poniedziałek, 3 sierpnia 2015

O strzygoniach w dziewiętnastowiecznej Choczni

W zbiorach dziewiętnastowiecznego krajoznawcy, przyrodnika i taternika Bronisława Gustowicza zachowały się zanotowane przez niego wierzenia ludowe z Choczni, udostępniane tutaj dzięki życzliwości pracowników Muzeum Etnograficznego w Krakowie.

Strzygoniem nazywają człowieka, mającego dwie dusze. Poznają go po tem, iż wciąż sam ze sobą rozmawia, to jest z drugą duszą. A takim strzygoniem jest podług mniemania ludu mieszaniec taki, co nie został bierzmowany i który chodzi po nocy i psoty rozmaite płata. 
Pewnego wieśniaka odwiedził strzygoń przed piętnastu latami i to w ten sposób- raz w lecie jadł ten wieśniak z żoną i dziećmi wieczerzę na ławie przed domem. Wtem przychodzi coś w bieli, mające postać człowieczą, rzuca im na miskę trupią głowę i mówi:
 „ Nażryjcie się kumotrze, za moją krzywdę, którąście mi wyrządzali za życia”. 
Otóż był to strzygoń i chodził przez kilka wieczorów do tego wieśniaka i rozmaite mu wyrządzał psoty i dopóty nie ustał, dopóki wieśniak nie dał na mszę za nieboszczyka.
W tej samej wsi przed ośmiu laty żyła wdowa, blisko stuletnia, którą także odwiedzał strzygoń. Przychodził on w połowie każdego miesiąca o północy i tak ją męczył, gryzł, bił i przewracał, że mało żywa wstawała rano i na dowód czego pokazywała znaki na ciele.
W Choczni w jednym domu strzygoń rozmaite wyprawiał psoty, kołysał dziecko, kiedy właśnie spało, sczepiał włosy w kok, skrobał ziemniaki, bił prętem po pierzynie, a raz zrzucił dzieżę, w której na chleb zaczyniono było. Przelękli się domownicy, gospodarz zerwał się i ruszając za strzygoniem przekopyrtnął się przez dzieżę. Wreszcie poskarżył się ten chłop jakiemuś księdzu, który modlitwami i poświęceniem zabronił przystępu strzygoniowi.
W Ponikwi było dwóch braci. Jeden z nich umarł i zaczął dwa lata po śmierci chodzić do brata i domagać się na nim, aby mu się wystarał o metrykę. Brat uważał to za senną marę. Ale jednej nocy przyszedł zmarły znowu i rzekł surowym głosem: 
„Masz dwa talary, idź do proboszcza, niech ci dla mnie wyda metrykę, bo już dawno mógłbym się ożenić, gdybym ją miał, a teraz służę w Wielkopolsce".
Gdy brat wstał, znalazł pod poduszką dwa talary i zaraz poszedł oznajmić to księdzu. Ten kazał ciało odkopać i znaleziono je całkiem zdrowem, a strzygoń wyszczerzając zęby prosił gróbarza: 
„Nie rób mi nic, a przyniosę ci worek pieczorek”.
Gróbarz przeląkł się, ale baba jego, tęga kobieta, rzuciła się na strzygonia, przewróciła go gębą do ziemi, posiekała łopatą i już więcej nie wyszedł z grobu. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz