Gdy ksiądz Józef Kmiecik rozpoczął 1 lipca 1925 roku posługę wikariusza w parafii choczeńskiej, miał za zadanie odciążyć miejscowego proboszcza ks. Józefa Dunajeckiego- już wówczas prawie siedemdziesięcioletniego i coraz częściej niedomagającego na zdrowiu. Dynamiczny ks. Kmiecik wyręczał proboszcza w licznych obowiązkach duszpasterskich, katechetycznych i związanych z bieżącym funkcjonowaniem parafii. Choć proboszcz i wikary w toczonych wtedy gorących sporach z władzami gminy pod przywództwem Józefa Putka prezentowali zawsze to samo stanowisko i przez swoich oponentów postrzegani byli jako zgodny tandem, to w rzeczywistości narastał między nimi konflikt, którego apogeum przypadło na początek 1932 roku.
O tym, że taki konflikt w ogóle zaistniał, a także co było jego podłożem i jakie zarzuty w stosunku do wikarego formułował proboszcz, można się dowiedzieć z niedatowanego pisma ks. Dunajeckiego, sporządzonego przez niego najprawdopodobniej w lutym 1932 roku i kierowanego do Kurii Arcybiskupiej w Krakowie.
Pretekst do ujawnienia całej sprawy był właściwie błahy i dotyczył drewna na podłogi do budowanego wówczas w Choczni Domu Katolickiego. Ksiądz Kmiecik, który patronował tej inicjatywie ze strony parafii, uważał, że otrzymał na ten cel od proboszcza zbyt mało drzewa z lasu plebańskiego i dlatego w styczniu 1932 roku udał się na skargę do Kurii, dezinformując wcześniej ks. Dunajeckiego, że wybiera się nie do władz kościelnych, a do jednego z krakowskich lekarzy.
Z pisma proboszcza Dunajeckiego wynika, że do wybrania stosownych sosen z lasu plebańskiego na podłogi do Domu Katolickiego wyznaczył on swojego zaufanego człowieka Tomasza Bursztyńskiego, który miał także dopilnować, by niepotrzebne na podłogi szczyty ściętych drzew zwieziono na plebanię, gdzie po wyschnięciu miały służyć na opał. Jak czytamy w piśmie:
Powyższy wybrał się z ks. Km. i ludźmi do tejże roboty dobranymi do lasu, gdzie już powstała sprzeczka między B. a Km. co do wierchów drzew ściętych, do których ks. Km. rościł sobie pretensje, natomiast B. obstawał przy…przekazanemu poleceniu i wierchy kazał zwieźć na plebanię.
Przy dalszych działaniach ks. Kmiecik dobrał sobie do pomocy Stanisława Kryjaka, miejscowego sklepikarza, o którym proboszcz Dunajecki był jak najgorszego zdania, uważając go za zdecydowanego wroga duchowieństwa…w roku 1928 przy wyborach agitował za trójką (PSL Wyzwolenie Putka), całą ścianę miał wylepioną karykaturami przedstawiającymi księdza katolickiego dosiadającego krowę.
Ks. Kmiecik i Kryjak nawiązali kontakt z żydowskim handlarzem z Wadowic i dokonali z nim zamiany ściętego w Księżym lesie drewna sosnowego na gotowe deski jodłowe i świerkowe. Nie dość, że zdaniem proboszcza zamieniono drewno twardsze - bardziej odpowiednie na podłogi, na mniej przydatne w tym celu deski z drewna miększego, to transakcji miano dokonać ze szkodą dla probostwa, przez przyjęcie niekorzystnego przelicznika ściętych pni na gotowe deski. Ks. Dunajecki przedstawił w piśmie wyliczenia, z których wynika, że handlarz miał zarobić na tym interesie na czysto 1044 złote.
Następnie B. przedstawił to ks. Km. lecz ten z oburzeniem zauważył, że jemu nie ma nikt prawa mieszać się do roboty, bo gdy dotychczas nie potrzebował nikogo i niczyjej zgody, to teraz też zrobi jak mu się będzie podobało.
Ks. Dunajecki uznał to postępowanie za nieodpowiednie i nietaktowne, po czym próbował zapobiec niekorzystnej dla parafii zamianie drewna na deski. Docierały do niego ponadto informacje z Wadowic, że ks. Kmiecik skarży się tamtejszemu proboszczowi ks. Zającowi na zarządzanie choczeńską parafią, które mu się nie podoba.
W kolejnym fragmencie swojego pisma proboszcz Dunajecki przeszedł do zarzutów obyczajowych w stosunku do wikarego Kmiecika. Nie do zaakceptowania było dla niego zbytnie spoufalanie się ks. Kmiecika z chłopakami z Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Męskiej, nad którym sprawował nadzór: pozwalają mówić między sobą „chodźmy do Józka”, a w parafii utarło się zdanie, że nie ma lepszego wyszynku i restauracji, jak u wikarego na plebanii.
Mimo upomnień wikary Kmiecik nadal chłopaków ze Stowarzyszenia nocami u siebie utrzymuje, którzy przez swoje się hałaśliwe zachowanie…spokój nocny mi zakłócają (...) widać dobrze, jak mu się w Choczni źle powodzi, gdy chłopakom ze Stowarzyszenia kupuje drogie ubrania, jednemu kupił 1,5 morgi pola za blisko 3000 złotych, łoży na jego wykształcenie, ale gdy potrzebuje na własne poratowanie zdrowia, to żąda zapomogi od Konsystorza (...) jest lekkomyślny, nie uważa wcale na siebie, ani na Stowarzyszenie, jak go powinien prowadzić, co dowodzi ten fakt, że ks. Kmiecik tak dalece się już zapomina, że podczas festynu w Domu Stowarzyszenia w jesieni 1931 roku wódką kazał szynkować, mimo iż w Choczni istnieje prohibicja.
Dalej proboszcz Dunajecki odnosi się do skarg ks. Kmiecika, że jest bardzo przepracowany, gdyż musi wszystko za mnie robić i to za darmo, a jedzenie ma na plebanii na jakiś fałszywych tłuszczach nie do zjedzenia. Więc wyjaśniam - pisze ks. Dunajecki- że to wszystko jest kłamstwem i nie przystoi na księdza takich kłamliwych wieści rozpowiadać, gdyż nic nie robi za mnie za darmo, wynagradzam go jak nigdy żadnego innego nie wynagradzałem, gdyż wszystkie msze jakie miałem jemu oddałem, nie zachowując sobie nic, a jedzenie ma lepsze ode mnie…o ile co tylko zażąda z kuchni plebańskiej wszystko dostaje tak samo jak i wikt bezpłatnie, więc bardzo mi to przykro. Niechby ks. Kmiecik tylko co nocy w swoim czasie udał się na spoczynek, to nie czułby się przeciążonym, niestety nie ma prawie nocy, by szedł wcześniej spać, jak w 12 w nocy.
Ponadto proboszcza Dunajeckiego bolało bardzo, że jak pisze: ks. Kmiecik uważa mnie nie za swego przełożonego, ale za człowieka mu obojętnego, starego, zdziecinniałego niedołęgę, ale się bardzo w tym względzie grubo pomylił, gdyż świadom jestem mego czynu...ks. Kmiecik nie pozwoli sobie na nic uwagi zwrócić, gdyż on powiada ma uniwersytet ukończony, jest księdzem, nie ma nikt prawa do jego zarządzeń się wtrącać.
Jak bardzo się pomylił ks. Kmiecik w swoich ocenach proboszcza, świadczy ostatni fragment pisma, w którym ks. Dunajecki stwierdza, że wikary przez swoje postępowanie zupełnie stracił zaufanie w parafii i składa wniosek o jego przeniesienie z parafii.
W efekcie w czerwcu 1932 roku Kuria udzieliła miesięcznego urlopu ks. Kmiecikowi, polecając "jak najrychlejszy wyjazd z parafii" (informacja z pracy magisterskiej Adriana Kędzierskiego), a 17 sierpnia 1932 roku przeniesiono go do Jeleśni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz