Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wadowice. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wadowice. Pokaż wszystkie posty

piątek, 3 stycznia 2025

Wadowice. Dzieje miasta. Tom I

 

Wydany pod koniec ubiegłego roku I tom monografii historycznej Wadowic zatytułowany „Pod rządami książąt oświęcimskich i zatorskich” przynosi dużo interesujących i nieznanych dotąd informacji z dziejów tego miasta. To zasługa redaktora tego tomu Tomasza Graffa (a zarazem autora kilku rozdziałów) oraz grona autorów/badaczy: Karola Witkowskiego, Sławomira Dryi, Marcina Starzyńskiego, Mirosława Płonki i Doroty Żurek, którzy potrafili dotrzeć do nowych źródeł lub przekonująco zinterpretować te znane już wcześniej. Mimo że monografia dotyczy dziejów miasta, to znalazły się w niej także wzmianki o miejscowościach z obszaru dzisiejszej gminy Wadowice i powiatu wadowickiego. Chocznia pojawia się w pierwszym tomie na niemal 50 stronach z 330 ogółem (nie licząc wstępu, podsumowania, bibliografii, spisu treści, itp.).

Już w pierwszym rozdziale poświęconym środowisku geograficznemu gminy Wadowice Karol Witkowski wspomina o:

  • skałach fliszowych – oligoceńskich warstwach krośnieńskich w dolinie Konówki,
  • kamieniołomie na granicy Choczni i Kaczyny z odsłonięciami warstw lgockich,
  • łupkach, piaskowcach, rogowcach i łupkach pstrych jako utworach płaszczowiny skolskiej w dolinie Konówki, osiedlach Malatowskim i Komanim oraz przy ul. Góralskiej,
  • dużym złożu iłów między osiedlem Patria a Bożą Męką,
  • układzie historycznych miedz w pobliżu Bożej Męki,
  • zasobach surowców mineralnych w Choczni,
  • wstęgowym układzie choczeńskich pól,
  • Parku Krajobrazowym Beskidu Małego, obejmującym także pasmo Bliźniaków, którego otulina sięga ul. Drapówka,
  • jaworze – pomniku przyrody na terenie Choczni.

Autor nie zamieszcza niestety informacji o dziewiętnastowiecznych badaniach geologicznych na terenie Choczni, czy dawnych poszukiwaniach złóż kopalin i eksploatacji rud, co mogłoby nadać temu rozdziałowi bardziej historyczny rys.

Uczestnicy spotkania z autorami monografii, które odbyło się w Choczni w listopadzie 2023 roku, mieli wówczas okazję zapoznać się tezami artykułu Sławomira Dryi, dotyczącymi archeologii regionu wadowickiego. Wspominał on wówczas o badaniach archeologicznych z 1986 roku, obejmujących także część Choczni, w czasie których odkryto na jej terenie trzy stanowiska archeologiczne z 17 ogółem zinwentaryzowanych. Są to zarówno stanowiska z epoki kamienia, jak i pradziejów, czasów średniowiecza i nowożytnych. Ich liczba jest największa w okolicy. Podczas spotkania w Choczni autor dowiedział się także o przypadkowym odkryciu dokonanym przez jednego z mieszkańców pod koniec lat 40. XX wieku. Niestety wykopany wówczas kamienny toporek i metalowy przedmiot zaginął, a towarzyszące mu miejsce pochówku (być może z epoki brązu) zostało bezpowrotnie zniszczone.

Zdecydowanie najwięcej informacji o Choczni znajduje się w rozdziale napisanym przez Mirosława Płonkę pod tytułem „Zabytki na obszarze gminy Wadowice”. Na ogólną liczbę 441 dóbr kultury wpisanych do Gminnej Ewidencji Zabytków niemal 10% stanowią obiekty z Choczni. Pisząc o przykładach dawnej architektury drewnianej autor wspomina nieistniejący młyn Burzejów w górnej części wsi o konstrukcji zrębowej i zamieszcza jego zdjęcia z 1959 roku. Z analizy „Kroniki Parafialnej” i innych dokumentów zgromadzonych w archiwum parafialnym pochodzą opisy dbałości choczeńskich plebanów z XIX wieku o przyrodę, a szczególnie o nasadzenia nowych drzew, tworzenie alejek i szpalerów drzewnych. Z tych samych źródeł pochodzi rzetelny i dokładny opis zespołu parafialnego w Choczni, historia budowy dwóch ostatnich kościołów i wyposażenia ich wnętrz, do czego przyczynili się dobrodzieje i darczyńcy ze wsi (m.in. wymieniony w tekście Tomasz Ramza) oraz choczeńscy i okoliczni rzemieślnicy. Znajdziemy tu także wzmianki o historii plebanii, Domu Katolickiego i cmentarza, z podaną po raz pierwszy w drukowanej publikacji prawidłową datą powstania tego ostatniego. W Gminnej Ewidencji Zabytków ujęto także cmentarz epidemiczny na Bożej Męce z towarzyszącą mu kapliczką – o niej przeczytać można na stronie 214 (nie podanej w indeksie geograficznym). Mirosław Płonka na marginesie rozważań o przekształceniach układów przestrzennych wsi wspomina też o zniszczeniach wojennych w Choczni z lat 1940-44. Dokładne podsumowanie rozmiarów tych szkód znajdzie się zapewne w jednym z kolejnych tomów monografii. Szkoda, ze zabrakło tu miejsca na choćby krótkie wzmianki  o ważnych dla świadomości historycznej chocznian świeckich obiektach historycznych z terenu wsi – budynku „Sokoła”, czy starej szkoły podstawowej.

Na następne informacje o Choczni natrafić można w rozdziale „Początki osady i lokacji miasta”, którego autorką jest Dorota Żurek. Wymienia ona Chocznię jako osadę powstałą po wyodrębnieniu się księstwa oświęcimskiego (str. 225) i wzmiankowaną po raz pierwszy jako parafia w 1355 roku. Istniejące wówczas dwie Chocznie: Stara i Nowa stanowiły własność szlachecką, a ich pierwszym znanym posiadaczem był Mikołaj Vlodzylaj. W średniowieczu Chocznia wchodziła w skład dóbr należących do zamku Barwałd, dzieląc losy m.in. Jaroszowic, Gorzenia, czy wadowickiego wójtostwa, nieco odmienne od historii pozostałych miejscowości obecnej gminy Wadowice. Dalsze losy starostwa barwałdzkiego (wraz z Chocznią” przedstawione są od str. 246. Chocznia pojawia się w tym rozdziale także przy okazji opisu doprowadzenia wody do wadowickiego młyna i lokalizacji miejskich ról (str. 261-262).

Sprawę pierwszej wzmianki o Choczni przy okazji dziesięciny papieskiej omawia Tomasz Graff  w rozdziale „Kościół wadowicki” (str. 303). Jej wysokość stanowi punkt wyjścia do szacunków ludności parafii Chocznia (str. 305), o czym autor opowiadał szczegółowo podczas spotkania w Choczni w listopadzie 2023 roku. Z kolei zamieszczonej przez niego na str. 323 w tabeli uposażeń proboszczów dekanatu zatorskiego z 1529 roku można znaleźć także uposażenie plebana choczeńskiego, należące wtedy do najniższych w okolicy.  

To miłe, że wśród cytowanych w publikacji źródeł znalazł się też blog „Chocznia kiedyś”.

Doceniając trud badaczy włożony w powstanie tego tomu i wyniki ich pracy warto oczekiwać na kolejne tomy monografii. Warto także zastanowić się, czy na osobną przekrojową publikację nie zasługiwałyby dzieje samej Choczni.

poniedziałek, 13 listopada 2023

Spotkanie w Choczni z autorami monografii Wadowic

 

W ostatni piątek w sali remizy OSP odbyło się spotkanie z autorami monografii Wadowic, na które zapraszał mieszkańców Choczni burmistrz Bartosz Kaliński. Oprócz niego rolę gospodarza spotkania pełnił sołtys Choczni Mariusz Jakubas.

Grono autorów czterotomowej monografii Wadowic reprezentowali profesorowie Tomasz Graff, Sławomir Dryja i Konrad Meus oraz dr Mirosław Płonka. Na wstępie prof. Tomasz Graff przedstawił pozostałych autorów monografii oraz koncepcję jej przygotowania, po czym omówił najdawniejsze znane dzieje Choczni, która w źródłach pisanych pojawia się  już w 1355 roku. Dzięki czternastowiecznym spisom świętopietrza ustalić dziś możemy kwotę wnoszoną przez parafię w Choczni na rzecz papiestwa, ale także na jej podstawie podjąć próbę oszacowania ówczesnej liczby ludności Choczni. Ciekawym dokumentem z zamierzchłych dziejów Choczni jest również spis płatników podatku rogowego (od krów i jałówek) z 1537 roku, w którym wymienione są miana choczeńskich posiadaczy bydła. Te miana w części przypadków stały się później nazwiskami chocznian i to używanymi w Choczni do czasów współczesnych.

Zabierający później głos prof. Sławomir Dryja wyjaśnił zebranym, czym zajmuje się archeologia i jak wyglądały najdawniejsze ślady obecności ludzi w okolicy Wadowic, które związane były głównie z doliną Skawy, pełniącą ważną rolę komunikacyjną na osi północ-południe. Co ciekawe, najwięcej znanych stanowisk archeologicznych, obejmujących okres od epoki kamienia po wczesne średniowiecze, znajduje się w gminie Wadowice właśnie w Choczni (17). Związane jest to z faktem znacznego zurbanizowania samych Wadowic i małą powierzchnią upraw rolnych w obrębie miasta, na których często dochodzi do odkryć artefaktów z przeszłości. Duże badania archeologiczne były prowadzone w okolicy Wadowic w latach 80. XX wieku w związku z budową zapory w Świnnej Porębie i obejmowały również teren Choczni.

Dr Mirosław Płonka ze Stryszowa zajmuje się w monografii Wadowic zagadnieniami związanymi z obiektami dziedzictwa kultury. W odniesieniu do Choczni można mówić o zabytkowych obiektach znajdujących się w rejestrze wojewódzkiego konserwatora zabytków, jak również w gminnej ewidencji zabytków. Dr Płonka omówił wygląd poprzedniego kościoła parafialnego w Choczni, który znamy obecnie jedynie z obrazu namalowanego w 1806 roku. Ołtarz z tego kościoła do dziś oglądać można w kaplicy w Kaczynie. Obecny kościół parafialny znajduje się w tym samym miejscu, co poprzedni, a ponieważ jest znacznie większy, to stary kościół został najpierw obudowany murami nowego, a dopiero później rozebrany. Dr Płonka zwrócił również uwagę na zabytkowe kapliczki z Choczni, czy opisany przez Narodowy Instytut Dziedzictwa drewniany młyn wodny, który obecnie już nie istnieje.

W końcowej części wystąpień autorów monografii Wadowic prof. Konrad Meus opowiadał zebranym o Choczni w okresie galicyjskim na tle istotnych wydarzeń z tego czasu: wojen, epidemii, itp. Źródła do poznania tych wydarzeń znaleźć dziś można często poza granicami naszego kraju w archiwach: wiedeńskich, lwowskich, a nawet izraelskich. W oparciu o wojskowej konskrypcje (spisy do celów poboru) można pokusić się o przedstawienie dokładnych zmian w liczbie ludności Choczni i sąsiednich miejscowości, począwszy od końca XVIII wieku. Ważną rolę w kształtowaniu świadomości narodowej chocznian odegrali dziewiętnastowieczni proboszczowie, a w drugiej połowie XIX wieku także nauczyciele. Instytucje istotne dla życia wsi, jak Kółko Rolnicze, straż pożarna, kasa zapomogowo-pożyczkowa, czy biblioteka powstały pod koniec XIX wieku i na początku wieku XX. Z ciekawostek prof. Meus wspomniał między innymi o oryginale wspomnień Eugeniusza Bielenina, którego treść różni się znacznie od wersji wydrukowanej w książce i może być ciekawym źródłem do poznania historii Choczni w przededniu I wojny światowej, czy rabunkach, zniszczeniach i gwałtach dokonywanych przez węgierskich żołnierzy stacjonujących w Choczni w czasie I wojny  światowej.

Zebrani mieli również okazję obejrzeć krótki film, nakręcony w archiwum lwowskim przez jego obecnych pracowników.

Chocznianie zainteresowani historią swojej miejscowości pytali autorów monografii, burmistrza i sołtysa między innymi o dalsze losy starej zabytkowej szkoły w dolnej części wsi, ewentualną próbę napisania historii samej Choczni oraz o to, czy istniał herb tej miejscowości. W krótkim wystąpieniu burmistrz Kaliński poinformował o planach sporządzenia dokumentacji technicznej remontu dachu starej szkoły i roli, którą w przygotowaniach do remontu odgrywa konserwator zabytków. Sołtys Jakubas zdradził z kolei, że powstała nieformalna grupa inicjatywna, która zajmuje się tematem przyszłego opisania dziejów Choczni. Profesor Meus wyjaśnił natomiast, że można mówić tylko o godle Choczni z pieczęci gminnych, a nie o herbie tej miejscowości. Zaś wspomniany w tym kontekście Łabędź, był po prostu herbem szlacheckiej rodziny Duninów, wieloletnich właścicieli sołtystwa w górnej części wsi. Niektórzy z obecnych przynieśli ze sobą stare fotografie i albumy, ale nie zostały one zaprezentowane pozostałym uczestnikom tego spotkania.

poniedziałek, 24 lipca 2023

Jan Wider - Sybirak, żołnierz I wojny światowej i wojny domowej w Rosji

 


Jan Wider był najstarszym dzieckiem Karola i Anny z domu Malec, a zarazem jedynym ich potomkiem urodzonym w Choczni (23 czerwca 1890 roku). Ponieważ jego ojciec Karol Wider wyjechał w celach zarobkowych do Stanów Zjednoczonych Ameryki, to mały Jan z matką zamieszkali w jej rodzinnym domu w Polance Wielkiej. Tam przyszedł na świat jego młodszy brat Alojzy. Po powrocie zza "wielkiej wody" Karol Wider zakupił parcelę rolną w Wadowicach, ciągnącą się od dzisiejszej ulicy Słowackiego po granicę z Chocznią i postawił na niej drewniany dom, do którego przeprowadził się z żoną, Janem i Alojzym.

Ze wspomnień Józefa Janika wynika, że jego wujek Jan Wider w 1912 roku wstąpił na służbę do armii austriackiej, a po wybuchu I wojny światowej wyruszył na front wraz z 56. Pułkiem Piechoty. W 1915 roku Jan Wider dostał się do niewoli rosyjskiej i był więziony w stanicy Nikołajewskiej w guberni akmolińskiej (dzisiejszy północny Kazachstan). Tam pracował przymusowo w trudnych warunkach klimatycznych i materialnych.

W październiku 1918 roku w Omsku Jan Wider wstąpił na ochotnika do 5 Dywizji Strzelców Polskich, formacji organizowanej przede wszystkim z byłych jeńców polskiego pochodzenia, której celem była walka z bolszewikami. Akcją wojskową na Syberii kierował major Walerian Czuma z Wadowic. W ramach 5 Dywizji Strzelców Polskich, zwanej też Dywizją Syberyjską, Jan Wider brał udział w wielu bitwach i potyczkach z wojskami bolszewickimi, między innymi pod Barnaułem, Litwinowem i trzydniowych starciach pod miastem Tajga. Te starcia odbywały się w warunkach surowej syberyjskiej zimy. Ponieważ większość oddziałów Dywizji Syberyjskiej została ostatecznie otoczona przez wojska bolszewickie, to 10 stycznia 1920 roku jej żołnierze złożyli broń w okolicach stacji kolejowej Klukwiennaja i Jan Wider ponownie znalazł się w niewoli.

Do Polski powrócił we wrześniu 1921 roku na mocy ustaleń traktatu ryskiego, kończącego wojnę polsko-bolszewicką. Formalnie został wcielony do 83 Pułku Piechoty w miejscowości Kobryń (dzisiejsza Białoruś), po czym skierowano go do rezerwy. Gdy dotarł do Wadowic po 9 latach nieobecności, był wychudzony, zarośnięty i zawszony. Własna matka, nie poznała go i z początku, myślała że jakiś żebrak zawitał w jej progi.

W niepodległej Polsce Jan Wider pracował jako strażnik więzienny w Wadowicach. Należał do miejscowego oddziału Związku Byłych Ochotników Armii Polskiej i do Strzelca. 

25 listopada 1923 roku poślubił w Wadowicach Albinę Nowak z Gierałtowiczek. To było jego trzecie podejście do stanu małżeńskiego, pierwsze dwie próby mimo wyjścia zapowiedzi nie zakończyły się powodzeniem.

Jan Wider początkowo mieszkał z żoną Albiną w wynajętej izbie, a następnie przeprowadził się do nowo wybudowanego domu na parceli otrzymanej od rodziców (ul. Słowackiego 26), który dzielił z bratem Alojzym. Poza krótkim epizodem pracy w Żywcu (przełom lat 20. i 30. XX wieku) do wybuchu II wojny światowej  był zatrudniony w wadowickim więzieniu. 

Z żoną Albiną doczekał się ośmiorga dzieci- trzech synów: Bronisława, Eugeniusza i Kazimierza oraz pięciu córek: Marii, Janiny, Bogumiły. Barbary i Teresy.

Według jego syna Eugeniusza (karmelity o. Dominika): tata  był z usposobienia melancholikiem, człowiekiem bardzo prawym i pobożnym. Odznaczał się dużą pracowitością. Cieszyły go kwiaty, róże, drzewa owocowe: umiał je szczepić, zapylać. Praktycznie umiał robić wszystko. W domu były dobre narzędzia stolarskie, ślusarskie, szewwskie, murarskie, hodował gołębie (białe pawiki). Bardzo rzadko miał złe nastroje - tylko wtedy jak go rodzinka próbowała nastroić. Z przeciwności, a jak każdy ich nie uniknął, umiał wychodzić obronną ręką. 


We wrześniu 1939 roku został ewakuowany z obsadą więzienia na wschód, później przebywał na przymusowych robotach. Zmarł wkrótce po wkroczeniu wojsk radzieckich do Wadowic - 5 lutego 1945 roku. Spoczywa na wadowickim cmentarzu parafialnym.

wtorek, 11 kwietnia 2023

Chocznianie na wadowickich listach do głosowania w 1946 roku

 Na temat Referendum Ludowego w 1946 roku i choczeńskich list do głosowania pisałem w notatce z 17 sierpnia 2018 roku - link.

Liczne osoby urodzone w Choczni (i mające skończone 21 lat) znalazły się wtedy na listach do głosowania w Wadowicach, jako mieszkańcy tego miasta. Niestety dokładne daty urodzenia wyborców podane w tym zestawieniu niejednokrotnie nie pokrywały się z faktycznymi, stąd ich identyfikacja była utrudniona.

Z pewnością z Choczni pochodzili następujący mieszkańcy Wadowic z listy do głosowania w 1946 roku:

  • Daniel Bandoła ur. 1882 (urzędnik stanu cywilnego),
  • Edward Bąk ur. 1918 (były komendat obozu dla folksdojczów - link)
  • Józef Bąk ur. 1910,
  • Józefa Bąk ur. 1905 (później po mężu Król),
  • Piotr Bąk ur. 1902,
  • Stanisław Bąk ur. 1909 (zmarł w Szczecinie w 1984 roku),
  • Stanisława Bąk z domu Góralczyk ur. 1912,
  • Wiktoria Bąk z domu Pietruszka ur. 1909,
  • Anna Biela z domu Zając ur. 1904,
  • Aniela Bieniek z domu Zając ur. 1919 (absolwentka seminarium nauczycielskiego),
  • Stefan Brandstatter ur. 1896 (sierżant w Wojskowym Urzędzie Gospodarczym),
  • Tadeusz Bryzek ur. 1916 (referent w Starostwie Powiatowym),
  • Piotr Bylica ur. 1905,
  • Franciszek Chruszcz ur. 1914,
  • Adelajda Czermińska z domu Zając ur. 1908 (nauczycielka),
  • Balbina Foryś z domu Widlarz ur. 1889,
  • Józefa Góralczyk ur. 1921,
  • Marian Góralczyk ur. 1920,
  • Zdzisław Góralczyk ur. 1924,
  • Aniela Grudniewicz z domu Bandoła ur. 1905,
  • Roman Guzdek ur. 1893,
  • Dominika Kęcka z domu Styła ur. 1898 (mistrzyni krawiecka),
  • Stefan Kolasa ur. 1910,
  • Weronika Kolasa z domu Woźniak ur. 1916,
  • Stanisław Kolber ur. 1906,
  • Antoni Koman ur. 1904,
  • Franciszek Koman ur. 1884,
  • Ignacy Koman ur. 1909,
  • Ludwika Koman ur. 1879,
  • Magdalena Koman ur. 1903,
  • Tomasz Koman ur. 1910,
  • Ludwika Kręcioch ur. 1898,
  • Walenty Kręcioch ur. 1913,
  • Zygmunt Kręcioch ur. 1916 (absolwent gimnazjum w Wadowicach, kolega Karola Wojtyły, partyzant AK w czasie wojny),
  • Stanisław Lach ur. 1912 (urzędnik w Starostwie Powiatowym),
  • Malcher z domu Łapka Zofia ur. 1906 (nauczycielka),
  • Andrzej Mika ur. 1893,
  • Władysław Mruczek ur. 1904 (introligator),
  • Jan Odrobina ur. 1904,
  • Jan Paterak ur. 1893 (później przewodniczący GRN w Choczni),
  • Marianna Pietruszka z domu Wider ur. 1884,
  • Józef Pindel ur. 1894 (kolejarz),
  • Ludwik Pindel ur. 1896 (mistrz krawiecki),
  • Jan Ramenda ur. 1914,
  • Andrzej Romańczyk ur. 1896,
  • Jan Romańczyk ur. 1873,
  • Władysław Romańczyk ur. 1920,
  • Józefa Ruła z domu Szczur ur. 1921,
  • Kamila Skonieczna z domu Czapik ur. 1901,
  • Jan Strzeżoń ur. 1909,
  • Maria Strzeżoń z domu Guzdek ur. 1881,
  • Stanisława Strzeżoń ur. 1912,
  • Jan Styła ur. 1911,
  • Józef Styła ur. 1904,
  • Ludwik Styła ur. 1874,
  • Władysław Styła ur. 1903 (kierownik Sp. Budowlanej),
  • Antoni Ścigalski ur. 1910,
  • Maria Dominika Śmieszek z domu Styła (ur. 1907),
  • Bronisława Świętek z domu Bogunia ur. 1912,
  • Ludwik Turała ur. 1909 (ślusarz, później w Gdańsku),
  • Stanisław Turała ur. 1907 (ślusarz),
  • Franciszka Wcisło ur. 1880 (krawcowa),
  • Józef Wcisło ur. 1905 (pracownik Starostwa Powiatowego),
  • Rudolf Wcisło ur. 1922 (funkcjonariusz PUBP),
  • Stanisława Wcisło z domu Woźniak ur. 1909,
  • Jan Wider ur. 1890 (błąd - zmarł w 1945 roku),
  • Teofil Wider ur. 1904,
  • Tomasz Wider ur. 1887 (szewc i stolarz),
  • Józef Tadeusz Widlarz ur. 1904,
  • Maria Widlarz z domu Bąk ur. 1912,
  • Eugeniusz Woźniak ur. 1908 (kierowca),
  • Józef Woźniak ur. 1913,
  • Kazimierz Woźniak ur. 1906 (ślusarz, czołgista we wrześniu 1939 roku),
  • Maria Woźniak z domu Zając ur. 1912 (krawcowa i hafciarka),
  • Waleria Woźniak z domu Widlarz ur. 1872 (była sekretarka Józefa Putka),
  • Józef Wójcik (ur. 1901),
  • Piotr Zając ur. 1896 (urzędnik),
  • Urszula Zając ur. 1904 (nauczycielka),
  • Franciszek Żak ur. 1908,
  • Józef Żak ur. 1907.

Wcześniejszymi mieszkańcami Choczni byli także:

  • Jan Cibor ur. 1898 (pochowany na cm. w Opolu Półwsi),
  • Stanisława Czaderska z domu Bielenin ur. 1883 (nauczycielka),
  • Aleksander Kumala ur. 1898 (urzędnik kolejowy),
  • Apolonia Malata z domu Bałys ur. 1907,
  • Alojzy Małusecki ur. 1897 (oficer WP, później pracownik Urzędu Skarbowego),
  • Adam Skonieczny ur. 1899 (pracownik MRN w Wadowicach i administracji Komendy MO).

czwartek, 18 sierpnia 2022

Terminatorzy szewscy z Choczni w latach 1892-1915

 W "Księdze wpisu uczni" Stowarzyszenia Cechu Szewskiego w Wadowicach z lat 1889-1919 można znaleźć następujące osoby związane z Chocznią:

 

  • Karol Wcisło, urodzony w 1876 roku jako syn Jana i Magdaleny z  domu Guzdek, od 1892 roku terminował u Ignacego Zembatego w Wadowicach, wyzwolony w 1895 roku. Zmarł w 1928 roku.
  • Piotr Garżel urodzony w 1878 roku jako syn Franciszka i Marianny z domu Ruła, od 1893 roku terminator u Jakuba Zabłockiego w Wadowicach. Później pracował w Bielsku, a  w 1902 roku wyemigrował do Brazylii, gdzie zmarł w 1954 roku. 
  • Jan Dąbrowski urodzony w 1878 roku, od 1890 roku terminował u Józefa Skórczyńskiego w Wadowicach, wyzwolony na czeladnika w 1894 roku (brak metryki chrztu takiej osoby w Choczni, być może urodził się w innym roku).
  • Jan Szczur urodzony w 1878 roku, jako syn Michała i Marianny z domu Zając, od 1894 roku terminował u majstra Franciszka Sternala, wyzwolony na czeladnika w 1897 roku. 
  • Kazimierz Wójcik urodzony w 1879 roku jako syn Piotra i Franciszki z domu Bryndza, od 1895 roku terminował u Ignacego Zembatego w Wadowicach, wyzwolony na czeladnika w 1897 roku. 
  • Jędrzej Guzdek, urodzony w Wadowicach w 1880 roku jako syn Jana Jędrzeja Guzdka z Choczni i Magdaleny z Owsińskich z Wadowic, od 1896 roku terminował u Michała Gąsiorowskiego w Wadowicach, wyzwolony na czeladnika w 1900 roku. 
  • Jan Sitarski, urodzony w Gorzeniu Dolnym w 1883 roku, syn Leona Sitarskiego, młynarza w Choczni, od 1897 roku terminował u Józefa Zembatego w Wadowicach, wyzwolony na czeladnika w 1900 roku. W 1910 roku figuruje jako mistrz szewski w Krakowie.
  • Wojciech Bandoła urodzony w 1888 roku jako syn murarza Franciszka i Anny z domu Stankowicz, od 1902 roku terminował u Ignacego Zembatego w Wadowicach, wyzwolony na czeladnika w 1905 roku. Po służbie wojskowej w 1913 roku wyemigrował do Chicago, zmarł w 1946 roku w Norwood Park, Illinois. 
  • Michał Płonka urodzony w 1887 roku w Choczni jako syn Andrzeja i Anny z domu Zając, od 1905 roku terminował u Franciszka Styły w Wadowicach, wyzwolony na czeladnika w 1909 roku. Poległ w 1915 roku w czasie I wojny światowej.
  • Szczepan Strzeżoń urodzony w 1890 roku jako syn Jakuba i Marianny z domu Smaza, od 1905 roku terminował u Tomasza Kublina w Wadowicach (umowa nauki zawodu na 4 lata). W czasie I wojny światowej dostał się do niewoli rosyjskiej. Mąż Heleny z domu Pindel, w 1930 roku mieszkaniec Kleczy. 
  • Jan Sośniecki, urodzony w 1894 roku, syn rolnika Józefa, od 1908 roku terminował u Franciszka Sternala w Wadowicach, wyzwolony na czeladnika w 1912 roku.
  • Wilhelm Woźniak urodzony w 1888 roku w Lipniku k. Białej Krakowskiej jako syn chocznianina Jana Aureliusza Woźniaka i Marianny z Sulikowskich, od 1904 roku terminował u Józefa Hatłasa w Wadowicach. Zmarł w 1952 roku. 
  • Maksymilian Bryndza urodzony w 1897 roku jako syn Tomasza i Katarzyny z domu Kublin, od 1909 roku terminował u Jana Jędrzejczyka w Wadowicach, wyzwolony na czeladnika w 1914 roku. Zmarł w 1969 roku w Kleczy Dolnej.
  • Antoni Góralczyk urodzony w 1893 roku jako syn Józefa i Agnieszki z domu Żurek. W latach 1910-1912 terminował u Franciszka Sternala w Wadowicach. Zmarł w 1961 roku w Kanadzie. 
  • Józef Zembowski urodzony w 1897 roku w Wieprzu, w 1912 roku wpisany przez opiekunów z Choczni (Jana Lipowskiego i Annę Zembowską) na terminatora u majstra Antoniego Kamińskiego w Wadowicach. Wyzwolony na czeladnika w 1915 roku.
  • Tomasz Cibor urodzony w 1894 roku jako syn Szczepana i Agnieszki z domu Petek, od 1912 roku terminował u Władysława Brańki w Gorzeniu Górnym.

Z kolei wśród nauczycieli zawodu- majstrów cechowych pojawia się cholewkarz Israel Bleiberg, urodzony około 1860 roku w miejscowości Wielkie Oczy, który w 1898 roku poślubił choczniankę Reisel Schoengut, a rok później miał z nią w Choczni syna Mendla.



poniedziałek, 18 października 2021

Wspomnienia legionisty z pobytu w Choczni w 1914 roku- część I

 Pochodzący ze Szczawnicy Tadeusz Chełmecki w 1914 roku jako żołnierz Legionów Polskich stacjonował w Choczni. Swoje wspomnienia z tego okresu opublikował w 1931 roku w "Panteonie Polskim" pod tytułem "Z Krakowa na Sybir". W ich pierwszej części można przeczytać, co następuje:

Zawagonowali nas1, odwieźli do Wadowic i piechotą do Choczni. Idziemy jak możemy, dosyć duża część boso, ja w jednym lakierku, bo mi noga spuchła; jakoś wreszcie doszliśmy i wraz z drugim plutonem kwaterujemy w stodołach proboszcza2, a reszta we wsi. Na odpoczynek postawili nas przed pewnym domem za Wadowicami. Wszystkie "pensjonarki" wyszły, niedwuznacznie nas zapraszając, lecz nikt się jakoś nie kwapił, jeden tylko na oczach całego batalionu wlazł tam. Donny również z nim zniknęły, bo na wymyślania naszych brakło im wreszcie konceptu. Tym gościem, jak się okazało, był jakiś feldwebel3 austriacki. Jak on się do nas dostał, Bóg raczy wiedzieć. Ćwiczymy. Deszcz, słota, wszystko jedno, aby prędzej. Nudzi nam się, bo wyglądamy jak kupa obdartusów, a o mundurach nic nie wiadomo. Chłopi ogromnie przychylnie do nas się odnoszą, ale mimo to bieda już nas źreć zaczyna; no i to, że po ćwiczeniach niema co robić. W naszej trójce trzymamy się razem. Do miasta nie chodzimy, bo niema po co, a po drugie to i wstyd w naszych cywilach po tyralierce, ciągłem padaniu, itp. Od czasu do czasu zachodzimy na pogawędkę do miejscowego ks. wikarego4, znajomego któregoś z naszych kolegów. Nasz dowódca plutonu jakiś niemrawy, nic do nikogo nie przemówi, zdaje się, jakby patyk połknął; w gruncie dobry chłop, ale go  nie lubimy.

Przyszedł bataljon z Kielc. Dowódca naszego bataljonu, obywatel Kitay, wygląda morowo. Lubimy go. Dowódcy kompanji zmieniają się ciągle. Z Krakowa wyszedł z nami obywatel Chełmicki, obecnie zaś dowódcą jest ob. Stryj5. Tego feldwebla zrobili dowódcą drugiego plutonu. Wściekli jesteśmy na niego, bo pomiata ludźmi; nami nie – lecz ten drugi pluton to naprawdę biedny. Po polsku tak kaleczy, że go czasem zrozumieć nie można. Zaczynają się szemrania i sarkania. Niektórzy całkiem w zapale ostygli. Co prawda, to to spanie na klepisku, gdzie się nawet wyciągnąć dobrze nie można i ten brak wszystkiego, bielizny, menażek, zaczyna się dawać we znaki, a najbardziej to, że wyglądamy naprawdę obdarci, powalani; ja już też chyba niedługo będę chodził boso, bo lakierki moje do ćwiczeń zupełnie się nie chcą przystosować i już niedługo się rozlecą. Niektórzy, którym już pieniądze wyszły, zaczynają przebąkiwać, że nas niepotrzebnie tak maltretują, bo co innego jest front, a co innego tutaj i gdyby się tylko dało, powróciliby do Krakowa, że z Legjonów nie wystąpią, ale poco to cierpieć taką nędzę, kiedy ci, którzy ćwiczą w Krakowie, żyją w porównaniu z nami jak panowie. Profesor6 i architekt pytali mię się, czy wróciłbym do Krakowa, jakby wolno było; odpowiedziałem, że nie. Ja sobie też nie wyobrażałem, że to się tak zacznie, lecz mimo to nie wrócę, bo kto mi zresztą zaręczy, że nas znowu z Krakowa nie wyślą i to samo znowu będzie, z tą tylko różnicą, że później wymaszerujemy na front. Z drugiej strony, zastanawiając się nad tem, gdy sobie przypomniałem śmierć matki, jej rozkaz, gdy przed śmiercią kazała mi gdzie ulokować siostrę, a samemu iść do Legjonów, błogosławieństwo chorego ojca, przesłane mi w liście, bom się z nim nawet nie pożegnał, ten zapał w Krakowie, ta radość szalona przyjętych do Legjonów, a rozpacz i płacz odrzuconych - postanowiłem, choć Kraków kusi - nie cofać się. Wszak to od 27 sierpnia, tj. dnia mojego wstąpienia zaledwo kilka dni upłynęło, a już bym się miał wracać? Coby mi na to matka, gdyby żyła, powiedziała, a co ojciec7? Ja myślałem, że ojciec będzie mię zatrzymywał i dlatego nie pojechałem się z nim pożegnać, a ojciec życzy mi spełnienia mych marzeń, życzy mi wolnej Polski i pisze: "Dobrześ zrobił, żeś do mnie nie przyjechał, mnie nic nie pomożesz, a tam każdej chwili szkoda; cieszę się bardzo, żeś wstąpił; żeś odgadł moją myśl. Ja cię zachęcać nie chciałem, lecz przypomnij sobie, że mnie uczył wujek, który uciekł z więzienia w Orle, przykuty do ściany za 63 rok8. Niech Ci Bóg da powrócić zdrowo i zobaczyć Wolną Polskę, bo widać kochasz Ją, gdyś wstąpił do Legjonów, a żew tem życiu, zdaje się, już się nie zobaczymy, listem tym przesyłam Ci ostatnie moje błogosławieństwo".

Legjon wschodni podobno rozwiązali i wcielili do austrjackiego landszturmu9, bo nie chciał przysięgać, a my, którzyśmy postanowili wytrwać, bo cóż znaczy dla nas przysięga pod przymusem, rozejdziemy się sami, bo nam zimno w stodołach?

Felek10 to jest taka miła małpa, że niech Bóg broni. Nasz pluton poszedł na wartę. Mnie wyznaczyli do lekarzy i na izbę chorych, poco nie wiem. Całe popołudnie nic nie robiłem, siedziałem tylko i czekałem na jakie polecenie lekarzy. Wieczorem puścili mię na kwaterę; gdym przyszedł, a położyłem się w sąsieku na sianie, bo dzisiaj miejsca dużo; Felek, Artur Jarzembiński11, prawnik, Wałek, robotnik i Franek Zajączkowski, gimnazjalista, grali we karty na boisku. Świeca w menażce, a oni zacietrzewieni tłuką, że aż hej. Granie w karty u nas surowo wzbronione, no a za palenie światła w księżej stodole to już kara nam grozi, chyba gorsza od mąk piekielnych. Gdy Już zasypiałem, słychać nagle brzęk szabli, światło zgasło momentalnie, ale natychmiast zapalił ktoś latarkę elektryczną. Podsunąłem się, aby zobaczyć kto wszedł i co to będzie. Na klepisku wszyscy, grający udają, że śpią, karty jednak i pieniądze leżą koło nich, oprócz Felka, który wszystko pochował i jeszcze miał czas właściwie na swojem miejscu się położyć. Do stodoły wszedł dowódca drugiego plutonu, ten znienawidzony feldwebel austriacki. Naprzód zbudził Artura.

- Obywatelu, jak się nazywacie?

- Jarzembiński.

Drugiego obudził Franka Zajączkowskiego, trzeciego - Wałka.

- Obywatelu, jak się nazywacie?

Ten nic. Nareszcie po solidniejszem kopnięciu, Wałek się obudził.

- Jak się nazywacie obywatelu?

- Wałek, a co się stało?

- Jutro się dowiecie przy raporcie. Wszyscy z pierwszego plutonu?

- Tak.

Przychodzi do Felka i zaczyna go kopać nogą. Felek nic, jakąś dobrą chwilę trwało to kopanie, nareszcie pan feldwebel, widząc, że w ten sposób Felka się nie dobudzi, pochylił się nad nim i zaczyna go tarmosić. Felek sztywny jak drewno rusza się w tą i drugą stronę całem ciałem, aIe o przebudzeniu ani mowy. Ci trzej rozbudzeni już się nie mogą wstrzymać od śmiechu z min Felka, które robi, gdy go feldwebel twarzą ku nim obróci. Nareszcie po długiej chwili tego tarmoszenia, Felek skurczył prawą nogę w kolanie i z całej siły kopnął feldwebla, wrzeszcząc: "Kusz ty ... synu!"

Feldwebel się wywalił, lecz natychmiast się poderwał i Felek już rozbudzony w tej samej chwili się podniósł, udając że dopiero teraz zobaczył, że to dowódca drugiego plutonu, stanął tak przeraźliwie przepisowo na baczność, że wszyscy, ilu nas było w stodole, ryknęliśmy śmiechem.

- Jak się nazywacie, obywatelu?

Felek udaje, że ze strachu mowę stracił i robi tak pocieszne miny, że my się zanosimy od śmiechu.

Jak się nazywasz, ty cham, kanalia?

- Nie cham, tylko Fijołek.

- Jutro wszystkie do raportu.

Wyszedł, żegnany już nie śmiechem, ale wyciem. Długi czas jeszcze nie mogliśmy usnąć, gdyż chyba przez godzinę po tem zajściu co chwila wybuchaliśmy salwami śmiechu.

CDN

----

1 wyjazd tego oddziału Legionów nastąpił z Olkusza

2 proboszczem w Choczni był wtedy ks. Józef Dunajecki

3 sierżant w wojsku austriackim

4 mowa o księdzu Franciszku Żaku

5 być może chodzi o Feliksa Gwiżdża pseudonim "Stryk"

6 we wcześniejszej partii wspomnień jako Tync, być może chodzi o Bolesława Tynca

7 rodzicami autora wspomnień byli Jan i Maria ze Studnickich

8 chodzi o Powstanie Styczniowe

9 pospolite ruszenie w wojsku austriackim

10 we wcześniejszej partii wspomnień jako Feliks Maciejowski

11 Artur Jarzębiński, porucznik żandarmerii (1933), spoczywa na cmenatrzu garnizonowym w Toruniu

piątek, 13 grudnia 2019

Zażalenie Antoniego Styły na postępowanie wadowickiego weterynarza

19 stycznia 1917 roku były już poseł z Choczni Antoni Styła wniósł do ck Prezydium Namiestnictwa w Białej zażalenie na postępowanie wadowickiego weterynarza Włodzimierza Terleckiego wobec jego osoby, osoby jego syna Jana i wobec innych chocznian,  o następującej treści:

Wysokie Prezydyum !
W dniu 4 stycznia 1917 na jarmarku w Wadowicach - na targowicy bydła - ck weterynarz Włodzimierz Terlecki prowadził urzędowanie w następującej formie:
Gdy syn podpisanego Jan Styła, gospodarz z Choczni, prosił ck weterynarza o przepuszczenie go z buhajem do targowicy, a to ze względu na niebezpieczeństwo, jakie na wypadek spłoszenia się buhaja mogło grozić ludności gęsto przy wejściu stłoczonej, wówczas ck weterynarz skierowawszy się ku synowi z rozmachem uderzył go w pierś pięścią i odepchnął a przytem zelżył go słowy: 
"Stul pysk, jak cię, psiakrew, gwizdnę w łeb !", 
poczem zaaresztował go, a po ściągnięciu generaliów zawarł go w budzie targowej, ograniczając jego wolność bez uzasadnionego powodu przez jakiej półtorej godziny. Zajściu temu przyglądały się tłumy ludności. Podpisany, dowiedziawszy się o zawarciu syna w budzie, zbliżył się do tej budy i przez otwór wypytywał się syna o przyczynę zaaresztowania. Gdy to zobaczył ck weterynarz, krzyknął na podpisanego: 
"A ty co tutaj chcesz !",
gdy zaś podpisany przedstawił, iż jako ojciec informuje się u syna o przyczynie aresztowania, wówczas ck weterynarz ze słowy:
"Co cię to obchodzi",
chwycił silnie podpisanego za ubranie pod szyją i przytrzymywał. Równocześnie zaś słowy:
"Post ! chodź tu, bierz go !"
przywołał patrolującego landszturmistę1 Jędrzeja Bochenka i polecił mu aresztować podpisanego, co też rzeczywiście się stało. Podpisanego wprowadzono do tej samej budy targowej, w której już Jan Styła oraz jakaś płacząca kobieta siedziała, tutaj ck weterynarz odgrażał się skargami na podpisanego u ck Radcy namiestnictwa, wreszcie odzywając się:
"Idź tam i stój w kącie!",
wskazał podpisanemu, jak żakowi szkolnemu, kąt w budzie, w którym podpisany przestał dobry kwadrans, poczem ck weterynarz wypuścił go. 
Podpisany natychmiast udał się do ck Radcy namiestnictwa z zażaleniem na zachowanie się ck weterynarza, ck Radca namiestnictwa zażalenie polecił wnieść na piśmie, co też niniejszem się uskutecznia.
Jednem słowem ck weterynarz traktował podpisanego nie jak obywatela, ale co najmniej jakby swego pastucha !
Aresztowanie podpisanego ani prawem ani okolicznościami nie uzasadnione, wywołało na targowicy wśród licznie zgromadzonej ludności zgorszenie. 
Ale nie tylko z podpisanym i jego synem w taki sposób ck weterynarz postąpił. W tym samym bowiem dniu także i Jakóba Pindla, gospodarza z Choczni, uderzył pięścią w pierś, zaś Annę Widrową, starszą gospodynię, szturknął tak silnie, że upadła na ziemię i uderzyła głową, przyczem ck weterynarz zelżył ją słowy:
"Ty stara czarownico !"
Podobne postępowanie znosi ludność już od dłuższego czasu. W szczególności ck weterynarz często do kobiet i włościan odzywa się we formie "ty", chociaż ze względu na wiek wypadłoby się inaczej odzywać. Przekleństwa i obelgi należą też do jarmarcznego repertuaru ck weterynarza. Na targach szpadą grozi i wywija lub też kijem ubija ręce, a szarpanie, szturkanie, popychanie, kopanie w tylną częśc ciała i tym podobne czynne znieważanie ludności wiejskiej widzi się często.
Na poparcie niniejszego zażalenia uprasza podpisany o przesłuchanie przynajmniej następujących świadków:
Jan Styła, Jakób Pindel, Anna Widrowa, Józef Ramenda, Ignacy Widlarz "z leczerówki"2, Zofia Pindel, Antoni Pindel, Franciszka Czapikowa, Tomasz Góralczyk- wszyscy z Choczni, Wojciech Mrzygłód we Frydrychowicach, Jan Mirowicz landszturmista Kraków, Jędrzej Bochenek, landszturmista w Wadowicach. 
Świadków może podpisany podać jeszcze więcej. Podpisany uprasza nawet, by na okoliczność, jak zachowuje się na jarmarkach ck weterynarz Wysoka ck Władza raczyła na podstawie paszportów i certyfikatów wydawanych poszczególnym hodowcom bydła na sprzedaż bydła, przesłuchać wszystkich, którzy wprowadzając bydło na targowicę mieli styczność z ck weterynarzem i ten sposób przekonać się, na jak ciężką próbę wystawia ck weterynarz cierpliwość znieważanej czynnie i słownie ludności wiejskiej.
Można mieć wyobrażenie już choćby z tego, że nawet podpisanego, który przez 11 lat był reprezentantem ludności wiejskiej w Sejmie krajowym ck weterynarz w tak nieobywatelski sposób potraktował. Obejście się z innymi włościanami w stosunku do zachowania się ck weterynarza odnośnie do podpisanego, jest jeszcze daleko więcej nietaktowniejsze, co choćby z treści niniejszego zażalenia jest widoczne. 
Nietakt ck weterynarza, nie tylko, że ubliża powadze urzędu, tem więcej, że ck weterynarz urzęduje w uniformie i pod szpadą, ale wywołuje zgorszenie i rozgoryczenie wśród ludności. Trudno się pogodzić z tem, że wprowadzona przez ck weterynarza Terleckiego forma urzędowania na jarmarkach wchodziła w zwyczaj, a tak już niestety jest ! 
W tym stanie rzeczy podpisany tak w publicznym, jak i własnym interesie uprasza: Wysoka ck Władza raczy zwrócić uwagę na zachowanie ck weterynarza Włodzimierza Terleckiego i poczynić stosowne zarządzenia, by ck weterynarz dał za swe postępowanie satysfakcję i na przyszłość w innej formie przeprowadzał na jarmarkach urzędowanie.
                                                                                        Antoni Styła.

Ponieważ Antoni Styła nie otrzymał przez 5 miesięcy odpowiedzi na swoje zażalenie, to jego byli koledzy posłowie ludowi wnieśli w tej sprawie w czerwcu 1917 roku interpelację do ministerstwa spraw wewnętrznych. 
Podnieśli w niej nie tylko zarzuty, co do zachowywania się weterynarza Terleckiego w stosunku do ludności wiejskiej, traktowanej przez niego jako obywatele drugiej kategorii, lżonej słowami "psiekrwie, bestyje, chamy, czarownice, draby, itp." i maltretowanej fizycznie, ale także przeciwko nadużywaniu przez niego stanowiska w celu osiągania własnych korzyści majątkowych.
Według interpelacji Terlecki kupował przez ostatnie miesiące w celach spekulacyjnych wszystkie sprowadzane na targ w Wadowicach, Andrychowie i Kalwarii cielęta i krowy z własnych funduszy, ale nie po cenach rynkowych, lecz znacznie zaniżonych, wyznaczanych przez niego samego, jako klasyfikatora wartości bydła. Zakupione bydło przechowywał następnie rozlokowane u znajomych, w oczekiwaniu na nieuchronny wzrost cen, na który wpływ miała tocząca się wojna i braki w zaopatrzeniu.
Natomiast wcześniej miał osiągać niezasłużone korzyści przez współpracę z wadowickim rzeźnikiem Gładyszem, polegającą na tym, że dzięki zarządzeniom weterynarza Gładysz miał pierwszeństwo w zakupie bydła od chłopów i to oczywiście po zaniżonych cenach, które wyznaczał Terlecki. Cenę zakupu dla Gładysza zbijał on nie tylko zaniżając jakość bydła, ale nawet odliczając po kilka kilogramów z każdej sztuki z tytułu wagi postronka, na którym została na jarmark przyprowadzona. 


1 landszturmista- żołnierz formacji pomocniczych, ze względu na wiek lub stan zdrowia pełniący służbę porządkową. 
2 Leczerówka lub Lecierówka- nazwa byłego majątku rodziny Letscher w Choczni, położonego w centralnej części wsi.

poniedziałek, 14 października 2019

Zamieszki na ślubie chocznianki w Wadowicach w 1888 roku

"Kurier Lwowski" z 15 listopada 1888 roku donosił o zamieszkach, jakie wybuchły wokół kościoła parafialnego w Wadowicach podczas ślubu pochodzącej z Choczni Ludwiki Widlarz1 i Jana Czapika2 z Wadowic, również posiadającego choczeńskie korzenie.
W sobotę 10 listopada 1888 roku tłumy publiczności otaczały kościół wadowicki, do tego stopnia wyrażając głośno i gwałtownie swoje niezadowolenie, że świątynia musiała zostać otoczona kordonem policyjnym, by zapobiec ekscesom i poskromić zapędy co bardziej krewkim uczestników.
Przyczyną zaburzeń był fakt odmowy udzielenia ślubu wyżej wymienionym narzeczonym przez wadowickiego proboszcza księdza Aleksego Bocheńskiego, który notabene w latach 1832-1834 sprawował posługę wikariusza w Choczni.
Oficjalnym powodem do odmowy udzielenia ślubu przez ks. Bocheńskiego było opóźnienie orszaku ślubnego w przybyciu do kościoła o 15 minut, to jest o 16.15 (kwadrans na piątą, jak napisano w artykule), zamiast punktualnie o 16.00, na którą to godzinę wyznaczono rozpoczęcie ceremonii.
Pomimo próśb i nalegań wielu osób, w tym burmistrza Wadowic, aby proboszcz Bocheński raczył pobłogosławić temu związkowi, przez dwie godziny pozostał on nieugięty i nie otworzył drzwi do kościoła, zmuszając orszak weselny do oczekiwania na mrozie przed zamkniętym kościołem.
Dopiero kategoryczne żądanie oświadczenia na piśmie, że z powodu spóźnienia nowożeńców ślub nie może być udzielonym, skłoniło proboszcza po długich korowodach do udzielenia sakramentu.
Pertraktujący z ramienia narzeczonych podnosili okoliczność, że spóźnienie jest jedynie pretekstem do odmowy udzielenia ślubu, ponieważ jakiś czas wcześniej inna para otrzymała ślub bez zbędnych zatargów, mimo że spóźniła się o pół godziny.
W komentarzu redakcyjnym rozważano, czy tego rodzaju brak tolerancji dla spóźnienia narzeczonych jest koniecznością wynikającą z przepisów i instrukcji proboszcza, czy też co najmniej niewłaściwą szykaną.
Ponieważ władze Wadowic wniosły skargę do biskupa krakowskiego, to redakcja "Kuriera" żywiła nadzieję, że władza biskupia szybko rozstrzygnie jej zasadność, tak by w przyszłości policja nie musiała wymuszać w Wadowicach harmonijnego stosunku parafian do swojego proboszcza.


Ludwika Widlarz urodziła się 1 października 1863 roku w Choczni, jako córka Franciszka Widlarza i jego pochodzącej z Jaszczurowej żony Anny z domu Dura.
2 24-letni Jan Czapik (ur. 18 grudnia 1864 roku) to syn wadowickiego rzeźnika Stanisława Capa i jego żony Katarzyny z Rychlików, który w 1886 roku zmienił oficjalnie nazwisko z Cap na Czapik. Był absolwentem gimnazjum w Wadowicach (matura w 1883 roku), a w chwili  ślubu suplentem, czyli zastępcą etatowego nauczyciela w gimnazjum w Przemyślu. W latach 1889-1892 studiował na Wydziale Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego, gdzie 20 września 1892 roku uzyskał absolutorium, a trzy lata później zdał ostatni egzamin (z nauk politycznych), by móc pracować w zawodzie prawnika. W 1917 roku był radcą Sądu Krajowego w Krakowie. Jan Czapik był prawnukiem urodzonego w Choczni Sebastiana Capa. bratankiem Franciszka Capa, zawiadowcy stacji kolejowej w Wadowicach i starszym bratem księdza Ludwika Czapieńskiego (1867-1944).

środa, 24 lipca 2019

Chocznianie wśród członków Towarzystwa Bursy "Stefana Batorego" w Wadowicach w 1893 roku

Wraz z otwarciem w 1866 roku wadowickiego niższego gimnazjum humanistycznego i przekształceniem go w 1870 roku  w ośmioklasowe gimnazjum realne pojawiła się potrzeba zapewnienia zakwaterowania dla tych uczniów zamiejscowych, którzy nie byli w stanie wynająć sobie prywatnych stancji. Uczniowie zamiejscowi stanowili wtedy nawet 70 % wszystkich uczniów. Tak duża ich liczba nie powinna dziwić, ponieważ gimnazjum w Wadowicach obejmowało swoim zasięgiem obszar od Podhala do Wisły, okolice Bielska, Żywca, Kęt, Oświęcimia, Skawiny i Myślenic, a najbliższe placówki tego typu znajdowały się dopiero w Bochni i Krakowie.
Towarzystwo Bursy imienia Stefana Batorego powstało w 1880 roku, ale sama bursa, czyli internat dla uczniów, rozpoczęła działalność dopiero w 1891 roku, w zakupionym 5 lat wcześniej piętrowym budynku z ogrodem. Bursa mieściła się przy ówczesnej ulicy Wiedeńskiej (dziś Mickiewicza) - tam, gdzie po II wojnie światowej funkcjonował wadowicki oddział Instytutu Odlewnictwa z Krakowa, później znany jako WADAP.
Zakup budynku pod bursę sfinansowany został przez dobrowolne składki i darowizny członków Towarzystwa Bursy, z zysków z organizowanych przez nich odczytów, loterii fantowych i przedstawień oraz z dotacji okolicznych rad gminnych i powiatowych.
Wśród członków Towarzystwa Bursy nie mogło zabraknąć również chocznian. Według sprawozdania z 1893 roku:
  • choczeński wójt Józef Czapik wpłacał rocznie na cele bursy 1 złoty reński oraz podarował jej 16 okłotków (okocków) słomy do sienników,
  • ksiądz prałat Józef Komorek, proboszcz choczeński, wpłacał rocznie na cele bursy 2 złote reńskie oraz podarował obraz Ojca św. Leona XIII z ramami,
  • choczeńska gmina wpłacała na cele bursy 2 złote reńskie rocznie,
  • Stanisław Dunin, posiadacz prawa patronatu nad choczeńską parafią i 82 hektarów lasów w Choczni, ofiarował rocznie 25 złotych reńskich,
  • choczeński propinator (karczmarz) Maurycy Münz wpłacał rocznie na rzecz bursy 1 złoty reński,
  • Józef Bandoła, pochodzący z Choczni nauczyciel w Ryczowie wpłacał rocznie 1 złoty reński,
  • Franciszek Wiśniowski, kierownik szkoły w Choczni również wpłacał rocznie 1 złoty reński.

W zestawieniu członków Towarzystwa Bursy figuruje również Adam Ryłko, wówczas nauczyciel w Podolszu koło Zatora, który 3 lata później objął kierownictwo szkoły w Choczni.

środa, 8 maja 2019

Kłapouchowie z Choczni w wadowickim cechu bednarskim w 1642 roku

W 25 artykule fundacji cechu bednarzy i kołodziejów w Wadowicach z 3 lutego 1642 roku przeczytać można:

Iż bracia wszyscy, tak cechu bednarskiego, jako też i kołodziejskiego, z pozwoleniem urzędu niniejszego radeckiego przyjęli do niniejszej fundacyi cechu swego uczciwych Łukasza Kłapoucha, Majchra i Jędrzeja synów jego, prośbą ich będąc nachyleni, z tymi jednak kondycyami:
  1. Jeśliby się pomienieni Kłapouchowie którykolwiek z nich ważył, jako we wsi Choczni mieszkający, bednarzów choczeńskich, którzy nie są przyjęci do cechu, naczynia sprzedawać udając za swoje, a tego by się bracia starsi dowiedzieli, tedy mają być karani po dwakroć winą według rozsądku braci, a jeśliby się trzeci raz ważyli toż uczynić, mają być od cechu oddaleni i więcej do niego nie przyjmowani, do tego żadnego hunklerza do roboty naczyń zaciągać nie będą, tak do domu swego, jako gdyby też kiedykolwiek zaciągnieni byli, pod winą wyżej opisaną.
  2. Cechowi posłuszni być mają i wszystkie podatki, które cech odprawuje, odprawować powinni będą.
  3. Za najmniejszym oznajmieniem do cechu stawać powinni będą, czego jeżeliby nie wypełnili, winą wyżej opisaną i oddaleniem od cechu karani być mają.
Wymienieni wyżej Kłapouchowie, zwani też od wykonywanego zawodu Bednarzami, rzeczywiście zamieszkiwali w Choczni w wieku XVII i pierwszej połowie XVIII wieku, o czym świadczą zapisy zawierające ich nazwisko w kościelnych księgach metrykalnych i spisach płatników podatku kościelnego (taczma).
Swoje oryginalne nazwisko zawdzięczają zapewne pewnemu defektowi urody któregoś z ich przodków, od którego przejęli to miano, niekoniecznie zresztą dziedzicząc po nim wyjątkowo odstające uszy.
Pierwszy zapis odnotowujący to nazwisko w Choczni pojawia się już w 1601 roku, przy okazji chrztu Doroty, córki Andrzeja i Doroty.
W kolejnych zapisach nazwisko to bywało zapisywane również w formach: Klapouchi, Kłapouszek, czy Klapoussik.
W 1652 roku podany w akcie fundacji cechu Łukasz Kłapouch poślubił w Choczni jako wdowiec Apolonię Slagor.
Natomiast z dwóch jego synów, którzy w 1642 roku zostali przyjęci do wadowickiego cechu, w Choczni wymieniany jest tylko Majcher, czyli Melchior.
Tenże Majcher trzykrotnie wstępował w związki małżeńskie:
  • w 1652 roku poślubił Agnieszkę Tarkota,
  • w 1683 roku ożenił się z Reginą Zawisianką,
  • w 1690 roku z Agnieszką Halama.

Jego syn Balcer (Balatazar) Kłapouch, od 1693 roku mąż Ewy Świętek, to ostatni z Kłapouchów notowanych w Choczni. Po 1718 roku, czyli dacie chrztu Zuzanny, córki tegoż Baltazara i Ewy, nie ma już żadnych dokumentów potwierdzających obecność bednarzy Kłapouchów w Choczni.
Prawdopodobnie część z nich została mieszczanami wadowickimi i używała później nazwiska Kłaput, bądź też Bednarz.
Dopóki Kłapouchowie mieszkali w Choczni, ich domostwa umiejscowić można w dwóch lokalizacjach:
  • starszej, z połowy XVII wieku, na obecnym Osiedlu Ramendowskim, a dokładniej na położonej tam pierwotnej roli Malatowskiej (Malatówce), uprawianej również przez Kłapouchów,
  • nowszej, począwszy od 8 dekady XVII wieku, w Niwie Zakościelnej, obok Świętków i Styłów. Tam właśnie żył wymieniany wyżej Majcher Kłapouch i jego spadkobierca Baltazar.

Jak wynika z artykułu dotyczącego przyjęcia Kłapouchów do wadowickiego cechu, nie byli oni jedynymi wytwórcami beczek, antałków, maselnic, cebrzyków, dzieży i innych drewnianych naczyń w Choczni. Wiadomo, że tym rzemiosłem trudniła się w tym samym czasie także rodzina choczeńskich zagrodników, nie posiadających własnej roli (1665).
Wprawdzie nazwisko Kłapouch zanikło w Choczni już trzysta lata temu, to jednak ich potomkowie zamieszkują tam nadal. Zalicza się do nich na przykład duża część choczeńskich Szymonków i Bandołów.
Do ciekawszych sukcesorów dawnych Kłapouchów należą lub należeli także między innymi:
  • Gabriel Bandoła (1928-1996) były dyrektor Domu Rencistów w Wadowicach
  • sołtys Piotr Bandoła (1921-2015)
  • ksiądz Adam Biłka (ur. 1960)
  • siostra norbertanka Franciszka Cap (ur. 1910)
  • Tomasz Czapik (1912-1991) magister praw, urzędnik
  • Julia Drapa (1924-2009) była kierowniczka przedszkola w Choczni
  • Adolf Gregorczyk (ur. 1933) były kierownik szkoły w Choczni Górnej
  • Antoni Hatłas (1886-1969) założyciel choczeńskiej dynastii grabarzy
  • ksiądz Jakub Kręcioch (ur. 1940)
  • legionista i kolejarz Jan Kręcioch (1893-1958)
  • porucznik Józef Kręcioch (1915-2002) Kawaler Orderu Virtuti Militari
  • Michał Kręcioch (1947-2013) mgr inżynier, nauczyciel, publicysta
  • ksiądz Adam Kudłacik (ur. 1967)
  • Edward Malata, były prezes 'Społem" Gdańsk
  • Helena Malata (1931-2018) była dyrektorka Banku NBP/BPH w Wadowicach
  • Jerzy Ochman (1953-2012) inżynier, przedsiębiorca, działacz samorządowy i związkowy
  • Marian Rudzicki (ur. 1937) były przewodniczący Rady Narodowej w Człuchowie, prezes OSP i LZS
  • kapitan Edward Warmuz (1922-2002)
  • sędzia Michał Widlarz (1882-1965)
  • Edward Woźniak (1913-1986) magister prawa z Oxfordu, kierownik w firmie Unilever
  • ksiądz Franciszek Woźniak (1912-1998)
  • Ryszard i Krzysztof Woźniakowie, autorzy wspomnień rodzinnych, cytowani na chocznia-kiedyś
  • ksiądz Franciszek Wójcik (1880-1954)


środa, 20 marca 2019

Pożyczka plebana choczeńskiego dla Wadowic na wykup Zaskawia

W 1685 roku doszło do podpisania umowy, na mocy której ówczesny proboszcz choczeński ksiądz Kacper Sasin udzielił pożyczki miastu Wadowice, które z kolei zobowiązało się ją spłacać według postanowień w niej zawartych.
Dokładna data sporządzenia umowy to 2 lipca, jako że w jej tytule podano dzień "Visitationis Beatissimae Virginis Maria", czyli święto obchodzone ku czci Matki Boskiej odwiedzającej św. Elżbietę (Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny), które w kalendarzu liturgicznym przypada właśnie 2 lipca.
Jako przedmiot umowy nie zapisano wprost pożyczkę dla Wadowic, ale tak zwany czynsz widerkaufowy na złotych 1800 "Je Mości (Jegomości) Xiędzu Plebanowi Choczeńskiemu".
Czynsz widerkaufowy pojawia się w umowie jako sposób obejścia zakazanej przez kościół katolicki lichwy.
Proboszcz Sasin nie udzielał więc formalnie pożyczki, którą miasto musiałoby zwrócić z odsetkami, co podpadało pod pojęcie lichwy, ale miasto sprzedawało mu swoją nieruchomość za 1800 złotych, pozostając przy tym jej wyłącznym użytkownikiem i płacąc mu za nią coroczny umowny czynsz. Wadowice miały przy tym prawo odkupu nieruchomości w dowolnym momencie za 1800 złotych, czyli pełny zwrot pożyczki, a pleban Sasin nie mógł domagać się odkupu, o ile czynsz wyderkaufowy był regularnie płacony.
Taka konstrukcja prawna była akceptowana przez papiestwo i stosowana przez instytucje kościelne w okresie przedrozbiorowym. Sprawa widerkaufu uregulowana była również przez prawo królewskie- w tej konkretnej umowie strony powołują się na zapisy z 1635 roku.

Na wstępie umowy wymieniono licznych przedstawicieli miasta Wadowice, który ją zawierali. Byli to:
  • sławetny Marcin Wesołowic, Burmistrz Wadowski,
  • rajcy miejscy ("na ten czas residujący"): Wawrzyniec Woiaszkowic, Klimunt Swiadek i Simon Mszański,
  • Filip Dziuba rajca stary wadowski
  • Wojciech Bielowic Lantwoyt Wadowski (urzędnik pełniący funkcje administracyjne, policyjne i sądownicze),
  • ławnicy wadowscy: Jan Meres, Wawrzyniec Dudkiewic, Stanisław Balwierczyk, Walenty Baron, Matyas Wciślik, 
  • mieszczanin Walenty Gładysz,
  • Jan Gąsiorczyk instigator (przywódca pospólstwa)
Wspomniani zostali także niewymienieni z nazwiska i imienia mieszczanie wadowscy wszystkich cechów i całe pospólstwo Miasta Jego Królewskiej Mości Wadowic.
Przedstawiciele Wadowic zwierali umowę dobrowolnie,  będąc zdrowymi na ciele i umyśle, w celu wykupienia Zaskawia, zastawionego u  "Jego Mości Pana z Brodku Brodeckiego Podsędka Ziemskiego Zatorskiego".
Czyli dochodziło tutaj właściwie do spłaty jednej pożyczki przez zaciągnięcie następnej, tyle że formalnie nazwanej inaczej.
Proboszcz Sasin "nabywał" za 1800 złotych polskich ("każdy złoty licząc po groszy trzydzieści") wszelkie dobra, grunty, role, stawy i domy przynależne do Wadowic łącznie z Zaskawiem, a przedstawiciele Wadowic zobowiązali się do płacenia czynszu widerkaufowego w wysokości sześciu złotych od każdej z 18 setek (czyli łącznie 108 złotych).
Umowę zawierano na czas nieokreślony, a jej postanowienia pod klątwą kościelną przechodziły również na potomków, sukcesorów i następców składających podpisy przedstawicieli Wadowic.
Czynsz miano wpłacać bezpośrednio do księdza Sasina za jego pokwitowaniem "póki Pan Bóg Jegomości chować będzie". Natomiast po jego śmierci czynsz od 1000 złotych (60 złotych rocznie) trafiać miał na ręce organisty choczeńskiego, a od kolejnych 800 złotych (48 złotych rocznie) na ręce choczeńskiego kościelnego.
Według szczegółowych ustaleń Wadowice powinny były płacić czynsz, począwszy od dnia św. Mateusza 1685 roku, nie raz do roku, ale co kwartał lub "suchedni" (posty przypadające w środę, piątek i sobotę na początek każdej z czterech pór roku).
Z otrzymanego co kwartał czynszu 6 złotych miało być przeznaczane na łój do lamp przed ołtarzami w kościele choczeńskim, a kolejne 6 złotych na "poprawę kościoła choczeńskiego" (zapewne drobne remonty i uzupełnienia jego wyposażenia).
Przy okazji dowiadujemy się, że w ówczesnym kościele w Choczni były trzy ołtarze:
  • wielki ołtarz, gdzie Przenajświętszy Sakrament chowany bywa,
  • ołtarz Panny Przenayświętszey po lewej ręce stoiący,
  • ołtarz w kaplicy na Górze w smutku tejże Panny Nayświętszey.

5 lipca 1685 roku doszło do podpisania umowy. Swoje podpisy złożyli pod nią:
  • ksiądz Kacper Sasin,
  • Marcin Wesołowic, burmistrz na ten czas wadowski,
  • Wawrzyniec Woiaszkowic, rayca na ten czas wadowski,
  • Klimunt Obieżyświat, rayca na ten czas wadowski (tożsamy zapewne z Klimuntem Swiadkiem, wymienionym w treści umowy),
  • Simon Mszański, rayca na ten czas wadowski,
  • Filip Dziuba, rayca stary wadowski,
  • Klemens Gniewus, rayca stary wadowski, który pisać nieumie, ręką własną podpisuje trzy krzyżyki,
  • Wojciech Bielowic, lantwoyt wadowski,
  • Jan Meres, ławnik wadowski,
  • Stanisław Balwierczyk, ławnik wadowski,
  • Mikołaj Bialożytowic, ławnik wadowski,
  • Matiasz Wciślik, ławnik wadowski,
  • Jan Gąsiorczyk, instigator imieninem wszystkiego pospólstwa miasteczka Wadowic,
  • Walenty Baron, cechmistrz krawiecki,
  • Jakub Korek, cechmistrz rzemiosła szwieckiego (szewskiego),
  • Marcin Kolenda, cechmistrz kuśnierski,
  • Wojciech Warcholik, cechmistrz szewiecki,
  • Jan Sapiecki, instigator stary,
  • Walenty Gładysz, mieszczanin wadowski.
Czy 1800 złotych polskich to duża kwota?
Można było wtedy za nią kupić na przykład:

  • 28 koni,
  • 53 woły,
  • 175 beczek piwa,
  • 180 kożuchów,
  • 495 par butów,
  • 900 beczek soli,
  • 66000 cegieł.
Była to także równowartość dziewięcioletnich dochodów nauczyciela (w mieście) lub trzynastoletnich dochodów służącego (w mieście).


Niestety nie są mi znane żadne dokumenty na temat terminowości spłat i ewentualnego wykupu.
Jeżeli do wykupu nie doszło, to czy hipotetycznie aktualny organista choczeński i siostra kościelna mogą żądać dalszych spłat w wyznaczonej umową wysokości i ściągnąć ewentualne zaległości z majątku miejskiego lub majątków osobistych potomków osób podpisujących umowę w imieniu Wadowic ?