Kupił jeden chłop z Choczni trumne w Wadowicach i wiezie ją do chałupy. Po drodze wzion jednego znajomego na wóz. A że temu sie spać okropnie chciało, wloz do tej trumny, nakrył sie wiekiem i usnoł.
Na granicy choczeńskiej spotkoł chłop następnego znajomka. I ten sie go pyto, czy może sie przysiońś.
A siednij se - mówi chłop - bedzie już wos dwóch.
Znajomy se pomyśloł, że sie rozchodzi o tego nieboszczyka w trumnie, ale nic nie powiedzioł, ino se siod i jadom dalej.
Za chwile zaś ten co społ w trumnie sie obudził, podniós wieko i wystawio noge.
Jak to ten drugi zoboczył, to ze strachu z wrzaskiem wyskoczył z wozu, wykopyrtnoł sie i złamoł renke.
----
Była w Choczni baba, co jeździła wózkiem zaprzęgniętym w wielkiego, kudłatego psa. Do Wadowic woziła nim mleko, a z powrotem to, co se tam kupiła, albo sama nawet na wózek siadła.
I jeździła by tym wózkiem jeszcze długo, ale pewnego razu pies, co zwykle był spokojny i nic go nie ruszało, polecioł nagle za jakimś kotem, wózek wpod do rowu i sie połomoł, a babe wyrzuciło w krzoki i tornie, że se mało oczu nie wybiła, a gębę okropnie podropała. Odtąd już wiencej psa nie zaprzęgała.
----
W Olszynkach między Malatowskim Pagorkiem a Góralską Drogą mieszkała przed wojną rodzina O., co im potem Niemcy chałupę spalili.
Roz do młodej O. przyszły swaty, za żone ją prosić. A wtedy stara O. doiła krowe i nic nie wiedziała o gościach.
Jak udoiła, to woła do córki: Józka ! Dej te ojcowe stare gacie, bo mleko trza przecedzić !
Jak sie domyślacie, z tego małżeństwa młodej O. nic nie wyszło...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz