Ciekawym źródłem informacji o zwyczajach i obyczajach w dawnej Choczni jest "Kronika wsi Chocznia" Józefa Turały, przekazana przez autora parafii Chocznia w 1984 roku.
W I tomie tej kroniki przeczytać można między innymi, że:
(...) chleb zawsze był otoczony największym szacunkiem i nazywano go świętym. Zasiadając do posiłku mężczyźni zawsze zdejmowali nakrycie z z głowy, każdy żegnał się, a jeśli przypadkowo kawałek chleba , czy nawet drobna kruszyna spadła na podłogę lub na ziemię, to podnoszono ją z szacunkiem i całowano ją, jakby dla przeproszenia za zniewagę. W zamożniejszych domach gospodarzy dla większego szacunku chleb kładziono na białym obrusie lub na białej serwecie, zaś normalnie kładziono go na czystym stole.
Nieraz na wiosnę, w lecie, czy jesienią widziało się robotników rolnych, jak orali, czy siali zboże, czy też jak inne roboty w polu wykonywali, a gdy przyszła pora śniadania lub podwieczorku (na wsi nazywano "juzyna"), to gospodyni przynosiła im w kobiałce, czy w torbie posiłki.
Robotnicy wtedy wyprzęgali konie, ustawiali je gdzieś przy miedzy, czy przy drodze, dawali im jeść owies i siano, poczem sami siadali gdzieś obok, zdejmowali nakrycie z głowy, żegnali się i dopiero zaczynali jeść. O tej samej porze widziało się i w innych miejscach grupki podobnych robotników rolnych spożywających posiłki. Poczem chwilę jeszcze odpoczywali i brali się dalej do pracy (...)
Natomiast w tomie III Józef Turała w ten sposób omawia sposób odnoszenia się osób młodszych do starszych i prowadzenia konwersacji przy odwiedzinach:
(...) Gdy będąc dziećmi z domu wychodzili do kościoła lub do szkoły, to rodziców i babcię całowali w rękę i mówili "Zostańcie z Bogiem"- i tak samo było, gdy wracali do domu, to mówili "Pochwalony Jezus Chrystus" i też całowali ich w rękę. (...) Ja już studentem byłem i dochodziłem do matury, a także w ten sposób żegnałem i witałem rodziców, gdy wychodziłem i gdy wracałem do domu, czy też gdy przyjeżdżałem na wakacje, czy święta, to chwaląc Boga całowałem Mamę i Ojca w rękę, a następnie w twarz- w policzek z jednej i z drugiej strony (...)
(...) gdy rodzice posyłali dzieci, czy to do rodziny, czy też do sąsiadów i znajomych z jakimś poleceniem, to dzieci tak były wyuczone, że gdy przyszły do ich domu, to najpierw mówiły "Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus", a następnie całowały w rękę tych krewnych, czy znajomych i sąsiadów, do których przyszły, a także i inne starsze osoby, jeśli one tam się znajdowały i wtedy dopiero dziecko śmiało wypowiadało, po co przyszło, jeszcze przez krótki czas odpowiadało na zadawane pytania, na przykład o zdrowiu rodziców, co porabiają, czy już w polu posiali?/posadzili ziemniaki?/posiekli zboża?/koniczyny?/wymłócili?/nawóz w pole wywieźli? (w zależności od pory roku), poczem już uważając, że sprawę załatwiło na odchodnem całowało w rękę krewnych, czy gospodarzy i mówiło "Zostajcie z Bogiem" i wychodziło (...)
Zwyczaj całowania w rękę był również powszechny w stosunku do księży i dotyczył nie tylko dzieci, ale i osób dorosłych. Pierwszym, który go zwalczał w Choczni był dopiero ksiądz wikary Leon Bzowski, sprawujący posługę w miejscowej parafii od 1932 roku. Przy próbach całowania ks. Bzowski chował ręce za siebie, tłumaczył, że takie zachowanie jest niehigieniczne i należy go stosować tylko w stosunku do płci pięknej i osób starszych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz