"Przegląd Polityczny" z 22 czerwca 1889 roku podawał:
Sąd przysięgłych w Cieszynie skazał Józefa Kobiałkę z Choczni w Galicyi za rabunek na 5 lat więzienia.
----"Polak" z 7 października 1925 roku informował:
Dnia 3. bm. trzecia Izba Karna Sądu Okręgowego w Katowicach w zwiększonym składzie pod przewodnictwem Dyr. S. O. Dra. Miszkego rozpatrywała sprawę Romana Jarczaka z Hoczni oskarżonego o usiłowanie zabójstwa.
Dnia 23. marca br. około godziny 3 w nocy w okolicy Imielina w pszczyńskiem zauważył jeden z furmanów, wiozących siano z Oświęcimia do Katowic na targ, a mianowicie Grudka Franciszek, zamieszkały w Włosienicy pow. Oświęcim, że zginęło mu kilkanaście wiązek siana. Po naradzie z bratem postanowili stanąć i zaczekać na jadące z tyłu fury z sianem i zapytać, czy nie zauważyli lub czy nie znaleźli siana, które zginęło z ich wozu. Gdy nadjechała fura, na której siedział parobek oskarżonego, bracia Grudkowie zatrzymali furę z zapytaniem czy parobek nie widział zgubionego siana, lecz parobek odpowiedział im że żadnego siana nie widział. Jednakowoż Grudkowie postanowili zrewidować furę w nadziei, że siano rozpoznają. W tym momencie nadszedł właściciel fury oskarżony Jarczak, który szedł z tyłu za furą i nie pozwolił oglądać swojej fury; z tego powodu wynikła sprzeczka podczas której bracia Grudkowie starali się dorwać się do fury oskarżonego, aby ją zrewidować, oskarżony zaś starał się ich niedopuścić i dla postrachu strzelił z browninga do góry, lecz, jak się okazało kula trafiła Franciszka Grudkę w piersi. Na szczęście rana okazała się nie ciężka, gdyż kula utkwiła gdzieś w okolicy obojczyka i poszkodowany Grudka po 2-tygodniowym leczeniu się w szpitalu w Mysłowicach został uleczony.
Oskarżony na rozprawie tłómaczy się, że wcale nie miał zamiaru zabicia poszkodowanego, ale, gdy poszkodowany rzucił się na niego z latarnią w ręku, strzelił dla postrachu do góry i sam też jest zdziwiony, że kula trafiła poszkodowanego, prosi o łagodny wymiar kary.
Prokurator Zbisławski wnosi o ukaranie oskarżonego 5 letnim ciężkim więzieniem za usiłowanie zabójstwa.
Obrońca oskarżonego mecenas Krzemiński kwalifikuje czyn oskarżonego, wyjaśniając, że w tym wypadku zachodzi konieczna obrona i prosi o zwolnienie oskarżonego.
Sąd po naradzie uznał oskarżonego winnym, lecz nie usiłowanego zabójstwa, ale niesienia ciężkiego urazu cielesnego i skazał go na 6 miesięcy więzienia, uwzględniając okoliczności łagodzące i nieposzlakowaną przeszłość oskarżonego.
Roman Jarczak (1890-1982) był zięciem Szymona Łapki, właściciela choczeńskiej karczmy (austerii) przy gościńcu cesarskim. W okresie międzywojennym wyemigrował na stałe do Kanady.
----
Sąd Okręgowy Oddział IV Wadowice 16 września 1926 roku ogłaszał:
Antoni Szczur, syn Jana i Katarzyny, urodzony 7 stycznia 1887 roku w Choczni, zamieszkały w Andrychowie jako robotnik wyjechał 1 marca 1914 roku do Ameryki, skąd ostatnią o sobie wiadomość dał listem z daty 10 stycznia 1915.
Wdrażając postępowanie celem uznania go za zmarłego, a małżeństwo jego za rozwiązane, wzywa się, aby uwiadomiono sąd albo obrońcę węzła małżeńskiego dr Majkę w Wadowicach o zaginionym do jednego roku od ogłoszenia, poczem sąd na ponowny wiosek orzeknie ostatecznie.
Według źródeł amerykańskich wyżej wymieniony Antoni Szczur stawał do amerykańskiego poboru w 1917 roku, podając jako miejsce zamieszkania Holyoke w stanie Massachusetts, a jako miejsce pracy miejscową wytwórnię drutu.
Z zawartego w USA związku małżeńskiego z pochodzącą z Litwy Justiną Szczur miał trzy córki: Lorettę, Helenę i Joannę oraz dwóch synów: Antoniego i Edwarda.
Troje najstarszych dzieci Antoniego i Justyny urodziło się jeszcze przed wydaniem wyżej wymienionego ogłoszenia sądowego, czyli w okresie ważności pierwszego małżeństwa Antoniego, który poślubiając Justinę popełnił bigamię.
Od co najmniej 1931 roku poszukiwany Antoni Szczur pracował jako górnik w stanie Pensylwania, a po II wojnie światowej zamiast Szczur używał nazwiska Shore.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz