Pokazywanie postów oznaczonych etykietą oficerowie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą oficerowie. Pokaż wszystkie posty

piątek, 14 lutego 2025

Choczeńscy oficerowie - Wincenty Dąbrowski

 


Był synem rolników z Choczni - Józefa Dąbrowskiego i Agnieszki z domu Bryndza. Urodził się 9 lipca 1904 w domu pod nr 301. W 1917 roku ukończył szkołę ludową w Choczni i rozpoczął naukę w wadowickim gimnazjum. Przerwał ją po piątej klasie i 18 marca 1926 został wcielony do 12. Pułku Piechoty. W 1927 roku został pisarzem pułkowym. Podczas służby ukończył szkołę podoficerską piechoty i od 1 stycznia 1928 został mianowany podoficerem zawodowym. Skierowano go następnie do szkoły podoficerskiej artylerii, którą ukończył z wynikiem bardzo dobrym. Po powrocie do 12. Pułku Piechoty dowodził plutonem artylerii w stopniu działonowego. W 1929 roku został powołany na trzyletni kurs w Szkole Podchorążych Artylerii w Bydgoszczy. W sierpniu 1932 r. awansowano go na stopień podporucznika, był zastępcą dowódcy plutonu artylerii w 84. Pułku Piechoty.  W styczniu 1935 roku awansował po raz kolejny - tym razem na stopień porucznika. W 1937 roku jako oficer 1. Pułku Artylerii Przeciwlotniczej odbył kurs specjalny w Centrum Wyszkolenia Artylerii Przeciwlotniczej. W maju 1938 roku zdał egzamin dojrzałości na kursach dla wojskowych garnizonu warszawskiego. W kampanii wrześniowej 1939 roku był dowódcą baterii artylerii przeciwlotniczej w garnizonie Warszawa. Później służył w Polskich Siłach Zbrojnych we Francji i w Anglii. Po wojnie pozostał na emigracji w Szkocji (Dundee), a następnie wyjechał do Kanady, gdzie prowadził farmę w Fenwick okolicach Toronto. Zmarł 13 lutego 1979 w 75. roku życia. Spoczywa na Holly Cross Cemetery w Welland. 

Wincenty Dąbrowski był mężem Felicji Jadwigi z Sieradzkich, poślubionej w 1935 roku w Poznaniu. z którą miał troje dzieci:

- syna Wojciecha, urodzonego w Inowrocławiu, który z Kanady przeprowadził się do USA,

- syna Andrzeja (Andrew), urodzonego w szkockim Dundee,

- córkę Marię, która przyszła na świat w Danville w kanadyjskiej prowincji Quebec. 

Doczekał się czworga wnuków.

czwartek, 3 października 2024

Zygmunt Kręcioch - kolega papieża, partyzant AK


 Zygmunt Tadeusz Kręcioch urodził się w Choczni 4 grudnia 1916 roku, jako trzeci i najmłodszy syn Józefa Kręciocha i Aleksandry z domu Woźniak. Nie miał szans poznać swojego ojca, kaprala 56. Pułku Piechoty, który zginął 30 lipca 1916 w walkach pod Stanisławowem. Gdy Zygmunt Kręcioch miał 6 lat, jego matka ponownie wyszła za mąż za policjanta Rudolfa Klisiaka. 
Po ukończeniu szkoły powszechnej Kręcioch uczęszczał do wadowickiego gimnazjum, które ukończył maturą w 1938 roku. Był szkolnym kolegą Karola Wojtyły. W pamięci przyszłego papieża i pozostałych uczniów zapisał się jako ten, który osiągał najdłuższe odległości w skokach na nartach na prowizorycznej skoczni usytuowanej na zboczach Łysej Góry. 
Po maturze Zygmunt Kręcioch odbył szkolenie w Szkole Podchorążych Kawalerii w Grudziądzu. W maju 1939 roku jako plutonowy podchorąży otrzymał przydział na praktykę w 3. Pułku Ułanów w Tarnowskich Górach. Przed wyjazdem złożył podanie o przyjęcie do Oficerskiej Szkoły Zawodowej w Grudziądzu. 
28 sierpnia 1939 udał się ze swoim pułkiem na ćwiczenia do miejscowości Kalety, Koszęcin i Cieszawa, jako zastępca dowódcy plutonu kawalerii w czwartym szwadronie. Tam zastał go wybuch II wojny światowej. Jego szwadron przyjął uderzenie Niemców w rejonie Kalet i wycofując się stoczył kolejne potyczki koło Piasków, Woźnik i Lubszy. 3 września Niemcy uderzyli znacznymi siłami na Górę Floriańską, gdzie doszło do walki na bagnety z szwadronem Kręciocha. Niemcy przedarli się na jego tyły, ale wtedy do kontrataku ruszyła reszta pułku, umożliwiając oddziałowi Kręciocha odwrót. Przesuwali się w kierunku Pińczowa, Szczucina i Baranowa, a następnie na Rozwadów, Frampol i Biłgoraj. 15 września przekroczyli rzekę Tanew i podjęli próbę obrony Tomaszowa Lubelskiego. W walkach pod Rogoźnem śmierć poniósł dowódca pułku płk. Chmielowski. 21 września oddział Kręciocha został otoczony przez Niemców koło Ulowa i złożył broń. Pojmanych żołnierzy polskich Niemcy pędzili aż do Przeworska, gdzie uwięzili ich w obozie urządzonym w byłej cukrowni. Stamtąd Kręciochowi udało się zbiec i powrócić do Choczni.
Z rodzinnych stron na początku 1940 roku przeniósł się do podkrakowskiego Mnikowa i podjął działalność konspiracyjną, do której wciągnęli go koledzy z wojska. Organizował najmniejsze komórki konspiracyjne (trójki i piątki), szkolił młodzież partyzancką, zdobywał broń, brał udział w dywersji i rozprowadzał prasę podziemną. Był adiutantem kapitana Burgielskiego ps. "Janusz" w IV baonie "Orzeł-Ważka" 12. Pułku Piechoty AK w stopniu podporucznika. 
W lutym 1945 roku wrócił do Choczni i podjął pracę w rodzinnym gospodarstwie rolnym. W 1950 r. w obawie przed represjami ze strony aparatu bezpieczeństwa Polski Ludowej wyjechał z żoną do Grodkowa na Ziemiach Odzyskanych gdzie zatrudnił się w Urzędzie Repatriacyjnym, a następnie jako inspektor organizował pracę PZU. W 1954 roku po powrocie do Wadowic pracował w handlu tekstyliami. Był współzałożycielem i pierwszym kierownikiem Spółdzielni Mieszkaniowej. 
W 1960 r. skończył zaocznie studia rolnicze w Krakowie z tytułem inżyniera, a potem do emerytury w 1993 r. pracował w Centrali Nasiennej. Uczył także chemii w szkole rolniczej w Radoczy. Jako członek ZBoWiD awansował na stopień porucznika rezerwy. 
Zmarł 2 lipca 2000, spoczywa na cm. komunalnym w Wadowicach. 
Z żoną Ireną ze Ścigalskich doczekał się po wojnie dwóch synów i córki. 

poniedziałek, 23 września 2024

Choczeńscy oficerowie - Stanisław Trzebuniak major MO/SB

 Rodzice Stanisława Trzebuniaka - Andrzej i Katarzyna z domu Gaweł - pochodzili z Zawoi. Tam też przyszły na świat ich starsze dzieci. Natomiast Stanisław i jego siostra Cecylia urodzili się w Choczni, gdzie ich rodzice zakupili drugie gospodarstwo rolne. Według metryki chrztu Stanisław Trzebuniak urodził się 31 października 1918, a on sam podawał zawsze datę o dzień późniejszą. Pobyt Trzebuniaków w Choczni nie trwał zbyt długo. Po pierwszej wojnie światowej powrócili do Zawoi i tam młody Stanisław rozpoczął naukę szkolną. W 1927 roku zmarła jego matka Katarzyna, a ojciec postanowił zamieszkać w Legbądzie koło Tucholi. W miejscowej szkole i w sąsiednich Łosinach Stanisław Trzebuniak ukończył podstawową edukację. Później pomagał w domu i w gospodarstwach sąsiadów oraz pracował w okolicznych lasach. W 1937 roku podjął praktykę u piekarza w Gdyni.  Dwa lata później, w czasie II wojny światowej, Niemcy odebrali Trzebuniakom ich ziemię, a 21-letni Stanisław został zatrudniony przez Arbeitsamt w Nadleśnictwie Woziwoda, a następnie w Zielonce. 


W 1945 roku, po wkroczeniu armii radzieckiej, powrócił do Legbądu i 10 kwietnia zwrócił się do Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Tucholi z podaniem o przyjęcie do pracy. Początkowo służył jako wartownik, a ponieważ cieszył się dobrą opinią i był bardzo pracowity, awansował na dowódcę warty i w końcu na referenta - pracownika umysłowego, prowadzącego sieć agenturalną. Ogółem w Tucholi spędził pięć lat. W tym czasie (1948) zawarł związek małżeński z pochodzącą spod Tucholi Władysławą Lorbiecką. 

W 1950 roku już w stopniu sierżanta został mianowany zastępcą kierownika Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Sępólnie, a po awansie na stopień chorążego objął kierownictwo tej placówki. Aktywnie udzielał się też w życiu polityczno-społecznym jako członek Egzekutywy Komitetu Powiatowego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. W latach 1953-56 porucznik Trzebuniak kierował PUBP w Rypinie, a w 1957 roku został oficerem Służby Bezpieczeństwa w Toruniu, zajmującym cenzurą pocztową i kontrolą korespondencji, a później starszym oficerem operacyjnym w stopniu kapitana. Prowadził 15 spraw ewidencyjno-operacyjnych i posiadał 7 tajnych informatorów. Jednocześnie uczęszczał do dwuletniej Szkoły Oficerskiej Służby Bezpieczeństwa MSW w Legionowie, którą ukończył z wynikiem dobrym. 

W 1959 roku KW MO w Bydgoszczy rekomendowała go na posadę zastępcy komendanta MO w Lipnie do spraw bezpieczeństwa publicznego. Podczas pracy w Lipnie uzyskał średnie wykształcenie i zdał egzamin dojrzałości w Korespondencyjnym LO w Toruniu. 

Ostatnie trzy lata służby w organach bezpieczeństwa publicznego (1967-70) major Trzebuniak spędził jako kierownik wydziału III w Komendzie Wojewódzkiej MO w Bydgoszczy, skąd przeszedł na milicyjną emeryturę. Był odznaczony m.in. Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski (1969), Brązowym i Srebrnym Krzyżem Zasługi, Medalem 10-lecia Polski Ludowej, Odznaką "20 lat w Służbie Narodu".

Jako cywil pracował jednak nadal np. w Zakładzie Transportu i Maszyn Budowlanych w Bydgoszczy. Zmarł w wieku niemal 100 lat i 9 sierpnia 2018 został pochowany na cmentarzu komunalnym w Bydgoszczy.


wtorek, 23 lipca 2024

Leopold Pasternak - karmelita i oficer MO

 

Leopold Pasternak urodził się 26 lipca 1911 roku w Morawskiej Ostrawie, ponieważ tam pracował jego ojciec Władysław, pochodzący z Polanki koło Myślenic. Z kolei matką Leopolda była Maria z domu Książek, urodzona w Ponikwi. Gdy Leopold miał pół roku jego rodzice przeprowadzili się do Choczni, gdzie zakupili dom i dwuhektarowe gospodarstwo. Oprócz Leopolda mieli wtedy dwójkę dzieci – córkę Stefanię i syna Teofila. Kolejna dwójka: Zofia i Józef przyszła na świat w Choczni, już po I wojnie światowej. 

Leopold ukończył 7-klasową szkołę powszechną w Choczni i rozpoczął w Wadowicach naukę zawodu piekarza.  Pracował jednocześnie u ojców karmelitów bosych i po pewnym  czasie wstąpił do ich wspólnoty zakonnej. Przed uzyskaniem święceń kapłańskich zrezygnował jednak z życia w klasztorze, co zostało źle przyjęte przez jego rodzinę i w 1936 roku podjął służbę wojskową w 77. Pułku Piechoty w Lidzie (obecnie na Białorusi). Do wybuchu II wojny światowej dosłużył się stopnia kaprala. 

W czasie kampanii wrześniowej 1939 roku został najpierw pod Łomżą ranny odłamkiem w lewą nogę,  a następnie wzięty do niewoli przez Niemców i osadzony w stalagu w Stargardzie. Tam przebywał do 1942 roku, po czym skierowano go na przymusowe roboty w okolicach Szczecina. 

W marcu 1945 roku po wkroczeniu na tamte tereny Armii Czerwonej wyjechał do Zwierzyna koło Strzelec Krajeńskich i wstąpił do Milicji Obywatelskiej. W ankiecie personalnej zataił pobyt w zakonie karmelitów. Był komendantem posterunku w Zwierzynie i intendentem w Komendzie Powiatowej MO. Jeszcze w tym samym 1945 roku (20 sierpnia) poślubił pochodząca z Olkusza Jadwigę Agatę Głąb, z którą miał troje dzieci. W 1947 roku awansował na stopień sierżanta i został przeniesiony do Komendy Powiatowej MO we Wrześni na stanowisko referenta gospodarczego. Był ceniony przez przełożonych, którzy uważali, że „jest człowiekiem bystrym o wysokim wyrobieniu umysłowym, inicjatywnym i chętnym do pracy”. Dlatego też ujawnienie w tym czasie jego przedwojennych związków z karmelitami specjalnie mu nie zaszkodziło. 

Po trzech latach spędzonych we Wrześni został odkomenderowany do Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Turku. W 1951 roku w tamtejszym liceum uzyskał średnie wykształcenie. W dalszym ciągu jego służbę doceniano, z jedynym zastrzeżeniem, że w pierwszej kolejności załatwiał sprawy dotyczące funkcjonariuszy MO, przez co służący w UB czuli się przez niego nieco dyskryminowani.

W latach 1954-55 Leopold Pasternak służył w PUBP w Trzciance, a od 1955 roku w KP MO w Krotoszynie jako oficer dyżurny. W 1956 roku został awansowany na stopień podporucznika. W 1964 roku przeszedł na emeryturę z powodów zdrowotnych – stwierdzonej niezdolności do służby. Należał do PZPR i ZboWiD, był odznaczony Medalem 10-lecia Polski Ludowej i Odznaką „10 Lat w Służbie Narodu”. 

Zmarł w 1988 roku, spoczywa na Cmentarzu Kuźniczka w Kędzierzynie-Koźlu.

czwartek, 29 czerwca 2023

Virtuti Militari dla Karola Nowaka

 


Karol Ignacy Nowak (link) nie był rodowitym chocznianinem. Przyszedł na świat w 1889 roku w Lachowicach, gdzie jego ojciec Józef pracował jako nauczyciel. Gdy Józef Nowak w 1899 roku objął posadę nauczyciela w Choczni, przeprowadził się z całą rodziną do domu nad Choczenką tuż przy granicy z Wadowicami. Jego syn Karol mieszkał w Choczni przez 11 lat, aż do podjęcia studiów na Politechnice Lwowskiej.

Po wybuchu I wojny światowej Karol Nowak zgłosił się w krakowskich Oleandrach pod rozkazy Komendanta Piłsudskiego. Jako jeden z nielicznych absolwentów kursu artylerii przy Związku Strzeleckim we Lwowie został dowódcą pierwszej baterii w 1 Pułku Artylerii Legionów Polskich w stopniu porucznika.

5 lipca 1916 roku w czasie bitwy o Polską Górę i Kostiuchnówkę na Wołyniu nad rzeką Styr zajął ze swoim plutonem wysunięte stanowisko, by jako jedyny oddział artyleryjski osłaniać odwrót wojsk legionowych. Nie zważając na straty w ludziach i koniach oraz gwałtowne ostrzeliwanie przez nieprzyjaciela wytrwał na zajętej placówce przez cały dzień, umożliwiając odwrót atakowanych z dwóch stron legionistów. Wycofał się dopiero wtedy, gdy znalazł się w strefie ostrzału rosyjskich karabinów maszynowych. Za wykazanie się wyjątkową dzielnością i odwagą został później (w 1922 roku) odznaczony  Srebrnym Krzyżem V klasy Orderu Virtuti Militari, najwyższym polskim odznaczeniem wojennym.

Natomiast rok po bitwie o Kostiuchnówkę Karol Nowak jako poddany austriacki znalazł się w 12 Pułku Artylerii Ciężkiej armii austro-węgierskiej w stopniu jednorocznego ogniomistrza.

Ciąg dalszy jego życiorysu można przeczytać we wcześniejszej notatce (link),

czwartek, 8 grudnia 2022

Znani potomkowie chocznian- pułkownik Władysław Jończy

 

Władysław Jończy
fotografia z książki
"100 lat weterynarii w Puławach"

W połowie lat 60. XIX z Wieprza do Choczni przeprowadził się Józef Jończy wraz z rodziną. Zamieszkali w górnej części wsi, gdzie Józef zajmował się młynarstwem i uprawą roli. Pierwsze dziecko Jończych, które urodziło się już w nowym miejscu, otrzymało po ojcu imię Józef. Tak wynika z metryki chrztu sporządzonej w marcu 1867 roku. Rodzice nie skąpili pieniędzy w celu wykształcenia młodego Józka i posłali go do wadowickiego gimnazjum. Później kontynuował on edukację w krakowskim seminarium nauczycielskim. W 1888 roku Józef Jończy jr wykazywany jest jako nauczyciel zastępczy w Izdebniku, a w 1891 roku jako samodzielny nauczyciel w Brennej koło Skoczowa. Tam po urodzeniu martwych bliźniąt zmarła jego żona  Adelajda. W 1894 roku Józef Jończy poślubił Anielę z domu Prymas, która dwa lata później także powiła bliźnięta: Władysława Kazimierza i Adama. Natomiast w 1897 roku urodził się im kolejny syn, któremu nadali tym razem imiona Kazimierz i Władysław. Taki dobór imienia – czyli odwrotny zestaw niż w przypadku jednego z wcześniejszych bliźniąt, miał swoje dalsze konsekwencje. Nie wiadomo mianowicie, właściwie którym z synów Józefa i Anieli Jończych był przyszły pułkownik, występujący w oficjalnych dokumentach jako Władysław Jończy. Czy Władysławem Kazimierzem, jednym z bliźniąt urodzonym w Skoczowie w 1896 roku, czy też Kazimierzem Władysławem, który przyszedł na świat rok później w Brennej. Za pierwszą wersją przemawia zgodność imienia oraz dopisek w metryce chrztu Władysława Kazimierza z datą zgonu (1966), pokrywającą się ze znaną datą śmierci pułkownika Władysława. Za drugą zaś data i miejsce urodzenia (1897), takie same, jak podawane w różnych źródłach dotyczących bohatera tej notatki i adnotacja o zawartym małżeństwie z kobietą, która była faktyczną żoną pułkownika Władysława Jończego. Prawdopodobnie prawdziwa jest druga z tych możliwości i płk Władysław Jończy był w rzeczywistości Kazimierzem Władysławem Jończym,  żyjącym w latach 1897-1966 i używającym swojego drugiego imienia.

Jego dalsze losy nie są już tak zagmatwane. Od 1903 roku wychowaniem Władysława i jego rodzeństwa zajmowała się tylko matka, ponieważ ojciec Józef Jończy zmarł w wieku zaledwie 36 lat. Od 1909 roku Władysław uczęszczał do Cesarsko- Królewskiego Albrecht Gymnasium w Cieszynie. W czasie I wojny  światowej służył w cieszyńskim 100 pułku piechoty, najpierw jako podchorąży, a od 1917 roku w stopniu podporucznika. W listopadzie 1918 roku został wcielony do Wojska Polskiego, a w 1919 roku zweryfikowano go w stopniu porucznika służby stałej. W tym czasie jako członek Tajnej Organizacji Wojskowej brał udział w przygotowaniach do plebiscytu na Śląsku Cieszyńskim, który miał rozstrzygnąć o przynależności tego regionu do Polski lub do Czechosłowacji. Ostatecznie do tego plebiscytu  nie doszło i Śląsk Cieszyński podzielono w 1920 roku między obydwa państwa.

Dalsza kariera wojskowa Władysława Jończego związana była ze służbami weterynaryjnymi. Służąc w Okręgowym Szpitalu Koni nr III w Grodnie, studiował jednocześnie weterynarię. Dyplom lekarza tej specjalności uzyskał w 1924 roku na Uniwersytecie Lwowskim. Awansował kolejno na kapitana (w 1928 roku) i majora (w 1937 roku). Był lekarzem weterynarii w Zapasie Młodych Koni w Górze Kalwarii, a następnie kierownikiem laboratorium hipologicznego w Centrum Wyszkolenia i Badań Laboratoryjnych w Warszawie.

Brał udział w wojnie obronnej 1939 roku jako szef służby weterynaryjnej w Samodzielnej Grupie Operacyjnej „Polesie”, dowodzonej przez generała Franciszka Kleeberga. Po kapitulacji SGO „Polesie” trafił do niewoli niemieckiej i był aż do 1945 roku więziony w Oflagu VII A w Murnau w Bawarii.

Zaraz po wyzwoleniu powrócił do Polski i do służby w Centrum Wyszkolenia i Badań Weterynaryjnych Odrodzonego Wojska Polskiego. W 1946 roku już jako podpułkownik został odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi. W latach 1947-60 był komendantem Centrum Wyszkolenia i Badań Weterynaryjnych w Puławach, przekształconego potem w Ośrodek Diagnostyki i Zwalczania Zagrożeń Biologicznych Wojskowego Instytutu Higieny i Epidemiologii. Służbę zakończył w stopniu pułkownika.

W księdze pamiątkowej „100 lat weterynarii w Puławach 1862-1962” pod redakcją Konrada Mellaka podkreślono jego zasługi nie tylko dla Centrum, ale i dla miasta Puławy:

Całkowicie oddany zawodowi, służbie wojskowej i Centrum, wybitnie przyczynił się do jego rozwoju i utrzymania na wysokim poziomie. Nie poprzestając na mocno absorbującej go pracy służbowej, brał aktywny udział w życiu społecznym i kulturalnym miasta, za co w uznaniu swoich zasług został odznaczony honorową odznaką Puław.”

Centrum kierowane przez Jończego między innymi założyło w ramach czynów społecznych instalację wodociągową na dwóch ulicach, udzieliło pomocy w rozbudowie sieci kanalizacyjnej i elektrycznej, brało udział w akcjach przeciwpowodziowych i przeciwpożarowych, organizowało szkolenia dla cywilnych lekarzy weterynarii, a nawet Mistrzostwa Polski w jeździectwie.

Władysław Jończy zmarł 10 listopada 1966 roku. Jego dokonania zostały upamiętnione specjalną tablicą umieszczoną na gmachu placówki w Puławach, którą przez 13 lat kierował. Oprócz Krzyża Zasługi posiadał również Medal Niepodległości.


Puławy 1951
Władysław Jończy stoi jako drugi z lewej strony
Źródło facebook- Puławskie historie

Puławy 1952
Władysław Jończy trzeci z prawej
Źródło facebook- Puławskie historie




czwartek, 19 maja 2022

Znani potomkowie chocznian- Władysław Balon, żołnierz spod Monte Cassino


 

Wczorajsza 78. rocznica zdobycia Monte Cassino przez 2 Korpus Polski pod dowództwem generała Andersa jest dobrą okazją do zaprezentowania sylwetki oraz wspomnień uczestnika tych walk – porucznika Władysława Balona, syna chocznianina Józefa Karola Balona. Nie jest on postacią anonimową choćby dla czytelników „Wadovian”. W 1999 roku w artykule „Drzwi ozwierać ślebodzie” pisał o nim dr Mirosław Wójcik, natomiast w 2004 roku osobiste notatki i listy Balona zebrał i opracował ks. Andrzej Małachowski w książce „Między Wadowicami a Londynem.” Dużą rolę w powstaniu tej książki odegrała Janina Balon, wówczas wdowa po śp. Władysławie. W styczniu tego roku udało mi się skontaktować z mieszkającym w Anglii Ryszardem Balonem, synem Władysława i Janiny, który udostępnił mi liczne fotografie ojca. Okazało się również, że posiadając wspólnych choczeńskich przodków jesteśmy w daleki sposób spokrewnieni.

Opowieść o choczeńskich korzeniach Władysława Balona można rozpocząć od jego pra-pra-pradziadka Błażeja Balona, syna Józefa i Katarzyny, ochrzczonego w Choczni 3 lutego 1743 roku. Ów Błażej, od 1769 roku mąż Reginy Szczur, był dość majętnym rolnikiem i obrotnym kupcem/handlarzem. Cieszył się zaufaniem choczeńskiego proboszcza ks. Jacka Majeranowskiego, który w 1805 roku powierzył mu legat w wysokości 1000 złotych polskich (250 złotych reńskich). Błażej Balon i jego najstarszy syn Józef mieli prawo obracać tą znaczną kwotą i co roku wypłacać z tego tytułu prowizję w wysokości 5%. Władysław Balon- bohater tego artykułu- wywodził się jednak nie od Józefa Balona, syna Błażeja, ale od jego młodszego brata, także noszącego imię Błażej. Błażej młodszy, żyjący w latach 1782-1847, był wraz z żoną Zuzanną z Capów ojcem Marcina Balona (ur. 1815), a ten z kolei z Salomeą z Guzdków doczekał się synów Antoniego i Józefa. Starszy z nich Józef (ur. 1849) otrzymał wykształcenie w krakowskim gimnazjum św. Anny i na Uniwersytecie Jagiellońskim, by po zakończeniu edukacji rozpocząć służbę jako nauczyciel szkół średnich. Jego dobrze zapowiadająca się kariera została przerwana przedwczesną śmiercią w Jaśle. W Choczni pozostał jego młodszy brat Antoni Balon (1857-1926), dziadek Władysława. Antoni był w Choczni postacią dość znaną i wyróżniającą się z ogółu. W 1890 roku brał udział w chłopskiej delegacji na uroczystym złożeniu szczątków Adama Mickiewicza na Wawelu, udzielał się w pracy społecznej w choczeńskiej Kasie Zapomogowo-Pożyczkowej, jako przewodniczący jej Rady Nadzorczej, działał aktywnie w „Sokole”. Z żoną Marianną z domu Widlarz miał troje dzieci: Szymona, Józefa Karola i Annę. Szymon, ułan-legionista w czasie I wojny światowej, zmarł krótko po jej zakończeniu na czerwonkę. Był mężem Anny, córki byłego posła Antoniego Styły, która jako wdowa ponownie wyszła za mąż i wyemigrowała do Urugwaju wraz z jedyną córką Szymona. Anna Balon, siostra Szymona i Józefa Karola, była utalentowaną aktorką choczeńskiego teatru amatorskiego i działaczką „Sokoła”. Wyszła za mąż za Jana Kumorka z Choczni i zamieszkała z nim w Krakowie.

Władysław Balon był synem Józefa Karola, najstarszego z dzieci Antoniego. Jego ojciec po ukończeniu wadowickiego gimnazjum (1907) i studiach w Wyższej Szkole Handlowej w Krakowie oraz na Wydziale Prawa UJ został urzędnikiem skarbowym. Poślubił urodzoną w Wadowicach Helenę Król, która 17 kwietnia 1917 roku urodziła mu syna, ochrzczonego jako Władysław Zbigniew. Po I wojnie światowej Józef Karol Balon pracował w Wadowicach, gdzie jego syn Władysław uczęszczał do szkoły podstawowej, a później do wadowickiego gimnazjum (od 1927 roku). Oprócz nauki Władysława Balon brał aktywny udział w Sodalicji Mariańskiej, harcerstwie, szkolnym kole historycznym i teatralnym. W tym ostatnim poznał młodszego  3 lata Karola Wojtyłę, z którym utrzymywał koleżeńskie kontakty do końca życia. 

Jan Paweł II i Władysław Balon
z archiwum Ryszarda Balona

Po maturze w 1935 roku Władysław Balon rozpoczął studia prawnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim. W tym czasie był też prezesem Koła Akademickiego Wadowiczan. 

Z kolegami- w górnym rzędzie pierwszy z prawej
Z archiwum R. Balona

Gdy w 1939 roku wybuchła II wojna światowa Władysław Balon, student czwartego roku, wziął czynny udział w walkach przeciwko Niemcom. Od 17 września walczył w ochotniczych oddziałach obrony Lwowa jako celowniczy karabinu maszynowego. W październiku powrócił na krótko do Krakowa, by już w listopadzie przedostać się przez Gorlice i Wysową w Beskidzie Niskim na Słowację i dalej na Węgry. Stamtąd udał się do Jugosławii i Włoch, a następnie na roztrzęsionej łajbie, a właściwie ukryty pod jej pokładem, dotarł w grudniu do Francji, do formujących się tam polskich oddziałów zbrojnych. Odbył przeszkolenie w Ośrodku Wyszkolenia Piechoty w Camp de Coëtquidan, a później w Szkole Podchorążych Piechoty i Kawalerii Zmotoryzowanej. Po klęsce Francji ewakuował się na Wyspy Brytyjskie. 26 kwietnia 1940 roku znalazł się w Liverpoolu, a następnie szkolił się w Szkole Podchorążych w St. Andrews w Szkocji. Trafiło tam wielu jego kolegów z Coëtquidan, z kilkoma z nich zamieszkiwał w jednym pokoju, nazywanym „Gentle Club”, ponieważ jego mieszkańcy płacili do wspólnej kasy za używanie słów niecenzuralnych. Zapamiętał z ćwiczeń w Szkocji także czarno-białego psa III plutonu nazywanego Thomson, który stale towarzyszył im przy musztrze, marszach i na strzelnicy. W St. Andrews Balon przebywał do 16 lipca 1941 roku. 24 lipca wyruszył statkiem Priam z Liverpoolu w rejs przez Atlantyk wokół Afryki, tak klucząc, by uniknąć ataku niemieckich łodzi podwodnych, a następnie przez Ocean Indyjski do Adenu i egipskiego Port Suez. Końcowym celem podróży był obecny Irak i Ośrodek Wyszkolenia Broni Pancernej 2 Korpusu Polskiego. Przebywając tak daleko od stron rodzinnych, zapewne nie od razu dowiedział się o śmierci swojego ojca, który zmarł 29 stycznia 1941 roku we własnym mieszkaniu w Krakowie na atak apopleksji. Balon szkoląc się na pancerniaka szybko awansował na plutonowego podchorążego i został instruktorem w VI batalionie czołgów „Dzieci Lwowa”. W lutym 1943 roku wygłaszał przemówienie w imieniu nominowanych podporuczników w Iraku. 1 lipca 1943 roku trafił do Pułku 4. Pancernego „Skorpion”, a w grudniu tego samego roku wjechał do Palestyny, prowadząc pierwszy transport czołgów tego pułku. Z listów opublikowanych w książce „Między Wadowicami a Londynem” wynika, że 4 kwietnia 1944 roku Balon znajdował się na statku płynącym z Port Said w Egipcie do Neapolu we Włoszech, gdzie wkrótce miał wziąć udział w walkach przeciwko Niemcom. 27 kwietnia 1944 roku Pułk „Skorpion” dotarł w rejon Monte Cassino, zmieniając kanadyjski pluton czołgów. Wspomnienia Władysława Balona z tego okresu zostały opublikowane 53 lata temu w „Czwartaku Pancernym”- jednodniówce koła żołnierzy Pułku 4. Pancernego „Skorpion”.  Najbardziej utkwiły mu w pamięci walki o sforsowanie jednego z wąwozów, tak zwanej „Gardzieli”:

O godz. 5.00, dnia 12 V pluton ppor. Białeckiego, „pluton Balkon”, mimo ostrzeżeń wykrwawionych saperów, wyjechał w kierunku na Gardziel Albaneta, aby dać wsparcie naszej piechocie. W uszach mu jeszcze dzwoniło: „Poruczniku Białecki naprzód”.  W Gardzieli piekło, działa jak wściekłe psy warczały ogniem i stalą. „Gdzie nasi?” — tłukły się gorączkowe myśli. Śladami gąsienic poszła brawura i pogarda rzeczy nieistotnych. Nikt z załóg czołgowych nie widział brzasku przez dymy wybuchów, kurz i pot zalewający oczy. Nagle błysk i huk większy niż sto wybuchów. Wiązanki min i trzaskająca amunicja rozpruły stalowe szwy Shermana, a oni jak dwie żywe pochodnie wyskoczyli, waląc się płonącymi ciałami na obcą ziemię. Kapral Józef Nickowski męczył się jeszcze przez 7 długich dni. Spalona skóra wzdęła się jak pancerz na całym ciele. Karmiono go przez rurkę, zmarł w dniu, kiedy szwadron jego wszedł na Albanetę. Ppor. Ludomir Białecki, dowód­ca spalonego czołgu (…) zmarł po godzinie: reszta załogi od razu w czołgu, na posterunku. Kierowca, strzelec przedni i celowniczy: kpr. Edward Ambroży, st. panc. Eugeniusz Bogdajewicz i Bolesław Karczewski. Jeszcze za ciemna przyszli doktorzy pancernych: dr Różycki i dr Bierzyński. Sami ranni, opatrywali pod ogniem, spełniając swoje posłannictwo. Wśród nich, do najbardziej po­trzebujących, naszych czołgistów i tych z oddziałów piechoty i innych, które się tam wtedy znalazły, cicho przemykała się sylwetka ojca Adama Studzińskiego, kapelana pułkowego, Dominikanina, cichego i pokornego a wielkiego serca. Za czołgiem ppor. Białeckiego jechał czołg „Szach” plut. Tadeusza Ostrowskiego. Po wybuchu plut. Ostrowski próbował wyminąć „Sułtana”, ale manewr ten nie udał się. W czasie ruchu „Szach” został obłożony ogniem niemieckiej artylerii. U wylotu Gardzieli pozostał do czasu wy­strzelania całej artylerii, po czym wycofał się. W trakcie odwrotu odłamki raniły plut. Ostrowskiego. Gdy „Sułtan” zaczął się palić, patrol III plutonu z 3 kompanii wycofał się na stanowisko, z którego wyszedł. Po zniszczeniu czołgu ppor. Białec­kiego ogień z niemieckich moździerzy i broni maszynowej ze wzgórz 505, 575, S. Angelo oraz zachodnich stoków 593 zamknął wyjście z Gardzieli. Za plutonem ppor. Białeckiego jechał kpt. Dzięciołowski z resztą 3 szwadronu, jednak ze względu na zbyt duże zadymienie Gardzieli i brak łączności z oddziałami piechoty postanowił wycofać czołgi na podstawę wyjściową. W godzinach popołudniowych zastępca dowódcy 4 Pułku Pancernego, kpt. Władysław Iwanowski, nakazał zgrupować pozostałe czołgi z 2 i 3 szwadronu na podstawie wyjściowej do natarcia. Wycofanie czołgów było utrudnione ze względu na warunki terenowe. O 15.00 dowódca 1 Batalionu otrzymał z dowództwa 1 BSK rozkaz wycofania pod wieczór baonu na podstawę wyjściową. O 18.00 kpt. Iwanowski otrzymał rozkaz gen. Andersa: „Dążyć do wciągnięcia czołgów w rejon podstaw wyjściowych dla usztywnienia obrony”. Działania czołgów w nocy były bardzo utrudnione ze względu na brak możliwości utrzymania stałej łączności pomiędzy Shermanami a piechotą, która nie była przygotowana do wsparcia czołgów w działaniach nocnych. Również mimo ogromnego wysiłku wytyczenie przejścia w polu minowym przez saperów i jego oznaczenie było bardzo trudne.

Można dodać, że czołg, który pierwszy wyleciał na „Gardzieli” w powietrze, zamieniony został na pomnik.

Z kolei moment zawieszenia na ruinach klasztoru biało-czerwonej flagi zapisał się we wspomnieniach Władysława Balona następująco:

 Uśmiechnęło się wtedy wszystko. Z tych poszarpanych murów, z tej powiewającej flagi, pomiędzy niebem a zoraną, wypaloną ziemią, promień padł na wysiłek tylu dni, nocy jasnych od błysków i łun, za te krzyże za nami. To była bitwa o Polskę.

Natomiast generał Lesse, dowódca VIII Armii, tak pisał później w swoim rozkazie do żołnierzy:

W dużym stopniu powodzenie nasze w obecnej bitwie zawdzięczamy 2. Korpusowi Polskiemu, który po tryumfach odniesionych na Monte Cassino, rzucono na odcinek adriatycki [- -] nadeszły dni Waszych wielkich natarć oraz zdobycie Ancony, działanie wykonane w sposób godny podziwu [- -] Po Anconie Korpus Wasz bezustannie parł do przodu, aż do rzeki Metauro [- -] zdobyliście tak cenny dla nas teren po drugiej stronie rzeki Cesano [- -]. Była to najtrudniejsza walka, jaką Korpus Wasz stoczył na odcinku adriatyckim. Dokonania Wasze są tym bardziej godne podkreślenia. Oceniam, że przez Wasze działania jedna brygada Waszych starych wrogów, niemieckiej dywizji spadochronowej została usunięta na dobre i na zawsze z walki. Po tylu dokonaniach żadna inna formacja nie zasługuje bardziej na okres odpoczynku. Przekazuję żołnierzom Polskiego Korpusu moją pochwałę.

W bitwie o rzekę Cesano - Metauro, a następnie w walkach między Metauro i Foglia Polski Korpus, w którego akcji Brygada Pancerna, a specjalnie Pułk 4. Pancerny „Skorpion”, odegrali tak ważną rolę, zadał Niemcom bardzo poważne straty, tak iż nie mieli już sił i czasu na obsadzenie umocnień linii Gotów (Między Wadowicami a Londynem).

Dalszy szlak bojowy Władysława Balona prowadził przez włoskie Apeniny od San Pietro di Bagna, Santa Sofia przez Galetea do Predappio i Dovadola, do dnia 20 listopada 1944 roku. Chodziło o okrążenie niemieckiej obrony od strony gór, aby przejść potem w dolinę Lombardii. Teren był górzysty o bardzo skąpej sieci dróg, poprzecinanych na dodatek głębokimi jarami strumyków i rzek, które gwałtownie przybierały po opadach. Część drogi czołgi były transportowane, pozostały odcinek odbyły na własnych gąsienicach. Był to trudny sprawdzian dla kierowców, gdyż liczyć się musieli z każdym centymetrem drogi. Pewnego dnia ulewny deszcz spowodował, że Shermany nie mogły wyjechać z pola koniczyny i musiały być wyciągane z niego przez ciągnik półgąsienicowy. Czołgi posuwały się dalej, niszcząc wykryte cele wzdłuż drogi, ale nie mogły dać wsparcia piechocie, która idąc grzbietami obchodziła niemieckie stanowiska ogniowe. Walczono o każde wzgórze. Z 25 na 26 października udało się obsadzić rejon Predappio, miejsce urodzenia dyktatora Włoch Benito Mussoliniego. Tam odbyła się uroczysta msza dla żołnierzy, a później spotkanie z generałem Andersem.

Faenza 1945
Gen. Anders dekoruje Virtuti Militari dowódcę Pułku "Skorpion"
Władysław Balon stoi drugi z lewej

W czasie kampanii włoskiej Władysław Balon był trzykrotnie ranny: 02.07.1944 - w akcji pod Monte Fano, 19.08.1944 - w akcji pod S. Constanzo i 19.04.1945 - nad rzeką Gaiana.

Po zakończeniu działań bojowych pozostał wraz ze swoim pułkiem na terenie Włoch w miejscowości Potenza Picena nad Adriatykiem. 25 sierpnia 1945 roku poślubił w kościele św. Andrzeja w Rzymie Janinę Ojak, z którą miał później troje dzieci: Barbarę, Ryszarda i Marię Ewę.

W czerwcu 1946 roku Pułk „Skorpion” został przewieziony transportem kolejowym i morskim do Anglii do obozu Duncombe Park, Helmsley w Yorkshire.

Helmsley 1947
Władysław Balon
z żoną i dzieckiem

11 listopada 1947 roku Władysław Balon, będąc formalnie dowódcą szwadronu czołgów, został zdemobilizowany i zatrudniony jako pracownik cywilny w Polskim Korpusie Przysposobienia i Rozmieszczenia Rodzin w obozach dla rodzin w Ludford i Checkend, a od roku 1956 jako kwatermistrz, pracujący nad organizacją życia polskiego i katolickiego dla uchodźców. W latach 1957-87 był kierownikiem działu w firmie Femina Jewels. Jednocześnie aktywnie udzielał się w życiu londyńskiej Polonii. Pracował między innymi w organizacjach byłych wojskowych, na rzecz parafii w dzielnicy Ealing (np. przy zakupie kościoła) i w Związku Podhalan, któremu przewodniczył (1989-1993). Pod koniec lat 80. Został prezesem Związku Żołnierzy 2. Polskiego Korpusu.

1 stycznia 1964 roku rozkazem podpisanym przez generała Władysława Andersa awansował na stopień kapitana, a 10 listopada 1990 roku na stopień majora. Otrzymał Srebrny Krzyż V klasy Orderu Virtuti Militari (26.02.1945), Krzyż Walecznych (24.11.1944), Krzyż za Kampanię Wrześniową 1939 roku (1985), Krzyż Monte Cassino (20.02.1945), Krzyż Zasługi, czterokrotnie Medal Wojska Polskiego, oraz Gwiazdę za wojnę 1939-45, Africa Star, Italy Star, Defence Medal i War Medal. Spotykał się w Rzymie z papieżem Janem Pawłem II, który odznaczył go medalem „Pro Ecclesia et Pontiffice”.

1991
zaproszenie od Jana Pawła II
z archiwum R. Balona

W 1993 roku uczestniczył w Opolu w przekazaniu tradycji Pułku „Skorpion” 102 Pułkowi Zmechanizowanemu Wojska Polskiego.

Opole 1993, Władysław Balon stoi pierwszy z prawej

Władysław Balon przejawiał także talent literacki, o czym świadczą jego listy i zawarte w nich refleksje, jak również wiersze (niektóre pisane gwarą) i publikacje w emigracyjnym Dzienniku Polskim.

Zmarł 27 września 1996 roku w Londynie. Po jego śmierci rodzina otrzymała z Sekretariatu Stanu Stolicy Apostolskiej telegram następującej treści:

„Jego Świątobliwość Jan Paweł II łączy się duchowo z Rodziną przy trumnie Władysława Balona, swego kolegi z Gimnazjum Wadowickiego. Modli się, aby Miłosierny Bóg przyjął go swojej chwały. Żonie zmarłego i wszystkim uczestnikom pogrzebowych obrzędów Ojciec Święty z serca błogosławi”.

Jan Paweł II i Wł. Balon
fotografia prasowa


czwartek, 15 lipca 2021

Znani potomkowie chocznian- podporucznik Florian Styła

 Florian Styła, bratanek zasłużonego dla Choczni posła i działacza ludowego Antoniego Styły, urodził się w Wadowicach 30 kwietnia 1914 roku. Był najmłodszym dzieckiem Karola Styły i Ludwiki z domu Guzdek, także pochodzącej z Choczni.

Sylwetkę Floriana Styły w ciekawy sposób przybliża jego siostrzeniec Jerzy Bielski (1929-2015) w swoich niepublikowanych wspomnieniach:

Jego odchowaniem a następnie nauką zajmowała się moja mama (chodziła na wywiadówki)1. Po maturze2 dostał się na wojskowy obóz kwalifikacyjny, którego jednak nie zaliczył. Tymczasem – bezpośrednio przed rozjechaniem się do domów, decyzją dowódcy obozu, został mu przekazany „plecak wyposażeniowy” przez jednego z uczestników obozu, co oznaczało, że został skierowany do podchorążówki piechoty w Ostrowii Mazowieckiej, którą ukończył w 1937 r. Staraniem mojego ojca został „zapotrzebowany” przez Krakowski Okręg Wojskowy i przydzielony do 12-go p.p. – III-go batalion (zapewne miało być batalionu) w Krakowie. „Wyświęcenia” go na oficera dokonał dowódca K.O W – generał Mond, a mama była na promocji3. W Krakowie zamieszkał u nas na Mazowieckiej i na Warszawskiej. Brał udział w obronie Lwowa4 i zastrzelił Niemca, który przeskoczywszy przez mur, chciał rzucić granat w bramę domu, gdzie oni byli ukryci. Po przejęciu Lwowa Rosjanie zarządzili „odprawę” dla polskich oficerów na dziedzińcu budynku Lwowskiego Okręgu Wojskowego. Po zorientowaniu się, że są otaczani przez wojsko i tankietki rosyjskie, uciekł wraz z kilkoma kolegami, przeskoczywszy przez mur. Tak uniknął „wylądowania” w Katyniu. Przybył do Kulparkowa, skąd powrócił wraz z nami do Krakowa. Początkowo pracował w kamieniołomie w Miękini koło Trzebini i mieszkał u majstra z kamieniołomu. Następnie pracował w niemieckim przedsiębiorstwie rolno- spożywczym w Krakowie (znał język niemiecki z gimnazjum). Działał w konspiracji, o czym wiem niewiele, czasem tylko przenosiłem teczki z „prowiantem” (broń). W ramach czyszczenia zaplecza przed wojną z Rosją (był zarejestrowany na policji jako były oficer polski) został zabrany przez gestapo 16 IV 19425. Przez tydzień był na Montelupich, a następnie został przewieziony do obozu w Oświęcimiu6. Zginął rozstrzelany 27. V 42 (jak się dowiedzieliśmy z otrzymanego z początkiem czerwca zawiadomienia) w ramach dziesiątkowania więźniów za ucieczkę kilku z nich z obozu. O przyczynie śmierci dowiedzieliśmy się – po wojnie – od dr. Józefa Putka, męża kuzynki mamy, Elżbiety ze Styłów z Choczni, który jako więzień pracował w administracji obozu i podobno starał się umieścić wujka Florka w kuchni obozowej, ale nie zdążył tego załatwić. W sprawie aresztowania wujka interweniował na gestapo nasz sublokator Niemiec Genztman, co skończyło się opieprzeniem go (jako obrońcę wrogów Rzeszy) i nakazem wyrzucenia nas z mieszkania, albo wyprowadzenia się przez nich.

1- chodzi o Marię Bielską z domu Styła (1901-1992), starszą siostrę Floriana

2- Florian Styła zdał egzamin maturalny w 1935 roku

3- 1 października 1938 roku

4- we wrześniu 1939 roku był dowódcą plutonu w III batalionie 12 pułku piechoty

5- uzupełnienie ze strony Jana Bielskiego, syna Jerzego: Babcia mówiła, że o przygotowywanej niemieckiej akcji było głośno na mieście i znajomi ostrzegali Florka, sugerując żeby się ukrył. Miał odpowiedzieć, że po niego pierwszego nie przyjdą i jak aresztowania się zaczną, to ucieknie. Wygląda jednak na to, że Niemcy zrobili całą akcję w jedną noc. Tata tu nie pisze, ale pamiętam, że mówił jak gestapowiec świecił mu latarką w oczy, gdy kazał się Florkowi ubierać – spali w jednym łóżku.

6- w KL Auschwitz otrzymał numer 32570

Fotografia z Archiwum Muzeum Auschwitz

Florian Styła (pierwszy z lewej) w przedstawieniu "Ułani Księcia Józefa",
w którym występował razem z Karolem Wojtyłą
Wadowice 1935
Fotografia ze strony https://wadowice1920.gosc.pl


Patent oficerski Floriana Styły

Wspomnienia swojego ojca Jerzego Bielskiego oraz fotografie: Floriana Styły i jego patentu oficerskiego udostępnił Jan Bielski, profesor Politechniki Krakowskiej.

poniedziałek, 22 marca 2021

Chocznianin w bitwie pod Kockiem w 1939 roku

Bitwa pod Kockiem w dniach od 2 do 6 października 1939 roku to ostatnie starcie kampanii wrześniowej, w którym przeciw niemieckim agresorom walczyły regularne oddziały Wojska Polskiego.

Jej uczestnikiem był urodzony w Choczni w 1911 roku Stanisław Lipowski, syn Jana i Agnieszki z domu Widlarz. Lipowski był inżynierem leśnikiem, absolwentem gimnazjum w Rawiczu i Uniwersytetu Poznańskiego. 31 sierpnia 1939 roku jako podporucznik rezerwy 55 pułku piechoty zgłosił się do wojskowego punktu mobilizacyjnego w Lesznie i został skierowany do ośrodka zapasowego 14 Dywizji Piechoty w Kutnie, gdzie dotarł pociągiem już po wybuchu wojny. Ośrodek rezerwowy 55 pułku piechoty stacjonował w majątku Sójki odległym o kilka kilometrów od Kutna. Liczył 52 oficerów, 10 podchorążych rezerwy, 185 podoficerów i 1397 szeregowców. Z miejsca postoju Lipowski miał możliwości obserwowania bombardowania Kutna przez niemieckie samoloty. Jedna z bomb trafiła w pełen uchodźców budynek dworca kolejowego. Bezsilny batalion rezerwowy 55 pp musiał czekać bezczynnie na dozbrojenie i wysłanie do walczących oddziałów. 5 września wieczorem nastąpił wymarsz nieuzbrojonych rezerwistów w kierunku Warszawy. W ciągu nocy przebyli około 40 kilometrów, mijając płonące zabudowania. Po odpoczynku w ciągu dnia kolejnej nocy posunęli się znów o 40 km, a w ciągu następnej o około 60. Do Warszawy było już niedaleko, ale równocześnie z nimi pojawiły się tam niemieckie czołgi, które rozpoczęły ostrzał w kierunku miasta. Batalion rezerwowy wraz z Lipowskim rozproszył się z zamiarem zgromadzenia się w okolicach Garwolina. Po dotarciu na miejsce skierowano ich w stronę Mińska Mazowieckiego. W rejonie Łukowa dołączyła do nich spora grupa już uzbrojonych rezerwistów. Dalsza ich wojenna trasa przebiegała przez rzekę Bug, którą sforsowali pod Włodawą. 17 września Lipowski był już w Kowlu na Wołyniu. Tam część żołnierzy i oficerów batalionu rezerwowego postanowiła udać się w kierunku granicy rumuńskiej, by dołączyć do wojsk walczących we Francji. Lipowski i pozostali pobrali uzbrojenie, wyposażenie i żywność z magazynów w Kowlu. Okazało się, że we wsi Maciejów, 18 kilometrów od Kowla znajduje się inna duża grupa rezerwistów 55 pułku piechoty. Połączone grupy utworzyły Kompanię „Rawicz” pod dowództwem porucznika Antoniego Macioła, wchodzącą w skład batalionu dowodzonego przez majora artylerii Ojrzanowskiego. Podporucznik Stanisław Lipowski został dowódcą 1 plutonu Kompanii „Rawicz”. Celem tej formacji było dołączenie do większej jednostki wojskowej i wejście do akcji bojowej przeciwko Niemcom. Spod Kowla rozpoczął się wymarsz na zachód. Przez nienaruszony most w Chełmie pokonali rzekę Bug i kierowali się na Lublin. Do pierwszego starcia z Niemcami doszło koło wsi Sobianowice. Kompania „Rawicz” otrzymała zadanie zajęcia stanowisk na południe od wsi, by odciąć Niemców od Lublina. Na komendę por. Macioła oddział rozsypał się w tyralierę i rzucił się biegiem w kierunku skraju zabudowań Sobianowic, po czym sforsował rzekę Bystrzycę i oczekiwał na Niemców, wycofujących się z północnej części wsi. Pluton Lipowskiego zajmował pozycje z prawej strony drogi. Zbliżający się Niemcy nie spodziewali się, że czeka na nich 250 dobrze uzbrojonych polskich żołnierzy, którzy otworzyli ogień do znajdujących się na przedzie niemieckich motocykli i samochodu ciężarowego z piechotą. Kierowca niemieckiej ciężarówki został zabity, a  pojazd uderzył w przydrożną skarpę, blokując dojazd. Doszło do walki wręcz na bagnety i ścigania Niemców wśród zabudowań wioski. Walki stanowiące chrzest bojowy Kompanii „Rawicz” i podporucznika Lipowskiego szybko się zakończyły. Polskie straty okazały się nieznaczne, w przeciwieństwie do niemieckich. Po walce żołnierze mieli okazję wysuszyć przemoczone przy forsowaniu Bystrzycy rzeczy i po raz pierwszy od dłuższego czasu wyspać się w normalnych łóżkach, u bardzo życzliwych mieszkańców Sobianowic. Odpoczynek był krótki- już przed świtem kompania „Rawicz” została poderwana na nogi i wyruszyła w kierunku Lublina. Po dotarciu na przedmieścia cały batalion podjął próbę odbicia Lublina z rąk niemieckich. Niestety natarcie prowadzone z północnego wschodu przez zupełnie odkryty teren załamało się pod naporem ostrzału artyleryjskiego. Polscy żołnierze musieli wycofywać się w kierunku odległych o 3-4 km lasów, ponosząc duże, bo prawie 50% straty. Pod osłoną drzew liczni ranni zostali opatrzeni i wszyscy żołnierze otrzymali prowiant. Pluton podporucznika Lipowskiego wyposażony w 3 ręczne karabiny maszynowe poszedł na ubezpieczenie, zajmując szeroko stanowiska wśród zarośli 200 m od skraju lasu. Po godzinie pod las podjechały ciężarówki, z których wysiedli niemieccy piechurzy, zachowujący się dość głośno i swobodnie, ponieważ nie spodziewali się tu Polaków. Podporucznik Lipowski nakazał swoim żołnierzom, by się nie ujawniali, aż Niemcy podejdą bliżej. Komenda - Ognia ! -  padła, gdy Niemcy zbliżyli się na około 10 kroków do polskich żołnierzy. Początkowo byli bardzo zaskoczeni, ale ponieważ dysponowali znacznie większymi siłami, to stopniowo zaczęli przejmować inicjatywę w tym starciu, otwierając silny ogień. Polakom udało się jednak oderwać od sił niemieckich, zabierając ze sobą rannych. Posuwali się w kierunku północnym, a po przejściu kilkunastu kilometrów zatrzymali się na nocleg w niewielkiej wsi nad Wieprzem. Z pozostałych żołnierzy utworzono dwa plutony, dowództwo pierwszego objął Lipowski, a  drugiego podporucznik Józef Hubert. Ciężej ranni musieli pozostać na miejscu a pozostali posuwali się marszem wzdłuż rzeki Wieprz. Ostatecznie 1 października dotarli w rejon Kocka, gdzie zostali włączeni do Batalionu „Wilk” w ramach Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie”, dowodzonej przez generała Franciszka Kleeberga. Następnego dnia rozpoczęło się natarcie zmotoryzowanych oddziałów niemieckich z XIV Korpusu pod dowództwem generała Gustava von Wietersheima. Batalion „Wilk” z Kompanią „Rawicz” wycofały się z Kocka i zajęły pozycje w pobliskich lasach. Niemcy uderzali na Kock kilka razy, ale żołnierze polscy stawiali zaciekły opór. Lipowski z żołnierzami został ostrzelany przez artylerię, pociski niemieckie zniszczyły ich kuchnię polową i tabory. Po przenocowaniu w lesie Batalion „Wilk” został 3 października przesunięty w rejon wsi Serokomla z zadaniem jej utrzymania. Lipowski i jego pluton zajął stanowisko przy wysadzanej topolami drodze, prowadzącej w stronę starego lasu, zajętego przez nieprzyjaciela. Byli ostrzeliwani przez artylerię i granatniki, ale na szczęście niecelnie. Polska artyleria odpowiadała rzadko z uwagi na brak amunicji. Podporucznikowi Hubertowi udało się odzyskać z rozbitego niemieckiego pojazdu granatnik, dwie skrzynie amunicji i mapy wojskowe okolicy. Wieczorem przyszedł rozkaz, że kompania Rawicz ma przesunąć się na zachód w rejon wsi Czarna i Konorzatka. Tam zastał ich świt 4 października. Tego dnia trafili znów pod silny niemiecki ostrzał artyleryjski i Batalion „Wilk” poszedł w rozsypkę. Z Kompanii „Rawicz” pozostało 50 ludzi z trzema ręcznymi karabinami maszynowymi, którzy schronili się w małej osadzie Grabina w Lasach Gułowskich, położonej na niewielkim wzniesieniu. Porucznik Macioł przydzielił Lipowskiemu 20 ludzi i jeden rkm i rozkazał im zająć stanowiska między zabudowaniami osady i na prawo od nich. W okolicznych lasach ciągle było słychać strzały, ale w Grabinie było spokojnie, mieszkańcy poczęstowali żołnierzy kwaśnym mlekiem i ziemniakami. Po południu pod Grabinę podeszły wojska niemieckie i rozpoczęły ostrzał polskich pozycji. Rkm oddziału Lipowskiego silnie odpowiadał ogniem, a z pobliskiego wzniesienia wspierał go rkm oddziału dowodzonego przez ppor. Huberta. Pierwsze niemieckie natarcie rozpoznawcze zostało odparte. Wkrótce jednak rozpoczęła się kanonada artyleryjska, skierowana głównie na zabudowania Grabiny, gdzie bronił się Lipowski ze swoimi żołnierzami. Chaty osady zaczęły płonąć. Porucznik Macioł wydał gestem rozkaz wycofania się. Właśnie wtedy według relacji ppor. Huberta Lipowski miał wychylić się zza płonącej chaty, a tuż obok niego wybuchł nieprzyjacielski pocisk, wznosząc w górę pióropusz ziemi i kamieni. Postać Lipowskiego zwiotczała, runęła na ziemię i już się nie podniosła. Po tym ostrzał zelżał i resztki Kompanii „Rawicz” wycofały się do dworu w Gułowie. Zdaniem Huberta Lipowski wraz z ponad 10 poległymi żołnierzami został pochowany w Grabinie. Po wojnie zabitych w Grabinie ekshumowano i złożono ich szczątki na cmentarzu w Woli Gułowskiej. Tymczasem według „Księgi pochowanych żołnierzy polskich poległych w II wojnie światowej” podporucznik Stanisław Lipowski spoczywa w kwaterze wojskowej na cmentarzu w Kozienicach, położonych około 40 km od Grabiny, a jego datę śmierci określono na 15 października 1939 roku, czyli o dziesięć dni później, niż wynika to ze wspomnień Józefa Huberta.

Drugim znanym chocznianinem, który uczestniczył w bitwie pod Kockiem, był Józef Kręcioch (1915-2002), który został tam ranny w prawą łopatkę.