poniedziałek, 29 stycznia 2024

Boży Obiad - zapomniany zwyczaj

 

Z określeniem „Boży Obiad” zetknąłem się po raz pierwszy przeglądając kolejne pozycje spadku po chocznianinie z Zawala Pawle Wątrobie, które zapisano w choczeńskiej Księdze Sądowej pod tytułem „Inwentarz roku 1797 dnia 10 października po zmarłym dnia 29 września roku bieżącego we wsi Choczni do Państwa Rudz należącey pod numerem domu 204 Pawle Wątrobie”.  

Autorzy spisu masy spadkowej wymieniając zwierzęta gospodarskie należące do zmarłego obok konia, źrebaka, trzech krów i wieprzka podają również „jałówkę iedną na Boży Obiad”. Natomiast wśród długów zmarłego, które mieli pokryć jego spadkobiercy, znalazły się także 2 złote „ryńskie” i 44 krajcary za wódkę z karczmy oraz 1 złoty i 12 krajcarów „za wino Panu Dziewińskiemu”, które miały być podawane na tymże Bożym Obiedzie.

Jak można się domyślić, Boży Obiad miał być uroczystą stypą po zmarłym Pawle Wątrobie. Od dzisiejszych posiłków po pogrzebach Boży Obiad różnił się tym, że oprócz krewnych zmarłego, jego przyjaciół i sąsiadów uczestniczyli w nim również na tych samych prawach zupełnie obcy Pawłowi Wątrobie żebracy, włóczędzy, ubodzy i inwalidzi, czyli ludzie o specjalnym statusie, wykluczeni z normalnego życia wsi. Wynikało to z religijnego nakazu, by ‎„głodnego‎ ‎nakarmić,‎ ‎pragnącego‎ ‎napoić’’. Uczestnicy Bożego Obiadu nie tylko ucztowali, ale i modlili się za duszę zmarłego oraz śpiewali pobożne pieśni. Ucztowano tak długo, aż zjedzono wszystkie przygotowane potrawy i wypito zgromadzone trunki. Pozostałe okruchy nie wolno było wysypywać kurom, tylko dokładnie zebrane przeznaczano dla dzikiego ptactwa. 

Na urządzenie tak wystawnej uroczystości po śmierci zmarłego mogły sobie pozwolić tylko bardziej zamożne rodziny choczeńskie. Być może mniej majętni chocznianie urządzali Boże Obiady w formie składkowej w oderwaniu od daty konkretnego pogrzebu, ucztując i modląc się jednocześnie za kilku zmarłych w wybranym terminie, na przykład jesienią po posprzątaniu wszystkiego z pól. Tak praktykowano to na przykład na Kujawach. Wydaje się, że Boże Obiady nie były jednak często organizowane. Badacze zwyczajów ludowych podają, że w Grywałdzie w Pieninach w pamięci najstarszych mieszkańców tej wsi ankietowanych w latach 30. XX wieku zachowały się jedynie cztery Boże Obiady.

Ten zwyczaj, potwierdzony w Choczni pod koniec XIX wieku, wywodził się zapewne z czasów przedchrześcijańskich. Występował kiedyś powszechnie w Polsce, o czym świadczą historyczne doniesienia z Kujaw, Wielkopolski, Mazowsza, Kielecczyzny, Podhala i Spisza. Do dziś Boże Obiady urządzane są w Puszczy Zielonej na Kurpiach.

Oczywiście Boże Obiady, zwane również Bożymi Chlebami, w różnych lokalizacjach przybierały rozmaite formy. Mogły być organizowane nie tylko zaraz po pogrzebie, ale także 40 dni, czy rok po tym wydarzeniu oraz w imieniny zmarłego. Jak wspomniano wyżej, mogły mieć również charakter ogólnej uroczystości za kilku lub nawet wszystkich zmarłych na przykład w danym roku i odbywać się jesienią, w Zaduszki lub w Wielki Czwartek.  W przywoływanym już Grywałdzie Boże Obiady urządzały również starsze osoby jeszcze żyjące, traktując je jako pokutę za winy popełnione w czasie całego życia i z myślą o wyjednaniu łask bożych dla siebie lub swoich potomków. Odbywały się zarówno w domach zmarłych, jak i w karczmach, czy w wybranych budynkach, ale także pod gołym niebem. Badacz kultury ludowej Oskar Kolberg podaje, że w Szydłowcu i Ostrowcu Świętokrzyskim na karczemnym Bożym Obiedzie po pogrzebie proszono wdowę do tańca - był to prawdopodobnie rodzaj chodzonego. Rodziny urządzające Boże Obiady nabywał‎y ‎w‎ ‎okolicy niezmiernej‎ ‎powagi‎ ‎i‎ ‎szacunku.‎ ‎Twierdzono,‎ ‎iż‎ ‎urządzeniem‎ ‎takiej‎ ‎uczty‎ ‎można‎ ‎było‎ ‎duszę‎ ‎jednego z‎ ‎rodziców‎ ‎nawet‎ ‎z‎ ‎piekła‎ ‎wybawić. 

Z Bożymy Obiadami są związane także dwa powiedzenia ludowe:

- pomoże jak Boży Obiad umarłemu,

- skrobać ziemniaki jak na Boży Obiad (czyli za dużo).

Wydaje się, że zwyczaj Bożych Obiadów zaniknął w Choczni w XIX wieku, choć  jego pewne elementy były nadal kultywowane. Na przykład w przytaczanym kiedyś testamencie Mikołaja Pietruszki z 1901 roku znalazł się zapis, że jego spadkobiercy mają dać zemleć do młyna korzec żyta i pół korca pszenicy, a z otrzymanej mąki powinni upiec chleb i rozdać go jako jałmużnę ubogim po mszy świętej odprawionej za jego duszę. Pewne echa Bożych Obiadów widać także w zwyczajach wigilijnych (pusty talerz dla wędrowca/duszy zmarłego członka rodziny, symbolika niektórych potraw, itp.).

czwartek, 25 stycznia 2024

Choczeńska skrzynka gromadzka

 

Choczeńska skrzynka gromadzka przekazywana była każdorazowo przez ustępującego wójta Choczni jego nowo wybranemu następcy.

O jej zawartości można dowiedzieć się z rejestru sporządzonego 17 marca 1826 roku przy okazji objęcia stanowiska wójta przez Józefa Twaroga, który wraz z „gromadzkiemi interesami” przejął skrzynkę zawierającą:

- 2 sztuki inwentarzy tradycyjnych (spisów własności i powinności podatkowo-pańszczyźnianych),

- 1 szt. inwentarza nowego,

- 1 dekret cyrkularny,

- 1 książkę starodawną (zapewne chodzi o I Księgę Sądową Gromady Choczeńskiej, prowadzoną od II połowy XVI wieku),

- 1 książkę stanną (spis własności gminnej),

- 3 książki na wpisanie kontraktów przedślubnych i nieco praw,

- 7 dawnych obligacji,

- pieczątkę gromadzką (do wyciskania w laku – był na niej umieszczony napis „Wieś Chocznia” i dwie skrzyżowane strzały jako godło wsi),

- 2 komplety kajdanek na ręce i nogi z kłódkami (nowych – zakupionych jeszcze w tym samym roku przez poprzedniego wójta Józefa Szczura)

- dyby (pęta drewniane, w postaci desek lub kłód z otworami umożliwiającymi zamknięcie rąk i nóg więźnia),

- łańcuch nowy „żelezny” do pomiaru gruntów,

- 6 szt. „napisów różnych z kontraktami przedślubnemi”,

- paczkę uniwersałów.

Kolejni wójtowie przy przejęciu tejże skrzynki gromadzkiej czynili pewne uzupełnienia i uwagi, co do jej zawartości.

Wzrosła na przykład liczba obligacji (z 7 na 10), odnotowano, że w nowym inwentarzu „iest iego cztery karty upisanych”, a w dekrecie cyrkularnym „iest 6 kart pisanych”, a ponadto pojawiły się:

- „kaydańskie narzędzia i kłótek 3” (w tym jedna zepsuta),

- nowe kajdanki na ręce i nogi (te drugie bez łańcuszka i bez kłódki), które zakupił wójt Brandys od kowala Pindela,

- postronki do wiązania rąk (później stwierdzono ich brak),

Przy okazji podano także, komu rozdano zakupione przez gromadę choczeńską osęki (12 sztuk), wykorzystywane przy gaszeniu pożarów (do zrywania słomy/gontów z palących się dachów, rozdrabniana palących się elementów na drobniejsze części, łatwiejsze do ugaszenia).

Osęki stanowiących mienie gromadzkie znajdowały się w drugiej połowie lat 30. XIX wieku u: Józefa Pindela (wójta do 1836 roku), Kazimierza Widra, Klemensa Leśniaka, Szczepana Guzdka, Sebastiana Cibora, Mikołaja Widlarza, Ignacego Klossa, Macieja Kobiałki, Józefa Strzeżonia, Józefa Styły, Jana Guzdka oraz na plebanii.

Oprócz wspominanego wyżej wójta Twaroga pod rejestrem zawartości skrzynki gromadzkiej ujęto także wpisy kilku kolejnych przejmujących ją wójtów:

- Szymona Ruły  - „odebrał Szymon Ruła woyt 1842 od Mikołaja Pindela przy Gromadzie młodszey (radnych z górnej części wsi) te rzeczy, które do Gromady całkowitey należą iako regestr świadczy, na co się podpisuję (znakiem krzyża)”,

- Sebastiana Guzdka – „odebrał Sobestyan Guzdek Woyt w roku 1845 od Szymona Ruły przy Gromadzie młodszey te rzeczy, które do Gromady całkowitey należą iako regestr świadczy, na co się podpisuję (tu podpis Sobestyan Guzdek Woyt),

- Franciszka Bryndzy – „odebrał Franciszek Bryńdza Woyt w roku 1847 od Sobestyiana Guzdka przy Gromadzie młodszey te rzeczy, które do Gromady całkowitey należą iako regestr świadczy, na co się podpisuję (znakiem krzyża),

- Michała Pindela – „odebrał Michał Pindel Woyt w roku 1848 (druga kadencja po przerwie) w dniu 21 grudnia od Franciszka woyta Bryndzy Guzdka przy Gromadzie młodszey te rzeczy, które do Gromady całkowitey należą iako regestr świadczy, na co się podpisuję (znakiem krzyża)”.

Przy tym ostatnim przekazaniu/przejęciu skrzynki gromadzkiej znakiem krzyża podpisali się także: Franciszek Bryndza (poprzedni wójt), Wojciech Bąk (świadek), Mathyasz Zając (świadek), Stanisław Dąbrowski (świadek), Jakub Turała (świadek), a własnoręczny podpis złożył Tomasz Gawenda, pisarz gromadzki pochodzący z Kaczyny, ale zamieszkały w Choczni.

poniedziałek, 22 stycznia 2024

Chocznianin wśród ofiar zagłady oddziału partyzanckiego „Błysk” w czasie drugiej wojny światowej

 

9 maja tego roku minie 80 lat od zagłady oddziału Armii Krajowej „Błysk”, do którego doszło w Łubach Sobieńskich na Kielecczyźnie.

Dzień wcześniej ponad dwudziestoosobowa grupa partyzantów dotarła do liczących zaledwie kilka zagród Łub (Łubów?) na postój po długim marszu. Na czele oddziału stał pochodzący ze Śląska Cieszyńskiego porucznik Wilhelm Czulak pseudonim „Góral”, który pozwolił pięciu (według innych źródeł czterem) podwładnym na udanie się do rodzin w okolicznych wsiach. Wśród nich był plutonowy Jan Włodarski pseudonim „Tomek”, dowodzący tym oddziałem przed dołączeniem „Górala”. Mieszkańcy Łub (określanych też jako Kolonia Ludwików) byli przestraszeni przybyciem partyzantów, obawiając się pacyfikacji ze strony Niemców. Dlatego wszyscy mężczyźni w sile wieku uciekli do lasu, a w Łubach pozostali tylko starcy, kobiety i dzieci. Niemiecka reakcja na pojawienie się partyzantów była niespodziewanie szybka. Według powojennych zeznań jednego ze świadków zostali oni o tym poinformowani przez miejscowego sołtysa.

Nad ranem 9 maja kompania niemieckiej żandarmerii i granatowi policjanci otoczyli wieś, zaskakując partyzantów. Niemcy byli uzbrojeni w ciężki sprzęt maszynowy, broń automatyczną i granaty. Wywiązała się strzelanina, a nad wsią dodatkowo pojawił się niemiecki samolot, z którego zrzucano na partyzantów wiązki granatów. Członkowie oddziału „Błysk” w większości nie brali wcześniej udziału w poważniejszych akcjach zbrojnych, byli mniej liczni oraz gorzej uzbrojeni i dlatego nie mieli większych szans w tym trwającym pięć godzin starciu. Poległo 16 z nich, a jeden dostał się do niewoli (według innych źródeł dwóch). Jako ostatni miał zginąć plutonowy Piotr Szymański pseudonim „Mrówka”, który zastrzelił się z pistoletu ostatnim posiadanym nabojem. Podczas wymiany ognia śmierć poniosła także młoda ciężarna mieszkanka wsi i jej roczny syn. Wszystkie zabudowania Łub Sobieńskich spłonęły.

Po walce Niemcy ułożyli zwłoki partyzantów na stosie chrustu i drewna, który następnie podpalili. Zaraz po odjeździe żandarmów pozostali przy życiu mieszkańcy wsi ugasili podpalony stos, sypiąc na niego piasek. Mimo to zwłoki poległych partyzantów uległy nadpaleniu i był problemy z ich identyfikacją. Może dlatego współczesne źródła podają różniące się od siebie listy ofiar tej tragedii.

Zwłoki złożono w piwnicy jednego ze spalonych domów, okryto słomą i przysypano ziemią, a wojskowy pogrzeb ofiar odbył się kilka tygodni później w lesie koło Zakrzowa. Po wojnie przeprowadzono ekshumację i szczątki poległych partyzantów 27 sierpnia 1945 roku spoczęły ostatecznie na cmentarzu w Paradyżu.

Nadpalone zwłoki partyzanów w Łubach
Autor: Bohdan Borowski
Źródło: stowbial.pl

Zostali oni upamiętnieni na płycie nagrobnej w Paradyżu, poprzez pamiątkowy krzyż z tablicą w Łubach Sobieńskich oraz na tablicach pamiątkowych: przy wejściu do kościoła w Białaczowie i w kościele ojców bernardynów w Piotrkowie Trybunalskim.

Tablica na cmentarzu w Paradyżu
Źródło - wikipedia

Krzyż pamiątkowy w Łubach
Źródło - wikipedia

Zarówno na płycie nagrobnej, jak i na tablicy w Białaczowie, wśród poległych członków oddziału „Błysk” wymieniono plutonowego Józefa Buczka pseudonim „Mewa”, który urodził się 1 lutego 1918 roku w Choczni, jako syn Mikołaja i Anny z domu Mlak. Buczek przed wojną był mieszkańcem Częstochowy i zawodowym żołnierzem. Natomiast jego nazwisko nie jest wymienione na tablicy umieszczonej na pamiątkowym krzyżu w Łubach Sobieńskich.

Śmierć Buczka w starciu w Łubach potwierdza także akt o stwierdzeniu jego zgonu, wydany przez Sąd Grodzki w Częstochowie, który przechowywany jest w zasobach archiwalnych IPN.



czwartek, 18 stycznia 2024

Szpital epidemiczny w Choczni po I wojnie światowej i jego kierownicy

Państwowy Szpital Epidemiczny powstał w Choczni w kwietniu 1920 roku jako reakcja na pandemię grypy hiszpanki, określanej wtedy jako influenza oraz nasilenie zachorowań na dyzenterię (czerwonkę).

O przebiegu epidemii w Choczni po I wojnie światowej można przeczytać we wcześniejszej notatce (link).

Początkowo szpital mieścił się w prywatnym budynku i miał charakter domu izolacyjnego, czyli służył bardziej do oddzielenia osób chorych od zdrowych, niż do ich leczenia. W tej formie szpital istniał do września 1920 roku, kiedy zarządzono przejęcie na cele szpitalne Domu Ludowego (Sokoła). Dotychczasowy szpital został zamknięty,  a część jego wyposażenia uległa zniszczeniu lub rekwizycjom na rzecz wojska.

Po dostosowaniu pomieszczeń w Domu Ludowym ponowne otwarcie Szpitala Epidemicznego w Choczni nastąpiło 1 grudnia 1920 roku. Był on obliczony na przyjęcie około 50 chorych. 

Na parterze Domu Ludowego znajdowała się jedna duża sala dla chorych i druga mniejsza, magazyn, kancelaria, łazienka i pralnia. Natomiast na piętrze znajdowały się mieszkania dla personelu szpitala i kuchnia. Obok szpitala dobudowano kostnicę i drewniany barak dla służby szpitalnej (jeńców z wojny polsko-bolszewickiej).

Największa liczba chorych w tym szpitalu przypadła na lipiec i sierpień 1921 roku, to znaczy na szczyt fali zachorowań na dyzenterię.

Oprócz utworzenia szpitala prowadzono również w Choczni akcję szczepień prewencyjnych przeciw czerwonce, ale ich skuteczność nie była duża - w 1920 roku zmarła w Choczni osoba dwukrotnie zaszczepiona.

Nie wiadomo dokładnie, kiedy choczeński szpital został zamknięty, ale stało się to zapewne w pierwszej poowie 1922 roku, kiedy przestano notować nowe przypadki zachorowań.

Nie wiadomo również, jaka łączna liczba chorych przewinęła się przez ten szpital i jak była w nim skuteczność leczenia (stosunek liczby osób zmarłych do ozdrowieńców). W samej Choczni epidemie po I wojnie światowej spowodowały zgon 186 osób, ale tylko część z nich była pacjentami omawianej placówki szpitalnej. Ponadto w Choczni leczono także osoby z zewnątrz. Przykładem może być tu Jan Orłowski, kierownik szkoły w Kleczy Dolnej, który trafił do szpitala w Choczni jako chory na czerwonkę. Niestety jego życia nie udało się uratować - zmarł we wrześniu 1921 roku. Na czerwonkę zmarło także w podobnym czasie pięcioro z jego siedmiorga dzieci.

Szpital Epidemiczny w Choczni w krótkim okresie swojego istnienia miał trzech kolejnych kierowników, którzy prawdopodobnie byli jedynymi lekarzami zatrudnionymi w tej placówce.

Ich nazwiska to: Zygmunt Górka, Maria Pruszyńska i Karol Krzysztoforski. 

Zygmunt Górka (1894-1941) objął kierownictwo szpitala w Choczni krótko po ukończeniu studiów medycznych, a według niektórych źródeł nie miał wtedy jeszcze dyplomu lekarza. Później pracował jako lekarz kolejowy w Krakowie, chirurg i urolog w Poznaniu oraz jako kierownik szpitala w Końskich na Kielecczyźnie. Był mężem Zofii z domu Talapka, lekarki specjalizującej się w dermatologii oraz ojcem Zygmunta Górki, chirurga, profesora Śląskiej Akaddemii Medycznej, Tomasza Górki - lekarza dermatologa, Andrzeja Górki - podporucznika Armii Krajowej i Krystyny Górki-Kisner, która podobnie jak brat Zygmunt brała udział w Powstaniu Warszwskim.

Następczynią Zygmunta Górki w choczeńskim szpitalu była wywodząca się z kresów niespełna trzydziestoletnia Maria Pruszyńska,  lekarz z niewielkim stażem (dyplom uzyskała w 1917 roku). Dr Pruszyńska specjalizowała się później w leczeniu chorób płucnych i do wybuchu II wojny światowej pracowała w Szpitalu Spółki Brackiej w Wodzisławiu oraz w Domu Zdrowia w Bystrej. W czasie II wojny światowej była więziona w obozach koncentracyjnych KL Ravensbrueck i KL Buchenwald. Po wyzwoleniu wróciła dom Polski i nadal pracowała jako lekarz w Legnicy i powiecie górowskim.

Ostatnim kierownikiem szpitala w Choczni był Karol Krzysztoforski (1884-1958) z Wadowic, absolwent wadowickiego gimnazjum (1904) i Uniwersytetu Jagiellońskiego, doktor wszech nauk lekarskich od 1911 roku. Z trójki kolejnych kierowników szpitala w Choczni był więc osobą najstarszą i najbardziej doświadczoną. Po epizodzie pracy w Choczni dr Krzysztoforski pracował jako ordynator w szpitalu powiatowym w Wadowicach i lekarz położnik. W czasie II wojny światowej był dyrektorem szpitala w Wadowicach, a po jej zakończeniu jest podawany jako lekarz ogólny w Jaworzynie Śląskiej w powiecie świdnickim (1948). Spoczywa na wadowickim cmentarzu parafialnym.



„Szopka Republiki Choczeńskiej” Józefa Putka - scena VIII i IX

 

Scena VIII

 

Żandarm

wpada

Głoszą konfidenty

Że w Choczni zachodzą

Groźne incydenty

Że pomiędzy Chocznią, a carem powiatu

Jest „wojna o pokój” ze skutkiem rozbratu

Straż w hełmach w sikawką w pogotowiu stoi

Kokoszki z Blagierą jakoś się nie boi

Że chłopstwo i babstwo w spółdzielniach kupuje

Sierpy, kosy, piły,

Głośno wykrzykuje

Po nocach wiecuje

Prowiant szykuje

I wojnę gotuje!

Trzysta psów już na wojnę weterynarz wiedzie

Zrobią z nich konserwy we wojennej biedzie

Że choczeńska sławna

I waleczna z dawna

Setna republika

Zbroi się i bryka!

Z mobilizacją gotowa już prawie

Obalić Zmurszałka – powiatodzierżawie

Lecz zbędny tu kongres, wiec i breweryja

Sprawę tę załatwi żandarmokracyja

Gdy cała Europa żandarmem zostanie

Żadna wojna, czy bunt w świecie nie powstanie

Żandarmi są świetną pokoju ostoją

Bo stale do wojny o pokój się zbroją

Gdy im wojna pokojowa o pokój się znudzi

Zrobią wojnę wodorową i wygubią ludzi

Gdy ludzie wyginą pokój zapewniony…

Porządek na świecie będzie przywrócony

Żandarmeria wie też

Gdzie prewencja wnikliwa

W każdym kątku potrzebna

Wścibska i ściśliwa.

Wie z czego powstał w Choczni nieporządek!

Jako władza niezbędna

Tajna i nadrzędna

Wiedząc, że źródłem wojny

Ostrych wieców uchwał

Jest car Zmurszał

Zrobi tu taki rozsądek:

Nie zważając wcale na żadne protesty

Zabiera Zmurszałka w celowe areszty

Choćby się spowiadał i pokornie kajał

Doraźny sąd mój tu go będzie karał!

Także Aktywitę, co Chocznię nachodzi

Wernyhorę obiecuje, Zmurszałka przywodzi

Zmusza lud do nauk

Nowej gramatyki

I dialektyki

Według wzorów sanacyjnej

Czwartobrygadowej

Piątokolumnowej

Znanej strategiki

Doraźnym moim sądem ci dwaj przestępcy marni

Otrzymują wyroku: „Niech wiszą na latarni!”

 

Nad latarnią ukazuje się kościotrup z kosą

 

Wszyscy

Zginą dwaj przestępcy marni!

Śmierć ich skosi – na latarni!

 

Żandarm

Woźny gminny za to, że róg zgubił w lesie

Że wióra z jego czapki wicher w pole niesie

Że brał się i pchał się do grubej polityki

Przy bębnie naukowe wykładał języki

Na dożywociu w więzieniu osiądzie

I tam też za karę

Co noc trąbił, a w dzień bębnił będzie

Zaś ksiądz patriota, który głupstwa gadał

Pójdzie na Bielany, by się tam spowiadał

Z mocy tego wyroku i ostrej czujności

Cala czwórka skazana na stratę tytułów i wszelkich godności

Zmurszał powiatu wraca do nazwiska Kaspra Majchrowica

Tytuł zaś woźnego utraci Bylica

Na księdza patriotę użyje się batu

Urząd stanu go ożeni, już bez celibatu!

Ten oto z Wadowic Aktywita Mieszko

Odtąd zwał się będzie Wadowita Śmieszko!

 

Wszyscy

Wszyscy stracą honor, godność!

Co za mądrość! Co za mądrość!

 

Żandarm

Jak nie przyjdzie amnestyja

Jutro rano egzekwija

Nie trzeba sprowadzać dla nich spowiednika

Mają już w areszcie Księdza Prochownika

Żony ich, co ćwiczenia w pogrzebowej mowie

I w nowych językach biorą w Andrychowie

Telegrafem wezwać, by zaraz zjechały

Nad zwłokami mężów mowy powiedziały

Oraz ślubowały

Że już nigdy więcej

Nie będą na ich głowach

Garnków rozbijały

Ani strajkowały

Ani ich z pościeli

W nocy skopywały!

A teraz słuchajcie i zważcie u siebie

Że podług wyższego rozkazu

Kto za życia chce być w niebie

Na latarni zawiśnie od razu!

 

Wszyscy

Posłuchajmy pilnie i zważmy u siebie

Że podług wyższego rozkazu

Kto za życia chce być w niebie

Tego w piekło zabiorą od razu!

 

Obywatel Pietruszka

Patrzajcie jak blade ma lica

Nasz woźny gminny Bylica

Publikował co kazali

A oni mu areszt dali

Łaski prośmy dla Bylicy!

On niewinny – rzewnie krzyczy!

 

Wszyscy

Przenajświętszo policyjo!

Wydaj jakąś amnestię!

By nasz woźny poznać mógł naukowe języki

I na polskie tłumaczyć książki z biblioteki

 

Śpiewają

Sprawiedliwo Policyjo!

Daj woźnemu amestię!

Czy widzisz jego łzy?

Nie bierze jadła, napoju

Ostawże więc go w spokoju

 

Scena IX

 

Słychać z daleka śpiew i muzykę

 

Wszyscy

To głosy od Gancarza

I światło zza bora

Kto wie? Może jedzie

Prorok Wernyhora!

 

Anioł Biały

 

Wchodzi trzymając w ręku polską chorągiew

 

Obywatele! Polacy!

Bracia! Siostry! Rodacy!

Czy nie wiecie, co się dzieje?

Bóg się rodzi, moc truchleje!

Pokój Boży wkracza z nieba

Gdyż go trzeba jakby chleba!

Ja Anioł wasz swojski

Przybywam do waszej wioski

Ten pokój wam ogłosić

I życzenia złożyć

Zacnej Choczeńskiej Gromadzie

Narodwej Gminnej Radzie

Parafii, Spółdzielniom

Związkom i ich radom

Jak również waszym z okolic sąsiadom

Przyjmijcie serdeczne i szczere życzenia

Dobrych urodzajów, zdrowia, powodzenia

Niech wam szczęście zawsze sprzyja

Zło i wojna was omija

W tym Nowym Roku!

Ogłaszam też nakaz nowy

Do powszechnej wiadomości

Szanujcie polskiej mowy

I polskiej godności!

Wy wszyscy, co rozum macie polski, zdrowy

Wy wszyscy, co polskiej szanujecie mowy

Wy wszyscy, co tutaj przyszliście do szopy

Kolędujcie po polsku, boście polskie chłopy!

 

Wszyscy

Śpiewają kolędę „Podnieś rączkę Boże Dziecie…”

 

Kurtyna

poniedziałek, 15 stycznia 2024

„Szopka Republiki Choczeńskiej” Józefa Putka - scena VII

Scena VII

Wchodzą: Woźny i Zmurszałek, powoli, uroczyście, Woźny bębni w takt marsza

 

Wszyscy

To zmurszałkowska powiatowa zmora I

To nie jest prorok Wernyhora!

Przy nim zjawa Bladolica

To nasz woźny Jaś Bylica !

 

Woźny

Cicho tam Niwałdzanie!

Nie krzyczcie Chocznianie!

 

Głosy

Jak tu siedzieć cicho

Gdy nowe bujanie…

 

Woźny

Bębni

W imieniu majestatu Zmurszałkowskiej Mości

Podać mam do publicznej i waszej wiadomości

To wszystko, co jego kanclerze kazali

Ściśle tak, jak wydrukowali

Niechaj każdy nasłuchuje

Co się tutaj publikuje!

Ponieważ tu w Choczni tylko po polsku się gada

Naukowym zaś językiem nikt tu z was nie włada

Przeto Zmurszałkowska Mość raczyła zarządzić

Naukowych języków kurs w Choczni urządzić

Tym bardziej że weszło w Choczni w brzydki nałóg

Mieć polski Drożdże, Bryndzę albo Twaróg

Mieć swego wójta, księdza, nawet posła

Brak zaś tutaj zgoła

Barana i woła

Cielaka i osła.

Brak także rzeźnika

Dla celów uboju

Dawnego ustroju

Tak złego.

Brak też architekta

By zrobił projekta

Ustroju nowego

Dobrego.

Przeto dla zyskania w tej dziedzinie normy

W Choczni będzie kurs podług formy.

Dawać będą strawę z nowej gramatyki

Z ideową zupą naukowe języki.

W bursie

Na tym kursie

W pierwszej ławce, pierwszy nauk skutek

Łykać będą ksiądz Sarna, Nowak , no i Putek!

W dalszych ławach Szczur z Kotem i inna zwierzyna

Jak Wróble, Zające, spośród gminnych  świętych - Świętek Katarzyna

Ze starostwa z Wadowic Komisarz Czapina.

Pod powałą, na piecu, na półce,

Siedział będzie Osóbka przy Gomułce

Z Kwiatkowskim do spółki.

Spychalski, choć się kajał,

Wyleciał ze szkółki – zbyt wiele nabajał.

Babiński też fifak, że chce tylko broić

Kazał go Zmurszałek ze szkółki wygonić.

Przy Dźwierznach od tyła

Zasiądzie Architekt – Obywatel Styła.

Zmurszałkowska Mość sama naukowców dobiera

Uczyć będą: Kokoszka, Cierpiałek, Blagiera.

Do szynkowania zaś ideowej zupy

Przyjeżdża Borgenicht i Leszek Gluecksmann, ten z lichwiarzów grupy.

Naukowego języka, nowej stylistyki

Róża Citron wyuczy, znana z lingwistyki.

Do wykładów dietologyi

Za dietę zjeżdża znany spec

Ciąg –tu – ciąg – wuł – hej

Prosto z Liberyi

Świadkiem zaś nauki, jak jest udzielana

Będzie Świadek z Zygodowic, w roli tercjana

Bębni

Teraz Zmurszałkowska Mość sama ogłosi wskazania

Jaki w tej szkółce będzie program nauczania!

 

Zmurszałek

Każdy w Choczni

„Brat” czy „Siostra”

„Drobniak”, „Średniak”,

„Kułakosta”

Nauczy się, co to równość

Co rewolucyjna czujność

Co instynkt klasowy

Co to jest linia

Co samokrytyka

Czy sobie zawczasu swe grzechy wytyka

Osóbkowiec, Putkowiec

Albo Gomulista

Dywersant, czy sierżant i sabotażysta

Brygadzista, satelita lub nacjonalista.

Kto robi kontrolę cen, kto zaś prasy

Kto Chińczyk, kto Słowianin oraz jakiej rasy

Kto jest w polityce najważniejsza szarża

Komu przysługuje wielkich zysków marża

Kto w wyścigu zdrowie wystawia na próbe

Czy w PZG-esie, w PCH, czy w UB

Co akcja „0”, „H”, „FOR”, czy też jakaś „PIPA”

I w świńskich kontraktacjach dębina, czy lipa

Co to świetlica

A co znów ciemnica

Co szybkościowiec

Co spółzawodnica

Co twarda dyscyplina, branżowy centralizm

Co obskurantyzm, mazgalizm, biuralizm

Co fundusz sekretny zwan dyspozycyjny

I jego pożeracz aktyw korupcyjny

Co to za rarytas

Ów sławny „Caritas”

Czym pachnie Bonifrater

Czym polityczny wiater

Co robi hiszpański pretendent

I marshallowski intendent

Co rzymska denuncjatura

Gdzie obca agentura

Co hegemonia, klasowa platforma

Co ideowa norma i reforma rolna

Co „Niemoc Chłopska” i jej komitety

Oportunistyczne, ligowe kobiety

Co przyjaźń zacieśniana

Przez noc aż do rana

Co sojusz pogłębiany, a co odchylenie

Co dzikie lewactwo lub kapitulanctwo, co zaś odszczepienie

Co plenum pełne albo próżne

I w czujnych czystkach wymiatania różne

Co propaganda, co zaś informacja

Bujda koalicyjna i opozycyja, co dokumentacja

Komu z gardła wydarto dokument

Na plenum świętokradzkiej spowiedzi monument

Co kompetencja, kadencja

Co aspekt, limit, karencja

Co zegarek lub papierośnica

Gdzie dozwolona łapówek granica

Co kursów nawał i konferencji

Ograniczonej inteligencji

Co polityczne wahanie

Wymięte przyznanie

I blade kajanie

Potym denuncjacja

W galop policja

Kokoszka instygator

Cierpiałek prokurator

Zaraz awans, kariera

Artykuły „Kuriera”

A potym tego

I owego

Jeszcze tłuka

Lege artis – prawa sztuka

Dostanie się do dziurnicy

Ciasnej kozy lub piwnicy

Entuzjazm jakby w bajce!

Ale są i winowajce

Tu kapitał nie skonał

Jak chciał internacjonał

Tam praca wyłożona

Lecz płaca zamrożona

Tu znów zimna wojna

Czyjaś koza dojna

Tam kułacko-dewocyjno klika

Tu werbalna nota, a tam encyklika

Tam wielki komplet, tu zaś małe quorum

Do gadulstwa in saecula saecucolorum…

Tu w starej kadrze młodzi prozelici

Tam w nowej chadrze starzy neofici

Tu stary, chytry, polityczny majster

Tam czeladnik, terminator, partacz albo gangster.

Tu znów komasacja

Tam ekspropriacja

Kołchozacja

I urbanizacja

Elektro- radio- czy kinofikacja

Klerykalizm, pryncypializm lub komplikacja

Anarchia, monarchia albo dyktatura

I „Choczeńska Republika” lub „Protektatura”

Jeśli tego nie powiecie

A stwierdzi to kontrola

Lub specjalna komisja

Smutna Wasza dola!

Nie pomogą Wam frazesy „pokój miłujące”

Klątwy hukną, zatwardziałych grzeszników grzmiące!

 

Woźny

Ogłoszone, co kazane

Ściśle tak, jak drukowane

Czyście wszystko już pojęli?

Wysłuchali? Zrozumieli?

 

Wszyscy

Wysłuchali…wysłuchali…

Lecz nie wiemy, co jest dalej…

 

Głosy

Wybębnili, wypaplali

Naukowo nagadali…

Dziwnie teraz „naukują”

Jak pod wieżą Babel

Nie rozumie Wojciech Kuby

A Kaina Abel

 

Wszyscy

Dziwnie też się plecie

Na tym Bożym świecie

Już się robak lęgnie

W polskiej mowy kwiecie

 

Głosy

Żaden Polak tych Uczonych

Zrozumieć nie zdoła

Tak nas mówić nie uczyła

Żadna w Polsce szkoła!

A niechaj narodowie wżdy postronni znają

Że Polacy nie gęsi i swój język mają

 

Wszyscy

Ciemno wszędzie – głucho wszędzie

Cos słyszymy

Nic nie wiemy

Co to było – co to będzie

 

Woźny

Teraz jeszcze wam otrąbie

 Wieść o atomowej oraz wodorowej

Pokojowej bombie

chce trąbić – szuka rogu

Gdziesim zabył woli róg

Kaz ta, zaś ta, cyli zginoł

Cy na warcie sie odwinoł

Kajsim zgubił woli róg

Ostał mi się ino sznur

 

Wszyscy

Śpiewają

Dali chłopu woli róg

Dali chłopu czapke z wiór

Róg huczy po lesie

Wicher wióra niesie

Niech se jeszcze wezmą sznur!

czwartek, 11 stycznia 2024

„Szopka Republiki Choczeńskiej” Józefa Putka - sceny od III do VI

 

Scena III


Kominiarz

Na szczęście, na zdrowie

 Na ten Nowy Rok

Żeby się sadziło, kopciło

Przez cały ten rok!

W każdym kątku

Po dziewczątku

A w kominie

I w izbinie

Sadzy też co krok!

Ostramina! Od komina

W pięćdziesiąty rok

Po tysiącu dacie złotych

Do mych własnych rąk!

Z każdej dziury

Wytkam rury

W każdą dziurę

Wsadzę rurę

Bom od szczęścia chłop!

 

Strażak

śpiewa

Nasza Straż Ogniowa

Ma sikawek dość

Ostro pożar gasi

Jako jeden mąż!

To są strażacy

Jakich to mało

Sikawkę z sobą każdy ma

Czy w dzień, czy w nocy

On ku pomocy

Z sikawką swą się stale pcha!

Obiecano Straży

Motopompę dać

By za nią w chłopów

Pieniądz pompować!

Bo Straż jak dziecko

Jakich to mało

Na motopompę łasa jest

Wielu ją zatem

Zaiwaniało

By jej pokazać pusty gest!

 

Mleczarka

śpiewa

Co dzień tysiąc litrów mleka

Ładuję w blaszanki

I śmietany, kwaśniej, słodkiej

Dolewam we dzbanki

Wiozę wszystko osobówką

Extracugiem w Bielsko

Na dodatek, kury, jaja

Jarzynę i zielsko.

Żywię Lipnik, Kozy, Białą

I Mikuszowice

Moje masło idzie w Pszczynę

Nawet w Katowice.

Płacę datki i podatki

Gminne, miejskie i krajowe

Również domiarowe.

Czasem, jak niebo pochmurne

I deszcz ciurkiem leje

To i procent tłuszczu w mleku

Nieco zmizernieje.

Wtedy „sapierony” śląskie

Ciągną nas do „ciupa”

Nam ze strachu pot się leje

Jakby z garnka zupa

Potym sprawy w sądach grodzkich

Z nich grzywien przybywa

Ale wodą je zapłacim

Co się w mleko wlywa.

Oda przecież też dar Boży

Do blaszanek kroci

Obojętnie czy przez krowę

Czy przez pompę wchodzi.

Ci co w mieście Wadowicach

Klecą „Okręgówkę”

Na kokurencyję z nami

Słabą mają główkę.

Bo mleczarki w dobrym punkcie

Swoje głowy mają

Z głów zaś wadowskich mleczarzy

Nogi wyrastają.

 

Scena IV

 

Ksiądz Żenidło –patriota

Wierni Bracia w Korytasie!

Ta egzorta poczyna się

Świętą wieścią: Katabasy

Obsiadły już Korytasy!

Dostały też forsę grubą

Związały się ślubem z „KU-BĄ”1

Więc egzorty będą nowe

Cenzurowe, reżimowe

Od dziś tedy przy niedzieli

Chcę byście się dowiedzieli

Że nie trza grzesznie kląć na Hegemony

Bo onym od Boga ster jest powierzony

Jeszcze na początku świata Ewa siła –

Wyszedłszy z Raju – synów narodziła.

Co prawda po tym utraciła formę

Jednakże za to prześcignęła normę

Nawiedził ją Bóg po trzydziestym lecie

Chcąc wiedzieć, jako rządzą się na świecie

Ewa natenczas była w domu sama

Bo do spółdzielni posłała Adama

A dzieci, których gromada stojała

Uboga matka na łonie czesała.

Wstyd ją pokazać było synów ciżbę

Taki iż się ledwo mogli zmieścić w izbę.

Żeby Pan jako nie strofował Ewy

Niektóre skryła w siano, inne w plewy

A wtym Bóg przyszedł i kazał Jewinej

Przed się postawić do jednego syny.

Co starszym tedy kazała przyjść matka

Patrząc co będzie z nimi do ostatka

Bóg obaczywszy ono piękne koło

Tak do pierwszego jął mówić wesoło:

Ty na fotelu prezesa usiądziesz

Ty sekretarzem, ty Kocmołem będziesz

Ty znów Januszem, ty zaś dyrektorem

Innych zaś także podzielił tym wzorem

Na drugą kupkę drewnowskie niecnoty

Różne instruktory, „księża patrioty”

Na kapelany, tłuste kanoniki

I w Korytasie święte urzędniki

Wreszcie na aktywisty i starosty

Tylko co jeszcze lud zostawał prosty.

Ewa radosna, skoro to spostrzegła

Zaraz po drugich do gumna pobiegła

I rzekla: cóż dasz tej kupie, co stoi

Panie, boć też to są synowie moi.

Pan widząc wszystkie zarosłe jak sowy

Bo im plewami bielały się głowy

Po plecach była z mierzwą pajęczyna…

A zatym taka spotka ich nowina:

„Wasza rzecz będzie słomianym powrozem

Opasawszy się – zająć się kołchozem

Na waszej głowie nawóz, widły, pługi

Będziecie robić tak jeden, jak drugi

Jak kołchoźniki. Takich na świecie

Was chcę mieć wiecznie, każde wasze dziecie

A wy zaś drudzy te dary odnieście

Central, zjednoczeń, pilnujecie przy mieście

Z was buchalterzy, pisarze, karczmarze

Wodzowie, chłopskich skór garbarze.

Najmilsi bracia w Korytasie!

Źlić się na Hegemony, już nie czasie!

Onym od Boga rząd nad wami dany

Teraz, zawsze i na wieki wieków amen

 

Wszyscy

Korytasie wielki zapłać! Amen!

 

Scena V

 

Dziadek

Słuchajcie ludzie scalonego dziada

Gdy wam się w tej szopce troski opowiada

Co powiem – wiedzcie – że z serca pochodzi

Starzy i młodzi

śpiewa

Czasy to nowe i bardzo krytyczne

Krzywe zaś dziady i lagi wytyczne

Dziś śpiewać trzeba nowe melodie-

- „Dziadokrację”

mówi

Żył niegdyś chłopek – nieźle mu się działo

Miał gospodarstwo, co dochód dawało

Zazdrościli mu wolności i mienia

Chłopa imienia

Wyzyskiwaczem, kapitalistą

Wstecznym kułakiem i reakcjonistą

Ochrzcili chłopa, drugi raz za życia

Wrogi z ukrycia.

Mówili starzy, że biada to biada

Jak się pan zrobi z bezportkowca dziada

Teraz zaś mówią: bieda bije bardziej

Gdy się chłop zdziadzi.

W przeciągu tydnia każą dać podatek

W przeciągu trzech dni krzyki o dodatek

A gdybyś przeciąg parę dni przeciągnął

To cię rozciągną!

Z tego przeciągu jest niejeden chory

Gdy go przeciągną na grzywny i „fory”

Sklep Kaczor zamknął, bo się uląkł ziąbu

Z tego przeciągu.

Żyć by się dało w naszej gminie Choczni

Gdyby nie wiater, co wieje rokrocznie

Zawiewa Chocznię tanich skupów ziąbem

Z wielkim przeciągiem.

śpiewa

Dzwonek z woreczkiem przepadł w licytacji

Torba dziurawa – znak dziadokracji

A inspekcja wciąż do niej zaziera

I w dziurze gmera.

Na księży także przyszły wschodnie czasy

Różne aktywy wglądają im w kasy

Każą wpisywać pasywy w arkusze

Kto dał za dusze.

Dawniej lichwiarze chłopów garbowali

Dworscy pachciarze wyzysk uprawiali

Ich potomkowie chcą zaś wywłaszczenia

Chłopów z ich mienia

mówi

Co krok to widzisz znawcę akuszera

Jak „dziadostroju” porodu wyziera

Chcąc go przyspieszyć chwyta szczypce, noże

Dłubie jak może

Z takich operacyj cierpi mnóstwo ludzi

Rolnicy krzyczą, robotnik marudzi

Tyle poronień robią akuszery

Zwykłe fuszery!

W Wadowicach na pośladach siedzi

Sześćset fuszerów, a każdy z nich bredzi

Że opracyja dolę ludu wzmocni

Nawet i w Choczni.

śpiewa

Liczcie Chocznianie na samychże siebie

Tak ja wam radzę postąpić w potrzebie

Bo operacyja zwykle z śmiercią jedzie

Galopem w pędzie.

Prawdziwa cnota krytyk się nie boi

Krytyką państwo i porządek stoi

Tylko wolności, mówił jakiś złodziej:

Krytyka szkodzi

słychać syrenę auta

 

Pietruszka

Uwaga! Jedzie aktywita!

Muzyka niech go marszem wita!

 

Scena VI

 

Wchodzi Aktywita. Brzdącek składa hołd. Szpaler, okrzyki: Niech żyje!

Inne przeciwne: Ale z kogo?

Orkiestra gra ognistego marsza

 

Aktywita

Obywatele! Towarzysze!

Bracia! Średniacy i Gołysze!

Kominiarze i Strażacy

Trzeźwokraci!

Popijbraci!

Wszyscy inni, jacy, tacy!

Dobre wieści w polityce!

Zulusy trzymają się mocno!

Hotentoty mogłyby już dużo mieć

Ino im się nie chce chcieć!

Zaś Murzyni w Liberyji

Niosą sztandar rewolucyji

Każdy czarną żonę bije

Gdy ta z Białym wódkę pije!

Rumun i Węgier,

Nasze słowiańskie bratanki

Sojusz z nami pogłębiają

I do beczki i do szklanki!

Wczora z wieczora

Był u mnie prorok Wernyhora

Rzekł: Rzecz prawdziwa

Chwila, chwila, osobliwa

Kto pierwszy do Warszawy

Za dietą i dla sprawy

Z cyrografem zjednoczenia Selum i Peselum

Na kongresie się zjawi

Tam w stolicy – ten nas zbawi!

Opadła mi z piersi zmora

Słuchajcie, wytężcie słuch

Przyjdzie tu Wernyhora!

 

Wszyscy

Co ty mówisz wszelki duch??

 

Aktywita

Przejechał duże światy

Ponoć z Grzmiącej, z Ukrainy

Przywiózł hasło, czy papiery

Rozesłać kazał wiciny

A są tu wokoło ludzie

Mogą świadczyć tu, w tej budzie

Słyszeli brząkanie liry….

 

Mleczarka

Słyszałam krząkanie Jury

Żądał mleka, a nie lury.

 

Aktywita

„Demokratką” wjechał w sioła

Był skurczony, dziwnie silny

Dawał mi rozkazy, hasła

I był w sprawach bardzo pilny

Po zastrzykach penicyliny.

Śpieszył się, wyjechał w gory

Miał objechać liczne sioła

I miał wrócić do tej pory!

Natężać, natężać słuch!

po chwili

Słychać! Jedzie! Wielki Duch!

 

Wszyscy

Natężmy słuch!

Jedzie Wielki Duch!

 

Aktywita

Cicho! Bębni ktoś! Jedzie! Goni!

Będzie pięćset lub sto koni!

Tętni! Jedzie! Dudni! Pędzi!

On! On! Cicho! Wernyhora!

Z Aniołem na czele

Coraz bliżej! Stanął! Wrył!

Strzymał widać z całych sił

Jakby w gminny bęben bił!

 

Wszyscy

zasłuchani