Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Józef Czapik. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Józef Czapik. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 18 lipca 2024

Polemiki między członkami władz gminnych w Choczni na łamach "Prawdy" w 1902 roku

 

21 lipca 1902 roku anonimowy „Przyjaciel Choczni” opublikował artykuł w tygodniku „Prawda” o następującej treści:

Smutne wieści z Choczni.

Już kilka razy zamyślałem napisać coś o Choczni, wreszcie widząc, że na bezdroże wszystko zchodzi w Choczni, nie mogę milczeć i czystą prawdę opisuję. Chocznia, gmina w Starostwie wadowickiem dosyć liczna, bo do 3.000 dusz, a 450 Nr. domów obejmująca, ma czteroklasową szkołę i jednoklasową nadetatową, dwóch nauczycieli a trzy nauczycielki. Przed paru laty służyła nasza gmina za wzór w powiecie, dziś w niej taka zmiana, że nawet Zwierzchności gminnej nie ma, bo naczelnik gminy jako rzemieślnik pobija kościół w Rychwałdzie, a zastępca naczelnika odjechał do Ameryki. Przed sześciu laty przewódcy ludowcy podbili pod swój sztandar młodsze pokolenie w Choczni i z tego wyszedł nawet poseł Pan Styła, a dalej do Rady gminnej weszło 3/4 części tych ludowców, a 1/4 część ludzi usposobionych poważnie. Przy większości ludowców, zwierzchnikami gminy sami ludowcy wybrani zostali i mieli raj w Choczni zaprowadzić, bo na poprzednią radę gminną mówili, że absolutnie rządzi. I w czemże widzieli despotyzm? Może w tem, że sprawiono nowy organ, cztery nowe dzwony, wybudowano kościół, plebanię, organistówkę, most u kościoła; przeprowadzono, że jeden choć obciążony legatami przeznaczył 6 1/2 morga gruntu do użytku organisty. Dzisiaj inaczej rządzą ludowcy, gdyż sami zwierzchnicy poróżnili się między sobą. Najprzód podwójci pierwszy zrezygnował z przyczyny wtrącania się w urzędowanie długich włosów, taksamo i drugi podwójci z tej samej przyczyny wyjechał do Ameryki, a najwięksi przyjaciele Naczelnika gminy dogryzając mu i jego do rezygnacyi zniewolili; jednak tej Rada gminna nie przyjęła. Wprawdzie obecny wójt niezły człowiek, ale jako kowal, blacharz, ślusarz, maszynista niezdolny do piastowania zwierzchnictwa gminy, bo miękki jak rzepa i wiadomości brak, a sprężystości do prowadzenia porządku według § 27 ustawy gminnej niema żadnej. To też po całych nocach szynki otwarte, bo oprócz publiczności, sami zwierzchnicy gminy w nich bawią. Przeto wyrostki widząc po szynkach zwierzchników gminy, hulają po całych nocach po gminie, niepokoją mieszkańców, a na gościńcach publicznych zaczepiają w nocy; nawet miejscowych duszpasterzy zaczepili dwa razy. Przyczyny złego, jakie wzmaga się w Choczni, są: niedozór nad szynkami i godzinami otwarcia i nieograniczenie godzin, bywanie samych zwierzchników gminy w szynkach poza godzinami otwarcia i nieczynność policyjna, brak czytelni i brak Kółka rolniczego; choć może donoszą o tem, że jest czytelnia i Kółko rolnicze, ale to nie jest prawdą. A gdzie są fundusze Kółka rolniczego, które do 1895 r. były i nowy Zarząd je odebrał, to jest pytanie. Powinienby główny Zarząd Kółek rolniczych i c. k. Starostwo zarządzić dochodzenie, jak stoi Kółko rolnicze w Choczni, jego fundusze i jaki jest Zarząd. Chocznianie mają ich za dobroczyńców! Już za daleko zabrnięto w Choczni; jeżeli się Chocznianie ku lepszemu nie zwrócą i do czytania „Prawdy” i „Związku chłopskiego” nie wezmą, ażeby z ciemnoty przejrzeli i nie porzucą szynków, zubożenie i upadek potomności ich czeka. Jeszcze nie brak dobrych ludzi w Choczni, którzy pragnęliby podźwignąć upadek czytelni i Kółka rolniczego w Choczni i podźwignięcia moralnego i materialnego ludności, przedewszystkiem jest gorliwe miejscowe duchowieństwo i nauczycielstwo, ale poznawszy usposobienie Chocznian zdala się trzymają, nie mieszając się w te sprawy, bo wiedzą, że Chocznia dawnej Radzie gminnej niewdzięcznością się odpłaciła, a przewodniczący Kółka rolniczego za sklepikarzy grubo zapłacił ich deficyt. Przed pięciu laty były tylko cztery szynki w Choczni, a teraz jest ich pięć, a w nich poddostatkiem w niedziele i święta Chocznian; tam się czytelnia, Kółko rolnicze i nieszpory odbywają przy szklankach, a potem hałasy i bitki; a długów w kasie oszczędności i innych zakładach wekslowych i hipotecznych, jak włosów na głowie. To też do Choczni z poza granic przychodzą i zakupują realności nie tylko katolicy, ale i żydzi, a ci ostatni już ulicę od Wadowic zajęli domami i wszelkie zyski ciągną z Chocznian. A Chocznianie mają ich za dobroczyńców! Już za daleko zabrnięto w Choczni; jeżeli się Chocznianie ku lepszemu nie zwrócą i do czytania „Prawdy” i „Związku chłopskiego”' nie wezmą, ażeby z ciemnoty przejrzeli i nie porzucą szynków, zubożenie i upadek potomności ich czeka.

Nietrudno domyślić się, że autorem tego artykułu był Józef Czapik, wieloletni choczeński wójt, odsunięty w tym czasie od władzy przez nową ekipę.

Na odpowiedź sprawujących wówczas władzę w Choczni nie trzeba było długo czekać. 2 sierpnia 1902 roku Rada Gminna z Choczni na łamach tej samej „Prawdy” opublikowała następujące sprostowanie:

Nieprawdą jest, że pierwszy zastępca wójta zrezygnował z powodu wtrącania się do urzędowania długich włosów, bo tenże zrezygnował z powodu słabości, jak świadczy w aktach gminnych pisemna rezygnacya. Nieprawdą jest, że drugi zastępca wójta zrezygnował ze swej godności, a że tenże wyjechał do Ameryki, to tylko urządził sobie taką wycieczkę, aby odwiedzić dwóch swoich rodzonych braci w Ameryce, którzy są księżmi i posiadają dobre probostwa w Ameryce i prosili go jako brata, aby ich odwiedził. Nieprawdą jest, że ludowcy mieli raj w Choczni zaprowadzić, a o raju nikt nie myślał ani nie mówił, tylko zdobywali swoje prawa, jakie im przysłużały, a despotyzm musiano zerwać, jaki panował w Choczni przy budowach kościoła, plebanii, organistówki, mostów i t. p. budowach, o których nikt nikogo nie rachował, a władze odnośne wyższe w to nie wglądały, bo nie rozpisywano do żadnej budowy konkurencyi, tylko wszystko działo się pod pozorem dobrowolnych składek, a budowano latami, a repartycya datków w gminie się odbywała bez żadnej kontroli. Nieprawdą jest, jakoby najwięksi przyjaciele wójta tak mu dogryzali, aż go do rezygnacyi zmusili, natomiast prawdą jest, że do rezygnacyi zmusiła wójta ta okoliczność, że jeden z tych „poważnie usposobionych” postawił wniosek przy uchwale budżetu gminnego na rok 1902, aby wójtowi zmniejszyć pensyę do połowy, i wniosek ten się utrzymał i wskutek zmniejszenia pensyi wójt wniósł rezygnacyę, a nie z powodu dogryzania mu. Nieprawdą jest, jakoby Chocznianie mieli tych ostatnich za dobroczyńców (żydów), że zyski z nich ciągną, ale przeciwnie, bo kiedy jeden z nich starał się o konces na szynk, to gmina z całych sił sprzeciwiała się udzieleniu koncesu, ale odnośny referent c. k. Starostwa tak orzekł na korzyść żyda, że żyd uzyskał co tylko chciał od wyższych władz. Nieprawdą jest, że przed pięciu laty były cztery szynki, bo przed pięciu laty było aż osiem szynków, a teraz w obecnym czasie jest tylko pięć szynków. A że Szanowny przyjaciel Choczni powiada, że naczelnik gminy, Antoni Sikora, ma brak sprężystości do piastowania urzędu naczelnika gminnego, bo nie ukończył doktoratu praw, a za przeciąg swego urzędowania 5-letniego, nie mógł nabrać tyle świadomości ustaw i wszelkich rozporządzeń, jak inni, którzy przez 20 lub 25 lat byli wójtami. Podpisani: Antoni Sikora, wójt, asesorowie i radni.

Wcześniej, bo już w numerze z 5 lipca swoje sprostowania umieścili Antoni Styła, Wojciech Malata i zarząd Kółka Rolniczego:

Zarząd Kółka rolniczego pisze:

W owym artykule przyjaciel Choczni widzi przyczynę złego między innymi także w tem, że „brak Kółka rolniczego” i pyta patetycznie: A gdzie są fundusze Kółka rolniczego, które do r. 1895 były i nowy Zarząd je odebrał? Jakimś dziwnym sposobem przyjaciel Choczni wie, że fundusze Kółka rolniczego były do r. 1895 t. j. do czasu, dopóki przewodniczącym był p. Józef Czapik, a dowiedział się tego może od tegoż p. Czapika, mógł więc i obecnie u niego zasięgnąć informacyi, a dowiedziałby się, gdzie teraz są. Wszak jeszcze w lutym b. r. doradzał p. Czapik wdowie po skarbniku Kółka roln., jak ma postąpić przy oddaniu tych funduszów nowowybranemu przez Zarząd Kółka roln. skarbnikowi, byłby więc autorowi chętnie udzielił wiadomości o stanie funduszów Kółka roln., chyba że „przyjaciel Choczni” znajduje się hen za granicami Choczni i chcąc się coś dowiedzieć, powoduje sprostowanie. Otóż aby przyjaciela Choczni uspokoić oświadczamy mu, że fundusze Kółka rolniczego są u skarbnika tegoż Kółka i że jest Zarząd wybrany na walnem zgromadzeniu.

Podpisani: Adam Ruliński sekretarz Kółka roln. Franciszek Wcisło zastępca przewodniczącego.

Autor artykułu stara się w artykule wymienionym poniżyć obywateli całej Choczni i pisze między innymi zohydzaniami i to, że „długów w Kasie oszczędności i innych zakładach wekslowych i hipotecznych, jak włosów na głowie”. Za obowiązek swój uważam odeprzeć ten zarzut, prostując go o tyle, że Chocznia według swojej liczby mieszkańców i wartości realności, mniej jest obdłużona niż inne gminy w powiecie, porównując wartość jednej i drugiej. Wiadomości pod tym względem nabyłem jako członek Dyrekcyi Kasy oszczędności w Wadowicach.

Antoni Styła z Choczni.

Pisze autor pomiędzy innymi paszkwilami i ten, że w Choczni „po całych nocach szynki otwarte, bo oprócz publiczności sami zwierzchnicy gminy w nich bawią”. Nie prawdą jest, jakoby po całych nocach szynki były otwarte w Choczni, bo ustawa państwowa z roku 1877 19 lipca ogranicza ściśle takowe, a przynajmniej podpisany jako szynkarz ściśle się takowej trzymam. Dalej nieprawdą jest, że nieszpory odbywają się przy szklance, bo jako chrześcianin katolik, a w dodatku asesor gminy Choczni na tobym się nie zgodził. Zarzut wydrukowany, że „zwierzchnicy w szynkach po całych nocach bawią” może się odnosić tylko do mnie, bo jako asesor mieszkam we swoim własnym domu, w którym mam szynk koncesyonowany, to przecież i nie może być zarzutem dla mnie, bo ze swojego domu nie mogę na noc iść do cudzego mieszkać. Autor robi zarzut z tego powodu nieuzasadniony zwierzchnikom gminy Choczni, który w artykule „Prawdy”, kto nie wie o tem, wygląda rażąco. A wyrostki, o których autor pisze, z tego powodu nie mogą się gorszyć, ale odwrotnie, bo przecież jako obywatel i asesor staram się o moralność i porządek w gminie, tylko autor zohydza Chocznian najniesłuszniej. Tyle na razie co do szynku podpisanego.

Wojciech Malata asesor i szynkarz.

Swoje sprostowanie do „Prawdy” nadesłał także kierownik szkoły Adam Ryłko:

W korespondencyi „Przyjaciela Choczni” umieszczonej w nrze 25 „Prawdy” p. t. „Smutne wieści z Choczni” znajduje się zdanie:.... „może donoszą o tem, że jest czytelnia..., ale to nie jest prawdą”. Ponieważ wyrażenie to mogłoby Towarzystwu Oświaty ludowej w Krakowie podsunąć słuszne przypuszczenie, że przedkładane corocznie sprawozdania moje o stanie Czytelni tutejszej są fikcyjne, przeto oświadczam, że wbrew twierdzeniu szan. „Przyjaciela” Czytelnia w Choczni faktycznie istnieje. Na dowód służę kilku datami. Czytelnia posiada obecnie 225 książek. W roku 1901/2 było 95 czytelników, którzy wypożyczyli od 1 listopada do końca kwietnia 1193 książeczek. W bieżącym roku postarałem się nawet o osobną szafkę na książki, za którą z własnej szkatuły najpierw zapłaciłem, a potem zarządziłem drobne, centowe składki między czytelnikami; również i grono nauczycielskie z wbnym ks. katechetą nie poskąpiło znacznych datków na ten cel, za co przy tej sposobności za zezwoleniem szan. Redakcyi, serdeczne dzięki im składam. Że dotąd jeszcze nie ściągnąłem wydanych pieniędzy, o to już mniejsza. Jakie zaś okoliczności składają się na to, że czytelnia ta nie rozwija się może tak, jakby sobie tego szan. „Przyjaciel Choczni” widocznie życzył, nie uważam za stosowne, w tem miejscu się tłómaczyć. W końcu — pozwoli jeszcze szan. Redakcya — dziękuję szan. „Przyjacielowi Choczni” za przychylne wyrażenie się o gorliwości tutejszego nauczycielstwa.

Z poważaniem, Adam Ryłko, kierownik szkoły.

Pomijając akcenty polemiczne cytowany wyżej artykuł i wszystkie sprostowania wnoszą ciekawe informacje na temat sytuacji w Choczni na początku XX wieku.

poniedziałek, 15 sierpnia 2022

Józef Czapik o dawnych organistach

 Choczeński wójt i organista Józef Czapik wygłosił 3 stycznia 1895 roku pogadankę dla organistów dekanatu wadowickiego, w której podał między innymi nazwiska swoich poprzedników - dawnych organistów w Choczni:

Niemogę milczeniem pominąć tego, com w okresie 3- letnim jako uczeń i praktykant a w okresie 49- letnim jako organista doświadczał z starych akt i wiadomości nabył i od w wieku będących organistów słyszał i chcę tu mówić o dawnem znaczeniu i stanowisku organistowskiem. Niezaprzeczonem jest, że w dawnych wiekach chrześciaństwa, gdzie to mało szkół było i oddalone były, utrzymanie za kosztowne, tak na duchownych, czyli księży, a to samo i na organistów, najwięcej ze stanu szlacheckiego poświęcali się do tych zawodów i śmiem to twierdzić ze samych nazwisk organistów, którzy byli organistami przy parafialnym kościele w Choczni.

I tak w r. 1658 był organistą Wojciech Mucha, w r. 1666 Wojciech Tuszyński, w r. 1688 Jan Mikluszowski, w r. 1712 Andrzej Kaliciński w r. 1713 Wojciech Łaziński, w r. 1717 Antoni Zielaszkowicz, w r. 1731 Paweł Stanecki, w r. 1739 Jakób Sadowski, w r. 1748 Jan Punczowski, w r. 1755 Balcer Mienkina, w. r. 1761 Kazimierz Płaza, w r. 1763 Wojciech Nyczowski, w r. 1797 Wojciech Wojaszkiewicz, w r. 1804 Jakób Pilarski. Czyliż te nazwiska istotnie nie udawadniają pochodzenia szlacheckiego?
Wnioskować należy ztąd że i dotacye na utrzymanie Organistów odpowiednie były, gdy do tego zawodu poświęcali się szlachcice, byli też w parafiach nauczycielami i pisarzami gminnemi i kończyli szkoły łacińskie bo wiele dokumentów znachodzi się w starych księgach gminnych po łacinie napisanych, ich stanowisko było zaszczytne a dobrobyt odpowiedni na utrzymanie. Zaś ze starych Antyfonarzy i szpargałów do grania, które były po jednej nucie na 5 liniach całemi i półnutami pisane, msze i pieśni którem znalazł w kościele parafialnym w Choczni, okazuje się, że dawni, organiści znali dobrze chorał Gregoryański i grę na organach czysto kościelną i poświęcali się tylko w tym zawodzie, bo mieli odpowiednie utrzymanie. Powody obniżające stan organistów i uszczuplenie do minimum dotacyi na utrzymanie, jakie zaprowadzone były przy Erekcyi kościołów, da się wywieść z powodów następnych. Gdy ku końcu XVIII wieku, a dalej XIX wieku aż po dziś dzień w stan organistów weszli mieszczańscy i włościańscy synowie, gdy nareszcie zmiana częsta w przyjmowaniu i oddalaniu organistów była dowolna i żadne władze nadzoru nad tą zmianą niewykonywały, co dotyczyło utrzymania zaprowadzonego dla organisty, gdy w wielu wypadkach poduczył były organista u siebie jakiego ucznia z tej parafii, przez podstęp i intrygi ten uczeń miał za sobą oratorów w gminie w nadziei pomyślnego zaślubienia się z córką oratora, wyparto i wysadzono nieboraka poprzedniego organistę, ten wysadzony nieborak z zmartwienia się rozpił i upadł moralnie, tamten nowy przez zmianę, aby się utrzymać przy organistostwie co mu ofiarowano zadowolnił się i był ten nowicyusz organista więcej lokaj niż organista i w ten to sposób i powód poniżył się stan i znaczenie organisty, a tem samem i dotacya utrzymania zmniejszyła się, a przytem upadł śpiew prawdziwy chóralny i gra czysto kościelna, bo taki rozparzeleniec ledwo co godzinki i Święty Boże umiał zadudać jako tako — a wszystko to ta lichwa Judasza z workiem doprowadziła do tego.  Drugi powód do obniżenia stanu organistów i ubytku dotacyi na utrzymanie jest odłączenie nauczycielstwa od organistostwa. Pokąd organiści byli nauczycielami parafialnemi trywialnemi, powaga ich była i byt zapewnione, odłączenie organistowstwa od nauczycielstwa upadek dla organistów zpowodowało. Ponieważ rzadko gdzie aby było odpowiednie utrzymanie dla organisty, dlatego też i mniej poświęca się do tego zawodu organistowskiego, a chcąc być dobrym i uczonym organistą potrzeba dobrej nauki i wykształcenia, a dobra nauka nie tylko kosztuje pieniądze i pieniądze, ale i natężenia umysłu i rozumu i wydoskonalenia się wymaga.

Podana przez Czapika lista choczeńskich organistów niewiele odbiega od te, którą zamieściłem siedem lat temu (link).

Dochodzą: Wojciech Mucha, nazywany też Kłaput lub Mucharski, którego znałem do tej pory jako choczeńskiego wójta i Andrzej Kaliciński. Czapik podaje także inne imię organisty Miękini (Balcer, czyli Baltazar, a nie Marcin). 

Natomiast skomentowania wymaga opinia, że wymienieni wyżej organiści byli jakoby szlacheckiego pochodzenia. Trudno mówić o tym nie tylko w przypadku Muchy, czy Mienkini, noszących pospolite nazwiska, ale i w w odniesieniu do większości pozostałych. Czapik nie uwzględnił faktu, że na przykład Nyczowski jest w metrykach choczeńskich nazywany także Nyczem, a Mikluszowski/Miklaszowski - Mikołajkowem. To świadectwo panującej wówczas tendencji, że osoby ze stanu mieszczańskiego, rzemieślnicy i bogatsi chłopi wybijający się  nieco nad otoczenie, przyjmowali do swoich nazwisk końcówki -ski-, icz, jak w nazwiskach szlachetnie urodzonych, chcąc podnieść w ten sposób swój prestiż. Dlatego zapewne przodkowie Pilarskiego nazywali się Piła lub Pilarz, Staneckiego- Stanek, Wojaszkiewicza- Wojas itp. Z kolei Tuszyński mógł po prostu pochodzić z Tuszyna, Łaziński z Łazów, a  Punczowski z Puńcowa. Co ciekawe, Czapik nie wsparł swojej tezy nie podając w przypadku Miękini drugiej formy jego nazwiska, czyli Miękiński. Można również dodać, że następcą ostatniego z wymienionych (Pilarskiego) był Smolarski, nazywany wcześniej Smolarkiem.

Oczywiście Czapik ma rację, pisząc że dobre opanowanie zawodu organisty wymagało wielu lat nauki, praktyki i poniesienia znacznych kosztów, nie wykraczających jednak ponad możliwości zdolnego syna mieszczanina, czy nieco zamożniejszego włościanina. Ale jest mało wiarygodny, gdy kwestionuje w swojej przemowie prawo chłopów, z których sam się przecież wywodził, do pracy w tym zawodzie i upatrując to jako źródło upadku fachu organistowskiego. Trudne do pogodzenia pod koniec XIX wieku wydaje się też łączenie pracy organisty i nauczyciela, szczególnie w tak dużej miejscowości jak Chocznia. Co udawało się samemu Czapikowi pół wieku wcześniej w raczkującej choczeńskiej szkole, niekoniecznie sprawdzałoby się w 1895 roku, gdy do wdrożenia programu nauczania zatrudnionych było w Choczni Dolnej i Górnej 5 nauczycieli.


poniedziałek, 28 marca 2022

Rodziny dawnych choczeńskich organistów

 

Wkład pracujących dawniej w Choczni organistów w życie wsi nie ograniczał się do grania i śpiewania podczas mszy świętych oraz różnych nabożeństw, czy też nauki pisania, czytania i rachunków w przyparafialnej szkółce. Do II wojny światowej organistami w Choczni byli na ogół przybysze z zewnątrz- żonaci z własnymi rodzinami lub kawalerowie, którzy zawierali związki małżeńskie z miejscowymi kobietami. W rodzinach organistów przychodziły na świat dzieci, z których część nadal mieszkała w Choczni i zakładała w niej własne rodziny, wnosząc „świeżą krew” w dość endogamiczne społeczeństwo wsi, czyli takie, gdzie niemal regułą było branie za żony/mężów osób urodzonych w obrębie Choczni, co prowadziło do zawierania małżeństw najczęściej między mniej lub bardziej bliskimi kuzynami. Wśród potomków choczeńskich organistów nie brakowało ponadto interesujących i zasłużonych postaci.

Już w 1665 roku choczeński organista Wojciech Tuszyński ożenił się z miejscową dziewczyną Reginą Kumorkówną, z którą do 1684 miał w Choczni co najmniej pięcioro dzieci. Prawdopodobnie synem organisty Tuszyńskiego był także krawiec Piotr Tuszyński, którego metryki chrztu brak w choczeńskich księgach parafialnych. Potomkowie tegoż Piotra mieszkali w Choczni aż do 1878 roku, kiedy to zmarł ostatni z nich, noszący imię Andrzej. W austriackich spisach własności Tuszyńscy figurują najpierw jako mieszkańcy Sołtystwa (Wacław Tuszyński w 1789 roku), a później Białej Drogi (wspomniany już Andrzej w 1852 roku). Na choczeńskim cmentarzu parafialnym można odnaleźć groby potomków Andrzeja, ostatniego z Tuszyńskich, to znaczy jego prawnuczki Marii Fiołek (1922-2004), czy prawnuka Edwarda Kolbra (1922-1989). Znajdują się tam także nagrobki Bronisławy Drożdż (1880-1973), jej córek: Marii Polak (1897-1984), Jadwigi Palus (1917-1948) i jej synów: Aleksandra Drożdża (1907-1990), Antoniego Drożdża (1920-2003), Tadeusza Drożdża (1922-1980) i Stanisława Drożdża (1925-2001), którzy również wywodzili się z rodu Tuszyńskich.

Kolejnymi organistami, którzy zawierali małżeństwa w Choczni i chrzcili dzieci w miejscowym kościele parafialnym, byli:

- Jan Miklaszowski, od 1690 roku mąż Agaty Gołąb (Wider?) – jedno dziecko,

- Jan Puńczewski, od 1748 roku mąż Ewy Płaza – dwoje dzieci,

- Wojciech Nycz, od 1763 roku mąż Zofii Wątroba- siedmioro dzieci.

W metrykach chrztów istnieją również zapisy o dzieciach:

- organisty Pawła Staneckiego – troje dzieci w latach 1731-35,

- organisty Antoniego Zielaskiewicza – dwoje dzieci w 1719 i w 1722 roku.

Po żadnym z nich jednak nie pozostały w Choczni wnuki, a najdłuższa obecność ich rodzin w Choczni wynosiła nieco ponad 20 lat.

Nietrwała była też obecność w Choczni rodziny organisty Wojciecha Wojaszkiewicza pod koniec XVIII wieku. Wojaszkiewicz był prawdopodobnie krewnym choczeńskiego proboszcza z lat 1784-1792, czyli księdza Józefa Wojaszkiewicza, być może jego młodszym bratem. Dwukrotnie zawierał związki małżeńskie w Choczni, najpierw ze Scholastyką z domu Wyrobisz (1790), a później z Zofią z Mentelskich (1794), z którą doczekał się dwojga dzieci.

Bardziej związana z Chocznią okazała się być dopiero rodzina organisty Walentego Smolarskiego  rodem ze wsi Skidziń pod Oświęcimiem. Smolarski przybył do Choczni z Czańca około 1814 roku wraz z  żoną Katarzyną z domu Grabania i dwójką dzieci- synem Karolem i córką Józefą. W Choczni przyszło na świat trzech kolejnych synów Smolarskich (Józef Jan, Jan Błażej i Antoni Franciszek) oraz córka Antonina Janina. Różnie potoczyły się losy wymienionych wyżej dzieci. Antoni zginął tragicznie w Choczni, Józef Jan wywędrował ostatecznie do Krakowa, a Jan Błażej aż do Temesvar w Siedmiogrodzie (dziś Timisoara w Rumunii). Córka Józefa nie założyła własnej rodziny. Natomiast syn Karol Smolarski, z zawodu krawiec, w 1840 roku poślubił choczniankę Mariannę z domu Piątek i miał z nią dwie córki: Franciszkę (1841-1879) oraz Wiktorię (1843-1846). Starsza z córek Karola rok przed jego śmiercią wyszła za mąż za stolarza Karola Młyńskiego z Wadowic, któremu urodziła w Choczni pięcioro dzieci. Jedna z jej córek Aniela, czyli prawnuczka organisty Walentego Smolarskiego, w 1899 roku zawarła w Choczni związek małżeński ze Stanisławem Bandołą, po czym osiadła z nim na stałe w Marianskich Horach (dzisiejsze Czechy). Antonina Janina Smolarska (1817-1855), kolejna córka organisty, została żoną Wojciecha Góralczyka z Choczni i matką jego sześciorga dzieci (pięciu synów i córki). Jej potomkami byli między innymi:

  • Edward Bańdo (1923-1984), sekretarz i przewodniczący Gminnej Rady Narodowej w Choczni, działacz samorządowy i OSP,
  • Anna Kiepura (1915-1989) nauczycielka i kierowniczka szkoły podstawowej w górnej części Choczni,
  • Tomasz Góralczyk (1862-1944) grabarz i „oglądacz zwłok”,
  • Marian Góralczyk (1920-1994), ślusarz, więzień KL Auschwitz.

Następcą Walentego Smolarskiego był Antoni Danecki, który co prawda ani nie ożenił się w Choczni, ani nie miał w niej dzieci, ale mimo tego jego potomkowie mieszkają w Choczni do dziś. Stało się to za sprawą Doroty Daneckiej, córki Antoniego, która poślubiła Franciszka Dąbrowskiego z Choczni i Franciszki Daneckiej, innej córki Antoniego, która została żoną Michała Fajfra. Wnukami i prawnukami organisty Daneckiego byli/są między innymi: sołtys Franciszek Dąbrowski, ogrodnik Stanisław Dąbrowski, czy poeta Adam Fajfer, były kierownik Domu Kultury w Wadowicach.

Po Antonim Daneckim długoletnim choczeńskim organistą (przez ponad 60 lat) był Józef Cap/Czapik, wywodzący się z zasiedziałej od wieków choczeńskiej rodziny. Czapik był trzykrotnie żonaty: z Zofią z domu Drapa, Magdaleną z domu Pietruszka i Franciszką z domu Widlarz. Doczekał się dwanaściorga dzieci. Jego wnuki w większości urodzone w Choczni nosiły nazwiska: Bargiel, Bujalski, Cierpiałek, Czapik, Faron, Kaczor, Malata, Mlak, Pietruszka, Piórkowski, Samborski, Szymanowicz, Szymborski, Trzaska, Widlarz i Zając. Najbardziej znanym potomkiem Czapika był jego wnuk sędzia Michał Widlarz.

W dokumencie dla potomnych przechowywanym w wieży kościelnej, jako organista w czasach Czapika podawany jest chocznianin Błażej Szczepaniak (1819-1897), syn poddanego plebańskiego, który w razie konieczności zastępował zapewne zapracowanego głównego organistę, zaangażowanego w nauczanie, działalność polityczną, społeczną i samorządową. Szczepaniak był mężem chocznianki Marianny z domu Zarawny i ojcem pięciorga dzieci. Nazwiska Szczepaniak próżno jest jednak szukać na nagrobkach cmentarza choczeńskiego, mimo że ostatni Szczepaniak został ochrzczony w Choczni w 1918 roku.

W 1903 roku organista Florian Łowczowski poślubił w Choczni Balbinę Świętek, siostrę znanego sołtysa Władysława Świętka i księdza Antoniego Świętka. Łowczowscy nie mieli dzieci w Choczni, a Balbina nosiła później nazwisko drugiego męża (Krupa).

W umowie o pracę z 1909 roku wymieniony jest jako organista Stanisław Partyka, który dwa lata później miał w Choczni syna Jana Mieczysława, niezwiązanego w dalszym życiu z tą miejscowością.

Krótkie związki z Chocznią posiadały także dzieci organisty Feliksa Jureckiego, które przyszły na świat podczas pracy ich ojca na rzecz choczeńskiej parafii:

- Stanisław Jurecki, urodzony w 1916 roku, był żołnierzem września 1939 roku, więźniem sowieckich łagrów i oficerem w armii Andersa. Po wojnie pozostał na emigracji w Anglii, skąd wyjechał na stałe do Argentyny. Tam towarzyszył mu młodszy brat Franciszek Jurecki, urodzony w Choczni w 1921 roku,

- Anna Krystyna Jurecka (ur. w 1918 roku) pracowała przed II wojną światową jako gospodyni polskiego wice-konsula w Szwajcarii. W czasie wojny znalazła tam zatrudnienie jako laborantka, a w 1949 roku wyemigrowała do Australii.

Następcą Jureckiego został Władysław Woźny, urodzony w 1898 roku w Spytkowicach. Na początku pracy w Choczni poślubił Marię z Dąbrowskich, której co ciekawe jednym z przodków był organista z połowy XIX wieku Antoni Danecki. Według indeksów ksiąg metrykalnych Woźni mieli w Choczni ośmioro dzieci, chrzczonych w latach 1923-1944. W książce Marii Biel-Pająk „Dotknięci iskrą Bożą” została przybliżona sylwetka muzyka- waltornisty Eugeniusza Woźnego, najmłodszego syna Władysława i Marii Woźnych, który podobnie jak ojciec pracował jako organista, tyle że nie w Choczni, a w Krakowie i w Olbięcinie.

 

wtorek, 28 września 2021

Najstarsza fotografia chocznianina

 Najstarsza znana mi fotografia przedstawiająca osobę z Choczni pochodzi z 4 lipca 1890 roku. Została wykonana na Rynku Głównym w Krakowie przy okazji uroczystości związanych ze sprowadzeniem z Francji prochów poety Adama Mickiewicza i ich złożeniem na Wawelu. Jednym z organizatorów i uczestników ponownego pochówku Mickiewicza był choczeński wójt Józef Czapik, który został wówczas uwieczniony na jednej z fotografii. Niestety ujęcie było tak nieszczęśliwie dobrane, że na zdjęciu dopatrzyć się można jedynie nóg i fragmentu tułowia Józefa Czapika- nie widać natomiast jego twarzy, zasłoniętej przez niesiony przez niego wieniec. 

 


Czapik szedł wtedy na czele pochodu chłopów galicyjskich, pretendując tym samym do ich nieformalnego przywództwa, a niesiony przez niego wieniec upleciony był z jedliny i kłosów zbóż z wszystkich ziem polskich. O ich nadsyłanie apelował Czapik w specjalnej odezwie do ludu polskiego, opublikowanej między innymi w "Gwiazdce Cieszyńskiej" z 7 czerwca 1890 roku, w której przeczytać można:

(...) Od dnia tedy 20 czerwca wysyłajcie pod adresem sekretarza komitetu Franciszka Zalańskiego, dyrektora  ludowego Towarzystwa ochrony ziemi w Wadowicach (pod Krakowem w Galicyi) kłosy z niw Waszych i jedlinę z borów Waszych, oraz szeroką wstęgę o kolorach, jakie w tej okolicy lud najchętniej nosi, z napisem: Adamowi Mickiewiczowi lud gminy. . .. 

Wszystkie przesyłki muszą dojść do Wadowic najpóźniej na dzień 28 czerwca, gdzie w dniu tym 100 dziewcząt wiejskich będzie ten olbrzymi wieniec wiło i każdą szarfę przy kłosach tej samej gminy przyprawiało. Z tego olbrzymiego wieńca będą utworzone litery, które w pochodzie pogrzebowym utworzą ogromny napis: „Adamowi Mickiewiczowi lud ze wszystkich ziem Polski." Bracia, niechaj w tym wieńcu nie braknie, o ile można, ani jednej wioski z całej rozległej ziemi naszej, wyszlijcie ze wszystkich zakątków ojczyzny szarfy i kłosy, tudzież delegatów w strojach narodowych, do niesienia wieńca, i uczestników tej uroczystości. Prosimy bardzo, aby nam zaraz donoszono do Wadowic, kto chce przybyć do Krakowa, i aby się starano o przygotowanie na czas kłosów i szarf.(...)

Na prezentowanej fotografii zamiast Czapika dobrze widoczni są za to mężczyźni podtrzymujący przypięte do wieńca szarfy. Byli to: Marcin Dziewoński z Dziekanowic (krakowskie), Jan Kostuch z Nieznanowic (bocheńskie) i Jan Myjak z Zagorzyna (nowosądeckie). Na jednej z szarf widniał napis: "Towarzystwo ochrony ziemi w Wadowicach"  (szerzej na ten temat w osobnej notatce- link), a na drugiej "Tyś Jozue narodu, prowadź nas do szczęśliwej przyszłości- Królowi polskiej ziemi". Do wykonania szarf użyto 15 metrów jedwabnej mory.

Pismo "Chata" z 1 sierpnia 1890 roku w swojej relacji z uroczystości pogrzebowych wspomina, że w wieniec niesiony przez Czapika wkomponowane były także sierp i gwiazda, jako symbole ruchu ludowego. W księdze pamiątkowej doprecyzowano, że był to "srebrzysty sierp oświecony gwiazdą postępu". Wiadomo, że ich wykucia podjął się choczeński kowal Antoni Sikora, późniejszy następca Czapika na stanowisku wójta Choczni. Z kolei jego żona Maria kierowała wyplataniem wieńców.

Księga pamiątkowa uroczystości podaje także szczegóły ubioru Józefa Czapika- miał on mieć założoną na siebie czamarę, czyli okrycie wierzchnie zbliżone do kontusza, które było uważane wtedy za polski strój narodowy.

Zgodnie z zamysłem podanym w odezwie kolejne wieńce niesione za Czapikiem tworzyły napis "Adamowi Mickiewiczowi lud ze wszystkich ziem Polski".

Na koniec pewna ciekawostka- widoczny na zdjęciu fragment obeliska, to nie dolna część powszechnie znanego pomnika Adama Mickiewicza, ponieważ jego odsłonięcie nastąpiło dopiero w 1898 roku, w  setną rocznicę urodzin poety.

poniedziałek, 9 listopada 2020

Choczeńskie rody- Capowie/Czapikowie

 Już w najdawniejszych dokumentach nazwisko tego rodu było zapisywane na różne sposoby. Występowało w nich w formach Cap, Czap, Capik, Czapik, a nawet Copik, Czopik, przy czym warianty Czapik, Capik i Czopik pochodzą od pierwotnego Cap lub Czap,  zgodnie z ówczesną tendencją, by przedstawicieli młodszego pokolenia odróżniać od ich ojców przez dodanie odpowiedniej, zdrobniającej końcówki (w tym przypadku –ik). W XIX wieku utrwaliła się forma Cap, aż do 1874 roku, kiedy to wójt i organista Józef Cap powołał się na stare zapisy metrykalne nazwisk jego przodków i urzędowo zmienił nazwisko z Cap na Czapik. Za jego przykładem poszli wadowiccy przedstawiciele tego rodu. „Zwykli” Capowie, niepiastujący jakiś wyższych stanowisk, pozostali czas jakiś przy tym wariancie swojego nazwiska, które kojarzyło się z samcem kozy, by już w XX wieku zmieniać je, na przykład na Czerwiński. Tymczasem nie jest wcale pewne, czy nazwisko to pochodzi od źle postrzeganego i niezbyt ładnie pachnącego kozła. Równie dobrze mogło wywodzić się od słowa „czap” wymawianego w Choczni jako „cap”, które dawniej oznaczało czaplę, nakrycie głowy lub kopy siana, czy zboża, śnieg z deszczem, a w języku czeskim bociana.

W archiwalnych dokumentach związanych z Chocznią Capowie, Czapowie, czy Czapikowie pojawiają się najwcześniej w styczniu 1654 roku, za sprawą Tomasza Capika, który był świadkiem na ślubie Jakuba Guzdka i Katarzyny Buchała. Rok później tenże Tomasz wraz z żoną Ewą ochrzcili w Choczni córkę Konstancję. W kolejnych latach Tomasz figuruje także jako ojciec dwóch synów o imionach Jan, syna Piotra i córki Agnieszki. Ojcem chrzestnym dwojga z tych dzieci był choczeński pleban ks. Kasper Sasin. Tomasz zmarł w 1731 roku, według metryki zgonu w wieku 90 lat, choć ten zapis nie należy traktować ściśle, lecz wyłącznie orientacyjnie. Co nie zmienia faktu, że dożył wieku sędziwego.

Na przełomie XVII i XVIII wieku rozrośnięta już rodzina Capów/Czapów/Czapików odgrywała dużą rolę w Choczni:

  • według metryki zgonu z 1703 roku Jakub Czap był wcześniej wójtem,
  • urodzony w 1689 roku Maciej, syn Józefa i Zofii Czapików był także wójtem (advocatusem według metryki zgonu),
  • Jan, syn Tomasza i Ewy piastował funkcję wytrykusa, czyli kościelnego, posiadającego klucze do skarbca kościelnego i skarbony, w 1683 roku po ślubie z córką młynarza Zofią (Wider?) przejął młyn teścia,  w którym jego następcą był syn Tomasz (imię po dziadku). Z kolei Mateusz Czap, syn Tomasza, był kościelnym kantorem (śpiewakiem),
  • młynarzem był także Piotr Cap (1698), syn Tomasza,
  • natomiast funkcję kolejnego kościelnego sprawował Jakub Cap (ok. 1694-1754).

Pierwotna rola Capowska rozpościerała się od Choczenki w kierunku Frydrychowic i sąsiadowała z rolą plebańską (kościelną). W 1711 roku gospodarował na niej Tomasz Capik, a jego syn Jan posiadał pórolek (połowę roli) nieco bardziej przesunięty w stronę Wadowic.

W subrepartycji z 1775 roku wymienionych jest sześciu Capów: Sebastian, Szymon, Jan i Wiktor (prawidłowo raczej Wit/Wincenty), których gospodarstwa leżały w sąsiedztwie, na pierwotnej Capówce oraz Błażej i Maciej, posiadający swoje parcele bliżej Wadowic. Ogółem Capowie posiadali wtedy 9 krów 2 woły i 3 konie, a najbogatszym z nich był Szymon (1719-1781), którego czynsz pańszczyźniany wynosił ponad 11 złotych. Wiadomo ponadto, że Błażej Cap (1734-1802) trudnił się dodatkowo szewstwem i z żoną Zofią z domu Przybyła miał piętnaścioro dzieci.

Czternaście lat później w subrepartycji spisanej po sporządzeniu Metryki Józefińskiej widnieje siedmiu przedstawicieli tego rodu: 

  • choczeński radny Sobestyan (Sebastian), żyjący w latach 1762-1806, 
  • Mateusz, syn Szymona (ur. 1745), gospodarujący razem z bratem Dyzmą (1755-1795), 
  • Jan (ur. 1728, mąż Agnieszki z domu Malata), 
  • Wincenty (mąż Teresy z domu Kręcioch), 
  • Kasper (następca Błażeja) i Jan, syn Macieja, żonaty z Gertrudą z domu Guzdek. Wspomniany Kasper (ok. 1739-1799) to także choczeński karczmarz i kupiec, mąż Teresy z domu Szczur.
Najbogatszym z rodu był w 1789 roku Sebastian, wnuk wójta Macieja (1762-1806).

W 1772 roku urodził się inny Sebastian Czap, syn Wincentego i Teresy z domu Kręcioch, który po poślubieniu Małgorzaty ze Źródłowskich z Wadowic zapoczątkował tamtejszą linię tego rodu. Był między innymi dziadkiem Franciszka Czapa (1838-1895) zawiadowcy stacji kolejowej w Wadowicach i Stanisława Czapika, wadowickiego rzeźnika oraz pradziadkiem księdza Ludwika Czapieńskiego (1867-1944), proboszcza w Grywałdzie i prawnika Jana Franciszka Czapika (ur. 1867).

W kolejnym austriackim spisie własności (Grundparzellen Protocoll) z lat 1844-1852 ujęto gospodarstwa już tylko trzech Capów: Grzegorza, Szymona i Józefa. 

Pierwszy z nich żył w latach 1787-1850 i był synem Dyzmy, wymienionego w subrepartycji z 1789 roku. Po śmierci pierwszej żony Jadwigi z domu Cibor Grzegorz ożenił się ponownie z pochodzącą z Dankowic Zofią z domu Bobak. Łącznie miał jedenaścioro dzieci, a  zamieszkiwał w pobliżu obecnego zjazdu z ulicy Kościuszki na osiedle Komanie i Malatowskie.

Następny zapisany w "Grundparzellen Protocoll", czyli Szymon Cap (1800-1870) był synem Sebastiana i Reginy z domu Żak. Podobnie jak ojciec sprawował funkcję przysiężnego (radnego) i zamieszkiwał na dzisiejszym osiedlu Putka. Z żoną Teresą z domu Pindel miał sześcioro dzieci.

Ostatni, czyli Józef Cap, noszący później nazwisko Czapik, był bratankiem Szymona (po jego bracie Jakubie) i najbardziej znanym chocznianinem drugiej połowy XIX wieku. Nie dość, że w Choczni był siedmiokrotnie wybierany na wójta, a ponadto przez 17 lat był nauczycielem oraz przez 61 lat organistą, a także zainicjował budowę aktualnego kościoła, to również działał aktywnie w Radzie Powiatowej, kandydował do Sejmu Krajowego, prezesował Ludowemu Towarzystwu Zaliczkowemu i Ochrony Własności Ziemskiej w Wadowicach (od 1889 roku) i przewodniczył delegacji chłopów galicyjskich na uroczystościach pochówku Adama Mickiewicza w Krakowie (1890).

Podobnie jak stryj Szymon mieszkał na pierwotnej Capówce, na skraju obecnego osiedla Putka. Miał trzy żony: Zofię z domu Drapa, Magdalenę z domu Pietruszka i Franciszkę z domu Widlarz i w sumie dwanaścioro dzieci. Wraz z jego śmiercią skończył się ostatni okres świetności Capów/Czapików w Choczni.

Choć później wyróżniającymi we wsi postaciami byli także jego syn Wojciech Czapik (1848-1895), nauczyciel w choczeńskiej szkole i jego wnuk Józef Antoni Czapik (1873-1962), syn Wojciecha, uczeń wadowickiego gimnazjum, a później przedwojenny radny gromadzki.

Przed I wojną światową wyemigrowały do USA:

  • Agnieszka Cap (1895-1974), córka Stanisława i Magdaleny Kręcioch, która z mężem Johnem Moskalem zamieszkiwała w Fall River w stanie Massachusetts,
  • Maria Balbina Cap (1891-1974), córka Antoniego i Balbiny z domu Gawęda (kuzynka Agnieszki), która z mężem Janem Franciszkiem Witkowskim żyła w Detroit w stanie Michigan. Jej siostra Franciszka (ur. 1910) wstąpiła z kolei do Zgromadzenia Sióstr Kanoniczek Regularnych Zakonu Premonstratensów (norbertanek) w Krakowie na Zwierzyńcu,
  • Honorata Czapik (1879-1910), córka Wojciecha i Marianny z domu Gancarz (wnuczka wójta Józefa), która najpierw była żoną Andrew Koziola a później Stanisława Trzaski.

W czasie I wojny światowej zaginął bez wieści Piotr Cap (ur. 1897), prawnuk Grzegorza ze spisu własności 1844-1852 i brat emigrantki Agnieszki.

Według danych z Referendum Ludowego z 1946 roku Capowie zamieszkiwali w Choczni w dwóch domach, a Czapikowie w jednym:

  • Jan Cap (1899-1951) z żoną Agnieszką z Bryndzów pod nr 112,
  • Balbina Cap (1872-1948), wdowa po Antonim i matka Jana pod nr 556,
  • Józef Antoni Czapik z żoną Marią z domu Widlarz i dziećmi pod numerem 348.

Jan Cap posiadał prawie 10 hektarów gruntu, a jego straty powstałe w wyniku II wojny światowej (w tym wysiedlenie) wyceniono na 15540 przedwojennych złotych. W jego rodzinie nazwisko Cap zostało zastąpione przez Czerwiński.

Z kolei Józef Antoni Czapik był posiadaczem niespełna 7 hektarów, a jego straty wojenne oszacowano na 6826 przedwojennych złotych.

Znanymi postaciami po II wojnie światowej były jego dzieci:

  • Tomasz Czapik (1912-1991) magister prawa,
  • Albina Czapik (1920-2001) nauczycielka,
  • Kazimierz Czapik (1925-2012) magister ekonomii, dyrektor w firmie transportowej w Wadowicach,
  • Jan Czapik (1930-1968) z zawodu stomatolog, mąż Marii z domu Warmuz i ojciec m.in. Jadwigi Czapik (1959-2013) nauczycielki w Choczni Dolnej i Górnej.

W 2002 roku mieszkało w Polsce:

  • 1081 osób o nazwisku Cap (563 kobiety i 518 mężczyzn), najwięcej w powiecie przemyskim (145) i biłgorajskim (66)- w bliższej okolicy 51 osób o tym nazwisku mieszkało w powiecie myślenickim, 10 w wielickim, 7 w bocheńskim,
  • 92 osoby o nazwisku Czap, najwięcej w powiecie bełchatowskim (14), mińskim na Mazowszu (11) i w Łodzi (10),
  • 184 osoby o nazwisku Czapik, najwięcej w Krakowie (32), powiecie śremskim w Wielkopolsce (20) i w powiecie wadowickim (19).

środa, 16 października 2019

Odmowa koncesji z powodu intryg i polityki

W 1895 roku Kółko Rolnicze w Choczni postanowiło przenieść swój sklepik z domu Józefa Czapika do lokalu Antoniego Sikory i wystarać się o koncesję na wyszynk wina w tymże sklepie, czyli właściwie o przedłużenie certyfikatu na wyszynk prowadzony dotąd przez Czapika, ale w nowej lokalizacji.
Działacze ludowi skupieni wokół Kółka (Jan Świętek, Antoni Sikora, Antoni Styła, Franciszek Wcisło, Franciszek Wiśniowski) poprzez wyszynk wina we własnym sklepie chcieli osiągnąć kilka celów:
  • odciągnąć ludzi od przesiadywania w karczmach żydowskich propinatorów, z których czerpali zyski z tytułu własności Duninowie z Głębowic/Gierałtowiczek,
  • spowodować spadek nadmiernego spożycia wódki, co miało negatywny wpływ na rodziny i kondycję finansową bywalców karczm,
  • przekierować życie towarzyskie skupione w karczmach do lokalu Kółka, 
  • zwiększyć zyski Kółka przeznaczane na jego prospołeczne inicjatywy (edukację i oświatę rolniczą, organizację imprez ludowo-patriotycznych, planowaną w przyszłości budowę siedziby Kółka, która miała mieścić także czytelnie/bibliotekę i salę na występy teatralne, czy muzyczne).
8 grudnia 1895 roku ck Starostwo w Wadowicach odmówiło jednak Kółku udzielenia koncesji na wyszynk wina w lokalu Antoniego Sikory pod numerem 324, ponieważ jego zdaniem "potrzeba miejscowa tego nie wymaga, lokal przeznaczony na wyszynk jest do tego celu nieodpowiedni, a Antoni Sikora nie daje dostatecznej gwarancji, że będzie ściśle przestrzegać przepisów policyjno- sanitarnych."
Ponieważ w 1895 roku działacz Kółka Antoni Styła został wybrany posłem, to pojawiła się okazja do wniesienia do Sejmu zażalenia w tej sprawie, przedłożonego w formie petycji poselskiej.
W tejże petycji przeczytać można, że po przeniesieniu sklepiku z domu Czapika do lokalu Sikory dotychczasowy sklepikarz rozpoczął wraz z żydowskim propinatorem- właścicielem drugiej koncesji na wyszynk intrygi  przeciw sklepikowi Kółka oraz przeciw prowadzeniu w nim wyszynku.
Styła zawarł w petycji opinię choczeńskiej zwierzchności gminnej, że:

  • w gminie liczącej ponad 3000 mieszkańców drugi wyszynk wina nie jest zbyteczny, 
  • lokal Sikory jest najbardziej w całej wsi odpowiedni na taki wyszynk,
  • sam Sikora, mimo że trudniący się kowalstwem, wyszynk wina prowadzić może.
Uchwałą z 8 lutego 1896 roku Sejm skierował tę petycję do ck Rządu Galicji w celu jej zbadania i możliwego uwzględnienia.
Wtedy dodatkowe powody nieudzielenie koncesji wyjawił Starosta wadowicki, wyjaśniając 27 lutego 1896 roku swoją wcześniejszą odmowę.
Na wstępie swojego wyjaśnienia Starosta wrócił co prawda do kwestii, że Kółko nie ma odpowiedniego lokalu, a wyznaczony na wykonywanie koncesji Antoni Sikora "trudniąc się zawodowo kowalstwem, blacharstwem i kołodziejstwem nie dawał dostatecznej gwarancji, że będzie mógł przy wykonywaniu wyszynku wina ściśle przestrzegać przepisów policyjnych, ogniowych i sanitarnych".
Główny argument do odmowy przedstawiał jednak w sposób następujący:
"Miarodajną nadto przy odrzuceniu odnośnej prośby Kółka Rolniczego była okoliczność, iż rzeczone stowarzyszenie z chwilą objęcia przewodnictwa przez przeniesionego od niedawna z Choczni nauczyciela ludowego Franciszka Wiśniowskiego, gorliwego zwolennika księdza Stojałowskiego i propagatora idei usamowolnienia ludu, było siedliskiem agitacji ruchu ludowego i pozostawało w ścisłej styczności z agentami i agitatorami tak zwanego stronnictwa ludowego. 
Dom Antoniego Sikory i prowadzony przez tegoż wyszynk wina był miejscem tajemnych schadzek i namów, gdzie prowadzono na wielką skalę agitację wyborczą i wahano się od pojedynczych włościan odbierać przysięgę, iż będą działali w myśl postanowień nie zawsze sumiennych i nie przebierających w środkach agitatorów. Z pomienionych przeto powodów udzielenie Zarządowi Kółka Rolniczego w Choczni koncesji na wyszynk wina i pozostawienie takowego pod kierownictwem i w domu Antoniego Sikory (...) nie było wskazanem".
Po tym wyjaśnieniu Starosty Rząd Krajowy decyzją z 22 kwietnia 1896 roku nie uwzględnił odwołania Kółka Rolniczego z Choczni i zatwierdził wcześniejszą odmowną decyzję Starostwa.
Jak już wspomniano w wyjaśnieniach Starosty, prezes Zarządu Kółka Wiśniowski, a zarazem kierownik szkoły i nauczyciel, został karnie przeniesiony służbowo z Choczni do Woli Batorskiej w gminie Niepołomice.
Jego poprzednik - wójt i radny powiatowy Józef Czapik spowodował przyznanie odmówionej Kółku koncesji zaprzyjaźnionemu kupcowi żydowskiemu.
W kolejnych wyborach Czapik pożegnał się ze stanowiskiem wójta, które pełnił nieprzerwanie przez 34 lata, a jego następcą został decyzją wyborców kowal Antoni Sikora, co było początkiem dużych zmian w Choczni i silnego rozwoju ruchu ludowego.

środa, 15 listopada 2017

Fundacja dzwonów w 1875 roku

W 1875 roku parafia choczeńska pod kierownictwem sprawującego posługę proboszcza księdza Józefa Komorka zrealizowała przebudowę dzwonnicy i zakup nowych dzwonów kościelnych.
Zasadniczy koszt tego przedsięwzięcia stanowił zakup nowego dużego dzwonu, który wykonano w ludwisarni w Lublanie, dzisiejszej stolicy Słowenii, częściowo z materiału uzyskanego z przetopienia starych dzwonów z Choczni.
Dzięki temu koszt wykonania i dostarczenia nowego dzwonu parafii choczeńskiej (prawie 1487 złotych reńskich) zmniejszył się niemal o połowę- do kwoty 752 złotych reńskich i 23 grajcarów.
Na ten koszt składały się:
  • koszty transportu starych dzwonów do Lublany,
  • koszty dokumentów przewozowych i korespondencji (w tym telegramów),
  • koszty materiałowe (dopłata do materiału uzyskanego z przetopienia starych dzwonów),
  • koszt wykonania wału, zakucia i serca dzwonu,
  • koszt rzemieni,
  • koszty transportu dzwonu z Lublany do Choczni (koleją do Oświęcimia, a następnie na platformie ciągniętej przez konie).

Natomiast remont dzwonnicy kościelnej kosztował dodatkowo prawie 64 złote reńskie, co oznaczało, że koszt całkowity przedsięwzięcia wynosił nieco ponad 816 złotych reńskich.
Ponieważ ze zbiórki urządzonej przez parafię uzyskano 718 złotych i 49 grajcarów, to różnicę dopłacono z funduszu zapasowego parafii.
Do ufundowania dużego dzwonu przyczynili się nie tylko parafianie choczeńscy, ale i księża pochodzący z Choczni lub z Chocznią związani oraz osoby świeckie.

I tak:
  • ksiądz Antoni Maciejczyk ofiarował na ten cel 10 złotych reńskich,
  • ksiądz Józef Bylica- 5 złr,
  • ksiądz Wojciech Bryndza- 5 złr,
  • ksiądz proboszcz Jóżef Komorek- 12 złr i 26 grajcarów,
  • ksiądz Antoni Bryndza- 2 złr,
  • Jan Smolarski, syn byłego organisty Walentego Smolarskiego- 10 złr,
  • Kazimierz Warzeszkiewicz, sędzia z Wadowic- 5 złr.
Wśród ofiarodawców zbiorowych znaleźli się:
  • pielgrzymi na odpust częstochowski- 5 złr,
  • pielgrzymi na odpust kalwaryjski- 2 złr,
  • panny noszące obrazy na procesjach parafialnych- 1 złr,
  • drużbowie z wesel: Franciszka Komana, Franciszka Góry i Jana Szczura- 3 złr i 25 grajcarów.
Na apel o zbiórkę funduszy na dzwon odpowiedziało 274 gospodarzy z Choczni (na 400 numerów domów ogółem) oraz 25 gospodarzy z Kaczyny, wpłacając różne kwoty (co najmniej 30 grajcarów).
Największym fundatorem indywidualnym był chocznianin Jędrzej Guzdek (ur. 1799), który ofiarował na dzwon 100 złotych reńskich.
Taka sama kwota wpłynęła z legatu po zmarłym Walentym Balonie.
Wysokością wyróżniały się ponadto wpłaty, których dokonali:
  • Wojciech Styła - 15 złr,
  • Jan Paterak - 10 złr,
  • Józef Czapik (wójt i organista) - 6 złr 30 gr,
  • Franciszek Cibor - 5 złr 18 gr,
  • Wojciech Szczur, Wojciech Widlarz, Jakub Gurdek, Jan Ścigalski, Jan Wójcik i Jan Woźniak (kołodziej) po 5 złr,
  • Franciszek Guzdek - 4 złr,
  • Szczepan Malata, Mikołaj Pietruszka, Kacper Byrski, Tomasz Drożdż, Franciszka Pindel, Jan Kumorek, Antoni Gajda (nauczyciel) i Kazimierz Leśniak - po 3 złr.
Oprócz zbiórki pieniężnej wśród właścicieli gospodarstw ("numerów") przyjmowano również wpłaty od komorników (bezrolnych), kawalerów i panien, co przyniosło niebagatelną  sumę 40 złotych reńskich.

Docenić należy także bezpłatny wkład w robociźnie, materiałach i usługach, który wnieśli:
  • Jan Paterak (transport dzwonu końmi z Oświęcimia),
  • Jan Kręcioch (liny),
  • Józef Pindel (transport konny),
  • Jakub Sikora (usługi kowalskie),
  • Józef Drapa (transport konny),
  • Ignacy Dąbrowski (robocizna przy remoncie dzwonnicy, wykonanie urządzenia do wciągnięcia dzwonu na wieżę),
  • Wojciech Styła (transport konny),
  • Franciszek Guzdek (transport konny),
  • Jan Szczur (transport konny),
  • Jan Woźniak kołodziej (transport konny),
  • Antoni Sikora (usługi kowalskie),
  • Tomasz Góralczyk (liny),
  • Jan Zając (transport konny),
  • Piotr Widlarz (transport konny),
  • Karol Moński (materiały).
Choć zakup dużego dzwonu stanowił zasadniczy koszt inwestycji w dzwony w 1875 roku, to uwzględnić należy także, że na wyremontowanej dzwonnicy zawieszono jednocześnie:
  • mały dzwon (sygnaturkę) ufundowany przez proboszcza ks. Józefa Komorka,
  • mały dzwon (około 80 kg) ufundowany przez Franciszka Cibora,
  • średni dzwon (około 300 kg) ufundowany przez wójta Józefa Czapika.
Wszystkie wymienione wyżej dzwony zostały poświęcone w 1884 roku i służyły parafii do czasów I wojny światowej, kiedy to władze austriackie przeprowadziły konfiskatę trzech z nich (największych) na cele wojenne.
W przeciwieństwie do wydarzeń związanych z zakupem kolejnych dzwonów w 1927 roku przedsięwzięcie z 1875 roku nie wzbudziło żadnych kontrowersji i zostało przeprowadzone przy zgodnym udziale oraz poparciu finansowym znacznej większości parafian i probostwa.








piątek, 22 stycznia 2016

"Czas" z 1885 roku o budowie kościoła

"Krakowski "Czas" z 14 stycznia 1885 roku zamieścił artykuł, w którym znajduje się kilka interesujących informacji dotyczących budowy kościoła parafialnego w Choczni.
Można traktować je jako uzupełnienie relacji Józefa Czapika na ten sam temat, zachowanej w dokumencie przechowywanym w wieży kościelnej - (LINK).

Z Wadowickiego- 9 stycznia. 

Co zdziałać może gorliwość kapłana umiejącego pozyskać sobie miłość i zaufanie swojej parafii, świadczy fakt następujący : Jest w Choczni mały kościółek drewniany, stojący od lat 80, nie grożący jednak upadkiem. Za inicyatywą miejscowego proboszcza postanowiono przed 4 laty wznieść nową murowaną świątynię, nie udając się do ofiarności publicznej, i szlachetny tan zamiar przyniósł już owoce. Każdy gospodarz zobowiązał się płacić aż do chwili ukończenia kościoła 2 złr. z chaty, a wszyscy inni parafianie od 15 lat wieku po 50 c. rocznie. Nadto mieli oni dostarczać bezpłatnie robociznę. I nie był to chwilowy poryw. Nigdy, nawet w czasie żniw, nie brakło robotników przy kościele. Dzieci, wracając ze szkoły do domu, zachodziły dobrowolnie na kwadrans lub pół godziny do budującego się kościoła, nosiły cegłę, lub wykonywały jakąbądź inną robotę. Małe dzieci prosiły ze łzami w oczach o pozwolenie przyczynienia się swą pracą do budowy kościoła i szanowny proboszcz umiał im zawsze wynaleźć robotę odpowiednią do ich sił.
Co wszelako jeszcze bardziej zasługuje na uznanie, to mianowicie ojcowska a umiejętna opieka, jaką proboszcz od dawna otaczał rzemieślników miejscowych, co mu dało możność wyzyskać ich przy budowie kościoła. Całą ślusarską robotę wykonał Sikora (LINK), któremu proboszcz dostarczał modeli, prostszych narzędzi rolniczych i robotę u sąsiednich właścicieli. Murarze choczeńscy sami wznieśli nie tylko mury ale i sklepienie, którego łuk ma 13 metrów średnicy. Jakiś staruszek, którego imienia niepomnę, zrobił ze starej dębiny ławki rzeźbione, podobne do ławek w starych kościołach. 
Słowem hasło: „a jako kto może, ku ogólnemu dobru niechaj dopomoże" stało się tu rzeczywistością. Obecnie kościół ukończony i nabożeństwo się w nim odprawia, a tylko trzy wieże, mające zdobić front kościoła, doprowadzone do wysokości dachu wystrzelą w górę w bieżącym roku i uczynią go jednym z najwspanialszych wiejskich kościołów. Wewnątrz kościoła widzimy tylko trzy ołtarze, które zdobiły stary drewniany kościółek i ambonę. Sądząc jednak z gorliwości proboszcza i ofiarności jego parafian, nie ulega wątpliwości, że w krótkim czasie po ukończenia kościoła i wnętrze jego godnie odpowie jego powierzchowności. Byłoby niesprawiedliwością mówiąc o czcigodnym proboszczu Choczni, dziekanie Komorku (LINK), pominąć milczeniem jego zacnego współpracownika, wójta i organistę Capika (LINK). Zamożny, wykształcony, równie gorliwy o chwałę Bożą jak i o dobro ogólne, jest on niestrudzonym przy budowie kościoła, oraz od lat wielu pożytecznym członkiem rady powiatowej. Daje on mieszkańcom Choczni przykład ofiarności i gorliwości. I tak niedawno zawieszono w Choczni nowy dzwon, kosztujący 500 złr., który on ofiarował. Jest to słowem typ przypominający owych kmieci piastowskich, których bodajbyśmy jak najwięcej spotykali. Nic tak nie podnosi godności własnej i własnej siły, jak świadomość dokonanego pożytecznego dzieła. Tu też każdy mieszkaniec Choczni, ma prawo uważać kościół za własne dzieło, gdyż każdy przyłożył doń swą rękę, przyczynił się do jego budowy. Budowa kościoła w tych warunkach, świadczy, że Polak stać się może wytrwałym i niezrównanym pracownikiem, równie jak jest uznanym znakomitym żołnierzem; że pomiędzy ludem naszym jest wielu uzdolnionych do sztuk i rzemiosła, których talenta marnują się i że praca nad ludem naszym wiejskim sowite wyda może owoce. 

piątek, 24 lipca 2015

Zmiany w Choczni w XIX wieku według wójta Józefa Czapika

Refleksja o zmianach w Choczni w XIX wieku, spisana przez wójta i organistę Józefa Czapika na marginesie jego "Uwag o sprawie organistowskiej", opublikowanych przez "Przewodnik Cecyliański" 15 marca 1902 roku. Józef Czapik w chwili pisania tych refleksji miał 74 lata, w ciągu których z racji pełnienia licznych obowiązków publicznych był nie tylko biernym świadkiem historii Choczni, ale i czynnym uczestnikiem najważniejszych wydarzeń we wsi i w okolicy, w drugiej połowie XIX wieku.

(...) Zbiegiem okoliczności na świecie wszystko się zmienia, jak było przed 50-ciu laty, a jak teraz jest, temu młodzi i niedoświadczeni ludzie nie uwierzą, lecz kto żył wtedy i patrzał na wszystko, a jeszcze dziś żyje, ten wie dobrze wszystko. Nie było braku ludzi, ani sług, ani wyrobników, ale częstokroć dawał się uczuć brak żywności, a szczególnie chleba, mniej roli uprawiano i obsiewano zbożem, a więcej sadzono ziemniaków, bo te obfitszy plon wydawały. 
Ale i to zmieniło się, bo w roku 1844 zaczęły ziemniaki ulegać zarazie i zgniliźnie i to przez kilkanaście lat tak, iż nastąpił zupełny brak żywności. Dziś niktby temu nie uwierzył, jak i czem żywili się ludzie, bo zaspakajali głód czem kto mógł, a nawet strawą gorszą od bydlęcej, a po nieszczęsnej rewolucyi w r. 1846 i rzezi, w niektórych powiatach w r. 47 nastąpił głodowy tyfusowy pomór i ludzie padali z głodu jak muchy, a w samej Choczni około 600 osób umarło. Nie inaczej działo się i w innych gminach.
 Choć tyle ludzi wymarło to jeszcze nie dawał się we znaki brak ludzi, lecz ani do roboty, ani do służby nikt ich przyjąć nie chciał, dlatego wałęsał się ten motłoch bez celu i zajęcia, a ztąd narobiło się wielu żebraków i złodziei i to z konieczności, bo nie zarobił i służby nie miał. 
Urzędy gminne rozprowadzały takich do służby po domostwach, ale ci chcieli ich przyjąć, bo sami niedostatek cierpieli. Cóż się stało po upływie około 50 lat ? 
Przedtem. choć nie było tyle ludności, to jednak do pracy było rąk, aż nadto, a teraz ludność powiększyła się liczebnie daleko w górę, to pomimo to nie ma sług i robotników, a jeżeli kto ma sługi i robotników, to musi płacić im dziesięć razy więcej niż przed 40 laty. (...)

poniedziałek, 13 lipca 2015

Chocznianie w „Towarzystwie Zaliczkowym Ochrony Ziemi” w Wadowicach w 1889 roku

„Ludowe Towarzystwo Zaliczkowe i  Ochrony Własności Ziemskiej” powstało z inicjatywy ks. Stojałowskiego, zaangażowanego w działalność na rzecz chłopów galicyjskich. Jego utworzenie dla powiatów zachodniej Galicji uchwalono na zgromadzeniu w Białej 2 lipca 1889 roku, natomiast pierwsze walne zebranie Towarzystwa odbyło się w Wadowicach 5 września 1889 roku. 

Ambitne cele Towarzystwa podaje „Pogoń” z  8 września 1889 roku:
(…) Celem Towarzystwa jest udzielanie członkom swoim moralnej i materyalnej pomocy, zdążającej do ochrony, powiększenia obszaru i podniesienia wartości posiadanej ziemi, wszelkimi rozporządzalnymi środkami, jakie Towarzystwo do dyspozycyi mieć będzie w zakresie statutu niniejszego. W tym celu Tow. będzie zakupywać posiadłości ziemskie, czy to z wolnej ręki, czy też na publicznych licytacyach, na podstawie oznaczonej wartości, przez znawców do oszacowania przez Dyrekcyę powołanych. Towarzystwo będzie dalej pośredniczyć między obdłużonymi członkami Tow., a ich wierzycielami, aby zadłużoną realność w części lub całości dla dotychczasowego właściciela utrzymać, a wreszcie będzie udzielało członkom swoim taniego kredytu, potrzebnego w gospodarstwie, handlu i przemyśle, o ile fundusze jego nie będą zaangażowane w zakupie ziemi. W razie rozwoju Towarzystwo miałoby następujące dalsze zadanie:  wspólną sprzedaż płodów rolniczych, a przede wszystkiem wyszukiwanie korzystnych dróg zbytu, wspólne zakupywanie nasion gospodarczych po tańszych, hurtowych cenach (…), tworzenie spółek przemysłowych do przerabiania własnych produktów rolniczych w sposób fabryczny, wreszcie urządzenie stacyi doświadczalnej nowych zbóż, nasion rolniczych i jarzyn. (…)

Koszt udziału w Towarzystwie wynosił 10 zł, a wpisowe 1,50 zł. Do wpłacania udziałów zachęcały chłopów pisma ks. Stojałowskiego „Wieniec” i „Pszczółka”, szeroko reklamując nowe stowarzyszenie. Przed walnym zebraniem trwały zakulisowe zabiegi działacza ludowego Stapińskiego, aby wbrew stanowisku ks. Stojałowskiego, przeforsować ograniczoną odpowiedzialność majątkową członków.

Tak te zabiegi opisuje Stanisław Szczepański w książce „Z dziejów ruchu ludowego”:

 (…) Stapiński przyjechał dzień przed Walnem Zgromadzeniem do Wadowic, a tu spotkawszy ludzi z najdalszych okolic, zebrał ich wszystkich i poszedł z nimi do sąsiedniej Choczni. Kto był w Choczni, ten z pewnością pamięta okazały dom murowany przy kościele w pobliżu, jak krzyżuje się droga gminna z gościńcem rządowym. Był to dom ówczesnego wójta, zarazem organisty choczeńskiego, Józefa Czapika. Znany to był na okolicę wójt, albowiem funkcje urzędowe sprawował jeszcze za czasów pańszczyzny 1, obeznany był zgrubsza z ustawami, nieźle się wysławiał, a posiadając znajomość tajemnic życia nie tylko swego kanonika, ale i okolicznych proboszczów, teroryzował wszystkich. U tego to satrapy choczeńskiego Stapiński przez całą noc usposabiał członków „Towarzystwa Ochrony Ziemi" przeciw nieograniczonej poręce, projektowanej przez Stojałowskiego.(…)

Samo walne zabranie odbyło się przy dość niskiej frekwencji, z udziałem zaledwie 40 osób. Zagajenie wygłosił Józef Czapik, który następnie przewodniczył obradom. Według cytowanej już „Pogoni”:

„Treścią jego przemówienia było porównanie stosunków dawnych z przed 40 laty, kiedy dwór starał się o poddanych, a wieśniacy uważani byli jako małoletni, o których inni myśleć musieli,  ze stosunkami dzisiejszymi, kiedy na mocy prawa konstytucyi sami o sobie radzić muszą…. We wschodniej części kraju, kończył mówca, lepiej niż my myślą o sobie - tutaj, wielu przyrzekło przybyć na dzisiejszy zjazd, a mało przybyło, co ze smutkiem widzimy. Wdzięczność nasza należy się tym, co nas radą wspierają. Korzystajmy z tej rady - a rozsiewajmy wszędzie między braci rolników tę myśl, że lud ma o sobie sam pamiętać, sam sobie pomagać, przez co i państwu się przysłużymy, bo lud jest podstawą państwa, jako klasa  najliczniejsza i produkująca. Kto w Boga wierzy, kto wierzy, że włościanin może i  powinien sobie radzić, niech staje razem z nami do wspólnej pracy".

Ostatecznie ku zaskoczeniu ks. Stojałowskiego, nieograniczonej odpowiedzialności majątkowej członków nie przyjęto. Obecni wykupili 64 udziały, wpłacając gotówką 335 złotych reńskich. Wybrano także dyrekcję i radę nadzorczą, w której duże wpływy uzyskali chocznianie.
Prezesem został wybrany ks. Tomasz Bryniarski, wikariusz z Wadowic, a wiceprezesem Józef Czapik z Choczni, który został także członkiem dyrekcji. Sekretarzem- dyrektorem wybrano Franciszka Wiśniowskiego, nauczyciela z Choczni, zastępcami członków dyrekcji: Antoniego Sikorę i Piotra Widlarza z Choczni. W radzie nadzorczej Towarzystwa znalazł się też choczeński proboszcz – ks. Józef Komorek. Członkami- udziałowcami zostali natomiast choczeńscy rolnicy: Ignacy Widlarz i Antoni Woźniak.


1 Józef Czapik w rzeczywistości nie był wójtem za czasów pańczyźnianych

wtorek, 10 lutego 2015

Józef Czapik- choczeński wójt, organista i nauczyciel

Józef Czapik (Cap)- urodzony 22 luty 1828, zmarł 29 wrzesień 1907.
Syn Jakuba Capa i Magdaleny z domu Szczur.
Trzykrotnie żonaty:  z Zofią z domu Drapa, z Magdaleną z domu Pietruszka i Franciszką z domu Widlarz.

Dał się poznać jako:
- wójt choczeński, wybierany siedmiokrotnie, od 1866 roku do 1900 roku, 
- organista (od 1846 roku), członek i działacz „Towarzystwa Organistowskiego”
- nauczyciel szkoły przykościelnej (od 1847 roku) z pensją 189 złotych rocznie, 
- nauczyciel/kierownik szkoły ludowej od 1861 do 1864 roku,
- kurator sądu w Wadowicach,
- działacz ludowy związany z nurtem ks. Stojałowskiego,
- przewodniczący miejscowej choczeńskiej rady oświatowej od 1880 roku,
- przewodniczący komitetu parafialnego,
- inicjator i przewodniczący komitetu budowy nowego kościoła oraz autor dokumentu umieszczonego dla potomnych w wieży kościelnej (tekst tutaj).
W kwietniu 1874 roku został wybrany do Rady Powiatu w Wadowicach (radnym powiatowym był co najmniej do 1896 roku). W tym samym roku zmienił urzędowo nazwisko z Cap na Czapik.
W 1881 roku został członkiem okręgowego „Towarzystwa Rolniczego” w Wadowicach. W 1883 roku startował bez powodzenia w wyborach na posła Galicyjskiego Sejmu Krajowego z okręgu Wadowice-Kalwaria-Andrychów (3 % głosów). Od 1885 roku dzierżawca terenów łowieckich w gromadzie Chocznia. W 1889 roku zaliczył kolejne nieudane podejście w wyborach do Sejmu Krajowego, w których otrzymał tym razem 28 % głosów. Od 1889 do 1891 roku członek dyrekcji i wiceprezes „Ludowego Towarzystwa Zaliczkowego i Ochrony Własności Ziemskiej w Wadowicach”. W 1890 roku wziął udział w Krakowie w uroczystościach sprowadzenia prochów Adama Mickiewicza, podczas których szedł na czele pochodu włościan z Centralnego Komitetu Włościańskiego, niosąc wieniec z kłosów wszystkich ziem polskich z gwiazdą w środku i z sierpem. Od listopada 1891 roku przewodniczący kółka rolniczego w Choczni. W 1893 roku wymieniany w urzędowym wykazie mężów zaufania wybranych na "ocenicieli" przy tłumieniu zarazy płucnej u bydła rogatego. W 1896 roku jest podpisany pod apelem o zwołanie II wiecu katolickiego we Lwowie. W 1897 roku jego postępowanie jako wójta było przedmiotem interpelacji  poselskiej, którą wniósł przed Sejm Krajowy we Lwowie poseł z Choczni Antoni Styła. Wśród zarzutów pojawiły się m. in. : samowola przy budowie domu murowanego dla organistów i rozporządzeniu drewnem ze starej plebani,  nierozliczenie się z rachunków za budowę kościoła i plebanii, zezwolenie na budowę stodoły na drodze publicznej oraz usytuowanie kancelarii gminy we własnym domu (szczegóły- tutaj).
W 1898 roku został odznaczony „Srebrnym Krzyżem Zasługi z Koroną”. Autor „Uwag w sprawie organistowskiej” opublikowanych w „Przewodniku Cecyliańskim” z 15 marca 1902.
Fragment tych uwag, w którym odnosi się do historii Choczni w XIX wieku, można przeczytać tutaj.