czwartek, 28 lipca 2022

Kolarze w Choczni galicyjskiej, międzywojennej i powojennej

 

Historii kolarstwa w rejonie Wadowic poświęcona jest publikacja Andrzeja Nowakowskiego „Kolarstwo szosowe na ziemi wadowickiej. Na 120-lecie kolarstwa w Polsce (1886-2006)” oraz artykuł Artura Kurka „Zorganizowany ruch kolarski w Wadowicach w dobie autonomii galicyjskiej”.

Według tego, co piszą Nowakowski i Kurek, pierwszy kontakt mieszkańców Choczni z rowerem i rowerzystami miał miejsce zapewne w Wadowicach, być może już w 1886 roku, kiedy to kilkuosobowa grupa krakowskich kolarzy odwiedziła miasto nad Skawą. Natomiast latem 1893 roku członkowie miejscowego Sokoła organizowali zarówno częste wycieczki na bicyklach, jak i odpłatne kursy jazdy na wysokich i niskich bicyklach, czyli rowerach starszego typu z jednym wyższym kołem i nowszych, podobnych do współczesnych,  w których koła były równej wielkości. 30 stycznia 1894 roku, gdy liczba umiejących jeździć na rowerze wzrosła do 8 osób, przy wadowickim Sokole utworzono  Oddział Cyklistów, działający prężnie przez kolejne kilkanaście lat. Jego członkami byli przede wszystkim przedstawiciele klasy średniej, bez robotników i chłopów oraz wyższych warstw społecznych. Członkowie Oddziału Cyklistów urządzali sobie oczywiście wycieczki po okolicy, a zmierzając do Andrychowa, czy Białej musieli po drodze mijać Chocznię. Nie organizowano jednak wyścigów kolarskich określanych wtedy jako gonitwy cyklistów.

 Ani Nowakowski, ani Kurek, nie wspominają jednak nic o najstarszym znanym mi przejeździe kolarzy przez Chocznię w 1893 roku. Informację o tym fakcie zamieściło wiedeńskie pismo „Radfahr-Sport”, poświęcone wyłącznie kolarstwu, już w swoim pierwszym próbnym numerze z 1 października. Przeczytać w nim możemy, że 17 sierpnia 1893 roku klub rowerowy z Mährisch Neustadt, czyli dzisiejszego Unicova pod Ołomuńcem na Morawach, zorganizował rowerowy przejazd sztafetowy na trasie Ołomuniec-Kraków, którego trasa wiodła między innymi przez Cieszyn, Skoczów, Bielsko, Chocznię, Wadowice i Kalwarię. Kolarze przekazywali sobie torbę z depeszą, która miała ostatecznie dotrzeć do dowództwa korpusu armii austriackiej w Krakowie. Start w Ołomuńcu nastąpił o 5.00 rano. Przejazd przez Morawy nie był pozbawiony pewnych trudności i niespodzianek- jeden z biorących udział w sztafecie stracił nieco czasu oczekując na przejazd pociągu pod zamkniętymi szlabanami kolejowymi, a inny wpadł do rowu i się dotkliwie poranił. Ponadto jazdę utrudniał przeciwny wiatr. O 11.42 sztafeta dotarła do Cieszyna, gdzie torbę z przesyłką przejęli miejscowi członkowie Męskiego Stowarzyszenia Rowerowego. O 13.52 na kolejną zmianę sztafety wyruszył z Białej Krakowskiej p. Tuch z Krakowskiego Klubu Rowerzystów, który po przejeździe przez Chocznię przybył do Wadowic. Tu okazało się, że następny uczestnik sztafety nie stawił się z powodu choroby i Tuch musiał kontynuować jazdę do Kalwarii. Trasę Biała-Kalwaria (58 km) pokonał w 2 godziny i 37 minut. O 18.17 depeszę przewożoną przez kolarzy otrzymał w Krakowie na ulicy Karmelickiej 34 kapitan sztabu generalnego von Muenzel, a o 21.00 odbył się uroczysty bankiet w Hotelu Pod Różą. Cały przejazd zajął kolarzom 13 godzin i 17 minut, czyli biorąc pod uwagę przebyty dystans (238 km), ich średnia prędkość wynosiła prawie 18 kilometrów na godzinę.

 



Kolejna relacja o przejeździe na rowerze przez Chocznię pochodzi z „Oesterreichische Touring-Club” z 1900 roku. Tym razem był to przejazd solowy w wykonaniu kapitana Franza Sokolla, który barwnie opisywał go na łamach w/w pisma. Sokoll wyruszył z Przemyśla, a jego celem były Litomierzyce w zachodnich Czechach. W bliższe nam okolice przybył 14 października. Trasę od Myślenic opisywał w ten sposób:

Od Myślenic okolica jest przepiękna, po obu stronach drogi jest wiele gór z gęsto zalesionymi grzbietami, zwłaszcza po lewej stronie góry wznoszą się na ładną wysokość. Z wielu miejsc na drodze widać stromo opadające na północ gołe grzbiety Babiej Góry, która z gęsto zalesionych grzbietów Beskidów unosi wyzywająco głowę na tle chmur. Obszar staje się bogaty w krajobrazy, jeśli zobaczysz Kalwarię, słynne galicyjskie miejsce pielgrzymkowe. Na szczycie dość stromej zalesionej góry można zobaczyć piękny i duży klasztor, kościół gotycki z dwiema wieżami, od wschodu w kierunku Cevronka (Cedronu- uwaga moja) liczne kaplice, których białe ściany tworzą przyjemny kontrast ze wspaniałą zielenią leśnych jodeł. Naprzeciwko na wschodnim brzegu Cevronka wznosi się zalesiony szczyt z ruinami Zamku Lanckorońskiego, którego gruzy są widoczne nad wierzchołkami jodeł.

15 października w drodze z Wadowic do Frydka-Mistka Sokoll przejeżdżał między innymi przez Chocznię, której wprost nie poświęcił jednak ani słowa w swojej relacji, choć odnoszą się do niej jego pewne ogólne uwagi i spostrzeżenia. Tego dnia Sokoll zanotował między innymi:

Gdy wypoczęty po zdrowym śnie opuszczałem gościnne progi Hotelu „Herrenhaus”odniosłem nieprzyjemne wrażenie, że w nocy padało. Podczas wyjazdu z Wadowic zauważam, że dziki południowo-zachodni wiatr ma do mnie szczególną życzliwość, susząc mokrą szosę. (…) Na szczęście nie padało zbyt mocno, więc droga szybko wyschła, ale musiałem sam walczyć z wiatrem. Poza tym droga nie była w najlepszym stanie- prawie cały odcinek z Wadowic do Białej był wyboisty i z wyjątkiem równego odcinka koło Kęt wymagał podjazdów pod górę i zjazdów. Malownicze uroki tej zalesionej górskiej okolicy pozostawały chwilami zamknięte dla mojego wzroku, ponieważ przez pokonywanie grzbietów podnóża Beskidów odczuwałem lekkie pragnienie, w pełni wynagrodzone jednak przez wgląd w ten górzysty region. Trasa przebiegała wzdłuż uroczo położonego Inwałdu i przez Andrychów u stóp skały (?), przechodząc przez Kęty, gdzie droga w dolinie Soły biegła prosto na południe. (…) Granicę śląską, linię rozgraniczającą Europę i Pół-Azję przekroczyłem 16.10, trzy dni po moim wyjeździe z Przemyśla. Podczas jazdy zauważyłem, że im dalej na zachód, tym wyraźniej zauważalne jest większe uporządkowanie. Podczas gdy na początku podróży większość wiejskich domów było w bardzo opłakanym stanie, często zniszczone, wykonane z drewna lub z niepalonej cegły i kryte luźna słomianą strzechą, to warunki zauważalnie poprawiają się zwłaszcza za Wadowicami. Domy robią już solidne wrażenie, są to albo stylowe chałupy z bali albo bardzo solidne murowane domostwa z wypalonych cegieł. Również miasta na zachód od Wadowic sprawiają wrażenie normalnych miast, a nie jak np. Radymno, Sędziszów, czy Ropczyce, które można odróżnić od okolicznych wiosek tylko tym, że są nieco większe i posiadają kilka ładnych murowanych budynków użyteczności publicznej. Jeśli przy wjeździe do takiego „miasta” nie byłoby tabliczki z jego nazwą, to spokojnie mogłoby ono przynależeć do gminy wiejskiej. Warunki poprawiają się, im bardziej zbliżasz się do granicy galicyjsko-śląskiej.

 

Kolarz z 1900 roku

O wyścigu kolarskim przez Chocznię w okresie międzywojennym donosiła „Lutnia Szkolna”- ilustrowane czasopismo literacko-artystyczne. 17 czerwca 1928 roku w ramach święta Przysposobienia Wojskowego odbył się „bieg kolarski” na trasie Wadowice- Chocznia-Inwałd, w którym brała udział kolarska drużyna wadowickiego gimnazjum. Pierwsze miejsce zajął Banach, drugie Pękala, a trzecie Golonka.

 Po wojnie w 1950 roku przez Chocznię wiodła trasa Wyścigu Pokoju po raz pierwszy nazwanego właśnie w ten sposób. Szeroka kadra Polski już wcześniej rywalizowała na fragmentach trasy przyszłego wyścigu, przejeżdżając przez Chocznię w dniu 18 kwietnia. 4 maja uczestnicy Wyścigu Pokoju mieli do pokonania etap z Chorzowa do Cieszyna o długości 194 km. Do Choczni wjechali od strony Wadowic o 13.10. Posuwali się w stronę Bielska w tumanach kurzu. Był to najwolniejszy etap w całym wyścigu, ale decydujący o losach tej majowej imprezy i bardzo pechowy dla Polaków. Większość mieszkańców Choczni miała wówczas pierwszą w życiu okazję, by zobaczyć wielobarwny peleton kolarzy. Jak pisze Andrzej Nowakowski  w artykule „Wyścig Pokoju w Wadowicach i w powiecie wadowickim w 1950 roku- suplement do historii wadowickiego kolarstwa”:

W zamyśle organizatorów wyścig ten dla wielomilionowej widowni, zwłaszcza wiejskiej i małomiasteczkowej miał być symbolem „awansu społecznego” tego środowiska, a zarazem widomym znakiem upowszechniania kultury fizycznej w nowym ustroju. Wrzawa wokół Wyścigu Pokoju miała być środkiem dla odwrócenia uwagi opinii publicznej od nowych bolesnych krzywd i niesprawiedliwości, jedynie częściowo ujawnionych i potępionych w 1965 roku i w latach następnych.

 Cztery lata później okazją do wzmianki gazetowej o kolarstwie i Choczni było Święto Dziesięciolecia Polski Ludowej. Z tej okazji sportowcy województwa krakowskiego podejmowali szereg zobowiązań, podejmując się w nich pobicia rekordów życiowych i zrzeszeniowych, postanawiając znacznie zwiększyć szeregi uprawiającej sport młodzieży, czy stając do budowy nowych obiektów sportowych. Wśród nich znalazł się także Zdzisław Ochman z Ludowego Zespołu Sportowego Chocznia, który zobowiązał się pobić rekord powiatu wadowickiego w kolarstwie, o czym pisała „Gazeta Krakowska” z 4 lipca 1954 roku, niestety nie podając żadnych szczegółów, na czym bicie tego rekordu miało polegać. Wspomniany Zdzisław Jan Ochman urodził się w Choczni w 1930 roku, jako syn Jana i Franciszki z domu Wykręt.

 W tym samym 1954 roku po raz pierwszy przez Chocznię przebiegała trasa wyścigu kolarskiego Tour de Pologne. 3 września etap z Poronina do Bielska został podzielony w ostatniej chwili na dwie części ze względu na zły stan drogi z Głogoczowa do Wadowic. Na tym odcinku kolarzy przewieziono samochodem, po czym wyruszyli na rowerach na ostatnie 38 kilometrów, na których odnotowano aż 30 defektów rowerów, a niektórzy kolarze stracili przez to od 4 do 7 minut. Kolejny raz uczestnicy Tour de Pologne przejeżdżali przez Chocznię 17 września 1958 roku. Sprawozdawca „Przeglądu Sportowego” informował później czytelników, że na przestrzeni od Andrychowa do Wadowic co 100 metrów szosę przecinały napisy mające dopingować faworyzowanych kolarzy. Licznie zgromadzeni kibice już pół godziny przed przejazdem peletonu mogli wysłuchać komunikatów o sytuacji na trasie, które podawała załoga radiowozu organizatorów. Rozdawano również foldery z programem wyścigu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz