Historii kolarstwa w rejonie Wadowic poświęcona jest publikacja Andrzeja Nowakowskiego „Kolarstwo szosowe na ziemi wadowickiej. Na 120-lecie kolarstwa w Polsce (1886-2006)” oraz artykuł Artura Kurka „Zorganizowany ruch kolarski w Wadowicach w dobie autonomii galicyjskiej”.
Według tego, co piszą Nowakowski i Kurek, pierwszy kontakt mieszkańców Choczni z rowerem i rowerzystami miał miejsce zapewne w Wadowicach, być może już w 1886 roku, kiedy to kilkuosobowa grupa krakowskich kolarzy odwiedziła miasto nad Skawą. Natomiast latem 1893 roku członkowie miejscowego Sokoła organizowali zarówno częste wycieczki na bicyklach, jak i odpłatne kursy jazdy na wysokich i niskich bicyklach, czyli rowerach starszego typu z jednym wyższym kołem i nowszych, podobnych do współczesnych, w których koła były równej wielkości. 30 stycznia 1894 roku, gdy liczba umiejących jeździć na rowerze wzrosła do 8 osób, przy wadowickim Sokole utworzono Oddział Cyklistów, działający prężnie przez kolejne kilkanaście lat. Jego członkami byli przede wszystkim przedstawiciele klasy średniej, bez robotników i chłopów oraz wyższych warstw społecznych. Członkowie Oddziału Cyklistów urządzali sobie oczywiście wycieczki po okolicy, a zmierzając do Andrychowa, czy Białej musieli po drodze mijać Chocznię. Nie organizowano jednak wyścigów kolarskich określanych wtedy jako gonitwy cyklistów.
Kolejna relacja o przejeździe na rowerze przez Chocznię pochodzi z
„Oesterreichische Touring-Club” z 1900 roku. Tym razem był to przejazd solowy w
wykonaniu kapitana Franza Sokolla, który barwnie opisywał go na łamach w/w
pisma. Sokoll wyruszył z Przemyśla, a jego celem były Litomierzyce w zachodnich
Czechach. W bliższe nam okolice przybył 14 października. Trasę od Myślenic
opisywał w ten sposób:
Od Myślenic okolica jest przepiękna, po obu stronach
drogi jest wiele gór z gęsto zalesionymi grzbietami, zwłaszcza po lewej stronie
góry wznoszą się na ładną wysokość. Z wielu miejsc na drodze widać stromo
opadające na północ gołe grzbiety Babiej Góry, która z gęsto zalesionych
grzbietów Beskidów unosi wyzywająco głowę na tle chmur. Obszar staje się bogaty
w krajobrazy, jeśli zobaczysz Kalwarię, słynne galicyjskie miejsce
pielgrzymkowe. Na szczycie dość stromej zalesionej góry można zobaczyć piękny i
duży klasztor, kościół gotycki z dwiema wieżami, od wschodu w kierunku Cevronka
(Cedronu- uwaga moja) liczne kaplice, których białe ściany tworzą przyjemny
kontrast ze wspaniałą zielenią leśnych jodeł. Naprzeciwko na wschodnim brzegu
Cevronka wznosi się zalesiony szczyt z ruinami Zamku Lanckorońskiego, którego
gruzy są widoczne nad wierzchołkami jodeł.
15 października w
drodze z Wadowic do Frydka-Mistka Sokoll przejeżdżał między innymi przez
Chocznię, której wprost nie poświęcił jednak ani słowa w swojej relacji, choć odnoszą
się do niej jego pewne ogólne uwagi i spostrzeżenia. Tego dnia Sokoll zanotował
między innymi:
Gdy wypoczęty po zdrowym śnie opuszczałem gościnne progi
Hotelu „Herrenhaus”odniosłem nieprzyjemne wrażenie, że w nocy padało. Podczas
wyjazdu z Wadowic zauważam, że dziki południowo-zachodni wiatr ma do mnie
szczególną życzliwość, susząc mokrą szosę. (…) Na szczęście nie padało zbyt
mocno, więc droga szybko wyschła, ale musiałem sam walczyć z wiatrem. Poza tym
droga nie była w najlepszym stanie- prawie cały odcinek z Wadowic do Białej był
wyboisty i z wyjątkiem równego odcinka koło Kęt wymagał podjazdów pod górę i
zjazdów. Malownicze uroki tej zalesionej górskiej okolicy pozostawały chwilami
zamknięte dla mojego wzroku, ponieważ przez pokonywanie grzbietów podnóża
Beskidów odczuwałem lekkie pragnienie, w pełni wynagrodzone jednak przez wgląd
w ten górzysty region. Trasa przebiegała wzdłuż uroczo położonego Inwałdu i
przez Andrychów u stóp skały (?), przechodząc przez Kęty, gdzie droga w dolinie
Soły biegła prosto na południe. (…) Granicę śląską, linię rozgraniczającą
Europę i Pół-Azję przekroczyłem 16.10, trzy dni po moim wyjeździe z Przemyśla.
Podczas jazdy zauważyłem, że im dalej na zachód, tym wyraźniej zauważalne jest
większe uporządkowanie. Podczas gdy na początku podróży większość wiejskich
domów było w bardzo opłakanym stanie, często zniszczone, wykonane z drewna lub
z niepalonej cegły i kryte luźna słomianą strzechą, to warunki zauważalnie
poprawiają się zwłaszcza za Wadowicami. Domy robią już solidne wrażenie, są to
albo stylowe chałupy z bali albo bardzo solidne murowane domostwa z wypalonych
cegieł. Również miasta na zachód od Wadowic sprawiają wrażenie normalnych
miast, a nie jak np. Radymno, Sędziszów, czy Ropczyce, które można odróżnić od
okolicznych wiosek tylko tym, że są nieco większe i posiadają kilka ładnych
murowanych budynków użyteczności publicznej. Jeśli przy wjeździe do takiego
„miasta” nie byłoby tabliczki z jego nazwą, to spokojnie mogłoby ono
przynależeć do gminy wiejskiej. Warunki poprawiają się, im bardziej zbliżasz
się do granicy galicyjsko-śląskiej.
Kolarz z 1900 roku |
O wyścigu kolarskim przez Chocznię w okresie międzywojennym donosiła „Lutnia Szkolna”- ilustrowane czasopismo literacko-artystyczne. 17 czerwca 1928 roku w ramach święta Przysposobienia Wojskowego odbył się „bieg kolarski” na trasie Wadowice- Chocznia-Inwałd, w którym brała udział kolarska drużyna wadowickiego gimnazjum. Pierwsze miejsce zajął Banach, drugie Pękala, a trzecie Golonka.
W zamyśle organizatorów wyścig ten dla wielomilionowej widowni, zwłaszcza
wiejskiej i małomiasteczkowej miał być symbolem „awansu społecznego” tego
środowiska, a zarazem widomym znakiem upowszechniania kultury fizycznej w nowym
ustroju. Wrzawa wokół Wyścigu Pokoju miała być środkiem dla odwrócenia uwagi
opinii publicznej od nowych bolesnych krzywd i niesprawiedliwości, jedynie
częściowo ujawnionych i potępionych w 1965 roku i w latach następnych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz