Scena I
Woźny gminny (bębni)
Podaje się do publicznej wiadomości
Dzisiaj przyjedzie świętować chmara gości
Na witaczkę trza się stawić dobrowolnie
By was żandarm nie dostawiał poniewolnie!
Kominiarz i strażak że wiec ten zaspali
To już ich żandarmi „siupem”1 tu przygnali
bębni
Przychodzą:
Marysia, Hulak, Inżynier Dulski, Skoczybruzda, Organista, Dziad z Kalwarii i
mnóstwo luda z Choczni, Frydrychowic, Niwołdu, Kaczyny.
Gdzieś we wsi przygrywa kapela
Wszyscy
Ale naród, ale ciżba
Tylko trochę ciasna izba!
Głosy
Idzie Brusik z Frydrychowic!
Proboszcz ze Zawadki!
Wójt z Gorzenia i z Piotrowic!
Nasz Leśny z Germadki2!
Geometry! Organista!
Kapelmajster i basista!
Nie brak i żandara!
Ale wali ludu chmara!
Wszyscy
Ale luda! Jaka ciżba!
Nie pomieści wszystkich izba!
Głos
Czy widzisz tego w kącie?
Ten na gębie bujny!
To konfident pieroński
Donosiciel czujny!
Głosy
I taka beskurcyja
Też się tu uwija!
Dzwony zaczynają bić uroczyście, słychać
strzały armatnie – na dachu szopki ukazują się Wicekról Republiki Choczeńskiej
Herod Bąk I-szy w towarzystwie kanclerza Kota i ministra aprowizacji Szczura
Wszyscy
Dzwony dzwonią – król Bąk jedzie!
Z armat biją – naszej biedzie!
Patrzcie! Patrzcie! Co za zgoda:
Kot Szczurowi łapkę podał!
Herod
Obywatele Republikanie!
Otwieram zebranie!
Niech będzie pochwalona
Choczeńska Rzeczpospolita!
Wszyscy
Na wieki wieków
Amen ! …i kwita
Herod
O ciszę i spokój upraszam…
Porządek obrad ogłaszam
Po wybraniu prezydia
Ma mówić żandarmeria
O wrzącym pokoju
Lodowatej wojnie
Nagrodzić ją oklaskami hojnie!
Potym przemówi strażak
Zalewacz – chłopiątko
I czarnosadzista
Kominiarz Prosiątko.
Gdy śpiewać będzie
Choczeńska mleczarka
Jak by mak siał
Ktoś do garnka
Potym egzortę powie
Ksiądz rektor-patriota
O tym, jak w świętym Korytasie
Kwitnęła niecnota.
Na zakończenie zaś
Dziadek o głos prosił
By wnioski w protokół
Pod uchwałę zgłosił
W tym czasie z grodu, w którym żył
Sławny Marcin Wadowita
Przyjedzie do nas równie sławny
Jego następca – Mieszko Aktywita!
Rycerz z zimnej wojny
Czwartobrygadzista
Od roku powojenny
Orientalista
Z pewnością przywiezie
Bardzo ważne wieści
Kto wie, czy nie wszystkie
W głowach waszych zmieści
Wzywam wszystkie króle z Choczni
Z Wadowic Królikiewica
Niechaj każdy tupnie nogą
Czy to samiec, czy samica
Niech prosto w górę
Nastawi swe ucha
Gdy w bramy Choczni wjedzie
Wielki rzeźnik - nie wieprzków
Lecz ducha!
A teraz wybór prezydia…
Na prezesa proponuję
Naszą babcię przekupkę!
Na trybunie zasiada Babcia przy stole i
koszu jarzyn
Ma już stół i ławkę
Nie przeziębi się
Bo ma ciepłą jupkę
Dla wielkiego znaczenia
I wagi zjednoczenia
Selum i Peselum
W prezydium zasiądą na dachu
Kot ze Szczurem
Tam przy babce
Zgodnie w rzędzie
Jak w urzędzie
Na dachówce
Wszyscy
Vivat Kot ze Selum!
Vivat Szczur z Peselum!
Herod
Za sekretarzem się obzieram…
Niech będzie z Woźnik Kasper Ściera
Głosy
Niech będzie Ściera!
Herod
Ołówki, atrament
Do pisania rączek
I latarnię wniesie
Obywatel Brzdącek
Latarnia z obejmującym ją Brzdąckiem wchodzi
Jak widzę, to Brzdącek
Już latarnię wnosi
Przed porządkiem dziennym
Pierwszy o głos prosi
Scena II
Brzdącek (śpiewa)
Północ już blisko - psy się pośpiły
A ktoś tam ściska święcionę
Pewnie to jakiś popijbrat miły
Myśli, że pieści swą żonę
Dręczy lud biedny, bimber okrutny
Pociesza knajpa, gdy naród smutny
Bierze w swe szpony demokracyę
Propinacja…
Ospały i gnuśny zgrzybiały pijak
Okowit do gardła wciąż leje
Spod stołu lub z rowu nie dźwiga się rad
Bo ciało i dusza w nim mdleje
Hej bracia szynkarze
Dodajcie mu sił
By wódki zapragnął
By powstał i pił
Głosy
Ku uczczenia Brzdącka mowy
Intonujmy hymn karczmowy
(śpiewają)
Już w gruzach leżą karczmy choczeńskie
Żadna nie była z żelaza
Zburzone wszystkie zamki choczeńskie
Bo wiała z twierdz tych zaraza
Bronił się jeszcze, lejąc w puchary
Almanzor z garstką rycerzy
Na karczmie zatknął z wiechy sztandary
Ale w zwycięstwo nie wierzy
Już w listopadzie zleciały blachy
Rwą się okopy, mur wali
Na minaretach błysnęły flachy
Chocznianie twierdzy dostali
Jeden z rycerzy, widząc swe roty
Zbite w upornej obronie
Przebił się między beczki i szproty
Uciekł i zmylił pogonie
Chocznianie – wołał – w ludowym Domu
Przychodzę czołem uderzyć
I alkoholu po kryjomu
Nikomu i nigdy nie mierzyć
Chocznianie szczerość cenić umieją
Gdy popijbrata poznali
Ten go uścisnął, tamci koleją
Jak trzeźwokratę witali
Lecz on osłabnął, padł na kolana
Wierzgnął nogami drżącymi
Ściskał latarnię aże do rana
Mocno rękami obiemi.
1link
2chodzi o Bliźniaki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz