poniedziałek, 18 września 2023

"Putek, jakiego nie znacie" - walka z Józefem Putkiem na łamach „Ludu Polskiego” w latach 20. XX wieku

 

Działalność polityczna choczeńskiego wójta i posła Józefa Putka była w latach 20. XX wieku krytykowana nie tylko przez zwolenników partii chrześcijańsko-narodowych, ale także przez ludowców, których sam przecież reprezentował w Sejmie RP. Echa tej krytyki znaleźć można w tygodniku „Lud Polski”, sprzyjającym Wincentemu Witosowi, przewodniczącemu PSL Piast. Ta partia polityczna, w przeciwieństwie do PSL Wyzwolenie, w której działał Putek, miała program bardziej konserwatywny i prokatolicki. Redaktorzy „Ludu Polskiego” i anonimowi korespondenci tego pisma z Choczni stawiali Putkowi nie tylko rzeczowe zarzuty, ale także atakowali go pozamerytorycznie, opisując faktyczne i rzekome jego cechy, czy postępowanie.

Gdyby przyjąć w 100% za prawdziwe, to co pisano o Putku w „Ludzie Polskim”, to okazałby się on między innymi tchórzem i dekownikiem uciekającym przed służbą wojskową, nieudolnym muzykantem, który uczył się grać na klarnecie, by uniknąć służby na froncie, alimenciarzem, bolszewikiem, filosemitą, człowiekiem chorobliwie wścibskim i rudzielcem o posturze niewiele większej od fraka, w którym występował w Sejmie.

Oczywiście działalność polityczną Józefa Putka można różnie oceniać, dla wielu był on i jest postacią kontrowersyjną. Jednak posuwanie się przez jego ludowych oponentów do ataków ad personam świadczy o braku ich rzeczowych argumentów i bezsilności w walce ze skutecznie oddziaływującą na wyborców retoryką Putka. Zresztą tę skuteczność Putka jako trybuna ludowego, przyczyniającego głosów Wyzwoleniu kosztem Piasta,  z pewną zawiścią sami zauważają.

Już 21 lutego 1921 roku, a więc jeszcze przed wyborami, dostrzeżono kandydaturę Putka i ostrzeżono przed nim wyborców, pisząc między innymi:

Takim lisem w ludzkiej postaci jest tak zwany Putek, warchoł, wieczny kandydat adwokacki, kandydat na komisarza bolszewickiego i jedyna podpora Jasia Stapińskiego, pana na Klimkówce i wiertacza w cudzej nafcie. W okręgu wadowickim poznali się już chłopi na jego bolszewickiej robocie, szuka więc ten lis polityczny innego okręgu, gdzie go jeszcze nie znają. Tym razem chce Putek uszczęśliwić swą osobą okolice Chrzanowa. (…) W niedzielę dnia 13 b. m. zjechał Putek cichaczem do Domagalskiego do Chrzanowa i tu zrobili przy udziale 50 cierpliwych słuchaczów zgromadzenie, wybrawszy na przewodniczącego arcybigota i księżowskiego lizołapę. (…) Na tem tak licznem zgromadzeniu szkalowali wszystkich, skazując co drugiego na powieszenie. Nie zapomnieli i o żydach, jako podporze bolszewizmu. Zwymyślali każdego, ktoby myślał o odrodzeniu handlu i przemysłu, który — zdaniem ich — ma wyłącznie pozostać w rękach żydowskich, gdyż żaden Polak handlem trudnić się nie może. Zakończyli zaś ten „wiec” rezolucją, według której Putek ma być polskim premjerem na miejscu Witosa, a Domagalski ministrem skarbu.

Natomiast 10 kwietnia 1921 roku anonimowi „chłopi z Choczni” tak przedstawiali życiorys Putka na łamach wyżej wymienionego pisma:

P. Putek, pomimo młodego wieku, ma już za sobą przeszłość bardzo burzliwą. Jadł chleb z niejednego pieca, wszelakiego szczęścia próbował i niejednego rzemiosła się uczył. W pierwszej młodości, za czasów studenckich, trudnił się kolportażem „Przyjaciela Ludu“, potem zadarł z władzami szkolnemi i wyleciał za to ze szkoły, jak to mówią — na łeb, na szyję! Wreszcie stał się stałym naganiaczem Stapińskiego (wydawcy Przyjaciela Ludu i przywódcy PSL Lewica – uwaga moja) i w tym „fachu" pracował dość długo, bo aż do wybuchu wojny. W czasie ogólnej mobilizacji w r. 1914 zamiast iść do wojska lub do legjonów wstąpić — jak ta wielu jego kolegów uczyniło — przebrał się w skórkę tchórza i schował się gruntownie w swojej wsi Choczni, wydreptawszy wpierw w starostwie i gminie synekurę pisarza gminnego. W ten sposób dzisiejszy poseł, wówczas młodzieniec dwudziestokilkuletni, „zadekował się” odważnie przed wojskiem — wtedy, gdy krew przelewali jego rówieśnicy, ludzie siwi i ojcowie rodzin. Razu pewnego dowiedział się skądś p. Putek (on ma zawsze dobry węch), że może być krucho z jego sekretarstwem, a nawet mógłby być przeniesiony z frontu wadowickiego na inny (o zgrozo!) odcinek wojenny, gdzie głośno strzelają i dziurawią ludzkie ciała. Taki los się p. Putkowi nie uśmiechał, odwagi nijakiej w sobie nie czuł, na wspomnienie o wojsku i karabinie dostawał t. zw. „wielkiej choroby”, więc zdecydował się na pomysł genjalny, godny zaiste tylko Putka. Jeśli już mam iść do wojska — pomyślał z goryczą w sercu —to niechże przynajmniej idę do muzyki, poczem zrobił silne postanowienie wyuczenia się gry na klarnecie. Ponieważ jednak klarnetu nie posiadał, a gotówka się go stale nie trzymała — pobiegł „w dyrdy" do pewnego aptekarza w Wadowicach, prosząc go na wszystkie świętości, aby mu wypożyczył klarneta. Aptekarz na razie nie chciał się zgodzić, ale widząc łzy w oczach Patka — zmiękł; od tego czasu p. Putek zaawansował na lirnika i wyrabiał w sobie powoli muzykalne zdolności. Wprawdzie mieszkańcy Choczni nie poznali się nigdy na jego muzycznych zdolnościach, chociaż im codziennie bezpłatnie serenady wygrywał, ale za to okoliczne psy na dźwięk jego klarnetu przeraźliwie wyły, a dzieci robiły taki harmider, że nawet później, gdy przestał grać i klarnet trzymał — „wszystkim się zdawało, że to Putek gra jeszcze, a to echo grało...”. Edukacja była jednak bezcelowa, grać się bowiem nie nauczył, ale i do wojska nie poszedł. Za to lekcja gry na klarnecie przydała mu się bardzo w Warszawie, gdzie, jak wiadomo, Putek posłuje. Tam to obecnie popisuje się znowu, w braku klarnetu, który musiał oddać, dzwonkiem, piszczałką, gwizdkiem, przed obliczem Sejmu. Słuchy dochodzą, że ma nawet zamiar stworzyć specjalną orkiestrę sejmową, w której zostanie dyrygentem, czy nawet kapelmistrzem, ku chwale jego wyborców, Sejmu i ojczyzny. Jakiego fachu chwyci się jeszcze w swojem życiu p. Putek — Bóg raczy wiedzieć, bo już prawie że wszystkiego się uczył, choć nie wiele umie. W każdym razie skończy „wysoko", a być też może, że się znajdzie jaki wielbiciel jego wszechstronnego talentu, ćo uwieczni jego imię i przekaże historji, „braciom na otuchę". Szkoda tylko, że H. Sienkiewicz nie żyje, bo miałby temat do świeżej nowelki p. t.: „Putek muzykant”. A ta chwała p. Putkowi bezsprzecznie się należy.

Należy docenić błyskotliwość i złośliwość tego tekstu, ale też wiedzieć, że Putek sekretarzem gminy Chocznia był już przed wojną, podobnie jak muzykiem – członkiem orkiestry gimnazjalnej, a w czasie I wojny światowej donosy, że unika służby w armii austriackiej, słał do władz jego przeciwnik z Choczni - Tomasz Bursztyński - emerytowany żandarm ck. Sprawdziło się też wyrażone wyżej przeczucie, że Putek daleko zajdzie (bo aż do ministerialnych gabinetów).

19 czerwca tego samego roku podobne zarzuty powtórzono, tym razem w formie wierszowanej pod tytułem „Putek z klarnetem”:

Dzisiaj wam, moi mili czytelnicy,

Opowiem rzeczy, o których nie wiecie,

Lecz to musicie trzymać w tajemnicy,

By nie rozeszła się ta wieść po świecie...

.Bo by pan Putek, „bohater z Tamowa",

Pęknął ze złości — i heca gotowa...

On już przeróżne koleje przechodził:

„Przyjaciel Ludu" za młodu sprzedawał,

A Jaś Stapiński robił mu nadzieje,

Że będzie z niego... polityka kawał.

I tak mu przyszłość śniła się świetlana

Pod opiekuńczą dłonią pana Jana

A potem w Choczni był pisarzem gminnym,

Tam też przeróżne robił interesu,

A choć cyganił -— był zawsze niewinnym,

Bo miał spryt koci, a zmysł, jak u biesa.

Dobrze mu było, bo blagować umiał,

A nikt się na nim w Choczni nie rozumiał,..

Lecz i to rzucił i pomyślał sobie:

Co ja tu będę prostej służył gminie,

Lepszą w starostwie karjerę zrobię,

Tam więcej zysku do kieszeni wpłynie...

No i pan Putek z gminnego pisarza

Zasiadł w starostwie w krześle sekretarza.

Sekretarz przecież ma znaczenie w mieście,

Lecz i dla znacznych jest chwila przeklęta.

A że się kochał tam w pewnej niewieście,

Płacił jej, biedak, za to alimenta,

Bo, trudna rada... przyjemności chwilka...

Lecz, że wilk nosił — ponieśli i wilka...

Ale to wszystko furda, mości panie,

Co alimenta... zapłacę i basta.

Ale tu wojna — wszystko na wulkanie-—

Idą do wojny i wioski, i miasta,

Blady strach przejął Putka do żywego,

Bo się bał frontu, jak czart święconego.

Więc co tu robić... myśli mu się mnożą,

Aże wymyślił na ostatku przecie —

i do muzyki poczuł iskrę bożą —

A więc zaczął się uczyć... na klarnecie,

Ażeby nie iść w ten wir walki dziki,

Więc do wojskowej chciał wstąpić muzyki...

To nie są żarty, prawda oczywista,

Bo to tchórz straszny z tego pana Putka —

Lecz dziś jest posłem i z tego korzysta,

Bo kogo może — wystrychnie na dudka...

Jest ekonomem Jasia Stapińskiego,

Razem z nim skórę drze z chłopa biednego-,

Jeszcze wam dużo opowiem nowości,

Bo do pisania chęć mnie wielka bierze,

A chociaż Putek będzie klął ze złości —

Ciąg dalszy będzie w następnym numerze...

Nowością są tu zarzuty alimentacyjne, na które pewne światło rzuca dopisek w akcie chrztu Tadeusza, urodzonego w 1919 roku syna choczeńskiej nauczycielki, o brzmieniu „pater putativus Joseph Putek” (przypuszczalny ojciec Józef Putek).

W wydaniu z 8 października 1922 roku odbył się w „Ludzie Polskim” sąd nad Putkiem, określanym jako szkodnik:

Jednym z takich nałogowych rozbijaczy i zboczonych polityków jest w pow. wadowickim p. Putek, młodzieniaszek o ciemnej i burzliwej przeszłości, nieokiełzanej naturze i malej wartości moralnej. Już młodzieńcem będąc, miał rogatą duszę, więcej się oddawał polityce, niż nauce, to też ze szkoły został przepędzony. Nic ze szkoły nie wyniósł, ani się nie nauczył - pozostał t. zw. „rozpapranym" czy żelaznym studentem, stając się ciężarem biednych rodziców, a utrapieniem rodziny. Miernie od natury uposażony, mało co większy od fraka, w którym między chłopami paraduje, o twarzy lisa, który czycha na ofiarę — ma jednak, jak to mówią, „pysk wykuty", to też po tchórzliwem ukrywaniu się w czasie wojny, pokazał się jak mysz z dziury na widownię z chwilą powstania Polski i odrazu zakandydował podczas wyborów do Sejmu w r. 1918 i posłem wybrany został. W Warszawie wstąpił od razu do grupy Stapińskiego, jako „radykalny" ludowiec i działalność swoją rozpoczął od walki z piastowcami, ze zdrowym rozsądkiem i ze wszystkimi, co nie po studencku myśleli. —Poza tem walczył na zęby i noże z duchowieństwem, o czem jedynie w Sejmie gadał, sympatyzował jawnie z bolszewikami, a żydom gdzie i jak mógł, szedł na rękę. Sławna była swego czasu jego interpelacja w Sejmie  „z powodu, ograniczenia praw żydowskich w Polsce", na której podpisali się sami Żydzi i jeden jedyny Polak, p. Putek. Oczywiście, że na to, co robi p. Putek nie patrzą się dobrze jego wyborcy, to też w powiecie wadowickim utracił zupełnie grunt pod nogami i karjera jego jest, właściwie w tym powiecie skończona.

Ta skończona kariera zaowocowała w kolejnych wyborach z 1928 roku poparciem w Choczni 75% wyborców i zwycięstwem  między innymi w Rzykach (81,6% głosów), Barwałdach, Radoczy, Wieprzu, Ponikwi, Głębowicach, Sułkowicach, Tarnawie i Zembrzycach. Putek był już wtedy od 8 lat doktorem praw, a nie wiecznym studentem i mieszkał w Choczni we własnym domu, utrzymując schorowaną matkę (a nie odwrotnie).

23 marca 1924 roku ponownie wyciągnięto na światło dzienne między innymi sprawę domniemanych alimentów i zarzucono Putkowi nadmierne wścibstwo wobec kolegów posłów ludowych:

Niejaki Józef Putek od Wadowic, naprzód pisarz gminny, wójt w Choczni, potem wyzwolony kandydat adwokacki, a wreszcie z łaski swej dość tęgo wykłapanej jadaczki także i poseł, miewa dość często dziwne skłonności do szpiclowania swoich kolegów sejmowych i węszenie po Sejmie, co też który z posłów, przede wszystkiem z Piastowców, jada, gada, jak się goli, kicha, spełnia swe naturalne potrzeby itp. Ponieważ zaś przy tych wszystkich „czynnościach" ma zwykle niesamowity wygląd rozgorzałego z namiętności i wściekłości sadysty, wszyscy posłowie unikają jak mogą Putka, woląc w każdym razie spotkać na swej drodze wściekłego psa czy inne obrzydłe zwierzę. (…) Może i Putek wścibić swój nos, a nawet całą rudą głowę jeszcze do innego dyskretnego saloniku, z którego posiłkując się, może i Putek dokonać owego „masarzu" i „manikirów", o które tak zazdrośnie p. Cielucha (posła PSL Piast – uwaga moja) posądzał. Korzyści z tego będzie wiele. Naprzód dogodzi swym wybujałym i zwierzęcym namiętnościom, po tem „masarzowaniu” przybierze koloru jeszcze więcej bronzowego, z którym mu ponoć tak do twarzy — ponadto ów „masarz” zastąpi mu wodę kolońską i francuskie mydełko, których przecie jako wiecznie wyfrakowany „dżentelmen" używa. Przez to będzie mógł zaoszczędzić bardzo dużo miljonów na spłacenie alimentów, bowiem pod tym względem jest Putek, jak słychać nigdy niewypłacalnym.

Wreszcie 15 kwietnia 1926 roku Józef Kołodziej tak kreślił sylwetkę przeciwnika politycznego:

Syn praczki z Choczni, z nędzą się borykał,

Był często w biedzie, wie co znaczy smutek,

Dziś chłopów, księży, nie cierpi radykał.

Żydów miłuje za to — rudy Putek.

Dla pełnej jasności warto dodać, że i Putek nie pozostawał dłużny wobec swoich oponentów politycznych, używając podobnych chwytów, co i oni. Te polemiki wykraczają jednak poza obszar zainteresowania historią chocznian i Choczni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz