Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ofiary. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ofiary. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 22 stycznia 2024

Chocznianin wśród ofiar zagłady oddziału partyzanckiego „Błysk” w czasie drugiej wojny światowej

 

9 maja tego roku minie 80 lat od zagłady oddziału Armii Krajowej „Błysk”, do którego doszło w Łubach Sobieńskich na Kielecczyźnie.

Dzień wcześniej ponad dwudziestoosobowa grupa partyzantów dotarła do liczących zaledwie kilka zagród Łub (Łubów?) na postój po długim marszu. Na czele oddziału stał pochodzący ze Śląska Cieszyńskiego porucznik Wilhelm Czulak pseudonim „Góral”, który pozwolił pięciu (według innych źródeł czterem) podwładnym na udanie się do rodzin w okolicznych wsiach. Wśród nich był plutonowy Jan Włodarski pseudonim „Tomek”, dowodzący tym oddziałem przed dołączeniem „Górala”. Mieszkańcy Łub (określanych też jako Kolonia Ludwików) byli przestraszeni przybyciem partyzantów, obawiając się pacyfikacji ze strony Niemców. Dlatego wszyscy mężczyźni w sile wieku uciekli do lasu, a w Łubach pozostali tylko starcy, kobiety i dzieci. Niemiecka reakcja na pojawienie się partyzantów była niespodziewanie szybka. Według powojennych zeznań jednego ze świadków zostali oni o tym poinformowani przez miejscowego sołtysa.

Nad ranem 9 maja kompania niemieckiej żandarmerii i granatowi policjanci otoczyli wieś, zaskakując partyzantów. Niemcy byli uzbrojeni w ciężki sprzęt maszynowy, broń automatyczną i granaty. Wywiązała się strzelanina, a nad wsią dodatkowo pojawił się niemiecki samolot, z którego zrzucano na partyzantów wiązki granatów. Członkowie oddziału „Błysk” w większości nie brali wcześniej udziału w poważniejszych akcjach zbrojnych, byli mniej liczni oraz gorzej uzbrojeni i dlatego nie mieli większych szans w tym trwającym pięć godzin starciu. Poległo 16 z nich, a jeden dostał się do niewoli (według innych źródeł dwóch). Jako ostatni miał zginąć plutonowy Piotr Szymański pseudonim „Mrówka”, który zastrzelił się z pistoletu ostatnim posiadanym nabojem. Podczas wymiany ognia śmierć poniosła także młoda ciężarna mieszkanka wsi i jej roczny syn. Wszystkie zabudowania Łub Sobieńskich spłonęły.

Po walce Niemcy ułożyli zwłoki partyzantów na stosie chrustu i drewna, który następnie podpalili. Zaraz po odjeździe żandarmów pozostali przy życiu mieszkańcy wsi ugasili podpalony stos, sypiąc na niego piasek. Mimo to zwłoki poległych partyzantów uległy nadpaleniu i był problemy z ich identyfikacją. Może dlatego współczesne źródła podają różniące się od siebie listy ofiar tej tragedii.

Zwłoki złożono w piwnicy jednego ze spalonych domów, okryto słomą i przysypano ziemią, a wojskowy pogrzeb ofiar odbył się kilka tygodni później w lesie koło Zakrzowa. Po wojnie przeprowadzono ekshumację i szczątki poległych partyzantów 27 sierpnia 1945 roku spoczęły ostatecznie na cmentarzu w Paradyżu.

Nadpalone zwłoki partyzanów w Łubach
Autor: Bohdan Borowski
Źródło: stowbial.pl

Zostali oni upamiętnieni na płycie nagrobnej w Paradyżu, poprzez pamiątkowy krzyż z tablicą w Łubach Sobieńskich oraz na tablicach pamiątkowych: przy wejściu do kościoła w Białaczowie i w kościele ojców bernardynów w Piotrkowie Trybunalskim.

Tablica na cmentarzu w Paradyżu
Źródło - wikipedia

Krzyż pamiątkowy w Łubach
Źródło - wikipedia

Zarówno na płycie nagrobnej, jak i na tablicy w Białaczowie, wśród poległych członków oddziału „Błysk” wymieniono plutonowego Józefa Buczka pseudonim „Mewa”, który urodził się 1 lutego 1918 roku w Choczni, jako syn Mikołaja i Anny z domu Mlak. Buczek przed wojną był mieszkańcem Częstochowy i zawodowym żołnierzem. Natomiast jego nazwisko nie jest wymienione na tablicy umieszczonej na pamiątkowym krzyżu w Łubach Sobieńskich.

Śmierć Buczka w starciu w Łubach potwierdza także akt o stwierdzeniu jego zgonu, wydany przez Sąd Grodzki w Częstochowie, który przechowywany jest w zasobach archiwalnych IPN.



poniedziałek, 8 maja 2023

Mendel Bleiberg – choczeński Żyd, który uniknął Holokaustu

 


Tylko nielicznym Żydom urodzonym w Choczni udało się uniknąć zagłady w czasie II wojny światowej. Przeżyli głównie ci z nich, którym udało się wcześniej wyjechać do Stanów Zjednoczonych Ameryki, do Palestyny, czy do Wielkiej Brytanii.

Do tych, którym udało się uniknąć Holokaustu zaliczał się Mendel Bleiberg, który przyszedł na świat w Choczni 5 marca 1899 roku. Jego ojcem był Israel Bleiberg, pochodzący z miejscowości Wielkie Oczy (obecnie gmina w powiecie lubaczowskim przy granicy z Ukrainą), a matką Reisel Schöngut, wywodząca się z żydowskiej rodziny osiadłej w Choczni- jej brat Joachim (Chaim) Schöngut był znanym choczeńskim rzeźnikiem. Israel Bleiberg poślubił Reisel w 1898 roku i jednocześnie uzyskał w Wadowicach dyplom czeladnika – cholewkarza oraz zapisał się do miejscowego cechu szewskiego. Później nadal pracował w tym zawodzie, już jako mistrz cholewkarski i nauczyciel, u którego terminowali kolejni adepci cholewkarstwa. Nie wiadomo, kiedy przeprowadził się z żoną i synem do Wadowic, w każdym razie kolejne jego dzieci rodziły się już poza Chocznią.

Młody Mendel od 1911 roku uczęszczał do wadowickiego gimnazjum, a w czasie I wojny światowej kontynuował naukę w gimnazjum w morawskich Hranicach (1915-1917). Pod koniec wojny został powołany do armii austriackiej i walczył na froncie włoskim, gdzie w 1918 roku dostał się do niewoli.

Po uwolnieniu we wrześniu 1919 roku zamieszkał w Wiedniu. Tam ukończył roczną szkołę handlową i podjął pracę jako urzędnik bankowy (kasjer) w Länderbank (1921-25). W tym czasie występował nie jako Mendel, lecz Emmanuel Bleiberg.

Następnie pracował jako handlowiec w branży mięsnej i handlu bydłem oraz ukończył kursy napraw aparatów radiowych.

25 sierpnia 1936 roku poślubił w miejskiej synagodze trzynaście lat młodszą od siebie Amalię Hallemann rodem z Drohobycza, z zawodu krawcową, z którą zamieszkał przy ulicy Ferdinandstrasse 20.

W 1938 roku Bleiberg został uwięziony w KL Dachau (więzień nr 27701), ale zwolniono go 21 grudnia tego samego roku. W lutym 1939 roku złożył podanie o zezwolenie na emigrację, podając podstawowe dane ze swojego życiorysu, posiadane umiejętności zawodowe i znajomość języków (niemieckiego, włoskiego, polskiego, czeskiego i hebrajskiego). Chciał wraz z żoną za wszelką cenę opuścić hitlerowską Austrię i dlatego kierunek wyjazdu nie został jednoznacznie określony - w grę wchodziła Południowa Afryka, Argentyna, Australia, USA, czy Palestyna, gdzie mieszkał jego kuzyn Emanuel Luftglas. Ostatecznie udało mu się za 800 marek wykupić dwa bilety na parowiec, który z austriackiego Triestu płynął do Chin. Tam jednak nie dotarli- z greckiej wyspy Rodos przypłynęli statkiem do portu Netanja w Palestynie i trafili do obozu uchodźców w Sarafand.

Kwestionariusz wyjazdowy

Angielskie władze policyjne uznały ich przyjazd za nielegalny i w sierpniu 1939 roku wydały decyzję o deportacji. Na szczęście deportowano ich nie do wcielonej do Rzeszy Austrii, lecz do obozu internowania na wyspie Mauritius. Z dokumentu o deportacji pochodzi niewyraźne zdjęcie Mendla i opis jego cech fizycznych (wzrost 176 cm, szare oczy, kasztanowe włosy itd.)

Po wojnie Bleibergowie zamieszkali w Izraelu. Mendel zmarł w 1967 roku w Tel Aviv jako Menachem Bleiberg.

Według złożonych przez niego zeznań, zachowanych w archiwach Yad Vashem (jerozolimskiego Instytutu Pamięci Męczenników i Bohaterów Holokaustu) jego matka Reisel zmarła przed wojną, a ojciec Israel Bleiberg  miał zginąć w Auschwitz w 1943 roku. Ofiarami Shoah (Holokaustu) byli według niego także jego siostra Estera, urodzona w 1908 roku w Wadowicach i brat Tzvi Elimelekh (ur. 1904), zwany także Hermanem. Ich śmierć potwierdza również wadowicka Księga Pamięci Ofiar Holokaustu (Yizkor).

Świadectwo o śmierci Israela Bleiberga
Źródło Yad Vashem

Trudno kwestionować te dane, zastanawia jednak, że na cmentarzu żydowskim w Wiedniu spoczywa niejaki Israel (Isidor) Bleiberg, urodzony w Wielkich Oczach, który zmarł 30 grudnia 1937 roku. Prawdopodobnie nie był to jednak ojciec Mendla, a być może jakiś jego krewny (?) pochodzący z tej samej miejscowości, ponieważ według nagrobka był młodszy od cholewkarza z Wadowic (z drugiej strony dokładna data urodzenia ojca Mendla nie jest znana).

czwartek, 16 marca 2023

Migawki z czasów niemieckiej okupacji

 

Okupanci niemieccy zamierzali zmienić nazwę Choczni na lepiej brzmiącą w ich języku. Wysunięta przez nich propozycja nowej nazwy w postaci Hotzenwald nigdy jednak nie weszła w życie.

Jako ciekawostkę można podać proponowane nazwy dla innych okolicznych miejscowości:

  • Frydrychowice: Teichenfriedrichsdorf (pierwszy człon nazwy od stawów),
  • Gorzeń Dolny: Schauenbrand (dosłownie wyglądający na oparzenie- Gorzeń skojarzył się twórcom propozycji ze słowem gorze/ogień- po  niemiecku Brand),
  • Kaczyna: Entenbach (dosłownie Kaczy Potok),
  • Radocza: Freudenhöhe (gdzie człon Freuden oznacza radość, co może kojarzyć się z początkiem nazwy polskiej Rado-)
  • Tomice: Thomsrode,
  • Wadowice: Frauenstadt,
  • Zawadka: Wenigenmauthen.
----

Wśród obostrzeń, które dotknęły chocznian w czasie okupacji niemieckiej, znalazły się też takie, które ograniczały ich życie religijne.

Już 31 października 1939 roku wydano zarządzenie zezwalające na odprawianie nabożeństw tylko od godziny 9 do 11 przed południem, a od 1940 roku wolno było odprawiać msze tylko w  niedziele i najważniejsze święta kościelne. Polakom nie wolno było też chodzić na nabożeństwa niemieckie. Zgodnie z niemiecką tendencją do regulowania wszystkiego przepisami, spowiedź dorosłych była dozwolona tylko w soboty między 14.00 a 18.00. Wprowadzono również zakaz zawierania małżeństw dla Polaków poniżej określonego wieku- 28 lat dla mężczyzn i 25 lat dla kobiet. Zdarzało się, że pary, które nie spełniały tego warunku, w porozumieniu z miejscowymi proboszczami zawierały małżeństwa potajemne. Jednym z nich był związek Marii Kręcioch i Bolesława Tomiczka z Targanic, który został zawarty w 1944 roku w prywatnym mieszkaniu w Andrychowie tylko w obecności świadków, a bez asysty księdza, któremu po ewentualnym ujawnieniu takiego faktu groziłaby surowa odpowiedzialność karna. Przebieg ceremonii był konsultowany wcześniej z dziekanem wadowickim ks. Prochownikiem. Po wojnie pojawił się problem z ważnością tego małżeństwa, ponieważ strony nie wyraziły na nie zgody słownej, lecz tylko zaakceptowały związek przez podpisanie umowy. To stało się dla Tomiczka jednym z pretekstów do próby podważenia ważności jego małżeństwa, ale Trybunał Kościelny nie podzielił tej opinii i nie wyraził zgody na unieważnienie związku.

----

24 marca 1943 roku Izba Cywilna Sądu Krajowego w Bielsku orzekła o rozwodzie i podziale majątku:

- Józefa Wołka, zamieszkałego Bielitz Ost, Radomerstrasse 19

i

- Marii Wołek z domu Ruła, zamieszkałej Bielitz Ost, Hettwerstarsse 90

którzy zawarli małżeństwo 25 listopada 1936 roku w Choczni w miejscowym kościele katolickim.

Fragment nagłówka pisma z decyzją

To jedno z pierwszych orzeczeń o rozwodzie osób związanych z Chocznią.

Maria Ruła urodziła się w Choczni w 1912 roku, jako córka Marcina i Ludwiki z domu Widlarz.

W 1960 roku wyszła ponownie za mąż w Bielsku za Ignacego Byrskiego.

Zmarła w 1982 roku.

----

Według Józefa Turały autora „Kroniki wsi Chocznia” niemiecki kierownik szkoły w Choczni zarządził zniszczenie polskich książek z biblioteki szkolnej i pomocy naukowych, które spalono na szkolnym podwórzu. W podobny sposób zniszczono część archiwum Jozefa Putka

Osobą odpowiedzialną za ten akt wandalizmu był  Alwin Adolf Ruppelt, który pochodził z Wielkopolski. Urodził się w 1890 roku w Krzywinie, jako syn Paula i Idy Werner. Przed wojną był nauczycielem w Otorowie koło Szamotuł i w Niederröblingen w Saksonii-Anhalt. Ruppelt uniknął jakiejkolwiek odpowiedzialności za swoje decyzje.

Żył jeszcze długo po wojnie- zmarł 12 września 1971 roku we wsi  Bexhövede w Dolnej Saksonii.

A oto jego fotografia:

----

2 marca 1943 roku niemieccy żandarmi zabili w Choczni uciekiniera z transportu do KL Auschwitz 23-letniego Józefa Lecha z Krakowa. Według niektórych źródeł Lech zbiegł już 20 lutego, czyli 10 dni przed tym, zanim został wytropiony i zabity.

czwartek, 16 lutego 2023

Zbigniew Szczerczak z Choczni zamordowany w Katyniu

 Zbigniew Szczerczak to jedna z dwóch osób urodzonych w Choczni, które zginęły zamordowane w 1940 roku w Katyniu. Jednak poza miejscem urodzenia nic z Chocznią go nie łączyło. To, że jego rodzice- Stanisław Szczerczak z Wieliczki i Waleria z domu Gałczyk pojawili się w Choczni w 1905 roku, spowodowane było zatrudnieniem Stanisława w szkole w Choczni Dolnej. Stało się to zaraz po uzyskaniu przez niego uprawnień do nauczania w szkołach pospolitych. Szczerczakowie mieszkali w Choczni tylko w 1905 i 1906 roku i właśnie w tym czasie, a dokładnie 3 kwietnia przyszedł na świat ich syn, którego ochrzcili imionami Zbigniew i Julian. W 1915 roku dziewięcioletni Zbigniew rozpoczął naukę w szkole w Łostówce koło Limanowej, czyli w kolejnym miejscu pracy jego ojca. Ostatecznie edukację na szczeblu podstawowym zakończył w 1922 roku w siedmioklasowej powszechnej szkole męskiej w Tarnowie. Idąc w ślady ojca kontynuował naukę w Seminarium Nauczycielskim imienia Jędrzeja Śniadeckiego w Tarnowie, gdzie 1 czerwca 1927 roku uzyskał świadectwo dojrzałości. Był wówczas mieszkańcem Zawady w powiecie tarnowskim. Najwyższe oceny (bardzo dobre) miał z nauki religii oraz muzyki i śpiewu. Natomiast z języka polskiego, niemieckiego, matematyki, fizyki z chemią i mineralogią, biologii, higieny oraz nauki o Polsce współczesnej wpisano mu na świadectwie oceny dostateczne. Od lipca 1927 roku Zbigniew Szczerczak odbywał służbę wojskową- najpierw w Szkole Podchorążych Rezerwy Piechoty w Krakowie, a następnie jako plutonowy podchorąży praktykował w 53 Pułku Piechoty w Stryju. 20 września 1928 roku został przeniesiony do rezerwy. Jeżeli chodzi o jego dalszą karierę wojskową, to 1 stycznia 1931 roku został podporucznikiem mianowanym, przydzielonym do 73 pułku piechoty. Brał też udział w ćwiczeniach w 1932, 1934 i 1936 roku. W tym czasie pracował już w zawodzie nauczycielskim. Dekretem Wojewody Śląskiego z 2 października 1928 roku został mianowany tymczasowym nauczycielem publicznej szkoły powszechnej w Bytkowie i 12 października podjął obowiązki służbowe. Wcześniej, bo 21 września, uzyskał świadectwo lekarskie o przydatności fizycznej do zawodu nauczycielskiego, w którym przeczytać można, że „nie wykazał żadnych zboczeń w organizmie, któryby uniemożliwiały mu pracę nauczycielską”. Zaraz po rozpoczęciu pracy w Bytkowie złożył prośbę o pozwolenie na naukę w seminarium przy Konserwatorium Muzycznym w Katowicach i mimo odmowy ze strony kuratorium zaczął uczęszczać na zajęcia od 5 października. Na początku 1932 roku Szczerczak złożył podanie o dopuszczenie do egzaminu kwalifikacyjnego dla nauczycieli i przedłożył pracę pisemną „Dlaczego nawiązałem kontakt z domem moich wychowanków”. Zawarł w niej dość ciekawe obserwacje na temat środowiska,  w którym pracował i jego uczniów, wywodzących się przeważnie z rodzin górniczych, często dotkniętych bezrobociem. Z tego powodu każdy wydatek na edukację dzieci był dla nich dużym problemem. Podał tu przykład arkusza papieru kolorowego do wycinanek, kosztującego 4 grosze, na którego zakup zdecydowało się tylko kilkoro rodziców. Reszta twierdziła, że jest zbyt biedna i nie stać ich na zakup, a 4 grosze znaczy dla nich więcej,  niż dla niego 100 złotych. Przy czym największe pretensje mieli do niego ci, których widywał w restauracjach, gdy spożywali alkohol kosztujący wielokrotnie więcej niż owe 4 grosze. Praca pisemna uzyskała jednak ocenę niedostateczną, co w połączeniu z niezadowalającą opinią o jego pracy ze strony inspektora szkolnego spowodowało, że nie został dopuszczony do egzaminu ustnego. W związku z tym musiał napisać nową pracę pisemną, tym razem ocenioną pozytywnie i przystąpić do egzaminu ustnego w dniu 9 grudnia 1932 roku. W części praktycznej prowadził pokazowe lekcje z rachunków, języka polskiego i z geografii, z których uzyskał ocenę dostateczną, podobnie jak z pytań teoretycznych. Wobec tych wyników od 1 stycznia 1933 roku został mianowany stałym, a nie jak dotąd tymczasowym, nauczycielem szkół publicznych. W 1934 roku Szczerczak został komendantem Związku Strzeleckiego w Bytkowie i podjął dodatkową pracę w dokształcającej szkole wiejskiej w Bytkowie w wymiarze 4 godzin tygodniowo. Jego wynagrodzenie z pracy podstawowej wynosiło wtedy 300 złotych brutto. 14 lipca 1935 roku Zbigniew Szczerczak poślubił dziesięć lat młodszą Stefanię Jadwigę Marię Kupetz (w późniejszych dokumentach jako Kupiec) z Bytkowa i trzy lata później został ojcem Ilony Stefanii. Ostatni rok przed wybuchem wojny Szczerczak przepracował w szkole w Michałkowicach (dziś dzielnica Siemianowic Śląskich).

We wrześniu 1939 roku Zbigniew Szczerczak został zmobilizowany i uczestniczył w wojnie obronnej jako żołnierz 73 pułku piechoty. Po zajęciu terenów wschodniej Polski przez Armię Czerwoną dostał się do niewoli sowieckiej i był internowany w obozie jenieckim w Kozielsku. Obóz ten powstał na bazie pomieszczeń domu wczasowego im. Gorkiego, w budynkach starego monasteru „Pustelnia Optyńska”,  5 km od miejscowości Kozielsk w obwodzie smoleńskim, a 7 km od stacji kolejowej. Z tej stacji w kwietniu 1940 roku wywożono jeńców pociągami do Gniezdowa, a następnie transportowano ich autobusami więziennymi na miejsce kaźni w lesie rozciągającym się między Gniezdowem a Katyniem. Tam między 20 a 22 kwietnia Szczerczak został zamordowany strzałem w potylicę w zbiorowej egzekucji przeprowadzonej przez NKWD.

W czasie ekshumacji szczątków ofiar nie został zidentyfikowany. W 2007 roku pośmiertnie awansowano go na stopień porucznika.

Życiorys z 1928 roku


poniedziałek, 18 stycznia 2021

Represjonowani przez organy władzy sowieckiej w czasie II wojny światowej- uzupełnienie

 Dwa ciekawe uzupełnienia do listy chocznian represjonowanych przez organy władzy sowieckiej w czasie II wojny światowej (link) przyniosło przeszukanie źródeł rosyjskich.

Pierwsza z dodanych osób to Rolman Schöngut:

Рольман Якимович Шенгут  (1911, Краковская губ., Хочня, евреи)

Rolman Jakimowicz Schöngut, urodzony w 1911 roku, województwo krakowskie, Chocznia, Żyd.

Otczestwo (imię odojcowskie) Jakimowicz wskazuje, że Rolman był synem Joachima.

I rzeczywiście mieszkańcem Choczni był rzeźnik Joachim Schöngut, urodzony w 1877 roku, jako syn Mojżesza Haasa i Nachy Schöngut. W 1903 roku poślubił w Wadowicach Feiglę Jarod z Chrzanowa, a w 1923 roku Dobre Malkę Hochbaum. 

W takim razie ów Rolman musiał być synem Joachima i Feigle oraz bratem: lekarza Szymona Schönguta (ur. 1903), Emanuela Schönguta (ur. 1909) i Chaima Henryka Schönguta (ur. 1912).

Rolman Schöngut miał przed wybuchem II wojny światowej zamieszkiwać we Lwowie. Po wkroczeniu Armii Czerwonej i zaprowadzeniu radzieckich porządków został deportowany na północ do obwodu archangielskiego. 24 lipca 1940 roku osadzono go w specposiołku Mużykowo- obozie specjalnym dla deportowanych. Rygor pobytu w specposiołkach był mniejszy niż w łagrach, ale panował tam jednak głód i duża śmiertelność, a lokatorzy baraków zamieszkiwali w brudzie, wilgoci, zaduchu, w mroku, wśród karaluchów, pcheł, wszy i pluskiew, gryzoni, w ciągłym zagrożeniu epidemiologicznym (A. Witkowski, "Ludobójstwo i deportacje"). Osoby powyżej 14 roku życia i sprawne fizycznie zmuszano do ciężkich prac, na przykład wyrębu lasu. Dalsze losy Rolmana nie są znane.

Podobne represje dotknęły także pochodzącą z Choczni Agnieszkę Sikora. 

Войчак Агниша Александровна

(1909,Краковская обл.,Хочня, Вадовицкий р-н, полька).

W dokumentach rosyjskich podana jest z przyjętym po ślubie nazwiskiem Wójciak i otczestwem Aleksandrowna, jako Polka urodzona w 1909 roku w Choczni, powiat Wadowice, województwo krakowskie.

Faktycznie w choczeńskich metrykach chrztów z tego okresu figuruje Agnieszka Sikora, córka Aleksego i Anny z domu Gawęda, urodzona 12 stycznia 1909 roku pod numerem 166.
Agnieszka Wójciak była przedwojenną mieszkanką Krutuły koło Tłumacza w województwie stanisławowskim. 10 lutego 1940 roku deportowano ją z synem Janem (ur. 1933) i dwiema córkami: Władysławą (ur. 1934) oraz Krystyną (ur. 1936) do wsi Kyłtowo w Republice Autonomicznej Komi (Księga Pamięci Republiki Komi),  a następnie przeniesiona do specposiołka Wietka, gdzie 13 marca 1941 zmarł jej syn Jan. Wcześniej Agnieszka straciła kontakt ze swoim mężem Józefem, który już nigdy się nie odnalazł. Niejasne są również dalsze losy jej córki Krystyny.
Agnieszka i Władysława Wójciak przeżyły szczęśliwie okres represji i w 1946 roku dotarły do Stanów Zjednoczonych Ameryki, przekraczając pieszo granicę między Meksykiem a USA.
Ta informacja pojawiła się już w ubiegłorocznej notatce "Fotografie choczeńskich emigrantów" (link), gdzie znajduje się także fotografia Agnieszki Wójciak i jej amerykańska historia.


czwartek, 26 listopada 2020

Niedoszła ofiara zamieszek przed plebiscytem na Śląsku Cieszyńskim

 Po wojnie polsko-czeskiej o Śląsk Cieszyński w 1919 roku obie strony konfliktu przystąpiły do negocjacji pokojowych. Na międzynarodowej konferencji w Paryżu ustalono, że o przynależności państwowej tych terenów zadecyduje plebiscyt przeprowadzony wśród ich mieszkańców.

Tymczasem na spornym obszarze Śląska Cieszyńskiego dochodziło do licznych zamieszek, prowokacji, pogromów i napadów bojówek. Sytuacji nie uspokoiło nawet wprowadzenie międzynarodowych sił rozjemczych.

Niedoszłą ofiarą pogromu w Orłowej (dziś Orlova koło Ostrawy w Czechach) w maju 1920 roku był mieszkaniec Choczni Franciszek Byrski.

O jego sprawie pisały wówczas "Dziennik Cieszyński", "Gwiazdka Cieszyńska" i ukazujący się w Warszawie "Robotnik" - organ Polskiej Partii Socjalistycznej. Właśnie w tym ostatnim piśmie w wydaniu z 4 czerwca znalazła się następująca informacja:

"Z Orłowej nam donoszą, że zmarł tam Franciszek Bierski, chłopak z Wadowic, który przypadkowo przyjechał do Orłowej. 25 maja pchnięto go wtedy nożem i od ciężkiej rany w płucach chłopak zmarł."

Znacznie więcej szczegółów znalazło się w artykule "Gwiazdki Cieszyńskiej" z 9 czerwca, opartej na relacji inżyniera Józefa Kiedronia (przyszłego ministra przemysłu i handlu):

"Koło godziny 9. agenci przyprowadzili do naszej celi nowego towarzysza niedoli- młodego, bardzo sympatycznego chłopaka w wieku lat około 18, który już z zewnętrznego wyglądu swoje nietutejsze pochodzenie zdradzał. Zapytany przez nas, opowiedział nam, że wyjechał dnia poprzedniego z Wadowic, by udać się do brata, pracującego od niedawna we Frysztacie. Na swoje nieszczęście zdrzemnął się w pociągu, przejechał Karwinę i został przez konduktora wysadzony w Orłowej, gdzie czekał na najbliższy pociąg w stronę Karwiny. Nad ranem zjawiła się na dworcu bojówka czeska i zaprowadziła go do ratusza, gdzie go trzymano, zbito i następnie wrzucono do naszej celi. Odtąd dzielił już nasz los, który u niego zakończył się jeszcze tragiczniej. Kiedy komitet plebiscytowy czeski ściągnął już dostateczną ilość bojówek, otworzono (...) po południu drzwi aresztu i rzucono nas na pastwę rozbestwionego tłumu. (...) Bierski oprócz ciężkiego pobicia palkami otrzymał od jednego z bandytów pchnięcie długim nożem czy bagnetem w pierś, przyczem przecięto mu płuca. Zalewającego  się krwią rozbestwieni bandyci nie pozwolili odprowadzić do szpitala, znajdującego się obok, lecz przywleczono go do (...) sierocińca. Widać oprawcom chodziło o ewentualne zatajenie jego śmierci. (...) W sierocińcu nie było nie tylko lekarza, lecz także żadnych opatrunków. Gdy stan zdrowia Bierskiego stawał się coraz groźniejszy, zdecydowano się nareszcie zaprowadzić go do lekarza- lecz i tu wychodzi na jaw cała ohyda postępowania owych bandytów. Nie przysłano lekarza prawie umierającemu, nie zaprowadzono go do któregoś z pobliskich doktorów lub niedalekiego szpitala, lecz wleczono go do Dąbrowy, do dr Buzka, oddalonego o godzinę drogi !

Dr Buzek po założeniu opatrunku odesłał go do szpitala w Orłowej, gdzie go natychmiast operowano. Ogromne wycieńczenie i męki, jakie przechodził, kilkagodzinne odmówienie opieki lekarskiej i upływ krwi spowodowały jego śmierć ! Umarł jako nowa ofiara niewinna rozbestwionych czeskich bojówek w Orłowej !"

Ale już niecały tydzień później "Gwiazdka Cieszyńska" opublikowała sprostowanie Międzynarodowej Komisji Plebiscytowej, z którego wynika, że Franciszek Byrski jednak przeżył. Czytamy w nim:

"Mamy zaszczyt donieść, że przeczytawszy list inż. Kiedronia (...) w sprawie tragicznej śmierci niejakiego Franciszka Bierskiego, zbitego przez bandytów w Orłowej dnia 15 maja br., poranionego nożem i zmarłego po ciężkich udrękach, udaliśmy się do szpitala w Orłowej celem otrzymania szczegółów, pozwalających na poważną opinię w tej sprawie. Naczelny lekarz szpitala opowiedział nam, co następuje. Dnia 16 maja 1920 zgłosił się do szpitala w Orłowej niejaki Bierski Franciszek, urodzony w Kaczynie (Galicya) w roku 1902, zamieszkały w Choczni przy Wadowicach (Galicya), a obecnie na czas plebiscytu u swego brata, robotnika we Frysztacie. Bierski otrzymał kilka uderzeń laską i jedno pchnięcie nożem, które zraniło szczyt jednego płuca. Dnia 28 maja br, to znaczy 13 dni po wypadku Bierski wyszedł ze szpitala całkiem uzdrowiony i wrócił do swojej rodziny. Słowa lekarza naczelnego potwierdza register przybycia i wyjścia ze szpitala, który jak mogliśmy się przekonać jest zupełnie w porządku."

Śmierć Franciszka Byrskiego była więc tylko (a dla niego na szczęście) faktem propagandowym. W rzeczywistości zmarł on dopiero 30 grudnia 1989 roku, dożywszy 87 lat. Jego nagrobek znajduje się do dziś na choczeńskim cmentarzu.

Natomiast relacja inż. Kiedronia z zajść w dniu 15 maja była nieścisła być może z tego powodu, że w czasie wywlekania z aresztu w gmachu straży pożarnej przedstawicieli miejscowej polskiej inteligencji został on pobity do nieprzytomności. 

Wspomniany wyżej plebiscyt nie doszedł ostatecznie do skutku. Sporny obszar Rada Ambasadorów podzieliła arbitralnie 28 lipca 1920 roku, w wyniku czego Polsce przypadło 44 % terenu, a reszta (z Trzyńcem, Karwiną, Jabłonowem i lewobrzeżnym Cieszynem) znalazła się w granicach Czechosłowacji.




piątek, 31 lipca 2020

Zapomniani żołnierze nieznanej wojny

Na pytanie, w którym konflikcie zbrojnym zginęło najwięcej żołnierzy z Choczni, odpowiedzi brzmiałyby zapewne- w drugiej lub ewentualnie pierwszej wojnie światowej.
W rzeczywistości zdecydowanie najwięcej żołnierzy z Choczni zginęło, zmarło lub zaginęło bez  śladu w pierwszym ze światowych konfliktów, a ich liczba według moich obliczeń wynosi 58.
Natomiast II wojna światowa, która przyniosła z kolei najwięcej ofiar wśród ludności cywilnej, o dziwo pochłonęła życie tylko około (w zależności od przyjętych kryteriów) 10 żołnierzy z Choczni: uczestników kampanii wrześniowej 1939 roku, podkomendnych gen. Andersa, straconych na wschodzie jeńców wojennych oraz marynarza poległego na ORP Orkan i jednego z żołnierzy niemieckiego Wehrmachtu.
Niespodziewanie okazuje się jednak, że w tej tragicznej statystyce dorównuje II wojnie światowej pewien zapomniany konflikt z połowy XIX wieku, rozstrzygany na polach bitewnych północnych Włoch.
Chodzi o tak zwany okres Wiosny Ludów i reakcję armii austriackiej na powstanie wywołane przez Włochów w prowincjach Lombardia i Wenecja, które podjęły próbę odłączenia się od imperium austriackiego. To konflikt istotny dla współczesnych Włoch, ponieważ właśnie te wydarzenia stoją u zarania zjednoczenia i odrodzenia tego państwa.
8 lutego 1848 roku król Sardynii Karol Albert wydał ustawę wprowadzającą dwuizbowy parlament i prawo wyborcze na wzór konstytucji francuskiej z 1830 roku. Gdy 18 marca 1848 roku w Mediolanie wybuchł bunt i po pięciu dniach walk miasto opuścił austriacki garnizon pod dowództwem hrabiego Radetzkiego, wówczas król Karol Albert wezwał Włochów do „świętej wojny” przeciwko Austriakom. Podobnie było w Wenecji, w rękach powstańców znalazły się prawie całe północne Włochy. Radetzky, na którego cześć Johan Strauss skomponował później słynny marsz, schronił się w silnie ufortyfikowanej Veronie i zamierzał tak długo opierać się Włochom, aż otrzyma posiłki wezwane z głębi monarchii austriackiej. Dla wsparcia wojsk Radetzkiego wyruszył także 56 pułk piechoty, do którego rekrutowano żołnierzy z okolicy Wadowic.
56 pp wszedł w skład jednej z trzech brygad korpusu obwodowego, dowodzonego przez hrabiego Nugenta, który połączył się później z wojskami Radetzkiego. Walczący w nim żołnierze z Choczni brali udział między innymi w zdobyciu Vicenzy i starciach na wzgórzach St. Giustina. Wśród rannych w tej bitwie znalazł się 23-letni Jakub Pindel, syn Józefa i Franciszki z domu Szczur. Niestety jego obrażenia były na tyle poważne, że dwa miesiące później zmarł w szpitalu wojskowym w Veronie.
W lipcu 1848 roku Austriacy zwyciężyli Włochów pod Custozą. W drodze na przyszłe pole bitwy zmarło z powodu upału 16 żołnierzy 56 pp, a dwóch doznało pomieszania zmysłów. W sierpniu wojska cesarskie zajęły Mediolan, stolicę Lombardii i zmusiły króla Karola Alberta do podpisania rozejmu na niekorzystnych warunkach.
To nie zakończyło jednak starć. We Włoszech wybuchło powstanie ludowe, a  jednym z jego przywódców został Giuseppe Garibaldi. W walkach przeciwko powstańcom brał także udział 56 pułk piechoty. Po zawieszeniu broni walki we Włoszech zostały wznowione w marcu 1849 roku. Co ciekawe, regularną armią włoską dowodził wówczas generał Wojciech Chrzanowski, były żołnierz armii Napoleona i powstaniec listopadowy. Ostatecznie walki o niepodległość Włoch zakończyły się tym razem porażką i północne prowincje pozostały nadal pod władzą Austrii. 
Bataliony 56 pułku piechoty wymiennie aż do 1854 roku pełniły służbę na granicy ze Szwajcarią, by uniemożliwić przenikanie powstańców, zaopatrzenia i broni.
W schyłkowym etapie konfliktu śmierć poniosło aż 9 chocznian, najczęściej zresztą w wyniku panującej cholery i dyzenterii, a  nie bezpośrednich starć zbrojnych.
Ich nazwiska można odtworzyć z zachowanego w archiwach rejestru zgonów (Sterb Register). Byli to według pisowni oryginalnej:
  • Johann Dombrowski (Jan Dąbrowski) lat 25, który zmarł w szpitalu w Piacenzy,
  • Ludwig Szczur (Ludwik Szczur) lat 23, zmarły w Ankonie,
  • Jakob Brandys (Jakub Brandys) lat 23, zmarły w mieście Brescia,
  • Franz Szczur (Franciszek Szczur) lat 22, zm. Bergamo,
  • Martin Drappa (Marcin Drapa) lat 23, zm. Brescia,
  • Johann Dziadek (Jan Dziadek) lat 24, zm. Bergamo,
  • Sebastian Streczon (Sebastian Strzeżoń) lat 24, zm. Brescia,
  • Nicolaus Saika (Mikołaj ?) lat 23, zm. Bergamo,
  • Johann Guzdek (Jan Guzdek) lat 22, zm. Piacenza.
Do Choczni przyporządkowano także błędnie Lorenza Jurisa z Sopotni.
Prawdopodobnie zapis dotyczący śmierci Jana Dziadka jest także błędny. W Choczni urodził się w tych czasach tylko jeden Jan Dziadek, zakładając nawet dziesięcioletni margines w stosunku do podanego w Sterb Register wieku. Tenże Jan Dziadek żył według metryk choczeńskich w latach 1827-1875, w 1863 roku poślubił Franciszkę z domu Buldon, a rok później przyszedł na świat jego syn- również Jan. Nie mógł więc stracić życia w połowie XIX wieku w kampanii przeciw zbuntowanym Włochom.
W wojnie we Włoszech brali najprawdopodobniej również udział: Tomasz Ramza, Wojciech Koman, Michał Zając i Jan Bylica, zmarli w szpitalach wojskowych w Wadowicach i Bochni po powrocie pułku do Galicji.

środa, 15 kwietnia 2020

Chocznianie w Związku Inwalidów Wojennych

Związek Inwalidów Wojennych (obecna pełna nazwa to Związek Inwalidów Wojennych Rzeczypospolitej Polskiej) to organizacja kombatancka skupiająca w swoich szeregach osoby posiadające status inwalidy wojennego lub wojskowego a także osoby represjonowane, ustawowo korzystające z uprawnień inwalidów wojennych oraz rencistów wojskowych.
Oddział wadowicki ZIWRP powstał już w 1919 roku. W 1950 roku został zlikwidowany, by odrodzić się sześć lat później pod nazwą Związek Inwalidów Wojennych PRL. Po 1989 roku związek powrócił do historycznej nazwy.
Aktualnym prezesem wadowickiego oddziału ZIWRP jest pan Stanisław Tyrybon, mieszkaniec Andrychowa pochodzący z Lgoty. Dzięki jego uprzejmości zamieszczam listę chocznian, których dane znajdują się w archiwach tej organizacji:
  • Feliks Bryndza ur. 1898
  • Franciszek Bryndza ur. 1914
  • Jan Gazda ur. 1894
  • Józef Gzela ur. 1901
  • Antoni Jordanek ur. 1897 w Nidku, który zamieszkał w Choczni po II wojnie światowej
  • Jan Krawczyk ur. 1916 w Łąkcie Górnej, który zamieszkał w Choczni po II wojnie światowej
  • Stanisław Lach ur. 1912
  • Helena Łapot z domu Stuglik ur. 1924
  • Wojciech Paterak ur. 1913
  • Józef Miś ur. 1897 w Kaszowie
  • Jan Wcisło ur. 1912
  • Edward Widlarz ur. 1945
  • Antoni Zięba ur. 1923 w Spytkowicach, który zamieszkał w Choczni w czasie II wojny światowej
  • Władysława Zięba z domu Gazda ur. 1926 (jako opiekunka członka).
W Księdze Pamiątkowej ZIWRP z 1919 roku widnieją także podpisy Jana Bryndzy i Ludwika Guzdka (ur. 1894).
Choczeńscy członkowie ZIWRP, czy też ZIWPRL, byli weteranami I i II wojny światowej, powojennych walk z UPA i kombatantami Ludowego Wojska Polskiego.

środa, 29 stycznia 2020

Fotografie więźniów KL Auschwitz

Fotografie urodzonych w Choczni więźniów KL Auschwitz pochodzące ze zbiorów Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu:
Józef Bandoła, urodzony w Choczni w 1885 roku, jako syn Jana Bandoły i Marianny z domu Bryndza
Aresztowany przez gestapo 4 stycznia 1943.
Zginął w KL Auschwitz 13 lutego 1943.
Maria Wendesz, urodzona w Choczni w 1917 roku, jako córka Franciszka Wymysło i Marii z domu Nicieja.
28 stycznia 1943 trafiła do KL Auschwitz, gdzie zginęła 10 marca 1943.
Stefan Dąbrowski, urodzony w Choczni w 1906 roku, jako syn Franciszka Dąbrowskiego i Marii z domu Bylica.
Zatrzymany w Radomiu, trafił do KL Auschwitz, gdzie zginął 24 maja 1942 roku.
Stanisław Jura, urodzony w Choczni w 1905 roku, jako syn Ludwika Jury i Antoniny z domu Siepak.
Zginął w KL Auschwitz 22 czerwca 1942 roku.
Tadeusz Byrski, urodzony w Choczni w 1921 roku, jako syn Jana Byrskiego i Elżbiety z domu Świętek.
Przeżył uwięzienie w KL Auschwitz- zmarł w 1981 roku.
Józef Pawłowski, urodzony w Choczni w 1923 roku, jako syn Józefa Pawłowskiego i Anny z Majewskich.
Więzień cygańskiego podobozu KL Auschwitz od 14 listopada 1941 roku.
Józef Hawryszko, urodzony w Choczni w 1923 roku, jako syn Jana Hawryszki i Bronisławy z Dąbrowskich.
Zginął w KL Auschwitz 26 października 1941 roku.
Franciszek Kolasa, urodzony w Choczni w 1904 roku, jako syn Stefana Kolasy i Marii z domu Widlarz.
Zginął w KL Auschwitz 20 lutego 1943 roku.
Edward Spisak, urodzony w Choczni w 1925 roku, jako syn Józefa Spisaka i Anastazji z  domu Ruła.
Więziony przez Niemców w Katowicach, KL Auschwitz i KL Mauthausen, gdzie doczekał wyzwolenia.
Zmarł w 1997 roku.
Związani z Chocznią więźniowie niemieckich obozów koncentracyjnych w czasie II wojny światowej - link.


poniedziałek, 20 stycznia 2020

Aresztowanie przez Niemców Wilhelma Smazy na przełomie 1942 i 1943 roku

Wilhelm Smaza urodził się 12 maja 1909 roku w Kaczynie, jako syn Jakuba i Zofii z domu Homel.
18 lutego 1933 roku poślubił o cztery lata młodszą  Helenę Biel i zamieszkał z nią w jej domu rodzinnym w Choczni. Młodzi malżonkowie doczekali się trojga dzieci:
  • córki Janiny Marii, która zmarła w 1934 roku jako kilkudniowe niemowlę,
  • syna Józefa (1936-1994)
  • córki Genowefy, urodzonej w 1942 roku.

Tragiczne losy Wilhelma Smazy i jego rodziny w czasie II wojny światowej opisał Józef Turała w jednym z rozdziałów "Kroniki wsi Chocznia":

"W czasie wysiedlenia mieszkańców Choczni z początkiem grudnia 1940 roku także i rodzinę Wilhelma i Heleny Smazów oraz matkę żony- starą Marię Biel (z domu Woźniak- uwaga moja) - przesiedlili do starego domu Ludwika Woźniaka w sąsiedztwie- zaś w domu ich bauer niemiecki urządził stajnię na bydło.
Helena Smaza z matką mieszkały wtedy w jednej izbie w tym starym drewnianym domu sąsiada, tu spały i gotowały, zaś Wilhelm Smaza przez jakiś czas na początku okupacji pracował w firmie niemieckiej przy budowie baraków pod przyszły obóz zagłady w Oświęcimiu. Ale gdzieś w połowie roku 1942 z pracy sam zrezygnował, uciekł i nie chodził do niej. Przez pół roku ukrywał się, wobec czego policja niemiecka zaczęła go szukać i dniu 31 grudnia 1942 roku w ostatni dzień starego roku przyszli po niego do mieszkania. Wtedy  dwóch uzbrojonych Niemców o godzinie 22. zaczęło się dobijać do mieszkania.
I wtedy, gdy Niemcy zaczęli się dobijać do domu, wówczas Wilhelm Smaza, który znajdował się w izbie, szybko otworzył właz z desek do piwnicy, w której przechowywano ziemniaki, wskoczył w kąt piwnicy i tam ukrył się. Właz ten z anim zamknęła żona i na tej podłodze postawiła kolebkę z dzieckiem- sześciotygodniową Genią. Zaś matka Maria Biel poszła odemknąć Niemcom drzwi wejściowe do sieni, poczem weszli oni do kuchni, pytając się, czy jest Wilhelm Smaza.
Na to żona i matka odpowiedziały Niemcom, że go nie ma, że poszedł gdzieś i nie wrócił jeszcze, poczem Niemcy rozglądnęli się po kątach słabo oświetlonej i zagraconej kuchni i odeszli.
Wracającą policję niemiecką napotkała przypadkowo na gościńcu Niemka Marta Styła (z domu Heinze, urodzona w 1903 roku w dzisiejszych Dzierżysławicach na Opolszczyźnie- uwaga moja), z którą przed II wojną światową ożenił się Styła Józef z Choczni, który w Niemczech był na robotach, tam się ożenił (w 1931 roku- uwaga moja), a w czasie wojny przyjechał do Choczni z żoną- Niemką, która z początku mówiła tylko po niemiecku, ale powoli nauczyła się i po polsku.
Otóż owa Marta zagadnęła tych dwóch policjantów niemieckich poprawną niemczyzną, gdzie byli i co załatwiali. Gdy jej odpowiedzieli, że byli po Wilhelma Smazę, by go zabrać, ale go w domu nie ma, bo gdzieś wyszedł i że muszą przyjść po niego później lub jutro- wtedy owa Niemka Marta odpowiedziała im, że nie umieli szukać, udowadniając im, że on jest w mieszkaniu i że się ukrył w piwnicy pod podłogą - przebywając już jakiś czas w Choczni znała już ona, jak w niektórych domach wchodzi się do takiej piwnicy.
Wtedy policjanci niemieccy zawrócili, zaczęli szukać, otwarli właz do piwnicy ostrożnie, zaglądali do niej, bo było tam ciemno, wołali na Smazę, by wyszedł i na pewno go nie widzieli. Nie wchodzili też tam, bo obawiali się, że Smaza jest uzbrojony. Potem zaczęli świecić zapałkami- widocznie zobaczyli jego sylwetkę, poczem krzyczeli, by wyszedł z piwniczki.
Wreszcie Wilhelm Smaza wyszedł z piwniczki. Wtedy Niemcy krzyczeli, poklęli na kobiety, że ich okłamały- mówili, że także ich zabiorą, poczem zabrali Smazę i z nim wyszli.
Ale po przeszło godzinie Smaza wrócił z powrotem do domu. Zaznaczył, że zaprowadzili go na posterunek policji niemieckiej, tam znowu pokrzyczeli na niego, a widocznie nie mając miejscowego aresztu, a w nocy nie chcieli go odprowadzać na tamtejszy komisariat i tam do aresztu, zwłaszcza, że to był ostatni dzień starego roku 1942 i Sylwester- widocznie wieczór ten mieli spędzić w wesołej kompanii i na pijatyce- dlatego puścili go, zaznaczając mu, że ma się zgłosić do nich na godzinę czwartą rano, grożąc mu, że gdyby nie przyszedł na wyznaczony czas, to zabiorą żonę i matkę, zaś jego będą szukać i znajdą go, a wtedy spotka go surowa kara i rozstrzelają go.
Noc tą sylwestrową Smaza Wilhelm spędził w domu na płaczu, głośno rozpaczając, co ma robić. Bojąc się o ewentualne straszne następstwa dla siebie i i rodziny, gdyby się nie zgłosił. Pytał się, co ma robić ?
Więc żona i jej matka mówiły mu: rób jak uważasz. Godziny nocne mijały, godzina 4.00 się zbliżała, więc zrozpaczony Smaza wstał, pożegnał się z matką i teściową i wyszedł !
Długo nic nie wiedzieli o nim. Wreszcie przyszedł list z obozu w Oświęcimiu, potem jeszcze coś dwa, które tłumaczył miejscowy ksiądz proboszcz Józef Dyba żonie Helenie. Posyłano mu skromne paczki, ale nie wiadomo nawet, czy je dostał.
Aż w dniu 23 czerwca 1943 roku przyszedł do izby Heleny Smaza i jej matki Marii miejscowy policjant niemiecki Franz (Franz Bresler- uwaga moja), renegat, przed wojną Polak ze Śląska, który nawet służył w Wojsku Polskim w 12 pułku piechoty w Wadowicach- ten sam, co w grudniu zabrał Smazę.(...)
I wtedy Franz oświadczył im, że Wilhelm Smaza zmarł na serce w obozie w Oświęcimiu 13 czerwca 1943 roku (według danych Archiwum Muzeum Auschwitz- Birkenau 11 czerwca 1943 roku- uwaga moja) i wręczył im kartkę z zawiadomieniem o jego śmierci.
Tak zginął poczciwy Wilhelm Smaza, nie chcąc narażać żony i małych dzieci oraz jej matki żony. Poszedł dobrowolnie na godzinę czwartą, a przecież mógł nie pójść, mógł się jeszcze czy ukrywać, czy pójść w lasy do partyzantów i walczyć o wyzwolenie Polski.
Zawierzył Niemcom, ale im nigdy nie należy wierzyć ! Zawierzył im, ale się pomylił !
Gdy Niemcy jego zabrali, wtedy syn jego miał 6 lat, a córka Eugenia (w rzeczywistości Genowefa- uwaga moja) 6 tygodni.
Po zabraniu męża Helena Smaza i matka jej Maria Biel ciężkie miały życie, gdyż trzeba było zapracować na życie dla siebie i dwojga małych dzieci. Więc Helena pracuje u bauera w sąsiedztwie wraz z 60. letnią matką. Zabierały z sobą małe dzieci do pracy, czy to w polu, czy przy gospodarstwie, gdyż bauer ten miał tylko trzech pracowników do roboty, a było 20 hektarów gruntu do uprawy i obrobienia przy jednej parze koni. A przy tym był to człowiek gwałtowny, więc popędzał ludzi do roboty."

Fotografia Wilhelma Smazy, od 4 stycznia 1943 roku więźnia KL Auschwitz nr 85381, 
pochodząca ze zbiorów Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu

wtorek, 17 grudnia 2019

Zakazany romans

15 września 1935 roku niemiecki parlament (Reichstag) wprowadził tak zwane „norymberskie ustawy rasowe”, na mocy których zabroniono małżeństw pomiędzy Niemcami a Żydami i Niemcami a Cyganami, natomiast intymne stosunki między Niemcami a przedstawicielami tych dwóch wymienionych wyżej nacji podlegały surowej karze.
W czasie niemieckiej okupacji terenów Polski „Ustawy  o ochronie niemieckiej krwi i czci” rozciągnięto także na stosunki Niemców z Polakami, z wyjątkiem kontaktów z prostytutkami.
Ofiarą przepisów o „zhańbieniu rasy” (Rassenschande) padło w czasie II wojny światowej co najmniej dwoje osób pochodzących z Choczni.
Jedną z nich była Franciszka, najmłodsze dziecko Antoniego Kręciocha i jego żony Magdaleny z Bąków, która urodziła się w Choczni 3 października 1900 roku.
Po ukończeniu w Choczni 4 klas szkoły ludowej Franciszka Kręcioch pracowała sezonowo przez cztery lata jak robotnica rolna. Gdy skończyła 18 lat, znalazła zatrudnienie jako robotnica- sortowniczka w odlewni żelaza we Francji, w bliżej nieznanej miejscowości, która ona sama określała nazwą „Frichtat”. Tam dwa lata później poślubiła Filipa Bulatniego, pracującego jako konserwator maszyn w Luksemburgu.
Franciszka nie była szczęśliwa w tym związku. Mąż nadużywał alkoholu i stosował wobec niej przemoc. W końcu w 1933 roku po powtarzających się pobiciach opuściła go ostatecznie i wróciła do Polski, ale zachowała nazwisko Bulatni. Do wybuchu II wojny światowej imała się różnych zajęć.
23 listopada 1939 roku Franciszka Bulatni została wysłana przez niemiecki urząd pracy (Arbeitsamt) w Wadowicach na przymusowe roboty. Skierowano ją do pomocy w pracach rolnych w gospodarstwie Thalerów w Molln w Górnej Austrii.
Według opinii jej pracodawczyni Marii Thaler Franciszka nie przykładała się do pracy. Często miała robić sobie przerwy na papierosa, nie chciała wstawać wcześnie do pracy, a nawet przesypiała cały dzień na trocinach. Podkreślała też, że znane jej życie we Francji jest znacznie lepsze, niż to, które zastała w Austrii.
1 lutego 1940 roku Thalerowie odesłali Franciszkę Bulatni do urzędu pracy w mieście Steyr, który z kolei nakazał ją aresztować. Bulatni wytłumaczyła w urzędzie, że być może nie wykonywała należycie swojej pracy, ale tylko z powodów zdrowotnych, jako że choruje na serce. Potwierdziła tylko swój nałóg nikotynowy, którego nie była w stanie zwalczyć. Uskarżała się na bóle w plecach od zleconych jej prac w gospodarstwie i prosiła o skierowanie do pracy w dowolnej fabryce w mieście.
Po odbyciu kary aresztu Arbeitsamt skierował Franciszkę Bulatni do pracy u rolnika Josefa Obermanna w miejscowości Gruendberg. 12 kwietnia 1940 roku Franciszka zgłosiła się do szpitala w Steyr z powodu znacznego spadku ciśnienia krwi.
Tam po pewnym czasie została aresztowana za samowolne opuszczenie miejsca przymusowej pracy. W areszcie w Steyr przebywała do 30 kwietnia 1940 roku, a następnie przewieziono ją do aresztu w Linzu.
W czasie śledztwa wyszedł na jaw jej romans z miejscowym listonoszem, który zaczął się jeszcze w Molln. Jej wcześniejsza pracodawczyni Maria Thaler wiedziała na ten temat tylko tyle, że Bulatni otrzymywała papierosy od jakiegoś Ludwika, a inne pracujące u niej kobiety zidentyfikowały go jako emerytowanego listonosza Ludwika Bolterauera, z którym widywały Franciszkę na schadzkach w drewutni.
Dzieląca wówczas z pokój z Franciszką Bulatni Maria Gaisbachgrabner, opiekunka dzieci Thalerów, opowiedziała władzom, że Polka całowała się z Bolterauerem w drewutni lub za domem. Nie zauważyła żadnych bardziej intymnych relacji między tą parą, ale miała ostrzegać Franciszkę, że tego rodzaju kontakty są zakazane, co tamta rzekomo miała skomentować, iż w Polsce Niemcy też sypiają z Polkami.
Natomiast pomoc domowa Theresia Schedt zeznała, że Franciszka sama opowiadała o swoim zażyłym związku z Ludwikiem.
Z kolei Franciszka Bulatni wyznała w śledztwie, że mieszkający w sąsiednim domu obok jej miejsca pracy Ludwik Bolterauer, od początku ich znajomości wielokrotnie się do niej zalecał i często dawał jej w prezencie papierosy. Pewnego niedzielnego popołudnia w grudniu 1939 roku Franciszka zobaczyła Ludwika, stojącego w oknie sąsiedniego domu. Mężczyzna zaprosił ją do siebie i pokazał jej swoje mieszkanie. Oświadczył jej przy tym, że za rok, gdy Franciszka ma skończyć przymusową pracę, może zamieszkać razem z nim. Podczas tej wizyty Ludwik rozłożył prześcieradło na podłodze w kuchni i tam miało dojść do ich pierwszego zbliżenia.  Drugi raz zdarzył się następnego dnia w podobnych okolicznościach. Franciszka twierdziła, że nic nie wiedziała o zakazie, bądź karalności kontaktów płciowych między Niemcami a Polkami. Miała się o tym dowiedzieć dopiero w areszcie, od dwóch przetrzymywanych wraz z nią Niemek, oskarżonych o romans z polskimi robotnikami przymusowymi.
Po tym zeznaniu sprawę przejęło gestapo. Ludwik Bolterauer został zatrzymany 29 maja 1940 roku.
25 lipca 1940 roku Franciszkę Bulatni wysłano do obozu koncentracyjnego Ravensbrueck, a 56-letniego Bolterauera do obozu koncentracyjnego Dachau, gdyż „poprzez intymny stosunek z Polką rażąco naruszył zdrowe odczucie narodu”.
Ich dalszy los nie jest znany.

O uwięzieniu Franciszki zawiadomiono jej matkę Magdalenę Kręcioch w Choczni, ponieważ ojciec już wówczas nie żył. 

poniedziałek, 16 września 2019

Chocznianie w Arolsen Archives

W Bad Arolsen w niemieckiej Hesji mieści się bogate archiwum Międzynarodowego Centrum Prześladowań Nazistowskich. W tym wpisanym do rejestru UNESCO archiwum znaleźć można informacje o ofiarach nazizmu, pracownikach przymusowych w czasie II wojny światowej oraz ocalonych z zagłady: przemieszczonych i starających się o status uchodźców po 1945 roku.
Oczywiście wśród 17,5 miliona danych osobowych znajdują się również takie, które dotyczą chocznian. Są to:
  • Walenty Buldończyk ur. 1902
  • Jan Cibor ur. 1920
  • Edward Ciejek ur. 1925
  • Antoni Drąg ur. 1919
  • Maria Wanda Dudziak ur. 1927
  • Ludwik Gawenda ur. 1919
  • Adam Gazda ur. 1922
  • Franciszek Guzdek ur. 1915
  • Jan Guzdek ur. 1919
  • Ludwik Guzdek ur. 1894
  • Franciszek Kolber ur. 1914
  • Jan Kolber ur. 1919
  • Michał Leśniak ur. 1910
  • Stanisław Leśniak ur. 1914
  • Anna Jurecka ur. 1918
  • Jan Matejko ur. 1925
  • Ludwika Nestoruk ur. 1890
  • Zofia Nowak ur. 1920
  • Józef Oleksy ur. 1914
  • Władysław Oleksy ur. 1897
  • Aniela Piekarz zd. Byrska ur. 1906
  • Bronisław Pindel ur. 1926
  • Magdalena Płonka ur. 1895
  • Józef Putek ur. 1892
  • Jan Romańczyk ur. 1906
  • Kazimierz Ryłko ur. 1899
  • Władysław Ryłko ur. 1895
  • Edward Spisak ur. 1925
  • Tadeusz Spisak ur. 1918
  • Teofil Wenda ur. 1914
  • Feliks Węgrzyn ur. 1907
  • Jan Widlarz ur. 1911
  • Józef Widlarz ur. 1920
  • Stanisław Woźniak ur. 1923
  • Ludwik Załuski ur. 1920
  • Zofia Zawiła ur. 1926
  • Piotr Żak ur. 1903




środa, 20 grudnia 2017

Śmierć Adama Turały w Księżym Lesie w grudniu 1944 roku

Adam Turała, urodzony w Choczni 12 grudnia 1912 roku, był synem Jana Turały i jego żony Marii również pochodzącej z rodu Turałów.
W czasie okupacji niemieckiej brał udział w konspiracyjnej działalności jako żołnierz Armii Krajowej.
21 grudnia 1944 roku został aresztowany przez Niemców w Jaroszowicach i odtąd słuch o nim zaginął.
Gdy nieco ponad miesiąc później Niemcy opuścili Chocznię, rodzina Adama wszczęła jego poszukiwania. Ponieważ znanym w okolicy miejscem kaźni schwytanych Polaków był Księży Las w Choczni, nazywany też Księżą Barcią lub Sosiną, to powstało podejrzenie, że wśród znajdujących się tam bezimiennych grobów może znajdować się i miejsce pochówku Adama.
Mieszkający w pobliżu Księżego Lasu często wieczorami słyszeli dobiegające z lasu wystrzały, które łączyli z jednej strony z prowadzeniem do lasu więźniów, eskortowanych przez uzbrojonych Niemców, a z drugiej ze znajdowanymi na następny dzień świeżo usypanymi kopczykami z ziemi, które oznaczali prowizorycznymi krzyżykami.
Według wspomnień Jana Kapały, przytoczonych w „Kronice wsi Chocznia” Jana Turały, przed Świętami Bożego Narodzenia  1944 roku widział w rejonie parku w Wadowicach niemieckie auto zmierzające w kierunku Księżego Lasu, przewożące 4 Niemców oraz być może Adama Turałę, po czym słyszał później dobiegające z okolic Księżego Lasu wystrzały.
Natomiast cytowany w tej samej „Kronice wsi Chocznia” stolarz Władysław Świętek, mieszkający przy Góralskiej Drodze, przed Świętami w 1944 roku znalazł w Księżym Lesie kawałek szmaty, służący jako onuca i powiesił go na gałęzi obok świeżej mogiły.
Te informacje dotarły do Ludwika Turały, wuja Adama, który po ustąpieniu ostrej i śnieżnej zimy 20 marca 1945 roku przystąpił wraz z ze szwagrem Józefem Malatą i Franciszkiem Dąbrowskim do poszukiwań w Księżym Lesie. Jeszcze tego samego dnia natrafili na onucę zawieszoną na gałęzi w pobliżu jednego z grobów, którą Ludwik Turała skojarzył ze szmatami używanymi przez Adama Turałę, noszącego zbyt duże sportowe buty.
21 marca trójka poszukiwaczy powróciła do lasu z łopatami i rozpoczęła rozkopywanie grobu w pobliżu znalezionej onucy. Po odrzuceniu wierzchniej warstwy gleby w powstałym zagłębieniu zaczęła gromadzić się woda z roztopów i kopanie przerwano. Do sondowania grobu użyto zaostrzonego kija, który zagłębiany w ziemi szybko natrafił na opór. Ludwik Turała zanurzył rękę w błocie i natrafił na jakiś materiał, który wydobyto przy użyciu kopaczki. Jak się okazało, była to marynarka identyczna z tą, którą przed zatrzymaniem nosił Adam Turała. Ostrożne wydobycie kolejnych warstw ziemi pozwoliło na odsłonięcie zamarzniętych zwłok, które po wyciągnięciu, obmyciu i ułożeniu na przyniesionej z pobliskiego domu desce jednoznacznie zidentyfikowano jako doczesne szczątki Adama Turały. Wieść o znalezisku szybko rozniosła się po wsi i do Księżego Lasu zaczęły docierać  grupy ludzi komentujących całą sytuację, ale i odmawiających modlitwy za zmarłych.
Około południa Franciszek Romańczyk przywiózł z Wadowic komisję, która przesłuchała poszukiwaczy, a wchodzący w jej skład lekarz zbadał zwłoki, stwierdzając na plecach nieboszczyka siedem ran wlotowych po kulach, z który wypływała krew. Zwłoki zachowały się w dobrym stanie z powodu mroźnej zimy, a twarz Adama Turały nie wykazywała widocznych zmian. Zwłoki były bose, nie znaleziono swetra i kurtki, które Turała miał na sobie w chwili aresztowania.
Wobec zezwolenia komisji na pochówek zwłoki Adama Turały złożono do trumny przygotowanej szybko przez stolarza Leona Bąka. Trumnę zaś załadowano na wóz konny i w asyście licznych chocznian powieziono w kierunku kościoła parafialnego w Choczni. 
W pobliżu cmentarza oczekujący na ten kondukt ksiądz proboszcz Dyba pokropił trumnę wodą święconą i odmówił stosowne modlitwy, po czym trumnę przewieziono do kościoła i pozostawiono do następnego dnia na katafalku.
Pogrzeb zaplanowano na 7.30 dnia następnego. Po odprawieniu modłów w kościele trumnę ze zwłokami Adama Turały złożono w grobie rodzinnym obok jego zmarłej szesnaście lat wcześniej matki Marii i siostrzyczki Kazimiery.

Tablica nagrobna z cmentarza choczeńskiego, na której znajduję się napis dotyczący Adama Turały.
Obok Adama wymieniono jego dziadków ze strony matki (Jana i Julię),
matkę Marię, siostrę Kazię i dziadka ze strony ojca (Wojciecha).
Informacja dotycząca Kazi Turała jest błędna- w rzeczywistości żyła w latach 1924-1925.
Fotografia- grobonet.

W pogrzebie nie uczestniczył ojciec Adama- Jan Turała, od drugiej połowy lat dwudziestych mieszkający na stałe w USA.
Jesienią 1968 roku staraniem rodziny Turałów w Księżym Lesie został postawiony kilkumetrowej wysokości pamiątkowy krzyż żelazny, a na umieszczonej na nim tabliczce przeczytać było można:

Przechodniu ! Turysto !
Wiedz o tym, że szlakiem, którym zdążasz kroczyli pod silną eskortą SS na rozstrzelanie działacze konspiracyjni, którzy ginęli od kul zbirów hitlerowskich w „Księżej Barci” i tu są ich groby.
W grudniu 1944 roku został z innymi rozstrzelany żołnierz AK Adam Turała, lat 32 z Choczni.
W lesie tym spoczywa w zapomnianych mogiłach około 20 działaczy podziemia, którzy walczyli o Polskę Spawiedliwą.

Cześć Poległym Bohaterom !