9 kwietnia 2013 Katarzyna Odrzywołek i Adrian Szopa przeprowadzili w Bradford w Anglii wywiad z mieszkającym tam Stanisławem Batorem, który następnie został opublikowany w książce "Pokolenia odchodzą. Relacje źródłowe polskich Sybiraków z Wielkiej Brytanii. Bradford".
Stanisław Bator urodził się w Choczni 9 kwietnia 1930, jako syn pochodzącego z Liszek Józefa Batora i Rozalii z domu Suwaj. Poniżej zamieszczam jako cytat fragment jego wspomnień sprzed wojny i z okresu jej trwania:
Przed wojną
Wybuch II wojny światowej i życie pod okupacją
Rok 1939. Przyszli Rosjanie. Niemców u nas nie było. Rosja weszła do połowy Polski. Mieliśmy kontakt tylko z nimi [z Rosjanami]. Trzeba było chodzić do szkoły. Kazali mówić po rosyjsku i uczyć się po rosyjsku. Rosjanie obejmowali stanowiska w szkole. Nie wszystkich wywieziono z Janowej Doliny. Powodem naszej wywózki było to, że mój brat Jan bardzo się udzielał, był w organizacji politycznej. Nie pamiętam jej nazwy, miał coś wspólnego z junakami, strzelcami. Został aresztowany, dlatego że się udzielał, był bardzo znany. Został wywieziony do Charkowa czy do Smoleńska. Tam zginął. Został zamordowany. Przez niego później nas, całą rodzinę wywieźli.
Deportacja w głąb Związku Sowieckiego
Nie przyszli rozmawiać z nami [dziećmi], tylko z ojcem. Powiedzieli, że będą nas wywozić. Mama zabrała tylko coś do ubrania, ale nie pozwolili nam niczego [innego] brać. To był maj albo czerwiec 1941 roku. Stacja, z której nas wywieźli, to była Janowa Dolina. Transportowali nas w wagonach towarowych, [w których] nie było specjalnych „pokoików" [przedziałów]. Wsadzili nas do tego wagonu, było ciasno. Takie były warunki. Wieźli nas do Kazachstanu. Mniej więcej w tym czasie wybuchła wojna rosyjsko-niemiecka. Mówiono, że wiozą nas na Sybir, ale koło Moskwy zmienili transport i wysłali do Kazachstanu. [Nie wywieziono wówczas całej rodziny]. Siostry Marii do Rosji nie zabrali, bo ona już była mężatką i została w Polsce. Stefana gdzieś zabrali, nie wiem, kto, kiedy i jak go uwięzili. Jak nas wywieźli, to też już go nie było.
Pobyt na zesłaniu
W Kazachstanie byliśmy - jużnokazachstanskaja obłast, pachta-aralski rejon, miejscowość Inwalidnaja. Tam przeważnie były plantacje bawełny. Nie pracowałem tam. Jeśli się nie pracowało, to nie było jedzenia. Musieliśmy iść do szkoły, ja z młodszym bratem Edwardem. Najwięcej tam było Rosjan, nas przyjezdnych bardzo mało było. Wszystkich przedmiotów uczyliśmy się po rosyjsku. Szkoła rosyjska, wszystko po rosyjsku. Czułem się tam troszkę głupio, ale kazali iść do roboty, bo jak nie pójdę, to nie będzie chleba. Do roboty się nie chciało iść, to szło się do szkoły. Ojciec pracował na polu, na plantacji bawełny, tak samo brat i siostra. Był głód. Miałem jedenaście lat, jadłem, co mi dali. Nie było żadnego wyboru. Nie mogłem mówić, że ja czegoś nie będę jadł.
Podróż na południe Związku Sowieckiego
W Rosji byłem do 1942 roku, zabrali nas do junaków. Nastąpiła amnestia i myśmy mogli wyjeżdżać. Powiedzieli nam, że był układ i do jakiego miasta mamy pojechać, żeby [wstąpić] do junaków - młodych. Bo wojskowych brali gdzie indziej.
Pobyt na Bliskim Wschodzie
A tu był taki specjalny obóz dla junaków, od 10-11 lat do 15-16 lat. Trafiłem tam z bratem Edwardem i Mieczysławem (on też jeszcze nie mógł pójść do wojska). Ojciec wstąpił do wojska. Matka miała jechać w to samo miejsce, gdzie myśmy byli. W pociągu zmarła i nie mieliśmy już żadnego kontaktu. Ojciec czegoś się dowiedział, ale nikt nic mógł powiedzieć, gdzie ona zmarła, co się jej stało. Ojciec trafił do 5. Dywizji. W junakach ćwiczeń nie było, czasami jakiś przemarsz, żeby się spotkać. Dzień junaka [wyglądał tak, że] kazali iść spać, wstawaliśmy o tej i o tej godzinie, [...] siedziało się w domu, w baraku, przeszło się gdzieś, jak się miało trochę wolnego czasu. Nie było żadnych rozrywek. Każdy czekał na informację o wyjeździe, taka była bieda. Mieliśmy kontakt z ojcem. Kiedy przyszła amnestia, to ojca zabrali, był niedaleko nas. Do pewnego stopnia mieliśmy z nim kontakt.
Pobyt na Bliskim Wschodzie
Płynęliśmy statkiem z Krasnowodzka do Pahlevi. Było tam lotnisko, a przy nim obóz. Było duże zadowolenie, to nas cieszyło. Mieliśmy jechać do Palestyny. Każdy był zadowolony, że nie byliśmy już w Rosji, czuliśmy to cały czas. Przyjechaliśmy do Palestyny i później był podział do szkół. Trafiłem do Nazaretu, do szkoły powszechnej. Tam byłem tylko rok. Później zrobili obóz dla starszych, [ale] trudno mi przypomnieć sobie jego nazwę. Tam byliśmy w namiotach, w przeciwieństwie do Nazaretu, gdzie był duży klasztor. Byliśmy w namiotach. Luźniej było, bo nie było takiego kontaktu ze starszymi, młodzież mogła się więcej wygłupiać. Robiliśmy różne figle. Było dużo sportu, graliśmy w piłkę. Każdy był czymś zainteresowany. Można było chodzić na kąpiele w basenie. Od czasu do czasu odbywały się wycieczki, których nie było za dużo. Kontaktu z miejscową ludnością nie mieliśmy. Mieliśmy musztrę. Robiliśmy wszystko, co trzeba było robić. Nie było tak, że „coś mi się nie podoba", kazali robić, to robiliśmy. W Palestynie byłem pięć lat: od 1942 do 1947 roku. Cały czas byłem w szkole. W warsztacie uczyliśmy się trochę ślusarki. Dużą część dnia spędzałem w szkole. Rano wychodziło się do szkoły, około czwartej godziny się wracało. Na ogół nie było tak, żebym się czymś szczególnie interesował czy nie lubił czegoś. Kazali coś robić, to się robiło - normalna nauka. Najbardziej lubiłem sport, piłkę nożną. Nie wiem, czy byłem dobry, ale kierownik drużyny zawsze mnie wybierał. Grałem na pozycji lewego łącznika, numer 10. Strzelałem dużo bramek. Mieczysław był starszy, był już licealistą i nie miałem już z nim takiego kontaktu. Później, w 1946 czy 1945 roku, wyjechał ze szkoły do wojska, a dalej do Włoch. Tata dużo wcześniej skończył służbę wojskową - już w Persji - bo chorował. Został wypisany z wojska i wysłano go do Indii.
----
W 1947 roku autor wspomnień wyjechał z Palestyny do Wielkiej Brytanii, gdzie zamieszkał na stałe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz