Działalność polityczna
choczeńskiego wójta i posła Józefa Putka była w latach 20. XX wieku krytykowana
nie tylko przez zwolenników partii chrześcijańsko-narodowych, ale także przez
ludowców, których sam przecież reprezentował w Sejmie RP. Echa tej krytyki
znaleźć można w tygodniku „Lud Polski”, sprzyjającym Wincentemu Witosowi, przewodniczącemu
PSL Piast. Ta partia polityczna, w przeciwieństwie do PSL Wyzwolenie, w której
działał Putek, miała program bardziej konserwatywny i prokatolicki. Redaktorzy „Ludu
Polskiego” i anonimowi korespondenci tego pisma z Choczni stawiali Putkowi nie
tylko rzeczowe zarzuty, ale także atakowali go pozamerytorycznie, opisując
faktyczne i rzekome jego cechy, czy postępowanie.
Gdyby przyjąć w 100% za
prawdziwe, to co pisano o Putku w „Ludzie Polskim”, to okazałby się on między
innymi tchórzem i dekownikiem uciekającym przed służbą wojskową, nieudolnym
muzykantem, który uczył się grać na klarnecie, by uniknąć służby na froncie, alimenciarzem,
bolszewikiem, filosemitą, człowiekiem chorobliwie wścibskim i rudzielcem o
posturze niewiele większej od fraka, w którym występował w Sejmie.
Oczywiście działalność polityczną
Józefa Putka można różnie oceniać, dla wielu był on i jest postacią
kontrowersyjną. Jednak posuwanie się przez jego ludowych oponentów do ataków ad
personam świadczy o braku ich rzeczowych argumentów i bezsilności w walce ze
skutecznie oddziaływującą na wyborców retoryką Putka. Zresztą tę skuteczność
Putka jako trybuna ludowego, przyczyniającego głosów Wyzwoleniu kosztem Piasta,
z pewną zawiścią sami zauważają.
Już 21 lutego 1921 roku, a więc
jeszcze przed wyborami, dostrzeżono kandydaturę Putka i ostrzeżono przed nim
wyborców, pisząc między innymi:
Takim lisem w ludzkiej postaci
jest tak zwany Putek, warchoł, wieczny kandydat adwokacki, kandydat na
komisarza bolszewickiego i jedyna podpora Jasia Stapińskiego, pana na Klimkówce
i wiertacza w cudzej nafcie. W okręgu wadowickim poznali się już chłopi na jego
bolszewickiej robocie, szuka więc ten lis polityczny innego okręgu, gdzie go
jeszcze nie znają. Tym razem chce Putek uszczęśliwić swą osobą okolice
Chrzanowa. (…) W niedzielę dnia 13 b. m. zjechał Putek cichaczem do
Domagalskiego do Chrzanowa i tu zrobili przy udziale 50 cierpliwych słuchaczów zgromadzenie, wybrawszy na przewodniczącego arcybigota i księżowskiego lizołapę.
(…) Na tem tak licznem zgromadzeniu szkalowali wszystkich, skazując co drugiego
na powieszenie. Nie zapomnieli i o żydach, jako podporze bolszewizmu. Zwymyślali
każdego, ktoby myślał o odrodzeniu handlu i przemysłu, który — zdaniem ich — ma
wyłącznie pozostać w rękach żydowskich, gdyż żaden Polak handlem trudnić się
nie może. Zakończyli zaś ten „wiec” rezolucją, według której Putek ma być
polskim premjerem na miejscu Witosa, a Domagalski ministrem skarbu.
Natomiast 10 kwietnia 1921 roku
anonimowi „chłopi z Choczni” tak przedstawiali życiorys Putka na łamach wyżej
wymienionego pisma:
P. Putek, pomimo młodego wieku,
ma już za sobą przeszłość bardzo burzliwą. Jadł chleb z niejednego pieca,
wszelakiego szczęścia próbował i niejednego rzemiosła się uczył. W pierwszej
młodości, za czasów studenckich, trudnił się kolportażem „Przyjaciela Ludu“,
potem zadarł z władzami szkolnemi i wyleciał za to ze szkoły, jak to mówią — na
łeb, na szyję! Wreszcie stał się stałym naganiaczem Stapińskiego (wydawcy
Przyjaciela Ludu i przywódcy PSL Lewica – uwaga moja) i w tym „fachu" pracował
dość długo, bo aż do wybuchu wojny. W czasie ogólnej mobilizacji w r. 1914
zamiast iść do wojska lub do legjonów wstąpić — jak ta wielu jego kolegów uczyniło
— przebrał się w skórkę tchórza i schował się gruntownie w swojej wsi Choczni, wydreptawszy
wpierw w starostwie i gminie synekurę pisarza gminnego. W ten sposób dzisiejszy
poseł, wówczas młodzieniec dwudziestokilkuletni, „zadekował się” odważnie przed
wojskiem — wtedy, gdy krew przelewali jego rówieśnicy, ludzie siwi i ojcowie
rodzin. Razu pewnego dowiedział się skądś p. Putek (on ma zawsze dobry węch),
że może być krucho z jego sekretarstwem, a nawet mógłby być przeniesiony z
frontu wadowickiego na inny (o zgrozo!) odcinek wojenny, gdzie głośno strzelają
i dziurawią ludzkie ciała. Taki los się p. Putkowi nie uśmiechał, odwagi
nijakiej w sobie nie czuł, na wspomnienie o wojsku i karabinie dostawał t. zw.
„wielkiej choroby”, więc zdecydował się na pomysł genjalny, godny zaiste tylko
Putka. Jeśli już mam iść do wojska — pomyślał z goryczą w sercu —to niechże
przynajmniej idę do muzyki, poczem zrobił silne postanowienie wyuczenia się gry
na klarnecie. Ponieważ jednak klarnetu nie posiadał, a gotówka się go stale nie
trzymała — pobiegł „w dyrdy" do pewnego aptekarza w Wadowicach, prosząc go
na wszystkie świętości, aby mu wypożyczył klarneta. Aptekarz na razie nie
chciał się zgodzić, ale widząc łzy w oczach Patka — zmiękł; od tego czasu p.
Putek zaawansował na lirnika i wyrabiał w sobie powoli muzykalne zdolności. Wprawdzie
mieszkańcy Choczni nie poznali się nigdy na jego muzycznych zdolnościach,
chociaż im codziennie bezpłatnie serenady wygrywał, ale za to okoliczne psy na
dźwięk jego klarnetu przeraźliwie wyły, a dzieci robiły taki harmider, że nawet
później, gdy przestał grać i klarnet trzymał — „wszystkim się zdawało, że to
Putek gra jeszcze, a to echo grało...”. Edukacja była jednak bezcelowa, grać
się bowiem nie nauczył, ale i do wojska nie poszedł. Za to lekcja gry na
klarnecie przydała mu się bardzo w Warszawie, gdzie, jak wiadomo, Putek
posłuje. Tam to obecnie popisuje się znowu, w braku klarnetu, który musiał oddać,
dzwonkiem, piszczałką, gwizdkiem, przed obliczem Sejmu. Słuchy dochodzą, że ma
nawet zamiar stworzyć specjalną orkiestrę sejmową, w której zostanie dyrygentem,
czy nawet kapelmistrzem, ku chwale jego wyborców, Sejmu i ojczyzny. Jakiego
fachu chwyci się jeszcze w swojem życiu p. Putek — Bóg raczy wiedzieć, bo już
prawie że wszystkiego się uczył, choć nie wiele umie. W każdym razie skończy
„wysoko", a być też może, że się znajdzie jaki wielbiciel jego wszechstronnego
talentu, ćo uwieczni jego imię i przekaże historji, „braciom na otuchę". Szkoda
tylko, że H. Sienkiewicz nie żyje, bo miałby temat do świeżej nowelki p. t.:
„Putek muzykant”. A ta chwała p. Putkowi bezsprzecznie się należy.
Należy docenić błyskotliwość i
złośliwość tego tekstu, ale też wiedzieć, że Putek sekretarzem gminy Chocznia
był już przed wojną, podobnie jak muzykiem – członkiem orkiestry gimnazjalnej,
a w czasie I wojny światowej donosy, że unika służby w armii austriackiej, słał
do władz jego przeciwnik z Choczni - Tomasz Bursztyński - emerytowany żandarm
ck. Sprawdziło się też wyrażone wyżej przeczucie, że Putek daleko zajdzie (bo
aż do ministerialnych gabinetów).
19 czerwca tego samego roku
podobne zarzuty powtórzono, tym razem w formie wierszowanej pod tytułem „Putek
z klarnetem”:
Dzisiaj wam, moi mili
czytelnicy,
Opowiem rzeczy, o
których nie wiecie,
Lecz to musicie
trzymać w tajemnicy,
By nie rozeszła się
ta wieść po świecie...
.Bo by pan Putek,
„bohater z Tamowa",
Pęknął ze złości — i
heca gotowa...
On już przeróżne
koleje przechodził:
„Przyjaciel
Ludu" za młodu sprzedawał,
A Jaś Stapiński robił
mu nadzieje,
Że będzie z niego...
polityka kawał.
I tak mu przyszłość
śniła się świetlana
Pod opiekuńczą dłonią
pana Jana
A potem w Choczni
był pisarzem gminnym,
Tam też przeróżne
robił interesu,
A choć cyganił -— był
zawsze niewinnym,
Bo miał spryt koci, a
zmysł, jak u biesa.
Dobrze mu było, bo
blagować umiał,
A nikt się na nim w
Choczni nie rozumiał,..
Lecz i to rzucił i pomyślał
sobie:
Co ja tu będę prostej
służył gminie,
Lepszą w starostwie
karjerę zrobię,
Tam więcej zysku do
kieszeni wpłynie...
No i pan Putek z
gminnego pisarza
Zasiadł w starostwie
w krześle sekretarza.
Sekretarz przecież ma
znaczenie w mieście,
Lecz i dla znacznych
jest chwila przeklęta.
A że się kochał tam w
pewnej niewieście,
Płacił jej, biedak,
za to alimenta,
Bo, trudna rada...
przyjemności chwilka...
Lecz, że wilk nosił —
ponieśli i wilka...
Ale to wszystko
furda, mości panie,
Co alimenta...
zapłacę i basta.
Ale tu wojna —
wszystko na wulkanie-—
Idą do wojny i
wioski, i miasta,
Blady strach przejął
Putka do żywego,
Bo się bał frontu,
jak czart święconego.
Więc co tu robić...
myśli mu się mnożą,
Aże wymyślił na
ostatku przecie —
i do muzyki poczuł
iskrę bożą —
A więc zaczął się
uczyć... na klarnecie,
Ażeby nie iść w ten
wir walki dziki,
Więc do wojskowej
chciał wstąpić muzyki...
To nie są żarty,
prawda oczywista,
Bo to tchórz straszny
z tego pana Putka —
Lecz dziś jest posłem
i z tego korzysta,
Bo kogo może —
wystrychnie na dudka...
Jest ekonomem Jasia
Stapińskiego,
Razem z nim skórę
drze z chłopa biednego-,
Jeszcze wam dużo
opowiem nowości,
Bo do pisania chęć
mnie wielka bierze,
A chociaż Putek
będzie klął ze złości —
Ciąg dalszy będzie w
następnym numerze...
Nowością są tu zarzuty
alimentacyjne, na które pewne światło rzuca dopisek w akcie chrztu Tadeusza,
urodzonego w 1919 roku syna choczeńskiej nauczycielki, o brzmieniu „pater
putativus Joseph Putek” (przypuszczalny ojciec Józef Putek).
W wydaniu z 8 października 1922 roku odbył się
w „Ludzie Polskim” sąd nad Putkiem, określanym jako szkodnik:
Jednym z takich nałogowych
rozbijaczy i zboczonych polityków jest w pow. wadowickim p. Putek, młodzieniaszek
o ciemnej i burzliwej przeszłości, nieokiełzanej naturze i malej wartości
moralnej. Już młodzieńcem będąc, miał rogatą duszę, więcej się oddawał
polityce, niż nauce, to też ze szkoły został przepędzony. Nic ze szkoły nie
wyniósł, ani się nie nauczył - pozostał t. zw. „rozpapranym" czy żelaznym
studentem, stając się ciężarem biednych rodziców, a utrapieniem rodziny.
Miernie od natury uposażony, mało co większy od fraka, w którym między chłopami
paraduje, o twarzy lisa, który czycha na ofiarę — ma jednak, jak to mówią,
„pysk wykuty", to też po tchórzliwem ukrywaniu się w czasie wojny, pokazał
się jak mysz z dziury na widownię z chwilą powstania Polski i odrazu
zakandydował podczas wyborów do Sejmu w r. 1918 i posłem wybrany został. W
Warszawie wstąpił od razu do grupy Stapińskiego, jako „radykalny" ludowiec
i działalność swoją rozpoczął od walki z piastowcami, ze zdrowym rozsądkiem i
ze wszystkimi, co nie po studencku myśleli. —Poza tem walczył na zęby i noże z
duchowieństwem, o czem jedynie w Sejmie gadał, sympatyzował jawnie z
bolszewikami, a żydom gdzie i jak mógł, szedł na rękę. Sławna była swego czasu
jego interpelacja w Sejmie „z powodu,
ograniczenia praw żydowskich w Polsce", na której podpisali się sami Żydzi
i jeden jedyny Polak, p. Putek. Oczywiście, że na to, co robi p. Putek nie
patrzą się dobrze jego wyborcy, to też w powiecie wadowickim utracił zupełnie grunt
pod nogami i karjera jego jest, właściwie w tym powiecie skończona.
Ta skończona kariera zaowocowała
w kolejnych wyborach z 1928 roku poparciem w Choczni 75% wyborców i
zwycięstwem między innymi w Rzykach (81,6% głosów), Barwałdach, Radoczy, Wieprzu, Ponikwi,
Głębowicach, Sułkowicach, Tarnawie i Zembrzycach. Putek był już wtedy od
8 lat doktorem praw, a nie wiecznym studentem i mieszkał w Choczni we własnym domu,
utrzymując schorowaną matkę (a nie odwrotnie).
23
marca 1924 roku ponownie wyciągnięto na światło dzienne między innymi sprawę
domniemanych alimentów i zarzucono Putkowi nadmierne wścibstwo wobec kolegów posłów
ludowych:
Niejaki Józef Putek od Wadowic,
naprzód pisarz gminny, wójt w Choczni, potem wyzwolony kandydat adwokacki, a wreszcie
z łaski swej dość tęgo wykłapanej jadaczki także i poseł, miewa dość często
dziwne skłonności do szpiclowania swoich kolegów sejmowych i węszenie po
Sejmie, co też który z posłów, przede wszystkiem z Piastowców, jada, gada, jak
się goli, kicha, spełnia swe naturalne potrzeby itp. Ponieważ zaś przy tych
wszystkich „czynnościach" ma zwykle niesamowity wygląd rozgorzałego z
namiętności i wściekłości sadysty, wszyscy posłowie unikają jak mogą Putka,
woląc w każdym razie spotkać na swej drodze wściekłego psa czy inne obrzydłe
zwierzę. (…) Może i Putek wścibić swój nos, a nawet całą rudą głowę jeszcze do
innego dyskretnego saloniku, z którego posiłkując się, może i Putek dokonać
owego „masarzu" i „manikirów", o które tak zazdrośnie p. Cielucha
(posła PSL Piast – uwaga moja) posądzał.
Korzyści z tego będzie wiele. Naprzód dogodzi swym wybujałym i zwierzęcym
namiętnościom, po tem „masarzowaniu” przybierze koloru jeszcze więcej
bronzowego, z którym mu ponoć tak do twarzy — ponadto ów „masarz” zastąpi mu
wodę kolońską i francuskie mydełko, których przecie jako wiecznie wyfrakowany
„dżentelmen" używa. Przez to będzie mógł zaoszczędzić bardzo dużo miljonów
na spłacenie alimentów, bowiem pod tym względem jest Putek, jak słychać nigdy
niewypłacalnym.
Wreszcie 15 kwietnia 1926 roku
Józef Kołodziej tak kreślił sylwetkę przeciwnika politycznego:
Syn praczki z Choczni,
z nędzą się borykał,
Był często w biedzie,
wie co znaczy smutek,
Dziś chłopów, księży,
nie cierpi radykał.
Żydów miłuje za to —
rudy Putek.
Dla pełnej jasności warto dodać,
że i Putek nie pozostawał dłużny wobec swoich oponentów politycznych, używając
podobnych chwytów, co i oni. Te polemiki wykraczają jednak poza obszar zainteresowania
historią chocznian i Choczni.