poniedziałek, 29 maja 2023

Stanisław Ramenda - kawaler Orderu Virtuti Militari

 

Order Wojenny Virtuti Militari (w tłumaczeniu z łaciny „dzielności żołnierskiej”) to najwyższe polskie odznaczenie wojenne, nadawane już od 1792 roku za wybitne zasługi bojowe. Pierwszym urodzonym w Choczni kawalerem tego Orderu był Stanisław Ramenda, który przyszedł na świat 4 maja 1888 roku w rodzinie Antoniego Ramendy i Marianny ze Styłów. Rodzina Ramendów nie należała do bogatych – utrzymywała się z półtoramorgowego gospodarstwa, a Stanisław posiadał trzy starsze siostry: Franciszkę, Wiktorię i Janinę (kolejna Anna zmarła w dzieciństwie) oraz dwóch starszych braci: Józefa i Jana. Później powiększyła się jeszcze o młodszych od Stanisława Franciszka i Magdalenę. Doliczyć należy także ich przyrodnią siostrę Marię Anielę, która pochodziła z pierwszego małżeństwa Marianny Ramenda z domu Styła z Janem Bylicą.

Źródło - Centralne Archwium Wojskowe

Młody Stanisław po ukończeniu 4 klas szkoły powszechnej w Choczni jako czternastolatek wyjechał do Bielska, by zatrudnić się przy pracach budowlanych. Rok później udał się na saksy do Niemiec, gdzie przez trzy lata pracował jako robotnik rolny. W 1906 roku znalazł zatrudnienie w kopalni węgla kamiennego na Górnym Śląsku, a w 1907 roku w walcowni huty żelaza w Witkowicach koło Morawskiej Ostrawy. Stamtąd po pół roku znów wyjechał do Niemiec, tym razem do pracy w kopalni. 7 października 1909 roku został powołany do odbycia służby wojskowej w armii austriackiej. Przez 2 i pół roku służył w Brnie na Morawach, a następnie przez półtora roku w Bośni i Hercegowinie. Po zwolnieniu do cywila przez 10 miesięcy pracował w koksowni w Polskiej Ostrawie i tam został zmobilizowany do armii c.k. po wybuchu I wojny światowej. Walczył na froncie serbskim i włoskim, gdzie 17 sierpnia 1917 roku został ranny pod Gorycją (blisko obecnej granicy włosko-słoweńskiej) i dostał się do niewoli. Po czteromiesięcznej kuracji szpitalnej został skierowany pod eskortą do przymusowych prac rolnych. Na początku 1919 roku Stanisław Ramenda wstąpił w La Mandria di Chivasso do Wojska Polskiego – jednostki formowanej z byłych jeńców polskiego pochodzenia z armii austro-węgierskiej i pruskiej. Problemem stacjonujących tam żołnierzy było powszechnie panujące zawszenie i brak wody- na terenie obozu wojskowego znajdowała się tylko jedna studnia. Ramenda został przydzielony do Pułku Piechoty imienia Zawiszy Czarnego i z tą jednostką w kwietniu 1919 roku został przetransportowany do Lure we Francji, gdzie tworzona była Armia Polska pod dowództwem generała Józefa Hallera. W czerwcu 1919 roku Ramenda już jako żołnierz 19. Pułku Strzelców Polskich został przetransportowany koleją do Skierniewic. Tam jego pułk przemianowano początkowo na 143. Pułk Strzelców Kresowych, a następnie na 4. Pułk Strzelców Podhalańskich, skierowany na front podolski wojny polsko-bolszewickiej.

W nocy z 26 na 27 kwietnia 1920 roku w miejscowości Wasiutyńce (obecnie na Ukrainie w obwodzie winnickim, rejonie barskim) sierżant Ramenda jako dowódca niewielkiego oddziału składającego się z 2 dział kalibru 37 mm i 9 ludzi obsługi na rozkaz dowódcy pułku został wysłany 400 metrów przed pierwszą linię sił polskich. Działa ustawiono 80 kroków od nieprzyjacielskiej linii bojowej z zadaniem ostrzału i zniszczenia stojącego tam pociągu pancernego. Gdy Ramenda czekał na rozkaz do rozpoczęcia ostrzału, nieprzyjaciel przypuścił nieoczekiwany kontratak zza pociągu pancernego z użyciem znacznych sił. Wojska sowieckie ostrzeliwały oddziałek dowodzony przez Ramendę z kilkunastu karabinów maszynowych i podeszły na odległość 30 kroków, chcąc go oskrzydlić. Ramenda nie stracił jednak zimnej krwi i wydając zdecydowane rozkazy, celnym ogniem działek spowodował załamanie się nieprzyjacielskiego ataku i wycofanie się pociągu pancernego. Ramenda podtrzymując na duchu swoich ludzi, wytrwał na wysuniętej placówce, aż do podejścia głównych sił polskich.

Męstwo i opanowanie Ramendy podkreślali w swoich raportach bezpośredni świadkowie tych wydarzeń- podporucznik Włodzimierz Wisłocki, kapitan Stanisław Świątecki i porucznik Wacław Zalewski.

Wniosek o odznaczenie Stanisława Ramendy Srebrnym Krzyżem V klasy Orderu Virtuti Militari poparli też major Mieczysław Boruta-Spiechowicz, dowódca pułku i pułkownik Marian Januszajtis, dowódca dywizji.

Po zwolnieniu z armii Ramenda powrócił do pracy w kopalni na Górnym Śląsku. 6 czerwca 1922 (czyli w wieku 34 lat) poślubił w Wadowicach prawie 13 lat młodszą Zofię Kalińską z Tomic, posiadającą po babce (Magdalenie Ruła) choczeńskie korzenie. Ponieważ rząd polski w uznaniu jego zasług przydzielił mu gospodarstwo w osadzie wojskowej Łobaczówka na Wołyniu, to tam właśnie zamieszkał z nowo poślubioną żoną. W Łobaczówce gmina Beresteczko powiat Horochów (obecnie rejon łucki na Ukrainie) przyszły na świat ich dzieci: Tadeusz, Stanisław, Zofia, Karol, Wiktoria Wanda, Józef i Kazimierz. Stanisław czerpał dochody nie tylko z uprawy roli, ale miał także dożywotnią orderową rentę roczną w wysokości 300 zł. W 1933 roku oceniał wartość swojego majątku na 25.000 zł, co wystarczało na zaspokojenie skromnych potrzeb jego rodziny, ale już nie na edukację gimnazjalną dzieci.

W 1940 roku władze sowieckie deportowały rodzinę Ramendów na daleką północ – do rejonu Jareńsk w okręgu archangielskim, a w 1941 roku zesłano ich do Kazachstanu. W czasie transportu Stanisław Ramenda zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach i nigdy się już nie odnalazł. Na zesłaniu życie straciło też z chorób i wycieńczenia troje jego najmłodszych dzieci. Najstarszy syn Tadeusz Ramenda dostał się do armii generała Andersa, ale zmarł 20 czerwca 1942 roku i został pochowany na cmentarzu w Teheranie (Iran). Kolejny syn, noszący po ojcu imię Stanisław był po wojnie znanym hodowcą nowych odmian roślin i doktorem nauk rolniczych. Żona Stanisława- Zofia z Kalińskich po śmierci w 1968 roku spoczęła na cmentarzu parafialnym w Cieplicach (obecnie część Jeleniej Góry). W tym samym grobie pochowany jest jej syn Karol Ramenda, a na nagrobku upamiętniono także męża Stanisława i dzieci zmarłe na zesłaniu.

Symboliczny nagrobek w Cieplicach - źródło mogily.pl

Jeżeli chodzi o rodzeństwo Stanisława Ramendy, to własne rodziny założyli:

- jego siostra Franciszka, która poślubiła Wojciecha Widra i była matką siedmiorga dzieci,

- jego siostra Wiktoria, która została żoną Franciszka Gazdy i matką ośmiu dzieci,

- jego siostra Janina, która wyemigrowała do South Bend w stanie Indiana (USA) i po wyjściu za mąż za Franka Wroblewskiego urodziła mu dwóch synów,

- jego brat Józef Ramenda, który ożenił się z Magdaleną z domu Gzela i zanim zginął w czasie I wojny światowej został ojcem czworga dzieci,

- jego brat Jan Antoni Ramenda, który wyjechał do South Bend w stanie Indiana (USA), gdzie w 1911 roku ożenił się z Elizabeth Holcman, a następnie został ojcem 11 dzieci,

- jego młodszy brat Franciszek Ramenda, który był mężem Anieli z domu Bylica i ojcem sześciorga dzieci,

- jego przyrodnia siostra Maria Aniela, która wyszła za mąż za Jana Płonkę i miała ośmioro dzieci.



czwartek, 25 maja 2023

Znani potomkowie chocznian - Ted Lapka

 



Theodore „Ted” Lapka był zawodowym futbolistą amerykańskim, prawnikiem, działaczem społecznym oraz żołnierzem Amerykańskich Sił Powietrznych w czasie II wojny światowej. Choczeńskie korzenie zawdzięczał ojcu – Janowi Łapce, który był synem Szymona Łapki, karczmarza, zielarza i znachora oraz jego żony Marii z domu Guzdek. Karczma Łapków, w której przyszedł na świat ojciec Teda, to dawna dworska austeria, usytuowana przy gościńcu prowadzącym z Wadowic do Andrychowa. Na jej miejscu po II wojnie światowej znajdowało się duże ogrodnictwo Dąbrowskich. Jan Łapka w 1910 roku wyemigrował do Chicago w USA, pracował jako rzeźnik i ożenił się z Marią z domu Gryga. Efektem ich związku był między innymi opisywany tu Ted, który urodził się 20 kwietnia 1920 roku w Hawthorne na przedmieściach Chicago. Jako młody człowiek uczęszczał do St. Ignatius High School, którą ukończył w czerwcu 1938 roku. Kiedy był w ostatniej klasie liceum, miał szczęście wziąć udział w mityngu National Catholic High School na Uniwersytecie Notre Dame, czyli odpowiedniku gry w Super Bowl dla nieprofesjonalnych zawodników futbolu amerykańskiego. Otrzymał wówczas stypendium sportowe, ukończył semestr na Uniwersytecie DePaul, po czym przeniósł się do St. Ambrose College w Davenport w stanie Iowa. Tam kontynuował naukę, uzyskując tytuł licencjata z główną specjalizacją język łaciński oraz pobocznymi: język hiszpański i pedagogika. W czasach studenckich nadal wyróżniał się w grze w futbol amerykański oraz w lekkoatletyce. Z pewnością ułatwiały mu to warunki fizyczne – przy 185 cm wzrostu ważył około 88 kg. Swoją profesjonalną karierę futbolową rozpoczął  w 1942 roku w zespole Chicago Cardinals, a w kolejnych dwóch latach grał w lidze NFL dla Washington Redskins. Jego kariera ligowa została przerwana okres służby w Siłach Powietrznych Armii Stanów Zjednoczonych. W ramach tej służby również brał udział w pokazowych meczach futbolu amerykańskiego dla drużyny 8 Armii Sił Powietrznych nazywanej Super Bombers. Po wojnie Ted Lapka powrócił na jeden sezon do Redskins i NFL.  Grając uczęszczał jednocześnie do DePaul University Law School, którą ukończył z dyplomem z prawa w 1948 roku. Następnie pracował jako radca w Bituminous Casualty Corporation w Chicago (do 1961 roku), zajmując się głównie pracami dochodzeniowymi i administracyjnymi. W 1962 roku został zatrudniony jako prawnik w Federalnej Komisji Handlu. Przeszedł na emeryturę w 1990 roku w wieku 70 lat, ale kontynuował ogólną praktykę prawniczą do grudnia 2000 roku. Zawsze był aktywnym działaczem społecznym. W 1961 roku został wybrany sędzią policyjnym Olympia Fields pod Chicago, gdzie przez wiele la mieszkał. Był także członkiem założycielem Olympia Fields Lions Club i skautingu, przez piętnaście lat pełnił funkcję komisarza okręgowego Park Olympia Fields. Należał do Federal Bar Association, Illinois State Bar Association, South Suburban Association, National Football League Alumni Association, Washington Redskins Football Alumni Association i oczywiście stowarzyszenia adwokackiego.

Jeżeli chodzi o jego życie prywatne, to wspomnieć należy, że 28 listopada 1947 roku Ted Lapka poślubił Annice Mathilde Wright, z którą miał synów Michaela i Thomasa oraz córkę Betsey, noszącą później po mężu nazwisko Cassell. W 1970 roku Ted przyjechał do Polski w odwiedziny do swojej ciotki Zofii Malcher z domu Łapka, która po przejściu na nauczycielską emeryturę mieszkała w Wadowicach na Łazówce. W tej podróży z USA towarzyszyły mu jego starsze siostry Maria Smalarz i Zofia Lapka oraz ciotka Balbina Stopa (siostra jego ojca i Zofii Malcher).


Ted Lapka dożył 91 lat – zmarł 1 grudnia 2011 roku w ManorCare Health Services w Naperville. Swoją żonę zwaną Tillie przeżył o 3 lata. W jego ostatniej drodze z kościoła św. Tomasza na Cmentarz Zmartwychwstania w Justice towarzyszyły mu dzieci z rodzinami (w tym troje wnuków) oraz żyjący jeszcze brat John Lapka i siostra Josie Klepal.




Tillie Lapka




Znani potomkowie chocznian - link

poniedziałek, 22 maja 2023

Zarządzenia władz Cyrkułu Myślenickiego w stosunku do Choczni i okolic na początku XIX wieku

 

Zarządzenia władz Cyrkułu Myślenickiego, zanotowane w choczeńskich księgach parafialnych przez proboszczów Majeranowskiego i Znamierowskiego na początku XIX wieku.

20 czerwca 1807 roku

Chociasz wprawdzie prawem obwarowany wiek podług przepisów z 6 maja 1784 roku dla ożenienia się męszczyzny w dokończeniu 19 a kobiety 15 roku zależy, to iednak Urząd Cyrkularny na mocy Dekretu Gubernatalnego z 20 października 1786 roku ma tę władzę udzieloną obydwiema stronom po spełnionym 14 roku pozwolenie ożenienia dawać, iednak xięża bez tego pozwolenia nie mogą takich kopulować (w znaczeniu łączyć sakramentalnie – uwaga moja).

20 sierpnia 1807 roku

Zpowodu aż dotąd tak nadzwyczaynie bez odmiany trwaiącego gorąca upałów suchych Wysokie Kraiowe Rządy zapobiegaiąc chorobie a przytym i powietrzu zaraźliwemu zaleciły dekretem, ażeby mieszkańcy Cyrkułu Myślenickiego swoie bydło iak nayraniey na paszę wypędzali, zaś z paszy napowrót o 9tey, naydaley o 10tey godzinie ranney do domu lub w pobliskie lasy spędzali i tym sposobem także odwieczora niewcześniey iak po 4tey lub 5tey znowu na paszę wypędzali, przy każdym wypędzeniu tegoż bydła  świeżą wodą go napawali, przez rzeki małe i duże, niemniey stawy gdzie tylko można przeprowadzali, z pilnością też pławili, myli i chędożyli i zawsze starali się, żeby bydło nigdy picia spragnione nie było, ani też gnoiówką, zgniłą lub mątną wodą poione było. Należało wypędzać bydło na suche i piaszczyste pastwiska, czyścić stajnie i obory, wietrzyć, tudziesz od robactwa ochraniać, podawać bydłu liście kapuściane, jarzynę i zioła oraz dosuszone siano.

30 grudnia 1808 roku

Z przyczyny wyrabowiania JMci Pani Mierzwińskiej (? nazwisko słabo czytelne- uwaga moja) w  Jastrzębi przypomina się i nakazuie, ażeby dla bezpieczeństwa wszystkich utrzymywane były wachy (warty – uwaga moja) bezpłatnie przy kościołach, dworach, naszych domach, na które straż wychodzić maią ludzie mocni, nie dzieci albo niewiasty, którzy powinni całą noc trąbić, złodziei, rabusiów lub ognia przestrzegać. Takowi stróżowie, gdy przyidą na wachę, maią się zameldować X. Plebanowi przy kościele, wójtowi lub Panu przy dworze albo domu iego, a gdyby przez lenistwo wacharzy był kto uszkodzony od rabusiów albo ognia – na ten czas wacharz wszystkie szkody wynagrodzić powinien, ieżeli w tym stanie będzie, a ieżeli w stanie wynagrodzić nie będzie, cała gromada na ten czas pociągniona zostanie do nadgrody pokrzywdzonego.

29 sierpnia 1809 roku

Raczył Nayyaśniejszy Pan nakazać, aby wszystkim magistralnym, gruntowym i dominikalnym officyalistom (urzędnikom) iak naysurowiey zalecić, aby oni w każdą niedzielę i Przykazane Święto w kościele bywali i w czasie publicznego nabożeństwa farnym kościele obecnemi znaydowali się i wszyscy w mieyscu na to umyślnie wyznaczonym znaydowali się. Będzie zatem powinnością wszystkich X. Plebanów, by dla krajowych oraz rzeczonych magistralnych, gruntowych i dominialnych officyalistów w kościele osobne ławki obrali i na powyższy zamiar w mieyscu przyzwoitem oznaczyli.

30 grudnia 1809 roku

Ktokolwiek będzie przekonany o rabunek, rozbicie na drodze, podpalenie iakowego domu lub zabójstwo, takowy podpada śmierci przez szubienicę.

15 maja 1810 roku

Doszła pewna wiadomość tuteyszego Urzędu, iż po  niektórych parafiach, gdy chmury z grzmotem lub burzą zbliżaią się, wbrew Wysokim Rozporządzeniom z 1786 roku dzwonione bywa. Magistratom i gruntowym zwierzchnością zaleca się, ażeby w przypadku, gdzieby z wiedzą i pozwoleniem X. Plebana na chmury dzwoniono, tegoż doniosły do Urzędu Cyrkularnego, gdzieby zaś poddani sami bez wiedzy X. Plebana dzwonić poważyli się, tychże do scisłey odpowiedzi i kary pociągły.

16 września 1810 roku

Głosi się Powszechności, iż występek zabójstwa,  a tym więcey połączone z rabunkiem koniecznie ukarany musi bydź srogo, czego dowodem iest, iż na dnia 1 września teraźnieyszego roku zawieszono na szubienicy w Myślenicach Jana Woiaczka, Woyciecha Domagałę i Franciszka Kubarka, którzy ważyli się zabić Żydów w Ryczowie, aby się wszyscy obywatele podobnego występku chronili głosi się i zakazuie.

24 października 1811 roku

Kto chce nie mieć czerwonki (choroba zaraźliwa, dyzenteria – uwaga moja), powinien unikać gorączkowego zaziębienia, osobliwie rano i wieczór przy mgle okrywać się, wystrzegać się chodzenia boso, tudziesz nieźrałego owocu. Aby się zaś jej pozbyć unikać potrzeba używania gorzałki z pieprzem, imbirem i wszelkich zapalających, ale raczy używać wywaru z jęczmienia albo owsa, a na wieczór filiżanke holenderskiey arbaty pić, w cieple się trzymać i starać się o zapocenie się.

Duchowni w swey parafii w przeciągu sprawowania swey funkcyi duchowney nie maią płacić cła ani myta, trupy także bez płacenia mogą bydź przywożone do swey parafii, jeżeli gdzieś wypada przeieżdżać przez myto.

10 lutego 1812 roku

W celu polepszenia koni Wysokie Kraiowe Rządy uradziły, iż będą ogry (ogiery - uwaga moja) do stanowienia bez płatnie klaczy kogokolwiek po kraju. W tey okolicy takie ogry będą w Kętach, Żywcu, Wadowicach i w Myślenicach.

czwartek, 18 maja 2023

Choczeńska koronika wypadków - część XX

 "Gazeta Lwowska" z 7 sierpnia 1850 roku informowała:

Dochodzą nas wiadomości z Wadowskiego o wielkich klęskach z gradobicia, jakie poniosły w zeszłym miesiącu gminy nadwiślańskie (?): Radocza, Przybradz, Graboszyce, Spytkowice od Zatora, Grodzisko, Bachowice, Zygodowice i Woźniki. Nadzieja całorocznej pracy w znacznej części zniszczała, a szerokość tej klęski sięga aż niemal pod Wadowice same, gdzie piorun we wsi Choczni zabił strażnika drogowego, dwoje dzieci obok niego kontuzyą nabawił a chałupę mu spalił. Podobne nieszczęście spotkało 31 zeszłego miesiąca o pół do ósmej wieczór okolicę górską koło Jordanowa. Wioski Naprawa, Malejowa, Bystra, Łętownia ucierpiały niesłychanie; w samym Jordanowie grad był tak silny, że wszystko zgoła wytłukł, a w takiej ilości, że jeszcze nazajutrz rano pola lodami pokryte były.

Wspomniana wyżej ofiara uderzenia pioruna w Choczni to Bartłomiej Chmielarczyk, lat 50, "opiekun dróg w Choczni", który mieszkał w domu pod nr 210, także spalonym w wyniku tego zdarzenia. Jedyną osobą z domowników, która nie poniosła żadnego uszczerbku na zdrowiu, była jego żona Katarzyna z domu Mytnik.

----

"Dziennik Polski" z 14 stycznia 1970 roku na pierwszej stronie opublikował artykuł pod tytułem "Rekord tragicznych wypadków w Krakowskiem. Gołoledź, zaniedbania drogowców i lekkomyślność przyczyną 51 kraks", w którym przeczytać można między innymi:

Najtragiczniejsze żniwo, spowodowane zaniedbaniami służb drogowych i lekceważeniem przez kierowców obowiązku jazdy z bezpieczną szybkością zebrano w powiecie oświęcimskim. Na prostym odcinku drogi między Oświęcimiem a Kętami w miejscowości Łęki zderzyły się o godzinie 7.30 dwa autobusy "san". Obeszłoby się w tej kolizji bez ofiar w ludziach, gdyby pasażerowie zachowali ostrożność i zeszli na pobocze drogi. Niestety, podróżni stali na jezdni, obserwując skutki zderzenia. W tym momencie z dwóch przeciwnych kierunków nadjechały dwa dalsze autobusy PKS, z których jeden prowadzony z nadmierną szybkością uderzył z całym impetem w stojących ludzi i pojazdy. Na miejscu ponieśli śmierć: Stanisław Gibas. lat 19 i Adam Socala, lat 20, zamieszkali w Sułkowicach 105 i 606, Stanisław Szewczyk, lat 32, zamieszkały w Choczni 426, Antoni Jaromin, lat 30, zamieszkały w Międzybrodziu Bialskim 129/1. Ciężkich obrażeń doznali: Adam Góralczyk - zamieszkały Zagórnik 127, Jan Zaremba - zamieszkały Andrychów, ul. Nowotki 1, Józef Gibas - zamieszkały Rzyki i Maria Babiuch - zamieszkała Kęty, ul. Nieznanego Żołnierza 1.

----

"Kronika Beskidzka" w rubryce "Życie od podwórka" zanotowała pod datą 27 marca 1984 roku:

W Kaczynie, do lasu, w którym dokonywano wyrębu drzew, wjechał mimo ostrzeżenia pojazdem konnym Florian S. z Choczni. Gdy niewidoczny dla drwali pojazd wyjeżdżał z wąwozu, padające drzewo przygniotło konia, zabijając go na miejscu. Woźnica doznał ogólnych obrażeń i został przewieziony do szpitala.

poniedziałek, 15 maja 2023

Zaopatrzenie choczeńskich sklepów w latach 1939-1966

 

Najstarsza znana mi informacja o tym, co można było kupić w sklepie w Choczni (i za ile) pochodzi z 1945 roku, ale dotyczy sytuacji z okresu przedwojennego.  W sporządzanych wtedy zestawieniach szkód i strat spowodowanych przez wojnę i niemiecką okupację znalazł się również kwestionariusz wypełniony przez Marię Świętek, wdowę po przedwojennym sklepikarzu Józefie Świętku, w którym podaje ona spis towarów z magazynu sklepu jej męża, częściowo przejętych przez Niemców w 1942 roku oraz utraconych w styczniu 1945 roku podczas przejścia frontu przez Chocznię.

Według tego kwestionariusza w Sklepie Towarów Mieszanych Świętka (Chocznia nr 103) można było kupić między innymi:

- cukier  w cenie 1 zł za kg (cena z 1939 roku),

- owsiankę  - 0,96 zł za kg,

- mąkę pszenną - 0,5 zł za kg,

- mąkę żytnią - 0,3 zł za kg,

- grysik - 0,5 zł za kg,

- kaszę jęczmienną -  0,45 zł za kg,

- kawę mieszaną - 0,8 zł za kg,

- „kawę” z palonego korzenia cykorii - 0,7 zł za kg,

- naftę - 0,4 zł za litr,

- proszek do prania - 0,2 zł za kg,

- proszek do szorowania - 0,2 zł za kg,

- proszek do mycia rąk - 0,15 zł za kg,

- farbę - 5 zł za l,

- mydło piaskowe - 0,10 zł za sztukę,

- mydło zwykłe - 0,15 zł za sztukę,

- bibułę marszczoną - 0,20 zł za arkusz,

- bibułę gładką - 0,05 zł za arkusz,

- zeszyt szkolny po 0,10 zł za sztukę,

- masło - 3,6 zł za kg,

- margarynę - 2 zł za kg.

W tym samym 1945 roku doszło do napadu na sklep Kółka Rolniczego ulokowany w budynku choczeńskiego Sokoła, w wyniku którego prowadzący ten sklep Józef Malata stracił między innymi towary, które można było kupić wtedy tylko na przydziały kartkowe:

- kawę paloną (3 kg),

- mąkę żytnią (25 kg),

- konserwy mięsne (6 sztuk),

- kiszki krwawe (4 sztuki),

- śledzie (20,5 kg),

- mydło do prania (5 l i 2 kawałki),

- mydło toaletowe (20 kawałków),l

- mleko (7 puszek),

- cukierki (2 kg),

- sok pomidorowy (6 puszek),

- herbatę (2,5 kg).

W 1955 roku Tadeusz Nowak, kierownik szkoły w Choczni Dolnej, interweniował w Prezydium Gromadzkiej Rady Narodowej w sprawie zaopatrzenia miejscowych sklepów w pieczywo, ponieważ chleb dostarczany przez wadowicką Gminną Spółdzielnię często nie nadawał się do jedzenia. Na posiedzeniu GRN w dniu 15 lipca przedstawicielka GS uznała, że zaopatrzenie w napoje chłodzące jest wystarczające, odczuwa się tylko brak wyrobów emaliowych i innych metalowych.

W czasie akcji żniwnej w 1960 roku zwracano uwagę, że pilną sprawą jest zaopatrywanie w tym czasie sklepów w chleb, ponieważ zapracowani rolnicy nie mają wtedy czasu na wypiek chleba w domu i muszą go kupić, nie odrywając się na dłużej od pracy. Ważne było również zapewnienie odpowiednich dostaw napojów chłodzących, koniecznie we flaszkach, a nie w beczkach. Sklepy w tym okresie pracowały w godzinach przedpołudniowych i wieczorem między 16.00 a 21.00.

Na posiedzeniu władz gromadzkich w dniu 30 października 1962 roku Helena Studnicka ze sklepu w Choczni Dolnej zaopatrzenie uznała za dobre, ale nieregularne, przez co czas oczekiwania np. na chleb bardzo się wydłuża. Brakowało towarów kolonialnych (np. pieprzu), których dostawy były rzadkie i niewielkie. Inne sklepowe wypowiadały się podobnie, twierdząc, że towaru brakuje jedynie w chwilach, gdy na skutek plotek i nieuzasadnionego popłochu ludność masowo wykupuje wszystkie dostępne produkty, a przede wszystkim cukier, mąkę i ryż.

27 sierpnia 1963 roku przedstawiciel GS zapewniał zebranych radnych gromadzkich, że sytuacja z zaopatrywaniem sklepów jest w miarę dobra, nie brakuje podstawowych produktów, jak: chleb, mąka, sól, czy cukier oraz napojów chłodzących: piwa, oranżady i napojów płynnych (!) – to znaczy soków. Gorzej jest natomiast z dostawami mięsa i wędlin i tu sytuacja nie ulegnie szybkiej poprawie.

Rok później GS wystosował pismo do GRN w Choczni, zapewniając że: jakość pieczywa uda się polepszyć, podobnie jak terminowość dostaw. Upomniano kierowników sklepów, by w dni świąteczne nie sprzedawać wina, a osobom nietrzeźwym nawet piwa.

19 maja 1965 roku stan zaopatrzenia choczeńskich sklepów oceniała na swoim posiedzeniu Gromadzka Rada Narodowa w Choczni. Halina Widlarz, kierowniczka sklepu w Choczni Dolnej oceniła, że zaopatrzenie tej placówki jest dobre, oprócz takich towarów, jak pieprz, czy cytryny, które są dostarczane w niewystarczającej ilości. W okresie zwiększonego zapotrzebowania podczas upałów brakuje również napojów chłodzących: piwa i oranżady. Problem ten można rozwiązać, sprowadzając piwo beczkowe, ale nie ma z kolei gwarancji, że po otwarciu beczki udałoby się sprzedać ją całą przed zepsuciem zawartości. Helena Moskała, kierowniczka sklepu masarskiego stwierdziła, że brakuje wędlin i mięsa wołowego – po zaopatrzeniu przedszkola w Choczni niewiele tego rodzaju mięsa pozostaje do sprzedaży rynkowej. Lepsza sytuacja jest z mięsem wieprzowym, ale i tu występują braki w zaopatrzeniu. Klemens Guzdek, przewodniczący GRN, zwrócił uwagę, że te niewystarczające dostawy towarów deficytowych powinny być dzielone tak, by jak największa ilość obywateli miała możliwość je kupić oraz by nie sprzedawać wina osobom nietrzeźwym. Zdaniem Haliny Widlarz ten przepis był przestrzegany, ale nietrzeźwi pijący nie kupowali sami, lecz posługiwali się znajomymi przechodniami. 

Nad sprawą zaopatrzenia sklepów ponownie obradowano 25 sierpnia 1965 roku w obecności: Heleny Moskały (kierowniczki sklepu masarskiego), Haliny Widlarz (kierowniczki sklepu w Choczni Środkowej), Anny Guzdek (kierowniczki sklepu w Choczni Dolnej) oraz Kazimiery Gazdy (ze sklepu w Choczni Górnej). Nie przybył żaden przedstawiciel Gminnej Spółdzielni zaopatrującej te sklepy, ponieważ trwała tam właśnie kontrola związana z nadużyciami, których dopuścił się jeden z zaopatrzeniowców, zatrzymany w areszcie do wyjaśnienia sprawy. Zabierająca glos Anna Guzdek uznała, że zaopatrzenie jest ogólnie rzecz biorąc lepsze, niż w latach poprzednich i ludność jest zadowolona. Podobnie oceniły sytuację zaopatrzenia Halina Widlarz i Kazimiera Gazda. Natomiast Helena Moskała przyznała, że brakuje wędlin, ale udało się przywrócić należyte dostawy tłuszczów – słoniny i smalcu. W soboty, gdy zapotrzebowanie jest większe, brakuje też kotletów, czy karczku. Zaś braki mięsa wołowego są spowodowanie koniecznością zaopatrzenia kolonistów spędzających w Choczni ferie letnie. Bolączką były też nieregularne dostawy mięsa, wędlin i tłuszczów.

Coroczne ocenianie sytuacji zaopatrzeniowej przez choczeńską gromadę w 1966 roku odbyło się w dniu 19 maja. Wymienione już wcześniej Halina Widlarz i Helena Moskała oraz Leokadia Giełdoń złożyły pisemne sprawozdania z działalności podległych im sklepów. Sklep nr 2 prowadzony przez Halinę Widlarz był według niej wystarczająco zaopatrzony, chleb dowożony był codziennie między 10.00 a 11.00, w bieżącej sprzedaży były m.in.: konserwy, oleje, masło, śmietana, czy margaryna. Niewystarczające były dostawy piwa, nie brakowało za to soków, oranżad, wody sodowej  i lemoniad. Roczny obrót sklepu wynosił około 2 mln złotych. Sklep masarski kierowany przez Helenę Moskała był otwarty od wtorku do soboty w godzinach od 8.00 do 17.00. Poniedziałek był dniem bezmięsnym i sprzedaży wtedy nie prowadzono. Towar przywożono dwa razy w tygodniu w ilościach niezaspokajających zapotrzebowaniu. Brakowało szczególnie mięsa wołowego i żeberek wieprzowych, bez problemu można było kupić nóżki wieprzowe, ogony, uszy świńskie, czy kości. Leokadia Giełdoń z Punktu Sprzedaży Pomocniczej w Choczni Górnej przyznała w sprawozdaniu, że dostawy chleba są co drugi dzień. W bieżącej sprzedaży były tłuszcze roślinne i zwierzęce. Pani Giełdoń prowadziła sprzedaż za prowizję w wysokości 3,5%, pokrywając z tego podatki, koszty ogrzewania i oświetlenia. Nie była objęta ubezpieczeniem zdrowotnym, czy emerytalnym.

piątek, 12 maja 2023

Choczeńskie rody - Wojtalowie

 

W 1744 roku Łukasz Wojtala z Barwałdu poślubił w Choczni  Katarzynę Rura (Ruła). To nie on jednak był pierwszym Wojtalą stale mieszkającym w Choczni. Pierwszeństwo pod tym względem należy się Szymonowi Woytali z Inwałdu, który w 1757 roku zawarł związek małżeński z chocznianką Jadwigą Garżel. Szymon i Jadwiga w latach 1757-1765 ochrzcili w Choczni pięcioro dzieci.

Głównym spadkobiercą Szymona został jego syn Mateusz, urodzony w 1761 roku, a następnie jego wnuk Franciszek, najstarszy syn Mateusza, który przyszedł na świat w 1781 roku.

Choczeńscy Wojtalowie ze spisu wyborców z 1973 roku wywodzą się właśnie od nich. Wracając do protoplasty rodu, czyli Szymona, to w superpartycji z 1775 roku wykazany jest jako posiadacz 1 konia i 2 krów, płacący (lub odrabiający) nieco ponad 7 złotych reńskich rocznego czynszu pańszczyźnianego. Szymon i jego rodzina mieszkali tuż poniżej Sołtystwa, przy obecnej ulicy Głównej, na działce wniesionej w posagu przez jego żonę Jadwigę z Garżelów.

W czasie sporządzania Metryki Józefińskiej i kolejnej subrepartycji właścicielem gospodarstwa Wojtalów był już Mateusz. Grunty Wojtalów rozciągały się wtedy od Choczenki, przez obecne ulice Główną i Kościuszki w stronę Baranciaka i sąsiadowały z parcelami Chaczków oraz Garżelów. W połowie XIX wieku właścicielem gospodarstwa rodzinnego Wojtalów był Antoni, prawnuk Szymona, urodzony w 1819 roku jako syn Franciszka i Franciszki z domu Sikora.

W 1855 roku Antoni Wojtala spod nr 135 płacił coroczny podatek kościelny w wysokości 3 garnców żyta i owsa. Po śmierci Antoniego w 1866 roku dom i grunty Wojtalów przeszły na własność jego żony Anny ze Spisaków, a później syna Jana, który urodził się w 1849 roku. Jan i jego pochodząca z Barwałdu żona Marianna z domu Moskała doczekali się dwanaściorga dzieci. Po śmierci Marianny Jan poślubił Teresę z Madydów i miał z nią następne troje dzieci - ostatnie w 1902 roku.

Najstarszy syn Jana, noszący po dziadku imię Antoni, wyemigrował na początku XX wieku do Stanów Zjednoczonych Ameryki wraz żoną Marią    z domu Pindel i synem Feliksem. W Detroit w stanie Michigan urodziło się im czworo kolejnych dzieci.

Jego urodzony jeszcze w Choczni syn Feliks Wojtala (1900-1981) poślubił Rose Paryaska i miał z nią dziewięcioro dzieci, urodzonych w miejscowości Wyandotte w stanie Michigan.

Z czternaściorga rodzeństwa emigranta Antoniego własne rodziny założyli w Choczni: Ludwika (1875-1941), która wyszła za Jana Ramzę, Maria (ur. 1881) - żona Aleksego Wcisło, Tekla (1886-1952), która poślubiła Macieja Białorczyka oraz Jan (1891-1961) - mąż Marii z Dąbrowskich. Ten ostatni był ojcem dziesięciorga dzieci w latach 1918-1940. Oprócz Jana i Marii w powojennym spisie wyborców jako Wojtala figuruje tylko ich syn Henryk (1921-1977) i córka Maria (1919-2005), później nosząca nazwisko Piecha. Jeżeli chodzi o ich rodzeństwo, to Helena (1918-1985) wyszła za Stanisława Byrskiego, Józefa (ur. 1926), kierowniczka laboratorium w AZPB, za Józefa Fabra, a Władysława (1928-2014) za Kazimierza Guzdka.

Natomiast w spisie wyborców z 1973 roku obok Marii Wojtala z Dąbrowskich (dom nr 486) znaleźli się mieszkający pod nr 526: Henryk Wojtala, jego żona Elżbieta (z domu Drapa) i ich dzieci: Kazimierz, Jerzy i Andrzej. Prawnik Kazimierz i architekt Andrzej zmarli stosunkowo wcześnie - ten pierwszy w wieku 63 lat (w Upper Keys na Florydzie), a drugi w wieku 61 lat.

Językoznawca dr Teresa Kolber wywodzi pochodzenie nazwiska Wojtala od imienia Wojciech. To dość częste nazwisko, które w 2002 roku nosiło w Polsce 3071 osób, najwięcej w powiecie stalowowolskim, pszczyńskim, radomszczańskim i krapkowickim. W powiecie wadowickim było wtedy zarejestrowanych dziewięcioro Wojtalów (6 kobiet i 3 mężczyzn). Z kolei na nagrobkach choczeńskiego cmentarza parafialnego upamiętniono według Grobonetu 6 osób o tym nazwisku.

poniedziałek, 8 maja 2023

Mendel Bleiberg – choczeński Żyd, który uniknął Holokaustu

 


Tylko nielicznym Żydom urodzonym w Choczni udało się uniknąć zagłady w czasie II wojny światowej. Przeżyli głównie ci z nich, którym udało się wcześniej wyjechać do Stanów Zjednoczonych Ameryki, do Palestyny, czy do Wielkiej Brytanii.

Do tych, którym udało się uniknąć Holokaustu zaliczał się Mendel Bleiberg, który przyszedł na świat w Choczni 5 marca 1899 roku. Jego ojcem był Israel Bleiberg, pochodzący z miejscowości Wielkie Oczy (obecnie gmina w powiecie lubaczowskim przy granicy z Ukrainą), a matką Reisel Schöngut, wywodząca się z żydowskiej rodziny osiadłej w Choczni- jej brat Joachim (Chaim) Schöngut był znanym choczeńskim rzeźnikiem. Israel Bleiberg poślubił Reisel w 1898 roku i jednocześnie uzyskał w Wadowicach dyplom czeladnika – cholewkarza oraz zapisał się do miejscowego cechu szewskiego. Później nadal pracował w tym zawodzie, już jako mistrz cholewkarski i nauczyciel, u którego terminowali kolejni adepci cholewkarstwa. Nie wiadomo, kiedy przeprowadził się z żoną i synem do Wadowic, w każdym razie kolejne jego dzieci rodziły się już poza Chocznią.

Młody Mendel od 1911 roku uczęszczał do wadowickiego gimnazjum, a w czasie I wojny światowej kontynuował naukę w gimnazjum w morawskich Hranicach (1915-1917). Pod koniec wojny został powołany do armii austriackiej i walczył na froncie włoskim, gdzie w 1918 roku dostał się do niewoli.

Po uwolnieniu we wrześniu 1919 roku zamieszkał w Wiedniu. Tam ukończył roczną szkołę handlową i podjął pracę jako urzędnik bankowy (kasjer) w Länderbank (1921-25). W tym czasie występował nie jako Mendel, lecz Emmanuel Bleiberg.

Następnie pracował jako handlowiec w branży mięsnej i handlu bydłem oraz ukończył kursy napraw aparatów radiowych.

25 sierpnia 1936 roku poślubił w miejskiej synagodze trzynaście lat młodszą od siebie Amalię Hallemann rodem z Drohobycza, z zawodu krawcową, z którą zamieszkał przy ulicy Ferdinandstrasse 20.

W 1938 roku Bleiberg został uwięziony w KL Dachau (więzień nr 27701), ale zwolniono go 21 grudnia tego samego roku. W lutym 1939 roku złożył podanie o zezwolenie na emigrację, podając podstawowe dane ze swojego życiorysu, posiadane umiejętności zawodowe i znajomość języków (niemieckiego, włoskiego, polskiego, czeskiego i hebrajskiego). Chciał wraz z żoną za wszelką cenę opuścić hitlerowską Austrię i dlatego kierunek wyjazdu nie został jednoznacznie określony - w grę wchodziła Południowa Afryka, Argentyna, Australia, USA, czy Palestyna, gdzie mieszkał jego kuzyn Emanuel Luftglas. Ostatecznie udało mu się za 800 marek wykupić dwa bilety na parowiec, który z austriackiego Triestu płynął do Chin. Tam jednak nie dotarli- z greckiej wyspy Rodos przypłynęli statkiem do portu Netanja w Palestynie i trafili do obozu uchodźców w Sarafand.

Kwestionariusz wyjazdowy

Angielskie władze policyjne uznały ich przyjazd za nielegalny i w sierpniu 1939 roku wydały decyzję o deportacji. Na szczęście deportowano ich nie do wcielonej do Rzeszy Austrii, lecz do obozu internowania na wyspie Mauritius. Z dokumentu o deportacji pochodzi niewyraźne zdjęcie Mendla i opis jego cech fizycznych (wzrost 176 cm, szare oczy, kasztanowe włosy itd.)

Po wojnie Bleibergowie zamieszkali w Izraelu. Mendel zmarł w 1967 roku w Tel Aviv jako Menachem Bleiberg.

Według złożonych przez niego zeznań, zachowanych w archiwach Yad Vashem (jerozolimskiego Instytutu Pamięci Męczenników i Bohaterów Holokaustu) jego matka Reisel zmarła przed wojną, a ojciec Israel Bleiberg  miał zginąć w Auschwitz w 1943 roku. Ofiarami Shoah (Holokaustu) byli według niego także jego siostra Estera, urodzona w 1908 roku w Wadowicach i brat Tzvi Elimelekh (ur. 1904), zwany także Hermanem. Ich śmierć potwierdza również wadowicka Księga Pamięci Ofiar Holokaustu (Yizkor).

Świadectwo o śmierci Israela Bleiberga
Źródło Yad Vashem

Trudno kwestionować te dane, zastanawia jednak, że na cmentarzu żydowskim w Wiedniu spoczywa niejaki Israel (Isidor) Bleiberg, urodzony w Wielkich Oczach, który zmarł 30 grudnia 1937 roku. Prawdopodobnie nie był to jednak ojciec Mendla, a być może jakiś jego krewny (?) pochodzący z tej samej miejscowości, ponieważ według nagrobka był młodszy od cholewkarza z Wadowic (z drugiej strony dokładna data urodzenia ojca Mendla nie jest znana).

czwartek, 4 maja 2023

Historia Choczni według sztucznej inteligencji

 Sztuczna inteligencja (AI) to dziedzina nauki i technologii, która zajmuje się tworzeniem oraz wykorzystywaniem systemów i urządzeń, potrafiących wykonywać zadania związane z inteligencją ludzką. Przykłady takich zadań to rozpoznawanie obrazów, mowy i języka naturalnego, rozwiązywanie problemów, uczenie się i twórczość.

AI jest jednak także źródłem wielu wyzwań i zagrożeń, na przykład poprzez to, że może generować fałszywe informacje i manipulować ludźmi.

Gdy poprosiłem AI o napisanie krótkiej historii Choczni, otrzymałem tekst, który jest mieszanką prawd, półprawd i zmyśleń, z przewagą tych ostatnich.

Oto pełna treść tego wypracowania:

"Historia Choczni w Małopolsce jest bogata i ciekawa. Chocznia to wieś położona w powiecie wadowickim, nad rzeką Skawą. Pierwsze wzmianki o niej pochodzą z XIII wieku, kiedy to należała do klasztoru benedyktynów z Tyńca. W późniejszych wiekach była własnością szlachecką, a także miejscem działalności patriotycznej i kulturalnej. W XIX wieku Chocznia była ośrodkiem ruchu ludowego i niepodległościowego. Tu urodził się Józef Putek (1884-1942), działacz ludowy, poseł na Sejm Ustawodawczy i Sejm II RP, minister rolnictwa i reform rolnych, ofiara zbrodni katyńskiej. W Choczni działał także „Sokół”, organizacja gimnastyczno-sportowa o charakterze patriotycznym. W 1914 roku w Choczni powstała pierwsza polska szkoła ludowa, która była wzorem dla innych placówek oświatowych na terenie zaboru austriackiego. W okresie międzywojennym Chocznia była miejscem konfliktu między władzami gminnymi a probostwem parafialnym. Spór dotyczył m.in. budowy nowego kościoła i cmentarza, a także podziału majątku gminnego. Konflikt przybrał na sile po objęciu probostwa przez ks. Jana Dunajeckiego (1878-1957), który był zwolennikiem sanacji i przeciwnikiem ruchu ludowego. W czasie II wojny światowej Chocznia była miejscem zbrodni hitlerowskich i walk partyzanckich. W lasku przy drodze do Księżej Barci Niemcy rozstrzelali ponad 30 osób, głównie członków ruchu oporu. W 1944 roku oddział Armii Krajowej pod dowództwem por. Jana Koziołka „Korwina” stoczył tu zwycięską bitwę z niemieckim oddziałem SS. Po wojnie Chocznia rozwijała się jako wieś rolnicza i przemysłowa. Powstały tu zakłady przetwórstwa owocowo-warzywnego, fabryka mebli i tartak. W 1975 roku Chocznia została włączona do miasta Wadowice. Obecnie jest jedną z największych dzielnic tego miasta, licząc ponad 6 tysięcy mieszkańców. Historia Choczni w Małopolsce jest więc historią zmagań o wolność, oświatę i rozwój. To historia ludzi, którzy kształtowali swoją małą ojczyznę i przyczyniali się do budowy państwa polskiego."

Pozornie dużo się w tym tekście zgadza - są wymienione autentyczne osoby związane z Chocznią (Józef Putek i ks. Dunajecki, choć z błędnym imieniem Jan, zamiast Józef), jest mowa o rzeczywiście działającym w Choczni "Sokole" i pierwszej szkole ludowej, konflikcie między gminą, a probostwem w okresie międzywojennym, czy rozstrzeliwaniu członków ruchu oporu w Księżej Barci w czasie II wojny światowej.

Problem zaczyna się, gdy wchodzimy w szczegóły:

- Chocznia nie leży nad rzeką Skawą i nie są znane wzmianki o tym, że w XIII wieku należała do benedyktynów z Tyńca (została założona zresztą prawdopodobnie dopiero w XIV wieku),

- Józef Putek nie urodził się w Choczni, żył w innych latach, niż podano (1892-1974, a nie 1884-1942), nie był przedwojennym ministrem rolnictwa i ofiarą zbrodni katyńskiej (!),

- konflikt władz gminnych i choczeńskiego probostwa nie dotyczył budowy nowego kościoła i cmentarza oraz podziału majątku gminnego,

- w 1914 roku nie powstała w Choczni pierwsza szkoła ludowa, ponieważ takowa istniała już wcześniej, natomiast wybudowany kilka lat wcześniej nowy budynek szkolny był o tyle przykładem dla innych placówek oświatowych w zaborze austriackim, że powstał niejako w czynie społecznym samych chocznian, 

- błędne jest nie tylko imię ks. Dunajeckiego, ale także lata jego życia (powinno być 1856-1934); trudno określić go także jako zwolennika sanacji, a raczej ruchu chrześcijańsko-narodowego,

- rzekoma bitwa AK z oddziałem SS w Choczni w 1944 roku oczywiście nie miała miejsca,

- nic mi nie wiadomo, jakoby w Choczni w okresie PRL powstała fabryka mebli (choć istniały i istnieją zakłady stolarskie produkujące meble), czy zakłady przetwórstwa owocowo- warzywnego,

- w 1975 roku Chocznia nie została wcielona do Wadowic, jako dzielnica tego miasta i jest nadal osobną miejscowością (sołectwem).

AI pytana o inne kwestie związane z historią Choczni w gładkich słowach potrafiła "wyjaśnić", że:

- tradycyjną potrawą bożonarodzeniową jest w Choczni "karp wigilijny", smażony z mąki i jajek.

- Chocznia leży 20 km od Wadowic, a przepływająca przez Chocznię Skawa oddziela ją od Chełmka,

- biskup krakowski Józef Guzdek pełnił swą posługę od 1979 roku, w 2002 roku przeszedł na emeryturę i zmarł w 2009 roku,

- z Choczni pochodzili lub w niej mieszkali między innymi: kompozytor Jerzy Maksymiuk, malarz Józef Lompa, poseł Ignacy Kopeć, działacz "Solidarności" Edward Madej, piłkarz Wojciech Szczęsny, pisarz Władysław Orkan, aktor Krzysztof Dracz, czy rosyjski bokser Artur Beterbiev,

- od 1994 roku wydano co najmniej sześć książek o historii Choczni o tytułach: "Dzieje miasta Chocznia", "Dzieje Choczni", "Dzieje Choczni i okolic", "Chocznia wczoraj i dziś", "Historia parafii Chocznia" i "Dzieje miasta i gminy Chocznia".

Potwierdzeniem kreatywności Open Chat GPT było wygenerowanie w ciągu 2 sekund typowych według niego nazwisk choczeńskich: Półchłopek, Ryś, Kokot, Pająk, Kowalik, Jurkiewicz, Łętowski, czy wskazanie wyrażeń gwarowych, używanych w Choczni (zupełnie fikcyjnych):

- gońdolić - szaleć, biegać,

- kopyntować - stąpać, kroczyć,

- mordokleja - chuligan,

- morga - stodoła,

- pińczować - szczypać,

- błedzik - niewielka ilość, odrobina,

- bolec - chleb,

- czupa - zupa.

Co pocieszające, sztuczna inteligencja dostrzega zainteresowanie wśród chocznian własną historią. Pytana o to odpowiada w ten sposób:


Nie mogę odpowiedzieć z pełną pewnością, ale wydaje się, że mieszkańcy Choczni interesują się historią swojej miejscowości. Przykładem może być istnienie bloga "Chocznia kiedyś", na którym publikowane są artykuły dotyczące historii Choczni oraz okolic. 

poniedziałek, 1 maja 2023