Oprócz dawnych kronik, opracowań naukowych, głównie historyczno- geograficzno- statystycznych, wzmianki o Choczni pojawiają się również w dziełach literackich. Najczęściej są to wspomnienia samych chocznian udostępnione szerszemu gronu czytelników lub funkcjonujące tylko w obiegu rodzinnym: Eugeniusza Bielenina, Józefa Turały, Józefa Kręciocha, Ryszarda Woźniaka, Julii Drapa z domu Woźniak, Marii Widlarz z domu Kumala, Ireny Słysz z Porębskich, Józefa Sępka, Wojciecha Kolbra, Władysława Świętka, Kazimierza Ścigalskiego oraz związanego z Chocznią rodzinnie Jędrzeja Wowry. Ponieważ fragmenty tych wspomnień były już omawiane we wcześniejszych artykułach, to tym razem proponuję skupić się na literaturze tworzonej przez ludzi spoza Choczni, w której występuje co najmniej nazwa tej miejscowości. Podobnie jak w przypadku chocznian są to głównie wspomnienia osób, które w pewnym momencie swojego życia znalazły się w Choczni.
Jako najdawniejszy przykład należy wymienić poetę Kazimierza
Brodzińskiego, goszczącego w Choczni 8 i 9 maja 1812 roku, podczas przemarszu
wojsk Józefa Poniatowskiego, idącego na odsiecz Napoleonowi. To, co Brodziński zapamiętał
sobie z tych dwóch dni, można przeczytać w 10 tomie jego zebranych dzieł z 1844
roku lub w artykule A. Łuckiego
"K. Brodzińskiego nieznane pisma prozą" z 1910 roku, a
zainteresowanych szczegółami odsyłam do wcześniejszego artykułu na „Chocznia
kiedyś” (link)
Prawie 80 lat później przez Chocznię przejeżdżał Jan Jakóbiec ze Słotwiny koło Żywca (1876-1955), który zamierzał podjąć naukę w wadowickim gimnazjum. Jego wspomnienia z tej podróży są zawarte w książce „Na drodze stromej i śliskiej”:
Ojciec
w ostatni dzień sierpnia zamówił furmana w osobie „Szwedka", który miał
dobrego konia i znał już drogę, bo odwoził tam rekrutów. Wyjechaliśmy tedy wczesnym rankiem
przy rzewnych łzach matki, ale też wśród jej błogosławieństw i modlitw przez
Żywiec na Kocierz. Kocierz, to góra, przez którą prowadzi wspaniała serpentyna
wśród lasów szpilkowych. Na szczycie
góry olbrzymi zajazd-zjedliśmy obiad z przywiezionych zapasów domowych i popaliśmy
konia. Następnie wyruszyliśmy już stroną spadzistą w kierunku Andrychowa.
Przejeżdżaliśmy koło cmentarza, a Szwedek zwrócił nam uwagę na wspaniałe
mauzoleum rodziny hr. Bobrowskich, (…). Następnie przejeżdżaliśmy przez Inwałd,
gdzie znowu zwrócił naszą uwagę
wspaniały pałac z pięknym ogrodem, własność hr. Romerów.(…) Nareszcie
zajechaliśmy do Choczni, ostatniej placówki przed Wadowicami. Także tutaj
przyjęła nas gościnnie miejscowa karczma, jeszcze większa niż na Kocierzu.
Tutaj mieliśmy zanocować, naturalnie w stajni, skuleni na wozie. Następnego
dnia, a było to 1 września, poszliśmy do zapisu przed oblicze samego dyrektora.
Mniej więcej tego samego okresu
dotyczą wspomnienia Stanisława Szczepańskiego zawarte w książce „Z dziejów
ruchu ludowego w Polsce: wspomnienia, przeżycia i fakty”. Szczepański kreśli w
niej sylwetki dwóch znanych mu osobiście chocznian:
- Józefa Czapika:
Kto
był w Choczni, ten z pewnością pamięta okazały dom murowany przy kościele w
pobliżu, jak krzyżuje się droga gminna z gościńcem rządowym. Był to dom ówczesnego
wójta, zarazem organisty choczeńskiego, Józefa Czapika. Znany to był na okolicę
wójt, albowiem funkcje urzędowe sprawował jeszcze za czasów pańszczyzny,
obeznany był zgrubsza z ustawami, nieźle się wysławiał, a posiadając znajomość
tajemnic życia nie tylko swego kanonika, ale i okolicznych proboszczów,
teroryzował wszystkich.
- i Antoniego Styły:
Człowiekiem
bardzo oryginalnym pod każdym względem (…) był dwukrotny poseł sejmowy Antoni Styła
z Choczni, który politycznie służył najpierw pod Stojałowskim, a potem od r.
1896 do obozu Stapińskiego się przerzucił. Styła należał do ludzi, który
każdemu bez ogródek wypalił prawdę w oczy, przyczem niejednokrotnie dosadnych wyrazów
używał wcale nie wybieranych, nierzadko nawet trywialnych. Pomimo wszystko jest
to człowiek, który zasługuje na mir, a w stosunkach gościnności niełatwo mu
ktoś sprosta. Wiele, bardzo wiele przyjemnych chwil spędzało się u Styły, jakby
na łonie piastowskiej rodziny. Pracowity i zapobiegliwy a jednak do
największych obowiązków zaliczał pracę polityczną, która mu dość przykrości i
cierpień przysparzała, co go jednak do „kochanej polityki" nie zrażało.
Jak tylko zatrąbili na wyborczą wojenkę, wlókł się z nami po zgromadzeniach i
chłopom „do głowy oleju przylewał".
Następne chronologicznie wspomnienia
związane z Chocznią należały do legionistów Piłsudskiego, stacjonujących w
Choczni jesienią 1914 roku. Do najobszerniejszych należą reminiscencje Tadeusza
Chełmeckiego ze Szczawnicy, opublikowane w 1931 roku w „Panteonie Polskim” pod
tytułem „Z Krakowa na Sybir”. Zostały one przytoczone na „Chocznia kiedyś” w ubiegłym
roku w trzech osobnych odcinkach (link 1, link 2, link 3).
Pewną ciekawostkę stanowi zawarta w nich próbka choczeńskiej gwary.
Poza Chełmeckim o pobycie w Choczni wspominali między innymi:
- Julian Kulski w książce „Z minionych lat życia 1892-1945”,
- Stefan Pomarański w książce „W awangardzie: ze wspomnień piłsudczyka”,
- Roman Starzyński (brat prezydenta Warszawy Stefana Starzyńskiego) w książce „Cztery lata wojny w służbie komendanta: przeżycia wojenne 1914-1918",
- Antoni Maj w „Panteonie Polskim” z 1928 roku.
- Józef Herzog w książce „Krzyż Niepodległości: wspomnienia ze służby w Legionach”.
Wzmianki o Choczni z okresu międzywojennego pochodzą natomiast ze wspomnień:
- wymienionego wyżej Stanisława Szczepańskiego, który tak pisał o pobycie Wincentego Witosa w Choczni i jego stosunku do Józefa Putka:
W r. 1921 Witos przyjechał do
Wadowic w sprawie urzędowej. Przy tej sposobności pojechał do gminy Choczni do
posła Putka w odwiedziny, gdzie razem podobno za zdrowie swoje przypijali. Na
drugi dzień poseł Putek pojechał koleją do Tarnowa na poufne zebranie
zwolenników Lewicy P. S. L., zaś poseł Witos pojechał też równocześnie
automobilem do Wierzchosławic pod Tarnowem. Gdy poseł Putek wszedł w Tarnowie
na salę, zobaczył obok siebie swata Witosa — Stawarza, zięcia Witosa i innych
jego familjantów z pałami, którzy byliby go wtedy uśmiercili, gdyby nie pomoc
robotników socjalistycznych. Poseł Witos przezornie siedział w
Wierzchosławicach i czekał... na raporty o zdrowiu posła Putka, za które w
Choczni kielichy przechylał.
- samego Witosa w książce „Moje
wspomnienia”, nawiązujące do Putka i odwołania władz gminnych w 1929 roku,
- Jerzego Cesarskiego w książce „PPS wspomnienia z lat 1918-39” podającego kulisy zwolnienia Andrzeja Gondka ze stanowiska kierownika szkoły w Choczni w 1933 roku (za jego negatywny stosunek do Piłsudskiego, czemu dał wyraz w kronice szkolnej),
- Adolfa Nowaczyńskiego, który wspominając lata szkolne w Wadowicach, zachwyca się ich okolicami:
Okolice miasta bezwzględnie piękniejsze od okolic Neapolu czy Stockholmu, tylko mniej reklamowane i przez to mniej znane w Europie. Taki Gorzeń, taka strada do Choczni i Andrychowa, takie partje pejzażowe za „Zbożnym” Rynkiem, aleja do Tomic (baronów Gostkowskich), taki park Monceau za kościołem wdole (dziś mocno zaniedbany), to wszystko fragmenty świata, które się zawsze przypomina ("Słowa, słowa, słowa" z 1938 roku)
- liście Stefana Żechowskiego, autora
ilustracji do „Motorów” Zegadłowicza do Mariana Ruzamskiego z 5 grudnia 1937
roku (publikacja Mirosława Wójcika w „Akcencie” nr 1-2 z 2000 roku), w którym
autor wspomina wizytę u dr Putka w Choczni, związaną z pomocą prawną wobec
konfiskaty przez policję „Motorów”.
Z kolei z pierwszych lat II wojny
światowej pochodzą informacje o choczeńskim epizodzie w życiu Tadeusza
Sadowskiego, opisanym w książce Jerzego Woydyłły „Tomo: Polak wśród jugosłowiańskich
partyzantów”. Woydyłło pisze w niej, że Sadowski zgłosił się dobrowolnie do
pracy u bauera Knolla w Choczni, by uniknąć wywózki na przymusowe roboty i mimo
ciężkich warunków wytrwał w niej półtora roku, Przytacza też kilka szczegółów
dotyczących stosunku bauerów do ich pracowników.
Oczywiście nawiązania do Choczni
pojawiają się nie tylko w literaturze wspomnieniowej, cennej zwłaszcza dla
badaczy przeszłości tej wsi, ale także wśród innych gatunków literackich.
Już w 1875 roku ukazała się powieść
księdza Michała Króla, rektora seminarium duchownego w Tarnowie, zatytułowana „Sieroty
Zebrzydowskiego, czyli akademicy krakowscy”, której bohaterowie podróżują
choczeńskim Starym Gościńcem. Występuje on w tej powieści jako trakt między
Chocznią a Frydrychowicami – droga dość złej jakości.
Kilka napomknień o Choczni znaleźć
można w twórczości Zegadłowicza- w cyklu „Żywot Mikołaja Srebrempisanego”
występuje na przykład pomocnik murarski Józef Bryndza z Choczni („Z pod
młyńskich kamieni”) i ludność Choczni, która tłumnie pojawia się na pogrzebie
pana Michała („Uśmiech”). Co ciekawe, Krystyna Kolińska w nawiązującej tytułem
książce o Zegadłowiczu („Zegadłowicz. Podwójny żywot Srebrempisanego”)
przywołuje postać Henryka M. z Choczni, oficera marynarki, który pisze wiersze.
Zapewne doszło tu do przekłamania inicjału nazwiska tegoż poety i autorka miała
na myśli żyjącego do dziś w Szczecinie Henryka Ramędę.
Chocznia pojawia się również w wierszu
Henryka Szczerbowskiego, upamiętniającym przysięgę legionistów Piłsudskiego w
Choczni w 1914 roku (link).
Ostatni wyszukany przeze mnie cytat z
Chocznią pochodzi z książki Katarzyny Banachowskiej-Jaśkiewicz pt. „Niepamięć”-
opowieści o dorastaniu żydowskiej dziewczynki Marii w międzywojennych
Wadowicach. Maria z „Niepamięci” do Choczni chodziła często
z ojcem polami na spacer, przechodziło się Dział Choczeński , a potem była wieś
, ukryta w sadach , przycupnięta obok skarpy.
Marian Talaga jest jednym z bohaterów dwóch książek Janusza Meissnera. ZAś jego wuj, Eugeniusz Bielenin, jest wzmiankowany w 2 tomie wspomnień Wincentego Witosa.
OdpowiedzUsuń