poniedziałek, 28 października 2024

Choczeńska kronika policyjna - część XIII

 Ilustrowany Kurier Codzienny w wydaniu z 23 marca 1931 donosił:

WŁAMANIE. W nocy włamali się nieznani sprawcy do kasy Stefczyka w Choczni, skąd po rozpruciu kasy ogniotrwałej skradli 1.162 zł gotówką. Włamywacze ulotnili się bezkarnie. Pościg policyjny za nimi trwa.

----

Krakowska "Prawda" z 3 czerwca 1905 informowała:

Na złodzieju czapka gore. W zeszłym miesiącu ukradł w nocy złodziej pewnemu gospodarzowi w Choczni konia. Gdy gospodarz zaglądnął w nocy do stajni, znalazł tylko jednego konia a z drugiego ani śladu. Siada więc co prędzej na konia i jedzie w stronę Wadowic, pytając po drodze przechodniów, czy kto z nich nie widział złodzieja. Tymczasem złodziej przejeżdżał przez miasto na koniu i spotkał dwóch stróżów nocnych. Ci, spotkawszy jadącego, żartem zawołali: Stój, już dawno na ciebie czekamy. Złodziej myśląc, że naprawdę go poznali, zeskoczył z konia i uciekł. Stróże zaprowadzili konia przed magistrat, gdzie ze zdziwieniem spotkali właściciela, który sobie konia odebrał. 

----

Nieco wcześniej w tym samym 1905 roku (9 kwietnia) "Nowa Reforma" zamieściła następującą wzmiankę:

 Dobry połów.  Dobrym połowem krakowskiej policji było odnalezienie skradzionej brylantowej broszki i kolczyków na szkodę Nachmana Englendera. Kradzież popełniła służąca Salomeja Łabaś w roku zeszłym we wrześniu; oddana wtedy na podstawie podejrzenia do sądu. wyrokiem ławy przysięgłych została uwolnioną od odpowiedzialności. Obecnie wyszło na jaw, że Łabasiówna istotnie tę kradzież popełniła, a skradzione klejnoty zostały przez jej siostrę przechowane w Choczni u jednego z mieszczan, gdzie je odnaleziono. 

----

"Echo Krakowa" w numerze z 29 września 1959 powiadamiało:

Motyw zbrodni nieznany. We wsi Chocznia pow. Wadowice został zamordowany Tadeusz Ramenda. Został on uderzony kilkakrotnie w głowę sztachetą przez 19-letniego Stanisława Holcmana. Ofiara napaści zmarła w szpitalu. Sprawca zabójstwa został zatrzymany, śledztwo wszczęła Prokuratura Powiatowa w Wadowicach.

czwartek, 24 października 2024

Nowa książka "Z Choczni i w Choczni. Kto był kim?"

 

Powstały już książki o podobnych tytułach, zawierające dane biograficzne wyróżniających się mieszkańców Wadowic, czy Andrychowa, w których występują też osoby związane z Chocznią. Natomiast do tej pory nie zaistniało żadne opracowanie skupiające się wyłącznie na życiorysach bardziej znanych chocznianek i chocznian (te słowa od 2026 roku będziemy pisać z dużej litery).

Stąd wziął się pomysł przygotowania książki „Z Choczni i w Choczni. Kto był kim?”, która jest próbą opisania ciekawych postaci nie tylko urodzonych w Choczni, czy w niej mieszkających, ale także związanych z nią w inny sposób, na przykład miejscem pracy.    2562 postacie interesujące ze względu na ich dokonania dla Choczni lub szerszej zbiorowości, wykonywany zawód, czy uzyskane wykształcenie oraz tych, które w skali Choczni osiągnęły coś wyjątkowego lub w inny sposób zapisały się w pamięci mieszkańców. Wyróżniających się w sensie pozytywnym, jak i nie będących wzorami do naśladowania, ale również ujętych w książce, by obraz miejscowej społeczności był bardziej przekrojowy. Wszystkie z nich łączy to, że droga ich życia dobiegła już końca. 

Ci, którzy podejmą trud przeczytania tej książki, znajdą w niej między innymi informacje o wszystkich znanych autorowi: choczeńskich wójtach i radnych, nauczycielach, księżach i organistach pracujących w Choczni, działaczach różnego rodzaju organizacji istniejących na terenie wsi (Kasy Zapomogowo-Pożyczkowej, Kółka Rolniczego, „Sokoła”, OSP, itp.), ofiarach wojen i poszkodowanych w ich wyniku, bohaterach wojennych, oficerach, lekarzach, prawnikach i dawnych urzędnikach, miejscowych artystach i twórcach, młynarzach, karczmarzach, wyróżniających się rzemieślnikach i przedsiębiorcach oraz o właścicielach i dzierżawcach Choczni lub jej części.



wtorek, 22 października 2024

Nauczyciele z Choczni - Stanisława Mostowik

 Podstawowe fakty dotyczące zmarłej w tym roku nauczycielki Stanisławy Mostowik z Ramendów, które zebrał na moją prośbę jej syn Paweł Mostowik:


MOSTOWIK STANISŁAWA z domu Ramenda /25. 10.1925 – 09.04.2024/.

Urodzona w Choczni w rodzinie Andrzeja Ramendy i Stefanii z domu Styła.

W Choczni uczęszczała do szkoły podstawowej. Po wybuchu II wojny światowej, jesienią 1039r., mieszkańcy Choczni zostali wysiedleni w rejon Nałęczowa i Wąwolnicy. Tam też się znalazła rodzina Ramendów. Chcąc uniknąć wywózki na roboty przymusowe do Rzeszy od 1 kwietnia 1940 r. została zatrudniona w majątku państwa Widomskich, jako pomoc w kuchni. Tam przepracowała do dnia 2 czerwca 1945r. Po zakończeniu działań wojennych wróciła, wraz z rodziną do Choczni. 

Na podstawie zachowanych dokumentów szkolnych w dniu 30 czerwca 1945 r. otrzymała świadectwo ukończenia szkoły powszechnej stopnia trzeciego w Choczni. Od września 1945r. rozpoczęła naukę w Liceum Pedagogicznym w Białej Krakowskiej /dziś Bielsko-Biała/, którą ukończyła uzyskując w dniu 1 czerwca 1949r. maturę.

Zgodnie z obowiązującym wówczas prawem otrzymała nakaz pracy w zawodzie nauczyciela.

Przebieg zatrudnienia:

1 wrzesień 1949 – 31 grudzień 1949 – Spytkowice

1 styczeń 1950 – 31 styczeń 1950 – Laskowa

1 luty 1950 – 31 sierpień 1950 – Spytkowice

1 wrzesień 1950 – 31 grudzień 1950 - Chocznia

1 styczeń 1951 – 31 sierpień 19511 – Ryczów

1 wrzesień 1951 – 31 sierpień 1979 – Spytkowice

W latach 1951 -1952 uczęszczała na zajęcia w ramach Wyższych Kursów Nauczycielskich /WKN/ o profilu matematyczno – fizycznym. Kurs ukończyła i otrzymała dyplom w dniu 13 stycznia 1952 r.

W trakcie 30-letniej pracy brała udział w szkoleniach i kursach podnoszących kwalifikacje, które były organizowane przez Powiatowe Kuratorium Oświatowe w Wadowicach.

W zależności od zapotrzebowania uczyła matematyki w klasach od czwartej do ósmej.

W 1977 r. ukończyła wyższe studia zawodowe w Instytucie Kształcenia Nauczycieli i Uniwersytecie Śląskim w Katowicach w zakresie nauczania matematyki /dyplom nr 4/M-806/77/.

Od 1951 roku aż do emerytury pełniła punkcję opiekuna Szkolnego Koła Polskiego Czerwonego Krzyża. Wielokrotnie odznaczana brązową i srebrną odznaką PCK, a w 1975 r. otrzymała złoty krzyż PCK.

W maju 1975 r. otrzymała pieniężną nagrodę II stopnia Ministra Oświaty i Wychowania „za wybitne osiągnięcia w pracy dydaktycznej i wychowawczej”.

Od początku pracy w szkole w Spytkowicach prowadziła klasy jako wychowawca. Do Jej wychowanków należy ksiądz profesor dr hab. Julian Warzecha / 1944 – 2009/ członek Zgromadzenia Pallotynów. Był wykładowcą na Uniwersytecie im, Kardynała Karola Wyszyńskiego w Warszawie i w Instytucie Filologii Polskiej Uniwersytecie Warszawskim. Należał do Stowarzyszenia Biblistów Polskich.

W 1979 r. po 30 latach pracy przeszła na emeryturę.

W latach 1985 – 1990 /?/ zawiesiła emeryturę i pracowała w szkole podstawowej w Ryczowie ucząc matematyki w klasach VI – VIII.

W 1955 r. zawarła związek małżeński ze Stanisławem Mostowikiem /zm. w 1983 r./. Mieli dwóch synów: Pawła /1956r./ i Daniela /1959r./

Spoczywa na cmentarzu w Spytkowicach.

czwartek, 17 października 2024

O dziewiętnastowiecznych wójtach choczeńskich

 

Chocznia miała w XIX wieku 28 wójtów. O części z nich nie można powiedzieć wiele więcej niż to, kiedy się urodzili i zmarli, czyimi byli synami i mężami oraz ile mieli dzieci. Ale stanowisko wójta, czy też naczelnika Choczni sprawowały w tym czasie także osoby wyróżniające się, nie tylko w skali choczeńskiej. Większość z nich miała wcześniejsze doświadczenie w choczeńskim samorządzie jako przysiężni/radni lub podwójci (zastępcy wójtów). Należy też pamiętać, że wójtowie nie tylko przewodniczyli radzie gminnej i stali na czele władzy wykonawczej. Byli również przewodniczącymi sądów wiejskich, orzekających w sprawach niekryminalnych oraz zatwierdzających akty kupna/sprzedaży, darowizn i spadków.

Tylko trzech choczeńskich wójtów z XIX wieku nie urodziło się w Choczni, a większość z nich wywodziła się z rodzin osiadłych we wsi od wielu pokoleń. Przeciętny wójt w momencie wyboru na swoją funkcję miał wtedy około 41 lat i zajmował się głównie rolnictwem (poza tym było dwóch młynarzy, cieśla, krawiec, kowal/blacharz i organista). Najmłodszy z wybranych miał 28 lat, a najstarszy 68. Rekordzista był wybierany 7 razy (ale nie po kolei), oprócz niego tylko jeden z wójtów pełnił swe obowiązki przez 2 kadencje. Najkrótsza kadencja wójta trwała zaledwie jeden dzień, ponieważ wybrany zrezygnował z powodów zdrowotnych. Przez miesiąc zastępował go kolejny tymczasowy naczelnik, ale wkrótce stan zdrowia wybranego wcześniej wójta na tyle się poprawił, że wrócił on na swoje stanowisko, by znów po roku zrezygnować. Przez 25 lat, czyli ¼ całego XIX wieku wójtem była ta sama osoba, a dwóch innych wójtów rządziło w Choczni przez 7 lat.

Jeżeli chodzi o najważniejsze zasługi dla wsi omawianych wójtów, to wymienić należy ich udział w takich inwestycjach, jak budowa pierwszej szkoły, obecnego kościoła parafialnego i budynku plebanii oraz w powołaniu do istnienia Kółka Rolniczego wraz ze sklepem i czytelnią. Jeden z wójtów był fundatorem dzwonu kościelnego i pożyczkodawcą na zakup blachy na wieżę kościelną, inny ufundował krzyż na wieży, a wielu wójtów złożyło większe lub mniejsze darowizny na wyposażenie kościoła i inne cele kościelne. Kilku wójtów działało w świeckich stowarzyszeniach religijnych, czterech było ojcami księży. W zasadzie w istniejących dokumentach zachowały się pewne oceny sprawowania funkcji tylko w odniesieniu do kilku wójtów z końca wieku, a konkretne zarzuty sformułowano w stosunku do dwóch z nich (oraz trzeciego, ale w odniesieniu do kadencji już z XX wieku).

----

Krótka prezentacja sylwetek choczeńskich wójtów z XIX wieku:

  • Wojciech Piątek (1756-1816) został wybrany na wójta jeszcze w XVIII wieku, wcześniej był przysiężnym. W sumie stanowisko wójta sprawował przez 14 lat. Położył trzy krzyżyki jako swój podpis pod spisem inwentarza kościoła. Miał 3 żony, i był ojcem księdza.
  • Antoni Świętek (1761-1831) był wójtem przez 7 lat, wcześniej i później także radnym/przysiężnym.
  • Wojciech Kowalczyk (1781-1848), jeden z młodszych wójtów – w chwili wyboru miał 32 lata. W życiu prywatnym wyróżnił się tym, że czterokrotnie zawierał związki małżeńskie,
  • Kacper Rudzicki (1776-1840) nie był rodowitym chocznianinem, przed wyborem na wójta działał w miejscowym samorządzie jako przysiężny. Na stanowisku wójta podjął starania o zniesienie szarwarku (powszechnej przymusowej robocizny) na Cesarskim Gościńcu.
  • Tomasz Woźniak (1752-1820), najstarszy z wójtów wybranych w XIX wieku, w chwili objęcia stanowiska miał 68 lat. Wcześniej przysiężny choczeński. Podpisał (trzema krzyżykami) Metrykę Franciszkańską – drugi galicyjski spis własności, sporządzony głównie do celów podatkowych i jeszcze w tym samym roku zmarł.
  • Jacenty Nowak (1773-1840) był mieszkańcem Choczni, ale w niej się nie urodził. Za jego kadencji zniesiono ostatecznie obowiązek 210 dni parobydlanych (parą koni lub wołów) szarwarku na Gościńcu Cesarskim „co potomkowie po nas zostający z familii na familię będą mieli wieczną pamiątkę”, jak zapisano w Księdze Sądowej. W testamencie pozostawił niemal 18 mórg synowi Leonowi.
  • Franciszek Kręcioch (1784-1853), wcześniejszy przysiężny, był ofiarodawcą znacznych sum na sztandar i kościół.
  • Józef Szczur (1774-1835) młynarz z dolnej części wsi i nauczyciel w szkole przykościelnej – jako pierwszy z dziewiętnastowiecznych wójtów choczeńskich umiał pisać i czytać, jednego z synów kształcił w gimnazjach w Cieszynie i Podolińcu.
  • Józef Twaróg (1781-1831), wcześniejszy przysiężny. Był mężem Żydówki, która przyjęła religię katolicką. Zmarł podczas epidemii cholery.
  • Kazimierz Woźniak (1790-1853) miał 13 dzieci, jeden z jego synów ukończył gimnazjum w Bochni, a później studiował prawo w Krakowie.
  • Marcin Ruła (1785-1835) przed wyborem na wójta przez 10 lat był przysiężnym gromady choczeńskiej.
  • Bartłomiej Brandys (1785-1852) był wójtem przez dwa lata.
  • Józef Pindel (1790-1836) wcześniejszy przysiężny (przez 13 lat). Zmarł w trakcie kadencji. Był ojcem 13 dzieci
  • Michał Pindel (1801-?) pierwszy z ww., który urodził się już w XIX wieku. Dwukrotnie wybierano go na wójta, sprawował tę funkcję w sumie przez 7 lat. Potwierdzał Grundparzellen Protocoll – kolejny spis własności w Choczni, był członkiem Towarzystwa Wstrzemięźliwości.
  • Szymon Ruła (1798-1849) wcześniejszy przysiężny, członek choczeńskiego Towarzystwa Wstrzemięźliwości oraz Arcybractwa Szkaplerza Św. w Inwałdzie.
  • Sebastian Guzdek (1804-?) ostatni wójt z czasów pańszczyźnianych.
  • Franciszek Bryndza (1797-?) wcześniejszy przysiężny, jego dwaj synowie zostali wyświęceni na księży.
  • Jan Pindel (1816-1873) najmłodszy wójt – w chwili wyboru miał 28 lat. Był ojcem 10 dzieci, należał do Towarzystwa Trzeźwości.
  • Antoni Widlarz (1825-?) również wybrany wójtem w młodym wieku (30 lat). Był dobrodziejem choczeńskiego kościoła. Zmarł w Rybnej, gdzie posługę proboszcza sprawował jego syn Ferdynand. Inny z jego synów (Jan Widlarz) był nauczycielem oraz inspektorem szkolnym w Krośnie i w Żywcu. W sumie z dwiema żonami miał 12 dzieci.
  • Jan Szczur (1821-1887) młynarz z dolnej części wsi, później też w Wadowicach, posiadał ponad 20-morgowe gospodarstwo – 3. co do wielkości w Choczni. Jako wójt był współinicjatorem powstania pierwszej trzyklasowej szkoły ludowej w 1859 roku. W tym samym roku ofiarował 20 złotych reńskich na ozdobienie kościoła i był współorganizatorem jego malowania. W 1880 r. zmienił nazwisko na Szczurowski, jeden z jego synów (Ludwik) został księdzem.
  • Jan Rokowski (1819-?) z zawodu cieśla, wcześniej jako przysiężny był przedstawicielem gminy do spraw budowy domu szkolnego, ukończonego w 1862 roku, a także mężem zaufania przy jednaniu sporów. Posiadał ponad 9-morgowe gospodarstwo w Niwie Zakościelnej.
  • Wojciech Widlarz (1821-1887) jako przysiężny był współinicjatorem powstania pierwszej trzyklasowej szkoły ludowej w 1859 roku oraz pełnomocnikiem wójta ds. szkoły. Wójt Choczni przez 4 lata, później radny  i gminny mąż zaufania przy jednaniu sporów. Członek Komitetu Ubogich, nadzorującego wpływy i wypłaty z Kasy Ubogich.
  • Józef Cap/Czapik (1828-1907) najwybitniejszy wójt choczeński w XIX wieku, wybierany 7 razy, w sumie sprawował tę funkcję przez 25 lat. W Choczni był także wieloletnim organistą, nauczycielem, radnym, pisarzem gminnym, przewodniczącym Komitetu Parafialnego i Kółka Rolniczego, członkiem Rady Szkolnej, Komitetu Ubogich i Komisji Asenterunkowej (Poborowej). Ufundował kosztem 600 złotych reńskich średni dzwon dla parafii  choczeńskiej (poświęcony w 1884 r.) i ofiarował 6 złotych na przelanie/powiększenie dużego dzwonu,  a także 30 złotych reńskich na zakup 4 złotych lichtarzy i 90 złr na zakup srebrnej puszki.  Był inicjatorem i przewodniczącym komitetu budowy nowego kościoła, pożyczył gminie 400 złr na pokrycie blachą wieży kościelnej. W 1897 r. jego postępowanie jako wójta było przedmiotem interpelacji poselskiej, którą wniósł przed Sejm Krajowy we Lwowie poseł z Choczni Antoni Styła. Wśród zarzutów pojawiły się m. in.: samowola przy budowie domu murowanego dla organistów i rozporządzeniu drewnem ze starej plebanii, nierozliczenie się z rachunków za budowę kościoła i plebanii, zezwolenie na budowę stodoły na drodze publicznej oraz usytuowanie kancelarii gminy we własnym domu. Poza Chocznią uważany na początku lat 90. XIX wieku za faktycznego przywódcę chłopstwa galicyjskiego, był radnym powiatowym, dwukrotnie startował bez powodzenia w wyborach na posła. Zmienił nazwisko z Cap na Czapik.
  • Franciszek Guzdek (1835-?) wcześniejszy radny, zrezygnował ze stanowiska wójta po dwóch latach. Rok później został uznany winnym sprzeniewierzenia 245 złotych reńskich z funduszu spichrza gminnego (podatki gminne wnoszono wówczas w ziarnie).
  • Józef Guzdek (1842-1903) przed wyborem na wójta był radnym i podwójcim (zastępcą wójta). Jako podwójci został pobity do nieprzytomności podczas wykonywania czynności urzędowej, co zakończyło się procesem sądowym i skazaniem sprawcy Franciszka Bryndzy. Zawiesił sprawowanie funkcji wójta ze względu na stan zdrowia zaledwie dzień po wyborze, objął ponownie obowiązki po miesiącu, by ostatecznie zrezygnować rok później (pozostał radnym). Był także gminnym taksatorem i rewidentem kasy gminnej, wybrano go do Komitetu Budowy Kościoła, zarządu Kółka Rolniczego i Rady Szkolnej. Miał 11 dzieci.
  • Jakub Gurdek (1836-?) pochodził z Ponikwi, był tymczasowym naczelnikiem gminy przez miesiąc, gdy sprawowanie urzędu zawiesił Józef Guzdek, po jego powrocie do władzy został podwójcim. Wcześniej wybierany radnym, zaczynał „karierę” jako konwojent na stacji szupów (link).
  • Szymon Pietruszka (1840-1889) z zawodu krawiec, wcześniej przysiężny, podwójci i strażnik polowy. Członek komitetu budowy kościoła. Został odwołany ze stanowiska po uznaniu części dóbr kościelnych za własność gminną.
  • Antoni Sikora (1849-1929) z zawodu kowal/blacharz. Wójt Choczni w ostatnich trzech latach XIX wieku, później sprawował nadal ten urząd aż do 1910 roku. Był wykonawcą i współfundator krzyża na wieży kościelnej (lata 80. XIX wieku). Przed wyborem na wójta radny gminny, wiceprzewodniczący Kółka Rolniczego i sklepikarz z ramienia Kółka, przez pewien czas prowadził wyszynk wina. W 1898 r. przed jego domem, miejscem spotkań ludowców, posadzono lipę upamiętniającą Adama Mickiewicza. 

poniedziałek, 14 października 2024

Stare fotografie z Choczni

 

Łowienie raków w Choczence
prawdopodobnie w latach 20. XX wieku
Pierwszy z lewej Ferdynand Foryś
siedzi na brzegu Szczepan Zając



Dom Ludowy/Sokół w okresie międzywojennym


"Mondele"
na polu powyżej Zawala i widok na południowy wschód


środa, 9 października 2024

Gdzie mieszkał w Choczni Józef Putek?

 Dr Józef Putek nie był rodowitym chocznianinem i w Choczni - rodzinnej miejscowości jego matki - zamieszkał dopiero jako człowiek dorosły. Powszechnie jest znany jego dom, usytuowany w pobliżu szkoły podstawowej w dolnej części wsi, na tak zwanej Dąbrowszczyźnie, Obecnie okoliczne osiedle nosi zresztą nazwę Józefa Putka. 

Ten dom nabył na początku lat 20. XX wieku, gdy został wybrany wójtem Gminy Chocznia. Był wtedy jedynym wójtem w Polsce, który nie posiadał własnego domostwa ("numeru"), czyli według ówczesnej terminologii zaliczał się do komorników. Jak sam pisze: "Tu i ówdzie pokpiwano z chocznian, że kumornika wybrali wójtem, że teraz torba rządzić będzie dziadem. Doradzono mu "by jakiś numer zakupił, bo się pyski niewyparzone ludziom pozamyka i gmina będzie miała większy honor, że oto jej wójt pokaże światu, że gmina nie dziad, a wójt nie torba."

W tym czasie obowiązująca w Polsce marka bardzo traciła na wartości, sytuacja polityczna w związku z toczoną wojną z bolszewikami była niepewna, toteż pewien emeryt postanowił sprzedać Putkowi swój czteroizbowy murowany domek z niewielkim ogródkiem za 1.400.000 marek polskich. Była to kwota, którą udało mu się zaoszczędzić z diet poselskich. Kupując własny dom spełnił też marzenie swojej matki, która całe życie marzyła "by mieć własny dach nad głową" i "nie poniewierać się po cudzych progach". Chocznianie pomogli swojemu wójtowi w remoncie (pod kierunkiem majstra murarskiego Turały) i zwózce niezbędnych materiałów budowlanych, tak że wkrótce dom ten nadawał się do zamieszkania. Do dziś pozostaje w rękach spadkobierców dr. Putka.

Natomiast niewiele osób wie, gdzie Putek i jego matka mieszkali wcześniej przez około 10 lat. Ten budynek również nadal istnieje, ale od czasów zamieszkiwania w nim Putka został kilka razy przebudowany i zmodernizowany. Usytuowany jest przy granicy z Wadowicami, w pobliżu obecnego marketu "Stop". Na początku XX wieku należał do Maurycego Münza, który prowadził w nim karczmę. Gdy Münz zginął tragicznie w 1906 roku, przygnieciony beczką spirytusu we własnej piwnicy, jego spadkobiercy sprzedali dom Wojciechowi Rokowskiemu, reemigrantowi z Ameryki. Ponieważ dom po Münzu był jak na potrzeby nowego nabywcy zbyt obszerny, to z chęcią zgodził się wynajmować Putkowi jedną z izb. W ten sposób Putek został sąsiadem np. choczeńskich Kumalów i Zająców.

czwartek, 3 października 2024

Zygmunt Kręcioch - kolega papieża, partyzant AK


 Zygmunt Tadeusz Kręcioch urodził się w Choczni 4 grudnia 1916 roku, jako trzeci i najmłodszy syn Józefa Kręciocha i Aleksandry z domu Woźniak. Nie miał szans poznać swojego ojca, kaprala 56. Pułku Piechoty, który zginął 30 lipca 1916 w walkach pod Stanisławowem. Gdy Zygmunt Kręcioch miał 6 lat, jego matka ponownie wyszła za mąż za policjanta Rudolfa Klisiaka. 
Po ukończeniu szkoły powszechnej Kręcioch uczęszczał do wadowickiego gimnazjum, które ukończył maturą w 1938 roku. Był szkolnym kolegą Karola Wojtyły. W pamięci przyszłego papieża i pozostałych uczniów zapisał się jako ten, który osiągał najdłuższe odległości w skokach na nartach na prowizorycznej skoczni usytuowanej na zboczach Łysej Góry. 
Po maturze Zygmunt Kręcioch odbył szkolenie w Szkole Podchorążych Kawalerii w Grudziądzu. W maju 1939 roku jako plutonowy podchorąży otrzymał przydział na praktykę w 3. Pułku Ułanów w Tarnowskich Górach. Przed wyjazdem złożył podanie o przyjęcie do Oficerskiej Szkoły Zawodowej w Grudziądzu. 
28 sierpnia 1939 udał się ze swoim pułkiem na ćwiczenia do miejscowości Kalety, Koszęcin i Cieszawa, jako zastępca dowódcy plutonu kawalerii w czwartym szwadronie. Tam zastał go wybuch II wojny światowej. Jego szwadron przyjął uderzenie Niemców w rejonie Kalet i wycofując się stoczył kolejne potyczki koło Piasków, Woźnik i Lubszy. 3 września Niemcy uderzyli znacznymi siłami na Górę Floriańską, gdzie doszło do walki na bagnety z szwadronem Kręciocha. Niemcy przedarli się na jego tyły, ale wtedy do kontrataku ruszyła reszta pułku, umożliwiając oddziałowi Kręciocha odwrót. Przesuwali się w kierunku Pińczowa, Szczucina i Baranowa, a następnie na Rozwadów, Frampol i Biłgoraj. 15 września przekroczyli rzekę Tanew i podjęli próbę obrony Tomaszowa Lubelskiego. W walkach pod Rogoźnem śmierć poniósł dowódca pułku płk. Chmielowski. 21 września oddział Kręciocha został otoczony przez Niemców koło Ulowa i złożył broń. Pojmanych żołnierzy polskich Niemcy pędzili aż do Przeworska, gdzie uwięzili ich w obozie urządzonym w byłej cukrowni. Stamtąd Kręciochowi udało się zbiec i powrócić do Choczni.
Z rodzinnych stron na początku 1940 roku przeniósł się do podkrakowskiego Mnikowa i podjął działalność konspiracyjną, do której wciągnęli go koledzy z wojska. Organizował najmniejsze komórki konspiracyjne (trójki i piątki), szkolił młodzież partyzancką, zdobywał broń, brał udział w dywersji i rozprowadzał prasę podziemną. Był adiutantem kapitana Burgielskiego ps. "Janusz" w IV baonie "Orzeł-Ważka" 12. Pułku Piechoty AK w stopniu podporucznika. 
W lutym 1945 roku wrócił do Choczni i podjął pracę w rodzinnym gospodarstwie rolnym. W 1950 r. w obawie przed represjami ze strony aparatu bezpieczeństwa Polski Ludowej wyjechał z żoną do Grodkowa na Ziemiach Odzyskanych gdzie zatrudnił się w Urzędzie Repatriacyjnym, a następnie jako inspektor organizował pracę PZU. W 1954 roku po powrocie do Wadowic pracował w handlu tekstyliami. Był współzałożycielem i pierwszym kierownikiem Spółdzielni Mieszkaniowej. 
W 1960 r. skończył zaocznie studia rolnicze w Krakowie z tytułem inżyniera, a potem do emerytury w 1993 r. pracował w Centrali Nasiennej. Uczył także chemii w szkole rolniczej w Radoczy. Jako członek ZBoWiD awansował na stopień porucznika rezerwy. 
Zmarł 2 lipca 2000, spoczywa na cm. komunalnym w Wadowicach. 
Z żoną Ireną ze Ścigalskich doczekał się po wojnie dwóch synów i córki. 

wtorek, 1 października 2024

Wspomnienia Stanisława Batora z okresu II wojny światowej

 9 kwietnia 2013 Katarzyna Odrzywołek i Adrian Szopa przeprowadzili w Bradford w Anglii wywiad z mieszkającym tam Stanisławem Batorem, który następnie został opublikowany w książce "Pokolenia odchodzą. Relacje źródłowe polskich Sybiraków z Wielkiej Brytanii. Bradford".


Stanisław Bator urodził się w Choczni 9 kwietnia 1930, jako syn pochodzącego z Liszek Józefa Batora i Rozalii z domu Suwaj. Poniżej zamieszczam jako cytat fragment jego wspomnień sprzed wojny i z okresu jej trwania:

Przed wojną

 Urodziłem się 9 kwietnia 1930 roku w Choczni, powiat Wadowice, województwo krakowskie. Imię ojca: Józef, imię matki: Rozalia (z domu Suwaj). Przez pierwszych pięć lat mojego życia mieszkaliśmy w Choczni. Ojciec pracował na polu, był rolnikiem. Coś poszło bardzo źle i w 1935 roku wyjechaliśmy na Wołyń. W rodzinie było siedmioro dzieci. Licząc od najstarszego byli to: Jan, Stefan, Maria, Mieczysław, Halina, Stanisław, Edward. Wszyscy urodzili się przed wojną. Najmłodszy brat urodził się w 1932 roku. Opuściliśmy Chocznię z powodu bardzo dużej biedy, a na Wołyniu mieliśmy kuzyna. W Janowej Dolinie, koło Kostopola otwierali kopalnię, kamieniołomy. Kuzyn załatwił tam pracę dla ojca. Otwierano kopalnie, były nowe domy, nowe budownictwo. Mieszkaliśmy w domu, gdzie mieszkały cztery rodziny. Mieszkaliśmy z Polakami. Trudno mi powiedzieć, jak wyglądał dom, to było coś nowego. Chocznia to była wioska, a tu był inny dom, nie było słomy. To był zupełnie inny dom niż ten, co mieliśmy w Choczni. W Janowej Dolinie zacząłem chodzić do szkoły, coś nowego wybudowali [nowy budynek]. Większość mieszkańców to byli przyjezdni, przyjechali pracować w Janowej Dolinie, w kamieniołomach. Wszystko było widać. Mur był, tam rozbijali kamień.

Wybuch II wojny światowej i życie pod okupacją

Rok 1939. Przyszli Rosjanie. Niemców u nas nie było. Rosja weszła do połowy Polski. Mieliśmy kontakt tylko z nimi [z Rosjanami]. Trzeba było chodzić do szkoły. Kazali mówić po rosyjsku i uczyć się po rosyjsku. Rosjanie obejmowali stanowiska w szkole. Nie wszystkich wywieziono z Janowej Doliny. Powodem naszej wywózki było to, że mój brat Jan bardzo się udzielał, był w organizacji politycznej. Nie pamiętam jej nazwy, miał coś wspólnego z junakami, strzelcami. Został aresztowany, dlatego że się udzielał, był bardzo znany. Został wywieziony do Charkowa czy do Smoleńska. Tam zginął. Został zamordowany. Przez niego później nas, całą rodzinę wywieźli.

Deportacja w głąb Związku Sowieckiego

Nie przyszli rozmawiać z nami [dziećmi], tylko z ojcem. Powiedzieli, że będą nas wywozić. Mama zabrała tylko coś do ubrania, ale nie pozwolili nam niczego [innego] brać. To był maj albo czerwiec 1941 roku. Stacja, z której nas wywieźli, to była Janowa Dolina. Transportowali nas w wagonach towarowych, [w których] nie było specjalnych „pokoików" [przedziałów]. Wsadzili nas do tego wagonu, było ciasno. Takie były warunki. Wieźli nas do Kazachstanu. Mniej więcej w tym czasie wybuchła wojna rosyjsko-niemiecka. Mówiono, że wiozą nas na Sybir, ale koło Moskwy zmienili transport i wysłali do Kazachstanu. [Nie wywieziono wówczas całej rodziny]. Siostry Marii do Rosji nie zabrali, bo ona już była mężatką i została w Polsce. Stefana gdzieś zabrali, nie wiem, kto, kiedy i jak go uwięzili. Jak nas wywieźli, to też już go nie było.

Pobyt na zesłaniu

W Kazachstanie byliśmy - jużnokazachstanskaja obłast, pachta-aralski rejon, miejscowość Inwalidnaja. Tam przeważnie były plantacje bawełny. Nie pracowałem tam. Jeśli się nie pracowało, to nie było jedzenia. Musieliśmy iść do szkoły, ja z młodszym bratem Edwardem. Najwięcej tam było Rosjan, nas przyjezdnych bardzo mało było. Wszystkich przedmiotów uczyliśmy się po rosyjsku. Szkoła rosyjska, wszystko po rosyjsku. Czułem się tam troszkę głupio, ale kazali iść do roboty, bo jak nie pójdę, to nie będzie chleba. Do roboty się nie chciało iść, to szło się do szkoły. Ojciec pracował na polu, na plantacji bawełny, tak samo brat i siostra. Był głód. Miałem jedenaście lat, jadłem, co mi dali. Nie było żadnego wyboru. Nie mogłem mówić, że ja czegoś nie będę jadł.

Podróż na południe Związku Sowieckiego

W Rosji byłem do 1942 roku, zabrali nas do junaków. Nastąpiła amnestia i myśmy mogli wyjeżdżać. Powiedzieli nam, że był układ i do jakiego miasta mamy pojechać, żeby [wstąpić] do junaków - młodych. Bo wojskowych brali gdzie indziej.

Pobyt na Bliskim Wschodzie

A tu był taki specjalny obóz dla junaków, od 10-11 lat do 15-16 lat. Trafiłem tam z bratem Edwardem i Mieczysławem (on też jeszcze nie mógł pójść do wojska). Ojciec wstąpił do wojska. Matka miała jechać w to samo miejsce, gdzie myśmy byli. W pociągu zmarła i nie mieliśmy już żadnego kontaktu. Ojciec czegoś się dowiedział, ale nikt nic mógł powiedzieć, gdzie ona zmarła, co się jej stało. Ojciec trafił do 5. Dywizji. W junakach ćwiczeń nie było, czasami jakiś przemarsz, żeby się spotkać. Dzień junaka [wyglądał tak, że] kazali iść spać, wstawaliśmy o tej i o tej godzinie, [...] siedziało się w domu, w baraku, przeszło się gdzieś, jak się miało trochę wolnego czasu. Nie było żadnych rozrywek. Każdy czekał na informację o wyjeździe, taka była bieda. Mieliśmy kontakt z ojcem. Kiedy przyszła amnestia, to ojca zabrali, był niedaleko nas. Do pewnego stopnia mieliśmy z nim kontakt.

Pobyt na Bliskim Wschodzie

Płynęliśmy statkiem z Krasnowodzka do Pahlevi. Było tam lotnisko, a przy nim obóz. Było duże zadowolenie, to nas cieszyło. Mieliśmy jechać do Palestyny. Każdy był zadowolony, że nie byliśmy już w Rosji, czuliśmy to cały czas. Przyjechaliśmy do Palestyny i później był podział do szkół. Trafiłem do Nazaretu, do szkoły powszechnej. Tam byłem tylko rok. Później zrobili obóz dla starszych, [ale] trudno mi przypomnieć sobie jego nazwę. Tam byliśmy w namiotach, w przeciwieństwie do Nazaretu, gdzie był duży klasztor. Byliśmy w namiotach. Luźniej było, bo nie było takiego kontaktu ze starszymi, młodzież mogła się więcej wygłupiać. Robiliśmy różne figle. Było dużo sportu, graliśmy w piłkę. Każdy był czymś zainteresowany. Można było chodzić na kąpiele w basenie. Od czasu do czasu odbywały się wycieczki, których nie było za dużo. Kontaktu z miejscową ludnością nie mieliśmy. Mieliśmy musztrę. Robiliśmy wszystko, co trzeba było robić. Nie było tak, że „coś mi się nie podoba", kazali robić, to robiliśmy. W Palestynie byłem pięć lat: od 1942 do 1947 roku. Cały czas byłem w szkole. W warsztacie uczyliśmy się trochę ślusarki. Dużą część dnia spędzałem w szkole. Rano wychodziło się do szkoły, około czwartej godziny się wracało. Na ogół nie było tak, żebym się czymś szczególnie interesował czy nie lubił czegoś. Kazali coś robić, to się robiło - normalna nauka. Najbardziej lubiłem sport, piłkę nożną. Nie wiem, czy byłem dobry, ale kierownik drużyny zawsze mnie wybierał. Grałem na pozycji lewego łącznika, numer 10. Strzelałem dużo bramek. Mieczysław był starszy, był już licealistą i nie miałem już z nim takiego kontaktu. Później, w 1946 czy 1945 roku, wyjechał ze szkoły do wojska, a dalej do Włoch. Tata dużo wcześniej skończył służbę wojskową - już w Persji - bo chorował. Został wypisany z wojska i wysłano go do Indii. 

----

W 1947 roku autor wspomnień wyjechał z Palestyny do Wielkiej Brytanii, gdzie zamieszkał na stałe.