poniedziałek, 31 lipca 2023

Zaproszenie na "Szopkę Republiki Choczeńskiej" z 1950 roku

 21 lutego 1950 roku na oficjalnym papierze posła na Sejm Ustawodawczy dr Józefa Putka ukazało się zaproszenie o następującej treści:

Zaproszenie

Niniejszym zapraszam na tradycyjną "śledziówkę" Zespołu Naszej choczeńskiej Orkiestry Amatorskiej i architektów amatorskiego zespołu teatralnego, która odbędzie się dzisiaj o godzinie 18 w sali "Sokoła", t.j. 21 lutego 1950 r.

Jedzenia i napitków nie trzeba brać ze sobą, bo na miejscu za złożeniem zaliczki jest przygotowany "Korytas".

Przybycie Szanownych zaproszonych w towarzystwie ich Żon będzie mile widziane. Dziatki niech zostaną w domu. Nie odnosi się to do takich dziadków, co są już pełnoletni.

Chocznia dnia 21 lutego 1950 r.

Obywatele:

  1. Tomasz Szczur
  2. Władysław Babiński
  3. Józef Malata
  4. Ignacy Szczur
  5. Franciszek Szczur
  6. Tomasz Malata
  7. Kazimierz Szczur
  8. Michał Stuglik
  9. Drożdż Aleksander
  10. Mlak Jan
  11. Józef Piegza
  12. Józef Pindel
  13. Jan Bylica
  14. Klemens Guzdek
  15. Władysław Świętek
  16. Bąk Leon
  17. Pietruszka Stanisław
  18. Widrowa Franciszka
  19. Dębak Stanisław
  20. Wider Franciszek
  21. Oleksowa Maria
  22. Drapianka Maria
  23. Gazda Józef
  24. Zając Eugeniusz
  25. Franciszek Dąbrowski
  26. Franciszek Ramenda z góry
  27. Bąk Barbara
  28. Brońka Franciszek
  29. Józef Guzdek
  30. Kot Henryk
  31. Gazdówna Adolfina
  32. Twarożanka Justyna
  33. Stypuła Franciszek
  34. Ramenda Franciszek z dołu
  35. Gzelowa Aleksandra
  36. Stanaszkowa Helena
  37. Kosowska Bronisława
  38. Franciszek Świadek
  39. Zając Bolesław
  40. Wider Karol
  41. Maj Józef
  42. Malata Jan
  43. Gazda Jan
  44. Widlarz Antoni
  45. Nowak Tadeusz
  46. Guzdek Klemens II
  47. Legut Kasper
  48. Paterakowie
  49. Karkulewska Aniela
  50. Justyna Ścigalska
  51. Franciszek Frączek
  52. Tabak Andrzej
  53. Kazimierz Ścigalski
  54. Urszula Ścigalska
Autorem satyrycznej szopki był oficjalnie Józef Choczyński, ale pod tym pseudonimem ukrywał się sam Putek. To jedyny znany jego utwór wierszowany, zdecydowanie inny w charakterze, niż uprawiana przez niego na co dzień publicystyka polityczno-społeczno-historyczna.

Wymieniona w tytule "Republika Choczeńska" to nawiązanie do w miarę niezależnej polityki choczeńskiej gminy w stosunku do odgórnych zaleceń i nacisków władz powiatowych, centralnych i aparatu bezpieczeństa publicznego. 

Szopka została wystawiona na kilka miesięcy przed aresztowaniem Józefa Putka, pozbawieniem go mandatu posła i wykluczeniem go ze Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego. Ponadto Putek i jego zwolennicy (wymienieni powyżej) stracili wtedy władzę w Choczni, co oznaczało koniec "Republiki Choczeńskiej".

Treść szopki jest bardzo ciekawa, ale zrozumienie zawartej w niej satyry wymaga gruntownej znajomości ówczesnej sytuacji. Dlatego jej ewentualna publikacja będzie wymagała dodania licznych przypisów i wyjaśnień.

Tytułem uzupełnienia można dodać, że scenografię do szopki budował w Domu Ludowym Tadeusz Twaróg, postacie "rzeźbił i ekwipował" Władysław Babiński, a elektryfikację sceny wykonał autor szopki, czyli Jóżef Putek. 

Ilustrację muzyczną dał zespół Choczeńskiej Orkiestry Amatorskiej (wtedy jeszcze niepowiązanej z OSP) pod batutą kapelmistrza Franciszka Zięby a ponadto 14-letni harmonista Edward Drożdż.



czwartek, 27 lipca 2023

Uroczyste powitanie nowego proboszcza w 1895 roku

 

Po śmierci wieloletniego choczeńskiego proboszcza ks. Józefa Komorka (9 lipca 1895 roku), który sprawował posługę  w Choczni łącznie przez  56 lat (jako wikary i proboszcz), administratorem choczeńskiej parafii został od 29 sierpnia 1895 roku ksiądz Alfons Majcher z zakonu paulinów. Pełnił tę funkcję do 2 listopada, to jest do przybycia nowo mianowanego proboszcza ks. Józefa Dunajeckiego, do tej pory wikariusza w Bochni i dyrektora szkoły  żeńskiej przy klasztorze sióstr benedyktynek w Staniątkach. Wcześniej nosił on nazwisko Babiarz i pochodził z chłopskiej rodziny z niewielkiej wsi Kupienin położonej w obecnym powiecie dąbrowskim przy granicy województw małopolskiego i świętokrzyskiego.

23 października 1895 roku Rada Gminna w Choczni na wniosek 8 radnych podjęła uchwałę o uroczystym powitaniu nowego proboszcza. O terminie przybycia i powitania mieli być powiadomieni wszyscy mieszkańcy gminy poprzez ogłoszenie z ambony oraz wysłanie do nich gminnych posłańców.

Do współudziału w uroczystości zaproszono gminę Kaczyna, tworzącą z Chocznią jedną parafię.

Co najmniej 40 gospodarzy miało utworzyć asystę konną, która miała wyjechać przed nowego proboszcza i towarzyszyć mu w drodze do wsi. Ustalono, że na drodze wiodącej do kościoła zostanie ustawiona brama powitalna z odpowiednimi napisami, a sama droga zostanie „obmajona” (co było dość trudne na początku listopada). Działające w Choczni bractwa religijne (Apostolstwa Modlitwy, Towarzystwa Trzeźwości i Wstrzemięźliwości oraz  Bractwo Różańcowe) miały wyjść ze świecami ku bramie powitalnej, niosąc swe oznaki, chorągwie i święte obrazy. W uroczystym pochodzie ku kościołowi nowemu plebanowi towarzyszyć mieli także najstarsi mieszkańcy gminy oraz młodzież szkolna pod kierunkiem nauczycieli. Planowano także oddanie salw z moździerzy, używanych zwykle przy mszach rezurekcyjnych i odpustach oraz „stosowną” muzykę graną na żywo przez miejscowe kapele. Kolator parafii – Stanisław Dunin z Głębowic – miał na przywitanie wręczyć ks. Dunajeckiemu tacę z chlebem, solą i wodą w karafce.

Słowa przywitania miał wygłosić w imieniu władz gminy wójt Józef Czapik, a w imieniu szkoły jej kierownik Franciszek Wiśniowski.

Co do szczegółów poproszono o konsultację z ks. administratorem Majcherem.

Koszty powitania uchwalono pokryć z kasy gminnej. Wszyscy radni gminni „mieli przyczynić do przygotowania potrzebne przedmioty i kierować porządkiem”.

Początki posługi nowego proboszcza, jak i jego późniejsza praca w Choczni nie zostały opisane w Kronice Parafialnej, ponieważ ks. Dunajecki w przeciwieństwie do swoich poprzedników zaniechał dokonywania w niej wpisów. W Choczni przebywał przez ponad 38 lat, aż do swojej śmierci w 1934 roku.

poniedziałek, 24 lipca 2023

Jan Wider - Sybirak, żołnierz I wojny światowej i wojny domowej w Rosji

 


Jan Wider był najstarszym dzieckiem Karola i Anny z domu Malec, a zarazem jedynym ich potomkiem urodzonym w Choczni (23 czerwca 1890 roku). Ponieważ jego ojciec Karol Wider wyjechał w celach zarobkowych do Stanów Zjednoczonych Ameryki, to mały Jan z matką zamieszkali w jej rodzinnym domu w Polance Wielkiej. Tam przyszedł na świat jego młodszy brat Alojzy. Po powrocie zza "wielkiej wody" Karol Wider zakupił parcelę rolną w Wadowicach, ciągnącą się od dzisiejszej ulicy Słowackiego po granicę z Chocznią i postawił na niej drewniany dom, do którego przeprowadził się z żoną, Janem i Alojzym.

Ze wspomnień Józefa Janika wynika, że jego wujek Jan Wider w 1912 roku wstąpił na służbę do armii austriackiej, a po wybuchu I wojny światowej wyruszył na front wraz z 56. Pułkiem Piechoty. W 1915 roku Jan Wider dostał się do niewoli rosyjskiej i był więziony w stanicy Nikołajewskiej w guberni akmolińskiej (dzisiejszy północny Kazachstan). Tam pracował przymusowo w trudnych warunkach klimatycznych i materialnych.

W październiku 1918 roku w Omsku Jan Wider wstąpił na ochotnika do 5 Dywizji Strzelców Polskich, formacji organizowanej przede wszystkim z byłych jeńców polskiego pochodzenia, której celem była walka z bolszewikami. Akcją wojskową na Syberii kierował major Walerian Czuma z Wadowic. W ramach 5 Dywizji Strzelców Polskich, zwanej też Dywizją Syberyjską, Jan Wider brał udział w wielu bitwach i potyczkach z wojskami bolszewickimi, między innymi pod Barnaułem, Litwinowem i trzydniowych starciach pod miastem Tajga. Te starcia odbywały się w warunkach surowej syberyjskiej zimy. Ponieważ większość oddziałów Dywizji Syberyjskiej została ostatecznie otoczona przez wojska bolszewickie, to 10 stycznia 1920 roku jej żołnierze złożyli broń w okolicach stacji kolejowej Klukwiennaja i Jan Wider ponownie znalazł się w niewoli.

Do Polski powrócił we wrześniu 1921 roku na mocy ustaleń traktatu ryskiego, kończącego wojnę polsko-bolszewicką. Formalnie został wcielony do 83 Pułku Piechoty w miejscowości Kobryń (dzisiejsza Białoruś), po czym skierowano go do rezerwy. Gdy dotarł do Wadowic po 9 latach nieobecności, był wychudzony, zarośnięty i zawszony. Własna matka, nie poznała go i z początku, myślała że jakiś żebrak zawitał w jej progi.

W niepodległej Polsce Jan Wider pracował jako strażnik więzienny w Wadowicach. Należał do miejscowego oddziału Związku Byłych Ochotników Armii Polskiej i do Strzelca. 

25 listopada 1923 roku poślubił w Wadowicach Albinę Nowak z Gierałtowiczek. To było jego trzecie podejście do stanu małżeńskiego, pierwsze dwie próby mimo wyjścia zapowiedzi nie zakończyły się powodzeniem.

Jan Wider początkowo mieszkał z żoną Albiną w wynajętej izbie, a następnie przeprowadził się do nowo wybudowanego domu na parceli otrzymanej od rodziców (ul. Słowackiego 26), który dzielił z bratem Alojzym. Poza krótkim epizodem pracy w Żywcu (przełom lat 20. i 30. XX wieku) do wybuchu II wojny światowej  był zatrudniony w wadowickim więzieniu. 

Z żoną Albiną doczekał się ośmiorga dzieci- trzech synów: Bronisława, Eugeniusza i Kazimierza oraz pięciu córek: Marii, Janiny, Bogumiły. Barbary i Teresy.

Według jego syna Eugeniusza (karmelity o. Dominika): tata  był z usposobienia melancholikiem, człowiekiem bardzo prawym i pobożnym. Odznaczał się dużą pracowitością. Cieszyły go kwiaty, róże, drzewa owocowe: umiał je szczepić, zapylać. Praktycznie umiał robić wszystko. W domu były dobre narzędzia stolarskie, ślusarskie, szewwskie, murarskie, hodował gołębie (białe pawiki). Bardzo rzadko miał złe nastroje - tylko wtedy jak go rodzinka próbowała nastroić. Z przeciwności, a jak każdy ich nie uniknął, umiał wychodzić obronną ręką. 


We wrześniu 1939 roku został ewakuowany z obsadą więzienia na wschód, później przebywał na przymusowych robotach. Zmarł wkrótce po wkroczeniu wojsk radzieckich do Wadowic - 5 lutego 1945 roku. Spoczywa na wadowickim cmentarzu parafialnym.

czwartek, 20 lipca 2023

Choczeńskie dokumenty - plakat z 1929 roku


 Oryginalny plakat z 1929 roku - obwieszczenie o plebiscycie dotyczącym zakazu sprzedaży i wyszynku w Choczni napojów alkoholowych.

Więcej o tej sprawie można przeczytać we wcześniejszej notatce - link




poniedziałek, 17 lipca 2023

O dawnych szkołach w górnej Choczni

 Przed 1879 rokiem zajęcia szkolne w górnej części wsi prowadzone były w wynajmowanych izbach od:

- młynarza Antoniego Styły „Kotusia” spod nr domu 167, usytuowanego przy dzisiejszej ulicy Głównej,

- Kazimierza Twaroga (nr domu 175) za 8 złotych reńskich rocznie (1876). Na parceli Kazimierza Twaroga stoi obecnie dom pod adresem Zarąbki nr 50.

30 listopada 1877 roku Rada Gminna w Choczni wybrała komitet budowy szkoły w Choczni Górnej w składzie: Antoni Styła „Kotuś” (przewodniczący),  Wojciech Graca, Franciszek Sikora, Andrzej Ramza i Józef Buldończyk, który miał „się zająć około wszystkich potrzeb przy tej budowie”. Jednocześnie Antoni Styła został upoważniony do wydania od 50 do 80 złotych reńskich z gminnej kasy na zakup drewna pod tę budowę.

17 marca 1878 roku naczelnik gminy Józef Czapik został uprawniony do wydania 200 złotych reńskich z funduszu spichrza gminnego na budowę szkoły w części górnej wsi.

17 listopada 1878 budowa tej szkoły ciągle trwała, na co dowodem są żądania stawiających ją cieśli o polepszenie ich płac. Rada gminna nie wyraziła na to zgody.

29 marca 1879 roku nowo wybrana rada gminna wyznaczyła na wniosek Antoniego Styły Jakuba Sikorę i Wojciecha Styłę do dozoru przy ukończeniu szkoły w Choczni Górnej.

31 sierpnia 1879 roku szkoła była już gotowa do przyjęcia uczniów, a rada gminna przyznała „3 sągi drewna twardego na opał dzieciom”.

W listopadzie 1879 roku w nowo wybudowanej szkole rozpoczęły się zajęcia szkolne, które miały trwać do 1 maja 1880 roku. Gmina przeznaczyła na płacę nauczyciela 15 złotych reńskich. Szkoła mieściła się na Drapówce w pobliżu Sołtystwa.

20 klutego 1880 roku gmina na wniosek Rady Szkolnej Okręgowej wydelegowała Antoniego Styłę i Wojciecha Czapika do rozprawy konkurencyjnej w sprawie szkoły w Choczni Górnej. W tej rozprawie Chocznię mieli reprezentować też wójt i jego zastępca.

27 stycznia 1904 roku na posiedzeniu rady gminnej w Choczni radny Antoni Styła w długiej przemowie przekonywał pozostałych radnych o potrzebie budowy nowej szkoły nie tylko w Choczni Dolnej, ale i w górnej części wsi. Ta druga szkoła miała powstać na gruncie, który gmina zamierzała zakupić od Franciszka Kręciocha. Doszło nawet do wstępnych ustaleń w tej sprawie i Kręcioch otrzymał zadatek w wysokości 50 koron, ale sfinalizowanie tej transakcji przeciągało się. Stanowisko Styły poparł Franciszek Wcisło, natomiast przeciwnego zdania był młynarz z Choczni Górnej także nazywający się Antoni Styła (określany w dokumentach jako Antoni Styła starszy lub „Kotuś”), czyli przewodniczący komitetu budowy poprzedniej szkoły. Antoni Styła „Kotuś” uważał, że gmina nie ma żadnych funduszy na ten cel, a istniejąca dotąd szkoła „jest jeszcze dotąd odpowiednią”. Tego samego zdania był radny Szymon Łapka. Wtedy Antoni Styła (młodszy) „podniesionym głosem wysłowił się przed Radą gminną, że jeżeli niechcecie przystąpić do budowy szkoły i psujecie tę sprawę, to jesteście wrogami (oświaty)” i oddalił się z posiedzenia. Urażony słowami Antoniego Styły (młodszego) poczuł się radny Piotr Widlarz i stwierdzając „że na posiedzeniu Rady wrogów nie potrzeba” także oddalił się z posiedzenia. Jak zanotował sekretarz gminy Jan Cierpiałek, powstał wówczas duży zamęt, posiedzenie opuścili także Jakub Sikora i Antoni Styła „Kotuś”, a naczelnik gminy Antoni Sikora zarządził przerwę na ostudzenie nastrojów. Niestety po przerwie okazało się, że nie ma odpowiedniej liczby radnych do podejmowania decyzji i posiedzenie musiało zostać zakończone, bez żadnych ustaleń w sprawie szkoły.

Do kolejnego posiedzenia rady doszło dopiero 2 miesiące później (27 marca). W sprawie budowy szkoły w górnej Choczni okazało się, że nikt nie pamięta, kto przekazał zaliczkę Kręciochowi. Antoni Styła młodszy przyznał, ze on sam wyasygnował te pieniądze, a wójt Sikora zaprzeczył, by je wręczył, ponieważ nie miał upoważnienia od radnych. Dalej Styła młodszy starał się złagodzić swoje słowa z poprzedniego posiedzenia o wrogach, ale radni większością głosów uznali, że powiedział dokładnie to, co zanotowano w protokole (przy 6 głosach przeciwnych). Następnie wójt Sikora odmówił Style młodszemu prawa głosu, a na propozycję radnego Józefa Czapika wybrano trzech członków rady, którzy mieli zająć się wykupem parcel pod budowę dwóch szkół- w Choczni Dolnej i Górnej. Byli to wójt Sikora, Józef Czapik i Antoni Styła młodszy. Uchwalono także, by odebrać zadatek od Kręciocha, skoro ten przewleka sprawę sprzedaży i obarczyć go kosztami oględzin tej parceli.

Kulisy niedoszłej transakcji wyjaśnił Antoni Styła młodszy na kolejnym posiedzeniu rady 10 kwietnia 1904 roku, informując radnych, że „żona jego (tzn. Kręciocha) stała się uporczywą i niechciała sprzedać gruntu, przez co niedokończono kupna”. Wobec tego na tym samym posiedzeniu rady Józef Czapik zaproponował, by pod dwuklasową szkołę w górnej części wsi zakupić grunt po Szczyrbowskim (chodziło o Andrzeja Szczerbowskiego z Tomic, męża Ludwiki z domu Drapa), który był położony na Drapówce, w dogodnym miejscu przy drodze z środkowej do górnej części wsi. Pełnomocnikami gminy do sprawy przeprowadzenia zakupu mieli być Sikora, Styła młodszy i Czapik, których wybrano w tym celu na poprzednim posiedzeniu. Radni jednogłośnie przyjęli propozycje Czapika i postanowili przeznaczyć na zakup gminne środki zgromadzone na książeczce w wadowickiej Kasie Oszczędności, nie określając górnej granicy ceny zakupu. Właścicielami tej parceli („po Szczyrbowskim) byli wówczas Gerwazy Rakoczy i Mikołaj Burzyński.

20 maja 1904 roku Józef Czapik poinformował radnych, że grunt pod szkołę w Choczni Górnej został zakupiony za 1100 koron.

18 grudnia 1904 roku na wniosek Piotra Widlarza wybrano kilku członków rady gminnej, by w porozumieniu z inspektorem oświatowym sfinalizowali budowę szkoły w Choczni Górnej. W tej komisji znaleźli się: wójt Antoni Sikora, wnioskodawca Piotr Widlarz, Antoni Styła młodszy, Antoni Styła „Kotuś” i Józef Czapik.

1 września 1905 roku szkoła ta rozpoczęła działalność jako szkoła etatowa jednoklasowa. 

czwartek, 13 lipca 2023

Choczeńska biblioteka w 1964 roku

 8 grudnia 1964 roku Stanisław Duda, kierownik biblioteki w Choczni, przedstawił radzie gromadzkiej analizę działalności podległej mu placówki.

W tym czasie biblioteka gromadzka posiadała 5.136 książek, z których część znajdowała się w punktach bibliotecznych w Choczni Górnej (334) i w Kaczynie (508). Ten księgozbiór można było podzielić na następujące działy:

- literatura piękna 3.200 książek,

- literatura młodzieżowa 800 książek, 

- literatura rolnicza 720 książek,

- literatura popularno-naukowa 416 książek.

Kierownik Duda ocenił stan księgozbioru pod względem ilościowym i jakościowym jako wystarczający dla potrzeb miejscowej ludności.

W 1964 roku z zasobów biblioteki skorzystało 500 czytelników, a ponadto 64 w Choczni Górnej i 44 w Kaczynie, czyli łącznie 608 osób.

Ilość czytelników w stosunku do 1963 roku wzrosła o 28.

Największą grupę korzystających z biblioteki stanowili czytelnicy w wieku powyżej 20 lat (262 osoby), a następnie do 15 lat (123) i między 15 a 20 lat (115).

Wymieni wyżej użytkownicy w 1964 roku wypożyczyli 8.994 książki.

Biblioteka gromadzka prowadziła konkurs czytelniczy, w którym wzięło udział 85 czytelników, zajmując pierwsze miejsce w powiecie i trzecie w województwie. W nagrodę otrzumała radioodiornik "Romans".

W okresie jesienno-zimowym biblioteka przystąpiła do kolejnych konkursów czytelniczych "Złoty Kłos dla twórcy" oraz "Wędrujemy po Polsce śladem XX-lecia".

Ponadto biblioteka brałą udział we współzawodnictwie międzybibliotecznym z okazji XX lecia PRL.

Przy bibliotece istniało Koło Przyjaciół Biblioteki liczące 77 członków.



poniedziałek, 10 lipca 2023

Duninowie w Choczni

 

Duninowie herbu Łabędź to jeden z najstarszych rodów szlacheckich w Polsce. Według przekazów rodzinnych wywodzą się od możnowładcy śląskiego Piotra Włostowica (ok. 1080-1153), wojewody na dworze Bolesława Krzywoustego i Władysława II Wygnańca, który nie używał jednak ani herbu Łabędź, ani nazwiska Dunin. Najstarszy zachowany dokument z pieczęcią herbu Łabędź pochodzi z 1326 roku i dotyczy Miecława z Konecka, rycerza kujawskiego. Natomiast pierwszym znanym Doninem/Duninem był Donin z Miączyna w 1350 roku, a pierwszym Duninem pieczętującym się Łabędziem Dunin z Krajowa w 1412 roku. 

Żyjący w XV wieku kronikarz Jan Długosz napisał, że Piotr Włostowic przywędrował na polski dwór królewski z Danii i stąd wziął się jego przydomek (Dunin czyli Duńczyk) oraz łabędź na tarczy herbowej, stanowiący element charakterystyczny dla heraldyki duńskiej. Jednak nowsze badania genealogiczne, historyczne i genetyczne raczej wykluczają duńskie pochodzenie Duninów. Nazwisko Dunin mogło powstać od imienia Dominik, używanego w tym rodzie, czego przykładem jest choćby podkanclerzy Dominik ze Skrzyńska, brat wymienionego już Dunina z Krajowa. Według innej teorii (prof. Bieniaka) Dunin/Donin to jednak Duńczyk, tyle że nie Piotr Włostowic, a jego praprawnuk o tym samym imieniu, który mógł przebywać na dworze duńskim w połowie XIII wieku i zostać pomylony przez późniejszych kronikarzy ze swym sławnym przodkiem. 

Ważnym elementem łączącym późniejszych Duninów z Piotrem Włostowicem z XII wieku jest miejscowość Skrzyńsko na Mazowszu, zwana też dawniej Skrzynnem, ponieważ istnieją dowody na to, że została podarowana Piotrowi przez Krzywoustego za uprowadzenie księcia przemyskiego Wołodara. Pierwszym Łabędziem ze Skrzyńska związanym z historią Choczni był Mszczugij (Mściwoj), rycerz Władysława Jagiełły, który według Długosza w czasie bitwy pod Grunwaldem zawiadomił króla o śmierci wielkiego mistrza krzyżackiego, co bywa interpretowane w ten sposób, że sam był tej śmierci sprawcą lub współsprawcą. Mszczugij w 1444 roku odkupił za 3000 czerwonych złotych dobra barwałdzkie razem z Chocznią od Mikołaja Serafina. Dwa lata później Mszczugij zmarł, a Chocznię z resztą dzierżawy barwałdzkiej odziedziczył jego krewny Włodek Skrzyński. 

Z kolei pierwszym Duninem, który pojawił się w księgach metrykalnych z Choczni, był niejaki Jakub, który 19 listopada 1652 roku był świadkiem ślubu, zawartego w choczeńskim kościele parafialnym przez Jana Kaźmierowskiego i Annę Zachariasiewicz. Być może ten sam Jakub Dunin wymieniany jest w 1682 roku  w metryce chrztu Franciszka Mroczkowskiego, jako jego dziadek (ojciec jego matki Elżbiety z Duninów). 

Stałe związki Duninów z Chocznią datują się od czasu małżeństwa Rozalii Majeranowskiej, córki właściciela miejscowego majątku sołtysiego z podstolim zatorskim i oświęcimskim oraz burgrabią krakowskim Stanisławem Michałem Duninem. W 1765 roku w lustracji królewskiej Stanisław Dunin jest podany jako właściciel choczeńskiego sołectwa. Należał on do linii rodowej Duninów, określanej jako Szpotowie, najprawdopodobniej od cechy fizycznej któregoś z przodków, który miał szpotawą, czyli zdeformowaną stopę. Herbem Duninów Szpotów był też Łabędź, ale odmienny: ze złotą koroną na głowie i na szyi oraz z pierścieniem w dziobie. Profesor Janusz Bieniak na podstawie dość przekonujących przesłanek (ale nie twardych dowodów) wywodzi Szpotów od Krystyna, prawnuka Piotra Włostowica. Stanisław i Rozalia Duninowie mieli w Choczni dziewięcioro dzieci: Jacentego Karola Józefa (1759), Wincentego (1761), Annę Kunegundę (1763)- późniejszą żonę Ignacego Dunina Mieczyńskiego i matkę urodzonej w Choczni Justyny (1791), Franciszka (1765), Wojciecha (1769), Grzegorza Wincentego Ferrariusza (1771), Franciszka Ksawerego Mikołaja (1776), Michała (1779) i drugiego Wojciecha (1781). 

Według Metryki Józefińskiej posiadali w Choczni nieco ponad 127 mórg gruntu, co stanowiło 4 % powierzchni wsi. Składały się na to: drewniany dworek ze stajniami, stodołami, oborą, wozownią i podwórcem, 52 parcele gruntowe (68% grunty orne, 24 % pastwiska), a także lasy olchowo-jodłowe (prawie 25 mórg), 4 stawy: Kochanek, Iziebny, Młyński i Szczurowski oraz łowisko na Stawku w Rzyczkach. Ziemie Duninów ciągnęły się pasem od granicy z Inwałdem po granicę z Zawadką, przekraczając po drodze Choczenkę. W skład Sołtystwa wchodziły też karczma i młyn. Pracowali tam liczni robotnicy najemni - poddani sołtysi: Drapowie, Ryczkowie, Graboniowie, Radwanowie, Tuszyńscy, Kwiatkowscy, Szczyptowie i Trzopowie. Stanisław Michał Dunin zmarł w Choczni w 1787 roku w wieku 70 lat, czyli w czasie sporządzania Metryki Józefińskiej. Majątek sołtysi przejął po nim najstarszy syn Jacenty Karol Józef Dunin, używający przeważnie tylko trzeciego ze swoich imion, który rok później ożenił się w Witanowicach z rok starszą od siebie Justyną Antoniną z domu Roemer, córką właściciela Witanowic Górnych i Lgoty Górnej. Młoda para mieszkała początkowo w dworze w Witanowicach Górnych, gdzie w 1789 roku urodził się im syn Franciszek, a następnie w dworze w tak zwanej Czwartej Części Lgoty. Tam przyszły na świat ich kolejne dwie córki: Barbara Wiktoria Ewa i Joanna Zofia Magdalena. Po śmierci ojca Justyny - Antoniego Roemera Duninowie znów zamieszkali w Witanowicach Górnych i mieli tam cztery córki, z których trzy zmarły w dzieciństwie oraz dwóch synów: Jana Stanisława (1802) i Antoniego Piotra Hipolita (1803). W 1808 roku najmłodszy syn Michał Napoleon Dunin przyszedł na świat w Choczni. W 1802 roku Józef Dunin odprowadzał z tytułu taczma (podatku kościelnego) po 1 korcu żyta i owsa rocznie na rzecz plebanii w Choczni, o wartości około 20 złotych reńskich. Zmarł w Choczni w 1817 roku w wieku 59 lat. 

Jego czterej synowie odebrali staranne wykształcenie. Najstarszy Franciszek od 1805 roku uczęszczał do Gimnazjum Św. Anny w Krakowie, a po jego ukończeniu w 1816 roku wstąpił do zakonu paulinów. Rok później złożył śluby wieczyste, przybrał zakonne imię Dominik i rozpoczął studia teologiczne w Warszawie. Gdy uzyskał święcenia  kapłańskie, rozpoczął pracę kaznodziei w konwencie warszawskim. Następnie przebywał w Częstochowie, a w latach 1824-30 w Leśnej na Podlasiu. Tam pełnił funkcję podprzeora i zajmował się biblioteką. Po powrocie do Częstochowy był członkiem kapeli zakonnej, succentorem odpowiedzialnym za nauczanie i prowadzenie śpiewu chorałowego i ostatecznie kantorem chóru, czuwającym nad poziomem wykonawczym chóru i jego repertuarem, do którego wprowadzał własne kompozycje wokalno-muzyczne, niezachowane do czasów współczesnych. Po śmierci w 1832 roku spoczął w krypcie kaplicy św. Pawła Pustelnika w Częstochowie. Jego młodsi bracia Jan, Piotr (Antoni Piotr Hipolit) oraz Michał uczęszczali do gimnazjum w Cieszynie. Piotr i Michał uczyli się także w Kolegium Pijarów w Podolińcu na Spiszu. To właśnie oni zostali współwłaścicielami majątku sołtysiego w Choczni, ale praktycznie administrował nim tylko Piotr. Michał skupiał się na swoich włościach w Witanowicach Górnych, które przypadły mu po małżeństwie z panną Marianną Olgą Milżecką, córką właścicieli tej części Witanowic. W sumie miał trzy córki, dwie z Marianną i jedną z jej siostrą Ludgardą. Zmarł jako dziedzic Witanowic Górnych w 1862 roku, a schedę po nim przejęła córka z pierwszego małżeństwa Bronisława Bogdani. Znane są także losy dwóch jego sióstr - córek Józefa i Justyny: Barbara została żoną Kazimierza Gostkowskiego z Łętowni, a Karolina poślubiła Jana Nepomucena Woyciechowskiego, z którym mieszkała na choczeńskim Sołtystwie. Ich matka Justyna z Roemerów ufundowała na Sołtystwie drewnianą kaplicę ze statuą Jana Nepomucena, pierwszy obiekt sakralny w górnej części Choczni. Dożyła ślubu syna Piotra z wdową Anielą z Wilkoszewskich Kowalewską, po czym zmarła w Lgocie w 1842 roku. 

Gospodarujący w Choczni Piotr w 1852 roku potwierdzał prawidłowość sporządzenia spisu własności (Grundparzellen Protocoll). Według tego spisu posiadał w Choczni około 147 mórg gruntu w Niwie Sołtysiej, 47 mórg powyżej Sołtystwa i 3 morgi poniżej (5,7% wszystkich choczeńskich gruntów), z których szacunkowy roczny dochód wynosił ponad 514 florenów. Na Sołtystwie mieszkali wówczas i pracowali także: Hanusiakowie, Smazowie, Moskalikowie i Michalikowie. Piotr Dunin dał się poznać jako dobroczyńca choczeńskiego kościoła. W 1854 roku ofiarował dębinę na ganki do plebanii, a w 1862 roku 50 złotych reńskich na odnowienie 6 lichtarzy w kościele.  Jego żona Aniela podarowała zaś parafii „velum jedwabne z kwiatami”. Piotr Dunin wspierał także inne cele - w 1858 roku był ofiarodawcą na utworzenie szkoły praktycznej gospodarstwa wiejskiego, a w 1861 roku podarował 10 par krokwi dachowych na budowę szkoły w Choczni Dolnej. W 1867 roku został wybrany radnym choczeńskiej gminy. Interesował się nowoczesnymi sposobami uprawy roli i dzielił się swym doświadczeniem w tym zakresie, zamieszczając korespondencje w piśmie „Przyjaciel Domowy” (np. w 1860 roku pt. „Sposoby parzenia karmy dla bydła”). Zmarł na apopleksję we Frydrychowicach i trzy dni później (10 lutego 1870 roku) został pochowany na choczeńskim cmentarzu parafialnym. Jego nagrobek zachował się do dziś, ale nie w pierwotnej lokalizacji. Z żoną Anielą miał tylko córkę Emilię Kalikstę (ur. 1839), która w 1858 roku została żoną Georga Helma, audytora sądów polowych armii austriackiej. Żyła zaledwie 27 lat, ale zdążyła urodzić mężowi syna i dwie córki. Po śmierci w 1866 roku została pochowana w Choczni. Wraz z wyjściem za mąż Emilii Dunin skończyła się około stuletnia obecność nazwiska Dunin w Choczni, ale nie związki Duninów z tą miejscowością. 

Otóż w 1850 roku prawa do własności choczeńskich obszarów dworskich, czyli w praktyce lasów pod Bliźniakami i Ostrym Wierchem oraz dwóch parcel z karczmami, uzyskał Tytus Dunin (1819-1859), dziedzic Głębowic i Gierałtowiczek. Przeszły one na niego przez małżeństwo z Albiną z Bobrowskich, córką właściciela dóbr choczeńskich. Tytus Dunin był drugim kuzynem opisywanego wyżej Piotra Dunina z Sołtystwa, jako że ich dziadkowie - odpowiednio Jerzy Dunin i Stanisław Michał Dunin byli braćmi. Z własnością obszarów dworskich w Choczni wiązało się też prawo patronatu nad choczeńską parafią, z którego Tytus Dunin starał się wywiązywać. W 1847 roku ofiarował drewno na stajnie plebańskie, w 1850 roku gonty i gwoździe na podbicie dachu plebanii, a  w 1854 roku materiał na wykonanie budynków plebańskich: wozowni, stajni, komórki na sprzęt gospodarski i drewutni. Po jego śmierci patronat nad parafią i własność ziemską w Choczni otrzymała wdowa - Albina Dunin z Bobrowskich (1822-1893), która w 1861 roku dołożyła 50 łokci drewna na budowę pierwszej szkoły powszechnej w dolnej części wsi, a następnie ich syn Stanisław Dunin (1848-1903), prezes Okręgowego Towarzystwa Rolniczego w Wadowicach oraz Katolickiego Towarzystwa Rolniczo-Zaliczkowego. W 1911 roku Maria Dunin z domu Pruszyńska, wdowa po Stanisławie, która mieszkała wówczas w Kopytówce, sprzedała choczeńskie lasy (82 hektary) arcyksięciu Karolowi Stefanowi Habsburgowi z Żywca. Dopiero tę datę można uznać za ostateczny koniec związków Duninów z Chocznią.

Z potomków choczeńskich Duninów z Sołtystwa należy wymienić przede wszystkim Karola Wojciechowskiego, syna wspomnianych Jana Nepomucena i Karoliny, który do swojej śmierci w 1879 roku był dzierżawcą i współwłaścicielem majątku sołtysiego. Pozostała po nim wdowa Maria Wojciechowska z Czaplickich conajmniej do 1882 roku nadal mieszkała w Choczni, a w 1883 roku została oskarżona przed sądem w Krakowie o działalność socjalistyczną i skazana na 14 dni aresztu. W 1884 roku przeniosła się do Krakowa, gdzie aż do śmierci w 1928 roku prowadziła pralnię paryską, zatrudniając 4 prasowaczki i 1 służącą.

Do grona interesujących potomków choczeńskich Duninów zaliczyć można także:

  • Emilię Nawratil z Wojciechowskich (1880-1945), urodzoną w Choczni wnuczkę Karoliny Dunin (a córkę Karola i Marii), która prowadziła w Krakowie spółkę handlową LAKTOL z branży mleczarskiej - początkowo wraz z siostrą Marią Cybulską oraz pralnię po matce,
  • Zygmunta Nawratila (1905-1953), prawnuka Karoliny Dunin, krakowskiego tenisistę, trenera, prekursora sportu automobilowego   i motocyklowego, 
  • Władysława Kadora (1882-1942), wnuka Emilii Dunin, buchaltera, urzędnika, oficera ck, który zginął w KL Dachau,
  • Alfreda Kadora (1886-1953), wnuka Emilii Dunin, redaktora „Gazety Podhalańskiej”, dyrektora Kasy Oszczędności w Nowym Targu,
  • Romana Bogdaniego (1879-1940) wnuka Michała Napoleona Dunina, adwokata, dyrektora Kasy Oszczędności w Krakowie, polityka - posła na Sejm III kadencji (1930-35),
  • Wiktora Bogdaniego (1876-1921), wnuka Michała Napoleona Dunina, krakowskiego adwokata,
  • oraz licznych Wasylewskich i ich potomków - Wasylewscy - potomkowie Duninów z Sołtystwa - link.

W 2022 roku mieszkało w Polsce 153 Duninów i 8 Duninów-Szpotańskich, najwięcej w Warszawie (21 % wszystkich), w Krakowie i w Lublinie.


czwartek, 6 lipca 2023

Testament Franciszka Bryndzy z 1847 roku

 Testament Franciszka Bryndzy z 1847 roku daje możliwość zapoznania się z jego stanem posiadania, typowym dla niezbyt zamożnego mieszkańca Choczni z połowy XIX wieku.

Jak wynika z tego dokumentu, Franciszek Bryndza "pomarł dnia 4 sierpnia 1847 roku, lat mający 45" i pozostawił po sobie pisemny testament "dnia 7 lipca 1847 roku uczyniony". Wiek zmarłego podano błędnie, ponieważ Franciszek urodził się w 1804 roku i w chwili śmierci (29 lipca 18547 roku według metryki zgonu) miał niespełna 43 lata. 

Ponieważ 9 czerwca tego samego roku zmarła jego żona Marianna z Ciborów, a w lipcu jego dwaj nieletni synowie Jan i Sebastian, to spadkobiercami Franciszka zostały jego trzy żyjące córki: 17-letnia Regina, 11-letnia Katarzyna i 6-letnia Salomea.

Jeżeli chodzi o nieruchomości i sprzęty gospodarskie, to zmarły Franciszek Bryndza pozostawił sukcesorkom:

  • 1/8 część roli o wartości 320 złotych reńskich,
  • budynek w średnim stanie - składajacy się "w gornim końcu" z izdebki i piekarni, a w dolnym z stajni, komory i "chlywika" o wartości 50 złr,
  • drzewa zgromadzonego na budowę stodoły,
  • 5 sążników: duży, średni, nowy "przez wieka" (bez pokrywy) i dwa zdezelowane,
  • beczkę na kapustę,
  • dwie winówki (beczki po winie) na kapustę,
  • skrzynkę rzezalną ze stalicą i kosą,
  • cieślicę (narzędzie do obrabiania pni drzew),
  • siekierę,
  • trzy kopaczki,
  • dwa sierpy,
  • łopatę,
  • klepne żelazo (kowadło),
  • dwie skrzynki z zamkiem, w tym jedną malowaną,
  • toki z kółkiem kute (taczki).
Jedynym zwierzęciem gospodarskiem pozostałym po zmarłym Bryndzy była stara krowa o wartosci 14 złotych reńskich.

Ponadto w skład masy spadkowej wchodziło: 36 mondeli żyta w snopach, 5 mondeli owsa, "pułszósta" zagonów lnu, 8 snopków jęczmienia, 10 zagonów ziemniaków i dwa zagony kapusty.

Taksatorzy gminni Kazimierz Wider i Maciej Kobiałka oszacowali wartość całego spadku na 402 złote reńskie, ale należało odliczyć od niego długi zmarłego w stosunku do: Franciszka Kręciocha, Jana Nowaka i Jana Ścigalskiego (w pieniądzach), Leona Nowaka (za ćwierć owsa) oraz Franciszka Wątroby ("za dzień roboty bydlanej wiośnianej") o łącznej wartości 21 złotych reńskich.

Tak więc trzy córki zmarłego Franciszka Bryndzy otrzymały na czysto spadek o wartości 381 złotych reńskich. Praktycznie skorzystały z niego tylko Regina, która została później żoną Wincentego Bąka i Salomea, późniejsza żona Błażeja Bąka, ponieważ ich siostra Katarzyna zmarła niespełna dwa lata po ojcu.

Na końcu testamentu znajduje się formuła:

"Stał się ninieyszy Inwentarz spisany przy Urzędzie Gromadzkim, taxatorach, opiekunach i świadkach, tak iak w samey rzeczy się znaydowało, żeśmy sumiennie taxowali i spisali, podpisawszy przy Inwentarzu Znakiem Krzyża Świetego."

18 Septembra (września) 1847 roku sporządził ten zapis Tomasz Gawęda - pisarz gromadzki i przysięgły, a potwierdzili go trzema krzyżykami nieumiejący pisać:

  • Kazimierz Wider i Maciej Kobiałka - taksatorowie,
  • Franciszek Bryndza - wójt,
  • Marcin Zając, Kazimierz Kręcioch i Jakób Turała - przysiężni,
  • Maciej Zając - opiekun córek po zmarłym,
  • Stanisław Żak, Maycher Styła, Franciszek Wątroba, Jakób Cibor, Marek Bryndza - świadkowie.




poniedziałek, 3 lipca 2023

Ochrona przeciwpożarowa w Choczni w drugiej połowie XIX wieku i na początku XX wieku

 

Jak przedstawiała się sprawa ochrony przeciwpożarowej w Choczni w II połowie XIX wieku i na początku wieku XX, możemy dowiedzieć się z protokołów posiedzeń miejscowej Rady Gminnej (Księga z lat 1867-1905):

30 czerwca 1867

Asesorowie gminni (członkowie zarządu gminy) zostali zobowiązani do przedstawienia radzie gminnej sprawozdania, jaki sprzęt przeciwpożarowy znajduje się w poszczególnych częściach wsi, w jakim stanie i w jakiej ilości. Chodziło przede wszystkim o osęki, czyli bosaki - tyczki z hakiem do zrywania słomy z dachu palących się zabudowań, ale także o drabiny i ręczne sikawki.

13 września 1874

Rada Gminna pod przewodnictwem wójta Franciszka Guzdka obradowała w sprawie „środków względem zabezpieczenia od ognia”.  Radny Józef Czapik stwierdził, że pierwszym środkiem w zabezpieczeniu się jest ostrożne obchodzenie się z ogniem. Uchwalono, by każdy gospodarz w Choczni był zaopatrzony w naczynia do gaszenia ognia, to znaczy „konewki lub pucierki (wiaderka) żelaznemi obręczami kute z wybiciem liter swego imienia i nazwiska, by w razie wybuchu (ognia) z takowym naczyniem szedł na ratunek, a nie z gołą ręką, jak dotąd po największej części się działo”. W razie wybuchu ognia każdy mieszkaniec  Choczni był zobowiązany iść na ratunek. Zwracano także uwagę, by zachowywać odpowiednią odległość między budynkami, co miało utrudniać przeskakiwanie płomieni z jednego zabudowania na drugie oraz by w każdym gospodarstwie była kadź lub beczka napełniona wodą. Zwracano też uwagę na dozór przy zakładaniu suszarni, które są częstym źródłem pożarów. Radny Czapik zaproponował, by zakupić dwie sikawki (czyli wozy konne z ręczną pompą wody obsługiwaną przez 2 do 4 mężczyzn) po 200 złotych reńskich, ale głosami radnych – szczególnie z górnej części wsi – odrzucono ten wniosek i postanowiono zakupić tylko jedną sikawkę.

26 listopada 1876 roku

Rada Gminna postanowiła przeznaczyć kwotę 81 złotych reńskich i 41 krajcarów jako pierwszą zaliczkę na sprawienie sikawki w 1877 roku. Jeżeli zakup sikawki nie doszedłby do skutku, miano wpłacić tę kwotę do wadowickiej kasy oszczędności z myślą o przyszłej realizacji tego zakupu.

28 października 1877 roku

Rada Gminna uchwaliła sprawienie sikawki z funduszów gminnych i zleciła obstalowanie tejże sikawki naczelnikowi gminy Józefowi Czapikowi.

17 marca 1878

Radni gminni polecili rozprowadzić wśród gospodarzy nowo zakupione z funduszy gminnych osęki. Jedna osęka miała przypadać na kilka gospodarstw. Jednocześnie naczelnik gminy miał odszukać dotychczas używane osęki i sporządzić ich wykaz. Zaś zakupiona sikawka gminna za zgodą proboszcza ks. Komorka miała być przechowywana w zabudowaniach plebańskich. W razie pożaru koni do sikawki byli zobowiązani użyczyć najbliżsi ich posiadacze.

13 kwietnia 1883

Jednym z punktów obrad rady gminnej były sprawy przeciwpożarowe. Postanowiono, że „co do  ostrożności niebezpieczeństwa ognia w każdej części (wsi) mają odbyć stosownie przynajmniej 4 razy do roku rewizye ogniowe z przybraniem (uczestnictwem) radnych”.

8 grudnia 1886 roku

Adolf Bichterle, ostatni posiadacz choczeńskiego majątku sołtysiego, sprawił wraz z żoną „dla ochrony od  piorunów” konduktor (piorunochron) na wieży choczeńskiego kościoła.

9 lutego 1890 roku

Rada gminna uchwaliła i zatwierdziła projekt złożony przez wójta Czapika, co do instrukcji o postępowaniu przy pożarach, podziale Choczni na okręgi w celu zaprowadzenia porządku podczas niekontrolowanego wybuchu ognia oraz indywidualnego i gminnego wyposażenia w naczynia do gaszenia pożarów.

17 października 1891

Oświęcimska straż ogniowa przysłała odezwę do Rady Gminnej w Choczni z zaproszeniem do wzięcia udziału w lipcu 1892 roku delegatów z Choczni w ośmiodniowym kursie strażackim i przeciwpożarowym. Radni przyjęli tę odezwę do wiadomości i pozostawili decyzję do późniejszej uchwały, do której jednak nie doszło.

28 lutego 1892

Wójt Czapik podał do wiadomości radnych, że zgodnie z przepisami prawa jedna sikawka ma przypadać na 200 domów we wsi. Zachęcał jednocześnie do zaprowadzenia ochotniczej straży ogniowej.

31 grudnia 1894

Wójt Czapik poinformował radnych, że złożył 100 złotych reńskich z funduszy gminnych na książeczkę Kasy Oszczędności w Wadowicach z myślą o przyszłym zakupie drugiej sikawki.

20 czerwca 1896

Uchwalono zakup 14 nowych osęk w celach przeciwpożarowych.

30 grudnia 1896 roku

Gmina choczeńska zgromadziła już 300 złotych reńskich na zakup nowej sikawki. Te środki zgromadzone były na książeczce Kasy Oszczędności w Wadowicach.

8 grudnia 1897 roku

Rada gminna na czele z nowym wójtem Antonim Sikorą przeznaczyła w budżecie gminnym na 1898 rok 50 złotych reńskich na „sprawienie przyborów pożarowych”. Taka sama kwota na ten cel znalazła się w budżecie na 1899 rok, uchwalonym 4 grudnia 1898 roku.

4 marca 1900 roku

W związku z planowanym zakupem sikawki rada gminna wydelegowała: Antoniego Styłę, Józefa Czapika, Jana Turałę, Adolfa Bichterle i Jakuba Sikorę, aby udali się wraz z naczelnikiem gminy Antonim Sikorą i znawcą tego sprzętu Józefą Sikorą z Zawadki do Magistratu w Wadowicach w celu wyboru sprzętu najodpowiedniejszej jakości.

24 maja 1900 roku

Wobec polecenia Wydziału Powiatowego w Wadowicach z 1 marca 1900 roku w sprawie zorganizowania ochotniczej straży pożarnej w gminie choczeńskiej radni widząc potrzebę powołania tejże straży wybrali jej kierownikiem wójta Antoniego Sikorę, a jego zastępcą Adolfa Bichterle z Sołtystwa. Mieli oni dobrać sobie „odpowiednio zdolnych ludzi”, aby utworzyć w Choczni straż ogniową. Ustalono także termin komisyjnych oględzin sikawek w Wadowicach na dzień kolejny.

22 lipca 1900 roku

Naczelnik Sikora i radny Antoni Styła sprowadzili do Choczni sikawkę w celu jej wypróbowania. Radni nie byli „koniecznie zadowolnieni” z tego sprzętu, ale zdecydowali o jego zakupie od właściciela, to jest Towarzystwa Ogniowego we Lwowie. Zdecydowano, ze ta nowa sikawka „pozostanie przy mieszkaniu” wójta Sikory w środkowej Choczni, a stara sikawka zakupiona w 1878 roku miała być przechowywana w obejściu Jana Drapy w górnej części wsi. Obejscia Sikory i Drapy stały się tym samym tymczasowymi remizami strażackimi. Do każdej sikawki miano przeznaczyć 4 do 5 par koni, których właściciele w razie pożaru mieli je niezwłocznie doprowadzić do miejsca przechowywania sikawki. Koszt zakupu sikawki miał zostać pokryty z wkładu na książeczce oszczędnościowej, a jeżeli z tych środków coś by jeszcze pozostało, to ta reszta miała być przeznaczona na zakup beczek na wodę.

9 września 1900 roku

Wójt Sikora poinformował radnych gminnych o zakupie drugiej sikawki. Rada jednogłośnie zaakceptowała ten zakup.

12 listopada 1900 roku

W budżecie na 1901 rok radni przewidzieli wydatek 50 koron na sprzęt przeciwpożarowy.

9 listopada 1902 roku

Według budżetu na 1903 roku na „sprawienie przyborów pożarnych” przeznaczono 100 koron.

29 listopada 1903 roku

Rada gminna przeznaczyła w budżecie na 1904 rok ponownie 100 koron na „sprawienie przyborów pożarnych”. Kolejne 100 koron uchwalono na wniosek radnego Czapika w celu wystawienia „szop do schowania sikawek”, nadal przechowywanych w obejściach Antoniego Sikory i Jana Drapy.

7 sierpnia 1904 roku

Radny Czapik skierował szereg zapytań do wójta Sikory, w tym także o sprawy związane z ochroną przeciwpożarową – czy są wyznaczeni ludzie i konie do obsługi gminnych sikawek i w jakim one są stanie, czy beczki na wodę są właściwie wykorzystane i dlaczego nie przedsięwzięto rewizyi (kontroli) przeciwpożarowej, tak jak wymagają tego odpowiednie przepisy.

20 listopada 1904 roku

Na „sprawienie przyborów pożarnych” przeznaczono w budżecie na 1905 rok kwotę 50 koron.

26 lutego 1905 roku

Na posiedzeniu Rady Gminnej radny Piotr Widlarz zwrócił się do wójta Sikory, by ten odszukał rachunki za 29 sztuk osęk zakupionych za kadencji jego poprzednika Czapika i podał radnym ile kosztowały, w jaki są stanie i komu z gminy zostały przydzielone. Natomiast Antoni Styła spytał wójta Sikorę, w jaki stanie są gminne sikawki i czy zorganizował on już straż pożarną. Na te pytania wójt Sikora udzielił odpowiedzi na następnym posiedzeniu 19 marca 1905 roku. Podał spis gospodarzy, u których są zakupione dawniej osęki (29 sztuk), a co do wartości i stanu sikawek, to poprosił radnych o ich oszacowanie. Na wniosek radnego Józefa Wójcika oceniono wartość starej sikawki na 60 koron, a nowszej na 500 koron.

18 czerwca 1905 roku

Antoni Styła na posiedzeniu Rady Gminnej postawił wniosek o „zaprowadzenie w gminie straży ogniowej”. Wniosek ten został poparty przez radnego Franciszka Wcisło. Wójt Sikora zaproponował, by na razie wybrać kilku gospodarzy i zaznajomić ich, jak mają się zachowywać z sikawką podczas pożaru. Antoni Styła uznał, że powinni to być ochotnicy, a nie ludzie pochodzący z wyboru. Zaproponował jednocześnie, aby przez kilka niedziel przeprowadzić po nieszporach szkolenia dla chętnych gospodarzy. Józef Wójcik postawił wniosek, by wszyscy radni zajęli się szkoleniem z kierowania sikawką, a w razie pożaru by komendę nad sikawką obejmował także któryś z radnych. Propozycje Styły i Wójcika przyjęto.

29 października 1905 roku

W budżecie na 1906 rok radni przeznaczyli 50 koron na sprzęt przeciwpożarowy. Antoni Styła zaproponował, aby zawiadomić Radę Powiatową w Wadowicach, że ochotniczą straż pożarną w Choczni „już się powoli zaprowadza”.

Stuletnia sikawka z OSP Dobrodzień