poniedziałek, 18 lipca 2016

Choczeńska kronika wypadków - część IX

3 maja 1838

Juratus (radny gminny) Józef Szymonek znalazł w dolnej części Choczni nad stawem* zwłoki żołnierza Józefa Szczura, sapera z regimentu Furstenwaldera.**

* nieistniejący obecnie staw umiejscowiony był w pobliżu Choczenki, poniżej gościńca prowadzącego z Wadowic w stronę Andrychowa, poniżej obecnego połączenia ul. Kościuszki i obwodnicy Wadowic - patrz tu.

** regiment Furstenwaldera to przekręcona nieco nazwa 56 pułku piechoty c.k., stacjonującego w Wadowicach, od nazwiska barona Carla von Fürstenwärthera, dowódcy i właściciela tego regimentu od 1825 roku.


7 lipca 1871 

ksiądz proboszcz Józef Komorek zanotował:

Biel Franciszek gospodarz tutejszy spod numeru 328 donosi o zaszłej śmierci nagłej- matki jego pierwszej żony, Ewy Ciborki wdowy po Wincentym Ciborze, w polu, przy okopowaniu ziemniaków.
Zarządzono oględziny zwłok zmarłej, z których okazało się, że wspomniana Ewa Cibor w skutek morzyska i pęknięcia wrzodów wewnętrznych śmiercią naturalną zmarła, przeto bez dalszego śledztwa dnia 7 lipca pogrzebaną została.


26 lutego 1877

Urząd parafialny w Kętach informuje urząd parafialny w Choczni o śmierci przez utonięcie w rzece Sole pochodzących z Choczni: Tomasz Góralczyka z Choczni lat 43 i jego syna Piotra lat 14, gdy lód załamał się po przejeżdżającym wozem, którym podróżowali.
---------------------------------------------------

Część I kroniki wypadków- LINK

Część II kroniki wypadków- LINK

Część III kroniki wypadków- LINK

Część IV kroniki wypadków- LINK

Część V kroniki wypadków- LINK

Część VI kroniki wypadków- LINK

Część VII kroniki wypadków- LINK

Część VIII kroniki wypadków- LINK


piątek, 15 lipca 2016

Opowieści choczeńskie - Kozatrap

Opowieść spisana w 1911 roku prawdopodobnie przez ówczesnego choczeńskiego organistę:

Wychował się w Choczni. 
Nazywał się C i b o r, powszechnie zaś znano go jako „dziadka z kozią brodą", zwanego „koza-trap". 
O bliższe szczegóły jego rodowodu gdybyś Czytelniku spytał, dowiedziałbyś się jedynie, że jest znajduchem, porzuconym przez matkę. 
Jeden z miłosiernych gospodarzy choczeńskich adoptował go, dając mu swoje nazwisko- Cibor. 
Wzrastając w łaskach u ludzi, a pewno i u Boga, młody Ciborek wnet stał się pacholęciem, sprawnem w pasieniu gęsi i wieprzów. 
Niebawem i lata pacholęce minęły bezpowrotnie, przyszła pełnoletniość, a wtedy miłosierni opiekunowie, chcąc wyświadczyć największe dobrodziejstwo swemu wychowankowi, postanowili go ożenić. 
Trudno co prawda szło im z wyszukaniem żony, gdyż żadna nie kwapiła się do malutkiego i pękatego kawalera, ale przecież po wielu zachodach i kłopotach udało się im wyszukać pannę, akurat stosowną dla młodego Cibora. 
Pobrali się. Jednak młody małżonek nie długo zażywał wywczasów małżeńskich, gdyż po kilku miesiącach żona przeniosła się do Królestwa niebieskiego. 
Po tej pierwszej towarzyszce życia pozostał mu żal, gotówka i... apetyt na drugą małżonkę. 
W tym to czasie poczęła wyrastać Ciborowi cudaczna broda, a że przybrała kształt koziej, więc też ludziska dla dokładniejszego odróżnienia jej właściciela od innych ludzi, zaczęli wdowca nazywać „Ciborem z kozią brodą". Apetyt na drugą małżonkę potęgował się z dniem każdym w młodym wdowcu coraz bardziej, aż znalazł zaspokojenie w osobie gospodarnej, nie wielkiej i niezbyt modnej kobieciny, istnej ,,babci".

Pracowali oboje aże strach. Cibor zaprowadził nawet nowy - nieznany w Oboczni system w gospodarstwie, mianowicie zaprzęg kozy do wozu, którą poganiał stereotypowem „koza trap". *1
Stąd poszło, że wyrostki choczeńskie zaczęły nazywać Cibora nie inaczej, jak tylko „idzie kozatrap”. 
I żył z żoną szczęśliwy długie lata, aż jednym razem spracowane kobiecisko przeniosło się do wieczności, pozostawiając mężowi cały dorobek gospodarski, wartający około 4000 koron. *2
Och! ściskał też Ciborowi żal duszę, aż broda dokumentnie mu zesiwiała. 
Wychudł, wybladł, przygarbił się i wtedy poznał, że stanowi doskonały materyał na dziada. Sprawił sobie połatany płaszcz, przywdział stare, podarte spodnie, dziurawe buty, w rękę wziął kostór i olbrzymi różaniec i usiadłszy na schodach klasztoru OO. Karmelitów w Wadowicach, odmawiał opłacane przez przechodniów nowenny za dusze zmarłe. 
I modlił się tak kilka lat - jednakowoż zwolna poczęła się w dziadku „z kozią brodą," odzywać młodzieńcza natura, tęsknota za pieszczotami i wywczasami małżeńskimi. Początkowo nieśmiało, później odważniej na lewo i prawo zaczął rozpowiadać, iż chciałby się ożenić z panną, albo wdówką, któraby się nim starcem opiekowała, a w zamian za to zapisze jej cały swój majątek w kwocie 4000 koron. 
I znalazło się jedno poczciwe, czułe panieńskie serce, które postanowiło uszczęśliwić czupurnego dziadusia. A była to niejaka panna Śliwówna z Jaroszowic pod Wadowicami. 
Od wczesnej młodości cechowała ją niezwykła pobożność. Jako służąca w Wadowicach była gorliwym członkiem Towarzystwa Sług im. św. Zyty. Otrzymawszy w spadku po ojcu 800 koron wstąpiła do klasztoru, by całkowicie poświęcić się służbie Bożej. Po roku pobytu zbyt wybujały temperament skłonił ją do opuszczenia murów klasztornych. Wróciła do domu do Jaroszowic, skąd. codziennie chodziła modlić się do klasztoru karmelitańskiego. Oczywiście, że i do jej. uszu doszły głosy o zamiarach dziadka „z kozią bródką", to też razu pewnego wychodząc z kościoła zatrzymała się przy dziadku i naciągnęła go na rozmowę na temat jego małżeństwa, w trakcie której bez pardonu oświadczyła mu, że będzie szczęśliwą, o ile ją pojmie. 
Wszystkie nerwy zagrały w poczciwym 68-letnim Ciborze na widok młodej, tęgiej, oświadczającej się mu dziewczyny, do tego swą pobożnością dającej gwarancyę, że będzie wierną połowicą. 
Ponieśli na zapowiedzi. Proboszcz, widząc przed sobą skurczonego 70-letniego staruszka i młodą, bujną dziewczynę, nie chciał przystać na ogłoszenie zapowiedzi i danie ślubu, przewidując dysharmonię w tak nieproporcyonalnem małżeństwie. 
Pojechali po pozwolenie do biskupa, nie dopuszczono ich jednak do niego, odsyłając z powrotem do proboszcza. 
Podróż do Krakowa nie była jednak stracona, gdyż po drodze Ciborek zakupił swej ukochanej zegarek, obrączki i materyę na ślubną suknię. 
W powrocie do Wadowic pozwoliła mu się - jak twierdzi - w wagonie kolejowym ucałować i... uszczypać (!). 
Szczęśliwy wrócił do domu i wreszcie udało mu się u księdza uprosić wywołanie zapowiedzi. Gdy już druga została wywołana, mając już przedsmak miodowych miesięcy, zaprosił do siebie przyszłą połowicę i tu jako zadatek wręczył jej 2400 koron do przechowania, jako osobie cnotliwej i bogobojnej. 
Sprytna dziewczyna, mając pieniądze w ręku kupiła bilet okrętowy i zamiast stanąć z dziadkiem „z kozią brodą" na kobiercu ślubnym, dzisiaj stoi już na amerykańskiej ziemi. 
Natomiast biedny dziaduś, ogromnie przygnębiony, siedzi na schodach klasztoru OO. Karmelitów i odmawia pobożnie nowenny... za dusze w Czyśćcu cierpiące.

*1 trap- komenda dla konia, z niemieckiego der Trab - kłus
*2 korona- jednostka walutowa Austro-Węgier w latach 1892-1918 = pół złotego

środa, 13 lipca 2016

Choczeńscy twórcy i artyści w okresie galicyjskim

Pierwszym choczeńskim twórcą ludowym, o którego talencie pisała nawet ówczesna prasa był Ignacy Balon
W maju 1879 roku goszczący w Choczni redaktor „Gazety Narodowej” donosił:
 „W tych dniach spotkaliśmy rzadki talent. Oto będąc w Choczni, wsi bardzo blisko Wadowic leżącej, u ks. dziekana Komorka, widzieliśmy u niego robotę snycerską miejscowego artysty, Ignacego Balona, chłopca 16-letniego. 
Jest to syn wieśniaka miejscowego, człowieka ubogiego, który nie jest w stanie go wykształcić. A szkoda, bo talent to niepospolity, skoro jako dziecko, a do tego bez wzoru i bez nauki, wcale udatne robi rzeczy. Ostatnia jego praca z drzewa przedstawia wiarę, nadzieję i miłość. Pierwsze dwie łatwo było mu przedstawić, ale trudniej ostatnią. 
Cała figura składa się z trzech aniołów i chrzcielnicy, którą one w chmurach unoszą. Dwóch z nich (wiara i nadzieja) unosząc się nad chmurami, trzymają ją rękami, a trzeci (miłość) sam w chmurach podpiera chrzcielnicę. Na miłości więc opiera się cała wyższa część figury. Tylko ona sama najmniej udatna, bo chcąc ją obrazowo przedstawić, aniołowi serce wyrzezał na wierzchu. 
Jak więc widzimy, jest tu już pewna kompozycja, zdradzająca niezwykły talent. A jakkolwiek wykonaniu dałoby się wiele zarzucić, to jednak zważyć trzeba, że to samouk, który tylko grobowcom cmentarnym przyglądał się, i stąd czerpał całe swe wykształcenie. 
Gdyby się więc kto znalazł, który się chciał zająć biednym chłopcem, zrobiłby może bardzo wielką przysługę sztuce. Szczególniej Rymanów lub Zakopane odpowiednie byłyby dla niego. Lud tutejszy zdradza wielki talent w wielu rzeczach. Szczególniej roboty stolarskie wykonuje nieraz bardzo pięknie, a sprzedaje bardzo tanio. Mnóstwo wywożą stąd mebli do Prus, a wszystko to robota górali naszych.” 
Prawdopodobnie utalentowanemu Ignacemu Balonowi nie udało się jednak znaleźć mecenasa, który wsparłby jego wykształcenie, ponieważ to jedyna znana mi informacja na temat jego dokonań artystycznych.  

Niezwykle barwną postacią w Choczni w nieco późniejszym okresie czasu był Karol Guzdek, powszechnie znany jako „Kinkes”. 
Ten urodzony w 1866 roku syn Wojciecha i Marii z domu Sordyl imał się w swoim życiu różnych zajęć. Pracował między innymi jako kotlarz w fabryce lokomotyw w Wiedniu, a podczas swoich licznych wędrówek po świecie malował wnętrza i elewacje nie tylko kościołów, ale nawet meczetów w Turcji i w Egipcie. Dzięki takiemu trybowi życia poznał kilka języków obcych i pozyskał mnóstwo informacji o poznanych krajach, którymi chętnie dzielił się z rodziną i znajomymi. 
Po śmierci żony pochodzącej z Czańca przeprowadził się ze swoimi dziećmi do siostry w Choczni. 
Tu wykorzystywał swój niewątpliwy talent malarski do wykonywania portretów na zamówienie i obrazów o tematyce patriotyczno – religijnej. Dwa z nich: „Chrystus na krzyżu” i „Polska w kajdanach”, przechowywane w rodzinie jego siostry, zaginęły w czasie II wojny światowej. 
W większej karierze przeszkodził mu niestety nadmierny pociąg do alkoholu, w którym topił swoje smutki i zgryzoty. 
Karol Guzdek był starszym bratem ks. Jana Guzdka (więcej tu), który na emigracji w USA również chętnie malował i rzeźbił, a także pisał poematy i powieści o tematyce historyczno-religijnej, z których najbardziej znana była „Jews” (Żydówka) oraz prawie pięćdziesięciociostronnicowe opowiadanie/nowela „Za Ojczyznę: Obrazek na tle ostatniego powstania z r. 1863”, wydane w 1908 roku w Milwaukee, staraniem „Nowin Polskich”. 

Talenty twórcze musiały być rzeczywiście rozwinięte w rodzie choczeńskich Guzdków, ponieważ w XIX wieku znany był także ze swoich rzeźb kościelnych kolejny Jan Guzdek. Częstość występowania tego imienia w rodzinie Guzdków nie pozwoliła dotychczas na ustalenie, o którego konkretnie z licznych Janów Guzdków może chodzić. 
Wiadomo o nim jedynie, że był ojcem Marianny Guzdek, która poślubiła znanego świątkarza i powsinogę beskidzkiego Jędrzeja Wowro (właściwie Wawro). Marianna wywarła zresztą duży wpływ na twórczość męża- dzięki jej umiejętności czytania Jędrzej miał szanse poznać żywoty świętych, których postacie były częstym tematem jego prac. Po jej śmierci w 1904 roku często wracał we wspomnieniach do wspólnie przeżytych z nią czasów. 

Talentu literacko- muzyczno- malarskiego nie dane było rozwinąć urodzonemu w Choczni w 1893 roku Janowi Kobiałce. Ten absolwent wadowickiego gimnazjum 4 maja 1914 roku zginął w bitwie pod Gorlicami, jako chorąży 16 kompanii 56 pułku piechoty armii c.k. Spoczywa na cmentarzu wojennym Łużna-Pustki. W okresie przedwojennym Jan Kobiałka wyróżniał się w zajęciach artystycznych, organizowanych przez „Sokół” w Domu Ludowym, między innymi jako aktor w amatorskich przedstawieniach teatralnych. 

Swoją karierę aktorską rozpoczął natomiast przed I wojną światową Władysław Bielenin, syn choczeńskiego strażnika kolejowego Jakóba Bielenina. Rodzina Bieleninów mieszkała w Choczni od 1893 roku. Władysław Bielenin uczęszczał do gimnazjum w Wadowicach, a później studiował filozofię na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. W teatrze debiutował w 1909 roku pod pseudonimem Bienin, jako aktor Teatru Ludowego w Krakowie. Redagował wtedy również „Wiadomości Teatralne”. 
W 1913 roku deklamował w Wadowicach fragmenty „Nocy Listopadowej”, na obchodach ku czci Powstania Listopadowego, zorganizowanych przez chocznian. W latach 1916-19 występował w Teatrze im. Słowackiego. Jego kariera w okresie międzywojennym to osobny temat, wykraczający poza zakres przyjęty w tytule tej notatki. 

Wśród aktorów choczeńskiego teatru ludowego przed I wojną światową wyróżniał się też inny chocznianin- Jan Woźniak, urodzony w 1886 roku, jako jedyne dziecko Antoniego i Ludwiki z domu Ramenda. 
Jego talent dostrzegła wychodząca w Galicji prasa. 
I tak „Nowa Reforma” z 8 maja 1910 roku informowała:
„Dnia 5 b.m. krakowskie koło T.S.L. im Tadeusza Kościuszki urządziło obchód grunwaldzki we wsi Jaroszowicach. (…) Wieczorem urządził młodzież gimnazyalna wspólnie z miejscowem nauczycielstwem i włościanami z Choczni uroczysty wieczorek. Wieczór zagaił dr Wróbel, poczem kółko amatorskie odegrało „Bartosza Głowackiego” i „Wóz Drzymały”, nadto włościanin z Choczni Jan Woźniak deklamował wyjątki z „Bitwy Racławickiej” Lenartowicza. Na zakończenie odśpiewano pieśni narodowe.” 
W 1911 roku Jan Woźniak wystąpił w roli Szymona, w przedstawieniu „Łobzowianie”, a pod koniec 1912 roku w „Jasełkach” Lucjana Rydla. Natomiast w 1914 roku jego występ tak został opisany przez „Przyjaciela Ludu”:
 „(…)W niedzielę 10 maja urządziła gmina Chocznia obchód Konstytucji 3-go maja i racławicki (…) Wieczorem urządzono w „Domu Ludowym” uroczysty wieczorek. Sala nabita była ludem. Odczyt o Konstytucji 3-go maja wygłosił akademik p. Ruła, poczem kółko amatorskie odegrało wyjątek z „Kościuszko pod Racławicami” p.t. „Bartosz Głowacki”. Rolę Bartosza Głowackiego odegrał doskonale wójt p. Malata, lirnika p. Woźniak.” 
Niedługo później wybuchła I wojna światowa i Jan Woźniak trafił na front, jako żołnierz armii cesarsko-królewskiej. Szczęśliwie przetrwał okres walk frontowych, ale zmarł krótko po powrocie do Choczni, 17 października 1918 roku, w wyniku zachorowania na grypę „hiszpankę”. Po śmierci został pochowany na choczeńskim cmentarzu parafialnym. 
Jedna z trzech jego córek- Maria wstąpiła do zgromadzenia zakonnego Panien Ofiarowania NMP (sióstr prezentek) w Krakowie. Właśnie ona przechowała liczne wiersze ojca, pisane od 1906 roku. 
Ich tytuły to: „Pamięci najukochańszej Matki”, „Rok 1914”, „Zwiastun Wojny”, „Na ruinach wsi polskich”, „Pożegnanie”, „Polska w dzisiejszym czasie” i „Modlitwa o oddalenie klęski”. 
Wiersz „Pożegnanie” został opublikowany w 1915 roku w „Zbiorze pieśni i piosenek wojennych”, wydanych przez redakcje pisma „Piast” i w „Gazecie Ludowej” w 1916 roku. Autor poświęcił go koledze- Józefowi Widlarzowi, który zginął na froncie rosyjskim w 1915 roku. 
O twórczości poetyckiej Jana Woźniaka tak pisze Józef Turała w „Kronice wsi Chocznia”:
 „Pragnę zaznaczyć, że czytając i przeglądając te wiersze, zwróciłem przede wszystkiem uwagę na pismo piękne, czytelne i kaligraficzne, którym w dzisiejszych czasach mało kto może się poszczycić. A nadto należy z wielkim uznaniem podziwiać u ich autora: jego inteligencję, styl i to jego duże wyrobienie, które pozwoliło mu na zachowanie rymu i pięknej, a czasem sentymentalnej treści. A nie należy zapominać o tym, że wiersze te pisał młody gospodarz na wsi, który ukończył zaledwie 5 klas ! (…) A przecież trzeba i o tym wiedzieć, że nikt go nie uczył zasad pisania wierszy, rymów, ani też nikt nigdy nie wspominał mu o zasadach wierszowania ! Inteligencja u niego była już wrodzona !” 
Ten ton patriotyczny i sentymentalizm doskonale widoczny jest na przykład we fragmencie wiersza „Polska w dzisiejszym czasie”: 
„Polsko Ojczyzno moja! 
Tak niegdyś kwitnąca Szczęściem i dobrobytem. 
Ty byłaś płynąca Mlekiem i miodem. 
Tobie z łaski dana Była szczególna dobroć i opieka Pana 
Łany Twoje rozkosznie zbożami szumiały 
Które mieszkańców kraju w chleb zaopatrywały 
A pracy naszej zawsze Pan Bóg dopomagał 
Bo kraj się w dobrobycie coraz więcej wzmagał. (…) 
Dzisiaj z Ciebie zostało cmentarzysko wielkie 
W którem spoczywa życie, radość, szczęście wszelkie 
A nad obszarem Twoim teraz się znajduje 
Zniszczenie i ruina, śmierć i głód panuje.(…) 

Oprócz pisania wierszy Jan Woźniak również pięknie rysował.

Zestawienie artystów i twórców związanych w przeszłości z Chocznią - LINK.