Scena III
Kominiarz
Na szczęście, na zdrowie
Na ten Nowy Rok
Żeby się sadziło, kopciło
Przez cały ten rok!
W każdym kątku
Po dziewczątku
A w kominie
I w izbinie
Sadzy też co krok!
Ostramina! Od komina
W pięćdziesiąty rok
Po tysiącu dacie złotych
Do mych własnych rąk!
Z każdej dziury
Wytkam rury
W każdą dziurę
Wsadzę rurę
Bom od szczęścia chłop!
Strażak
śpiewa
Nasza Straż Ogniowa
Ma sikawek dość
Ostro pożar gasi
Jako jeden mąż!
To są strażacy
Jakich to mało
Sikawkę z sobą każdy ma
Czy w dzień, czy w nocy
On ku pomocy
Z sikawką swą się stale pcha!
Obiecano Straży
Motopompę dać
By za nią w chłopów
Pieniądz pompować!
Bo Straż jak dziecko
Jakich to mało
Na motopompę łasa jest
Wielu ją zatem
Zaiwaniało
By jej pokazać pusty gest!
Mleczarka
śpiewa
Co dzień tysiąc litrów mleka
Ładuję w blaszanki
I śmietany, kwaśniej, słodkiej
Dolewam we dzbanki
Wiozę wszystko osobówką
Extracugiem w Bielsko
Na dodatek, kury, jaja
Jarzynę i zielsko.
Żywię Lipnik, Kozy, Białą
I Mikuszowice
Moje masło idzie w Pszczynę
Nawet w Katowice.
Płacę datki i podatki
Gminne, miejskie i krajowe
Również domiarowe.
Czasem, jak niebo pochmurne
I deszcz ciurkiem leje
To i procent tłuszczu w mleku
Nieco zmizernieje.
Wtedy „sapierony” śląskie
Ciągną nas do „ciupa”
Nam ze strachu pot się leje
Jakby z garnka zupa
Potym sprawy w sądach grodzkich
Z nich grzywien przybywa
Ale wodą je zapłacim
Co się w mleko wlywa.
Oda przecież też dar Boży
Do blaszanek kroci
Obojętnie czy przez krowę
Czy przez pompę wchodzi.
Ci co w mieście Wadowicach
Klecą „Okręgówkę”
Na kokurencyję z nami
Słabą mają główkę.
Bo mleczarki w dobrym punkcie
Swoje głowy mają
Z głów zaś wadowskich mleczarzy
Nogi wyrastają.
Scena IV
Ksiądz Żenidło –patriota
Wierni Bracia w Korytasie!
Ta egzorta poczyna się
Świętą wieścią: Katabasy
Obsiadły już Korytasy!
Dostały też forsę grubą
Związały się
ślubem z „KU-BĄ”1
Więc egzorty będą nowe
Cenzurowe, reżimowe
Od dziś tedy przy niedzieli
Chcę byście się dowiedzieli
Że nie trza grzesznie kląć na Hegemony
Bo onym od Boga ster jest powierzony
Jeszcze na początku świata Ewa siła –
Wyszedłszy z Raju – synów narodziła.
Co prawda po tym utraciła formę
Jednakże za to prześcignęła normę
Nawiedził ją Bóg po trzydziestym lecie
Chcąc wiedzieć, jako rządzą się na świecie
Ewa natenczas była w domu sama
Bo do spółdzielni posłała Adama
A dzieci, których gromada stojała
Uboga matka na łonie czesała.
Wstyd ją pokazać było synów ciżbę
Taki iż się ledwo mogli zmieścić w izbę.
Żeby Pan jako nie strofował Ewy
Niektóre skryła w siano, inne w plewy
A wtym Bóg przyszedł i kazał Jewinej
Przed się postawić do jednego syny.
Co starszym tedy kazała przyjść matka
Patrząc co będzie z nimi do ostatka
Bóg obaczywszy ono piękne koło
Tak do pierwszego jął mówić wesoło:
Ty na fotelu prezesa usiądziesz
Ty sekretarzem, ty Kocmołem będziesz
Ty znów Januszem, ty zaś dyrektorem
Innych zaś także podzielił tym wzorem
Na drugą kupkę drewnowskie niecnoty
Różne instruktory, „księża patrioty”
Na kapelany, tłuste kanoniki
I w Korytasie święte urzędniki
Wreszcie na aktywisty i starosty
Tylko co jeszcze lud zostawał prosty.
Ewa radosna, skoro to spostrzegła
Zaraz po drugich do gumna pobiegła
I rzekla: cóż dasz tej kupie, co stoi
Panie, boć też to są synowie moi.
Pan widząc wszystkie zarosłe jak sowy
Bo im plewami bielały się głowy
Po plecach była z mierzwą pajęczyna…
A zatym taka spotka ich nowina:
„Wasza rzecz będzie słomianym powrozem
Opasawszy się – zająć się kołchozem
Na waszej głowie nawóz, widły, pługi
Będziecie robić tak jeden, jak drugi
Jak kołchoźniki. Takich na świecie
Was chcę mieć wiecznie, każde wasze dziecie
A wy zaś drudzy te dary odnieście
Central, zjednoczeń, pilnujecie przy mieście
Z was buchalterzy, pisarze, karczmarze
Wodzowie, chłopskich skór garbarze.
Najmilsi bracia w Korytasie!
Źlić się na Hegemony, już nie czasie!
Onym od Boga rząd nad wami dany
Teraz, zawsze i na wieki wieków amen
Wszyscy
Korytasie wielki zapłać! Amen!
Scena V
Dziadek
Słuchajcie ludzie scalonego dziada
Gdy wam się w tej szopce troski opowiada
Co powiem – wiedzcie – że z serca pochodzi
Starzy i młodzi
śpiewa
Czasy to nowe i bardzo krytyczne
Krzywe zaś dziady i lagi wytyczne
Dziś śpiewać trzeba nowe melodie-
- „Dziadokrację”
mówi
Żył niegdyś chłopek – nieźle mu się działo
Miał gospodarstwo, co dochód dawało
Zazdrościli mu wolności i mienia
Chłopa imienia
Wyzyskiwaczem, kapitalistą
Wstecznym kułakiem i reakcjonistą
Ochrzcili chłopa, drugi raz za życia
Wrogi z ukrycia.
Mówili starzy, że biada to biada
Jak się pan zrobi z bezportkowca dziada
Teraz zaś mówią: bieda bije bardziej
Gdy się chłop zdziadzi.
W przeciągu tydnia każą dać podatek
W przeciągu trzech dni krzyki o dodatek
A gdybyś przeciąg parę dni przeciągnął
To cię rozciągną!
Z tego przeciągu jest niejeden chory
Gdy go przeciągną na grzywny i „fory”
Sklep Kaczor zamknął, bo się uląkł ziąbu
Z tego przeciągu.
Żyć by się dało w naszej gminie Choczni
Gdyby nie wiater, co wieje rokrocznie
Zawiewa Chocznię tanich skupów ziąbem
Z wielkim przeciągiem.
śpiewa
Dzwonek z woreczkiem przepadł w licytacji
Torba dziurawa – znak dziadokracji
A inspekcja wciąż do niej zaziera
I w dziurze gmera.
Na księży także przyszły wschodnie czasy
Różne aktywy wglądają im w kasy
Każą wpisywać pasywy w arkusze
Kto dał za dusze.
Dawniej lichwiarze chłopów garbowali
Dworscy pachciarze wyzysk uprawiali
Ich potomkowie chcą zaś wywłaszczenia
Chłopów z ich mienia
mówi
Co krok to widzisz znawcę akuszera
Jak „dziadostroju” porodu wyziera
Chcąc go przyspieszyć chwyta szczypce, noże
Dłubie jak może
Z takich operacyj cierpi mnóstwo ludzi
Rolnicy krzyczą, robotnik marudzi
Tyle poronień robią akuszery
Zwykłe fuszery!
W Wadowicach na pośladach siedzi
Sześćset fuszerów, a każdy z nich bredzi
Że opracyja dolę ludu wzmocni
Nawet i w Choczni.
śpiewa
Liczcie Chocznianie na samychże siebie
Tak ja wam radzę postąpić w potrzebie
Bo operacyja zwykle z śmiercią jedzie
Galopem w pędzie.
Prawdziwa cnota krytyk się nie boi
Krytyką państwo i porządek stoi
Tylko wolności, mówił jakiś złodziej:
Krytyka szkodzi
słychać syrenę auta
Pietruszka
Uwaga! Jedzie aktywita!
Muzyka niech go marszem wita!
Scena VI
Wchodzi Aktywita. Brzdącek składa hołd.
Szpaler, okrzyki: Niech żyje!
Inne przeciwne: Ale z kogo?
Orkiestra gra ognistego marsza
Aktywita
Obywatele! Towarzysze!
Bracia! Średniacy i Gołysze!
Kominiarze i Strażacy
Trzeźwokraci!
Popijbraci!
Wszyscy inni, jacy, tacy!
Dobre wieści w polityce!
Zulusy trzymają się mocno!
Hotentoty mogłyby już dużo mieć
Ino im się nie chce chcieć!
Zaś Murzyni w Liberyji
Niosą sztandar rewolucyji
Każdy czarną żonę bije
Gdy ta z Białym wódkę pije!
Rumun i Węgier,
Nasze słowiańskie bratanki
Sojusz z nami pogłębiają
I do beczki i do szklanki!
Wczora z wieczora
Był u mnie prorok Wernyhora
Rzekł: Rzecz prawdziwa
Chwila, chwila, osobliwa
Kto pierwszy do Warszawy
Za dietą i dla sprawy
Z cyrografem zjednoczenia Selum i Peselum
Na kongresie się zjawi
Tam w stolicy – ten nas zbawi!
Opadła mi z piersi zmora
Słuchajcie, wytężcie słuch
Przyjdzie tu Wernyhora!
Wszyscy
Co ty mówisz wszelki duch??
Aktywita
Przejechał duże światy
Ponoć z Grzmiącej, z Ukrainy
Przywiózł hasło, czy papiery
Rozesłać kazał wiciny
A są tu wokoło ludzie
Mogą świadczyć tu, w tej budzie
Słyszeli brząkanie liry….
Mleczarka
Słyszałam krząkanie Jury
Żądał mleka, a nie lury.
Aktywita
„Demokratką” wjechał w sioła
Był skurczony, dziwnie silny
Dawał mi rozkazy, hasła
I był w sprawach bardzo pilny
Po zastrzykach penicyliny.
Śpieszył się, wyjechał w gory
Miał objechać liczne sioła
I miał wrócić do tej pory!
Natężać, natężać słuch!
po chwili
Słychać! Jedzie! Wielki Duch!
Wszyscy
Natężmy słuch!
Jedzie Wielki Duch!
Aktywita
Cicho! Bębni ktoś! Jedzie! Goni!
Będzie pięćset lub sto koni!
Tętni! Jedzie! Dudni! Pędzi!
On! On! Cicho! Wernyhora!
Z Aniołem na czele
Coraz bliżej! Stanął! Wrył!
Strzymał widać z całych sił
Jakby w gminny bęben bił!
Wszyscy
zasłuchani
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz