Tym razem jego dalsze losy - praca przymusowa i uwięzienie w obozie Dachau.
Część II
Po przezimowaniu w Choczni 29
kwietnia 1940 roku Józef Widlarz został wysłany przez Arbeitsamt (Urząd Pracy)
do pracy przymusowej na terenie Niemiec. Skierowano go do fabryki celulozy w
Ober Leschen - dzisiaj Leszno Górne w gminie Szprotawa w województwie lubuskim.
Przeszedł przez wszystkie
robotnicze stanowiska pracy, poczynając od rozładunku wagonów z drewnem. Pewnego
dnia w czasie pracy doszło do nieszczęśliwego w skutkach zdarzenia, gdy
pochodzący z Wadowic robotnik przymusowy uderzył niemieckiego majstra. Niemcy
umieścili go w ziemnej piwnicy w Nieder Leschen, bez dostępu do światła,
jedzenia i picia. Wtedy na pomoc pośpieszyli mu Józef Widlarz i Władysław
Rokowski z Choczni, za co Widlarz sam wylądował w tejże piwnicy, po wywiezieniu
poprzedniego aresztanta. Przeżył ten areszt tylko dzięki nieznanej mu kobiecie,
która ukradkiem zaopatrywała go w żywność, spuszczając ją na sznurze do
piwnicy. Po około trzech miesiącach pracy w Ober Leschen uciekł i powrócił w
rejon Choczni. Niestety został złapany i ponownie przymusowo odstawiony do
poprzedniego miejsca pracy. Ogółem z Ober Leschen uciekał trzy razy, z powodu
głodu i ciężkich warunków pracy. W czasie ucieczek przechodził różne koleje
losu: ukrywał się u kuzynki w Bulowicach, pracował w cegielni w Tomicach i przy
robotach drogowych w Sudetenland – części przedwojennej Czechosłowacji,
zamieszkałej głównie przez Niemców. Właśnie z okresu pracy w Lautsch (dzisiaj
Loucky- część miasta Odry w Czechach) pochodzi zamieszczona poniżej
fotografia, datowana na 1942 rok.
Od lewej- Edward Warmuz z Choczni, Józef Widlarz, Zbigniew Pikoń, Henryk Fiałkowski. |
Z resztą pracowników mieszkał w
barakach w Sternfeld. Pan Widlarz wspomina, że miał tam dziewczynę – Zosię,
pochodzącą spod Bochni. Pewnej niedzieli odwiedził z nią kino, w którym
wyświetlano propagandowy film niemiecki, w bardzo niekorzystnym świetle
przedstawiający Polaków. Film wywarł duże wrażenie na niemieckiej w większości
publiczności, tak że Widlarz z dziewczyną bali się po seansie odezwać się do
siebie po polsku, aby nie sprowokować gwałtownych reakcji.
W czasie pracy w Lautsch został
tymczasowo aresztowany i przewieziony do więzienia w Gliwicach, z którego
jednak szybko go zwolniono.
Ciągłe ucieczki Józefa Widlarza z
przymusowej pracy nie uszły uwadze policji niemieckiej w Wadowicach. O tym
zainteresowaniu jego osobą pan Józef został poinformowany i ostrzeżony przez
swojego stryja- Aleksandra Widlarza, który z racji dobrej znajomości języka
niemieckiego był wykorzystywany przez niemiecką policję jako tłumacz.
Dzięki pochodzącemu z Choczni
Antoniemu Habinie udało mu się zniknąć z oczu policji i wyjechać do Austrii.
Antoni Habina był zatrudniony wówczas w charakterze urzędnika w firmie Moskopp
Baugesellschaft w Spittal an der Drau i organizował zaproszenia do pracy,
często na „lewych papierach”, dla osób z rejonu Wadowic zagrożonych
aresztowaniem lub innymi sankcjami okupacyjnych władz niemieckich. Praca w
firmie MOSKOPP dawał im bezpieczne schronienie i zapewniała znośne warunki
bytowe.
Józef Widlarz rozpoczął nową
pracę od trzeciego września 1942 roku, w miejscowości Loifarn, gdzie firma MOSKOPP
prowadziła prace kolejowe, przesuwając się stopniowo w górę doliny Gastein w
kraju związkowym Salzburg, aż do tunelu granicznego z Karyntią w październiku
1943 roku.
Na kolejnym zdjęciu z 1 maja 1943
roku grupa robotników firmy MOSKOPP uwieczniona została podczas obchodów Święta
Pracy w Dorfgastein, które było dniem wolnym.
Dostali wtedy lepsze jedzenie, a
nawet piwo. Wśród pracujących z nim robotników pan Józef zapamiętał około 30
osób pochodzących z okolicy Wadowic, w tym wielu chocznian. To między innymi:
Edward Warmuz, Władysław Bednarz, Jan Nowak, Jan Dąbrowski, Franciszek
Mrzygłód, Antoni Hereda, Ferdynand Studnicki, Józef Wenda, Adam Widlarz,
Ferdynand Magiera, Władysław Bywalec, Ignacy Baran, Wilhelm Fiałkowski,
Stanisław Gawliński, Stanisław Gazda, Franciszek Gancarz, Władysłąw Konik,
Antoni Kolasa, Roman Foltin i Jan Rus z Żywca z żoną i córką.
Jak wspomina pan Józef przejazd
przez długi graniczny tunel między Salzburgiem a Karyntią miał pewną dodatkową
zaletę- korzystając z ciemności w wagonie mógł z kolegami obściskiwać bezkarnie
miejscowe dziewczyny. Z jedną z poznanych Austriaczek, kucharką o imieniu
Hermina zawarł bliższą znajomość, zaczął pracę u stolarza Johana Schmidingera w
Dorfgastein i wydawało się, że jego sytuacja jest stabilna. Niestety ktoś
doniósł o jego związku z Herminą, który w świetle obowiązujących w III rzeszy
ustaw rasowych był ciężkim przestępstwem, tak zwanym Rassenschande (zhańbieniem
rasy). Dodatkowo podpadł jeszcze wcześniejszymi ucieczkami z miejsca
przymusowej pracy w Ober Leschen. 11 sierpnia 1944 roku został zamknięty w
areszcie tymczasowym w Dorfgastein, a dzień później przewieziony do więzienia w
Salzburgu. Więźniów kierowano do prac remontowo-budowlanych (biura, szpital),
nie dostarczając im dostatecznej ilości jedzenia. Sytuację pana Józefa w tym
względzie poprawiały paczki żywnościowe od austriackiego stolarza, jego
pracodawcy. Gorsza niż w samym Salzburgu była praca w kamieniołomach w Hallein,
przy budowie bunkrów i wykopywaniu bomb.
W czasie pobytu w Salzburgu Józef
Widlarz przypadkowo zauważył w gronie więźniarek swoją Herminę. Skierował
oficjalną prośbę o możliwość widzenia i o dziwo gestapo zezwoliło na ich
dziesięciominutowy kontakt. Wtedy dowiedział się, że Hermina urodziła mu syna,
który dostał na imię Manfred, ale po aresztowaniu musiała zostawić go u
zaufanej kobiety.
W styczniu 1945 roku Józef
Widlarz dowiedział się o przeniesieniu do obozu koncentracyjnego w Dachau. 23
stycznia po pożegnaniu z Herminą został spięty łańcuchami z grupą innych
więźniów i popędzony w kierunku stacji kolejowej, mimo trwającego alianckiego
nalotu bombowego.
W Dachau otrzymał numer obozowy 138482, status więźnia politycznego, obozowe
pasiaki i drewniaki na nogi. Skierowano go na blok 17. Więźniowie obozu byli
wyprowadzani i wywożeni pod eskortą do prac porządkowych i budowlanych w
Monachium. Józef Widlarz zapamiętał z tego okresu przede wszystkim głód, zimno,
bicie, morderstwa na więźniach, poniżanie, ciężką pracę i ciągły strach oraz
kilka nazwisk współwięźniów: Andrzej Łęski z Krakowa, Stefan Żurek z Katowic,
Stanisław Wójcik z Wadowic i Józef Kita.
Po czterech miesiącach udręki w
niedzielę 29 kwietnia 1945 roku nadeszło wyzwolenie obozu, którego dokonały
wojska amerykańskie. Doszło do licznych samosądów na członkach załogi obozu i
masowych egzekucji „esesmanów”, w sumie zginęło około 560 Niemców (wikipedia).
Józef Widlarz podkreśla, że
przeżył dzięki kilku czynnikom:
- był młody,
- znał język niemiecki,
- posiadał przydatne umiejętności
zawodowe (jako stolarz i cieśla),
- miał dużo szczęścia,
- trafiał nie tylko na złych
Niemców/Austriaków, ale też życzliwych, którzy mu pomagali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz