do Choczni przynależna, gdyż jej były mąż po opuszczeniu Choczni nie zgłosił  zmiany swojego stanu cywilnego. Podobnie w 1901 roku odmówiono prośbie Marianny Bandoła, wdowy po Franciszku, ponieważ od 30 lat zamieszkiwała ona nie w Choczni, lecz w Polskiej Ostrawie, a gmina nie miała funduszów dla wsparcia ubogich. Z tej samej przyczyny odmówiono prośbie o zapomogę dla Augusty Widlarz z Bielska i jej czworga dzieci, choć posiadały one przynależność do Choczni po ich zmarłym ojcu Karolu Wildarzu. Gdy prośbę Augusty Widlarz wsparło CK Starostwo, zgodzono się przyjąć ją na utrzymanie (po kolei na jedną noc u każdego z gospodarzy), jeżeli sprowadzi się ona z Bielska do Choczni. Ostatecznie na polecenie starostwa koszty jej sprowadzenia do Choczni pokryła miejscowa gmina. Natomiast w 1904 roku prośbę o zapomogę dla Franciszki Szafranowej z Wadowic, która wychowywała nieślubne dziecko Marianny Rudzickiej postanowiono załatwić w ten sposób, że zaproponowano Rudzickiej by wyjawiła , kto jest ojcem tegoż dziecka, tak aby mógł on opłacać jego wychowanie lub by żebrała ona w Choczni od domu do domu, zbierając datki na dziecko.

czwartek, 17 sierpnia 2023

Spis przestępstw gminnych z 1867 roku

 

Choczeński samorząd z ówczesnym wójtem (naczelnikiem) Józefem Capem na czele na swoim siódmym posiedzeniu w bieżącej kadencji rady gminnej uchwalił 30 czerwca 1867 roku okólnik o obowiązujących w Choczni przepisach policyjnych. W tymże okólniku w 39 punktach wymieniono przestępstwa, których popełnienie było zagrożone nałożeniem grzywny w wysokości od 1 do 15 złotych reńskich z zamianą na karę aresztu od 1 do 5 dni.

Na te kary powinni zostać skazani ci, którzy:

1.  -     zaorywali drogi i ścieżki publiczne lub je uszczuplali , czy przekształcali,

2.   -    puszczali wodę ze swego gruntu na grunt cudzy,

3.  -     wypasywali bydło na cudzych miedzach i polach, czyniąc szkody polowe,

4.  -     nie posiadani pastwiska, a wypędzali na cudze pastwiska swoje bydło i trzodę,

5.   -    cudze „lasy i drzewiny jakiegobądź gatunku” niszczyli i wyrąbywali,

6.   -    na cudzym trawę i koniczynę „zbierali i wyżynali”,

7.   -    brali pozostawione w polu cudze „naczynia rolnicze za znalezione”,

8.   -    bez zezwolenia sąsiada stawiali ogrodzenia na miedzach lub  obsadzali miedze drzewkami,

9.  -    nie spędzali bydła z pól w niedzielę i święta do godziny 10.00,

10-   wzbraniali się uczestniczyć w wartach nocnych,

11-  kupowali chore bydło i sprowadzali je do wsi,

12-   mieli chore bydło „a nie dali o tem znać do zwierzchności”,

13-   przechowywali materiały łatwopalne blisko źródeł ognia,

14-  zanieczyszczali studnie, rzekę lub miejsca poboru czystej wody dla ludzi i bydła,

15-   nie zakopywani padłych zwierząt do ziemi „w miejscu przyzwoitem”,

16-   bili bydło na rzeź bez sprawdzenia jego stanu zdrowotnego,

17-   tarasowali lub zastawiali na noc drogi przejazdowe i publiczne,

18-   „nieporęczowali studzien i głębokich rowów”,

19-   szli się kąpać w głębokie wody,

20-   podczas nabożeństwa w niedzielę i święta wyjeżdżali na zarobkowanie bez pozwolenia miejscowego plebana (prócz udających się do chorych lekarzy),

21-  podczas nabożeństwa w niedzielę i święta przesiadywali w karczmie i upijali się lub „robili hałasy i naruszali spokojność kłótniami”,

22-   budowali bez pozwolenia rady gminnej i zwierzchności gminy,

23-   „w hazardne gry” grali podczas nabożeństwa lub w inne gry dla zabawy,

24-   byli nieposłuszni nakazom zwierzchności gminnej,

25-   przetrzymywali u siebie osoby podejrzane o oszustwo, wyzysk, złodziejstwo i niemoralność,

26-   zatrzymywali u siebie znalezione rzeczy i nie zgłaszali tego zwierzchności gminnej,

27-   niszczyli groble i wały w stawach, psuli jazy, spuszczali z cudzych stawów wodę i wybierali z nich ryby,

28-   niszczyli gniazda ptaków użytecznych, wyłapywali te ptaki lub wybierali młode ptaki z gniazd,

29-   lżyli publicznie drugich „dla publiczności zgorszenie dając”,

30-   pozostawiali bez dozoru konia z zaprzęgiem na drogach publicznych,

31-   „prędko i bezładnie” jeździli końmi oraz wymijali innych w ciasnym miejscu,

32-   nie udzielani innym pomocy w czasie pożaru, powodzi i „gwałtach różnych nocnych” a takiej pomocy udzielić byliby w stanie oraz nie sprzątali „nieczystości różnych szkodliwych”,

33-   palili ogień w gęstwinie leśnej i nie gasili ognisk przed odejściem,

34-   nie wiązali psów „na bezpiecznem miejscu i mocnemi uwiązaniami” oraz nie zgłaszali w ciągu 3 dni do zwierzchności obcych służących, którzy nie posiadali książeczek służbowych,

35-   płukali „nieczystości różne” wprost w rzece, studniach lub miejscach poboru wody dla ludzi i zwierząt lub nawet w specjalnych naczyniach do płukania, z których nieczystości te „nazad do wody wylewali”,

36-   nie zgłaszali w ciągu 3 dni do zwierzchności o pobycie u nich „osób cudzych”, czyli nie posiadających świadectwa przynależności do wsi,

37-   zanieczyszczali wodę w rzece płynącej przez wieś lub w stawach młyńskich, z których woda uchodziła do tej rzeki,

38-   obrabiali („sprawiali”) len „w niebezpiecznem miejscu przy świetle przed 3-cią godziną po północy”,

39-   namawiali służących do pracy przed 15 listopadem lub wydalali służących „gdy ustaną pod jesień paść bydło”,

Ponieważ rejestr napisany jest dość chaotycznie, to w rzeczywistości zawiera inną liczbę pozycji niż 39 – w niektórych punktach znajdują się przestępstwa zupełnie ze sobą niepowiązane, które należałoby ująć osobno, a z kolei punkty 14, 35 i 37 można traktować łącznie.

Zwraca uwagę ponadto obecność wykroczeń związanych z ochroną środowiska, a także specjalne podejście do niedziel i świąt kościelnych. Zrozumiała jest duża liczba zakazów dotyczących ochrony przeciwpożarowej, ale dlaczego nie wolno było kąpać się w głębokiej wodzie i gdzie taką głęboką wodę w Choczni można było znaleźć ?

poniedziałek, 12 czerwca 2023

Wybór władz gminy Chocznia w 1867 roku

 Roku pańskiego 1867 dnia 15 miesiąca lutego w dzień piątkowy o 3 godzinie po południu odbyło się pierwsze po wyborach posiedzenie nowo wybranej rady gminy Chocznia.

Uczestniczyli w nim radni:

  • Piotr (właściwie Antoni Piotr Hipolit) Dunin, właściciel sołtystwa,
  • ks. Józef Komorek, miejscowy pleban,
  • Antoni Gajda, nauczyciel miejscowej szkoły trywialnej
  • Józef Cap, miejscowy organista i były wójt,
  • Szczepan Bandoła, gospodarz,
  • Franciszek Cibor, gospodarz,
  • Józef Guzdek, gospodarz,
  • Szczepan Malata, gospodarz,
  • Jan Ramęda, gospodarz,
  • Jan Rokowski, gospodarz i były wójt (dwie kadencje wcześniej),
  • Michał Ścigalski, gospodarz,
  • Błażej Szczepaniak, gospodarz i kościelny,
  • Wojciech Styła, gospodarz,
  • Maciej Wątroba, gospodarz,
  • Wojciech Wątroba, gospodarz,
  • Aleksander Wider, gospodarz,
  • Wojciech Widlarz, gospodarz,
  • Jan Woźniak, gospodarz.
Jako najstarszy wiekiem obrady zagaił i poprowadził Piotr Dunin. Po krótkim wstępie przystąpiono do wyboru zwierzchności gminnej, a w pierwszej kolejności naczelnika gminy.

Jednogłośnie został nim wybrany Józef Cap, poprzedni wójt.

Następnie asesorami (członkami zarządu) wybrano większością głosów: Wojciecha Styłę, Józefa Guzdka i Wojciecha Wątrobę.

Także większością głosów obrano na zastępcę naczelnika Wojciecha Styłę.

Swój wybór radni podjęli w "Imię ojca i syna i ducha świętego Amen" i potwierdzili własnoręcznymi podpisami (wszyscy umieli się podpisać).

Według moich obliczeń średnia wieku radnych z 1867 roku wynosiła niespełna 44 lata, a najmłodszym z nich był Józef Guzdek, liczący wtedy 25 lat.

Naczelnik Cap (później Czapik) miał 39 lat, a jego zastępca Styła 41 lat.

Po wyborach naczelnik Cap podziękował za udzielone mu zaufanie i wezwał w imię Boże do wspólnej pracy dla dobra całej gminy.

Zaproponował następnie przyjęcie regulaminu obrad rady, który zawierał 32 punkty.

Można w nim przeczytać, że zwykłe posiedzenia, dotyczące ogólnych interesów gminy, miały się odbywać na koniec każdego kwartału, zaś pozostałe co 14 dni w budynku szkolnym. Miano na nich rozstrzygać spory między stronami, dokonywać pojednywania stron, karcić przeciw obyczajności publicznej, rozpatrywać sprawy przeciw spokojności publicznej i wykroczenia policyjne.

Przedmiotem uwagi i nadzoru radnych miały być:

- majątek gminny,

- bezpieczeństwo osób i mienia,

- drogi,

- handel, w tym prawidłowość miar i wag,

- rzeźnictwo,

- zdrowie,

- czeladź i robotnicy,

- obyczajność publiczna,

- ubodzy, żebracy i włóczędzy,

- policja ogniowa,

- budownictwo, w tym pozwolenia budowlane,

- szkolnictwo (utrzymanie jedynej wówczas szkoły).

W ww. sprawach naczelnik, jego zastępca i asesorzy mieli spotykać się w budynku szkolnym w każdą niedzielę po nieszporach.

Naczelnik gminy mógł udzielać radnym ośmiodniowych urlopów od posiedzeń, a dłuższe urlopy mogła przyznawać tylko cała rada gminna.

Regulamin przyjęto bez zbędnej dyskusji i bez żadnych sprzeciwów.



wtorek, 31 sierpnia 2021

Przejęcie majątków poniemieckich po II wojnie światowej

 15 lipca 1949 roku Gmina Chocznia wysłała do Starostwa Powiatowego w Wadowicach wykaz przejętych majątków poniemieckich. Wykaz nie dotyczył jednak majątków pozostawionych w Choczni przez osadników niemieckich (tak zwanych bauerów), którzy opuścili Chocznię przed ofensywą wojsk radzieckich (styczeń 1945), ponieważ wróciły one do przedwojennych właścicieli po ich powrocie z np. wysiedlenia, czy robót przymusowych, lecz obejmował te parcele, które Skarb Państwa skonfiskował folksdojczom.

Podstawę prawną konfiskaty majątków osób wpisanych w czasie okupacji hitlerowskiej na Niemiecką Listę Narodowościową (Deutsche Volksliste) stanowiły dekrety PKWN z 31 sierpnia 1944 "O wymiarze kary dla faszystowsko- hitlerowskich zbrodniarzy winnych zabójstw i znęcania się nad ludnością cywilną i jeńcami wojennymi oraz dla zdrajców Narodu Polskiego" oraz z 4 listopada 1944 roku "O środkach zabezpieczających w stosunku do zdrajców Narodu". Do rozpatrywania przestępstw objętych tymi dekretami powołano specjalne sądy karne, a po 17. 10.1946 ich kompetencje przejęły sądy okręgowe.

Według wykazu z 15 lipca 1949 roku w Choczni przejęto zaledwie 13,78 ha tak rozumianych majątków poniemieckich:

  • 2,68 ha należących wcześniej do Karola Kurka, a położonych na północ od dzisiejszej ul. Kościuszki,
  • 5,87 ha od Józefa Stuglika (ur. 1892) i Józefy Stuglik z domu Grządziel (ur. 1901), rozpościerających się na północny-zachód od Choczenki, przez dzisiejszą ul. Główną i Kościuszki,
  • 4,01 ha od Franciszka Kręciocha (ur. 1880) i Rozalii Kręcioch z domu Dyczko (ur. 1888), mieszkających przy obecnej ulicy Głównej, powyżej sołtystwa,
  • 0,29 ha od Rozalii Kręcioch,
  • 0,92 ha od Franciszka Wendy (ur. 1885), położonych między Zawalem a Patrią
Majątki poniemieckie i pozostawione przez osoby osiedlające się na Ziemiach Zachodnich były przekazywane innym mieszkańcom Choczni. Z puli "poniemieckiej" do 15.07.1949 roku rozdzielono 2,43 ha.
Choczeńska gmina przejęła także na tej samej zasadzie dom nr 408, należący do Andrzeja Krystiana (ur. 1881), który dzierżawiono Adolfowi Wcisło za 350 zł miesięcznie.