środa, 30 stycznia 2019

Dawni właściciele obecnych parcel budowlanych- ulica Główna cz. IV

Czyją własnością w połowie XIX wieku były parcele, na których stoją obecnie domy mieszkańców Choczni?
Kontynuacja wcześniejszych notatek - tym razem ulica Główna (od Drapówki w górę):

  • ul. Główna 322, 326, 328, 330, 334, 336, 338, 338a - Stanisław Drapa
  • ul. Główna 332, 340, 342, 342a, 344 - Piotr Dunin
  • ul. Główna 346, 348, 350, 352 - Jan Bąk
  • ul. Główna 356, 364, 370 - Józef Romańczyk (spod nr 130)
  • ul. Główna 360, 362, 366, 368 - Jakub Guzdek
  • ul. Główna 372 - Józef Guzdek
  • ul. Główna 376, 378 - Stanisław Kobiałka
  • ul. Główna 380, 386, 388 - Józef Romańczyk (spod nr 129)
  • ul. Główna 390, 394, 398, 398a, 398b, 398c, 399 oraz 57, 59, 61, 65, 67 - Jan Burzej
  • ul. Główna 400, 402, 404, 406, 408 oraz 101 - Kazimierz Sikora
  • ul. Główna 400a, 400e oraz 77, 83, 87, 91, 93 - Józef Styła
  • ul. Główna 410, 412, 412a - Marcin Cibor
  • ul. Główna 414 - Jakub Cibor
  • ul. Główna 416, 418, 422 - Wojciech Rzycki
  • ul. Główna 420 - Józef Cibor
  • ul. Główna 426, 428 - Jakub Bylica
  • ul. Główna 71, 73, 75, 75A - Józef Burzej
  • ul. Główna 81 - Piotr Niedźwiedź
  • ul. Główna 97, 99 - Szymon Sikora

poniedziałek, 28 stycznia 2019

Edward Ciejek - nekrolog

Dwa dni temu Rochester Democrat and Chronicle ze stanu Nowy Jork opublikował nekrolog pochodzącego z Choczni Edwarda Ciejka:


Edward Ciejek zmarł we wtorek 22 stycznia 2019 roku w Rochester w wieku 94 lat.
Pozostawił w żalu żonę Krystynę S. Ciejek, dzieci: Jacka z żoną Emilią, Roberta z żoną Teresą, Henryka z żoną Kerry oraz wnuki: Katherine, Mirandę, Natalie, Audrey, Benjamina i Brennana.

Edward urodził w Choczni w Polsce. Dorastał na gospodarstwie rolnym, a podczas II wojny światowej został wywieziony do Niemiec na roboty przymusowe. Po wojnie wstąpił do Polskich Oddziałów Pomocniczych przy Armii Stanów Zjednoczonych i podczas służby w Niemczech i we Francji awansował do stopnia sierżanta.
W 1957 roku Edward przeprowadził się do USA, a następnie w 1962 roku poślubił Krystynę.
Był współwłaścicielem Marie's Sweet Shoppe zanim dołączył do firmy XEROX, gdzie po 30 latach przeszedł na emeryturę jako inspektor kontroli jakości.
Zarówno on, jak i Krystyna ciężko pracowali przez całe życie, aby ich trzej synowie mieli lepsze możliwości niż oni sami.
Edward zostanie zapamiętany, jako osoba kochająca swoją powiększającą się rodzinę i dumna z niej, a zwłaszcza z wnuków. Lubił opowiadać o swoich doświadczeniach życiowych, gotowanie i pracę w ogrodzie. Był bardzo opiekuńczym, silnym, obdarzonym mądrością i honorowym człowiekiem, który zawsze chętnie pomagał swoim dzieciom, rodzinie i przyjaciołom w każdy możliwy sposób. 
Tata pozostanie zawsze kochany i będzie go nam bardzo brakowało.
Podziękowania dla wszystkich pielęgniarek i personelu ośrodka opieki Kirkhaven za opiekę nad nim przez kilka ostatnich miesięcy.
Przyjaciele są zaproszeni do kościoła św. Stanisława w poniedziałek 28 stycznia o godzinie 10:00 na jego mszę pogrzebową a następnie złożenie do grobu na cmentarzu Holy Sepulchre.

Tytułem uzupełnienia można dodać, że Edward Ciejek urodził się w Choczni Górnej 22 września 1924 roku, jako syn pochodzącego z podkrakowskiej Morawicy Piotra Ciejka i jego żony Anny.




czwartek, 24 stycznia 2019

Spór o choczeńskie dzwony według "Gwiazdki Cieszyńskiej"

Spór o choczeńskie dzwony w 1928 roku był tematem poruszanym przez całą ówczesną polską prasę. 
Nie tylko zresztą polską, ponieważ pisały o tym również gazety i czasopisma polonijne oraz czeskie i austriackie.
W zależności od światopoglądu autorzy publikacji najczęściej bezkrytycznie brali stronę jednej lub drugiej strony sporu.
W zaskakujący sposób sprawa ta została zrelacjonowana w "Gwiazdce Cieszyńskiej", opowiadającej się przeciw Putkowi. Nie dość, że tekst z 25 maja 1928 został napisany w formie rozmijającego się nieco z prawdą satyrycznego dialogu pomiędzy Jurą i Jonkiem, to na dodatek w gwarze stylizowanej na cieszyńską.

Oto jego fragmenty:

Jonek: Toś nie słyszoł? Toć dziwne. Na niedaleko od Wadowic w jednej dziedzinie, nazywo sie Chocznia, jedzie sie przez nie na Kalwaryje, fojtuje jedyn poseł z tej partyje, co zawsze wszędzi wrzeszczy: ziemie brać a nie płacić ! Nazywa sie Potek, ale za potka1 jeszcze nigdy nie był, bo sie boi, że jakby go ksiądz w kościele pokropił wodą święconą, toby mu sie wszyscy djabli wypowiedzieli z kwartyru, a mo ich snoci w sobie dość godnie.
Jura: To ten Potek też chce robić u nas Meksyk?2
Jonek: Jeszcze je kapke słaby, toż ni może tak z fleku strzylać abo wieszać ludzi, toż sie chyto z inszygo końca. Ni może wyposłuchać zwonienio, bo zaroz w nim djabli zaczynają wyć, jak psy na miesiączek. A w tej dziedzinie mieli akurat wyciągać nowe zwony na wieże, tak sie Potkowi zdało, że sie nie wiem kaj ugryzie od złości i zakazoł tamtejszemu farożowi zwony wyciągać.
Jura: Na cóż on tez farożowi mo do pokręcanio w kościele?
Jonek: Psiniec z przeproszeniem ciebie. A potem Ci jeszcze chcioł naporęczyć, kiedy i komu sie mo tymi zwonami zwonić, a paterek na niego rzecy: utrzyj se nos a przywitej ludzi jak pujdą z kościoła, a nie styrkej mi sie tu do moich wiecy.
Jura: To mu dobrze wpolił. A cóż Potek na to?
Jonek: Strasznie sie rozczercił, skoczył ku kościołu, ale dwiyrze naprzód zamkli, toż jeny  z pod dwiyrzy wywrzaskowoł na paterka aż go puści, że on idzie jako urzędnik, a welebny mu na to: Nie jeż mi sie tu jak wesz we strupie, taki urzędnik jako ty, ni mo nic w kościele do pokręcanio i nie odewrzył.
Jura: To sie dziepro musioł wściekać. 
Jonek: To możesz wiedzieć, gańba go kapke było, że mu tak strasznie szaptnie utrzyli nos, toż chcioł koniecznie na swoim postawić. Zawołoł ślosorza, aby dwiyrze odewrzył jaki szperhokem, ale ślosorz był jakisi po pulyrce i żodnym końcem ni móg odewrzyć, toż miły Potek zawołoł pore swoich baranów i ci wywalili dwiyrze do kościoła.
Jura: Panie sie smiłuj, że też sie taki człowiek Pana Boga nie boji.
Jonek: Takimu to je wszycko fuk. Ale za to biskup krakowski rzucili na niego klątwe, toż jak sie o tem dowiedzioł, toż zaczon wrzeszczeć i przeklinać w sejmie i po dziedzinach, że prędzy nie spocznie, póki wszyckich katolików z Polski nie wyżnie.
Jura: Ze też takigo człowieka nie zawrą, kie tela ostudy robi.
Jonek: Jakoż go mają zamknyć, kie je nietykalny jako poseł. 


1 potek = chrzestny
2 nawiązanie do reform rządu Meksyku, które miały na celu nie tylko ograniczenie doczesnej roli Kościoła, ale również stłumienie wpływu religii na społeczeństwo.

poniedziałek, 21 stycznia 2019

Morawianie w Choczni - rodzina Klossów

Ponieważ począwszy od rozbiorów Galicja (z Chocznią w składzie) i Morawy znalazły się w jednym państwie rządzonym przez dynastię Habsburgów, to przemieszczanie się ludności pomiędzy tymi dwoma obszarami nie napotykało większych trudności. Co prawda Galicja i Morawy nie posiadały wspólnej granicy, ale oddzielał je od siebie tylko wąski pas Śląska Cieszyńskiego. Ewentualnym migracjom sprzyjało również podobieństwo języków i fakt, że w zarówno w zachodniej Galicji, jak i na Morawach przeważał katolicyzm.
Dlatego w XIX wieku wśród nowych mieszkańców Choczni pojawiają się także Morawianie, których nazwiska: Buerger, Brandstaetter, Iran, Halauska, Kloss, Laska, Skalicki, Wozihnoj czy Zink wskazują zarówno na słowiańskie, jak i niemieckie pochodzenie.
Spośród wyżej wymienionych największy wpływ na genealogię współczesnych chocznian miało zamieszkanie we wsi Ignacego Klossa.
Pierwszy ślad jego pobytu w Choczni to zapis w Liber Matrimonium (księdze ślubów parafii choczeńskiej) z 1827 roku. 
4 lutego tegoż roku Ignacy Kloss poślubił bowiem w Choczni Jadwigę z domu Hankis.
Pan młody był o około 11 lat starszy od swojej wybranki i liczył sobie już 38 lat.
Przyszedł na świat 23 maja 1789 roku w miejscowości Szonów koło Nowego Jiczyna (po czesku Šenov) w rodzinie Fridericusa (Fryderyka) Klossa i jego żony Marianny z domu Ribarz.
Choć Ignacy urodził się w Szonowie, to jego rodzice wywodzili się z pobliskich Bernartic nad Odrą, gdzie w księgach parafialnych w ciągu dwóch wieków odnotowano czterech przodków Fryderyka Klossa w linii męskiej: Marcina, Wacława, Jana i Pawła. Wszyscy wymienieni przodkowie używali raczej nazwiska Gloss lub Glos, zapisywanego w tej formie od pierwszej połowy XVII wieku. Nazwisko Kloss/Gloss brzmi z niemiecka, ale w tej rodzinie w liniach żeńskich oprócz Hanrichów, Bayarów, Hibnerów, czy Neisserów pojawiają się także Horakowie, Pawelkowie, Czuchalowie, Jirziczkowie, Ziakowie i wymienieni już Ribarzowie, których można podejrzewać o korzenie słowiańskie.
Bernartice do dziś szczycą się Jozefem Ferdinandem Klossem, kompozytorem, śpiewakiem i chórmistrzem na dworze cesarskim w Wiedniu, który był synem kuzyna naszego Ignacego z Choczni.
Prawdopodobnie przybyły do Choczni Ignacy posługiwał się zarówno językiem czeskim, jak i niemieckim. 
Wpływ na jego osiedlenie się w Choczni mógł mieć starszy brat Jerzy (Georgius), w różnych okresach czasów podawany między innymi jako sklepikarz w Barwałdzie i karczmarz w Wadowicach.
Ignacy Kloss osiadł w Choczni pod Pagorkiem Malatowskim, na parceli zajmowanej wcześniej przez jeden z dwóch młynów Szczurów. Dzierżawił również cześć gruntów plebańskich. Trudnił się młynarstwem i prowadzeniem sklepiku. Potrafił się podpisać, o czym świadczy jego autograf na rozliczeniach z 1853 roku, związanych z zadekretowanym pięć lat wcześniej uwłaszczeniem chłopów.


Ignacy Kloss nie miał dzieci z małżeństwa z Jadwigą, która zmarła  na wiosnę 1832 roku. Po półrocznej żałobie poślubił młodszą o prawie ćwierć wieku Zuzannę Honkisz z Kóz, która urodziła mu siedmioro dzieci: Ignacego, Józefa, Annę, Ludwikę i Mariannę oraz zmarłych w dzieciństwie Franciszka i Wojciecha.
Najstarszy syn urodził się, gdy Ignacy miał 44 lata, a w chwili urodzin najmłodszego przekroczył już 56 lat.
Zmarł 5 września 1853 roku, czyli osiem lat po narodzinach  najmłodszego dziecka. 
Zuzanna Kloss, żona Ignacego, przeżyła go o 30 lat. Jako wdowa w 1865 roku została ukarana finansowo przez urząd powiatowy za wynajmowanie mieszkania obcym osobom "na wiarę ze sobą żyjącym", a jej lokatorom nakazano opuścić Chocznię. O usunięcie zgorszenia wnioskował urząd parafialny.

Czworo dzieci Ignacego i Zuzanny założyło rodziny i mieszkało w Choczni:
  • syn Ignacy Kloss młodszy (1833-1887) z żoną Marianną z Bryndzów doczekał się siedmiorga dzieci, w tym czterech synów. Żaden z synów nie posiadał później dzieci w Choczni, najprawdopodobniej wszyscy zmarli, nie osiągając dorosłości. Natomiast córki Ignacego i Marianny poślubiły: Józefa Komana (Anna) i Jana Bąka (Wiktoria).
  • córka Anna (ur. 1837) wyszła za mąż za Antoniego Ramędę i miała z nim ośmioro dzieci: Teodora, Ludwikę (po mężu Woźniak), Marię Anielę (po mężu Ścigalską), Franciszka, Józefa, Marię Annę (po mężu Balon), Karolinę i Władysława.
  • córka Ludwika (ur. 1839) poślubiła swojego sąsiada Szczepana Malatę, z którym doczekała się trzynaściorga dzieci, z których dziewięcioro założyło własne rodziny: Wojciech, Józef, Marianna (po mężu Widlarz),  Ludwik, Maksymilian (zasłużony wójt choczeński), Antoni, Helena (po mężu Leśniak), Franciszek i Magdalena (po mężu Ramęda).
Nieistniejący już nagrobek Ludwiki Malata
z domu Kloss, córki Ignacego (Chocznia)
  • córka Marianna (ur. 1841) w związku małżeńskim z Józefem Widlarzem urodziła sześciu synów: Karola, Jana, Edwarda, Franciszka, Władysława i Juliana.
Z powyższych danych wynika, że Morawianin Ignacy Kloss był dziadkiem aż 34 urodzonych w Choczni wnuków i wnuczek. Mimo to nazwisko Kloss w Choczni zanikło. Według niedawno uzyskanych informacji przetrwało jednak do dziś wśród potomków Ignacego, tyle że na emigracji w USA.
Stało się tak za sprawą jego drugiego syna Józefa Klossa, urodzonego w Choczni w 1835 roku. Ów Józef był zawodowym żołnierzem, a po przejściu do rezerwy rozpoczął pracę jako leśniczy w Brennej na Śląsku Cieszyńskim. Tam znalazł małżonkę Annę z Kisiałów i z ich związku przyszło na świat dwóch synów: Wilhelm i Władysław oraz dwie córki: Emilia i Matylda. Klossowie w Brennej nie byli długowieczni i wkrótce z całej rodziny pozostał tylko Władysław, urodzony w 1874 roku. Wcześnie osierocony Władysław, nieświadomy swoich korzeni i istnienia dużej liczby krewnych w Choczni osiadł w Sviadnovie koło Frydka Mistka, czyli powrócił w rejon pochodzenia jego dziadka Ignacego. Tam poślubił Marię z domu Budzioch i zajmował się stolarstwem. Na początku XX wieku Władysław z żoną i dwojgiem dzieci: Władysławem juniorem i Marią wyemigrował do USA i zamieszkał w stanie Pensylwania. W Ameryce przyszedł na świat jego kolejny syn Leonard i córka Madeline. Do dziś część amerykańskich Klossów (pisanych w formie Klohs) zamieszkuje w Pensylwanii, ale większość przeniosła się do Kalifornii.
Zdjęcie ze ślubu Władysława Klosa, wnuka Ignacego (1898)
Wraz z czterema potomkami Józefa Klossa liczba wnuków jego ojca Ignacego wzrasta do 38 i to mimo podanego wyżej faktu, że Ignacy pierwsze dziecko miał w wieku 44 lat !
Chociaż nazwisko Kloss w Choczni zanikło, to geny Ignacego ciągle są tam obecne.
Przede wszystkim w rodzinie Malatów. Z powodu szczególnego zbiegu okoliczności Szczepan Malata, zięć Igancego, jest przodkiem wszystkich współczesnych choczeńskich Malatów. Tym samym jego żona Marianna Kloss i jej ojciec Ignacy również.
Ponadto geny Ignacego przekazane zostały części choczeńskich:
  • Balonów, Bąków, Komanów, Leśniaków, Ramędów, Ścigalskich, Widlarzów, Woźniaków (w pokoleniu wnuków Ignacego),
  • Bandołów, Barcików, Czechowiczów, Góralczyków, Gzelów, Kolbrów, Kowalczyków, Nowaków, Turałów, Wójcików (w pokoleniu prawnuków Ignacego).
Prawnuki i prawnuczki Ignacego zamieszkiwali oprócz Choczni również w: USA (nazwiska Boczek, Klimasz, Klohs, Majewski, Ramenda, Ścigalski), Kanadzie (Woźniak), Argentynie (Widlarz), Francji (Piórkowski), Niemczech (Widlarz), Bielsku, Brzeżanach koło Tarnopola, Budzyniu (Wielkopolska), Gdańsku, Kleczy, Krakowie i okolicach, Krośnie, Ponikwi, Suchej Beskidzkiej, Tychach, Wadowicach, Warszawie, Węgierskiej Górce, Wieprzu i Zawadce.

Z bardziej znanych postaci potomkami Ignacego Klossa z Moraw byli (lub są):
  • Zofia Fiołek, zakonnica karmelitanka
  • Aleksandra Gzela, artystka ludowa
  • Edward Malata, prezes "Społem" w Gdańsku
  • Helena Malata, dyrektor NBP w Wadowicach
  • Maksymilian Malata, wójt choczeński i wadowicki
  • Kazimierz Ścigalski, stomatolog
  • Stanisław Ślączka, pułkownik LWP
  • Wojciech Widlarz, major Wojska Polskiego, pracownik Ministerstwa Spraw Wojskowych w Warszawie
  • Zbigniew Widlarz, powstaniec warszawski
  • Franciszek Woźniak, ksiądz jezuita
  • Jan Woźniak, poeta ludowy, aktor teatru amatorskiego w Choczni, 
  • Maria Woźniak, siostra zakonna prezentka.










czwartek, 17 stycznia 2019

Ksiądz Mateusz Jeż - autor słów kolędy "Nie było miejsca dla Ciebie"

Zapewne tylko nielicznym osobom śpiewającym znaną i lubianą kolędę bożonarodzeniową „Nie było miejsca dla Ciebie” jest znany autor jej słów i jego związki z Chocznią.
Tymczasem ksiądz Mateusz Jeż- bo on właśnie jest twórcą słów tej popularnej kolędy - przez krótki czas pełnił funkcję wikariusza w parafii choczeńskiej, udzielając tu sakramentów i odprawiając msze św. dla przodków dzisiejszych chocznian. Jego posługa w Choczni trwała dokładnie od 4 marca do 20 października 1887 roku. Pochodzący z Mielca Mateusz Jeż był już wtedy dwa lata po święceniach kapłańskich. Miał 25 lat, urodził się bowiem w 1862 roku, jako syn Jana i Marii z Kolasińskich. Był absolwentem szkoły trywialnej w Mielcu i krakowskiego seminarium duchownego.
Kolęda „Nie było miejsca dla Ciebie”, do której muzykę skomponował jezuita- ksiądz Józef Łaś, ukazała się po raz pierwszy w druku w 1939 roku w zbiorze „Największa kantyczka z nutami na 2—3 głosy”, opracowanym przez Józefa Albina Gwoździowskiego. Natomiast jej pierwsze publiczne wykonanie przez chór gimnazjalny z Mielca miało miejsce w Nowym Sączu 2 lutego 1938 roku.
Słowa tej pieśni powstały w Krakowie około 1932 roku, a ich autor- ksiądz Jeż - rozwinął twórczo wers Ewangelii „Nie było miejsca w gospodzie” /Łuk.2,7/. W czasie II wojny światowej ta kolęda zdobyła wielką popularność, zwłaszcza wśród Polaków więzionych w obozach koncentracyjnych i łagrach.
"Nie było miejsca dla Ciebie" to nie jedyny znany utwór autorstwa księdza Mateusza Jeża. Napisał także podręcznik religii dla szkół średnich „Nauka wiary katolickiej”, dopuszczony w 1906 roku przez C. K. Radę Szkolną Krajową, jak również słowa hymnu  Związków Katolickich Młodzieży Polskiej (1925).
Spuścizna literacka księdza Jeża jest zresztą bardzo bogata i obejmuje między innymi zbiory poezji/pieśni: „Bogu utajonemu” (1923), „W religii katolickiej prawda i siła” (1923), „Śpiewnik asemicki” (1924), „Do Chrystusa Króla i do nowej Polski” (1928), „Ku czci Chrystusa Króla” (1929), „Nie zostawiajmy go samego” – dla księży i kleryków (1929), „Odwiedzajmy boskiego więźnia miłości” (1930), „Bądźmy misjonarzami” – dla księży i kleryków (1930), „Chwała Ci Maryjo” (1930), „Przed Najświętszym Sakramentem” – adoracje (1931), „Męka i śmierć Pana Jezusa w pieśni” (1932), „Boże Narodzenie w pieśni” (1933) i „Do nowej Polski” (1933), „Nieznajomemu Bogu” (1935), „Ku czci św. Józefa” (1937), „Sursum Corda!” (1937), a także utwory prozatorskie- rozważania „Czy ludzie będą mieli kiedyś raj na ziemi ?” (1897), „Skąd się bierze niedowiarstwo między katolikami?” (1900), posądzane o antysemityzm „Tajemnice żydowskie” (1898) i „Egzorty do młodzieży szkolnej” (1932),  a także pisane pod pseudonimami: „Hanna”, „Powstanie w Czernichowie” (1895) i „Przygody kapelana”.   
Część dochodów z wydanych książek ks. Jeż przeznaczył na odnowienie kościoła pod wezwaniem św. Mateusza w swoim rodzinnym Mielcu, gdzie angażował się też w propagowanie ideologii Stronnictwa Chrześcijańsko-Ludowego.
Charakter jego twórczości dobrze podsumowuje dwa fragmenty recenzji jego utworów, zamieszczony w „Dzwonie Kościelnym” w 1932 roku:
(...) „W licznych artykułach i dziełach umie obudzić zainteresowanie. Jego bajki i satyry skrzą dowcipem pogodnym. Ponad wszystko unoszą się jego poezje religijne, jego pieśni, hymny, sonety, treny i ody.  (…)  Wśród pereł poezji hojnie rozsiał wiersze patriotyczne. We wszystkie tchnął gorące uczucie, wszystkie ustroił w lekką formę, by je wszyscy, nieuczni też, zrozumieli. Poematy religijne ks. Jeża to wzniosłe, rzewne modlitewniki dla wszystkich stanów narodu polskiego. W poezji patriotycznej wypowiada skargę, żal, upomnienie, groźbę.” (…)
Natomiast ks. Czesław Sokołowski, biskup podlaski, tak recenzuje wiersze ks. Mateusza w 1933 roku:
„Niektóre z tych wierszy zdają się być pisane krwią serdeczną i gorzkiemi łzami. Świadczą, jaki ideał Polski pieściło w duszy starsze pokolenie i jakim kordjałem krzepiło się w czasach długiej i twardej niewoli.”
Równie bogaty jak twórczość był życiorys księdza Jeża. Oprócz posługi w Choczni, w ciągu swojego długiego 87-letniego życia, sprawował wiele funkcji kościelnych w różnych miejscach Polski:

  • wikariusza w Krzęcinie, Rudawie, Niepołomicach i w Krakowie,
  • redaktora naczelnego pisma młodzieży szkolnej „Jutrzenka”, 
  • katechety Szkoły Rolniczej w Czernichowie, w Gimnazjum św. Anny (później I LO im. B. Nowodworskiego) i V Gimnazjum w Krakowie,
  • kapelana księżnej Marceliny z Radziwiłłów Czartoryskiej (uczennicy F. Chopina w Woli Justowskiej), 
  • katechety,  ojca duchownego i profesora w Wyższym Seminarium Duchownym w Janowie Podlaskim (od 1919 roku- momentu jego powstawania), 
  • pomocnika biskupa w Białej Podlaskiej, 
  • prezesa krajowego ruchu „Papieskie Dzieło św. Piotra Apostoła” (1927), 
  • wychowawcy misjonarzy, 
  • rektora Domu Opieki dla Księży Emerytów w Krakowie,
  • kapelana sióstr zakonnych. 
Posiadał godność tytularną tajnego szambelana papieskiego.
Ks. Jeż uczestniczył bardzo aktywnie w przygotowaniach do założenia w Polsce Zgromadzenia Księży Najświętszego Serca Jezusowego, popularnie zwanych Sercanami, stąd bywa określany fundatorem tego zgromadzenia w Polsce.   
Zmarł 10 lutego 1949 roku i spoczął na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie.

poniedziałek, 14 stycznia 2019

Dawni właściciele obecnych parcel budowlanych- ulica Główna cz. III

Czyją własnością w połowie XIX wieku były parcele, na których stoją obecnie domy mieszkańców Choczni?
Kontynuacja wcześniejszych notatek - tym razem ulica Główna (numery nieparzyste od 47 i parzyste od 202 do Drapówki):

  • ul. Główna 202, 206 - Jan Pindel
  • ul. Główna 208, 210, 212, 214, 214A, 216 - Józef Pindel
  • ul. Główna 218, 222, 224, 224A, 232 - Józef Wójcik
  • ul. Główna 226, 228 - Bartłomiej Pindel
  • ul. Główna 234, 236, 240 - Jan Kręcioch
  • ul. Główna 242, 244 - Franciszek Pindel
  • ul. Główna 246, 248, 250 - Walenty Wcisło
  • ul. Główna 252, 254 - Maciej Bąk
  • ul. Główna 256, 258, 262, 264, 266, 268 - Adam Wider
  • ul. Główna 270 - Kazimierz Banaś
  • ul. Główna 274, 276, 278 - Jakub Pindel
  • ul. Główna 280, 282, 284B - Aleksander Wider
  • ul. Główna 284, 284A, 286, 290, 292 - Jan Wider
  • ul. Główna 294, 294A, 296 - Tomasz Góralczyk
  • ul. Główna 298, 302 - Józef Garżel
  • ul. Główna 304, 304A, 306, 306A - Antoni Woytala
  • ul. Główna 308, 310 - Antoni Bąk
  • ul. Główna 312 - Wojciech Bąk, Wojciech Kobiałka
  • ul. Główna 316 - Jan Góra
  • ul. Główna 320 - Józef Drapa
Nieparzyste od nr 47:

  • ul. Główna 47 - Józef Wójcik
  • ul. Główna 53 - Franciszek Wider, Andrzej Dąbrowski, Jan Kręcioch


piątek, 11 stycznia 2019

Wspomnienia o Józefie Beczale

W 2000 roku w czwartym numerze dwumiesięcznika Duszpasterstwa Ludzi Morza "Stella Maris" ukazały się dwa artykuły wspomnieniowe o związanym z Chocznią bosmanie Józefie Beczale, ofierze katastrofy morskiej w 1955 roku.

Autorem pierwszego wspomnienia był chocznianin Henryk Ramęda:

Tragedie ludzkie wyrywają nas z codziennej troski o chleb powszedni, nasz umysł przerażony kruchością materialnego bytu szuka wtedy jak nigdy, nadziei i wsparcia u Pana Stworzenia. Pamięć świadków zdarzenia na zawsze zapisuje ogrom rozpaczy wśród osób najbliższych, ich łzy i ból, który prawie nigdy nie znajduje ukojenia. Utrwalone w pamięci obrazy domagają się uwolnienia, nawet po wielu latach i taki jest obowiązek tych, którzy je noszą w sobie i którym dane było przeżyć szczęśliwie swą młodość i lata dojrzałe. W naszej pamięci zachowujemy twarze zatroskanych o nasz los najdroższych Rodziców, dzieci i osób nam najbliższych, ich oczy i drżące usta wypowiadające słowa błogosławieństwa na dalekie i pełne ryzyka wyprawy, a potem tę niepospolitą w swej wymowie, radość ze szczęśliwych powrotów do domu. Po latach, w różnych okolicznościach powracamy pamięcią do tych, którym, mocą nie zbadanych wyroków Bożych, nie było dane do domu powrócić. Na ich symbolicznym grobie odczytujemy w skupieniu tabliczki z nazwiskami i nazwy statków, które nie dopłynęły do portu przeznaczenia. Ich kamień nagrobny posiada swą przygnębiającą odmienność, nie kryje prochów, lecz buduje w naszej wyobraźni obraz morza rozszalałego, porywającego w swą otchłań istoty ludzkie. Jednym ze statków, który wyszedł ze Świnoujścia lecz do Świnoujścia nie powrócił był lugrotrawler „Czubatka". To zdarzyło się już dawno, 45 lat temu. Takie tragedie zapadają nam w pamięć lecz nie poddają się naszej głębokiej refleksji, jeśli wśród ofiar, nie ma osób nam bliskich. Na pokładzie „Czubatka" znajdowało się 14 młodych ludzi, a wśród nich 24 letni absolwent ówczesnej Państwowej Szkoły Morskiej w Szczecinie, Józef Beczała z Choczni koło Wadowic. Pamiętam dzień, kiedy wiadomość ta dotarła do Choczni. To były czasy, kiedy w szkołach o godz. 07.45 odbywały się tak zwane „apele", na których młodzież, na wzór sowieckich pionierów, przyzwyczajano do propagandowych oszustw. Ówczesny Kierownik Szkoły Podstawowej w Choczni Dolnej, śp. Tadeusz Nowak, bezwzględnie mąż opatrznościowy na te trudne lata, świadomie psuł ideologiczno-polityczną indoktrynację apelową, omawiając ze swej strony, wyłącznie sprawy bliskie każdemu normalnemu człowiekowi. To właśnie mądry Kierownik Tadeusz Nowak, na takim „apelu", w pełnych powagi słowach powiedział nam wtedy o tragedii, jaka dotknęła rodzinę Beczałów. Po latach, przyjaciel śp. Józefa Beczały z harcerstwa i Szkoły Morskiej, kapitan Andrzej Woźniak z Choczni wspomina, że odtąd każdy jego powrót do domu był napełniony smutkiem, bo nie znajdował rozsądnych słów pocieszenia, kiedy Rodzice jego przyjaciela witali go z oczami pełnymi łez. Poddani prawom przemijania staramy się zachować w pamięci potomnych nasze przeżycia, przechowujemy materialne dokumenty naszych uczuć i wzruszeń. Pan Andrzej Woźniak dotarł w sąsiednim Inwałdzie do krewnych dziewczyny, młodziutkiej wtedy i najmilszej sercu śp. Józefa Beczały. Lecz i śliczna Marysia, na zdjęciu w bereciku, odeszła na zawsze. Pośród rodzinnych pamiątek pozostały jedynie te fotografie - bezcenne obrazki zatrzymanego czasu, a wśród najbliższych przetrwała pamięć o Jej wielkiej, tragicznie przerwanej miłości.



Natomiast drugie wspomnienie pochodzi od kapitana Zygmunta Ziółkowskiego, przyjaciela Józefa Beczały:

Józef Beczała urodził się w 1932 roku w Choczni koło Wadowic1. Jego Ojciec był kolejarzem. 
Do Szkoły Jungów w Państwowym Centrum Wychowania Morskiego przybył do Łeby jesienią 1948 r. Potem była praktyka na „Darze Pomorza" i na „Beniowskim". Po dwuletnim pobycie w Szkole Jungów zdaliśmy egzaminy wstępne do Państwowej Szkoły Morskiej, Wydział Nawigacyjny w Szczecinie. Słynną „Macajowską" Szkołę Morską ukończyliśmy w 1952 roku. 
Późną jesienią 1952 roku niektórzy z licznej grupy absolwentów PSM zostali wezwani na spotkanie z ministrem Popielem i przydzieleni do rybołówstwa morskiego. W ten sposób Józek trafił do rybołówstwa morskiego w Świnoujściu. Pierwszym dowódcą, pod kierownictwem którego przyszło Józkowi pływać, był Aleksander Popko, brat naszego szkolnego kolegi Wacława. 
W rybołówstwie Józek przeżył pierwszą morską awarię - wejście na skały Nidingen w Szwecji. Potem po urlopie, wiosną 1955, wrócił na luger „Czubatka", który w sztormie na Morzu Północnym prze-wrócił się i zatonął wraz z. całą załogą. Minęło już wiele lat i prawie nikt nie pamięta pierwszej ofiary morza z rocznika 1952 Państwowej Szkoły Morskiej. 
Odszedł od nas na zawsze dzielny marynarz i jakże dobry kolega. Został w sercach Przyjaciół i Rodziny.

Choczeńscy ludzie morza - link


1 w rzeczywistości Józef Beczała urodził się w Inwałdzie.

poniedziałek, 7 stycznia 2019

Pismo z Kurii w sprawie choczeńskich organistów (1938)

19 lipca 1938 roku Komisja dla Spraw Organistów Archidiecezji Krakowskiej wystosowała pismo do proboszcza parafii choczeńskiej "Wielebnego X. Józefa Dyby" w którym zawarte zostały dwie decyzje dotyczące choczeńskich organistów w ogólności, a w szczególności natomiast Władysława Woźnego, pełniącego wówczas tę funkcję.

Cytat w zapisie oryginalnym:
  1. Organista wolny jest od dzwonienia- na przyszłość funkcję tę ma wykonywać kościelny.
  2. Zakazujemy organiście wprowadzania zwyczaju chodzenia po kolędzie w gminie Chocznia*, gdzie tego zwyczaju niema, natomiast nie mamy nic przeciw temu, by zbierał kolędę w Kaczynie, gdzie ten zwyczaj istnieje.
* Chocznia formalnie nie była wtedy gminą lecz gromadą- częścią gminy wiejskiej Wadowice.