W 1932 roku na łamach wychodzącej w Cieszynie "Gazety Rolniczej" były publikowane satyryczne felietony pisane gwarą , których autor podpisywał się jako Kanty Grządziołek. W czterech numerach- z lutego, marca i kwietnia Kanty Grządziołek nawiązywał w tychże felietonach do wydarzeń w Choczni lub związanych z Chocznią, a dwa z nich pisane są z punktu widzenia świadka- osoby obecnej na miejscu w Choczni. Występują tam autentyczni chocznianie, jak Jan Bylica (1883-1961), gminny goniec i herold, czy Jan Nęcek (1887-1954), prezes "Strzelca" i "Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem" w Choczni, a także wice komisarz Gminy Chocznia, pracujący zawodowo jako sługa kancelaryjny w urzędzie monopolu tytoniowego w Wadowicach. Przy czym, o ile Bylica jest u Grządziołka postacią pozytywną, to Nęcek wręcz przeciwnie- to właśnie głównie przeciwko niemu wymierzone są satyry z "Gazety Rolniczej", częściowo zresztą ocenzurowane. Grządziołek wyśmiewa się z Nęcka osobiście i z podległego mu "Strzelca", a przez to także z ówczesnych władz sanacyjnych, które tegoż Nęcka ustanowiły zastępcą komisarycznego zarządu choczeńskiej gminy, po rozwiązaniu cieszącego się poparciem chocznian prezydium kierowanego przez dr Józefa Putka i lansowały "Strzelca" oraz "BBWR", zwalczając popularne w Choczni lewe skrzydło ruchu ludowego. Te historyczne kulisy są niezbędne do zrozumienia satyr Grządziołka i tak zresztą dość trudnych obecnie w odbiorze z powodu używanej przez niego gwary.
Fragment felietonu z 19 lutego 1932 roku:
Myślę se Wadowicak byś a do Chocnie nie zaźreć, to byłby jus grzych piekielny. Idem i dosedek ku starej karcmie łosteryji i patrzem a na tem karcmisku wisi tablica z napisem, ze tu jest kasarnia strzelecko rodzaju mynskiego i żyńskiego. Siajbe majom z tyłu. Przed karciniskiem łazi jakieś brzydkie chłopisko, jus przez Boga naznacone, bo nawet kudła na nim rosnąć nie chce, a nogę włócy za sobom jak ten djeboł z kalendorza. Drze sie do jakigoś drugiego, ze mu w Chocni chłopy nie kciały polowanie wynająć. Myślę se, może to jakiś niescyńsliwy ingwalid i pytom kobieciny co prawie sła ku Wadowicom, bez co ten ingwalid tak sie drze. A óna mi pado: „jakita ingwalid, baba mu nogę wykręciła, bo skierny był. On zgrabny do polowanie chyba na pchły w gaciak". Ide dalej i przysedek do Sokoła choceńskiego. A tu stanyło przedemną nieduże chłopiątko ucciwe i pado: „jo mom wos skądsi znać". Mówiem mu cokza jeden i zek tu w Chocni nieroz na wiecak bywoł i pytom go: „cyście wy nie są Bylica, Dolcyjon z downego gminnego urzędu?" „Jo jes —godo Bylica — a bezcozeście mnie tak poznali?" „Ano— padom — po wąsak, bo jeno dwuk w Polsce mo takie wąsy, jeden Piłsudski a drugi Bylica." Potem pytołek go o te kasarnie i siajbe strzelecką i bez co to takom mobilizacyjom zrobili w Chocni. A ón mi powiado, że do tego Strzelca to nolezy ośmi takich, co studerują na rzezimieśników i ze ik w szkole przemysłowej do tego zmusili. „Wiecie Kanty co — pado mi Bylica — łostańcie na popołednie a zobocycie tu w tej kasami cuda." Pokozoł mi taką małą karteckę, a na niej stolo wypisane, ze bedzie w tej kasami strzeleckij zabawa z kotylejonem. Oba my ze dwie godziny medytowali co to za siarsia jest ten kotylejon, ale nicmy nie wymiarkowali. Popoledniu przysły do Chocni polcjany, potem wywiadowcy, potem śpicle, potem wadowskie podpuscace i markietanki, a były wom tes z Wadowic i takie obstarne babska, co se dały jakiemuś palerowi murarskiemu gęby cementem i wopnem wybielić, bo jaze to wopno im z nosów i brodów sie sypało. A Bylica śturknył mnie i powiado, ze to są różne kubity związkowe i spółecne z Bebewuer. Myślem se że to syćko przysło patrzeć, jak bedom kotyliona pokazować. Takie to widać zazarte na to patrzynie. Potem przyjechał starosta Miler powiatowem autem Nro 79606. Numero to polcyjon Pach zapisoł do książki suzbowej, aby mioł o cem złożyć raport kumisarzowi od polcyje Stankiewicowi. Wsyćko to pakowało się do tego starego karcmiska na poswiącane przez księdza kapelana wiktuały i gorzołke, pewno mioł suzbę gdziyndbiej, albo go tyz co innego zasło. Z Chocni tyz nikogo my na tym bolu nie widzieli, jeno same wadowicany. Jak jus sprzątnyli gorzołke na zdrowie prohibicyje i wiktuały, rozpocon operacyjon ten żeński chłop, co mu kudły na gębie rosnąć nie chcom. Stanył jak bocoń na jednyj nodze, ślypia wlepił w powałę, a gębę rozdarł na takom serokość, zęby do niej cało łosteryjo wlazła. Rozkładał i wymachiwoł ręcyskami, prawom serzej, lewom drobniej, tak jakby zamiotoł mietłom jaką kancalaryjom. Mówiem do Bylicy, co to za jeden jest ten rozdarty giźlak. Bylica godo, że to jest bardzo wożny urzyndnik, bo zamiato kancalaryjom monopolu tabakowego Wadowicak i jest jeden na całą Chocnie bebewuer. To może ón jest ten kotylejon. „Moze być — jota dobrze nie wiem", pedzioł Bylica i pociągnom mnie tam, gdzie markietanki strzeleckie kanapy sprzedawały. Zydki zagrały pieśń nabożną „My pierwsa brygada", starosta stanął jak na „gewer heraus". Myśleimy, ze pokozom kotylejona, ale óni syścy zacyni sie ustawiać w pory i spacerowali po karcmie. Piersom parom sed ten fachowiec od mietły z jakomś kubitom spółecnom, w drugiej parze ankusierka okryngowa z Kacyny z siarsiom strzeleckom, w trzeciej krocył Maciek Bzdura z Baśką Pyrciną, było tych por ze siedem. Bylica śturknył mnie i pado: „widzicie Kanty, takto ślachta sanacyjne polonyza wodzi". Miołek jus stanąć do pory, alek se pomyśloł, jakby sie Tekla zwiedziała, toby mnie jesce w gazety puściła, zek sie na sanatora przekrzcił. Wyślimy z tej zabawy gdzieś po północku i zaśmy na gościńcu spotkali tego koślawego giźloka jak wrzescoł, ze kotyliona nie było, że zjedli i wypili więcej jak trza i że Strzelec nie bedzie mioł za co mobilizacyje zrobić, bo trza kryjde za gorzołke, piwo i kanapy zapłacić. Dobryś — myślem se — jak ci za kotylejona deficyt na boi przysed. Pozegnołek pieknie Bylice, pocenstowoł mnie jesce fajkowym tabakiem na drogę i posedek do Wieprza, a cok tam widzioł i słysoł, to wom za jakiś cos opowiem.
Ciąg dalszy pojawił się w numerze z 4 marca:
Alek sie łozgodoł z tymi głymbowianami, jas tu leci z kasy chorej znajomy urzyndnik Kucharski i woło mnie: „Grządziołek, spieście sie tu, jes do wos jakiś telefon"! Kis grzysi — pomyślołek — alek posedł, bierę rułkę w gorść i mówiem: „Haljo co jes?" Nic nie jes —ino jo Bylica. Wracojcie zaroz pośpiesnym pociągiem— wożno rzec". Jak wożno, to wożno. Siadom na kolej i o piątej minut seś wysiadom w Chocni na peronie. Urzyndnik ruchu i banałuzar poznoł mnie i zasaliterowoł, a „tajny" Łazarz z kunfidentem jak mnie uźreli, to sie zewstydzili i schowoł sie jeden w kancalaryji dla męzcyzn a drugi dlo kobit. Wysed z pocekalnie na peron Bylica i pado mi: „Wożno rzec jedna, że po tym bolu strzeleckim kotylejon sie znalos ino piyniondze za bileta i gorzolke ani Łazorz ich znalyś ni może, kasik podzioł a kumendant Strzelca mo być rozstrzylany za przekrocenie suzby, bo kotylejona nie hereśtowoł i przy siajbie warty nie postawił. Ale jesce drugo rzec gorso — godo Bylica — jus polcyjon Pach chodził z książkom suzbowom i sukoł świadków, zeby zaprzysięngli, ze na strzeleckim bolu z kotylejonem wódka z flasek sama sie naliwała do kielisków, bo to ktoś zezdoł, że jaze 6 liter gorzołki markietanki wysynkowały a w gminie jest zakoz synkowanio cyli prohibicyjo. Jus ma jednygo takigo świadka Nyncka, on kazdom rzec zaprzysiongnie, drugim mioł być drugi bebewuer z granice, ale ón se na ceś prohibicyji zaspoł w pocekalni kolejowej i zaś go honor i premijo ominie.
Do Nęcka i spraw choczeńskich Grz adziołek powrócił 25 marca:
W Chocni strzelec rozwijo sie lepiej jak w Brzeźnicy. Jus na ośmi strzelcy jes 16 gwerów. Siajba jesce zamrożono. Dzieci bierom pajstwowe wychowanie w starem śmierdzoncem karćmisku. Generoł od tego Strzelca, ten giźlok od pajstwowego wychowanio zebrał poru łazików i za gorzołke wyproł mietwom Wadowicak pore syb u jakichsik łobwiepolów (Obóz Wielkiej Polski- prawicowa opzycja w stosunku do sanacji- uwaga moja). Chcieli mu tam wyrwać, drugom nogę, bo jus jednom baba mu wykrynciła, ale sie zlitowali nad koślokiem i puścili go po trzykrotnem kopniynciu niżej krzyza. Wojna była straśno jak pod Kijowem. Ten giźlok wywijoł mietłom, dar sie na całe garło, Ze jeno dwom ludziom w Polsce syćko wolno, jednemu marsałkowi a drugiemu jemu. Za śtyry dni łobwiepole wywalili putuzina okien w strzelcu. Śklili te okna tydzień śklorze, bo jeno óni mieli nojlepsy prefit z tyj wojny. Ten pajstwowy wybiłokno mo dostać order walecności a przypnie mu go w łosteryji chocyńskiej prezes bebewuer ispektór Bernad. Strzelec tys jus nie bedzie okiyn łozbijoł, bo to żoden jenteres mieć potem seś łokien wybityk za jedno i po nocak warte pod oknami trzymać.
i w numerze z 29 kwietnia:
W Chocni o nicem ludzie nie godajom teroz ino o defiladzie strzeleckij w św. Józefa w Wadowicak. Pośli tam na te defilade i chocyńscy strzelcy z tym gizlokiem koślawym na cele. Jak ich uźroł jakiś oficyr, tak im godo wynoście mi sie stąd, zebyk wos tu nie widzioł. Bo to — wiycie — nawet butów śwarcem nie opucowali, ino jak ze zbabroł tak je wdzioł na defilade. Zodnej subordynacje miyndzy nimi nima, zodnego porządku. W karcmie siedzom i na parade wyśli jak po bolu w karcmie. Jak ich tak ten oficyr skónierowoł, pośli na tretuar ku Wodzijskigo kamiynicy a tam stół kuminiorz wadoski i przed nim te defilade robili. W wielgi piątek zaś gwołtem kcieli pilnować Pana Jezusa, w grobie w kościele. Ale ik nie dopuścili, bo boli sie zeby przy takij warcie jaki sanator (zwolennik sanacji - uwaga moja) Pana Jezusa nie ukrodł i żydom jak Judos nie sprzedoł.
Ta sama "Gazeta Rolnicza" o Nęcku - link
Karykatura polityczna z 1928 roku - link
Karykatura polityczna z 1930 roku - link
Karykatura polityczna z 1938 roku - link
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz