W "Tygodniowym przekładańcu" krakowskiego Echa z 3 listopada 1954 roku znalazł się także fragment poświęcony śpiewaczce ludowej z Choczni.
Autor "przekładańca" o pseudonimie Romar napisał między innymi:
Na swojską nutę
Piekno górskiego regionu i jego obyczajów ujawniać trzeba także i w innych dziedzinach. Polskie Radio od dawna urządza raidy po „zabitych deskami" zakątkach naszego kraju i nagrywa tam, zachowane w nieskażonej formie piosenki ludowe. Warto, aby ekipa ta zaglądnęła i do wadowickiej wsi Choczni Górnej, gdzie wiekowa staruszka, lat już sobie 90 liczy- Spytkowska, jest chodzącą „rozgłośnią" piosenek tamtejszego regionu.
Słuch ma dobry, głos też - można by w jej wykonaniu utrwalić na taśmie niejedną oryginalną melodię i upowszechnić później przez któryś z naszych czołowych zespołów pieśni i tańca.
A może da się z melodii Spytkowskiej skorzystać na II Podhalańskim Popisie Konkursowym Ludowych Muzyk Góralskich, który będzie punktem kulminacyjnym obchodu, związanego z rocznicami: 60-lecia śmierci Sabały, 65-lecia zgonu Tytusa Chałubińskiego i z 75 rocznicą założenia szkoły snycerskiej w Zakopanem?
Kim była owa Spytkowska, o której pisze Echo sprzed 65 lat?
Urodziła się w Choczni 21 grudnia 1865 roku i na chrzcie otrzymała imię Wiktoria. Jej rodzicami byli Józef Spytkowski (1843-1907) i Anna Spytkowska z domu Piątek (1834-1896).
Wiktoria była najstarsza z rodzeństwa- miała dwóch braci: Jana Mikołaja i Wawrzyńca oraz trzy siostry: Magdalenę, Mariannę (później po mężu Wnęk) i Annę.
Mieszkała w drewnianej chałupie w środkowej części wsi, która nie była wcale miejscowością "zabitą dechami", jak pisze Romar.
W pamięci najstarszej generacji żyjących chocznian zapisała się osoba zatrudniająca się do dorywczych prac u choczeńskich gospodarzy, a ponadto parająca się zielarstwem i wróżeniem.
Regularnie uczestniczyła w pielgrzymkach do Kalwarii Zebrzydowskiej. Gdy nie miała już siły przemierzać kalwaryjskich dróżek, wybierała się nadal na Wielkanocne Misteria Męki Pańskiej i odpust, chętnie godząc się na pilnowanie rzeczy innych pielgrzymów z Choczni.
W okresie poprzedzającym Wielkanoc odwiedzała choczeńskie domy oferując baranki do koszyczka. Stąd wzięło się powiedzenie, że w Choczni "na Boże Narodzenie chodzi organista z opłatkami, a na Wielkanoc Spytkosconka z baranami".
W okresie poprzedzającym Wielkanoc odwiedzała choczeńskie domy oferując baranki do koszyczka. Stąd wzięło się powiedzenie, że w Choczni "na Boże Narodzenie chodzi organista z opłatkami, a na Wielkanoc Spytkosconka z baranami".
Nie była kojarzona natomiast z jakimś szczególnym talentem wokalnym i znajomością pieśni ludowych, czy religijnych. Z pewnością mając 90 lat i dobrą pamięć znała wiele pieśni i przyśpiewek, tak, jak większość starszych mieszkanek Choczni w tym czasie. Na tyle dużo, by zrobić wrażenie ich znajomością na redaktorze Echa, który napisał o niej w gazecie.
Można wspomnieć jeszcze, że na temat Wiktorii Spytkowskiej krążyły w Choczni zaskakujące wieści, które trudno obecnie zweryfikować.
Przez większość swojego życia Wiktoria Spytkowska miała pracować jako służąca "gdzieś w świecie". Faktem jest, że do Choczni powróciła dopiero na kilka lat przed wybuchem II wojny światowej. Co zastanawiające, wejście wojsk niemieckich do Choczni i początek okupacji Spytkowska miała powitać z entuzjazmem. Również niemieccy okupanci byli ponoć dla niej życzliwi i okazywać jej sympatię.
Może stąd wzięły się sensacyjne pogłoski, jakoby Spytkowska miała być na przełomie XIX i XX wieku opiekunką młodego Adolfa Hitlera?
Oficjalne biografie führera III Rzeszy milczą na jej temat, choć nazwiska jego nianiek i opiekunek są w nich podawane. Ponieważ w każdej tego typu pogłosce bywa ziarno prawdy, nie jest całkiem wykluczone, że Spytkowska, pracując jako służąca w czasach austro- węgierskich rzeczywiście zetknęła się kiedyś z rodziną Hitlerów mieszkającą w Leonding.
Wiktoria Spytkowska zmarła dwa lata po artykule w Echu- 16 maja 1956 roku- i spoczęła na cmentarzu w Choczni. Jej grób nie zachował się do czasów współczesnych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz