poniedziałek, 29 marca 2021

Chocznianie w Wielkopolsce po I wojnie światowej

 Po Powstaniu Wielkopolskim (1918-1919) i przyłączeniu większości Prowincji Poznańskiej do niepodległej Rzeczpospolitej  Polskiej znaczna część miejscowej ludności niemieckiej opuściła te tereny. Ponieważ władze pruskie nie dopuszczały wcześniej do wytworzenia się zbyt licznej polskiej inteligencji, to po exodusie niemieckich urzędników, lekarzy, prawników, czy nauczycieli, Wielkopolska została w dużej mierze pozbawiona fachowych kadr i musiała sprowadzać je z innych obszarów odrodzonego państwa polskiego. Jedyną dzielnicą, w której istniały nadwyżki wykwalifikowanych kadr, była Galicja, a wśród zatrudnianych w Wielkopolsce nauczycieli znalazły się również osoby urodzone w Choczni lub w niej zamieszkałe. Byli to:

  • Józef Kolber (1901-1979) nauczyciel w Wielkopolsce, później ksiądz
  • Bronisława Marcinkowska z domu Ryłko (1893-1969), córka Adama Ryłki- kierownika szkoły w Choczni, zatrudniona w Osiecznej koło Leszna, Drobninie i Miejskiej Górce
  • Franciszek Nowak (1901-1942), brat Tadeusza- kierownika szkoły w Choczni, pracujący w Wojciechowie i Nowym Mieście nad Wartą
  • Antonina Remer z domu Nowak (ur. 1891 w Lachowicach – zm. w 1973 roku w Choczni), siostra Franciszka Nowaka, od  1921 roku pracująca w Mieszkowie
  • Aleksander Widlarz (1892-1969) i jego żona Maria  z Kumalów (1890-1966), pracujący w Jarząbkowie i Szczytnikach Czerniejewskich koło Gniezna

Propozycję pracy w Wielkopolsce otrzymał również sędzia Michał Widlarz (1882-1965), ale jej nie przyjął.

Wielkopolska cierpiała nie tylko na brak polskiej inteligencji- opuszczający ją niemieccy rolnicy pozostawili duże obszary ziemi wymagającej zagospodarowania.  Nowi osadnicy obejmujący mienie poniemieckie rekrutowali się w dużej mierze z Galicji, w tym również z Choczni.  Oprócz rolników w Wielkopolsce osiedlali się wówczas także pochodzący z Choczni rzemieślnicy, wiążąc z tymi terenami swoje nadzieje na lepszą przyszłość. Byli to:

  • Wiktoria Cholewa z domu Styła (1890-1963), córka posła Antoniego, która spoczywa na cmentarzu w miejscowości  Żabno
  • Stanisław Gabriel Czapik ur. w  1897 roku w Choczni wraz z żoną Balbiną Czapik z domu Widlarz (1898-1978), urodzoną w Choczni córką Kunegundą, później po mężu noszącą nazwisko Szymborska (1920-2005) oraz szwagierką Ludwiką Widlarz (1886-1948), zmarłą w Budzyniu
  • Anastazja Kaczmarek z domu Góralczyk (1919-1999), mieszkanka Budzynia (1941)
  • Jadwiga Kandulska z domu Sordyl (1909-1981) pochowana w Grodzisku Wielkopolskim
  • Franciszek Kręcioch ur. w 1874 roku wraz z synem Władysławem (1899-1928), córką Marią (1909-1928) i córką Heleną (1911-1922), później po mężu noszącą nazwisko Pawlaczyk, którzy osiedli w Łucjanowie koło Budzynia
  • Kazimierz Leśniak (ur. 1872) wraz z urodzonymi w Choczni synami: Stanisławem ur. 1914 i Michałem ur. 1910, mieszkaniec Nowołoskońca koło Obornik
  • stolarz Jan Lipowski z Inwałdu (ur. 1873) z żoną Agnieszką z domu Widlarz (ur. 1882) i ich urodzonymi w Choczni dziećmi: Marią (1908-1988), noszącą później nazwisko Bittner i synem Stanisławem (1911-1939), którzy zamieszkali w Rawiczu
  • Wojciech Rokowski ur. 1865, zamieszkały w okolicy Chodzieży
  • Franciszka Sikora z domu Widlarz (1885-1971) spoczywająca na cmentarzu w mieście Pobiedziska
  • Jan Styła (1887-1949) najstarszy syn posła Antoniego, który osiadł w majątku Żabno, wraz z żoną Magdaleną z domu Ramenda (1888-1973) i urodzonymi w Choczni dziećmi: Tadeuszem (1913-1946) i Elżbietą (1915-2006), noszącą później nazwisko Jackowiak, która spoczywa na cmentarzu w Poznaniu
  • Janina Maria Świergosz z domu Habina (1906-1987), pochowana w Budzyniu, gdzie w 1936 roku urodziło się jej pierwsze dziecko – syn Kazimierz
  • Andrzej Twaróg (1871-1935) z urodzonymi w Choczni dziećmi: Marią (1899-1991), później noszącą nazwisko Frąckowiak, Piotrem (1901-1941), Anną (1905-1988), później noszącą nazwisko Ryś, Rozalią (1909-1999), później noszącą nazwisko Witlewska, Władysławem (1912-2000), Ludwikiem (1914-1990) i Bronisławą (1916-2007)
  • stolarz Jan Twaróg (1877-1955), brat Andrzeja, który w 1920 roku zamieszkał w Murowanej Goślinie, wraz z żoną Marią z Rokowskich (ur. 1879) i urodzonymi w Choczni dziećmi: Franciszkiem (ur. 1906), noszącym później nazwisko Jaśmiński, Heleną (ur. 1908), noszącą później nazwisko Kubiecka, Anną (ur. 1910), noszącą później nazwisko Ratajczak, Janem (1915-2009) i Adamem (1919-1998)
  • Maria Walczak z domu Malata, urodzona w 1900 roku, mieszkanka Budzynia
  • Feliks Węgrzyn (1907-1981), spoczywający na cmentarzu w Poznaniu (być może z ojcem Karolem i matką Franciszką z domu Bryndza)
  • Ignacy Widlarz ur. w 1878 roku, który z rodziną osiedlił się w Antoniewie, gdzie w 1925 roku urodził się jego syn Józef. Inny jego syn Jan, urodzony w Choczni w 1907 roku, zmarł w 1984 roku w Bębnikącie,  w powiecie obornickim

Rodowici Wielkopolanie nazywali przybyszów z Galicji „galicjokami”, „galileuszami”, „gołymi Antkami”, czy „galonami”. Obawiano się tak dużego napływu obcych, nie rozumiejących miejscowych obyczajów i mentalności. Według Wielkopolan przybyszów należało uczyć porządku i pracowitości, gdyż sami są z pewnością niedouczeni, a do tego rozpleni się korupcja, nastąpi demoralizacja i ateizacja, czyli po prostu upadek obyczajów. Nowi nie będą szanować pracy innych, czy też dbać o porządek, będą nierzetelni i obniżą stopę życiową miejscowych, a ci mogą „rozpłynąć się” w ich masie (za miastopoznaj.pl). Rzeczywiście wśród przybyszów z Choczni znajdowały się niechlubne wyjątki, których postępki rzutowały na ocenę wszystkich pozostałych.

Wymieniony wyżej Michał Leśniak okazał się być złodziejem- w 1929 roku zatrzymano go w pociągu pod Poznaniem, jako sprawcę kradzieży 30 kur, które z dwoma kompanami przewoził w workach i w walizce. Ten sam Michał Leśniak w kwietniu 1938 roku zbiegł z aresztu śledczego w Obornikach, po czym wysłano za nim list gończy. Z kolei Władysław Kręcioch w maju 1928 roku zastrzelił z rewolweru swoją siostrę Marię na tle sporu o majątek rodzinny, a następnie zbiegł przed policją do lasu, gdzie popełnił samobójstwo. Na ogół jednak przybysze z Choczni cieszyli się dobrą opinią, a zasługi szczególnie pochodzących z Choczni nauczycieli były powszechnie doceniane.

czwartek, 25 marca 2021

Znani potomkowie chocznian- profesor Maria Manturzewska


 
Maria Ścigalska urodziła się 30 czerwca 1930 roku w Krakowie, jako córka Jana Ścigalskiego z Choczni (1893-1978) i jego żony Zofii z domu Latała (1904-1995).

Jej ojciec Jan Ścigalski był w młodości członkiem choczeńskiego „Sokoła” i miejscowego teatru amatorskiego. W maju 1910 roku został wraz kilkoma innymi chocznianami poturbowany podczas zlotu „Sokołów” w Białej przez niemieckie bojówki z Bielska. Do 1914 roku pracował jako murarz. Jeszcze przed wybuchem I wojny światowej znalazł się na emigracji we Francji, gdzie znalazł zatrudnienie jako robotnik rolny i ogrodnik. W 1919 roku wstąpił do polskiej armii generała Hallera, z którą  powrócił do Polski, biorąc udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Od 1922 roku zamieszkał w Krakowie. Prowadził sklep spożywczy i angażował się w działalność społeczną, jako członek i chorąży Związku Hallerczyków, członek Ligi Ochrony Przyrody, Ligi Obrony Kraju i PTTK. Został odznaczony Krzyżem Niepodległości i Krzyżem 10-lecia. Zginął tragicznie w Krakowie, potrącony przez autobus.

Maria Ścigalska, od czasu wyjścia za mąż używająca nazwiska Manturzewska, obroniła pracę doktorską, a następnie uzyskała stopień doktora habilitowanego (1974). 27 grudnia 1993 nadano jej tytuł profesora w zakresie nauk humanistycznych. Pracowała w Instytucie Psychologii na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie oraz w Międzywydziałowej Katedrze Psychologii Muzyki Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie. 

Specjalizowała się w psychologii muzyki. Była twórczynią pierwszej w Polsce Katedry Psychologii Muzyki w AMFC w Warszawie i jej wieloletnią kierowniczką (1985–2000), autorką wielu publikacji z tej dziedziny oraz członkiem Rady Redakcyjnej czasopisma „Wychowanie Muzyczne”.  Zajmowała się między innymi:

  • badaniami psychologiczno-muzycznymi uczestników VI Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. F. Chopina w Warszawie, które stały się podstawą jej rozprawy doktorskiej i pierwszej w Polsce dysertacji doktorskiej z psychologii muzyki, pisanej pod kierunkiem prof. S. Szumana, a wydanej przez Ossolineum jako "Psychologiczne warunki osiągnięć pianistycznych" (1969),
  • prekursorskimi badaniami nad stałością, rzetelnością i kryteriami ocen wykonań muzycznych wydawanych przez jurorów VI MKPiFC, ekspertów i krytyków,
  • badaniami nad czynnikami warunkującymi osiągnięcia muzyczne na uczniach i studentach szkół muzycznych, których wyniki stały się podstawą jej pracy habilitacyjnej „Psychologiczne wyznaczniki powodzenia w studiach muzycznych”,
  • długofalowymi, interdyscyplinarnymi badaniami nad przebiegiem życia muzyków i jego uwarunkowaniami, których wyniki opublikowała w 1990 roku,
  • recenzowaniem prac badawczych,
  • dydaktyką,
  • opracowywaniem podręczników i testów psychometrycznych.

Prof. Manturzewska twierdziła, że muzycy z sukcesami posiadali nie tylko zdolności specyficznie muzyczne, jak poczucie rytmu, słuch i pamięć muzyczna, ale także odpowiednie warunki fizyczne i psychiczne, poczynając od budowy dłoni po artystyczne tradycje rodzinne i zainteresowania estetyczne, czyli za ich sukcesem stał całokształt osobowości biopsychicznej.

W 2010 roku została odznaczona przez prezydenta RP Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Zmarła 11 listopada ubiegłego roku w Warszawie w wieku 90 lat. Po jej śmierci w nekrologu napisano:

Gdyby nie odeszła,

pewnie właśnie organizowałaby kolejne spotkanie dyskusyjne

połączone z muzykowaniem.

Może podałaby na nim curry i pączki. Ale odeszła.

Była prekursorką psychologii muzyki w Polsce,

osobą o niespożytej energii, zawsze pragnącą zmieniać świat.

Będzie nam jej bardzo brakowało.

Jak wspomniano wyżej Maria Ścigalska poślubiła Stanisława Manturzewskiego (1928-2014) z którym miała dwie córki. Jej mąż był reżyserem filmowym, który realizował własne projekty dokumentalne oraz współpracował przy kręceniu filmów fabularnych z tak znanymi reżyserami, jak: Jerzy Hoffman, Andrzej Wajda, Marek Piwowski, czy Andrzej Wajda. Pisał również scenariusze filmowe, recenzje i reportaże, czasem występował jako aktor.

Jako ciekawostkę można ponadto podać fakt, że Maria Manturzewska była teściową księcia Puzyny herbu Oginiec. Jej choczeńskimi przodkami oprócz Ścigalskich byli także: Balonowie, Bandołowie, Guzdkowie, Komanowie, Pietruszkowie, Romańczykowie, Rułowie, Stankowiczowie, Twarogowie, Wątrobowie, Widlarzowie, Woźniakowie i Zającowie. Sprawy choczeńskie zawsze były jej bliskie, posiadała dużo wiedzę o chocznianach, Choczni i jej historii.

Znani potomkowie chocznian- link


poniedziałek, 22 marca 2021

Chocznianin w bitwie pod Kockiem w 1939 roku

Bitwa pod Kockiem w dniach od 2 do 6 października 1939 roku to ostatnie starcie kampanii wrześniowej, w którym przeciw niemieckim agresorom walczyły regularne oddziały Wojska Polskiego.

Jej uczestnikiem był urodzony w Choczni w 1911 roku Stanisław Lipowski, syn Jana i Agnieszki z domu Widlarz. Lipowski był inżynierem leśnikiem, absolwentem gimnazjum w Rawiczu i Uniwersytetu Poznańskiego. 31 sierpnia 1939 roku jako podporucznik rezerwy 55 pułku piechoty zgłosił się do wojskowego punktu mobilizacyjnego w Lesznie i został skierowany do ośrodka zapasowego 14 Dywizji Piechoty w Kutnie, gdzie dotarł pociągiem już po wybuchu wojny. Ośrodek rezerwowy 55 pułku piechoty stacjonował w majątku Sójki odległym o kilka kilometrów od Kutna. Liczył 52 oficerów, 10 podchorążych rezerwy, 185 podoficerów i 1397 szeregowców. Z miejsca postoju Lipowski miał możliwości obserwowania bombardowania Kutna przez niemieckie samoloty. Jedna z bomb trafiła w pełen uchodźców budynek dworca kolejowego. Bezsilny batalion rezerwowy 55 pp musiał czekać bezczynnie na dozbrojenie i wysłanie do walczących oddziałów. 5 września wieczorem nastąpił wymarsz nieuzbrojonych rezerwistów w kierunku Warszawy. W ciągu nocy przebyli około 40 kilometrów, mijając płonące zabudowania. Po odpoczynku w ciągu dnia kolejnej nocy posunęli się znów o 40 km, a w ciągu następnej o około 60. Do Warszawy było już niedaleko, ale równocześnie z nimi pojawiły się tam niemieckie czołgi, które rozpoczęły ostrzał w kierunku miasta. Batalion rezerwowy wraz z Lipowskim rozproszył się z zamiarem zgromadzenia się w okolicach Garwolina. Po dotarciu na miejsce skierowano ich w stronę Mińska Mazowieckiego. W rejonie Łukowa dołączyła do nich spora grupa już uzbrojonych rezerwistów. Dalsza ich wojenna trasa przebiegała przez rzekę Bug, którą sforsowali pod Włodawą. 17 września Lipowski był już w Kowlu na Wołyniu. Tam część żołnierzy i oficerów batalionu rezerwowego postanowiła udać się w kierunku granicy rumuńskiej, by dołączyć do wojsk walczących we Francji. Lipowski i pozostali pobrali uzbrojenie, wyposażenie i żywność z magazynów w Kowlu. Okazało się, że we wsi Maciejów, 18 kilometrów od Kowla znajduje się inna duża grupa rezerwistów 55 pułku piechoty. Połączone grupy utworzyły Kompanię „Rawicz” pod dowództwem porucznika Antoniego Macioła, wchodzącą w skład batalionu dowodzonego przez majora artylerii Ojrzanowskiego. Podporucznik Stanisław Lipowski został dowódcą 1 plutonu Kompanii „Rawicz”. Celem tej formacji było dołączenie do większej jednostki wojskowej i wejście do akcji bojowej przeciwko Niemcom. Spod Kowla rozpoczął się wymarsz na zachód. Przez nienaruszony most w Chełmie pokonali rzekę Bug i kierowali się na Lublin. Do pierwszego starcia z Niemcami doszło koło wsi Sobianowice. Kompania „Rawicz” otrzymała zadanie zajęcia stanowisk na południe od wsi, by odciąć Niemców od Lublina. Na komendę por. Macioła oddział rozsypał się w tyralierę i rzucił się biegiem w kierunku skraju zabudowań Sobianowic, po czym sforsował rzekę Bystrzycę i oczekiwał na Niemców, wycofujących się z północnej części wsi. Pluton Lipowskiego zajmował pozycje z prawej strony drogi. Zbliżający się Niemcy nie spodziewali się, że czeka na nich 250 dobrze uzbrojonych polskich żołnierzy, którzy otworzyli ogień do znajdujących się na przedzie niemieckich motocykli i samochodu ciężarowego z piechotą. Kierowca niemieckiej ciężarówki został zabity, a  pojazd uderzył w przydrożną skarpę, blokując dojazd. Doszło do walki wręcz na bagnety i ścigania Niemców wśród zabudowań wioski. Walki stanowiące chrzest bojowy Kompanii „Rawicz” i podporucznika Lipowskiego szybko się zakończyły. Polskie straty okazały się nieznaczne, w przeciwieństwie do niemieckich. Po walce żołnierze mieli okazję wysuszyć przemoczone przy forsowaniu Bystrzycy rzeczy i po raz pierwszy od dłuższego czasu wyspać się w normalnych łóżkach, u bardzo życzliwych mieszkańców Sobianowic. Odpoczynek był krótki- już przed świtem kompania „Rawicz” została poderwana na nogi i wyruszyła w kierunku Lublina. Po dotarciu na przedmieścia cały batalion podjął próbę odbicia Lublina z rąk niemieckich. Niestety natarcie prowadzone z północnego wschodu przez zupełnie odkryty teren załamało się pod naporem ostrzału artyleryjskiego. Polscy żołnierze musieli wycofywać się w kierunku odległych o 3-4 km lasów, ponosząc duże, bo prawie 50% straty. Pod osłoną drzew liczni ranni zostali opatrzeni i wszyscy żołnierze otrzymali prowiant. Pluton podporucznika Lipowskiego wyposażony w 3 ręczne karabiny maszynowe poszedł na ubezpieczenie, zajmując szeroko stanowiska wśród zarośli 200 m od skraju lasu. Po godzinie pod las podjechały ciężarówki, z których wysiedli niemieccy piechurzy, zachowujący się dość głośno i swobodnie, ponieważ nie spodziewali się tu Polaków. Podporucznik Lipowski nakazał swoim żołnierzom, by się nie ujawniali, aż Niemcy podejdą bliżej. Komenda - Ognia ! -  padła, gdy Niemcy zbliżyli się na około 10 kroków do polskich żołnierzy. Początkowo byli bardzo zaskoczeni, ale ponieważ dysponowali znacznie większymi siłami, to stopniowo zaczęli przejmować inicjatywę w tym starciu, otwierając silny ogień. Polakom udało się jednak oderwać od sił niemieckich, zabierając ze sobą rannych. Posuwali się w kierunku północnym, a po przejściu kilkunastu kilometrów zatrzymali się na nocleg w niewielkiej wsi nad Wieprzem. Z pozostałych żołnierzy utworzono dwa plutony, dowództwo pierwszego objął Lipowski, a  drugiego podporucznik Józef Hubert. Ciężej ranni musieli pozostać na miejscu a pozostali posuwali się marszem wzdłuż rzeki Wieprz. Ostatecznie 1 października dotarli w rejon Kocka, gdzie zostali włączeni do Batalionu „Wilk” w ramach Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie”, dowodzonej przez generała Franciszka Kleeberga. Następnego dnia rozpoczęło się natarcie zmotoryzowanych oddziałów niemieckich z XIV Korpusu pod dowództwem generała Gustava von Wietersheima. Batalion „Wilk” z Kompanią „Rawicz” wycofały się z Kocka i zajęły pozycje w pobliskich lasach. Niemcy uderzali na Kock kilka razy, ale żołnierze polscy stawiali zaciekły opór. Lipowski z żołnierzami został ostrzelany przez artylerię, pociski niemieckie zniszczyły ich kuchnię polową i tabory. Po przenocowaniu w lesie Batalion „Wilk” został 3 października przesunięty w rejon wsi Serokomla z zadaniem jej utrzymania. Lipowski i jego pluton zajął stanowisko przy wysadzanej topolami drodze, prowadzącej w stronę starego lasu, zajętego przez nieprzyjaciela. Byli ostrzeliwani przez artylerię i granatniki, ale na szczęście niecelnie. Polska artyleria odpowiadała rzadko z uwagi na brak amunicji. Podporucznikowi Hubertowi udało się odzyskać z rozbitego niemieckiego pojazdu granatnik, dwie skrzynie amunicji i mapy wojskowe okolicy. Wieczorem przyszedł rozkaz, że kompania Rawicz ma przesunąć się na zachód w rejon wsi Czarna i Konorzatka. Tam zastał ich świt 4 października. Tego dnia trafili znów pod silny niemiecki ostrzał artyleryjski i Batalion „Wilk” poszedł w rozsypkę. Z Kompanii „Rawicz” pozostało 50 ludzi z trzema ręcznymi karabinami maszynowymi, którzy schronili się w małej osadzie Grabina w Lasach Gułowskich, położonej na niewielkim wzniesieniu. Porucznik Macioł przydzielił Lipowskiemu 20 ludzi i jeden rkm i rozkazał im zająć stanowiska między zabudowaniami osady i na prawo od nich. W okolicznych lasach ciągle było słychać strzały, ale w Grabinie było spokojnie, mieszkańcy poczęstowali żołnierzy kwaśnym mlekiem i ziemniakami. Po południu pod Grabinę podeszły wojska niemieckie i rozpoczęły ostrzał polskich pozycji. Rkm oddziału Lipowskiego silnie odpowiadał ogniem, a z pobliskiego wzniesienia wspierał go rkm oddziału dowodzonego przez ppor. Huberta. Pierwsze niemieckie natarcie rozpoznawcze zostało odparte. Wkrótce jednak rozpoczęła się kanonada artyleryjska, skierowana głównie na zabudowania Grabiny, gdzie bronił się Lipowski ze swoimi żołnierzami. Chaty osady zaczęły płonąć. Porucznik Macioł wydał gestem rozkaz wycofania się. Właśnie wtedy według relacji ppor. Huberta Lipowski miał wychylić się zza płonącej chaty, a tuż obok niego wybuchł nieprzyjacielski pocisk, wznosząc w górę pióropusz ziemi i kamieni. Postać Lipowskiego zwiotczała, runęła na ziemię i już się nie podniosła. Po tym ostrzał zelżał i resztki Kompanii „Rawicz” wycofały się do dworu w Gułowie. Zdaniem Huberta Lipowski wraz z ponad 10 poległymi żołnierzami został pochowany w Grabinie. Po wojnie zabitych w Grabinie ekshumowano i złożono ich szczątki na cmentarzu w Woli Gułowskiej. Tymczasem według „Księgi pochowanych żołnierzy polskich poległych w II wojnie światowej” podporucznik Stanisław Lipowski spoczywa w kwaterze wojskowej na cmentarzu w Kozienicach, położonych około 40 km od Grabiny, a jego datę śmierci określono na 15 października 1939 roku, czyli o dziesięć dni później, niż wynika to ze wspomnień Józefa Huberta.

Drugim znanym chocznianinem, który uczestniczył w bitwie pod Kockiem, był Józef Kręcioch (1915-2002), który został tam ranny w prawą łopatkę.

 

czwartek, 18 marca 2021

Fotografie choczeńskich emigrantów- część XIV

 

Holyoke, stan Massachusetts, USA 24 maja 1915 roku  

Fotografia ślubna chocznianki Heleny Paterak, urodzonej 14 marca 1891 roku, jako córka Michała Pateraka i Marianny z domu Koman, która w 1913 roku wyemigrowała do USA. Jej wybrankiem był Izydor Jeż (1891-1988). Doczekali się ośmiorga dzieci- w kolejności: Josepha, Johna, Wladyslawa, Stanley'a, Edmunda, Helen, Lisy i Tekli. Helena zmarła w Holyoke 7 lutego 1976 roku. Zdjęcie udostępnił David Krol, prawnuk Heleny (po synu Johnie).

Helen i Isadore Jez z synami

Helena Jez 1915

Najstarsze zdjęcie Heleny (z lewej)


poniedziałek, 15 marca 2021

Używane w Choczni nazwiska podwójne i złożone

 W językoznawstwie istnieje pojęcie nazwiska komponowanego, które może występować w formie zestawienia dwóch nazwisk (np. Nowak-Kowalska) lub złożenia dwóch wyrazów (np. Małolepszy, Kwasigroch).

W Choczni występowało i występuje kilka typów nazwisk podwójnych. Najnowsze z nich to nazwiska tych kobiet, które wychodząc za mąż nie chcą pozbywać się swojego nazwiska i decydują się na połączenie go z nazwiskiem partnera (ich kolejność jest dowolna). Podobną możliwość- dołączenia nazwiska partnerki- mają zresztą również mężczyźni. Także dzieci mogą nosić nazwiska obojga rodziców, co jest typowe dla krajów hispanojęzycznych. Te podwójne nazwiska według Rady Języka Polskiego powinny być oddzielone łącznikiem „-„ (krótką kreską), a nie spacją. Wyjątkiem są nazwiska góralskie typu Bachleda Curuś, czy szlacheckie z użyciem herbu np. Biberstein Starowieyski, które pisane są bez łącznika. W krajach hispanojęzycznych podwójne nazwiska też oddziela przerwa, a nie łącznik- jako przykład można podać tu nazwiska potomków chocznian w Urugwaju: Wider Sladky (nazwisko ojca nazwisko matki), czy Karawacki Balonowna (tu nazwisko matki w jej dawnej formie panieńskiej !)

Z kolei w najdawniejszych choczeńskich zapisach metrykalnych zdarzały się nazwiska dwuczłonowe połączone przez:

  • alias (inaczej zwany, zwany jako, albo) na przykład Wcisło alias Baczak, Czap alias Molitoris,
  • vulgo (znany jako, potocznie zwany, powszechnie zwany, pospolicie zwany) na przykład Twaróg vulgo Bandoła, Bukowski vulgo Kłak, Lach vulgo Chrząszcz, Stankowicz vulgo Chachuł,
  • recte (prawidłowo) na przykład Dąbrowski recte Balon, Ruliński recte Ruła,
  • seu (lub) na przykład Nuta seu Cibor

Nazwiska dwuczłonowe oddzielone przez alias/vulgo/recte/seu występowały w Choczni aż do pierwszej połowy XIX wieku, a ich sens był objaśniany w historiach poszczególnych choczeńskich rodów.

Z kolei występujące w Choczni nazwiska złożone mają strukturę:

  • czasownik+rzeczownik (np. Pędziwiatr),
  • przymiotnik+rzeczownik (np. Złymaciek),
  • zaimek+czasownik (np. Copija).

Ciekawe jest pochodzenie tychże nazwisk złożonych. Najczęściej wywodzą się one od przemianków, czyli przezwisk/pseudonimów używanych w dawnych cechach rzemieślniczych. Przemianki nadawano podczas „chrztu” czeladniczego (promocji ucznia/terminatora na czeladnika) i noszono przez całe życie, często przekazując je potomstwu. Niekoniecznie służyły charakterystyce osób nimi obdarzanych, choć oczywiście mogły nawiązywać do jakiś cech fizycznych, upodobań czy charakteru wyzwalanego ucznia. Tworzone były głównie ku uciesze członków wspólnoty czeladniczej, stanowiąc ważny element dawnych zwyczajów rzemieślniczych.

Przeglądając archiwalne metryki kościelne oraz inne dokumenty dotyczące Choczni można natrafić na następujące nazwiska złożone:

  • Bzikot- w 1666 roku ochrzczono w Choczni Mateusza, syna Andrzeja i Agnieszki Bzikotów. 
  • Chwalibóg (chwalący Boga) nazwisko występujące w Choczni w XX wieku od lat 20. do 1955 roku- nosił go Tadeusz Chwalibóg (ok. 1877-1936) inżynier, właściciel okazałego domu („kamienicy”) na Zawalu przy granicy z Wadowicami oraz jego żona Zofia z Jabłońskich (1880-1955), nauczycielka.
  • Copija- osiadła w Choczni rodzina Wojciecha i  Heleny, rolników przybyłych z Koconia (obecny powiat żywiecki.
  • Kłapouch - choczeńska siedemnastowieczna rodziny bednarzy, zamieszkująca na dzisiejszym Osiedlu Ramendowskim- szerzej na temat tej rodziny tu- link
  • Krowiogon- w 1603 roku ochrzczono w Wadowicach Małgorzatę, córkę chocznian Grzegorza Krowiogon i Anny. 
  • Mrzygłód (ktoś nadmiernie oszczędny lub głodomór)- rodzina notowana w Choczni od 1839 roku, to jest od ślubu Jana Mrzygłoda z Andrychowa (ok. 1819-1879) i Julianny z domu Zając z Choczni. Mieli sześcioro dzieci, a ich najbardziej znanymi potomkami byli wnuk Tomasz Mrzygłód, który zginął na froncie podczas I wojny światowej oraz prawnuk Franciszek Mrzygłód, choczeński listonosz.
  • Palichleb (zapewne w przypadku czeladnika piekarskiego)- to nazwisko pojawiło się w Choczni w 1894 roku. Właśnie wtedy Jakub Palichleb z Kaczyny poślubił Marię z domu Woźniak, z którą miał dziesięcioro dzieci, w tym sześciu synów.
  • Pędziwiatr, czyli człowiek zmienny jak wiatr; niepoważny- to nazwisko pojawiło się w Choczni w 1914 roku za sprawą rolnika i młynarza Jana (1867-1940) i jego żony Marii, którzy zakupili część majątku sołtysiego i sprowadzili się do Choczni z Frydrychowic. Najbardziej znanymi przedstawicielami tej rodziny byli Franciszek Pędziwiatr (1893-1953, choczeński sklepikarz, ksiądz Józef Pędziwiatr (1915-1977), proboszcz w Groniu-Leśnicy i Dziekanowicach, Edward Pędziwiatr (1931-1999).lekarz w Wadowicach i w Andrychowie.
  • Skoczylas – nazwisko pojawiło się po raz pierwszy w Choczni w 1838 roku, za sprawą Ignacego Skoczylasa z Kóz (1806-1842), inwalidy patentowego i byłego żołnierza 56 pp, który poślubił choczniankę Katarzynę Pietruszkę i miał z nią córkę Mariannę (Szczur) oraz dwóch synów: Ignacego i Jana. Do ich bardziej znanych potomków zalicza się bp. Józef Guzdek i Stanisław Skoczylas, działacz związkowy z „Fumis-Bumar” Wadowice. W 1969 roku ożenił się w Choczni Bolesław Skoczylas z Lipnika (z Zofią Guzdek), początkując drugą rodzinę choczeńskich Skoczylasów.
  • Wiercimak- w spisie wyborców z 1973 roku znajdowali się Ryszard I Stanisława Wiercimak pod numerem 303. Już w XVIII wieku to nazwisko występowało w Inwałdzie.
  • Wozichnoj- nazwisko pochodzące z Moraw, w polskiej wersji byłby to Wozignój. W 1875 roku Antoni Wozichnoj z Moraw poślubił choczniankę Annę Grządziel. W 1912 roku ich urodzony w Choczni syn Władysław wyemigrował do USA i nazwisko Wozichnoj zanikło. 
  • Złymaciek – więcej na temat tej rodziny tu- link

Nazwiska złożone, ale ze słów pochodzących z języka niemieckiego, były ponadto częste wśród mieszkających w Choczni Żydów, choć występowały też u osob innego pochodzenia:

  • Bleiberg (Blei „ołów, ołowiany” + Berg „góra”)- w 1899 roku urodził się w Choczni Mendel Bleiberg, syn Israela i Reisel Schoengut, uczeń gimnazjum w morawskich Hranicach i żołnierzck w czasie I wojny światowej. W 1939 roku został deportowany z Palestyny przez władze brytyjskie i po agresji niemieckiej na Polskę trafił do obozu pracy przymusowej w Częstochowie.
  • Brandstatter (Brand „ogień” + Staedter „mieszczanin”) – w Choczni to nazwisko pojawiło się w 1894 roku, kiedy to pochodzący z Moraw murarz Ferdynand Brandstaetter (1869-1912) poślubił choczniankę Franciszkę Koman (1870-1921). Z tego związku przyszło na świat ośmioro dzieci (czworo w Choczni i czworo w Wadowicach). 
  • Feuerstein (Feuer „ogień” + Stein „kamień”)- w 1840 roku został ochrzczony w Choczni imieniem Piotr 29-letni Szymon Feuerstein, syn Dawida i Salomei, mieszkający pod nr 22 (dzisiejsze Osiedle Malatowskie).
  • Gaszman (? + Mann „człowiek”) – nazwisko pojawiło się w Choczni w 1943 roku, gdy Karol Gaszman (1890-1960) poślubił Stefanię Wądrzyk- Gaszmanowie mieszkali na dzisiejszym Osiedlu Patria.
  • Goldberger (Gold „złoto, złoty” + berger „górski”)- rodzina żydowska mieszkająca w Choczni od co najmniej 1878 roku. Głowa rodziny Wolf Goldberger (1856-1920) był w różnych okresach swojego życia propinatorem w Choczni (karczmarzem), krawcem- tandeciarzem i handlarzem w Wadowicach. Większość jego urodzonych w Choczni dzieci (Salomon, Jakub, Beniamin, Bernard, Adolf i Ryfka) zginęła podczas II wojny światowej, jedynie syn Jozef (ur. 1896) wyemigrował do USA, gdzie pracował jako kelner. Zmarł w 1975 roku w Nowym Jorku.
  • Holcman (Holz „drewno” + Mann „człowiek”) – nazwisko zanotowane w metrykach choczeńskich po raz pierwszy w 1902 roku, przy okazji ślubu Wojciecha Holcmana z Wieprza i Honoraty Wider z Choczni. Ta para doczekała się ośmiorga dzieci.
  • Holzgruen (Holz „drewno” + gruen „zielony”) - żydowska rodzina, której głową był Joachim, arendarz i browarnik w karczmie dworskiej w 1817 roku.
  • Luftglas (Luft „powietrze” + Glas „szkło, szklany)- żydowska rodzina Dov-Bar i Estery Luftglasów mieszkała w Choczni od ostatniej dekady XIX do co najmniej 1932 roku. Najbardziej znanym ich potomkiem był Emanuel Luftglas (1896-1958) izraelski scenograf i malarz- link
  • Norenberg (? + Berg „góra”) nazwisko podawane w spisie wyborców z 1973 roku- pod numerem 200 zamieszkiwali Józef i Halina Norenberg.
  • Ochman  ( ? + Mann „człowiek”) pierwszy człon nazwiska został prawdopodobnie przekształcony z niemieckiego słowa: hoch „wysoki” lub Hoff- „dwór” lub Ach, Ahe-„woda” w górnoniemieckim i w zależności od przyjętej wersji może oznaczać wysokiego człowieka, dworaka lub człowieka sprawującego pieczę nad wodą. Odnotowano je po raz pierwszy w 1883 roku, kiedy Jan Ochman z Barwałdu (1857-1930) ożenił się z Anną Woźniak z Choczni (1863-1926). Para ta doczekała się dziesięciorga dzieci. Natomiast znany przedsiębiorca, działacz samorządowy i związkowy Jerzy Ochman (1953-2012) jest potomkiem Tadeusza Ochmana ze Stanisławia Dolnego, który w 1949 roku poślubił w Choczni Marię Wiktorię Turała.
  • Rosenberg (Rosen „różany, różowy” + Berg „góra”)- nazwisko notowane w Choczni od 1871 roku, czyli od chrztu Anieli, córki Salomona Rosenberga i Anny Starzec z Bulowic. Urodzeni w Choczni ostatniej dekadzie XIX wieku Irving i Edward Rosenbergowie, synowie Leona i Lene, wyemigrowali przed I wojną światową do USA, otrzymali tamtejsze obywatelstwo i do śmierci zamieszkiwali w Nowym Jorku.
  • Schoengut (Schoen „piękny” + gut „dobry”) – w 1877 roku urodził się w Choczni Joachim Schoengut, syn Mojżesza i Nachy, późniejszy koszerny rzeźnik żydowski, który wraz z żoną Fajglą był ojcem m.in. Szymona (ur. 1903), lekarza i podporucznika Wojska Polskiego, który po II wojnie światowej wyemigrował do Izraela, Emmanuela (1909-1943) ofiary KL Gross Rosen, Rolmana (ur. 1911), więźnia rosyjskiego specnasiołka i Chaima Henryka (1912-1943) podchorążego w kampanii wrześniowej 1939 roku, więźnia stalagu i żydowskiego partyzanta.
  • Schwarzmann (Schwarz „czarny” + Mann „człowiek”) – rodzina austriackiego sklepikarza Lepolda (ok. 1816-1856), któremu przed śmiercią w Choczni urodził się syn Leopold junior (1855). 
  • Silberschuetz (Silber „srebro, srebrny” + Schuetz „styk”; Schutz „ochrona”) żydowska rodzina obecna w Choczni od co najmniej 1874 roku, najbardziej znanym jej przedstawicielem był Beniamin Silberschuetz, nauczyciel religii mojżeszowej w szkołach średnich w Krakowie i we Lwowie, syn kupca Salomona i nauczycielki Estery.
  • Sternlicht (Stern „gwiazda, gwiezdny” + Licht „światło”) – w 1913 roku właścicielem choczeńskiej cegielni był Lipman Sternlicht, wadowicki kupiec i przedsiębiorca budowlany. 
  • Wachsmann (Wachs „wosk, woskowy” + Mann „człowiek”) – w 1900 roku zmarł w Choczni na raka żołądka żydowski kramarz Lipman Wachsmann, urodzony w 1857 roku w Chrzanowie, który z żoną Libą i rodziną mieszkał w domu pod nr 122 (górna część Białej Drogi).
  • Zollmann (Zoll „cło, celny” + Mann „człowiek” = celnik) żydowska rodzina Zollmann mieszkała w Choczni od pierwszej dekady XX wieku; w Choczni urodzili się Abraham (1908) absolwent wadowickiego gimnazjum, felczer w Drohobyczu w 1942 roku i Salomon (1910) dentysta w Chrzanowie, synowie choczeńskiego szynkarza Samuela Zollmana, rodem z Mszany.
  • Zuckerbrot (Zucker „cukier” + Brot „chleb”) w 1891 roku przyszedł na świat w Choczni Mojżesz Zuckerbrot, syn Chaima i Getli, rzeźni, współwłaściciel topiarni łoju w Krakowie, ofiara Holokaustu.

Nie można wykluczyć, że do powyższej kategorii można również zaliczyć nazwisko Warmuz, ale jego pochodzenie nie jest jednoznacznie wyjaśnione. Na koniec można dodać, że nazwiska złożone zdarzały się także u pełniących posługę w Choczni księży- np. Morgenstern, Niedojadło, czy Reinfuss,

czwartek, 11 marca 2021

Stare fotografie z Choczni

 

Fragment Góralskiej Drogi (dziś ulica Góralska) z widokiem na Księży Las, Łysą Górę z grzbietem w stronę Iłowca i Magurę Ponikiewską (Królewiznę) z przyległościami (na ostatnim planie).

Data wykonania zdjęcia nie jest znana.

Fotografia pochodzi z wydanej w ubiegłym roku książki Zbigniewa Bieniasza pod tytułem "Lolek Złotempisany"

poniedziałek, 8 marca 2021

Najazd na plebana choczeńskiego w 1686 roku

 W "Księgach grodzkich oświęcimskich"  (Acta Castrensia Osviecimensia), znajdujących się w zasobach Archiwum Państwowego w Krakowie, zachowały się trzy strony dotyczące sprawy sądowej, którą wytoczył proboszcz choczeński ks. Kacper Sasin przeciwko szlachcicowi Wojciechowi Idzikowskiemu ze starostwa barwałdzkiego.

Przedmiotem dochodzenia przed sądem było następujących sześć zarzutów:

  1.  W piątek po Święcie Trójcy Świętej 1686 roku (14 czerwca) pijany Wojciech Idzikowski miał najechać na plebana choczeńskiego Kacpra Sasina z nabitymi pistoletami.
  2.  Idzikowski miał poszczuć psem gończym księże świnie, które znajdowały się na terenie ówczesnego cmentarza choczeńskiego (koło kościoła parafialnego), w wyniku czego owe świnie „poplwane zostały przez psa”.
  3. Idzikowski miał kazać sobie kościół otwierać i posłał w tym celu po klucze do plebana Sasina jego poddanego, nazywanego Płonką, ale tenże proboszcza nie zastał.
  4. Wobec tego rozzłoszczony Idzikowski miał wjechać na księże pola i umyślnie stratować trawę oraz rosnący tam owies, przejeżdżając kilka razy tam i z powrotem.
  5. Wracając ze stratowanego pola Idzikowski miał napotkać w końcu plebana Sasina i na jego uwagę o sporządzonych szkodach miał go zelżyć, a następnie wyciągnąć pistolet i dwukrotnie wystrzelić w jego kierunku, tak że Sasin musiał schronić się za drzewem.
  6.  Szlachcic miał nakłaniać świadków wydarzeń, by nie zeznawali przeciwko niemu, lecz przeciwko plebanowi.

Świadkami tych wydarzeń mieli być między innymi Fabian Gołębiewski, Stanisław Górniński, Wojciech Tuszyński (organista choczeński i nauczyciel w szkółce przyparafialnej), poddany plebański Płonka, zwany też Krzescakiem lub Krzeszowskim (ponieważ pochodził z Krzeszowa), Franciszek Zając i Tomasz Wątroba (choczeńscy rolnicy).

Urzędnik sądowy zebrał zeznania świadków, przeprowadzając dochodzenie (inkwizycję),  w wyniku którego znaczna część zarzutów znalazła potwierdzenie.

  • Szlachetnie urodzony Fabian Gołębiewski zeznał, co następuje:

    Słyszałem, że Pan Idzikowski przyiechał do kościoła choczeńskiego, który sobie kazał otworzyć i na cmentarzu świnię psem czwał, potem posyłał poddanego z Choczni, nieiakiego Płonkę, do Xiędza Plebana aby kościół kazał otworzyć. Poddany nie odpowiedział, tylko poszedł w pole, gdzie sadził księdzu kapustę. Idzikowski jechał za nim przez łąkę, a widząc to ks. Sasin zawołał tedy na niego: Pogański synu! Nie dość że mi grad potłukł, a ty mi psuiesz łąkę ! Na te słowa Idzikowski wystrzelił raz, a pleban zawołał na niego: Na Turki strzelay! Idzikowski zajechawszy na stawki plebańskie strzelił drugi raz. Przedtem był na plebani u księdza, ale co tam sobie mówili nie wiym. Tak powiadali, że sobie był podpił Pan Idzikowski z Panem Drozdowskim w karczmie, tam tesz słyszeł, że iest okazya poddanym do różnych calumni przeciwko X. Plebanowi.

    Szlachetnie urodzony żołnierz Stanisław Górniński, który przyiechał na ten czas do Choczni, zeznał, że nie słyszał jakoby Pan Idzikowski miał najechać ks. Sasina z nabitymi pistoletami i szczuć psem świnie na cmentarzu. Słyszał natomiast, że tenże kazał sobie drzwi kościoła otworzyć. Mowa była też o tym, że ksiądz uszedł w pole i schował się w krzaki, a Idzikowski dwukrotnie wystrzelił, ale tego nie słyszał. Słyszał z kolei, jak Idzikowski lżył plebana na jego gruncie, ale nie słyszał jakie to były słowa. Wiadomym mu było, że Idzikowski podpił sobie w karczmie i chłopów namawiał na zeznania.

    Z kolei organista Wojciech Tuszyński stwierdził:

    Widziałem kiedy Pan Idzikowski pijany będąc przyjechał z wieczora w piątek po Święcie Trójcy Św. na cmentarz kościoła choczeńskiego, na którym zastał świnie dwoie y poszczwał ie psami, potem iadąc przez podwórze zobaczył mnie i mówił mi czemuście kościoła nie otworzyli- powiedziałem, że kluczy nie mam. Wyiechawszy potem z podwórza iechał przez łąkę X. Plebanowi strzelił dwa razy, ale tego już świadek nie widział, gdyż stał w pszczelniku (przy ulach z pszczołami). Z tego powodu nie słyszał też wzajemnego lżenia – więcej na ten temat jego zdaniem mogli powiedzieć ci, co sadzili w polu kapustę. Nie słyszał także o buntowaniu chłopów przeciw plebanowi.

    Natomiast  Jan Krzeszowski, robotnik plebański zeznawał:

    Sadziłem kapustę w ten czas X. Plebanowi, kiedy P. Idzikowski iechał piyany przez łąkę i grunt plebański, na którego wołał X. Pleban, ale nie wiem co, bom roboty pilnował- wysypywałem bruzdy. Idzikowski strzelił dwa razy, świadek słyszał że Sasin wołał na niego: Na Turki strzelać ! Słyszał również, że Idzikowski kazał sobie otwierać kościół y chłopa słał na pole X. Plebana o to.

Niestety ani zeznania dalszych świadków, ani ewentualny wyrok, nie zachowały się do czasów współczesnych. 

Podziękowania za wyszukanie i  udostępnienie tego dokumentu należą się Krzysztofowi Safernie.