Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Antoni Styła. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Antoni Styła. Pokaż wszystkie posty

piątek, 11 kwietnia 2025

Antoni Styła jako wójt choczeński

 W kilku notach biograficznych Antoniego Styły (1863-1933) obok licznych jego stanowisk i funkcji pojawia się także informacja, że sprawował on urząd choczeńskiego wójta, niestety bez podania szczegółów i odwołania do źródeł. 

Ponieważ zachowały się do dziś kompletne akta posiedzeń rady gminnej z II połowy XIX wieku, aż do 1907 roku, to na ich podstawie można stwierdzić, że Antoni Styła nie był w tym czasie wójtem, lecz tylko radnym gminnym. 

Z pewnością nie został nim również między 1907 a 1910 rokiem, gdy urząd ten sprawował, tak jak i wcześniej Antoni Sikora oraz w latach 1910-1918, w których dobrze udokumentowane jest wójtostwo Maksymiliana Malaty, następcy Sikory. 

Z kolejnych znanych dziś informacji wynika, że w 1920 roku wójtem został Józef Putek, więc dla jego teścia Antoniego Styły pozostałyby w teorii tylko lata 1918-1920.

W jednym z niepublikowanych maszynopisów Putka odnalazłem spis wszystkich wójtów choczeńskich, w którym Antoni Styła figuruje na tym stanowisku w latach 1918-1919, co pozornie wyjaśnia tę kwestię. Dla pewności brakowało jednak jakiegokolwiek potwierdzenia tej informacji w źródłach historycznych.

Okazuje się jednak, że takie potwierdzenie, a w zasadzie uściślenie informacji podanej przez Putka, zachowało się do dziś w aktach wadowickiego Sądu Powiatowego, przechowywanych w bielskim oddziale Archiwum Państwowego z Katowic. O dziwo dowodu na wójtostwo Antoniego Styły dostarczyły akta spadkowe wyrobnika Tomasza Ciapy, dla którego okres kilku miesięcy pracy w Choczni zakończył się śmiercią. Wadowicki sąd zwracał się w 1920 roku w jego sprawie także do władz choczeńskiej gminy, a odpowiedzi z jej strony podpisało dwóch różnych naczelników gminy.  Wśród nich Antoni Styła w piśmie z 31 sierpnia 1920, w którym wyjaśnia, że pozostali członkowie rodziny Ciapów wyjechali z Choczni do Babicy. Z kolei drugą, późniejszą odpowiedź do sądu (z 28 grudnia 1920) w imieniu choczeńskiej gminy podpisał, nie jak by się mogło wydawać Józef Putek, lecz ...Jan Styła, najstarszy syn Antoniego! To niekoniecznie oznacza, że i on był wtedy naczelnikiem (wójtem) Choczni - mógł  na przykład złożyć podpis w imieniu ojca, jako radny i członek zarządu gminy (potwierdzenie tych stanowisk jest o kilka lat późniejsze, ale odnosi się do tej samej kadencji). Mógł on także złożyć swój podpis w imieniu szwagra, czyli Józefa Putka, zakładając że tenże objął stanowisko wójta w 1920 roku. Można również traktować ten zapis dosłownie i uznać, że Putek został wójtem dopiero w 1921 roku, co jest jednak jest sprzeczne z jego własnymi zapiskami. 

Ponadto na podstawie innych akt sądowych z tego okresu można udowodnić, że wbrew temu co pisał Józef Putek, Antoni Styła nie został wójtem już w 1918 roku, ponieważ jeszcze w styczniu 1920 roku informacje z gminy do sądu podpisywał naczelnik Maksymilian Malata.

Czyli faktyczny czas, w którym Antoni Styła stał na czele choczeńskiego samorządu, ogranicza się do 1920 roku.

Co ciekawe, pod odpowiedziami na różne zapytania sądu z 1920 roku widnieją nie tylko podpisy różnych naczelników Choczni, ale i pieczęcie gminne w wersji nieznanej wcześniej i później. To jednak temat na ewentualną następną notatkę.




piątek, 31 stycznia 2025

Szarada z 1911 roku i jej rozwiązanie autorstwa Antoniego Styły

 Ukazujący się przed I wojną światową w Krakowie tygodnik "Rola" na ostatniej stronie każdego numeru zamieszczał szarady, krzyżówki i zagadki dla czytelników, których rozwiązanie było nagradzane książkami.

Jednym z prenumeratorów "Roli" był Antoni Styła, choczeński poseł do Sejmu Krajowego we Lwowie. W 1911 roku pokusił się on o zmierzenie z szaradami opublikowanymi w wydaniu z 11 czerwca i po ich rozwikłaniu nadesłał do redakcji efekt swojego rozumowania w formie wierszowanej. Opublikowano go w numerze 26. z 25 czerwca.

Treść szarady była następująca:

1. Pierwsze z drugiem Was zjadają,  Gdy spokoju Wam nie dają, Wy zjadacie drugie - trzecie, Że są smaczne nie zaprzecie. Całość przechodzi przez pola, Wesoła jest taka dola, Chodzić sobie jak w ogrodzie, Przypatrywać polnej trzodzie. 

2. Pierwsze wstecz jest zwierzę mało znane, Pierwsze z trzeciem do gry używane, Na karcie "Śląsk", możesz znaleźć całe, Skąd widoki bywają wspaniałe. 

3. Wprost okropne bywa w lecie, Czasem gospodarstwo zmiecie, Lecz gdy mię wstecz przeczytacie,  Miarą powierzchni mię znacie.

4.  Wprost — rodzajem potwierdzenia, Wstecz — nie boi zasądzenia, Za zabójstwa, które spełnia,  Wolę ludu on wypełnia.

ZAGADKA: 

Długi czas już pewno zatarł

W pamięci owe przygody 

Kto był takowy — co umarł,  

Nie narodziwszy się wprzódy.


A oto rozwiązanie Antoniego Styły:


 ...i cieszy się autor w duszy, 

 Że zagadek nikt nie ruszy. 

 Lecz patrz! jak mi idą gracko: 

 Śliwy każdy smacznie zjada, 

 A zaś panna Stasia ("cacko Rozmarzone") wciąż powiada, 

Że jej Maciek w myśli siedzi. 

 Całość z tego, to myśliwy, 

 Co się z zajączkami biedzi, 

 Depcząc płoty i pokrzywy... 

Drugie to miasto Karwina. 

(Żem sobie znalazł na mapie — 

Autor radził... jego wina!)

 I na trzeciem się nie złapię! 

 Grom — to straszny bywa w lecie, 

 Gdy nam sprawia kanonady.

Wstecz czytając, morg znajdziecie. 

Vivat!... mam już trzy szarady! 

Kiedy stwierdzić coś zechcecie, 

"Tak" mówicie, chyląc głowy. 

 Wspak czytając — to »kat« przecie! 

Uffhhmm !!!... i z czwartą-m gotowy. 

 Jeszcze jedno — a już kwita — 

Lecz tu sęk: bo choć z ambony 

Gadał mi ksiądz Jezuita, 

 Że umarł Adam stworzony, 

 Lecz — jak fama niesie dzika — 

 To go (Boże! przepuść babie!) 

Ewa za głos na B—i—k-a

Ukamienowała w grapie...


Antoni Styła w swojej odpowiedzi zawarł mimowolnie kolejną zagadkę - Kim (Czym) był wymieniony tam Bik, że głos oddany na niego (w jakiś wyborach?) spowodował ukamieniowanie Adama przez Ewę. Styła żartobliwie nawiązywał tu zapewne do ówczesnej sytuacji politycznej, przez co jego aluzja była oczywista dla osób interesujących się wtedy polityką. Jednak po ponad 100 latach jej sens jest dla mnie zupełnie niejasny.

czwartek, 18 lipca 2024

Polemiki między członkami władz gminnych w Choczni na łamach "Prawdy" w 1902 roku

 

21 lipca 1902 roku anonimowy „Przyjaciel Choczni” opublikował artykuł w tygodniku „Prawda” o następującej treści:

Smutne wieści z Choczni.

Już kilka razy zamyślałem napisać coś o Choczni, wreszcie widząc, że na bezdroże wszystko zchodzi w Choczni, nie mogę milczeć i czystą prawdę opisuję. Chocznia, gmina w Starostwie wadowickiem dosyć liczna, bo do 3.000 dusz, a 450 Nr. domów obejmująca, ma czteroklasową szkołę i jednoklasową nadetatową, dwóch nauczycieli a trzy nauczycielki. Przed paru laty służyła nasza gmina za wzór w powiecie, dziś w niej taka zmiana, że nawet Zwierzchności gminnej nie ma, bo naczelnik gminy jako rzemieślnik pobija kościół w Rychwałdzie, a zastępca naczelnika odjechał do Ameryki. Przed sześciu laty przewódcy ludowcy podbili pod swój sztandar młodsze pokolenie w Choczni i z tego wyszedł nawet poseł Pan Styła, a dalej do Rady gminnej weszło 3/4 części tych ludowców, a 1/4 część ludzi usposobionych poważnie. Przy większości ludowców, zwierzchnikami gminy sami ludowcy wybrani zostali i mieli raj w Choczni zaprowadzić, bo na poprzednią radę gminną mówili, że absolutnie rządzi. I w czemże widzieli despotyzm? Może w tem, że sprawiono nowy organ, cztery nowe dzwony, wybudowano kościół, plebanię, organistówkę, most u kościoła; przeprowadzono, że jeden choć obciążony legatami przeznaczył 6 1/2 morga gruntu do użytku organisty. Dzisiaj inaczej rządzą ludowcy, gdyż sami zwierzchnicy poróżnili się między sobą. Najprzód podwójci pierwszy zrezygnował z przyczyny wtrącania się w urzędowanie długich włosów, taksamo i drugi podwójci z tej samej przyczyny wyjechał do Ameryki, a najwięksi przyjaciele Naczelnika gminy dogryzając mu i jego do rezygnacyi zniewolili; jednak tej Rada gminna nie przyjęła. Wprawdzie obecny wójt niezły człowiek, ale jako kowal, blacharz, ślusarz, maszynista niezdolny do piastowania zwierzchnictwa gminy, bo miękki jak rzepa i wiadomości brak, a sprężystości do prowadzenia porządku według § 27 ustawy gminnej niema żadnej. To też po całych nocach szynki otwarte, bo oprócz publiczności, sami zwierzchnicy gminy w nich bawią. Przeto wyrostki widząc po szynkach zwierzchników gminy, hulają po całych nocach po gminie, niepokoją mieszkańców, a na gościńcach publicznych zaczepiają w nocy; nawet miejscowych duszpasterzy zaczepili dwa razy. Przyczyny złego, jakie wzmaga się w Choczni, są: niedozór nad szynkami i godzinami otwarcia i nieograniczenie godzin, bywanie samych zwierzchników gminy w szynkach poza godzinami otwarcia i nieczynność policyjna, brak czytelni i brak Kółka rolniczego; choć może donoszą o tem, że jest czytelnia i Kółko rolnicze, ale to nie jest prawdą. A gdzie są fundusze Kółka rolniczego, które do 1895 r. były i nowy Zarząd je odebrał, to jest pytanie. Powinienby główny Zarząd Kółek rolniczych i c. k. Starostwo zarządzić dochodzenie, jak stoi Kółko rolnicze w Choczni, jego fundusze i jaki jest Zarząd. Chocznianie mają ich za dobroczyńców! Już za daleko zabrnięto w Choczni; jeżeli się Chocznianie ku lepszemu nie zwrócą i do czytania „Prawdy” i „Związku chłopskiego” nie wezmą, ażeby z ciemnoty przejrzeli i nie porzucą szynków, zubożenie i upadek potomności ich czeka. Jeszcze nie brak dobrych ludzi w Choczni, którzy pragnęliby podźwignąć upadek czytelni i Kółka rolniczego w Choczni i podźwignięcia moralnego i materialnego ludności, przedewszystkiem jest gorliwe miejscowe duchowieństwo i nauczycielstwo, ale poznawszy usposobienie Chocznian zdala się trzymają, nie mieszając się w te sprawy, bo wiedzą, że Chocznia dawnej Radzie gminnej niewdzięcznością się odpłaciła, a przewodniczący Kółka rolniczego za sklepikarzy grubo zapłacił ich deficyt. Przed pięciu laty były tylko cztery szynki w Choczni, a teraz jest ich pięć, a w nich poddostatkiem w niedziele i święta Chocznian; tam się czytelnia, Kółko rolnicze i nieszpory odbywają przy szklankach, a potem hałasy i bitki; a długów w kasie oszczędności i innych zakładach wekslowych i hipotecznych, jak włosów na głowie. To też do Choczni z poza granic przychodzą i zakupują realności nie tylko katolicy, ale i żydzi, a ci ostatni już ulicę od Wadowic zajęli domami i wszelkie zyski ciągną z Chocznian. A Chocznianie mają ich za dobroczyńców! Już za daleko zabrnięto w Choczni; jeżeli się Chocznianie ku lepszemu nie zwrócą i do czytania „Prawdy” i „Związku chłopskiego”' nie wezmą, ażeby z ciemnoty przejrzeli i nie porzucą szynków, zubożenie i upadek potomności ich czeka.

Nietrudno domyślić się, że autorem tego artykułu był Józef Czapik, wieloletni choczeński wójt, odsunięty w tym czasie od władzy przez nową ekipę.

Na odpowiedź sprawujących wówczas władzę w Choczni nie trzeba było długo czekać. 2 sierpnia 1902 roku Rada Gminna z Choczni na łamach tej samej „Prawdy” opublikowała następujące sprostowanie:

Nieprawdą jest, że pierwszy zastępca wójta zrezygnował z powodu wtrącania się do urzędowania długich włosów, bo tenże zrezygnował z powodu słabości, jak świadczy w aktach gminnych pisemna rezygnacya. Nieprawdą jest, że drugi zastępca wójta zrezygnował ze swej godności, a że tenże wyjechał do Ameryki, to tylko urządził sobie taką wycieczkę, aby odwiedzić dwóch swoich rodzonych braci w Ameryce, którzy są księżmi i posiadają dobre probostwa w Ameryce i prosili go jako brata, aby ich odwiedził. Nieprawdą jest, że ludowcy mieli raj w Choczni zaprowadzić, a o raju nikt nie myślał ani nie mówił, tylko zdobywali swoje prawa, jakie im przysłużały, a despotyzm musiano zerwać, jaki panował w Choczni przy budowach kościoła, plebanii, organistówki, mostów i t. p. budowach, o których nikt nikogo nie rachował, a władze odnośne wyższe w to nie wglądały, bo nie rozpisywano do żadnej budowy konkurencyi, tylko wszystko działo się pod pozorem dobrowolnych składek, a budowano latami, a repartycya datków w gminie się odbywała bez żadnej kontroli. Nieprawdą jest, jakoby najwięksi przyjaciele wójta tak mu dogryzali, aż go do rezygnacyi zmusili, natomiast prawdą jest, że do rezygnacyi zmusiła wójta ta okoliczność, że jeden z tych „poważnie usposobionych” postawił wniosek przy uchwale budżetu gminnego na rok 1902, aby wójtowi zmniejszyć pensyę do połowy, i wniosek ten się utrzymał i wskutek zmniejszenia pensyi wójt wniósł rezygnacyę, a nie z powodu dogryzania mu. Nieprawdą jest, jakoby Chocznianie mieli tych ostatnich za dobroczyńców (żydów), że zyski z nich ciągną, ale przeciwnie, bo kiedy jeden z nich starał się o konces na szynk, to gmina z całych sił sprzeciwiała się udzieleniu koncesu, ale odnośny referent c. k. Starostwa tak orzekł na korzyść żyda, że żyd uzyskał co tylko chciał od wyższych władz. Nieprawdą jest, że przed pięciu laty były cztery szynki, bo przed pięciu laty było aż osiem szynków, a teraz w obecnym czasie jest tylko pięć szynków. A że Szanowny przyjaciel Choczni powiada, że naczelnik gminy, Antoni Sikora, ma brak sprężystości do piastowania urzędu naczelnika gminnego, bo nie ukończył doktoratu praw, a za przeciąg swego urzędowania 5-letniego, nie mógł nabrać tyle świadomości ustaw i wszelkich rozporządzeń, jak inni, którzy przez 20 lub 25 lat byli wójtami. Podpisani: Antoni Sikora, wójt, asesorowie i radni.

Wcześniej, bo już w numerze z 5 lipca swoje sprostowania umieścili Antoni Styła, Wojciech Malata i zarząd Kółka Rolniczego:

Zarząd Kółka rolniczego pisze:

W owym artykule przyjaciel Choczni widzi przyczynę złego między innymi także w tem, że „brak Kółka rolniczego” i pyta patetycznie: A gdzie są fundusze Kółka rolniczego, które do r. 1895 były i nowy Zarząd je odebrał? Jakimś dziwnym sposobem przyjaciel Choczni wie, że fundusze Kółka rolniczego były do r. 1895 t. j. do czasu, dopóki przewodniczącym był p. Józef Czapik, a dowiedział się tego może od tegoż p. Czapika, mógł więc i obecnie u niego zasięgnąć informacyi, a dowiedziałby się, gdzie teraz są. Wszak jeszcze w lutym b. r. doradzał p. Czapik wdowie po skarbniku Kółka roln., jak ma postąpić przy oddaniu tych funduszów nowowybranemu przez Zarząd Kółka roln. skarbnikowi, byłby więc autorowi chętnie udzielił wiadomości o stanie funduszów Kółka roln., chyba że „przyjaciel Choczni” znajduje się hen za granicami Choczni i chcąc się coś dowiedzieć, powoduje sprostowanie. Otóż aby przyjaciela Choczni uspokoić oświadczamy mu, że fundusze Kółka rolniczego są u skarbnika tegoż Kółka i że jest Zarząd wybrany na walnem zgromadzeniu.

Podpisani: Adam Ruliński sekretarz Kółka roln. Franciszek Wcisło zastępca przewodniczącego.

Autor artykułu stara się w artykule wymienionym poniżyć obywateli całej Choczni i pisze między innymi zohydzaniami i to, że „długów w Kasie oszczędności i innych zakładach wekslowych i hipotecznych, jak włosów na głowie”. Za obowiązek swój uważam odeprzeć ten zarzut, prostując go o tyle, że Chocznia według swojej liczby mieszkańców i wartości realności, mniej jest obdłużona niż inne gminy w powiecie, porównując wartość jednej i drugiej. Wiadomości pod tym względem nabyłem jako członek Dyrekcyi Kasy oszczędności w Wadowicach.

Antoni Styła z Choczni.

Pisze autor pomiędzy innymi paszkwilami i ten, że w Choczni „po całych nocach szynki otwarte, bo oprócz publiczności sami zwierzchnicy gminy w nich bawią”. Nie prawdą jest, jakoby po całych nocach szynki były otwarte w Choczni, bo ustawa państwowa z roku 1877 19 lipca ogranicza ściśle takowe, a przynajmniej podpisany jako szynkarz ściśle się takowej trzymam. Dalej nieprawdą jest, że nieszpory odbywają się przy szklance, bo jako chrześcianin katolik, a w dodatku asesor gminy Choczni na tobym się nie zgodził. Zarzut wydrukowany, że „zwierzchnicy w szynkach po całych nocach bawią” może się odnosić tylko do mnie, bo jako asesor mieszkam we swoim własnym domu, w którym mam szynk koncesyonowany, to przecież i nie może być zarzutem dla mnie, bo ze swojego domu nie mogę na noc iść do cudzego mieszkać. Autor robi zarzut z tego powodu nieuzasadniony zwierzchnikom gminy Choczni, który w artykule „Prawdy”, kto nie wie o tem, wygląda rażąco. A wyrostki, o których autor pisze, z tego powodu nie mogą się gorszyć, ale odwrotnie, bo przecież jako obywatel i asesor staram się o moralność i porządek w gminie, tylko autor zohydza Chocznian najniesłuszniej. Tyle na razie co do szynku podpisanego.

Wojciech Malata asesor i szynkarz.

Swoje sprostowanie do „Prawdy” nadesłał także kierownik szkoły Adam Ryłko:

W korespondencyi „Przyjaciela Choczni” umieszczonej w nrze 25 „Prawdy” p. t. „Smutne wieści z Choczni” znajduje się zdanie:.... „może donoszą o tem, że jest czytelnia..., ale to nie jest prawdą”. Ponieważ wyrażenie to mogłoby Towarzystwu Oświaty ludowej w Krakowie podsunąć słuszne przypuszczenie, że przedkładane corocznie sprawozdania moje o stanie Czytelni tutejszej są fikcyjne, przeto oświadczam, że wbrew twierdzeniu szan. „Przyjaciela” Czytelnia w Choczni faktycznie istnieje. Na dowód służę kilku datami. Czytelnia posiada obecnie 225 książek. W roku 1901/2 było 95 czytelników, którzy wypożyczyli od 1 listopada do końca kwietnia 1193 książeczek. W bieżącym roku postarałem się nawet o osobną szafkę na książki, za którą z własnej szkatuły najpierw zapłaciłem, a potem zarządziłem drobne, centowe składki między czytelnikami; również i grono nauczycielskie z wbnym ks. katechetą nie poskąpiło znacznych datków na ten cel, za co przy tej sposobności za zezwoleniem szan. Redakcyi, serdeczne dzięki im składam. Że dotąd jeszcze nie ściągnąłem wydanych pieniędzy, o to już mniejsza. Jakie zaś okoliczności składają się na to, że czytelnia ta nie rozwija się może tak, jakby sobie tego szan. „Przyjaciel Choczni” widocznie życzył, nie uważam za stosowne, w tem miejscu się tłómaczyć. W końcu — pozwoli jeszcze szan. Redakcya — dziękuję szan. „Przyjacielowi Choczni” za przychylne wyrażenie się o gorliwości tutejszego nauczycielstwa.

Z poważaniem, Adam Ryłko, kierownik szkoły.

Pomijając akcenty polemiczne cytowany wyżej artykuł i wszystkie sprostowania wnoszą ciekawe informacje na temat sytuacji w Choczni na początku XX wieku.

poniedziałek, 20 maja 2024

Odezwa z Choczni "Do Braci Polaków" w 1894 roku

 W grudniu 1893 roku metropolita lwowski arcybiskup Seweryn Morawski i jego dwaj biskupi pomocniczy wystosowali wspólny list pasterski do wiernych, w którym między innymi potępili pisma ludowe "Wieniec", "Pszczółkę" i "Dzwon", jako "wielce zgubne, szkodliwe i niebezpieczne, które lubo sztandar katolicki wywieszają, ducha jednak katolickiego nie mają".

Wymienione wyżej tytuły były licznie prenumerowane przez chocznian, czytane i szeroko komentowane. Nic więc dziwnego, że odkąd ich lektura stała się grzechem, z którego należało się spowiadać, grupa mieszkańców wsi skupiona wokół Antoniego Styły wystąpiła w ich obronie z wierszowaną odezwą "Do Braci Polaków". Została ona wydrukowana w Czadcy na Węgrzech (dziś Słowacja) przez wydawcę "Wieńca", "Pszczółki" i "Dzwonu", którym był znany działacz ludowy ksiądz Stanisław Stojałowski.

Jej treść była następująca:

Ej, bracia Polacy! Źle się u nas dzieje,  

Bo się apostolska władza bardzo chwieje. 

 Do pokuty wszyscy! Prośmy Boga za nich, 

 Aby Duch Najświętszy raczył wstąpić na nich.

 Żeby Bismarkowskie czyny porzucili, 

 A do swojej świętej nauki wrócili. 

 Bo zdeptali godność, która dla nas świętą, 

 A zrobili krzywdę straszną, niepojętą. 

Znieważyli kościół, a w nim kazalnice, 

Zakazali czytać „Pszczółkę", "Dzwon" i „Wieńce" 

 To już nie Duchowni — lecz faryzeusze! 

(Tak się z bólem serca już wyrazić muszę.) 

 Nieszczęśliwi ludzie/ coście porobili, 

 żeście tak okropnie w kościołach bluźnili? 

 Wy służycie „wielkim" a nie Kościołowi, 

 I tak polujecie, który więcej złowi... 

 Łowicie honory i marności świata — 

 Biedny Stojałowski broni swego brata.

Wie w jakiejśmy nędzy i w jakiej niedoli,

Więc go za nędznymi bardzo serce boli. 

 I tak cierpi z nami, żeby nam coś ulżył, 

 Tem się nam maluczkim ogromnie zasłużył. 

My byśmy już za nim do ognia skoczyli,

 A nie dopuścimy, by go nam dręczyli. 

Bo On nam Mojżeszem i wiedzie z niewoli, 

 A my, choć po kroku — stąpamy powoli, 

 A wy nas gonicie, byśmy pospieszyli, 

 Boście nam naszego Obrońcę zelżyli. 

 Lecz my się lękamy o wodza dobrego, 

 I dajemy baczność, bo to coś strasznego. 

 A wy strachy głupie w kościele prawicie, 

 Żeście w domu Bożym — o tem nie baczycie... 

 O wy trzej straszliwi ludu faraony, 

 Co się przyczyniacie wielkim do obrony! 

 Wy nas popychacie do takiej niewoli, 

 A nas uciśnionych bardzo serce boli... 

 Trzy filary wiary na pewno spruchnialy, 

 A przy nich się inne, mniejsze połamały. 

 Czy nie macie uszów Księża i Biskupi, 

 Gdy dawno wołamy, że chłop nie tak głupi? 

 Wie że Wy czytacie, a nie macie grzechu, 

A głupstwa pleciecie, nam chłopom do śmiechu. 

 Przeklęstwa sypiecie, zły duch przez Was beczy, 

 Bajecie w kościołach tak dziwaczne rzeczy. 

 Znamv przykazania, wszystkie prawdy Boże, 

 Za „Pszczółkę", „Dzwon" „Wieńca" grzechu być nie może ! 

Tak przeciw tym głosom już protestujemy, 

 Rachujcie, wiele nas — co podpisujemy!

Pod odezwą oprócz Antoniego Styły, który rok później został wybrany na posła do Sejmu Galicyjskiego, podpisali się:

- jego brat Karol Styła, kolejarz,

- Wojciech Bąk, przyszły radny gminny w Choczni,

- Józef Siwiec, rymarz, najstarszy z tego grona,

- Antoni Ścigalski, wtedy zastępca radnego, później radny i członek Rady Szkolnej Miejscowej,

- Wincenty Wójcik, radny, przyszły członek Rady Szkolnej Miejscowej.

piątek, 13 grudnia 2019

Zażalenie Antoniego Styły na postępowanie wadowickiego weterynarza

19 stycznia 1917 roku były już poseł z Choczni Antoni Styła wniósł do ck Prezydium Namiestnictwa w Białej zażalenie na postępowanie wadowickiego weterynarza Włodzimierza Terleckiego wobec jego osoby, osoby jego syna Jana i wobec innych chocznian,  o następującej treści:

Wysokie Prezydyum !
W dniu 4 stycznia 1917 na jarmarku w Wadowicach - na targowicy bydła - ck weterynarz Włodzimierz Terlecki prowadził urzędowanie w następującej formie:
Gdy syn podpisanego Jan Styła, gospodarz z Choczni, prosił ck weterynarza o przepuszczenie go z buhajem do targowicy, a to ze względu na niebezpieczeństwo, jakie na wypadek spłoszenia się buhaja mogło grozić ludności gęsto przy wejściu stłoczonej, wówczas ck weterynarz skierowawszy się ku synowi z rozmachem uderzył go w pierś pięścią i odepchnął a przytem zelżył go słowy: 
"Stul pysk, jak cię, psiakrew, gwizdnę w łeb !", 
poczem zaaresztował go, a po ściągnięciu generaliów zawarł go w budzie targowej, ograniczając jego wolność bez uzasadnionego powodu przez jakiej półtorej godziny. Zajściu temu przyglądały się tłumy ludności. Podpisany, dowiedziawszy się o zawarciu syna w budzie, zbliżył się do tej budy i przez otwór wypytywał się syna o przyczynę zaaresztowania. Gdy to zobaczył ck weterynarz, krzyknął na podpisanego: 
"A ty co tutaj chcesz !",
gdy zaś podpisany przedstawił, iż jako ojciec informuje się u syna o przyczynie aresztowania, wówczas ck weterynarz ze słowy:
"Co cię to obchodzi",
chwycił silnie podpisanego za ubranie pod szyją i przytrzymywał. Równocześnie zaś słowy:
"Post ! chodź tu, bierz go !"
przywołał patrolującego landszturmistę1 Jędrzeja Bochenka i polecił mu aresztować podpisanego, co też rzeczywiście się stało. Podpisanego wprowadzono do tej samej budy targowej, w której już Jan Styła oraz jakaś płacząca kobieta siedziała, tutaj ck weterynarz odgrażał się skargami na podpisanego u ck Radcy namiestnictwa, wreszcie odzywając się:
"Idź tam i stój w kącie!",
wskazał podpisanemu, jak żakowi szkolnemu, kąt w budzie, w którym podpisany przestał dobry kwadrans, poczem ck weterynarz wypuścił go. 
Podpisany natychmiast udał się do ck Radcy namiestnictwa z zażaleniem na zachowanie się ck weterynarza, ck Radca namiestnictwa zażalenie polecił wnieść na piśmie, co też niniejszem się uskutecznia.
Jednem słowem ck weterynarz traktował podpisanego nie jak obywatela, ale co najmniej jakby swego pastucha !
Aresztowanie podpisanego ani prawem ani okolicznościami nie uzasadnione, wywołało na targowicy wśród licznie zgromadzonej ludności zgorszenie. 
Ale nie tylko z podpisanym i jego synem w taki sposób ck weterynarz postąpił. W tym samym bowiem dniu także i Jakóba Pindla, gospodarza z Choczni, uderzył pięścią w pierś, zaś Annę Widrową, starszą gospodynię, szturknął tak silnie, że upadła na ziemię i uderzyła głową, przyczem ck weterynarz zelżył ją słowy:
"Ty stara czarownico !"
Podobne postępowanie znosi ludność już od dłuższego czasu. W szczególności ck weterynarz często do kobiet i włościan odzywa się we formie "ty", chociaż ze względu na wiek wypadłoby się inaczej odzywać. Przekleństwa i obelgi należą też do jarmarcznego repertuaru ck weterynarza. Na targach szpadą grozi i wywija lub też kijem ubija ręce, a szarpanie, szturkanie, popychanie, kopanie w tylną częśc ciała i tym podobne czynne znieważanie ludności wiejskiej widzi się często.
Na poparcie niniejszego zażalenia uprasza podpisany o przesłuchanie przynajmniej następujących świadków:
Jan Styła, Jakób Pindel, Anna Widrowa, Józef Ramenda, Ignacy Widlarz "z leczerówki"2, Zofia Pindel, Antoni Pindel, Franciszka Czapikowa, Tomasz Góralczyk- wszyscy z Choczni, Wojciech Mrzygłód we Frydrychowicach, Jan Mirowicz landszturmista Kraków, Jędrzej Bochenek, landszturmista w Wadowicach. 
Świadków może podpisany podać jeszcze więcej. Podpisany uprasza nawet, by na okoliczność, jak zachowuje się na jarmarkach ck weterynarz Wysoka ck Władza raczyła na podstawie paszportów i certyfikatów wydawanych poszczególnym hodowcom bydła na sprzedaż bydła, przesłuchać wszystkich, którzy wprowadzając bydło na targowicę mieli styczność z ck weterynarzem i ten sposób przekonać się, na jak ciężką próbę wystawia ck weterynarz cierpliwość znieważanej czynnie i słownie ludności wiejskiej.
Można mieć wyobrażenie już choćby z tego, że nawet podpisanego, który przez 11 lat był reprezentantem ludności wiejskiej w Sejmie krajowym ck weterynarz w tak nieobywatelski sposób potraktował. Obejście się z innymi włościanami w stosunku do zachowania się ck weterynarza odnośnie do podpisanego, jest jeszcze daleko więcej nietaktowniejsze, co choćby z treści niniejszego zażalenia jest widoczne. 
Nietakt ck weterynarza, nie tylko, że ubliża powadze urzędu, tem więcej, że ck weterynarz urzęduje w uniformie i pod szpadą, ale wywołuje zgorszenie i rozgoryczenie wśród ludności. Trudno się pogodzić z tem, że wprowadzona przez ck weterynarza Terleckiego forma urzędowania na jarmarkach wchodziła w zwyczaj, a tak już niestety jest ! 
W tym stanie rzeczy podpisany tak w publicznym, jak i własnym interesie uprasza: Wysoka ck Władza raczy zwrócić uwagę na zachowanie ck weterynarza Włodzimierza Terleckiego i poczynić stosowne zarządzenia, by ck weterynarz dał za swe postępowanie satysfakcję i na przyszłość w innej formie przeprowadzał na jarmarkach urzędowanie.
                                                                                        Antoni Styła.

Ponieważ Antoni Styła nie otrzymał przez 5 miesięcy odpowiedzi na swoje zażalenie, to jego byli koledzy posłowie ludowi wnieśli w tej sprawie w czerwcu 1917 roku interpelację do ministerstwa spraw wewnętrznych. 
Podnieśli w niej nie tylko zarzuty, co do zachowywania się weterynarza Terleckiego w stosunku do ludności wiejskiej, traktowanej przez niego jako obywatele drugiej kategorii, lżonej słowami "psiekrwie, bestyje, chamy, czarownice, draby, itp." i maltretowanej fizycznie, ale także przeciwko nadużywaniu przez niego stanowiska w celu osiągania własnych korzyści majątkowych.
Według interpelacji Terlecki kupował przez ostatnie miesiące w celach spekulacyjnych wszystkie sprowadzane na targ w Wadowicach, Andrychowie i Kalwarii cielęta i krowy z własnych funduszy, ale nie po cenach rynkowych, lecz znacznie zaniżonych, wyznaczanych przez niego samego, jako klasyfikatora wartości bydła. Zakupione bydło przechowywał następnie rozlokowane u znajomych, w oczekiwaniu na nieuchronny wzrost cen, na który wpływ miała tocząca się wojna i braki w zaopatrzeniu.
Natomiast wcześniej miał osiągać niezasłużone korzyści przez współpracę z wadowickim rzeźnikiem Gładyszem, polegającą na tym, że dzięki zarządzeniom weterynarza Gładysz miał pierwszeństwo w zakupie bydła od chłopów i to oczywiście po zaniżonych cenach, które wyznaczał Terlecki. Cenę zakupu dla Gładysza zbijał on nie tylko zaniżając jakość bydła, ale nawet odliczając po kilka kilogramów z każdej sztuki z tytułu wagi postronka, na którym została na jarmark przyprowadzona. 


1 landszturmista- żołnierz formacji pomocniczych, ze względu na wiek lub stan zdrowia pełniący służbę porządkową. 
2 Leczerówka lub Lecierówka- nazwa byłego majątku rodziny Letscher w Choczni, położonego w centralnej części wsi.

środa, 6 listopada 2019

Budowa szkoły w latach 1908-1911

Na początku XX wieku liczba dzieci uczęszczających do szkoły w Choczni Dolnej była tak duża, że dotychczasowy budynek szkolny nie był w stanie ich pomieścić i zachodziła konieczność wynajmowania pomieszczeń na cele szkolne w nieodległych prywatnych domach.
Dlatego też Rada Gminna w Choczni postanowiła zbudować nowy obiekt szkolny w tym samym miejscu, co istniejący do tej pory.
W czerwcu 1908 roku Rada Szkolna Krajowa wyraziła zgodę na budowę nowej szkoły w dolnej części wsi, który miał posiadać sześć pomieszczeń lekcyjnych. Chocznianie postanowili jednak, że niezbędne będzie wybudowanie dwóch kolejnych sal lekcyjnych. Zatwierdzono to na zebraniu ogółu mieszkańców w obecności władz gminy i Miejscowej Rady Szkolnej w dniu 18 czerwca.
Już następnego dnia architekt Władysław Kozłowski z Wadowic poczynił odpowiednie pomiary terenu pod budowę, co było podstawą do sporządzenia szkicu sytuacyjnego i planu budowy, wysłanego niebawem do Lwowa, gdzie mieściła się siedziba Rady Szkolnej Krajowej.
Odpowiedź z zatwierdzeniem planu budowy i jej kosztów w wysokości 62 tysięcy koron dotarła do Choczni we wrześniu 1909 roku.
Dzięki staraniom mieszkającego w Choczni ówczesnego posła Antoniego Styły udało się uzyskać od rządu krajowego subwencję na budowę w wysokości 50 tysięcy koron (około 20 tysięcy dolarów amerykańskich), która została przyznana w lutym 1910 roku. Reszta miała zostać pokryta z podatku pobranego od mieszkańców i różnych funduszów miejscowych.
Tenże Antoni Styła spowodował także, że w konkursie na wykonanie nowego budynku wybrano ofertę miejscowego zespołu budowlanego, zorganizowanego przez wójta Maksymiliana Malatę. Odrzucono natomiast wyższą ofertę przygotowaną przez Jana Hawigera, inżyniera i przedsiębiorcy budowlanego z Wadowic, mimo że miała ona poparcie miejscowego inspektora szkolnego ks. Karbowskiego oraz starostwa. 
Józef Putek w nieopublikowanej "Stuletniej choczeńskiej księdze zdarzeń i ludzi" pisze, że Hawiger każdorazowo po otrzymaniu wiadomości o zamiarze budowy szkoły zamawiał w tej miejscowości uroczyste nabożeństwo za 20-30 koron z jednoczesną zapowiedzią, że "jeśli Opatrzność obdarzy go budową", to po jej zakończeniu zafunduje drugie takie nabożeństwo. Zmotywowani tym proboszczowie modlili się o powodzeni jego planów, a jednocześnie popierali jego starania u księdza inspektora Karbowskiego.
W ten właśnie sposób Hawiger w około 90% przypadków wygrywał rozprawy ofertowe. 
W Choczni postawiono jednak na własne siły i zasoby, podejmując się wykonania budynku szkoły w systemie gospodarczym, co było pierwszym tego rodzaju przypadkiem w Galicji, bacznie obserwowanym przez władze szkolne i potencjalnych naśladowców w innych miejscowościach.
Na czele gminnego zespołu do sprawy budowy szkoły stali: 
  • wójt Maksymilian Malata,
  • paler (mistrz murarski) Ludwik Woźniak,
  • restaurator Teodor Zając,
  • poseł Antoni Styła.
Wyżej wymienieni "inwestorzy w imieniu wsi" poręczyli ofertę budowy szkoły własnym majątkiem. 
W kwietniu 1910 roku wytyczono 23-arowy plac pod budowę. W tym samym czasie Miejscowa Rada Szkolna postanowiła sprzedać stary budynek szkolny wraz z budynkami gospodarczymi w drodze licytacji, zabezpieczyć tamą brzegi Choczenki obok szkoły, przywrócić prawo dojazdu i dojścia do szkoły przez parcelę Jakuba Widlarza (który wcześniej na tej drodze zbudował stodołę) i wynająć tymczasowe mieszkanie na okres obudowy dla kierownika szkoły Adama Ryłki.
Nabywcą starego drewnianego budynku szkoły został za kwotę 1820 koron miejscowy mistrz murarski Jan Turała, który rozpoczął rozbiórkę 13 kwietnia 1910 roku.
Budowę nowej szkoły rozpoczęto 11 lipca 1910 roku. Przebiegała ona w bardzo szybkim tempie- od wbicia łopat pod fundamenty do oddania budynku do użytku w stanie surowym upłynęły zaledwie cztery miesiące. Było to możliwe dzięki zaangażowanej pracy miejscowych rzemieślników:
  • Józefa Bandoły, Józefa Dąbrowskiego, Józefa Drożdża, Józefa Garżela, Władysława Komana, Jana Lipowskiego, Józefa i Karola Łopatów, Jana, Moskalika z Wadowic, Antoniego Szafrana, Aleksandra Widra, Jana Zająca (murarzy),
  • Jana Twaroga (stolarza- wykonawcy drzwi, okien, ławek i stołów lekcyjnych),
  • Michała Stuglika (cieśli),
  • miejscowych malarzy, zdunów i betoniarzy.
W toku budowy spostrzeżono, że fundamenty mogą okazać się zbyt słabe, gdyby w przyszłości nadbudowywać drugie piętro i dlatego od razu je wzmocniono i poszerzono.
We wrześniu 1910 roku Miejscowa Rada Szkolna przekazała 500 koron dla osób i firm zatrudnionych na budowie, natomiast wykonawcy część zarobku przeznaczyli na budowę Domu Ludowego w Choczni.
Z uwagi na zimę prace wstrzymano na okres od listopada do połowy marca 1911 roku, a  po ich wznowieniu przystąpiono do wykańczania wnętrz.
Protokolarne przekazanie budynku odbyło się 8 sierpnia 1911 roku. Tego samego dnia do nowego mieszkania w szkole przeprowadził się kierownik Ryłko wraz z rodziną. 
Ostateczne przekazanie budynku do użytku po drobiazgowej i surowej kontroli potwierdzającej solidne wykonanie prac nastąpiło tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego 1911/1912.
Natomiast uroczystego poświęcenia nowego obiekt dokonano 29 października 1911 roku.
Nowa szkoła była murowana, kryta dachówką, podpiwniczona, jednopiętrowa i zawierała 16 pomieszczeń- 8 sal lekcyjnych, kancelarię z gabinetem kierownika, poczekalnię, trzypokojowe mieszkanie służbowe oraz kuchnię ze spiżarnią. Przy obiekcie szkolnym wybudowano także drewutnię, stodołę i drewniane wychodki.




poniedziałek, 26 lutego 2018

Choczeńskie rody- Styłowie

Udokumentowane początki Styłów w Choczni są datowane na rok 1600, kiedy to w Wadowicach z datą 18 sierpnia zapisano chrzest Bartłomieja Stylki, syna Jakuba i Jadwigi, pochodzących z Choczni. Jakub i Jadwiga Styłowie ochrzcili później w Wadowicach jeszcze dwoje swoich kolejnych dzieci: Jana (1602) i Reginę (1604). Do ich chrztu doszło właśnie w Wadowicach, a nie w Choczni, ponieważ ówczesny wadowicki proboszcz Mikołaj Wrzaskowicz był jednocześnie administratorem parafii choczeńskiej.
W Choczni na początku XVII wieku nie prowadzono zresztą ksiąg metrykalnych, a pierwsze zapisy chrztów, małżeństw i zgonów pojawiły się dopiero po 1650 roku.
W tym okresie zamieszkiwały w górnej części Choczni sąsiadujące ze sobą dwie rodziny Styłów: Walka (Walentego) i Wicka (Wincentego), które najprawdopodobniej były ze sobą spokrewnione. Dane na ich temat zawierają zarówno księgi metrykalne, jak i spisy płatników taczma, czyli podatku kościelnego.
W latach 1655-1679 odnotowano 8 chrztów dzieci Walentego i Anny Styłów/Stilaków oraz 9 chrztów dzieci Wincentego Styły i Łucji z Matejków, czyli dzisiejszych Widlarzów. Oprócz tego pojawiają się dwa zapisy o dzieciach Adama i Katarzyny Styłów oraz jeden zapis chrztu Łukasza, syna Andrzeja Styły i Anny ze Szczepanów. Te linie Styłów jednak szybko wygasły.
Pewne zamieszanie w dociekaniach nad przeszłością Styłów w Choczni wprowadza małżeństwo zawarte w 1681 roku pomiędzy Marcinem Bylicą a Łucją Styła, wdową po Wincentym. Ta para dochowała się tylko córki Jadwigi (1684), ale w późniejszych latach potomków Łucji i jej pierwszego męża zapisywano często nie tylko jako Styłów, ale również pod nazwiskiem Bylica lub pod obydwoma tymi nazwiskami- w formie Styła vulgo Bylica. Stąd choczeńscy Bylicowie z osiemnastowiecznych metryk i ich dalsi potomkowie to faktycznie Styłowie.
W XVIII wieku utrwalił się podział wśród rodu choczeńskich Styłów na dwie główne linie, zapoczątkowane przez Wincentego i Walentego. Część tych drugich w odróżnieniu od Styłów Byliców (potomków Wincentego) zapisywano jako Styłów Kotusiów.
Kotusiowie zajmowali się nie tylko uprawą roli, ale także młynarstwem, aż do czasów II wojny światowej- od Marcina Styły Kotusia urodzonego w 1709 roku, przez Jakuba (ur. 1752), Józefa (ur. 1795), Antoniego (ur. 1846), po Michała (ur. 1904).
W spisie płatników taczma z 1711 roku (ostatnim znanym z tego okresu) widnieją nazwiska Franciszka Styły (po Walentym) oraz Pawła Styły (po Wincentym).
Podczas sporządzania Metryki Józefińskiej, austriackiego spisu własności do celów podatkowych z lat 1785-1789, Rola Styłowska usytuowana była w Niwie Srzedniej nad Sołtystwem,  w sąsiedztwie Roli Leśniakowskiej i Bryndzowskiej.
W tym samym czasie (1785) Michał Styła (ze Styłów-Byliców) był choczeńskim przysiężnym (radnym), a właściciel Choczni Jan Biberstein Starowieyski oskarżył znaczną grupę choczeńskich kmieci o bezprawne wycięcie drzew z lasu gromadzkiego w celu odbudowy zniszczonych pożarem domów (1788), wśród których byli Kazimierz Styła Kotuś i Jerzy ze Styłów Byliców.
Na miejsce Michała Styły Bylicy w 1798 roku choczeńskim przysiężnym był młynarz Jakub Styła Kotuś.
Spis płatników messaliów z 1803 roku podaje w Choczni cztery rodziny Styłów:
  • kupca Stanisława Styły spod numeru 42 (Niwa Zakościelna „Południowa”),
  • młynarza Jakuba Styły Kotusia spod numeru 113 (Zarębki i Morgi),
  • Antoniego Styły spod numeru 140 (Niwa Zakościelna „Północna”),
  • Jędrzeja Styły spod numeru 159 (Niwa Zakościelna „Północna”).

Trzydzieści lat później:
  • pod numerem 42 mieszkał Franciszek Styła,
  • pod numerem 113 Jakub Styła Kotuś,
  • pod numerem 159 Jędrzej Styła,
  • pod numerem 169 Antoni Styła (Niwa Zakościelna „Północna”).

Natomiast w kolejnym spisie własności z lat 1844-1852 ujęto siedmiu Styłów: młynarza Józefa Styłę Kotusia (nr 113), Melchiora Styłę (nr 42), Wojciecha Styłę (nr 159), Wawrzyńca i Jana Styłów (160), Wojciecha Styłę (nr 259) i Jakuba Styłę (nr 268). Parcele większości z nich znajdowały się w Niwie Zakościelnej „Północnej”, z wyjątkiem Kotusia z Zarębków oraz Majchera/Melchiora (Niwa Zakościelna „Południowa”).
Własność każdego z tych siedmiu Styłów przewyższała średnią choczeńską i pod względem powierzchni i wyliczonego dochodu rocznego.
Najmajętniejszy był Majcher Styła, właściciel ponad 17 morgów (11 w kolejności własności chłopskiej w Choczni).
Jeden z wymienionych Wojciechów sprawował natomiast funkcję przysiężnego.
Dokładnie w tym samym czasie proboszcz Komorek powołał do życia Towarzystwa Trzeźwości i Wstrzemięźliwości, do których zapisało się 17 dorosłych Styłów.
W 1866 roku podczas wojny austriacko-pruskiej w bitwie pod Nachodem poległ szeregowy 56 pułku piechoty Tomasz Styła z Choczni.
Najbardziej znanym i zasłużonym przedstawicielem rodu Styłów po połowie XIX wieku był Wojciech, syn Franciszka i Reginy z  domu Guzdek (ur. 1826). Był między innymi podwójcim (zastępcą wójta), członkiem Rady Miejscowej Szkolnej (od 1872 roku), której w latach 1877-1880 przewodniczył, współinicjatorem budowy szkoły w Choczni Górnej. W 1875 roku ofiarował 15 złotych reńskich na przelanie/powiększenie choczeńskiego dzwonu kościelnego i dodatkowo 10 zł w robociźnie przy dowozie drzewa na dzwonnicę i transporcie dzwonu z Oświęcimia do Choczni. Przy budowie aktualnego kościoła udzielał się jako wiceprzewodniczący komitetu jego budowy (1880-1886), wszedł także do zarządu Kółka Rolniczego (1891).
We wspomnianej zbiórce na dzwony w 1875 roku swoje datki złożyli również: Majcher Styła, Jan Styła syn Wojciecha, Jan Styła syn Antoniego, Jan Styła III, Antoni Styła Kotuś i Wawrzyniec Styła.
Natomiast w powołanym do życia w 1889 roku Kółku Rolniczym oprócz Wojciecha działali aktywnie Antoni Styła Kotuś (ur. 1846) i Antoni Styła, syn Jana (ur. 1863), który w 1890 roku odstąpił część swojego mieszkania na potrzeby utworzenia czytelni ludowej.
Jego działalność w Kółku Rolniczym była odskocznią do dalszej aktywności społecznej i politycznej. Już w 1895 roku niespodziewanie został wybrany na posła z okręgu Wadowice do Sejmu Krajowego we Lwowie, zostawiając w pobitym polu profesora Fryderyka Zolla z Krakowa. W Sejmie, w którym zasiadał do 1901 roku, był jednym z nielicznych chłopskich posłów. Wyróżniał się pracowitością i podnoszeniem problemów dotyczących wszystkich polskich włościan. Gdy przegrał kolejne wybory ze swoim byłym politycznym mentorem księdzem Stojałowskim, rozwinął aktywność lokalną w Kółku Rolniczym, Radzie Powiatu, Radzie Miejscowej Szkolnej i w PKO w Wadowicach oraz polityczną w PSL.
Ponownie został posłem w 1908 roku. Jego nieocenioną zasługą dla Choczni było uzyskanie wsparcia na budowę szkoły ludowej w dolnej części wsi.
Z kolei duże zasługi dla powstania szkoły w Choczni Górnej posiadał Antoni Styła Kotuś, często mylony z młodszym od siebie posłem. Różniły ich także poglądy polityczne- Kotuś był także ludowcem, ale prokościelnym, assesorem gminnym (radnym), ławnikiem sądowym, członkiem Komitetu Parafialnego i Komitetu Budowy Kościoła.
Wybuch i przebieg I wojny światowej w 1914 roku dotknął również choczeńskich Styłów.
Franciszek Styła, młodszy brat posła Antoniego (ur. 1874) dostał się w 1914 roku do niewoli rosyjskiej jako żołnierz 16 pułku piechoty i zmarł w guberni twerskiej w 1915 roku.
W rozpoczętej w 1919 roku wojnie polsko-bolszewickiej brał natomiast udział syn posła Antoniego- Stanisław Styła (ur. 1902), późniejszy funkcjonariusz służby celnej. Według napisu na nagrobku za udział w tej wojnie otrzymał stopień podporucznika i krzyż nadawany od 1990 roku jej żyjącym uczestnikom.
Sam Antoni Styła w niepodległej Polsce zrezygnował na rzecz zięcia Józefa Putka z pierwszego miejsca na liście PSL-Lewica w wyborach do Sejmu RP. Został przewodniczącym Powiatowej Rady PSL Lewica (1920). Był również członkiem zarządu Chłopskiego Towarzystwa Wydawniczego (od 1922 roku) z siedzibą w Choczni, zastępcą przewodniczącego Powiatowej Rady Chłopskiej (1922) oraz kandydatem w wyborach do senatu z ramienia PSL Lewica i Wyzwolenie. 
Jego syn Jan Styła (ur. 1887) pełnił funkcję skarbnika Kasy Stefczyka w Choczni do czasu, gdy przeprowadził się do wielkopolskiego Żabna.
Trzeci syn Antoniego- Władysław Styła (ur. 1903)- został w 1935 roku prezesem odrodzonego w Choczni Towarzystwa Gimnastycznego Sokół.
W tym czasie nie żył już jego ojciec, który w 1933 roku zginął pod kołami pociągu w Kleczy, pozostawiając po sobie pogrążonych w żalu dwanaścioro dorosłych dzieci i licznych choczeńskich ludowców - link i link.
W kampanii wrześniowej 1939 roku do niewoli niemieckiej pod Łowiczem dostał się Julian Styła (ur. 1909) i został osadzony w stalagu. W 1942 roku okupanci niemieccy zburzyli młyn Styłów-Kotusiów, największe tego typu przedsiębiorstwo w przedwojennej Choczni i wysiedlili jego ostatniego właściciela Michała Styłę.
Po zakończeniu wojny tenże Michał Styła wszedł w 1945 roku w skład Gminnej Rady Narodowej w Wadowicach, w 1947 roku znalazł się w Radzie Nadzorczej reaktywowanej na krótko Kasy Stefczyka, a w 1948 roku w Gminnej Komisji Drogowej.
Władysław Styła, najmłodszy syn posła Antoniego, zamieszkiwał w Wadowicach i mimo inwalidztwa często odwiedzał Chocznię, pomagając choremu szwagrowi Józefowi Putkowi w korespondencji i redagowaniu pism. Jedna z jego sióstr – Anna Gurdek wywędrowała aż do Urugwaju, gdzie działała w związku „Wolna Polska” i prowadziła audycje polonijne w radio Montevideo, a kolejna- Aniela Szczur została wybrana w 1951 roku do Gminnej rady Narodowej w Choczni.
Oprócz Anny Gurdek z domu Styła z grona choczeńskich emigrantów noszących nazwisko Styła wymienić można: Antoniego, Franciszka, Franciszkę, Honoratę i Ludwika (wszyscy w USA).
Niestety w okresie powojennym liczba choczeńskich Styłów znacznie się zmniejszyła. W 1965 roku podczas spisu powszechnego zanotowano w Choczni tylko dwa gospodarstwa należące do Styłów (Michała i Czesława).
Z kolei licznych potomków posła Antoniego spotkać można poza Chocznią i na emigracji.
Zasięg występowania nazwiska Styła w przeszłości również nie ograniczał się tylko do Choczni. Występowało na przykład w Andrychowie, Inwałdzie, Rzykach, Wadowicach i Woźnikach.
Józef Putek w swoich publikacjach historycznych sugeruje, że Styłowie należeli do osadników na prawie wołoskim, sprowadzonych w XVI lub w XVII wieku przez miejscowych starostów. Osadnicy ci wywodzili się głównie z terenów obecnej Słowacji i nie byli jednolici pod względem etnicznym. Tej hipotezie sprzyja dawna obecność Styłów w Rzykach, wsi w całości lokowanej na prawie wołoskim i występowanie podobnych nazwisk na Słowacji (Stilko, Stilla).
Jeżeli chodzi natomiast o źródła pochodzenia nazwiska Styła, to dr Teresa Kolber w „Słowniku nazwisk mieszkańców dekanatu wadowickiego” podaje kilka możliwości:
  • styl (rylec, rękojeść łopaty),
  • still (z niemieckiego cichy, skryty, milczący, nieruchomy),
  • styć (spuchnąć, utyć),
  • przezwisko człowieka wysokiego i szczupłego.

piątek, 29 września 2017

Choczeńska kronika sądowa

Wyrokiem c.k. Sądu Wojennego w Krakowie z kwietnia 1864 roku:

  • Franciszek Kobiałka lat 34, właściciel gruntu z Choczni, został skazany na 14 dni aresztu w sztokhauzie1, zaostrzonego dwurazowym postem i jednorazowym twardym łożem2 w każdym tygodniu, za przestępstwo przeciw publicznym zarządzeniom.
  • Wawrzyniec Nowak lat 23, ekonom z Choczni, został skazany na miesiąc więzienia zaostrzonego jednodniowym postem w każdym tygodniu, za posiadanie cudzych dokumentów legitymizacyjnych.
za "Gazetą Lwowską" z 13 maja 1864 roku

----
Wydział II Karny Sądu Okręgowego w Wadowicach w dniu 14 stycznia 1930 roku wydał list gończy (2622-IV-30) za Janem Turałą, synem Wojciecha i Marii, urodzonym 27.06.1886 roku w Choczni powiat Wadowice, tamże przynależnym i ostatnio zamieszkałym, wyznania rzymsko-katolickiego, żonatym, oskarżonym z paragrafu 1573

"Gazeta Śledcza" z 8 lutego 1930 roku
----
"Dziennik Wileński" z 20 maja 1936 roku donosił:

W krakowskim sądzie apelacyjnym rozpatrywana była sprawa tocząca się pomiędzy byłym posłem Putkiem, a byłym posłem Fidelusem
Tło sprawy przedstawia się następująco: z końcem listopada 1930 roku w związku z procesem Centrolewu4 teść posła Putka, Antoni Styła i niejaki Maksymiljan Malata, wręczyli Fidelusowi 5.200 złotych, z tem, że 5.000 złotych miał w płacić jako kaucję w sądzie w Warszawie za dr Putka, a 200 zł. miał wręczyć Putkowi oczywiście, o ileby ktoś nie złożył poprzednio żądanej kaucji za Putka. 
Pan Fidelus w Warszawie oczywiście nie złożył otrzymanych pieniędzy, gdyż Putka wypuszczono na wolność. Natomiast w stolicy zetknął się z prezesem Stronnictwa Ludowego, Malinowskim i posłem Wojciechem Rogiem , którzy słysząc o posiadanych przez Fidelusa pieniądzach oświadczyli mu, iż jest winien 2.200 złotych, jako wkładkę za prowadzenie agitacji wyborczej. Wobec tego może na razie wziąłby odnośną kwotę z pieniędzy dr Putka i wpłacił je Stronnictwu Ludowemu, przeciw czemu niewątpliwie nie będzie miał nic dr Putek. 
Poseł Fidelus usłuchał tej rady. Widząc się z dr. Putkiem zawiadomił go o tej transakcji, na co dr. Putek zupełnie nie zareagował. Dopiero po roku dr. Putek złożył doniesienie o sprzeniewierzeniu. 
Sąd w Wadowicach jako pierwsza instancja zasądził oskarżonego Fidelusa na 7 miesięcy więzienia, umarzając mu połowę kary na podstawie amnestji. Dr. Putek wystąpił wówczas również ze skargą cywilną. Uzyskał zajęcie djet poselskich i ponadto częściowe zajęcie płacy wójtowskiej, ponieważ poseł Fidelus był równocześnie naczelnikiem gminy w Zembrzycach. 
Poseł Fidelus zamiast odsyłać część zajętą przed sąd dr Putkowi wypłacał sobie całą kwotę miesięcznego wynagrodzenia. Za to przestępstwo został skazany na 10 miesięcy, którą to karę umorzono mu w połowie na mocy amnestji. Na onegdajszej rozprawie apelacyjnej sąd skazał Fidelusa na 6 miesięcy aresztu, zawieszając mu karę na lat 5, nakładając pozatem na niego obowiązek wypłacenia resztującej kwoty dr. Putkowi 1.000 złotych do dnia 1 maja 1937 roku.

----
1 sztokhauz = więzienie (z niemieckiego).
2 kara twardego łoża polegała na spaniu na gołej drewnianej pryczy.
3 paragraf 157 obowiązującego nadal austriackiego kodeksu karnego z 1852 roku ((Strafgesetz über Verbrechen, Vergehen und Uebertretungen) dotyczył ciężkiego uszkodzenia ciała.
4 proces Centrolewu (inaczej proces brzeski) przeprowadzono w dniach 26 października 1931–13 stycznia 1932 r. przed Sądem Okręgowym w Warszawie.Prokurator zarzucał oskarżonym, że w okresie od roku 1928 do 9 września 1930 roku "po wzajemnem porozumiewaniu się i działając świadomie, wspólnie przygotowywali zamach, którego celem było usunięcie przemocą członków sprawującego w Polsce władzę rządu i zastąpieniu ich przez inne osoby, wszakże bez zmiany zasadniczego ustroju państwowego". Zamierzonego zamachu jednak nie dokonali z powodu udaremnienia ich akcji przez władzę. Wśród oskarżonych 11 osób był również Józef Putek, skazany na 3 lata więzienia.

poniedziałek, 26 października 2015

Choczeńscy ludowcy- współpracownicy Józefa Putka

Na różnych etapach działalności Józefa Putka w ruchu ludowym współpracowało z nim wielu choczeńskich aktywistów i działaczy społeczno-politycznych, wspierających go w jego decyzjach i wyborach.

Do grona najbardziej znanych postaci z tego grona należeli:
  • Andrzej Zając (1877-1960) działacz Kasy Stefczyka, przedwojennej spółdzielni mleczarskiej i "Sokoła", zastępca przewodniczącego "Chłopskiego Stowarzyszenia Wydawniczego" wydającego "Chłopski Sztandar", radny- członek zarządu rady gminnej w Choczni, korespondent "Przyjaciela ludu". Z zawodu rolnik, ogrodnik i dozorca więzienny w Wadowicach
  • Władysław Świętek (1886-1956) działacz Kasy Stefczyka, PSL "Wyzwolenie" i "Chłopskiego Stowarzyszenia Wydawniczego", wieloletni sołtys wsi. Z zawodu rolnik i mierniczy. Szerzej o nim w osobnym artykule (LINK)
  • Karol Ścigalski (1887-1920) wice-wójt Choczni przed I wojną światową, działacz "Sokoła", kasy zapomogowo- pożyczkowej, kółka rolniczego i PSL Lewica. Z zawodu rolnik. Współpracował z Józefem Putkiem na wczesnym etapie jego działalności społeczno-politycznej
  • Tomasz Szczur (1887-1963) działacz "Sokoła", Kasy Stefczyka, radny gminny i gromadzki, sekretarz "Chłopskiego Stowarzyszenia Wydawniczego" i gminnego koła PSL "Wyzwolenie". Po II wojnie światowej zastępca przewodniczącego Gminnej Rady Narodowej w Choczni i ławnik sądu okręgowego w Wadowicach
  • Kazimierz Szczur (1883-1957) członek zarządu gminy Chocznia w okresie międzywojennym, a potem radny gromadzki, działacz kasy zapomogowo-pożyczkowej i ruchu ludowego. Po II wojnie światowej wiceprezes powiatowego zarządu PSL, członek prezydium Gminnej Rady Narodowej w Choczni, ławnik i przewodniczący Komitetu Elektryfikacyjnego. Brat wymienionego wyżej Tomasza Szczura
  • Antoni Styła (1863-1933) polityczny mentor Józefa Putka i jego teść. Między innymi: poseł do Galicyjskiego Sejmu Krajowego we Lwowie, działacz rady naczelnej PSL Lewica, zarządu PSL Wyzwolenie i "Chłopskiego Stowarzyszenia Wydawniczego", kółek rolniczych, kasy zapomogowo- pożyczkowej. Szerzej o nim w osobnym artykule (LINK)
  • Wojciech Rokowski (1865-?) po powrocie z emigracji zarobkowej w USA sekretarz gminnego PSL, członek Rady Naczelnej Polskiego Stronnictwa Ludowego Lewica, działacz "Sokoła", kółka rolniczego i Kasy Stefczyka 
  • Antoni Romańczyk (1891-1948) wice-wójt Choczni po I wojnie światowej, działacz PSL Lewica, PSL Wyzwolenie i Kasy Stefczyka, pełnomocnik wyborczy, radny gromadzki
  • Maksymilian Malata (1871-1945) wieloletni wójt, zatrudnił na stanowisku pisarza gminy młodego Józefa Putka, będącego wówczas na początku swojej drogi politycznej. W późniejszym okresie jego doradca, współpracownik i przyjaciel. Działacz PSL Lewica, PSL Wyzwolenie, "Sokoła", kasy zapomogowo- pożyczkowej, "Chłopskiego Stowarzyszenia Wydawniczego". Szerzej o nim w osobnym artykule (LINK)
  • Kacper Legut (1878-1974) członek rad nadzorczych: PSL Wyzwolenie i Kasy Stefczyka, z zawodu szewc
  • Klemens Guzdek (1880-1950) członek zarządu: PSL Wyzwolenie i gminy Chocznia w okresie międzywojennym, rady nadzorczej Kasy Stefczyka, radny powiatowy i gromadzki, wiceprzewodniczący komitetu parafialnego
  • Leon Bąk (1898-1968) przed II wojną światową działacz Kasy Stefczyka w Choczni i radny gromadzki, a po jej zakończeniu wójt Choczni, wiceprzewodniczący Komitetu Elektryfikacyjnego, sekretarz prezydium GRN  w Choczni. Szerzej o nim w osobnym artykule (LINK)
  • Władysław Babiński (1916-1989) działacz młodszej generacji współpracujący z Józefem Putkiem po II wojnie światowej, pełnił funkcję wójta Choczni.
Część wymienionych osób znajduje się na zbiorczej fotografii, zamieszczonej tutaj (LINK) oraz na starszym, przedwojennym zdjęciu działaczy kasy zapomogowo- pożyczkowej:


Od lewej siedzą: Klemens Guzdek, Władysław Świętek, Józef Putek, Andrzej Zając, Maksymilian Malata. Pierwszy z siedzących od prawej strony to Tomasz Szczur, pierwszy z stojących od lewej strony to Kacper Legut.




piątek, 15 maja 2015

Antoni Styła - poseł i działacz ludowy

Antoni Styła (urodzony 16.01.1863 w Choczni- zmarł 26.07.1933 w Kleczy Dolnej)
rolnik, poseł i działacz ludowy z Choczni.

Właściciel dużego w skali choczeńskiej gospodarstwa rolnego, położonego w środkowej części wsi (w pobliżu stacji kolejowej), o powierzchni około 15 morgów. Po raz pierwszy jego publiczna aktywność jest odnotowana w 1889 roku, kiedy to działał w choczeńskim kółku rolniczym. Był w tym czasie zwolennikiem poglądów ks. Stojałowskiego, propagującego aktywność chłopów przez tworzenie kółek rolniczych, komitetów wyborczych, rozwój oświaty ludowej, organizację wieców, demonstracji i obchodów rocznicowych.
We wrześniu 1895 roku Antoni Styła został wybrany posłem z okręgu Wadowice do galicyjskiego Sejmu Krajowego we Lwowie, pokonując profesora Fryderyka Zolla z Krakowa stosunkiem głosów 141:64. W Sejmie Krajowym zasiadał do 1901 roku, będąc członkiem komisji petycyjnej. W 1896 roku składał interpelację w sprawie budowy drogi Osiek-Wadowice, w 1897 roku w sprawie nieprawidłowości w działalności wójta Choczni Józefa Czapika (szczegóły tutaj), a w 1900 roku w sprawie pobierania opłat kościelnych w Radoczy. Brał również udział w delegacji parlamentu do Rady Państwa w Wiedniu.
Od 1900 roku był członkiem Rady Naczelnej Stronnictwa Ludowego (od 1903 działającego jako Polskie Stronnictwo Ludowe). 
W 1901 roku był zastępcą członka komisji licencyalnej Towarzystwa Rolniczego w Wadowicach. Od 1903 roku pełnił funkcję przewodniczącego Rady Miejscowej Szkolnej. Jako działacz kółek rolniczych w 1907 roku prowadził pole doświadczalne z owsem i jęczmieniem jarym.
W 1908 roku został ponownie wybrany posłem do galicyjskiego Sejmu Krajowego we Lwowie, otrzymując 52% głosów. W tej kadencji (do 1913 roku) pracował jako członek komisji administracyjnej, podatkowej i solnej, wnosząc między innymi petycję w sprawie subwencji na budowę siedziby dla Towarzystwa Rolniczego w Wadowicach  (1908).
Oprócz obowiązków poselskich był w tym czasie dyrektorem Powiatowej Kasy Oszczędności w Wadowicach oraz członkiem rad nadzorczych kas zapomogowych (w tym przewodniczącym rady nadzorczej choczeńskiej spółki zapomogowo-pożyczkowej). Zasłużył się przy budowie szkoły w Choczni Dolnej (1910), jako organizator funduszów na jej budowę oraz jeden z czterech inwestorów w  imieniu wsi. 
W 1913 roku kandydował ponownie na posła, tym razem bezskutecznie.  Od 1914 roku był członkiem Rady Naczelnej Polskiego Stronnictwa Ludowego-Lewica. W tym samym 1914 roku stacjonował u niego w domu Franciszek Pększyc-Grudziński, komendant ćwiczącego w Choczni batalionu rekruckiego Legionów Polskich.
Po I wojnie światowej zrezygnował na rzecz Józefa Putka z pierwszego miejsca na liście PSL-Lewica w wyborach do Sejmu RP. Został przewodniczącym Powiatowej Rady PSL Lewica (1920). Był również członkiem zarządu Chłopskiego Towarzystwa Wydawniczego (od 1922 roku) z siedzibą w Choczni, zastępcą przewodniczącego Powiatowej Rady Chłopskiej (1922) oraz kandydatem w wyborach do senatu z ramienia PSL Lewica i Wyzwolenie. 
Jego wygląd fizyczny z tego okresu tak opisuje Józef Turała w "Kronice wsi Chocznia":
(...) Był to mężczyzna okazały, więcej niż średniego wzrostu, barczysty i silnie zbudowany. Dobrej tuszy, gdyż ważył pewno około 90 kg, włosy u niego i wąsy prawie czarne, zawsze bardzo rozmowny i życzliwy dla mnie.(...)
W procesie brzeskim w 1931 roku zeznawał w sprawie Józefa Putka, jako świadek wydarzeń związanych z protestami po rozwiązaniu Zarządu Gminy Chocznia. W 1932 roku brał udział w strajku rolnym, za co został skazany na kilka tygodni więzienia. Karę odsiadywał w więzieniu w Wadowicach.  
Zginął pod kołami pociągu w Kleczy. Pochowany pod innym nazwiskiem na miejscowym cmentarzu został później ekshumowany i powtórnie pochowany w Choczni, bez pogrzebu kościelnego, którego odmówił mu, jako samobójcy,  proboszcz Dunajecki (szczegóły na ten temat tu i tu). 
Był synem Jana i Wiktorii z domu Polak oraz mężem Honoraty z domu Wójcik, z którą miał dwanaścioro dzieci. Przez jedną z córek (Elżbietę) był  teściem Józefa Putka.

W podobnym czasie żył i działał w Choczni inny Antoni Styła (1846-1932), młynarz, zaangażowany w pracę kółek rolniczych, ofiarodawca działki pod budowę szkoły w Choczni Górnej, z którym poseł Antoni Styła bywa mylony.


poniedziałek, 1 grudnia 2014

Okoliczności śmierci Antoniego Styły w 1933 roku - ciąg dalszy

Ponownie o okolicznościach śmierci Antoniego Styły, byłego posła do Sejmu Krajowego we Lwowie.
Tym razem na podstawie artykułu w organie PPS- "Dzienniku Ludowym" z 1933 roku, numer 173.
Nawiązanie do wcześniejszej notatki:
LINK

Samobójstwo teścia dra Putka

Z Wadowic piszą nam:
Niesłychane poruszenie w mieście, powiecie wadowickim i całej szerokiej okolicy wywołała tragiczna śmieć wybitnego działacza stronnictwa ludowego Antoniego Styły w Choczni, b. posła na sejm galicyjski, teścia więźnia brzeskiego dra Józefa Putka.
Siedemdziesięcioletni starzec popełnił samobójstwo, rzucając się pod pociąg kolejowy. Z myślą o samobójstwie nosił się od pewnego czasu, powtarzał nieraz, że żyć nie warto w dzisiejszych stosunkach. Za udział w tamtegorocznym strajku rolnym przesiedział kilka tygodni w więzieniu wadowickim, gdzie nabawił się choroby, która cierpieniem dręczyła go do śmierci. Dręczyły go wypadki ostatnich czasów, a najbardziej dolegało mu zasądzenie na skutek zeznań osobistego wroga, oraz wyrok, jaki spotkał był więźniów brzeskich, a pomiędzy niemi i jego zięcia. Uporządkowawszy stosunki majątkowe, upełnomocniwszy zięcia, jako adwokata, do działań prawnych, pozostawił listy, w których daje dobitny wyraz tego co czuł. Listy policja przejęła i oddała prokuraturze  w Wadowicach. Wskazują one na samobójstwo z rozmysłem, skutkiem czego wszelkie wieści rozpuszczane stugębnemi pogłoskami, jakoby Styła został "sprzątnięty" przez nieznanych sprawców, bezwzględnie odpadają. 
W ubiegła niedzielę odbył się pogrzeb tragicznie zmarłego. Księża miejscowi odmówili ludowcowi i samobójcy pogrzebu kościelnego, nawet na interwencję dziekana, który wpływał na proboszcza ks. Dunajeckiego bezskutecznie. Zebrała się i tak masa ludzi. Pomimo ulewnego deszczu ostatnią posługę tragicznie zmarłemu oddano z czcią należną zmarłemu. 
Nad grobem wygłosili szereg rzewnych mów: Fr. Świadek z Zygodowic, J. Oleksy z Kalwarji i b. poseł Szczepański, żegnając wybitnego działacza imieniem stronnictwa ludowego i starszej generacji ludowców i podnosząc piękny charakter zmarłego. Straż ogniowa pełniła honory, muzyka miejscowa grała pieśni pogrzebowe, na zakończenie tłumy odśpiewały pieśń "Gdy naród do boju...". Na grobie złożono liczne wieńce. Nad grobem stanie wkrótce pomnik ufundowany ofiarnością przyjaciół. 
Antoni Styła należał w sejmie galicyjskim (dwukrotnie wybierany) do najradykalniejszych i najczystszych ideowo chłopskich posłów. W powiecie wadowickim, z którego swego czasu posłował, był postacią znaną i powszechnie szanowaną. Długie lata wójtował, był radcą powiatowym i dyrektorem Pow. Kasy Oszczędności, przewodniczył na licznych zebraniach. Sąd o sprawach wypowiadał wprost, otwarcie, nienawidził upodlenia. Cieszył się Polską, a ciężko i często smucił się tem, czego był świadkiem. Po Andrzeju Średniawskim zeszedł drugi starszej generacji ludowej działacz Antoni Styła. Pierwszy osierocił powiat myślenicki, drugi sąsiedni pierwszemu, wadowicki. Ruch ludowy poniósł bolesna stratę.
Zięć śp. Antoniego Styły, b. poseł i adwokat dr. Putek w Choczni koło Wadowic otrzymuje liczne wyrazy współczucia z okazji tragicznej śmierci teścia. Niedawno stracił matkę, obecnie teścia. Smutny to przydatek do procesu brzeskiego.





poniedziałek, 17 listopada 2014

Okoliczności śmierci Antoniego Styły w 1933 roku

Okoliczności śmierci Antoniego Styły, byłego posła do galicyjskiego Sejmu Krajowego, które opisane zostały w "Nowinach Codziennych" z 31 lipca 1933 roku w artykule pod tytułem: "Nieboszczyk przybył na swój własny pogrzeb- tragiczna śmierć byłego posła Styły":

"Koło Wadowic zdarzył się wypadek, który z początku zakrawał na tragikomedję, dopiero potem sprawa przemieniła się w ludzką tragedję. 
W środę o godzinie 5.15 popoł. pod pociąg, zdążający z Wadowic do Krakowa, na odcinku kolejowym Klecza dolna rzucił się nieznany mężczyzna. Denatowi koła pociągu odcięły głowę. Zawiadomione natychmiast o wypadku władze, przybyły na miejsce, gdzie z wyglądu zdołano stwierdzić, że denatem jest rzekomo niejaki Wincenty Siwek, umysłowo upośledzony. W mniemaniu, iż jest Siwek, zwłoki po sporządzeniu protokołu w Kleczy pochowano. 
Tymczasem w dwa dni później, t.j. w piątek rano, na ulicach Wadowic, spaceruje sobie najspokojniej "nieboszczyk" Siwek, głosząc wszem i wobec i każdemu z osobna, iż przyjechał na swój pogrzeb, w drodze bowiem dowiedział się, iż w mieście uważają go za nieboszczyka. Ukazanie się nieboszczyka na ulicach miasta wywołało zrozumiałe poruszenie, a u władz konsternację. 
Wobec takiego obrotu sprawy skierowano śledztwo w innym kierunku. Doszło bowiem do wiadomości władz, iż przed kilku dniami z mieszkania swego zięcia w Choczni k. Wadowic, wydalił się w nieznanym kierunku b. poseł  i znany działacz ludowy Antoni Styła, teść  byłego posła dr Putka. 
Przy zwłokach znaleziono list, nie podpisany w którym denat podaje, iż samobójstwo popełnia, gdyż czuje się załamany. Ta okoliczność skierowała podejrzenie, iż zmarłym jest b. poseł Styła, którego domownicy od kilku dni szukają. Okoliczność tę potwierdził syn zmarłego, który rozpoznał pismo ojca w liście pośmiertnym. 
Rodzina wdrożyła kroki o ekshumację zwłok. 
Styła był posłem do parlamentu austrjackiego i sejmu galicyjskiego. W okresie pomajowym miał kilka procesów i przebywał w więzieniu."