W zbiorach dziewiętnastowiecznego krajoznawcy, przyrodnika i taternika Bronisława Gustowicza zachowały się zanotowane przez niego wierzenia ludowe z Choczni, udostępniane tutaj dzięki życzliwości pracowników Muzeum Etnograficznego w Krakowie.
Strzygoniem nazywają człowieka,
mającego dwie dusze. Poznają go po tem, iż wciąż sam ze sobą rozmawia, to jest
z drugą duszą. A takim strzygoniem jest podług mniemania ludu mieszaniec taki,
co nie został bierzmowany i który chodzi po nocy i psoty rozmaite płata.
Pewnego wieśniaka odwiedził strzygoń przed piętnastu latami i to w ten sposób-
raz w lecie jadł ten wieśniak z żoną i dziećmi wieczerzę na ławie przed domem.
Wtem przychodzi coś w bieli, mające postać człowieczą, rzuca im na miskę trupią
głowę i mówi:
„ Nażryjcie się kumotrze, za moją krzywdę, którąście mi
wyrządzali za życia”.
Otóż był to strzygoń i chodził przez kilka
wieczorów do tego wieśniaka i rozmaite mu wyrządzał psoty i dopóty nie ustał,
dopóki wieśniak nie dał na mszę za nieboszczyka.
W tej samej wsi przed ośmiu laty
żyła wdowa, blisko stuletnia, którą także odwiedzał strzygoń. Przychodził on w
połowie każdego miesiąca o północy i tak ją męczył, gryzł, bił i przewracał, że
mało żywa wstawała rano i na dowód czego pokazywała znaki na ciele.
W Choczni w jednym domu strzygoń
rozmaite wyprawiał psoty, kołysał dziecko, kiedy właśnie spało, sczepiał włosy w kok, skrobał
ziemniaki, bił prętem po pierzynie, a raz zrzucił dzieżę, w której na chleb
zaczyniono było. Przelękli się domownicy, gospodarz zerwał się i ruszając za
strzygoniem przekopyrtnął się przez dzieżę. Wreszcie poskarżył się ten chłop
jakiemuś księdzu, który modlitwami i poświęceniem zabronił przystępu
strzygoniowi.
W Ponikwi było dwóch braci. Jeden
z nich umarł i zaczął dwa lata po śmierci chodzić do brata i domagać się na nim,
aby mu się wystarał o metrykę. Brat uważał to za senną marę. Ale jednej nocy
przyszedł zmarły znowu i rzekł surowym głosem:
„Masz dwa talary, idź do
proboszcza, niech ci dla mnie wyda metrykę, bo już dawno mógłbym się ożenić,
gdybym ją miał, a teraz służę w Wielkopolsce".
Gdy brat wstał, znalazł pod
poduszką dwa talary i zaraz poszedł oznajmić to księdzu. Ten kazał ciało
odkopać i znaleziono je całkiem zdrowem, a strzygoń wyszczerzając zęby prosił
gróbarza:
„Nie rób mi nic, a przyniosę ci worek pieczorek”.
Gróbarz przeląkł się,
ale baba jego, tęga kobieta, rzuciła się na strzygonia, przewróciła go gębą do
ziemi, posiekała łopatą i już więcej nie wyszedł z grobu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz