czwartek, 11 stycznia 2024

„Szopka Republiki Choczeńskiej” Józefa Putka - sceny od III do VI

 

Scena III


Kominiarz

Na szczęście, na zdrowie

 Na ten Nowy Rok

Żeby się sadziło, kopciło

Przez cały ten rok!

W każdym kątku

Po dziewczątku

A w kominie

I w izbinie

Sadzy też co krok!

Ostramina! Od komina

W pięćdziesiąty rok

Po tysiącu dacie złotych

Do mych własnych rąk!

Z każdej dziury

Wytkam rury

W każdą dziurę

Wsadzę rurę

Bom od szczęścia chłop!

 

Strażak

śpiewa

Nasza Straż Ogniowa

Ma sikawek dość

Ostro pożar gasi

Jako jeden mąż!

To są strażacy

Jakich to mało

Sikawkę z sobą każdy ma

Czy w dzień, czy w nocy

On ku pomocy

Z sikawką swą się stale pcha!

Obiecano Straży

Motopompę dać

By za nią w chłopów

Pieniądz pompować!

Bo Straż jak dziecko

Jakich to mało

Na motopompę łasa jest

Wielu ją zatem

Zaiwaniało

By jej pokazać pusty gest!

 

Mleczarka

śpiewa

Co dzień tysiąc litrów mleka

Ładuję w blaszanki

I śmietany, kwaśniej, słodkiej

Dolewam we dzbanki

Wiozę wszystko osobówką

Extracugiem w Bielsko

Na dodatek, kury, jaja

Jarzynę i zielsko.

Żywię Lipnik, Kozy, Białą

I Mikuszowice

Moje masło idzie w Pszczynę

Nawet w Katowice.

Płacę datki i podatki

Gminne, miejskie i krajowe

Również domiarowe.

Czasem, jak niebo pochmurne

I deszcz ciurkiem leje

To i procent tłuszczu w mleku

Nieco zmizernieje.

Wtedy „sapierony” śląskie

Ciągną nas do „ciupa”

Nam ze strachu pot się leje

Jakby z garnka zupa

Potym sprawy w sądach grodzkich

Z nich grzywien przybywa

Ale wodą je zapłacim

Co się w mleko wlywa.

Oda przecież też dar Boży

Do blaszanek kroci

Obojętnie czy przez krowę

Czy przez pompę wchodzi.

Ci co w mieście Wadowicach

Klecą „Okręgówkę”

Na kokurencyję z nami

Słabą mają główkę.

Bo mleczarki w dobrym punkcie

Swoje głowy mają

Z głów zaś wadowskich mleczarzy

Nogi wyrastają.

 

Scena IV

 

Ksiądz Żenidło –patriota

Wierni Bracia w Korytasie!

Ta egzorta poczyna się

Świętą wieścią: Katabasy

Obsiadły już Korytasy!

Dostały też forsę grubą

Związały się ślubem z „KU-BĄ”1

Więc egzorty będą nowe

Cenzurowe, reżimowe

Od dziś tedy przy niedzieli

Chcę byście się dowiedzieli

Że nie trza grzesznie kląć na Hegemony

Bo onym od Boga ster jest powierzony

Jeszcze na początku świata Ewa siła –

Wyszedłszy z Raju – synów narodziła.

Co prawda po tym utraciła formę

Jednakże za to prześcignęła normę

Nawiedził ją Bóg po trzydziestym lecie

Chcąc wiedzieć, jako rządzą się na świecie

Ewa natenczas była w domu sama

Bo do spółdzielni posłała Adama

A dzieci, których gromada stojała

Uboga matka na łonie czesała.

Wstyd ją pokazać było synów ciżbę

Taki iż się ledwo mogli zmieścić w izbę.

Żeby Pan jako nie strofował Ewy

Niektóre skryła w siano, inne w plewy

A wtym Bóg przyszedł i kazał Jewinej

Przed się postawić do jednego syny.

Co starszym tedy kazała przyjść matka

Patrząc co będzie z nimi do ostatka

Bóg obaczywszy ono piękne koło

Tak do pierwszego jął mówić wesoło:

Ty na fotelu prezesa usiądziesz

Ty sekretarzem, ty Kocmołem będziesz

Ty znów Januszem, ty zaś dyrektorem

Innych zaś także podzielił tym wzorem

Na drugą kupkę drewnowskie niecnoty

Różne instruktory, „księża patrioty”

Na kapelany, tłuste kanoniki

I w Korytasie święte urzędniki

Wreszcie na aktywisty i starosty

Tylko co jeszcze lud zostawał prosty.

Ewa radosna, skoro to spostrzegła

Zaraz po drugich do gumna pobiegła

I rzekla: cóż dasz tej kupie, co stoi

Panie, boć też to są synowie moi.

Pan widząc wszystkie zarosłe jak sowy

Bo im plewami bielały się głowy

Po plecach była z mierzwą pajęczyna…

A zatym taka spotka ich nowina:

„Wasza rzecz będzie słomianym powrozem

Opasawszy się – zająć się kołchozem

Na waszej głowie nawóz, widły, pługi

Będziecie robić tak jeden, jak drugi

Jak kołchoźniki. Takich na świecie

Was chcę mieć wiecznie, każde wasze dziecie

A wy zaś drudzy te dary odnieście

Central, zjednoczeń, pilnujecie przy mieście

Z was buchalterzy, pisarze, karczmarze

Wodzowie, chłopskich skór garbarze.

Najmilsi bracia w Korytasie!

Źlić się na Hegemony, już nie czasie!

Onym od Boga rząd nad wami dany

Teraz, zawsze i na wieki wieków amen

 

Wszyscy

Korytasie wielki zapłać! Amen!

 

Scena V

 

Dziadek

Słuchajcie ludzie scalonego dziada

Gdy wam się w tej szopce troski opowiada

Co powiem – wiedzcie – że z serca pochodzi

Starzy i młodzi

śpiewa

Czasy to nowe i bardzo krytyczne

Krzywe zaś dziady i lagi wytyczne

Dziś śpiewać trzeba nowe melodie-

- „Dziadokrację”

mówi

Żył niegdyś chłopek – nieźle mu się działo

Miał gospodarstwo, co dochód dawało

Zazdrościli mu wolności i mienia

Chłopa imienia

Wyzyskiwaczem, kapitalistą

Wstecznym kułakiem i reakcjonistą

Ochrzcili chłopa, drugi raz za życia

Wrogi z ukrycia.

Mówili starzy, że biada to biada

Jak się pan zrobi z bezportkowca dziada

Teraz zaś mówią: bieda bije bardziej

Gdy się chłop zdziadzi.

W przeciągu tydnia każą dać podatek

W przeciągu trzech dni krzyki o dodatek

A gdybyś przeciąg parę dni przeciągnął

To cię rozciągną!

Z tego przeciągu jest niejeden chory

Gdy go przeciągną na grzywny i „fory”

Sklep Kaczor zamknął, bo się uląkł ziąbu

Z tego przeciągu.

Żyć by się dało w naszej gminie Choczni

Gdyby nie wiater, co wieje rokrocznie

Zawiewa Chocznię tanich skupów ziąbem

Z wielkim przeciągiem.

śpiewa

Dzwonek z woreczkiem przepadł w licytacji

Torba dziurawa – znak dziadokracji

A inspekcja wciąż do niej zaziera

I w dziurze gmera.

Na księży także przyszły wschodnie czasy

Różne aktywy wglądają im w kasy

Każą wpisywać pasywy w arkusze

Kto dał za dusze.

Dawniej lichwiarze chłopów garbowali

Dworscy pachciarze wyzysk uprawiali

Ich potomkowie chcą zaś wywłaszczenia

Chłopów z ich mienia

mówi

Co krok to widzisz znawcę akuszera

Jak „dziadostroju” porodu wyziera

Chcąc go przyspieszyć chwyta szczypce, noże

Dłubie jak może

Z takich operacyj cierpi mnóstwo ludzi

Rolnicy krzyczą, robotnik marudzi

Tyle poronień robią akuszery

Zwykłe fuszery!

W Wadowicach na pośladach siedzi

Sześćset fuszerów, a każdy z nich bredzi

Że opracyja dolę ludu wzmocni

Nawet i w Choczni.

śpiewa

Liczcie Chocznianie na samychże siebie

Tak ja wam radzę postąpić w potrzebie

Bo operacyja zwykle z śmiercią jedzie

Galopem w pędzie.

Prawdziwa cnota krytyk się nie boi

Krytyką państwo i porządek stoi

Tylko wolności, mówił jakiś złodziej:

Krytyka szkodzi

słychać syrenę auta

 

Pietruszka

Uwaga! Jedzie aktywita!

Muzyka niech go marszem wita!

 

Scena VI

 

Wchodzi Aktywita. Brzdącek składa hołd. Szpaler, okrzyki: Niech żyje!

Inne przeciwne: Ale z kogo?

Orkiestra gra ognistego marsza

 

Aktywita

Obywatele! Towarzysze!

Bracia! Średniacy i Gołysze!

Kominiarze i Strażacy

Trzeźwokraci!

Popijbraci!

Wszyscy inni, jacy, tacy!

Dobre wieści w polityce!

Zulusy trzymają się mocno!

Hotentoty mogłyby już dużo mieć

Ino im się nie chce chcieć!

Zaś Murzyni w Liberyji

Niosą sztandar rewolucyji

Każdy czarną żonę bije

Gdy ta z Białym wódkę pije!

Rumun i Węgier,

Nasze słowiańskie bratanki

Sojusz z nami pogłębiają

I do beczki i do szklanki!

Wczora z wieczora

Był u mnie prorok Wernyhora

Rzekł: Rzecz prawdziwa

Chwila, chwila, osobliwa

Kto pierwszy do Warszawy

Za dietą i dla sprawy

Z cyrografem zjednoczenia Selum i Peselum

Na kongresie się zjawi

Tam w stolicy – ten nas zbawi!

Opadła mi z piersi zmora

Słuchajcie, wytężcie słuch

Przyjdzie tu Wernyhora!

 

Wszyscy

Co ty mówisz wszelki duch??

 

Aktywita

Przejechał duże światy

Ponoć z Grzmiącej, z Ukrainy

Przywiózł hasło, czy papiery

Rozesłać kazał wiciny

A są tu wokoło ludzie

Mogą świadczyć tu, w tej budzie

Słyszeli brząkanie liry….

 

Mleczarka

Słyszałam krząkanie Jury

Żądał mleka, a nie lury.

 

Aktywita

„Demokratką” wjechał w sioła

Był skurczony, dziwnie silny

Dawał mi rozkazy, hasła

I był w sprawach bardzo pilny

Po zastrzykach penicyliny.

Śpieszył się, wyjechał w gory

Miał objechać liczne sioła

I miał wrócić do tej pory!

Natężać, natężać słuch!

po chwili

Słychać! Jedzie! Wielki Duch!

 

Wszyscy

Natężmy słuch!

Jedzie Wielki Duch!

 

Aktywita

Cicho! Bębni ktoś! Jedzie! Goni!

Będzie pięćset lub sto koni!

Tętni! Jedzie! Dudni! Pędzi!

On! On! Cicho! Wernyhora!

Z Aniołem na czele

Coraz bliżej! Stanął! Wrył!

Strzymał widać z całych sił

Jakby w gminny bęben bił!

 

Wszyscy

zasłuchani

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz