piątek, 26 lutego 2016

Wspomnienia wojenne Józefa Widlarza - część II

Pierwsza część wspomnień wojennych Józefa Widlarza dotyczyła września 1939 roku (LINK).
Tym razem jego dalsze losy - praca przymusowa i uwięzienie w obozie Dachau.

Część II
Po przezimowaniu w Choczni 29 kwietnia 1940 roku Józef Widlarz został wysłany przez Arbeitsamt (Urząd Pracy) do pracy przymusowej na terenie Niemiec. Skierowano go do fabryki celulozy w Ober Leschen - dzisiaj Leszno Górne w gminie Szprotawa w województwie lubuskim.
Przeszedł przez wszystkie robotnicze stanowiska pracy, poczynając od rozładunku wagonów z drewnem. Pewnego dnia w czasie pracy doszło do nieszczęśliwego w skutkach zdarzenia, gdy pochodzący z Wadowic robotnik przymusowy uderzył niemieckiego majstra. Niemcy umieścili go w ziemnej piwnicy w Nieder Leschen, bez dostępu do światła, jedzenia i picia. Wtedy na pomoc pośpieszyli mu Józef Widlarz i Władysław Rokowski z Choczni, za co Widlarz sam wylądował w tejże piwnicy, po wywiezieniu poprzedniego aresztanta. Przeżył ten areszt tylko dzięki nieznanej mu kobiecie, która ukradkiem zaopatrywała go w żywność, spuszczając ją na sznurze do piwnicy. Po około trzech miesiącach pracy w Ober Leschen uciekł i powrócił w rejon Choczni. Niestety został złapany i ponownie przymusowo odstawiony do poprzedniego miejsca pracy. Ogółem z Ober Leschen uciekał trzy razy, z powodu głodu i ciężkich warunków pracy. W czasie ucieczek przechodził różne koleje losu: ukrywał się u kuzynki w Bulowicach, pracował w cegielni w Tomicach i przy robotach drogowych w Sudetenland – części przedwojennej Czechosłowacji, zamieszkałej głównie przez Niemców. Właśnie z okresu pracy w Lautsch (dzisiaj Loucky- część miasta Odry w Czechach) pochodzi zamieszczona poniżej fotografia, datowana na 1942 rok.
Od lewej- Edward Warmuz z Choczni, Józef Widlarz, Zbigniew Pikoń, Henryk Fiałkowski.
Z resztą pracowników mieszkał w barakach w Sternfeld. Pan Widlarz wspomina, że miał tam dziewczynę – Zosię, pochodzącą spod Bochni. Pewnej niedzieli odwiedził z nią kino, w którym wyświetlano propagandowy film niemiecki, w bardzo niekorzystnym świetle przedstawiający Polaków. Film wywarł duże wrażenie na niemieckiej w większości publiczności, tak że Widlarz z dziewczyną bali się po seansie odezwać się do siebie po polsku, aby nie sprowokować gwałtownych reakcji.
W czasie pracy w Lautsch został tymczasowo aresztowany i przewieziony do więzienia w Gliwicach, z którego jednak szybko go zwolniono.
Ciągłe ucieczki Józefa Widlarza z przymusowej pracy nie uszły uwadze policji niemieckiej w Wadowicach. O tym zainteresowaniu jego osobą pan Józef został poinformowany i ostrzeżony przez swojego stryja- Aleksandra Widlarza, który z racji dobrej znajomości języka niemieckiego był wykorzystywany przez niemiecką policję jako tłumacz.
Dzięki pochodzącemu z Choczni Antoniemu Habinie udało mu się zniknąć z oczu policji i wyjechać do Austrii. Antoni Habina był zatrudniony wówczas w charakterze urzędnika w firmie Moskopp Baugesellschaft w Spittal an der Drau i organizował zaproszenia do pracy, często na „lewych papierach”, dla osób z rejonu Wadowic zagrożonych aresztowaniem lub innymi sankcjami okupacyjnych władz niemieckich. Praca w firmie MOSKOPP dawał im bezpieczne schronienie i zapewniała znośne warunki bytowe.
Józef Widlarz rozpoczął nową pracę od trzeciego września 1942 roku, w miejscowości Loifarn, gdzie firma MOSKOPP prowadziła prace kolejowe, przesuwając się stopniowo w górę doliny Gastein w kraju związkowym Salzburg, aż do tunelu granicznego z Karyntią w październiku 1943 roku.
Na kolejnym zdjęciu z 1 maja 1943 roku grupa robotników firmy MOSKOPP uwieczniona została podczas obchodów Święta Pracy w Dorfgastein, które było dniem wolnym. 
Dostali wtedy lepsze jedzenie, a nawet piwo. Wśród pracujących z nim robotników pan Józef zapamiętał około 30 osób pochodzących z okolicy Wadowic, w tym wielu chocznian. To między innymi: Edward Warmuz, Władysław Bednarz, Jan Nowak, Jan Dąbrowski, Franciszek Mrzygłód, Antoni Hereda, Ferdynand Studnicki, Józef Wenda, Adam Widlarz, Ferdynand Magiera, Władysław Bywalec, Ignacy Baran, Wilhelm Fiałkowski, Stanisław Gawliński, Stanisław Gazda, Franciszek Gancarz, Władysłąw Konik, Antoni Kolasa, Roman Foltin i Jan Rus z Żywca z żoną i córką.
Jak wspomina pan Józef przejazd przez długi graniczny tunel między Salzburgiem a Karyntią miał pewną dodatkową zaletę- korzystając z ciemności w wagonie mógł z kolegami obściskiwać bezkarnie miejscowe dziewczyny. Z jedną z poznanych Austriaczek, kucharką o imieniu Hermina zawarł bliższą znajomość, zaczął pracę u stolarza Johana Schmidingera w Dorfgastein i wydawało się, że jego sytuacja jest stabilna. Niestety ktoś doniósł o jego związku z Herminą, który w świetle obowiązujących w III rzeszy ustaw rasowych był ciężkim przestępstwem, tak zwanym Rassenschande (zhańbieniem rasy). Dodatkowo podpadł jeszcze wcześniejszymi ucieczkami z miejsca przymusowej pracy w Ober Leschen. 11 sierpnia 1944 roku został zamknięty w areszcie tymczasowym w Dorfgastein, a dzień później przewieziony do więzienia w Salzburgu. Więźniów kierowano do prac remontowo-budowlanych (biura, szpital), nie dostarczając im dostatecznej ilości jedzenia. Sytuację pana Józefa w tym względzie poprawiały paczki żywnościowe od austriackiego stolarza, jego pracodawcy. Gorsza niż w samym Salzburgu była praca w kamieniołomach w Hallein, przy budowie bunkrów i wykopywaniu bomb.
W czasie pobytu w Salzburgu Józef Widlarz przypadkowo zauważył w gronie więźniarek swoją Herminę. Skierował oficjalną prośbę o możliwość widzenia i o dziwo gestapo zezwoliło na ich dziesięciominutowy kontakt. Wtedy dowiedział się, że Hermina urodziła mu syna, który dostał na imię Manfred, ale po aresztowaniu musiała zostawić go u zaufanej kobiety.
W styczniu 1945 roku Józef Widlarz dowiedział się o przeniesieniu do obozu koncentracyjnego w Dachau. 23 stycznia po pożegnaniu z Herminą został spięty łańcuchami z grupą innych więźniów i popędzony w kierunku stacji kolejowej, mimo trwającego alianckiego nalotu bombowego.
W Dachau otrzymał numer obozowy 138482, status więźnia politycznego, obozowe pasiaki i drewniaki na nogi. Skierowano go na blok 17. Więźniowie obozu byli wyprowadzani i wywożeni pod eskortą do prac porządkowych i budowlanych w Monachium. Józef Widlarz zapamiętał z tego okresu przede wszystkim głód, zimno, bicie, morderstwa na więźniach, poniżanie, ciężką pracę i ciągły strach oraz kilka nazwisk współwięźniów: Andrzej Łęski z Krakowa, Stefan Żurek z Katowic, Stanisław Wójcik z Wadowic i Józef Kita.
Po czterech miesiącach udręki w niedzielę 29 kwietnia 1945 roku nadeszło wyzwolenie obozu, którego dokonały wojska amerykańskie. Doszło do licznych samosądów na członkach załogi obozu i masowych egzekucji „esesmanów”, w sumie zginęło około 560 Niemców (wikipedia).

Józef Widlarz podkreśla, że przeżył dzięki kilku czynnikom:
- był młody,
- znał język niemiecki,
- posiadał przydatne umiejętności zawodowe (jako stolarz i cieśla),
- miał dużo szczęścia,
- trafiał nie tylko na złych Niemców/Austriaków, ale też życzliwych, którzy mu pomagali.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz