piątek, 18 kwietnia 2025

Piotr Widlarz na Wielkanoc (1917)

 108 lat temu 67-letni Piotr Widlarz, choczeński rolnik i działacz samorządowy, wówczas mieszkający w Woźnikach, opublikował na łamach pisma "Piast" następujący wiersz pod tytułem "Na Zmartwychwstanie":

Na Zmartwychwstanie biją dzwony, 

biją na cztery świata strony, 

biją potężnie i radośnie; 

na ziemi polskiej dźwięk ich rośnie... 

Biją moździerze i kanony,

na cztery świata biją strony

i szrapnelowe szepcą pacierze,

by zwyciężyli nasi żołnierze... 

Na Zmartwychwstanie dzwony biją - 

i głoszą prochom, które gniją, 

i głoszą ludziom, głoszą ziemi

i głoszą drzewom, co nagiemi

sterczą konary, że — odżyją. 

Na Zmartwychwstanie biją dzwony -

Ufaj narodzie udręczony! 

Hymnem nadziei dźwięk ten buja -

Zanucisz wkrótce: Alleluja! 


Wiersz Piotra Widlarza, napisany w trakcie I wojny światowej, jest nasycony symboliką religijną, patriotyczną i nadzieją na odrodzenie, zarówno w sensie duchowym, jak i narodowym. W czterech zwrotkach autor rozwija motyw nadziei na odrodzenie poprzez kontrast między sacrum (dzwony wielkanocne, symbol życia i wiary) a profanum (odgłosy wojny - moździerzy i kanonów/armat, jako symbol śmierci i zniszczenia). Język utworu jest prosty, ale pełen emocji, co czyni wiersz dostępnym i poruszającym. Przyczyniają się do tego użyte przez Widlarza metafory (Zmartwychwstanie jako odrodzenie narodu, nagie drzewo jako symbol zniszczenia), personifikacje, apostrofy i powtórzenia (refren o dzwonach). W sytuacji z 1917 roku, gdy Polska była bliska odzyskania niepodległości, ten wiersz odzwierciedla narastające poczucie optymizmu i jedności narodowej. Choć jest osadzony w konkretnym kontekście historycznym, ma uniwersalne przesłanie o nadziei i odrodzeniu w obliczu cierpienia.

wtorek, 15 kwietnia 2025

Elektryczny Kręcioch

 Urodzony w 1893 roku Franciszek Aleksander Kręcioch, syn Wojciecha i Marianny z domu Drabek, wyjechał wraz z rodziną z Choczni do USA jako czteroletnie dziecko. Tam wyuczył się ślusarstwa i frezerstwa. Jeszcze przed I wojną światową opatentował nowy typ bezpiecznika do rewolwerów, z powodu którego po raz pierwszy trafił na łamy amerykańskiej prasy.

Jego patent okazał się zawodny i podczas jednej z demonstracji prototypu ołowiany pocisk trafił widza Steven’a Kasubę w brzuch, powodując jego zgon jeszcze przed przybyciem wezwanego medyka. Kręcioch nie został jednak zatrzymany przez policję, ponieważ uznano, że wystrzał z jego broni padł przez całkowity przypadek, z powodu niemożliwej do przewidzenia awarii jego wynalazku.

Okres pierwszej wojny światowej Francis Alexander Krecioch (bo tak się teraz nazywał) spędził w szeregach amerykańskiej armii. Służył w 7. Pułku Artylerii Polowej i został ranny w czasie działań wojennych, w wyniku czego w styczniu 1918 r. przyznano mu rentę. Po wojnie powrócił do pracy w ślusarstwie.

     Ponownie stał się obiektem doniesień prasowych dopiero w 1953 roku, czyli gdy miał już 60 lat. Pracował wtedy jako mechanik w United Aircraft Co. w Hartford w stanie Connecticut, a miejscowy dziennik "Hartford Courant" fascynując się jego poglądami na wpływ elektryczności na zdrowie człowieka pisał o nim tak:

Naelektryzowany mężczyzna radzi, aby energetyzować się dla zdrowia

Czy era atomowa stworzyła człowieka elektrycznego? „Tak” – stwierdził Francis A. Krecioch. „Wystarczy się rozejrzeć. Wszyscy mężczyźni są elektrycznymi mężczyznami, ale o tym nie wiedzą”.

Jednakże 60-letni Krecioch, który twierdzi, że eksperymentuje z elektrycznością od 25 lat, uważa, że jest bardziej naelektryzowany niż przeciętny mężczyzna, ale to dlatego, że „naelektryzował” swoje ciało, co może wydłużyć jego życie.

Aby udowodnić swoją tezę, Krecioch pokazał, jak prąd elektryczny może przepływać przez jego ciało. Trzymając w jednej ręce wibrator o wysokiej częstotliwości, w drugiej ręce zapalał neonową rurkę. Następnie pokazał, jak rurka nadal będzie się świecić, gdy położy się ją na stole, gdy przesunie nad nią rękę. „Nie mam wątpliwości, że nasze ciało potrzebuje więcej energii elektrycznej. Zredukowałem rachunki za żywność aż o jedną trzecią, korzystając z elektryczności. „Elektryczność stymuluje ciało, wspomaga pracę serca, koi zmęczone nerwy i aktywuje nasz umysł. To przedłuży życie” – twierdził.

Krecioch, który informuje, że nie jest dla niego rzeczą niezwykłą, aby podnieść aż 300 funtów, zademonstrował swoje dobre zdrowie, uderzając się w pachwinę i nie wykazując żadnych ujemnych efektów. Wielokrotnie uderzał się również po głowie ciężką deską, jako dalszy dowód na sprawność swojego ciała.

„Brak wiedzy na temat ludzkiego ciała i niewłaściwa dieta są przyczyną około 80 procent naszych chorób i dolegliwości. Uważam, że należy naładować nasze ciała energią i pozbyć się chorób” – radzi mieszkaniec domu przy Chapel Street 57.

(...) Aby uzyskać „zdrowy blask”. Krecioch radzi zwolennikom swojej sprawy, aby rozpoczęli leczenie elektryczne w wieku 14 lat, co pozwoli uzyskać najlepsze rezultaty.

Zabiegi ultrawysokiej częstotliwości będą równie popularne za 30 lat, jak telewizja dzisiaj, przewiduje Krecioch. Gadżety, które można podłączyć do najbliższego gniazdka elektrycznego i które można zastosować na ramieniu lub nodze, będą medycyną zapobiegawczą jutra”, powiedział.

Teorie głoszone przez choczeńskiego emigranta zweryfikowało życie. Stosowane przez niego zabiegi nie pozwoliły mu wydłużyć własnego życia, ponieważ zmarł w niezbyt imponującym wieku 73 lat (12 grudnia 1966).

Jego grób można znaleźć na Oak Grove Cemetery w Fall River w stanie Massachusetts.












piątek, 11 kwietnia 2025

Antoni Styła jako wójt choczeński

 W kilku notach biograficznych Antoniego Styły (1863-1933) obok licznych jego stanowisk i funkcji pojawia się także informacja, że sprawował on urząd choczeńskiego wójta, niestety bez podania szczegółów i odwołania do źródeł. 

Ponieważ zachowały się do dziś kompletne akta posiedzeń rady gminnej z II połowy XIX wieku, aż do 1907 roku, to na ich podstawie można stwierdzić, że Antoni Styła nie był w tym czasie wójtem, lecz tylko radnym gminnym. 

Z pewnością nie został nim również między 1907 a 1910 rokiem, gdy urząd ten sprawował, tak jak i wcześniej Antoni Sikora oraz w latach 1910-1918, w których dobrze udokumentowane jest wójtostwo Maksymiliana Malaty, następcy Sikory. 

Z kolejnych znanych dziś informacji wynika, że w 1920 roku wójtem został Józef Putek, więc dla jego teścia Antoniego Styły pozostałyby w teorii tylko lata 1918-1920.

W jednym z niepublikowanych maszynopisów Putka odnalazłem spis wszystkich wójtów choczeńskich, w którym Antoni Styła figuruje na tym stanowisku w latach 1918-1919, co pozornie wyjaśnia tę kwestię. Dla pewności brakowało jednak jakiegokolwiek potwierdzenia tej informacji w źródłach historycznych.

Okazuje się jednak, że takie potwierdzenie, a w zasadzie uściślenie informacji podanej przez Putka, zachowało się do dziś w aktach wadowickiego Sądu Powiatowego, przechowywanych w bielskim oddziale Archiwum Państwowego z Katowic. O dziwo dowodu na wójtostwo Antoniego Styły dostarczyły akta spadkowe wyrobnika Tomasza Ciapy, dla którego okres kilku miesięcy pracy w Choczni zakończył się śmiercią. Wadowicki sąd zwracał się w 1920 roku w jego sprawie także do władz choczeńskiej gminy, a odpowiedzi z jej strony podpisało dwóch różnych naczelników gminy.  Wśród nich Antoni Styła w piśmie z 31 sierpnia 1920, w którym wyjaśnia, że pozostali członkowie rodziny Ciapów wyjechali z Choczni do Babicy. Z kolei drugą, późniejszą odpowiedź do sądu (z 28 grudnia 1920) w imieniu choczeńskiej gminy podpisał, nie jak by się mogło wydawać Józef Putek, lecz ...Jan Styła, najstarszy syn Antoniego! To niekoniecznie oznacza, że i on był wtedy naczelnikiem (wójtem) Choczni - mógł  na przykład złożyć podpis w imieniu ojca, jako radny i członek zarządu gminy (potwierdzenie tych stanowisk jest o kilka lat późniejsze, ale odnosi się do tej samej kadencji). Mógł on także złożyć swój podpis w imieniu szwagra, czyli Józefa Putka, zakładając że tenże objął stanowisko wójta w 1920 roku. Można również traktować ten zapis dosłownie i uznać, że Putek został wójtem dopiero w 1921 roku, co jest jednak jest sprzeczne z jego własnymi zapiskami. 

Ponadto na podstawie innych akt sądowych z tego okresu można udowodnić, że wbrew temu co pisał Józef Putek, Antoni Styła nie został wójtem już w 1918 roku, ponieważ jeszcze w styczniu 1920 roku informacje z gminy do sądu podpisywał naczelnik Maksymilian Malata.

Czyli faktyczny czas, w którym Antoni Styła stał na czele choczeńskiego samorządu, ogranicza się do 1920 roku.

Co ciekawe, pod odpowiedziami na różne zapytania sądu z 1920 roku widnieją nie tylko podpisy różnych naczelników Choczni, ale i pieczęcie gminne w wersji nieznanej wcześniej i później. To jednak temat na ewentualną następną notatkę.




wtorek, 8 kwietnia 2025

Najwięksi posiadacze gruntów w 1964 roku

 Według "Wykazu gruntów użytkowanych przez mieszkańców Gromady Chocznia w 1964 roku" największymi posiadaczami ziemi byli wówczas:

  1. Henryk Guzdek spod nr 646 - 10,56 ha
  2. Teofil Malata spod nr 44 - 9,25 ha
  3. Czesław Wcisło spod nr 206 - 7,88 ha
  4. Jan Gawęda spod nr 185 - 6,95 ha
  5. Czesław Graca spod nr 153 - 6,77 ha
  6. Władysław Wcisło spod nr 206 - 6,66 ha
  7. Władysław Płonka spod nr 713 - 6,65 ha
  8. Józef Żak spod nr 765 - 6,43 ha
  9. Ignacy Zając spod nr 172 - 6,40 ha
  10. Franciszek Dąbrowski spod nr 449 - 6,39 ha
  11. Klemens Guzdek spod nr 412 - 6,39 ha
  12. Franciszek Balon spod nr 555 - 6,37 ha
  13. Maria Graca spod nr 294 - 6,22 ha
  14. Andrzej Kosycarz spod nr 241 - 6,21 ha
  15. Stefan Guzdek spod nr 539 - 6,20 ha
  16. Jan Wójcik spod nr 244- 6,17 ha
  17. Teodor Góra spod nr 616 - 6,12 ha
  18. Władysław Kręcioch spod nr 409 - 6,11 ha
  19. Władysław Uzar spod nr 190 - 5,84 ha
  20. Tadeusz Balon spod nr 548 - 5,77 ha
  21. Franciszek Widlarz spod nr 372 - 5,72 ha
  22. Łucja Romańczyk spod nr 553 - 5,66 ha
  23. Jan Augustynek spod nr 414 - 5,61
  24. Teodor Szczur spod nr 768 - 5,59 ha
  25. Aniela Woźniak spod nr 289 - 5,59 ha
  26. Jan Ochman spod nr 40 - 5,54 ha
  27. Józef Drapa spod nr 650 - 5,24 ha
  28. Honorata Góra spod nr 230 - 5,22 ha
  29. Maria Polak spod nr 249 - 5,22 ha
  30. Władysław Sikora spod nr 227 - 5,19 ha
  31. Stefania Ramenda spod nr 135 - 5,10 ha
  32. Władysław Balon spod nr 726 - 5,05 ha
  33. Michał Bąk spod nr 418 - 5,03 ha
  34. Józef Dyduch spod nr 247 - 5,03 ha
  35. Bolesław Zając spod nr 46 - 4,96 ha
  36. Antoni Stuglik spod nr 765 - 4,95 ha
  37. Stefan Góralczyk spod nr 587 - 4,95 ha
  38. Jan Banaś spod nr 734 - 4,95 ha

Uwagi:

  • Nieobecny na liście Antoni Rzycki spod nr 311 posiadał w sumie 5,48 ha, ale w Choczni tylko 4,48 ha
  • Zofia Dąbrowska spod nr 185, posiadaczka 5,85 ha, została wpisana i wykreślona z wykazu,
  • przy Janie Ciejku spod nr 27 wpisano areał 6,48 ha, który przekreślono i poprawiono na 4,88 ha.

piątek, 4 kwietnia 2025

Chocznia na austriackiej mapie kolejowej z 1907 roku


 Przedstawiona wyżej mapa austriackich połączeń kolejowych jest fragmentem Artaria's Eisenbahnkarte von Österreich-Ungarn, powstałej w 1907 roku i zaktualizowanej w 1918 roku.
W tym czasie jednotorowa linia kolejowa przebiegająca przez Chocznię (otwarta 17 czerwca 1888) podlegała państwowej k.k. Nordbahndirektion (Dyrekcji Kolei Północnej) w Wiedniu. Wcześniej (przed nacjonalizacją 31 października 1906) należała do przedsiębiorstwa kolejowo-górniczego Kaiser Ferdinands-Nordbahn.
Chocznia nie jest na mapie zapisana pełną nazwą, lecz tylko dwiema pierwszymi literami (Ch.). Podobnie jest z sąsiednim Inwałdem, zaznaczonym na mapie jako I.
Chocznianin wsiadający do pociągu na przystanku w Choczni (otwartym 18 grudnia 1893) mógł bezproblemowo dojechać koleją nie tylko do Krakowa, Bielska, czy kopalń i hut Śląska Austriackiego, ale i do Lwowa, Wiednia (368 km), czy niemieckich portów nad Morzem Północnym, skąd wyruszały statki do Stanów Zjednoczonych Ameryki. Po przekroczeniu dwóch granic państwowych mógł także dotrzeć np. z pielgrzymką na Jasną Górę. 
Linia kolejowa przebiegająca przez Chocznię ułatwiała również choczeńskim handlarkom nabiałem dowóz mleka, masła, czy śmietany na chłonny rynek bielski.
Od 8 stycznia 1916 istniał w Choczni również przystanek towarowy (wybudowany w 1914 roku), co ułatwiało dowóz do Choczni np. węgla, czy nawozów, zamawianych przez Kółko Rolnicze.
W 1895 roku pociągi z przystanku w Choczni odjeżdżały w kierunku Kalwarii o 9:12, 17:04 i 21:56, a w kierunku Bielska o 4:23, 9:43 i 12:32.
Jako ciekwostkę można podać fakt, że dyrekcja Kolei Północnej corocznie wprowadzała ulgowe bilety dla pielgrzymów udających się do sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej (w jedną lub w obie strony).

wtorek, 1 kwietnia 2025

Zmiany nazwisk wśród chocznian i ich potomków

 Po ustabilizowaniu się nazwisk choczeńskich, o czym można mówić dopiero od połowy XIX wieku, ewentualne zmiany nazwisk noszonych przez chocznian były rzadkie, oczywiście oprócz przyjmowania przez kobiety nazwisk swoich mężów. Ich przyczyny były z pewnością różne - na przykład chęć dowartościowania się "bardziej godnym i dostojnym" nazwiskiem przez osoby pełniące funkcje urzędowe, usiłowanie uniknięcia "ośmieszenia" noszonym nazwiskiem, czy dostosowanie nazwiska do ortografii i fonetyki języka używanego w kraju emigracji.

W poniższym zestawieniu ujęto tylko te przykłady, gdy zmienione nazwisko znacznie różniło się od rodowego, a nie np. tylko pominięciem polskich liter (ó, ę, ą, ś, ł, czy ć). Pominięto też przypadki, gdy zmiana nazwiska dotyczyła dziecka adoptowanego lub uznanego po czasie za własne.

Zdecydowanie najczęściej zmienianymi nazwiskami noszonymi w Choczni były: Szczur i Kręcioch.

Bąk – Choczyński

Budziaszek - Buthner

Cap – Czapik - Czapieński

Cap – Czerwiński

Drożdż - Droze

Górkiewicz - Locovitch

Kolber - Adams

Kręcioch – Bigla

Kręcioch - Cass

Kręcioch - Crecian

Kręcioch - Kearns

Kręcioch - Kershaw

Kręcioch - Lewandowski

Królik – Królewski

Kumala - Krzyszkowski

Ruła – Ruliński

Szczur – Shore

Szczur - Szafirowski

Szatan – Szatkowski

Szczur - Szczerski

Szczur – Szczerzyński

Szczur – Szczurowski

Szczur - Śnieżycki

Szczur - Wiśniewski

Twaróg – Jaśmiński

Wątroba - Nawrocki

Widlarz – Widra


piątek, 28 marca 2025

Nieznany dotąd wikariusz choczeński

 W aktach Oficjalatu i Wikariatu Generalnego Krakowskiego, zachowanych w Archiwum Kurii Metropolitalnej w Krakowie, znajduje się dokument datowany na środę 10 lipca 1697 w którym zapisany został nieznany dotąd wikariusz choczeński. Chodzi o Klemensa Tomańskiego, który wymienionego wyżej dnia stawił się przed podanymi w dokumencie dostojnikami kościelnymi i zażądał umożliwienia mu objęcia parafii w Witanowicach, na co miał poparcie patronów miejscowego kościoła, czyli osób, które dysponowały prawem do przedstawienia biskupowi kandydata na wakujące przy tej parafii beneficjum (urząd i dochody z nim związane). Do rozstrzygnięcia tej sprawy i ustanowienia Klemensa Tomańskiego proboszczem w Witanowicach jednak tego dnia nie doszło, gdyż okazało się, że ma on kontrkandydata do objęcia tej parafii. Był nim Dominik Lgocki, wikariusz w Spytkowicach, który także dysponował poparciem patronów kościoła w Witanowicach.



Podany w dokumencie rok 1697 to jednocześnie data śmierci długoletniego proboszcza choczeńskiego ks. Kacpra Sasina, któremu Klemens Tomański mógł pomagać w posłudze pod koniec jego życia lub zastępować go po jego śmierci w oczekiwaniu na nominacją kolejnego proboszcza. 

Rok później Klemens Tomański nadal starał się o objęcie parafii w Witanowicach, ale już jako wikariusz w Ryczowie. W tym samym roku administratorem parafii w Witanowicach został nowy proboszcz choczeński ks. Wojciech Ciołkowicz. Dalsze (i wcześniejsze) losy ks. Klemensa Tomańskiego wymagają przeprowadzenia kwerendy w dokumentach kościelnych z tego okresu.

wtorek, 25 marca 2025

Znani mężowie chocznianek - Franciszek Żyto

 Józefa Czapik, urodzona w 1906 r. w Choczni, po ukończeniu Seminarium Nauczycielskiego w Wadowicach w 1927 r. rozpoczęła pracę w szkolnictwie na Ziemi Łowickiej. 

Józefa Czapik

Uczyła w szkołach podstawowych w: Chruślinie, Gaju i Włakowie Borowym. W tej ostatniej miejscowości w 1932 r. poślubiła nauczyciela Franciszka Żyto, urodzonego w 1905 r. w Bąkowie koło Łowicza, absolwenta tamtejszego Państwowego Seminarium Nauczycielskiego Męskiego (1928). Później Józefa i Franciszek podjęli pracę w Dąbkowicach Dolnych. Obydwoje kierowali tą szkołą - Franciszek w latach 1936-37, a Józefa w latach  1937-46. 

Józefa Żyto z córką i siostrą
przed drewnianą szkołą w Dąbkowicach (1937)
Zdjęcie z archiwum
Haliny Kowalskiej z domu Żyto

Jeszcze przed wybuchem II wojny światowej Franciszek Żyto podwyższył swoje kwalifikacje zawodowe kończąc Państwowy Wyższy Kurs Nauczycielski w Warszawie. Uczęszczał także na wykłady z zakresu nauk humanistycznych i matematycznych na Wolnej Wszechnicy Polskiej w Warszawie.

Franciszek Żyto (1938)
Zdjęcie z archiwum
Haliny Kowalskiej z domu Żyto

We wrześniu 1939 roku Franciszek Żyto jako podporucznik rezerwy został zmobilizowany i objął dowództwo 6. Kompanii Strzeleckiej 2. Batalionu 10. Pułku Piechoty. Dostał się do niemieckiej niewoli, po czym został uwięziony w oflagu VI B Dössel-Wartburg (nr jeńca 1361). Tam spędził lata wojny, aż do 1945 roku. Jego żona Józefa pozostała w Dąbkowicach Dolnych, gdzie prowadziła tajne nauczanie geografii i historii.

Po powrocie do Polski Franciszek przeniósł się z żoną do Łowicza. On rozpoczął pracę jako nauczyciel w Liceum Pedagogicznym w Łowiczu, ona w Szkole Podstawowej nr 2. Franciszek Żyto dał się wtedy poznać jako popularyzator kultury ludowej. Prowadził z sukcesami Młodzieżowy Zespół Pieśni. Jednocześnie studiował na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Łódzkiego, gdzie w 1952 roku uzyskał stopień magistra filozofii w zakresie pedagogiki.

Źródło - strona LO w Łowiczu


W tym samym roku jako nauczyciel historii w Liceum Ogólnokształcącym w Łowiczu został pełniącym obowiązki dyrektora tej placówki, a w 1958 roku formalnie został mianowany jej dyrektorem. W latach 1958-61 doprowadził do wybudowania nowego gmachu liceum. 

Jego żona Józefa również po wojnie podnosiła swoje wykształcenie - w 1951 roku ukończyła Dział Humanistyki Kursu Nauczycielskiego w Łodzi i podjęła pracę w Liceum Pedagogicznym w Łowiczu.

Obydwoje byli nagradzani za osiągnięcia zawodowe. Franciszek Żyto został odznaczony Srebrną Odznaką Honorową „Zasłużony Popularyzator Wiedzy TWP”, Złotą Odznaką Związku Nauczycielstwa Polskiego i Złotym Krzyżem Zasługi (1956), a Józefa Żyto w 1958 roku otrzymała dyplom i Brązową Odznakę za Długoletnią Pracę,

Oprócz pracy zawodowej Franciszek Żyto udzielał się także w samorządzie jako radny Wojewódzkiej Rady Narodowej w Łodzi (wybierany w 1958 i 1961 roku). 

Zmarł 5 sierpnia 1964 w Łowiczu i spoczął na tamtejszym Cmentarzu Kolegiackim. 2,5 roku później w tym samym grobie została pochowana Józefa Żyto. 

piątek, 21 marca 2025

1799 - Jan Biberstein Starowieyski sprzedaje pastwisko Wawrzyńcowi Bylicy

 W czasach, gdy Chocznia pozostawała w rękach prywatnych właścicieli, sprzedaż ziemi poddanym była rzadkością. Wyjątek stanowiła transakcja z 1799 roku, kiedy Jan Biberstein Starowieyski pozbył się swojego pastwiska na rzecz Wawrzyńca Bylicy. Treść tego aktu kupna-sprzedaży zapisano w choczeńskiej Księdze Sądowej na polecenie samego Starowieyskiego w sposób następujący:

Jan Biberstein Starowieyski Starosta Barwaładzki (...) Dóbr Wsi Choczni Pan Dziedziczny.

Wiadomo czynie komu o tym wiedzieć należy mianowicie Poddanym Choczenskim iż Wawrzyniec Bylica Syn Rozalii Bylicyney  z pod Num 219 supplikował od Zwierzchności Gruntowey aby temusz sprzedać  Morg Gruntu Dworskiego Pastwiska nad Zarębkami po Stronie Inwałdskiey leżącego do którego prozby Podpisany przychylić się ile chcąc iak naywiekszą ludność mieć takowy morg gruntu przy Andrzeiu Sikorze podług miary Wiedeńskiej 1600 Siążni dobrowolnie Zwierzchność Gruntowa spomnianemu Wawrzyńcowi Bylicy sprzedaie y na wieczność Iemu i Iego Sukcesorom oddaie za które Dziedzictwo płaci Dukatów Cztery exnuc y z tych sie kwituie oraz Zwierzchność Gruntowa od Kupiciela Bylicy y Iego Sukcesorów wymaga sobie powinność inwentarską przy czynszach maiącą bydź opłacaną na Św. Marcin coRocznie tynfów 10 y dni robić sześć na Rok oprócz którey ta powinność zadney inney do Gromady czynić nie powinien iako na Gruncie Pańskim ulokowany iedynie numerowe płacić y dni drużnek Który to Przywiley y Prawo Dziedzictwa Wawrzyńcowi Bylicy y iego potomkom na wieczność służące Ratyfikuiąc dla lepszey ważności Ręką własną Pieczęć Herbową przyłożywszy podpisuię. Datt Rudze 27 listopada 1799 Jan Biberstein Starowieyski (...).

Współczesnemu czytelnikowi tego dokumentu jego zrozumienie może utrudnić nie tylko użyte w nim archaiczne słownictwo i ortografia, ale i brak znaków interpunkcyjnych. Z innych źródeł wiadomo, że pastwisko będące przedmiotem transakcji powstało po wycięciu części lasu pańskiego na zboczu wzgórza nad choczeńskimi Zarębkami, przy granicy z Inwałdem. Wymienione w akcie 1600 Siążni Miary Wiedeńskiej to 1600 sążni kwadratowych, czyli dokładnie powierzchnia 1 morgi. Po nabyciu praw do tego pastwiska za 4 dukaty Bylica musiał corocznie w dniu św. Marcina płacić 10 tynfów czynszu i odrabiać fizycznie pańszczyznę przez 6 dni w roku. Ponieważ pastwisko leżało na gruncie pańskim, to powinności Bylicy w stosunku do gromady choczeńskiej ograniczały się do płacenia podatku domowego (numerowego) i odrabiania wyznaczonych przez gromadę prac na drogach przebiegających przez Chocznię (dróżne). Przeprowadzenie transakcji było dla Starowieyskiego okazją do uzyskania dodatkowych korzyści z tej leżącej na peryferiach Choczni parceli. Nie wiadomo, dlaczego nabywca Wawrzyniec Bylica, wówczas 21-letni, podany jest jako syn Rozalii, a nie syn Mikołaja, jak zapisano w metryce jego chrztu. Być może Mikołaj Bylica już wtedy nie żył.

wtorek, 18 marca 2025

Fotografie choczeńskich emigrantów


 Michał Widlarz, urodzony 3 września 1897 w Choczni, jako syn Jana i Anny z domu Pindel. 4 lipca 1923 poślubił w Choczni Bronisławę Kolber. Cztery lata później wyemigrował do Urugwaju. Zmarł 16 września 1981 w Montevideo.


Jan Tomasz Turała, urodzony 5 marca 1895 w Choczni, jako syn Jana i Julii z domu Cap. Emigrant do USA w 1912 roku, gdzie pracował jako rzeźnik. Żołnierz armii amerykańskiej na froncie francuskim podczas I wojny światowej (1918). Mieszkaniec Chicago, naturalizowany w 1921 roku. Członek komitetu polonijnego do spraw zakupu dzwonów kościelnych, który odwiedził Chocznię z zebranymi pieniędzmi w 1927 r. II marszałek Grona Wzajemnej Pomocy Chocznia w „Chicago”. Zmarł 27 sierpnia 1946 w Chicago. Spoczywa na Cmentarzu św. Wojciecha w Niles w stanie Illinois. Na zdjęciu (siedzący mężczyzna) widnieje razem z żoną Mary z domu Stachnik i rodziną.



Franciszek Bandoła, urodzony 5 października 1863 w Choczni, jako syn Piotra i Katarzyny z domu Zawiło. W 1889 roku w Czarnej Sędziszowskiej poślubił Jadwigę Orzech, z którą wyjechał do pracy do Czech. Mieszkał w Lhotce (Marianskie Hory).

piątek, 14 marca 2025

Rodzaje gruntów, sposoby uprawy roli i plony pod koniec lat 80. XVIII wieku

 Przy okazji sporządzania Metryki Józefińskiej dla Choczni (1786-89) dokonano klasyfikacji wszystkich choczeńskich gruntów, podano sposoby ich wykorzystania do celów rolniczych, a nawet oszacowano wysokość plonów na każdym z pól.

Ogólnie rzecz biorąc do celów rolniczych starano używać się wszelkich możliwych niezabudowanych gruntów, w tym także miejsc porosłych krzakami i stawów. Wyjątek stanowiły tylko lasy, drogi i cieki wodne. Choczeńscy rolnicy skupiali się wtedy na uprawie czterech zbóż (żyto, owies, pszenica i jęczmień), znacznie mniejszą wagę przykładając do hodowli zwierząt. Najlepszej jakości grunty znajdowały się najbliżej domostw, a najgorsze przy północnych i południowych granicach wsi. Wynikało to nie tyle z jakości gleb, co z możliwości ich nawożenia - im bliżej domów, tym większa była łatwość dowiezienia nawozu i jego użycia. Oczywiście istniały różnice między poszczególnymi niwami w obrębie Choczni - te położone bliżej granicy z Wadowicami posiadały lepsze gliniaste gleby, a grunty wyżej leżące były częściej kamieniste. Przeważały grunty tak zwane gromadzkie (własność chłopska), ale odnotowano także grunty pańskie (Jana Biberstein Starowieyskiego), sołtysie (Stanisława Michała Dunina), plebańskie oraz poddanych sołtysich i plebańskich.

Wszystkie użyteczne rolniczo grunty w Choczni podzielono wówczas na:

  • pola orne, o różnym stopniu jakości (lepsze, srzednie/średnie, podłe, podlejsze i najpodlejsze),
  • łąki (srzednie/średnie i podłe - nie było w ogóle łąk lepszych),
  • ogrody,
  • pastwiska (lepsze, srzednie/średnie i podłe),
  • krzaki (lepsze i podłe),
  • stawy (lepsze i podlejsze).
Pola orne lepsze położone były najbliżej domów. Częściej je nawożono, przez co dawały lepsze plony. Z reguły były uprawiane przez 3 lata, a w czwartym leżały odłogiem. Jedyny wyjątek stanowiło pole wokół dworskiej austerii (w środkowej części wsi), które z powodu dostatecznej ilości nawozu i dogodnego położenia nie było nigdy ugorowane. Najczęściej siano na nich żyto (w pierwszym roku po nawożeniu), a później przez kolejne dwa lata owies. Zdarzały się jednak także takie pola w obrębie tej kategorii, które obsiewano w pierwszym roku po nawożeniu pszenicą, w kolejnym jęczmieniem, a w następnym owsem (brak takowych w Niwie od Lasu Gorniej, Srzedniej pod Sołtystwem i o Dolnej od Wadowic). Do wysiewu zużywano 1 korzec i 8 garnców ziarna na jedną morgę (w przypadku żyta, pszenicy i jęczmienia) lub 1 korzec i 16 garnców (w przypadku owsa). Średnie plony szacowano na: 2,5 ziarna pszenicy i jęczmienia z każdego jednego wysianego, 3 ziarna żyta z każdego jednego wysianego i 3,5 ziarna owsa z każdego wysianego. 

Pola orne średnie obsiewano wyłącznie żytem (przez pierwszy rok cyklu, w ilości 1 korzec i 8 garnców na jedną morgę) i owsem (przez kolejne dwa lata cyklu, w ilości 1 korzec 16 garnców na jedną morgę). W czwartym roku cyklu te pola leżały odłogiem i służyły jako pastwiska. Dawały średnie plony w wysokości 2,5 ziarna żyta oraz 3 ziarna owsa z każdego jednego wysianego ziarna.

Podobnie wyglądała uprawa pól ornych podłych, ale plony z nich były niższe i wynosiły: 2 ziarna żyta oraz 2,5 ziarna owsa z każdego jednego wysianego ziarna. Wyjątek stanowiły plebańskie pola podłe, na których wysiewano w pierwszym roku pszenicę, a nie żyto (dawała plon 2 ziaren z każdego jednego wysianego).

Pola orne podlejsze wykorzystywano tylko pod uprawę owsa. Nie były one nigdy nawożone, a po dwóch latach siania owsa przez kolejne dwa lata stanowiły ugór, wykorzystywany jako pastwisko. Pola te dawały średni plon 2 ziaren owsa z każdego jednego wysianego.

Najpodlejsze pola orne uprawiano podobnie, jak podlejsze, przy czym plon owsa był z nich jeszcze niższy i wynosił  średnio 1,5 ziarna z każdego jednego wysianego.

Z łąk zbierano dwa razy do roku siano. Z średnich 1,5 wozu z każdej morgi, czyli 6 cetnarów siana tak zwanego słodkiego i 1/4 wozu (2 cetnary) potrawu (drugiego pokosu). Z podłych łąk zbiór siana był odpowiednio niższy i wynosił: 1 wóz = 4 cetnary siana słodkiego oraz 1 cetnar siana kwaśnego z potrawu.

Ogrody były położone najbliżej domostw. Uprawiano w nich jarzyny i wprowadzane jako nowość ziemniaki, rosły tam nieliczne drzewka owocowe, a z pozostałej ich części również zbierano siano, w takich samych ilościach, jak w przypadku łąk średnich.

Na pastwiskach wypasano bydło. Szacowano, że z każdej ich morgi można zebrać cetnar siana kwaśnego (w przypadku lepszych i średnich) lub pół cetnara (50 funtów) w przypadku podłych.

Z krzaków i zarośli pozyskiwano drewno na opał i do wykonywania ogrodzeń/płotów, ale służyły one też do wypasu. Teoretyczne pozyskanie siana szacowano tu podobnie, jak w przypadku pastwisk (cetnar z lepszych i pół cetnara z podłych). Do lepszych krzaków zaliczono również porębę po części lasu dworskiego rosnącego nad dzisiejszymi Zarąbkami. 

Stawy występujące w niektórych niwach wykorzystywano rolniczo na dwa sposoby. Lepsze przez 3 lata pozostawały zalane wodą, a następnie były spuszczane i przez kolejne trzy lata w pokrywający ich powierzchnię muł wysiewano pszenicę (w pierwszym roku), jęczmień (w drugim) i owies (w trzecim). Średni plon wynosił 2,5 ziarna pszenicy i jęczmienia (z każdego jednego wysianego ziarna) i odpowiednio 3 ziarna owsa. Podlejsze stawy miały uszkodzone groble i woda zbierała się w nich tylko okresowo po opadach. Były obsiewane tylko owsem (1 korzec i 16 garnców średnio na morgę) i dawały pożytek (plon) w wysokości 3 ziaren z każdego jednego wysianego.

Pod koniec XVIII wieku najwyższe plony zbóż z choczeńskich pól były znacznie niższe od średnich plonów w XVI stuleciu w innych miejscach Europy. Według danych z książki "Dogonić Europę" A. Wyczańskiego 200 lat wcześniej plony pszenicy w Niderlandach wynosiły nieco ponad 10 ziaren z każdego jednego wysianego, żyta nieco ponad 8, jęczmienia 4, a owsa 7,5. W XVI wieku większe zbiory zbóż, niż w niemal w XIX-wiecznej Choczni, odnotowano także we Francji, w Niemczech, a nawet w ówczesnym Królestwie Polskim.

wtorek, 11 marca 2025

Podania emigracyjne choczeńskich Żydów 1938-40

 W trzeciej co do wielkości społeczności żydowskiej w Europie, która zamieszkiwała międzywojenny Wiedeń, znajdowali się również Żydzi pochodzący z Choczni. W 1938 roku, po przyłączeniu Austrii do nazistowskich Niemiec, by uniknąć prześladowań przedstawiciele tej społeczności starali się opuścić kraj. Śladem ich zabiegów są podania emigracyjne z lat 1938-40 zarejestrowane w Vienna Israelitische Kultusgemeinde. Można wśród nich odnaleźć między innymi podania urodzonych w Choczni członków rodzin: Münz, Silbiger i Bleiberg. W większości pojawili się oni w Wiedniu w 1914 roku, gdy wybuchła I wojna światowa, po czym zapuścili tam trwałe korzenie. Natomiast w jednym przypadku o zamieszkaniu w stolicy Austrii zdecydowało późniejsze zawarcie związku małżeńskiego.

Typowe podanie emigracyjne można przeanalizować na przykładzie tego, które 25 maja 1938 złożyła Henryka Münz, córka choczeńskiego karczmarza:


Zawiera ono podstawowe informacje o imieniu i nazwisku, miejscu zamieszkania (Webgasse 4, III/28), dacie i miejscu urodzenia (14.04.1888 Chocznia), stanie cywilnym (samotna), przynależności państwowej (austriacka), czasu zamieszkania w Wiedniu (od 1.4.1914) i poprzednim miejscu pobytu (Wadowice).

Henryka Münz deklarowała, że ostatnio wykonywała zawód księgowej/sekretarki w branży skórzanej, przez około 25 lat pracowała w handlu detalicznym, potrafi prowadzić gospodarstwo domowe, zna język francuski, włoski i angielski oraz podstawy hiszpańskiego, a jej zarobki wynoszą 130 szylingów miesięcznie netto.


Na drugiej stronie podania Henryka Münz podawała, że może wyemigrować do Australii lub Argentyny, gdzie będzie w stanie się utrzymać prowadząc komuś dom lub pomagając w jego prowadzeniu i że w tym momencie nie posiada żadnych środków na opłacenie kosztów wyjazdu. Powołuje się na referencje od trzech osób o nazwiskach Beck, Silbiger i Glaser.

Ponieważ po pierwszym podaniu nie udało się jej nigdzie wyjechać, to 26 kwietnia 1940 złożyła kolejne, w którym częściowo powtarza dane z poprzedniego wniosku. Uzupełnia dane o swoim wykształceniu (szkoła ludowa i miejska, szkoła handlowa, prywatne kursy) i podaje, że aktualnie pomaga w szpitalu za 60 marek miesięcznie oraz ukończyła ostatnio kursy zorganizowane przez Kultusgemeinde (gotowania i prowadzenia domu). Zna także niemiecki i polski, o czym nie pisała w 1938 roku. Ma też ważny paszport. Powołuje się na siostrę (Irenę Fantl) i szwagra (Paula Fantl), jako krewnych przebywających w miejscu jej potencjalnego wyjazdu (Australia) oraz referencje ze strony p. Bruck z Rotschild Spital.

Także i to drugie podanie nie przyniosło skutku. Henryka Münz została deportowana z Wiednia do obozu koncentracyjnego Theresienstadt. Według przekazów rodzinnych zginęła zamordowana w ośrodku zagłady w Chełmnie nad Nerem 4 maja 1942.

Ofiarą Holokaustu stała się też inna osoba składające podanie - Dora  Münz (siostra Henryki, ur. 1.11.1895 w Choczni), mistrzyni krawiecka, wyspecjalizowana w szyciu konfekcji damskiej i dziecięcej, która z KL Theresienstadt trafiła do Auschwitz, gdzie zginęła w 23 stycznia 1943.

Tragicznego losu udało się uniknąć:

  • wzmiankowanej już wyżej Irenie Fantl z domu Münz (ur. 20.02.1900 w Choczni), która wyjechała z córką Renee Sarą do Anglii, gdzie pracowała jako pokojówka w hotelu w Manchesterze (jej mąż Paul Fantl, znany naukowiec, znalazł schronienie na wyspie Trynidad - cała rodzina ostatecznie zamieszkała w Australii),
  • Mendlowi Bleibergowi (ur. 5.03.1899 w Choczni) - patrz wcześniejszy artykuł,
  • Stefanii Adler z domu Silbiger (ur. 28.06.1897 w Choczni), urzędniczki i introligatorki, która od 1940 r. przebywała w Genui we Włoszech; internowana w Agliano d’Asti (24.09.1942), w grudniu 1947 r. wyemigrowała do USA.

Już wcześniej do Anglii udało się wydostać prawnikowi Erykowi Aronowi Münzowi, bratu Henryki, Dory i Ireny, dlatego jego osoby brak wśród składających podania emigracyjne, mimo że również zamieszkiwał w Wiedniu.

piątek, 7 marca 2025

Najwięksi prywatni posiadacze lasów około 1787 roku

 Dane o prywatnych lasach chłopskich z lat 80. XVIII wieku zawiera "Extrakt Lasów niedonoszących czterech Morgów, a na naylepsze Pastwiska maiące bydź fasyonowane. Tudziesz Lasów, które cztery Morgi i więcey wynoszą, maiące bydź do Rubryki Lasów wciągane do Dominium Barwałd Dolny ze Wsi Choczni i Stanisławia". Powyższe zestawienie nie jest wprawdzie datowane, ale musiało ono powstać nie później niż w 1787 roku, kiedy to zmarł wymieniony w nim jako właściciel Stanisław Michał Dunin. Prawdopodobnie ów "Extrakt" powstał podczas pomiarów wykonywanych w ramach Metryki Józefińskiej, czyli w 1786 lub 1787 roku.

Największy obszarowo choczeński las prywatny miał wówczas powierzchnię 12 mórg i 1167 sążni i leżał blisko granicy Choczni z Zawadki. Nazywał się Olszowiec i był porośnięty mieszanym lasem jodłowo-olszowym. Jego właścicielem był wymieniony wyżej Stanisław Michał Dunin, posiadacz choczeńskiego majątku sołtysiego. Oprócz Olszowca do Dunina należały także dwa mniejsze lasy w tym samym rejonie i o takim samym drzewostanie, których powierzchnie wynosiły 7 mórg i 44 sążnie oraz 4 morgi i 1174 sążnie. Lasy Dunina przylegały do znacznie większych Lasów Pańskich. 

Tylko jeden las chłopski miał wtedy powierzchnię większą niż cztery morgi - był własnością Jędrzeja oraz Józefa Szczurów i leżał dolinie potoku Babieniec w Niwie VIII (Dolnej od Wadowic), czyli na północ od Zawala, blisko granicy z Frydrychowicami. Jego dokładna powierzchnia to 4 morgi i 206 sążni.

Powierzchnię 2 mórg przekraczały jeszcze następujące lasy chłopskie:

  • w potoku Lisonia w Niwie Srzedniei pod Sołtystwem (3 m 1590 s) własność Jędrzeja Balona,
  • fragment Lasu Barczów za drogą Góralską w Niwie od Wadowic (3 m 1022 s) własność Łukasza Szymonka,
  • w potoku Chrustowiec w Niwie Srzedniei pod Sołtystwem (3 m 732 s) własność Walentego Mierzwy,
  • fragment Lasu Barczów za drogą Góralską w Niwie od Wadowic (3 m 408 s) własność Szymona i Tomasza Komanów,
  •  w potoku Zarośle w Niwie Zasołtysiej (3 m 109 s) własność Ignacego Bryndzy,
  • w potoku porosłym dużym drzewem w Niwie od Wadowic (2  m 1440 s) własność Jakuba Szczura,
  • w dolinie za Sośnią w Niwie Srzedniei pod Sołtystwem (2 m 1377) własność Wcisłów (Wojciecha, Łukasza i Walentego).
  • w potoku Krusztowiec w Niwie Srzedniei pod Sołtystwem (2 m 1125 s) własność Wojciecha Balona,
  • w potoku Liszy w Niwie Srzedniei pod Sołtystwem (2 m 730 s) własność Błażeja Bryndzy,
  • w potoku Foltyniech w Niwie Dolnej od Wadowic (2 m 360 s) własność Sobestyana Balona,
  • między Babim i Wielkim Potokiem w Niwie od Wadowic (2 m 328 s) własność Łukasza Wawrzeńczaka (Widlarza),
  • w potoku w Niwie Zakościelnej (2 m 310 s) własność Kaźmirza Cybora (Cibora),
  • do drogi Góralskiej w Niwie Zakościelnej (2 m 209 s) własność Jana Rokowskiego,
  • w potoku Krusztowiec w Niwie Srzedniei pod Sołtystwem (2 m 135 s) własność Urbana Guzdka,
  • w potoku Brzezowiec w Niwie Zasołtysiej (2 m 104 s) własność Kantego Bryndzy,
  • fragment Lasu Barczów na dolinie za ugorem w Niwie od Wadowic (2 m 10 s) własność Tomasza Komana.

Największe lasy chłopskie koncentrowały się więc na obrzeżach wsi, przy granicach z Zawadką i Frydrychowicami. Były porośnięte grabami, sosnami, jodłami i brzozami. Rzadko miały własne nazwy - najczęściej określano je od potoków, w których rosły. Zwraca tu uwagę toponim Las Barczów na określenie lasów chłopskich przylegających do plebańskich (Księżego Lasu). Czyżby Księża Barć, jako alternatywna nazwa lasów plebańskich, nie pochodziła od barci (w znaczeniu komory dla pszczół wewnątrz rosnącego drzewa), lecz od nazwiska Barcz, jakie nosił jeden z wójtów choczeńskich na początku XVII wieku?

Patrz również - "Choczeńskie lasy pod koniec XVIII wieku"

środa, 5 marca 2025

Chocznia w opisie Józefa Kręciocha

 Ciekawy opis Choczni z końca XIX i początków XX wieku, z nawiązaniem do czasów późniejszych, zachował się w zapiskach Józefa Kręciocha (1886-1975), urzędnika kolejowego i literata:

Szeroką doliną, okoloną z południa zalesionymi wzgórzami Beskidów,  jak Łysa, Bliźniaki, Nad Morgami, przedzierała się ze źródeł pod Gancarzem i Leskowcem1 bystra Choczenka, zatracając swój nurt w korycie Skawy, otoczonej wikliną i różnorakim zielskiem, co przy nizinnych dopływach strumieni zazwyczaj wyrastają. Przed kilkudziesięciu latami była bogatym siedliskiem pstrągów i raków, toteż domorośli wędkarze i rakarze (nie identyfikować z hyclem) mieli pole popisu, a zdobycz smażono i gotowano, że zapachy wierciły w nosach łakomców. Dziś atoli dla ochrony przed powodziami liczne zakręty rzeczki wyprostowano, brzegowe urwiska zabetonowano, wartki prąd kilkudziesięciu progami przyhamowano i tak "strumyk" ucywilizowano, że nawet piskorza czy kijanki tam nie znajdziesz. Żywiczny oddech lasów łaskotał nozdrza, rankiem i wieczorami można było przysłuchiwać się do syta wiosenną i letnią porą wielobarwnemu chórowi słowików, drozdów, kosów, wilg i kukułek, nawet żaby w pańskich stawach potrafiły w "trio" rechotać. 

A dziś wszechwładna technika, smród i ubóstwo przyrody, zamiast naturalnego otoczenia, jakie Demiurg Wszechmocny przygotował w raju człowiekowi. Ech, dość, poetycznej euforii, trzeba wrócić do kroniki. Oczywiście że ciągnąca się nieomal siedem kilometrów wieś, posiada po obu stronach rzeki dwie, kiedyś błotniste, dziś większością wyasfaltowane drogi, których pobocze tworzą przeważnie sady, chronione onegdaj płotami lub sztachetami, dziś natomiast drucianymi siatkami i z opatrzoną zamkiem bramą, zaś w głębi ogrodzenia wznosiło się pod koniec XIX wieku około 500 domów i chat z drzewa, krytych przeważnie gontem lub słomą, zamieszkiwanych podówczas przez niespełna trzy tysiące przeważnie małorolnych gospodarzy. Grunty większością ujemnej klasyfikacji, ilaste lub bliżej gór kamieniste, przy dobrym urodzaju dawały zaledwo 16 kwintali pszenicy z hektara lub 14 żyta, a ponieważ środków antykoncepcyjnych nie znano, więc dzieciarni prawie w każdym domu nie brakowało. Ten i ów "rolnik" wędrował z worem na plecach osiem kilometrów do Andrychowa, by tam ćwierć lub pól kwintala kukurydzianej mąki nabyć, by swemu potomstw jakąś odmianę ziemniaków i grochu, względnie fasoli z kapustą zabezpieczyć. Osławiona galicyjska bieda dawała się tu niejednokrotnie gorzko odczuć. Dopiero w ostatniej dekadzie XIX wieku, kiedy zakończono budowę trasy kolejowej z Kalwarii do Bielska, sytuacja ekonomiczna Choczniaków poprawiła się nieco, albowiem ten i ów z parobczaków a nawet co śmielszych dziewuch wyjeżdżali na "Saksy" lub do Ostrawy, zaś sprytniejsi zdobywali jakąś pracę i zarobek bliżej, w uprzemysłowionym już nieco Bielsku lub sezonowo w okolicznych zakładach ceramicznych, ewentualnie wadowickich warsztatach rzemieślniczych.

Ludność, wyjąwszy garstki niedołęgów życiowych była urodna, przeważał typ nordycki nie lapoński, przywiązana do swej wiary, gdyż pomimo skromnej egzystencji nie szczędziła ofiar na zbudowanie okazałego kościoła w gotycko-nadwiślańskim stylu, który wraz krzyżem na wieży sięgał 52 metry wysokości i mógł wewnątrz pomieścić 2.000 wiernych. Zasługa to ówczesnego proboszcza ks. Komorka, natomiast jego następca ks. Józef Dunajecki zaopatrzył świątynię w cztery gotyckie ołtarze, wykonane przez tyrolskich rzeźbiarzy, kosztem 5.000 koron (równowartość 25 ha uprawnego pola), zaś następcy tegoż postarali się o witraże, porządne umeblowanie dla siedzących, powiększenie kubatury wnętrza przez rozszerzenie chóru, gruntownej rekonstrukcji organów, elektryfikacji kościoła i nowoczesnych ulepszeń, że Dom Boży może śmiało rywalizować z niejedną świątynią w bogatym mieście. Nie jest to bynajmniej czczą przechwałką, bo każdy wątpiący może dziś stwierdzić to naocznie, kronikarz pragnie jedynie tym wspomnieniem uczcić zasługi pracującego tutaj duchowieństwa.

W środku wsi, opodal kościoła, zbudowano w miejscu drewnianej na przełomie wieków jednopiętrową murowaną szkołę, z kilku lekcyjnymi salami i mieszkaniem dla zarządu, dla której przewidziano program sześcioklasowej szkoły powszechnej „podstawowej” oraz zimową wieczorówkę rolniczą, więc kierownicy Gajda, Ryłko, Gondek, Nowak przy współudziale kilkuosobowej ekipy (czyt. grona) nauczycielskiej wpajali swoim elewom gorliwie przepisane arkana wiedzy, dbając przy tym o dyscyplinę uczniowską tak dalece, że żaden sztubak nie wyminął starszego człowieka, by Go nie pozdrowić chrześcijańskim trybem lub bodaj "dzień dobry" sloganem. Toteż wadowickie szkoły, m.in. gimnazjum im. Marcina Wadowity pomimo szczupłości miejsca przyjmowały co zdolniejszych kandydatów wiedzy chętnie w swoje progi, jedynie miejscy panicze zazdroszcząc "wsiokom" pilności i talentów, szerzyli pogłoski, że w tutejszych szkołach dla "chłopów" nie ma miejsca. 

Również w Górnej Choczni tuż pod Bliźniakami okoliczni wieśniacy chcąc uchronić, swoich maluchów przed trzykilometrowym taplaniem się w błocie lub zimową anginą, własnym kosztem zbudowali parterową szkółkę z jedna salą lekcyjną i pokojem nauczycielki, gdzie troskliwa Mikolaszkówna za 20 guldenów miesięcznie, dotowanych przez Wydział Krajowy łącznie z subwencją gminy, próbowała podzielonej na cztery oddziały dzieciarni, liczącej około 60-ciu chłopców i dziewcząt, wpoić wiadomości z zakresu czteroletniej szkoły powszechnej i trzeba przyznać, że z dobrym skutkiem.

Nie było w on czas takich środków lokomocji, jak autobusy, czy choć rowery, niedawno  skonstruowane "bicykle" były rzadkością w miastach, cóż dopiero mówić o wsi...? Pierwszy "wóz bez koni” (czyt. samochód), na którego widok starsze kobiety z lękiem się żegnały, zaobserwował kronikarz jako mały brzdąc w ostatniej dekadzie ubiegłego wieku, a widząc że "ogon mu dymi", co na oddalonej dwa kilometry szosie między Bielskiem i Krakowem wyglądało dość niesamowicie, przypuszczał że pojazd jest parą niczym lokomotywa poruszany.

(…) Wieś w górnej części szczyciła się również na tzw. Sołtystwie posiadaniem parterowego dworku szlacheckiego z mansardą i frontową werandą, wspieraną na kolumienkach o renesansowych kapitelach, do której to posesji należało około 100 ha uprawnego gruntu i niespełna 150 ha lasów, onegdaj własność hr. Duninów2, nabyta z końcem u. w. przez spolszczonego Czecha Bichterle, który jednak wskutek ciężkich warunków ekonomicznych dla rolnictwa zmuszony był około 1904/1905 roku "dwór" rozparcelować, zaś nabywcy chłopi z Krakowskiego powiatu zdewastowali ów zabytek wkrótce, wreszcie rozebrali dla budujących się domostw na własny użytek.


1 w rzeczywistości źródła Choczenki nie znajdują się pod Leskowcem
2 tytuł hrabiowski przysługiwał jedynie Duninom z Głębowic, właścicielom ok. 150 ha lasu; Duninowie z Sołtystwa, choć spokrewnieni z tymi z Głębowic, nie posiadali tytułu hrabiowskiego

sobota, 1 marca 2025

O monografii Andrychowa z choczeńskiego punktu widzenia

 

20 lutego odbyła się promocja książki „Andrychów. Historia wsi, miasta i gminy” – pracy monograficznej pod redakcją Jerzego Rajmana.

Z punktu widzenia czytelnika z Choczni autorzy tej publikacji zastosowali dość dziwny zabieg – w indeksie geograficznym hasło Chocznia jest przekierowane na Kaczynę (dokładny zapis „Chocznia zob. Kaczyna”). Można z tego wnioskować, że Chocznia i Kaczyna stanowią jakąś całość (a są przecież osobnymi miejscowościami, które oprócz sąsiedztwa łączy przynależność do tej samej parafii). Ponadto może to sugerować, że w układzie Chocznia-Kaczyna to właśnie druga z tych miejscowości ma większe znaczenie, skoro przy haśle Kaczyna, a nie Chocznia, znajdują się odnośniki. Tych odnośników dotyczących Kaczyny są zresztą w tekście tylko dwa, a w przypadku Choczni dwukrotnie więcej. To też niewiele, ale chodzi tu przecież o monografię Andrychowa, a nie Choczni.

Wzmianka nr 1

Mateusz Wyżga opisujący Andrychów w XVII-XVIII wieku, powołuje się na dane z księgi pochówków z parafii Wieprz, z których wynika, że w 1737 roku okolicę dotknęła wielka klęska głodu, powiązana następnie z różnymi chorobami. I dalej pisze on tak:

„Już początkiem owego roku zaczęły się pochówki ubogich znajdywanych przy drogach, w tym wałęsających się dzieci i starców z okolicy”, w tym między innymi z Choczni.

Wzmianka nr 2

Ten sam autor jak wyżej w dalszej części tego samego rozdziału analizując testamenty osadników znad Wieprzówki, wyciąga wniosek, że świadczyły one również o zasięgu kontaktów poszczególnych osób z okolicą, który wynosił około 20 km. W związku z tym bezpośrednie interesy mieszkańców Andrychowa dotyczyły szeregu miejscowości położonych nie dalej niż 20 km, w tym także Choczni.

Wzmianka nr 3

Chocznia pojawia się także w rozdziale podsumowującym historię Andrychowa w Okresie międzywojennym autorstwa Michała Jarnota. Na stronie nr 300 podaje on ciekawą informację, że wśród 14 założycieli Pierwszej Małopolskiej Fabryki Sprzączek, Haftek, Guzików i Zatrzasków „Wenus” sp. z o.o., która powstała w Andrychowie w 1922 roku, znajdowała się również osoba z Choczni. Jej personalia uda się zapewne ustalić w oparciu o akta Sądu Okręgowego w Wadowicach, przechowywane w bielskim oddziale Archiwum Państwowego z Katowic.

Wzmianka nr 4

W dalszej części podanego wyżej rozdziału Michał Jarnot wspomina o andrychowskich cechach rzemieślniczych. W jednym z nich, skupiającym stolarzy, ślusarzy, kowali, stelmachów i blacharzy umiejętności niezbędne do pracy w tych zawodach zdobywały osoby nie tylko z samego Andrychowa, ale także innych miejscowości, w tym Choczni.

Oczywiście wyszczególnione powyżej wzmianki nie wyczerpują tematyki choczeńskiej w omawianej monografii. Analizując choćby indeks osobowy znajdziemy tam wiele postaci urodzonych w Choczni lub związanych z Chocznią poprzez pracę.

W tabeli „Handel i usługi w Andrychowie w 1941 roku” pojawiają się na przykład szewc Maksymilian Bryndza (podany błędnie jako M. Bryndze), urodzony w Choczni w 1897 roku, Walenty Buldończyk, jako współwłaściciel składu materiałów opałowych i stolarz Jan Burzej (ur. 1892).

W 1935 roku radnym miejskim został chocznianin Leopold Kobiałka -  komornik Sądu Grodzkiego w Andrychowie (jego zawód nie został podany w tekście). Znacznie wcześniej, bo w 1819 roku, miejskim kontrolerem finansów był Wojciech Kręcioch (w tekście z łacińską wersją imienia), urodzony w Andrychowie syn chocznianina Jana Kręciocha. Synem chocznianina Wawrzyńca Guzdka (andrychowskiego piekarza, o którym brak informacji w tekście) był Wincenty Guzdek (ur. 1822), wymieniony wśród ochotników andrychowskiej Gwardii Narodowej w 1848 roku. Choczeńskie korzenie posiadał również prawnik Jan Czapik z Wadowic (mąż Ludwiki z domu Widlarz z Choczni), który zasiadał w andrychowskiej radzie miejskiej w latach 1904-1906.

Następny chocznianin – lekarz Edward Pędziwiatr (bez podanego imienia) pojawia się na stronie nr 511 we wspomnieniach pacjenta przychodni przy WSW.

Chocznianinem z urodzenia, a andrychowianinem z zamieszkania był Włodzimierz Wcisło, uczestnik walk pod Monte Cassino w czasie II wojny światowej (i zarazem ofiara wojny – zginął niedługo po tej bitwie).

Z osób żyjących wymieniono Marię Biel-Pająk, jako założycielkę Grupy Twórców „My” przy Zakładowym Domu Kultury AZPB i autorkę publikacji: „I doszli. I udał się szturm. Synowie Andrychowskiej Ziemi uczestniczący w bitwie o Monte Cassino” (brak odnośnika w indeksie osobowym) oraz „W wichrze chwały w historię odpłyniesz…”.

Jeżeli chodzi natomiast o osoby, dla których Chocznia na pewnym etapie życia była miejscem pracy, to w monografii pojawiają się nauczyciele: Maria i Tadeusz Kowalczykowie, Stanisław Lenartowicz oraz Maria Wygoda.

Posługę duszpasterską w Choczni sprawowali wymienieni w indeksie osobowym księża: Jan Bogdanik, Aleksy Bocheński, Stanisław Kluska, Teofil Papesch, Wojciech Wciślak i Jakub Urdzeń (jako wikariusze) oraz Bolesław Sarna (jako proboszcz).

Z kolei właścicielami Choczni lub majątków w Choczni, bądź też dzierżawcami takich majątków byli podani w opracowaniu: Stefan i Wincenty Bobrowscy, Krzysztof i Mikołaj Komorowscy oraz Adam Romer.

Karol Korn z Bielska, architekt kościoła w Choczni, pojawia się w tekście monografii na trzech stronach: jako mający udział w budowie murowanej synagogi w Andrychowie, andrychowskiej szkoły i projektant blicharni i poddasza willi dyrektora w Fabryce „Braci Czeczowiczka”.

Oczywiście lista osób związanych z Chocznią i Andrychowem jest znacznie dłuższa. W monografii nie wymieniono kilku księży sprawujących posługę i w parafii choczeńskiej i w andrychowskiej, a także chocznianina Jana Szczurowskiego, andrychowskiego wikariusza. Podobnie w przypadku nauczycieli. Brak jest np. informacji o pochodzącym z Choczni Janie Wciśle, komendancie posterunku policji w Andrychowie, który zginął w Auschwitz, czy stomatologu Kazimierzu Ścigalskim.

wtorek, 25 lutego 2025

Rachunki z Urzędu Choczni z Percepti Roku 1798

 "Rachunki z Urzędu Choczni z Percepti Roku 1798" tak zatytułowany został dokument, w którym władze gromady choczeńskiej podają wysokość i źródła dochodów oraz poniesione przez nie koszty w 1798 roku. Powołują się przy tym na szereg innych dokumentów, które powinny stanowić załącznik do tego zestawienia, ale nie zostały w nim zacytowane, lecz jedynie wymieniono ich istnienie.

Dochody gromady w 1798 roku wyniosły 262 złote. Na tę sumę składały się:

- 50 złotych i 20 groszy "z kasy cyrkularny bonifikacyi", czyli dotacji dla Choczni od władz cyrkułu myślenickiego (odpowiednika dzisiejszego powiatu),

- 20 złotych i 20 groszy "od Zwierzchności zaspokoienie", czyli dotacji od właściciela wsi,

- 30 złotych i 5 groszy "ze składkiey gromadzkiey", czyli składki zebranej od mieszkańców na określony cel (można domniemywać, że na rozpoczętą wtedy budowę kościoła),

- 150 złotych i 2 grosze "ze składkiey gromadzkiey iako Consygnacya", czyli z tytułu podatku lokalnego,

- 10 złotych i 23 grosze "z przysądzonego od Zwierzchności śtrofu", czyli z tytułu zasądzonej kary.

Warto zauważyć, że podatek lokalny był o 30 złotych wyższy, niż zebrany 5 lat później - ponieważ nie mogło wynikać to z drastycznej zmiany liczby ludności, prawdopodobnie w 1798 roku wliczono do niego także jakieś dodatkowe pozycje , których nie uwzględniono w 1803 roku lub ściągalność tego podatku w 1798 roku była zdecydowanie bardziej skuteczna.

Na koniec podsumowania dochodów znalazło się zdanie:

"Zkądkolwiek i iakkolwiek dochód być może, więc do ostatniego szeląga do Percepty wciągniony być musi, tak iak zwyż wyrażono".

Natomiast druga część dokumentu z 25 czerwca 1798 obejmuje wydatki ("Expens") poniesione przez gromadę do tej daty - nie jest to więc bilans roczny, ale półroczny:

- 3 złote i 18 groszy "chodząc woyt y pisarz do Myślenic, bawiąc dni 3" - to koszty, jak byśmy dziś powiedzieli delegacyjne wójta i pisarza gminnego, które powstały w związku ich trzydniowym pobytem w siedzibie władz cyrkularnych, przy czym dzienna "dieta" wójta wynosiła 30 groszy, a pisarza 24 grosze,

- 15 złotych i 18 groszy - to koszt kolejnej "delegacji" wójta, tym razem do Białej, gdzie spędził aż 5 dni dokonując obrachunku dni odrobionych przez chocznian z tytułu pańszczyzny (w formie fizycznej i gotówkowej). Na jej wysokość miał też wpływa fakt, że tym razem wójt nie wybierał się do Białej pieszo i do "expensu" wliczono "tudziesz paro konni powóz",

- 4 złote "od książki gromadzkiey".

Po zsumowaniu dochodów i rozchodów w kasie gminnej pozostało 238 złotych i 24 grosze, które planowano wydatkować w drugiej połowie 1798 roku.

Pod dokumentem powinni zostać wymienieni potwierdzający go przedstawiciele zwierzchności gromadzkiej, ale nie wymieniono ich nazwisk - określono ich tylko jako "natenczas woyt" i "natenczas przysięgli". Prawdopodobnie jest to więc tylko odpis oryginalnego dokumentu, który wpisano do choczeńskiej Księgi Sądowej.





piątek, 21 lutego 2025

Fotografie choczeńskich emigrantów

 

Tomasz Guzdek (ur. 18.12.1888 Chocznia – zm. 9/10.04.1918 Fort Wright)

Emigrant do USA z 1907 roku. Mieszkał i pracował w Holyoke, Massachusetts. Członek Polish Falcons od 1909 roku. W 1913 r. powołany do armii USA, służył w 4. Kompanii Korpusu Artylerii Przybrzeżnej, na granicy z Meksykiem. Później stacjonował w Fort Wright na Fisher’s Island w stanie Nowy Jork. Zginął zastrzelony przez obłąkanego żołnierza. Pochowany 14.04.1918 r. z pełnym wojskowym ceremoniałem na Cmentarzu Forestdale   w Holyoke. Syn Józefa i Balbiny z domu Bąk. 


Stefan Woźniak (ur. 12.08.1892 Chocznia - zm. 06.08.1954 Nowy Jork)

Uczeń szkoły zawodowej w Białej (1906-1908), czeladnik stolarski  po terminowaniu u mistrza Wywiołka w Białej (1910). W 1913 r. członek choczeńskiej Sokolej Drużyny Polowej. W tym samym roku wyemigrował do USA, rejestrowany podczas draftów w 1917 i 1942 roku. Mieszkał w Nowym Jorku i pracował jako monter w Simplex Cloth Cutting Mach Co. Syn Stanisława Kazimierza i Walerii z domu Widlarz. Mąż Marii z domu Nowak z Wadowic, poślubionej w Nowym Jorku w 1924 r., ojciec 2 córek.


Włodzimierz Stanisław Szczur (ur. 26.10.1912 Chocznia – zm. 1989 Kanada)
Żołnierz zawodowy, ułan. Uczestnik wojny obronnej we wrześniu 1939 r., przekroczył granicę rumuńską i został internowany. Żołnierz Polskich Sił Zbrojnych we Francji i w Wielkiej Brytanii. Po wojnie wyemigrował z Anglii do Quebec w Kanadzie, gdzie pracował w mleczarni. Spoczywa na cm. Champ D’honneur National w Montrealu. Syn Kazimierza i Honoraty z domu Widlarz, mąż poślubionej we Francji Marii z domu Toczała, z którą miał 2 dzieci.

wtorek, 18 lutego 2025

Grzebowisko padliny w Choczni

 

W celu zapobieżenia rozprzestrzenianiu się chorób zwierząt już w 1885 roku każda gmina lub obszar dworski miała obowiązek urządzenia grzebowiska padliny w odpowiednim miejscu i o odpowiedniej wielkości. Takie grzebowiska należało urządzać w miejscach suchych, nie przylegających do pastwisk i łąk oraz domów. Zagrzebywanie padliny w tym wyznaczonym obszarze należało do właściciela padłego zwierzęcia, które miał je tam dostarczyć niezwłocznie od chwili jego zejścia (lub zabicia). Sprawy te regulował okólnik ck Namiestnikostwa z 18 lipca 1885 roku. Mimo wynikających z niego kar dla opieszałych gmin temat grzebowiska padliny w Choczni pojawił się na posiedzeniu Rady Gminnej dopiero 6 stycznia 1896. Wówczas to wójt Józef Czapik postawił pod obrady Rady Gminnej wniosek, by Chocznia wybrała miejsce na pogrzebisko padliny i obmyśliła fundusz na zakupienie odpowiedniej działki. Radni nie podjęli jednak tego tematu, nic w tej sprawie nie uchwalili i „pozostawili bez żadnego starania się o to.”

2 października 1898 na posiedzeniu Rady Gminnej odczytano rozporządzenie ck Starostwa w Wadowicach, nakazujące do dwóch miesięcy zakupić grunt na grzebowisko padliny. W odpowiedzi na to rozporządzenie radni postanowili kupić odpowiedni grunt, a do wyszukania odpowiedniego miejsca wyznaczono asesora (członka zarządu gminy) Jana Brandysa.

W budżecie gminy na rok 1899, który został uchwalony 4 grudnia 1898,  znalazła się kwota 100 zł reńskich, którą radni przeznaczyli na zakup terenu pod grzebowisko padliny.

Do powstania grzebowiska/grzebaliska w Choczni faktycznie doszło dopiero w 1899 roku. Obiekt ten powstał na prywatnej parceli Adolfa Bichterle, właściciela majątku sołtysiego w górnej części wsi, który użyczył bezpłatnie gminie odpowiednie miejsce na Górnicy – blisko granicy z Zawadką. 12 listopada 1899 Rada Gminna uchwaliła skierować do Adolfa Bichterle serdeczne podziękowanie za tę decyzję.

4 marca 1900 zebrane na wykup gruntu pod grzebalisko 100 złotych reńskich gmina postanowiła ulokować na książeczce oszczędnościowej.

Grzebalisko na terenie użyczonym przez Bichterle działało bez przeszkód przez 4 lata, aż do momentu, gdy rozparcelował on i sprzedał cały posiadany przez siebie majątek sołtysi.

27 stycznia 1904 gospodarze z terenu Sołtystwa, którzy nabyli tam grunty od Adolfa Bichterle, postanowili wypowiedzieć choczeńskiej gminie prawo do dalszego składowania padliny z terenu gminy w dotychczasowym miejscu. Na wniosek Antoniego Styły uchwalono, by nadal korzystać z udostępnionego miejsca i wykupić go od nowych posiadaczy. W tym celu w dniu 27 marca 1904 postanowiono wykorzystać środki złożone kilka lat wcześniej na książeczce oszczędnościowej w kasie w Wadowicach.

Po raz ostatni w okresie przedwojennym temat grzebowiska pojawił się na obradach rady gromadzkiej 29 maja 1938. Wówczas na wniosek radnego Henryka Kota uchwalono uporządkowanie ogrodzenia grzebowiska padliny i wyznaczenie któregoś obywatela z Górnicy do dozorowania wykopanych dołów pod umieszczanie padliny, tak by nie była ona zbyt płytko grzebana ( według przepisów miała to być co najmniej dwumetrowa warstwa ziemi).

piątek, 14 lutego 2025

Choczeńscy oficerowie - Wincenty Dąbrowski

 


Był synem rolników z Choczni - Józefa Dąbrowskiego i Agnieszki z domu Bryndza. Urodził się 9 lipca 1904 w domu pod nr 301. W 1917 roku ukończył szkołę ludową w Choczni i rozpoczął naukę w wadowickim gimnazjum. Przerwał ją po piątej klasie i 18 marca 1926 został wcielony do 12. Pułku Piechoty. W 1927 roku został pisarzem pułkowym. Podczas służby ukończył szkołę podoficerską piechoty i od 1 stycznia 1928 został mianowany podoficerem zawodowym. Skierowano go następnie do szkoły podoficerskiej artylerii, którą ukończył z wynikiem bardzo dobrym. Po powrocie do 12. Pułku Piechoty dowodził plutonem artylerii w stopniu działonowego. W 1929 roku został powołany na trzyletni kurs w Szkole Podchorążych Artylerii w Bydgoszczy. W sierpniu 1932 r. awansowano go na stopień podporucznika, był zastępcą dowódcy plutonu artylerii w 84. Pułku Piechoty.  W styczniu 1935 roku awansował po raz kolejny - tym razem na stopień porucznika. W 1937 roku jako oficer 1. Pułku Artylerii Przeciwlotniczej odbył kurs specjalny w Centrum Wyszkolenia Artylerii Przeciwlotniczej. W maju 1938 roku zdał egzamin dojrzałości na kursach dla wojskowych garnizonu warszawskiego. W kampanii wrześniowej 1939 roku był dowódcą baterii artylerii przeciwlotniczej w garnizonie Warszawa. Później służył w Polskich Siłach Zbrojnych we Francji i w Anglii. Po wojnie pozostał na emigracji w Szkocji (Dundee), a następnie wyjechał do Kanady, gdzie prowadził farmę w Fenwick okolicach Toronto. Zmarł 13 lutego 1979 w 75. roku życia. Spoczywa na Holly Cross Cemetery w Welland. 

Wincenty Dąbrowski był mężem Felicji Jadwigi z Sieradzkich, poślubionej w 1935 roku w Poznaniu. z którą miał troje dzieci:

- syna Wojciecha, urodzonego w Inowrocławiu, który z Kanady przeprowadził się do USA,

- syna Andrzeja (Andrew), urodzonego w szkockim Dundee,

- córkę Marię, która przyszła na świat w Danville w kanadyjskiej prowincji Quebec. 

Doczekał się czworga wnuków.

wtorek, 11 lutego 2025

Głód w Choczni w latach 40. XIX wieku

 W połowie lat 40. XIX wieku wielka zaraza ziemniaczana zniszczyła uprawy tej rośliny w dużej części Galicji, w tym także i w Choczni. Ponieważ ziemniaki były wtedy podstawą wyżywienia miejscowej ludności, to wskutek zarazy pojawiła się klęska głodu. Sytuację pogarszały jeszcze ulewne deszcze, które utrudniały zbiory zbóż i pozostałych płodów rolnych. Tak wspominał te czasy chocznianin Józef Czapik, wówczas kilkunastoletni chłopak:

W roku 1844 zaczęły ziemniaki ulegać zarazie i zgniliźnie i to przez kilkanaście lat tak, iż nastąpił zupełny brak żywności. Dziś niktby temu nie uwierzył, jak i czem żywili się ludzie, bo zaspakajali głód czem kto mógł, a nawet strawą gorszą od bydlęcej.

By oszukać głód do jedzenia dodawano pociętą na drobno słomę, trawę, czy zmieloną korę drzew. W niektórych okolicach zdarzały się nawet przypadki kanibalizmu. Osłabione i niedożywione organizmy łatwo poddawały się chorobom.

W r. 47 nastąpił głodowy tyfusowy pomór i ludzie padali z głodu jak muchy, a w samej Choczni około 600 osób umarło. Nie inaczej działo się i w innych gminach - pisał po latach Czapik.

Ślady "Wielkiego Głodu" zachowały się również w choczeńskich Księgach Sądowych. 

27 stycznia 1846 roku "przyszedłsza do Urzędu Gromadzkiego Tekla, pracowita żona po śp. Janie Pindelu, a teraz zamężna za Andrzejem Szczurem z tem wyznaniem, iż po iey śp. mężu zostało gruntu 12-sta część roli (...) i teraz Pan Bóg dał iey potomstwo", a ona "wielce podupadła na tem gruncie, iż iest zmuszona przez wielką przypadłość, to iest przez wielki głód (...) sprzedać Gruntu kawałek Jakubowi Wóycikowi, to iest pole iedno i zbiór trawy dla bydła, ciągle od rzeki Choczenki, aż po chodnik, co się ciągnie do Stawiska (...) za sumę 50 florenów."

O ciężkich czasach jest mowa także w umowie z 30 stycznia 1847 roku, kiedy to Wojciech Świętek, który jako najstarszy syn odziedziczył grunt po swoim zmarłym ojcu Antonim, dzieli się tym gruntem z młodszym bratem Janem Świętkiem, nie mogąc uzbierać dostatecznej ilości pieniędzy, by go spłacić.

Z kolei 20 lutego 1847 roku Jakub Cibor, posiadacz 1/16 części roli. na której "teraz iest wielce podupadły (...) przez wielki głód i iest zmuszony z tego gruntu sprzedać dwa pola Piotrowi Piątkowi (...) za sumę 32 florenów w konwencyonalney monecie." Tymczasowo Cibor zadowolił się kwotą zaledwie 14 florenów, by zaspokoić najpilniejsze potrzeby, a resztę miał otrzymać w bliżej nieokreślonym terminie, któy miał dopiero zostać w przyszłości uzgodniony.

Wyzbywanie się rodzinnych majątków dawało wprawdzie sprzedającym gotówkę pozwalającą przeżyć im najtrudniejszy czas klęski głodu, ale jednocześnie pozbawiało ich perspektyw na przyszłość - bez ziemi nie byli w stanie zapewnić później bytu swoim rodzinom. Toteż "narobiło się wielu żebraków i złodziei i to z konieczności, bo nikt nie zarobił i służby nie miał (...) dlatego wałęsał się ten motłoch bez celu i zajęcia.(...) Urzędy gminne rozprowadzały takich do służby po domostwach, ale ci chcieli ich przyjąć, bo sami niedostatek cierpieli - wspominał dalej Józef Czapik.


piątek, 7 lutego 2025

Przedstawiciele starych choczeńskich rodów w Zawadce

 

W metrykach chrztów, małżeństw i zgonów oraz na listach wyborców z sąsiadującej z Chocznią Zawadki można znaleźć wielu przedstawicieli i przedstawicielek starych choczeńskich rodów:

·       Burzejowie

W 1944 r. 34-letni Józef Burzej z Choczni (syn Antoniego i Marii z domu Bryndza) poślubił Irenę z domu Gacur z Zawadki. Ich synowie: Edward, Kazimierz, Józef i Marian są ujęci w spisie wyborców z Zawadki w 1973 roku.

·       Bylicowie

To potomkowie Franciszka Bylicy i Joanny/Janiny Bylica z domu Woźniak z Choczni. Ich dzieci nosiły nie tylko nazwisko Bylica, lecz także Botko - po córkach Kunegundzie i Józefie. Z e względu na żonę Franciszka to oczywiście także potomkowie choczeńskich Woźniaków.

·       Ciborowie

W Zawadce na początku XX wieku przyszli na świat Mieczysław i Rudolf Ciborowie, synowie Stefana Cibora z Choczni (syn Franciszka i Katarzyny z domu Szczur, urodzony w 1864 roku) i Agnieszki z domu Petek. Kolejne urodzenia ich dzieci zapisane są jednak w metrykach z Gorzenia, skąd pochodziła Agnieszka.

·       Drapowie

Nazwisko Drapa pojawiło się wśród mieszkańców Zawadki za sprawą Władysława Drapy z Choczni (ur. w 1919 r., syna Anieli Drapa, później Guzdek). Władysław był mężem Matyldy z Piegłowskich z Zawadki, a w spisie zawadzkich wyborców z 1973 roku znajduje się także ich syn Kazimierz Drapa i córka Władysława, nosząca później nazwisko Gracjasz.

·       Góralczykowie

Antoni Góralczyk (syn Wojciecha i Antoniny ze Smolarskich), urodzony w 1844 roku w Choczni, po poślubieniu Józefy z domu Marszałek zamieszkał w Zawadce i zapoczątkował tamtejszą linię tego rodu. Po córkach potomkami Antoniego Góralczyka byli również Barcikowie (dzieci Anieli Góralczyk) i Słowikowie (dzieci Marianny Góralczyk). Co ciekawe, w Choczni zamieszkał Stanisław Góralczyk, jeden prawnuków Antoniego. Wszyscy potomkowie Antoniego poprzez jego żonę wywodzili się także od choczeńskiego organisty Walentego Smolarskiego.

·       Gracowie

W 1889 roku urodził się w Zawadce Jan Graca, syn Franciszka Gracy z Choczni i Wiktorii z domu Śliwa.

·       Guzdkowie

Guzdkowie z Zawadki to potomkowie Wojciecha Guzdka z Choczni (ur. w 1887 r., jako syn Jana i Agnieszki z domu Burzej). Wśród nich wyróżnić można Antoniego Guzdka, mechanika w dywizjonach lotniczych w Anglii w czasie II wojny światowej (link). Maria Felicja, córka Wojciecha i jego żony Marii z domu Brańka, poślubiła Wojciecha Kawończyka i do śmierci w 2004 r. także mieszkała w Zawadce. Oczywiście ta linia Guzdków to także potomkowie Burzejów.

·       Kręciochowie

Kręciochowie w Zawadce to potomkowie Piotra Kręciocha z Choczni (ur. w 1910 r., syna Jana i Marii z domu Kolber), który ożenił się z Bronisławą z domu Łopata z Zawadki, także posiadającą po ojcu choczeńskie korzenie. Wśród wyborców z Zawadki w 1973 r. odnotowano ich syna Tadeusza z żoną.

·       Łopatowie

W Zawadce zamieszkał murarz Karol Łopata z Choczni (ur. w 1872 r. jako syn Michała i Franciszki z domu Woźniak) i wraz z żoną Anną z Fajfrów doczekał się tam kilkorga dzieci. Jego córki nosiły później nazwiska Kręcioch, Radwan i Góralczyk. Warto tu dodać, że Karol Łopata był w linii męskiej potomkiem bardzo rozrośniętego kiedyś w Choczni rodu Grządzielów, a nazwisko Łopata pojawiło się w zapisach metrykalnych dopiero przy jego pradziadku (najpierw w formie Grządziel vel Łopata).

·       Malatowie

Na krańcu pól choczeńskich Malatów, ale już za granicą Choczni, zamieszkał Józef Malata, starszy brat znanego wójta Maksymilana, który poślubił Annę Zając z Zawadki. Ich córki zostały żonami: Stanisława Fiołka, Józefa Juchy, Jana Gawrona, Franciszka Baklarza, Franciszka Zająca i Jana Stopy, wnosząc choczeński wkład genetyczny do rodów swoich mężów. Niektórzy potomkowie Józefa i Anny zamieszkali później w Choczni.

·       Pindlowie

Już w XVIII wieku Walenty Pindel z Choczni (1716-1790) miał z żoną Marianną trzy córki w Zawadce, ale kolejne ich dzieci przychodziły na świat w Choczni.

·       Rułowie

Wdowiec Andrzej Ruła (1843-1915) został mężem Zofią z domu Sordyl z Zawadki i doczekał się z nią ośmiorga dzieci. Starsze urodziły się w Choczni, a młodsze w Zawadce, gdzie Rułowie ostatecznie zamieszkali. Jedna z ich córek wyszła później za mąż za Brańkę, a inna za Gacura.

·       Świętkowie

Mieszkańcem Zawadki był Jan Świętek z Choczni (ur. w 1899 r., syn Franciszka i Anny z domu Turała), mąż Katarzyny z domu Bryndza, a później także ich syn Władysław Świętek z rodziną.

·       Widlarzowie

W spisie wyborców z 1973 r. jako mieszkaniec Zawadki figuruje wraz z żoną Jan Widlarz (ur. 1924), syn Wojciecha Widlarza z Choczni i Katarzyny Dyduch z Zawadki.

·       Widrowie

W okresie międzywojennym i po II wojnie światowej pod nr 84 mieszkał w Zawadce Michał Wider z Choczni (ur. w 1901 r., syn Aleksandra i Janiny z domu Moskalik). Z żoną Anielą z Rzyckich z Kaczyny miał w Zawadce córkę Józefę (ur. w 1927 r.), która została później żoną Józefa Pindla z Choczni.

Nie można wykluczyć, że choczeńskie korzenie posiadali również mieszkający w Zawadce Bryndzowie i Romańczykowie, jednak ewentualne potwierdzenie tego faktu wymaga dodatkowych badań.

W Zawadce mieszkali również potomkowie chocznianek, którzy nosili nazwiska swoich ojców, przez co ich związki z historycznymi choczeńskimi rodami nie są oczywiste. Wymienić tu można na przykład:

- Sordylów (dzieci Anny z domu Guzdek),

- licznych Śliwów (dzieci Perpetuy Cecylii Twaróg vulgo Bandoła, żony Stanisława, urodzonej w 1762 roku oraz Heleny z domu Guzdek, żony Walentego, urodzonej w 1873 roku),

- Korzeniów (dzieci Marianny z domu Koman, urodzonej w Choczni w 1834 roku),

- Kamińskich (po Rozalii z domu Michalik, żonie Tomasza, urodzonej w Choczni w 1885 roku, Joannie Garżel, żonie Franciszka, urodzonej w Choczni w 1876 roku, czy też po Balbinie z domu Szczur, żonie Piotra, urodzonej w Choczni w 1868 roku),

- Horników (potomków Tekli Stankowicz, córki Michała i Magdaleny z domu Widlarz, urodzonej w Choczni w 1839 roku),

- Piegłowskich (dzieci Józefa i Balbiny z Rokowskich, urodzonej w Choczni w 1886 roku),

- Polusów (za sprawą Magdaleny z domu Wawer z Choczni, córki Franciszka i Józefy z domu Żak, urodzonej w 1867 roku, żony Józefa – ich potomkiem był m.in. Robert Wyroba, kierownik Zakładu Zieleni Miejskiej w Wadowicach i mieszkaniec Choczni),

- Siwków (po Apolonii z domu Kręcioch, urodzonej w 1810 roku).