czwartek, 28 marca 2024

Napady rabunkowe na kościół i plebanię na przełomie 1922 i 1923 roku

 

W grudniu 1922 roku, tuż przed Świętami Bożego Narodzenia, doszło do włamania do kościoła parafialnego w Choczni oraz kradzieży z zakrystii: dwóch srebrnych kielichów pozłacanych z patenami, pozłacanego naczyńka na oleje święte (krzyżmo), pięciu alb (białych strojów liturgicznych), jednej stuły i kilku drobniejszych elementów bielizny kościelnej. Starty z tego tytułu wyceniono na około 2 miliony marek polskich (waluty obowiązującej w II RP w latach 1920-24).

Niedługo później, bo 7 stycznia 1923 roku, nastąpił napad rabunkowy na choczeńską plebanię. Sprawcy sterroryzowali rewolwerami gospodynię Bronisławę Zielińską i zabrali ze sobą przedmioty należące do ks. wikariusza Edwarda Wręźlewicza: złoty zegarek, srebrny łańcuszek, garderobę i strzelbę o łącznej wartości około 2,5 miliona marek polskich. Tenże wikary, widząc napastników, otworzył okno i zaczął do nich strzelać z rewolweru, jednocześnie głośno wołając o pomoc. Rabusie odpowiedzieli ogniem, ale zaraz potem zbiegli. Na ich trop wpadli jednak wadowiccy policjanci: Antoni Hutny i Stanisław Stęcel, którzy wyśledzili kryjówkę złodziei i dokonali ich aresztowania. Część zrabowanych przedmiotów znaleziono i umieszczono w depozycie sądowym. Obydwóch policjantów nagrodzono premiami po 50.000 marek, a Okręgowa Komenda Policji w Krakowie udzieliła im specjalnej pochwały.

Ostatecznie przed Okręgowym Sądem Karnym w Wadowicach stanęło osiem osób zamieszanych w te kradzieże. Wśród nich był pochodzący z Choczni 23-letni Władysław Krystyan, z zawodu malarz pokojowy, absolwent dwóch klas szkoły ludowej. Resztę szajki stanowili mieszkańcy śląskich Lipin (dziś dzielnica Świętochłowic). Krystyan poznał ich zapewne podczas bytności u swojej siostry Antoniny Niewiadomskiej, która po wyjściu za mąż mieszkała właśnie w Lipinach.

O kradzieży w Choczni informowała ówczesna prasa – między innymi „Goniec Krakowski” i „Głos Narodu”.

Okazało się, że dla Władysława Krystyana nie był to ani pierwszy, ani ostatni kontakt z wymiarem sprawiedliwości. Gdy w 1934 roku ujęto go na kradzieży w Berlinie, to przyznał się, że  do tej pory był ośmiokrotnie karany. Swoje zeznania składał po niemiecku, gdyż jak twierdził, poznał ten język podczas praktyki u malarza w Wiedniu. Wobec przepełnienia berlińskiego więzienia w Moabicie, gdzie rozpoczął odbywanie kary, przeniesiono go do Sonnenburga, a po kilku latach do położonego na brzegu rzeki Hawela więzienia Brandenburg-Görden. Krystyan kilka razy składał podania o zwolnienie, ale władze bezpieczeństwa III Rzeszy odrzucały je, wskazując, że jest recydywistą nierokującym poprawy, który do 1938 roku aż 17 lat swojego życia spędził w różnych więzieniach i aresztach, karany w sumie za kilkanaście kradzieży i rabunków.

Ostatecznie nigdy już nie wyszedł na wolność - zmarł na dyzenterię 20 marca 1943 roku, jako więzień kryminalny obozu koncentracyjnego Sachsenhausen pod Oranieburgiem.

poniedziałek, 25 marca 2024

Jak urodzony w Choczni prawnuk wójta Czapika został amerykańskim Lundquistem

 

Józef Czapik (1828-1907), człowiek–instytucja w choczeńskich realiach II połowy XIX wieku, miał tylko jednego syna Wojciecha, który dożył pełnoletności i założył własną rodzinę. Wojciech Czapik, wykształcony przez ojca w cieszyńskim gimnazjum, wprawiał się pod jego okiem w działalność choczeńskiego samorządu, jako pisarz gminny i radny. Zmarł jednak stosunkowo młodo, bo w wieku 47 lat, pozostawiając po sobie owdowiałą żonę Mariannę z Gancarzów oraz sześcioro osieroconych dzieci: 3 synów (Mieczysława, Józefa i Wojciecha Franciszka) oraz trzy córki (Honoratę, Marię Kamilę i Mariannę Anielę). Niespełna rok po śmierci Wojciecha 42-letnia wówczas Marianna po raz kolejny wyszła za mąż, poślubiając w Choczni o 15 lat młodszego Jana Panka z Wieprza, po czym wyjechała z nim do amerykańskiego Holyoke w stanie Massachusetts. W Stanach Zjednoczonych Ameryki stopniowo zamieszkało także aż czworo jej dzieci. Najstarsza córka Honorata już w 1900 roku poślubiła w Massachusetts Andrew Kozioła, a po jego śmierci zawarła kolejne małżeństwo ze Stanisławem Trzaską. Zmarła w wieku zaledwie 31 lat, dwa miesiące po urodzeniu czwartego dziecka, które otrzymało imię Józef (Joseph). Dwa lata później zmarła również w Holyoke jej matka Maria Panek primo voto Czapik. 

Akt zgonu synowej Józefa Czapika

Z przeprowadzonej wówczas sprawy spadkowej można się dowiedzieć, o losach jej pozostałych żyjących dzieci, czyli wnuków Józefa Czapika:

  • Mieczysław Czapik (ur. 1871) prowadził rodzinne kilkunastomorgowe gospodarstwo w Choczni;
  • Józef Antoni Czapik (ur. 1873) także mieszkał w Choczni, ale pracował jako urzędnik Powiatowej Kasy Oszczędności w Wadowicach;
  • Wojciech Franciszek Czapik (ur. 1875) przebywał w USA, chociaż dokładne miejsce jego pobytu nie było znane nikomu z rodzeństwa;
  • Maria Kamila Czapik (ur. 1881), używająca swojego drugiego imienia, w 1898 roku została żoną Jana Cierpiałka z Tomic, który przeprowadził się do Choczni i został pisarzem opłacanym przez Zwierzchność Gminną. Po przedwczesnej śmierci męża w 1909 roku Kamila wyjechała z dwójką dzieci: Czesławem i Bronisławą Cierpiałkami do Nowego Jorku (1910), gdzie mieszkała nadal w 1912 roku;
  • Marianna Aniela Czapik (ur. 1887) w 1910 roku poślubiła w nowojorskim Manhattanie Juliusa Janisza, któremu jeszcze w tym samym roku urodziła córkę Stanisławę (Stellę). Natomiast w trakcie sprawy spadkowej po matce (w 1913 roku) Marii i Juliusowi Janiszom urodził się syn Teodor.

Dość trudna sytuacja materialna wymienionej wyżej samotnej wdowy Kamili Cierpiałek unormowała się w 1918 roku, gdy wyszła ona za mąż za urodzonego w stolicy Danii Axela Carla Lundquista, z zawodu elektryka, który był o 10 lat od niej młodszy. W New York City Marriage Records zapisano ją jako Camellę Chapick Curfiolek (!), córkę Alberta i Mary Gancarz. Jej nowy mąż dał swoje nazwisko Lundquist zarówno dzieciom urodzonym w związku z Kamilą (córce Elsie i synowi Warrenowi), jak i biologicznym dzieciom Jana Cierpiałka. Tak więc Czesław Cierpiałek figurował później w amerykańskich źródłach jako Charles Lundquist, a jego siostra Bronisława jako Bertha Lundquist. Bez znajomości tych faktów nie sposób ustalić ich dalszych losów.

Dawny Czesław Cierpiałek w 1924 roku ożenił się w Nowym Jorku z Catherine Stanton i miał z nią troje dzieci: Cathleen Lundquist, Paula Lundquist i Jane Lundquist. Według danych spisu powszechnego z 1950 roku pracował jako kierowca. Zmarł w 1952 roku w wieku 51 lat i został pochowany na cmentarzu St. Charles w East Farmingdale w stanie Nowy Jork.

Czesław Cierpiałek jako Charles Lundquist w aktach rejestracji poborowych w 1942 roku
Błędnie podane miejsce urodzenia (Holyoke zamiast Chocznia)

Natomiast jego młodsza siostra Bronisława w 1923 roku została żoną Edwarda Kovatsa, emigranta z węgierskich wówczas Koszyc i jako Bertha Kovats urodziła mu w Nowym Jorku syna Edwarda juniora i córkę Glorię. Po śmierci w wieku zaledwie 30 lat (w 1934 roku) spoczęła na cmentarzu St. Raymond w nowojorskiej dzielnicy Bronx.

Dzisiejsi Lundquistowie wywodzący się od wójta Czapika zamieszkują w położonym na wschodnim wybrzeżu stanie Connecticut.

czwartek, 21 marca 2024

Choczeńskie rody - Tuszyńscy

 

Już w 1665 roku choczeński organista Wojciech Tuszyński ożenił się z miejscową dziewczyną Reginą Kumorkówną, z którą do 1684 roku miał w Choczni co najmniej pięcioro dzieci. Jego nazwisko mogło pochodzić od miejscowości Tuszyn w centralnej Polsce, obecnie w powiecie łódzkim. W 1686 roku organista Tuszyński zeznawał jako świadek w procesie, który pleban ks. Sasin wytoczył przeciwko szlachcicowi Idzikowskiemu ze starostwa barwałdzkiego:

Widziałem kiedy Pan Idzikowski pijany będąc przyjechał z wieczora w piątek po Święcie Trójcy Św. na cmentarz kościoła choczeńskiego, na którym zastał świnie dwoie y poszczwał ie psami, potem iadąc przez podwórze zobaczył mnie i mówił mi czemuście kościoła nie otworzyli - powiedziałem, że kluczy nie mam. Wyiechawszy potem z podwórza iechał przez łąkę X. Plebanowi strzelił dwa razy, ale tego już świadek nie widział, gdyż stał w pszczelniku (przy ulach z pszczołami). Z tego powodu nie słyszał też wzajemnego lżenia – więcej na ten temat jego zdaniem mogli powiedzieć ci, co sadzili w polu kapustę. Nie słyszał także o buntowaniu chłopów przeciw plebanowi.

Prawdopodobnie synem organisty Tuszyńskiego był krawiec Piotr Tuszyński, pojawiający się w zapisach metrykalnych chrztów od 1716 roku. W 1723 roku przyszedł na świat Jędrzej Tuszyński, syn Piotra i Doroty, który w 1750 roku poślubił Agnieszkę Kręcioch, a w subrepartycji z 1775 roku był podawany jako niezbyt zamożny kmieć, posiadacz tylko jednej krowy. Jego czynsz pańszczyźniany wynosił 3 złote i 23 krajcary rocznie. W kilkanaście lat późniejszej Metryce Józefińskiej z lat 1785-89 wymieniono tylko Wacława Tuszyńskiego, który należał do poddanych sołtysich i zamieszkiwał w obrębie ziem Sołtystwa Duninów. Ów Wacław nie był potomkiem Piotra, lecz Stanisława Tuszyńskiego, którego metryki chrztu nie ma w zasobach choczeńskich ksiąg metrykalnych, tak samo zresztą, jak  i Piotra. 

Jeden z synów wymienionego wyżej Jędrzeja, a konkretnie urodzony w 1770 roku Szczepan, w wieku 24 lat poślubił pochodzącą z Frydrychowic, ale od 5 lat służącą w Choczni Zofię Gąsior. Wnosił on do tego związku majątek o wartości około 74 złotych, na który składały się: stara chałupa z izdebką i piekarnią (kuchnią), grunt (1/8 dawnej roli), 2 sąsieki (skrzynie do składowania zboża), po 2 korczyki owsa i żyta, "ociepek lnu niewyrobionego" i "2 kluby lnu wyrobionego" oraz ubrania: granatową sukmanę wierzchnią, czapkę z barankiem, przechodzone spodnie, nowe buty i trzy koszule ("2 ciękie i iedna gruba"). Znacznie mniejsze, bo warte tylko około 37 złotych było mienie oblubienicy Zofii Gąsiorówny. Zaliczały się do niego: młoda krowa, 8 "ociepek lnu niewyrobionego", pierzyna, dwa prześcieradła i poduszka oraz ubrania (przechodzone buty, nowa górnica, 2 fartuchy, 6 zapasek, 3 koszulki spodnie i 5 wierzchnich, batystowych, 2 gorsety nowe i 3 spódnice - pasiasta, "katamaykowa" oraz "komletowa"). Przed ślubem małżonkowie ofiarowali sobie wzajemnie pewne kwoty "za wieniec", czyli dochowanie czystości przedmałżeńskiej. Szczepan przeznaczył na to 10 zł, a Zofia 2 zł więcej. 

Szczepan Tuszyński pojawia się ponownie dokumentach dotyczących Choczni w 1802 roku w spisie płatników podatku kościelnego. Mieszkał pod numerem 68 przy obecnej Białej Drodze i corocznie odprowadzał na rzecz plebanii po miarce i garncu żyta oraz owsa.

Męscy potomkowie Piotra Tuszyńskiego mieszkali w Choczni aż do 1878 roku, kiedy to zmarł ostatni z nich, noszący imię Andrzej, nadal mieszkający przy Białej Drodze nr 68. W 1844 roku ujęto go w austriackim „Grundparzellen Protocoll” jako właściciela niespełna 9 mórg gruntu, czyli areału wyższego, niż ówczesna choczeńska średnia. Był mężem Magdaleny z domu Szczur i ojcem 8 dzieci, z których większość zmarła przed osiągnięciem pełnoletności. Własną rodziną założyła tylko jego córka Anna (1862-1931), która została żoną Józefa Kolbra. Jej siostra Marianna, zmarła w 1901 roku, była ostatnią osobą noszącą w Choczni nazwisko Tuszyński.

Na choczeńskim cmentarzu parafialnym można odnaleźć groby potomków Andrzeja, ostatniego z Tuszyńskich, to znaczy jego prawnuczki Marii Fiołek (1922-2004), czy prawnuka Edwarda Kolbra (1922-1989). Znajdują się tam także nagrobki Bronisławy Drożdż (1880-1973), jej córek: Marii Polak (1897-1984), Jadwigi Palus (1917-1948) i jej synów: Aleksandra Drożdża (1907-1990), Antoniego Drożdża (1920-2003), Tadeusza Drożdża (1922-1980) i Stanisława Drożdża (1925-2001), którzy również wywodzili się z rodu Tuszyńskich.

poniedziałek, 18 marca 2024

Kaplica św. Anny

 


Około 50 metrów od bramy cmentarza parafialnego w Choczni usytuowana jest murowana kaplica pod wezwaniem św. Anny. Jej kubatura ma wynosić około 25 m3, a powierzchnia użytkowa 9,9 m2, przy wymiarach zewnętrznych na poziomie gruntu 240 x 260 cm oraz wysokości 280 cm. Według opisu z 1985 roku kaplica została zbudowana na planie prostokąta z cegły pokrytej tynkiem. Dach kapliczki jest dwuspadowy, ma konstrukcję drewnianą i został pokryty dachówką cementową. Zamontowano na nim niewielki metalowy krzyż. Od strony południowo-wschodniej i zachodniej umiejscowione są drewniane, wydłużone okna, zamknięte łukiem obwiedzionym gzymsikiem, z dekoracyjnym opracowaniem elewacji w technice boniowania.  Od frontu kapliczki znajdują się drewniane, dwuskrzydłowe drzwi, a w ich górnej części okno z promieniście ukształtowanymi polami. Otwór drzwiowy jest zamknięty łukiem i obwiedziony gzymsem. Przed nim umieszczono kamienny stopień. Ponad drzwiami w płycie szczytowej usytuowana jest trójkątna wnęka. Płytkie wnęki znajdują się również w ścianach, pomiędzy podmurówką, narożnymi występami w murze (czyli tak zwanymi lizenami)i górnym poziomym pasem (fryzem). We wnętrzu kaplicy stoi stół ołtarzowy z figurą Matki Bożej Niepokalanej. Nad ołtarzem zawieszono obraz patronki kaplicy, a na bocznych ścianach ulokowane są obrazy Serca Jezusowego i św. Jana Pawła II. Całość nie posiada konkretnego stylu architektonicznego.

Nie wiadomo, kiedy kaplica została zbudowana. Autorzy książki „Wadowice koło Choczni” i strona internetowa Informacji Turystycznej z Wadowic wskazują błędnie, że stało się to w 1918 roku. Nieprawdziwa jest również informacja w katalogu zabytków, że kaplicę św. Anny zbudowano około 1900 roku. Tymczasem już 25 kwietnia 1897 roku choczeńska rada gminna uchwaliła, że tę kaplicę należy wyremontować z funduszu parafialnego z ewentualną dotacją ze strony gminy, ponieważ „bardzo podupadła”. Szczególnie zły był stan jej fundamentu i dachu. Skoro w 1897 roku kaplica wymagała remontu, to musiała zostać zbudowana kilkadziesiąt lat wcześniej, być może czasie utworzenia cmentarza w połowie lat 30. XIX wieku lub niewiele później. Niestety w „Kronice Parafialnej” nie zachowały się żadne informacje na ten temat (w latach 1826-42 nastąpiła przerwa w jej prowadzeniu).

Natomiast jeżeli chodzi o remont kaplicy św. Anny, to został on wykonany przez mistrza murarskiego Jana Turałę, o czym pisze w „Kronice wsi Chocznia” jego syn Józef. W krótkim tekście podaje on ponadto, że do tego remontu, a właściwie gruntownej przebudowy, miało dojść dopiero w 1918 roku.

czwartek, 14 marca 2024

Zapomniane miejscowe nazwy geograficzne

 

W znajdujących się w archiwum Józefa Putka Księgach Sądowych i Gromadzkich odnaleźć można kilka nieznanych miejscowych nazw geograficznych, odnoszących się do obiektów, które nazywają się obecnie zupełnie inaczej. We wszystkich przypadkach były to toponimy odnazwiskowe, czyli określenia powstałe od nazwisk mieszkańców Choczni.

Szczurzą lub Szczurczą Górę znajdziemy w transakcji z 1732 roku dla lokalizacji chałupy i roli, które Marcin Pawełkiewicz zwany też Leśnym (czyli tak, jak poprzedni choczeński proboszcz) sprzedawał za 35 złotych reńskich Krzysztofowi Bonarowi i jego żonie Katarzynie. To teren dzisiejszych Zarąbków, nad którymi wznosi się grzbiet opisany w geoportalu jako „Nad Chocznią”. Z kolei 50 lat po wymienionej wyżej transakcji w Metryce Józefińskiej nazwano ten grzbiet Górą Granicznik. Określenie Szczurza Góra powstało oczywiście od nazwiska Szczur, noszonego przez ród długoletnich posiadaczy tak zwanego Sołtystwa, czyli folwarku umiejscowionego poniżej Zarąbków, a więc także pod górą/grzbietem nazywanym obecnie oficjalnie jako „Nad Chocznią”.

Natomiast już w 1680 roku, czyli za panowania w Polsce Jana III Sobieskiego, w choczeńskiej Księdze Sądowej zanotowano nazwę Góra Grządzielowa, by doprecyzować, gdzie ulokowana była chałupa, którą Grzegorz Niemiec alias Zając sprzedawał Urbanowi Płonce i jego małżonce Barbarze. Nazwisko Grządziel nie występuje aktualnie w Choczni, ale przez kilkaset lat Grządzielowie odgrywali w niej istotną rolę, jako wójtowie, przysiężni i nauczyciele w szkółce przyparafialnej. Główna siedziba tej rodziny znajdowała się na dzisiejszym Osiedlu Malatowskim, więc nazwa Góra Grządzielowa była używana (nieco na wyrost) w stosunku do dzisiejszego Pagórka Malatowskiego.

Jak się okazuje, nie była to jedyna historyczna nazwa tego wzniesienia. Gdy w XIX wieku Grządzielowie przestali pełnić w Choczni ważną rolę, a pozostali we wsi przedstawiciele tej rodziny mieszkali już zupełnie gdzie indziej, pagórek wznoszący się nad Choczenką, powyżej mostu na Gościńcu Cesarskim ze Lwowa do Wiednia nazywano Pagórkiem Pietruszków, Pietruszowskim lub Pietruszkowskim. Te nazwy pojawiają się w protokołach posiedzeń rady gminnej z 1885 roku, gdy decydowano o ustanowieniu obowiązkowej robocizny pieszej i konnej w celu naprawy głównych ciągów komunikacyjnych wsi. Z uchwalonych 150 dni konnych i 430 dni pieszych, rozłożonych na wszystkich mieszkańców ówczesnej Choczni, 4 dni konne i 8 pieszych miało przypadać na podszutrowanie (to znaczy utwardzenie żwirem) dróg gminnych na Pagórki Pietruszków/Pietruszowski/Pietruszkowski i Komani/Komański. Na pierwszym z tych pagórków rzeczywiście mieszkała wtedy dość rozrośnięta rodzina Pietruszków, od których nazwiska utworzono ówczesną jego nazwę. Dodatkowo w 1880 roku na choczeńskiego wójta wybrano mieszkającego tam krawca Szymona Pietruszkę, co podniosło prestiż całej jego rodziny. Nazwa Pagórek Pietruszków nie utrzymała się jednak zbyt długo, ponieważ pagórek nazywany przejściowo od nazwiska Pietruszków (a wcześniej Grządzielów), na początku XX wieku zaczął się kojarzyć chocznianom z innym rodem go zamieszkującym, który wzrost swoich wpływów w Choczni zawdzięczał licznym dzieciom Szczepana Malaty, a szczególnie jego synowi Maksymilianowi, zasłużonemu wójtowi i działaczowi społeczno – politycznemu. Co ciekawe, wszyscy obecni choczeńscy Pietruszkowie, a także ich poprzednicy żyjący w II połowie XIX wieku (w tym i wójt Szymon), to potomkowie Łucji z domu Malata – można więc powiedzieć, że choć nazwa omawianego pagórka zmieniła się z Pietruszowskiego na Malatowski, to i tak wywodziła się z jednej rodziny.

Skoro mowa o obowiązkowej robociźnie w celu naprawy dróg w Choczni, uchwalonej w 1885 roku, to w protokołach posiedzeń rady gminnej zanotowano jeszcze jedną nietypową nazwę miejscową, o której warto wspomnieć. Nie było to wprawdzie określenie odnazwiskowe, ale także różniło się od obecnej nazwy tego obiektu. Chodzi o drogę na „Bateryi”, którą dziś nazwalibyśmy drogą na Patrii (na Osiedlu Patria). Ponieważ nazwa Patria lub Patryja ma dobrze wyjaśnione pochodzenie i występowała wcześniej, niż wspomniana „Bateryja”, to wydaje się, że doszło tu do przekręcenia właściwej nazwy przez ówczesnego pisarza gminnego (i to w kilku protokołach).

poniedziałek, 11 marca 2024

Cechy fizyczne chocznian z I połowy XIX wieku

 

O  cechach fizycznych chocznian urodzonych w I połowie XIX wieku nie dowiemy się z ich fotografii, ani przekazów ustnych. Dopiero w 1839 roku wynaleziono proces dagerotypu umożliwiający zapisanie obrazu na metalowej płytce, na klasyczną fotografię trzeba było czekać do lat 80. XIX wieku, a na jej upowszechnienie w Choczni jeszcze dłużej. Natomiast cechy fizyczne pewnej grupy młodych chocznian, ale wyłącznie płci męskiej, określano i zapisywano znacznie wcześniej. Chodzi o dane poborowych do armii austriackiej, które zachowały się w wiedeńskim Kriegsarchiv. W danych ewidencyjnych 56. Pułku Piechoty, w którym najczęściej służyli chocznianie, udało mi się odnaleźć opis cech fizycznych 52 rekrutów z Choczni, urodzonych w latach 1822-1846, stanowiących około 1/3 wszystkich choczeńskich poborowych tego pułku. Należy ponadto pamiętać, że pobór aż do 1868 roku nie był powszechny, więc tych 52 rekrutów stanowi tylko niewielki procent z całej grupy urodzonych w tym przedziale czasu mężczyzn z Choczni.

Dzięki danym z Kriegsarchiv możemy dziś poznać takie ich cechy fizyczne, jak: typ sylwetki, kolor: włosów, oczu i brwi, kształt: nosa, twarzy i podbródka, wzrost oraz znaki szczególne.

Spośród nich wybrałem cztery moim zdaniem najistotniejsze (kolor włosów i oczu, kształt twarzy oraz wzrost), by na ich podstawie spróbować wyciągnąć uogólnione wnioski.

Kolor włosów

W celu ustalenia koloru włosów rekrutów z Choczni na arkuszach ewidencyjnych użyto siedmiu określeń: białe, blond, szare, ciemnoblond, brąz, ciemny brąz i czarne (oczywiście w języku niemieckim). Najliczniejsi byli blondyni (25) i brązowowłosi (13). Jeżeli zsumować określenia blond, białe, szare i ciemnoblond, by otrzymać liczbę osób raczej jasnowłosych oraz brąz, ciemny brąz i czarne jako kolory zaliczane do ciemnych, to okazuje się, że jasnowłosi rekruci z Choczni przeważali nad ciemnowłosymi (29:23).

Kolor oczu

W przypadku koloru oczu posłużono się pięcioma określeniami: niebieskie, szare, brązowe, ciemnobrązowe i czarne. Zdecydowanie najwięcej było szarookich (33), a doliczając do nich niebieskookich, okazuje się, że jasnoocy rekruci stanowili aż 81% całej grupy.

Kształt twarzy

Do określania kształtu twarzy używano w zasadzie dwóch pojęć– albo uważano ją za podłużną, albo za owalną lub zamiennie okrągłą, przy czym aż 71% młodym poborowym z Choczni przypisano tę drugą cechę.

Wzrost

To jedyna obiektywnie określona wartość, ponieważ została zmierzona. Wzrost rekrutów wyrażano w stopach i calach wiedeńskich, których wartości są nieco wyższe, niż ich znanych angielskich odpowiedników. Najwyższym wśród pomierzonych był Wojciech Szczur, urodzony w 1844 roku, który miał 178 cm wzrostu, a najniższym o rok młodszy od niego Ignacy Widlarz, mierzący zaledwie 156 cm. Średnia wzrostu wynosiła 166 cm, przy czym najwięcej rekrutów mierzyło 163 cm. Średni wzrost całej męskiej populacji chocznian z tego okresu był z pewnością nieco niższy niż 166 cm, biorąc pod uwagę fakt, że do armii austriackiej nie pobierano osób niższych niż 59 cali wiedeńskich (156 cm).

Jeżeli rozciągnąć uzyskane pomiary na całą grupę poborowych, to statystyczny poborowy z Choczni, który urodził się w I połowie XIX wieku, był w zasadzie tego samego wzrostu, co żołnierz Wojska Polskiego z okresu zaraz po odzyskaniu niepodległości (1921-23), ale już znacznie odstawał wzrostem od żołnierzy LWP urodzonych w 1946 roku (170,5 cm) i w 1991 roku (178 cm). Jednocześnie tenże statystyczny rekrut z Choczni był wyższy, niż statystyczny rekrut z całej ówczesnej Galicji. Ponieważ wzrost oprócz czynników genetycznych zależy od warunków życia, to jego biologiczny standard musiał być w wtedy w Choczni nieco powyżej średniej galicyjskiej.

Porównania

Choczeński poborowy urodzony w I połowie XIX wieku był średnio o 3 cm wyższy od swojego rówieśnika z Rzyk, rzadziej ciemnowłosy, niż on (44% : 50%) i o mniej pociągłej twarzy (29% :33%).

W stosunku do poborowych z Polanki Wielkiej k. Oświęcimia chocznianie byli średnio o 1 cm wyżsi, nieco bardziej jasnowłosi i o znacznie mniej pociągłej twarzy.

Podsumowanie

Jeśli na podstawie tak małej próby można wysnuwać uogólnione wnioski, to cechy wyglądu młodych chocznian urodzonych w latach 1822-46 odpowiadają mieszanemu pochodzeniu jej mieszkańców. Na kartach ewidencyjnych poborowych z Choczni ujawnione są cechy zarówno standardowo przypisywane ludom słowiańskim (jasne oczy i włosy, owalna twarz i średni wzrost), jak i przybyszom z Karpat i Bałkanów (ciemne włosy i oczy, pociągłe twarze, nieco niższy wzrost), przy czym te pierwsze przeważają nad drugimi. Typowy młody chocznianin z tego okresu był więc częściej jasnooki i jasnowłosy, miał owalną twarz i średni wzrost.

Najwyżsi choczeńscy poborowi z tego okresu byli nieco częściej jasnowłosi i jasnoocy, niż reszta, ale ich twarze były częściej pociągłe (typ nordycki). Najniżsi z choczeńskich poborowych różnili się od nich jedynie kształtem twarzy, natomiast ciemny kolor oczu i włosów przeważał u tych, których wzrost był zbliżony do średniej.

czwartek, 7 marca 2024

Choczeńska kronika sądowa - część IX

W "Gazecie Lwowskiej" ukazał się edykt Sądu Powiatowego w Wadowicach z 6 czerwca 1875 roku. w którym czytamy:

Ck Sąd powiatowy ogłasza niniejszem, że Jan Pindel z Choczni w ślad Uchwały ck Sądu Krajowego w Krakowie z dnia 22 maja 1875 roku za niedołężnego na umyśle uznany i dla niego kurator sądowy w osobie Tomasz Kolber z Choczni ustanowiony został.

----

"Kattowitzer Zeitung" z 4 października 1936 roku przekazywał:

Rok ciężkiego więzienia dla oszusta

Sędzia Wydziału Karnego Sądu Rejonowego w Białej miał wczoraj do czynienia z 26-letnim Franciszkiem Kosowskim z Choczni koło Żywca (!), który został oskarżony o to, że w listopadzie ubiegłego roku z powodu nielegalnego hazardu oszukał ludzi na duże sumy pieniędzy. Pozwany, który został przywieziony z aresztu, mimo młodego wieku ma już za sobą burzliwą przeszłość, ponieważ w jego kartotece widnieje co najmniej 28 wcześniejszych wyroków skazujących. W sądzie oszust stwierdził, że jest niewinny, ponieważ na udział w grach hazardowych posiadał "urzędowe pozwolenie". Sędzia skazał Kosowskiego na rok ciężkiego więzienia bez zawieszenia.

----

"Trybuna Robotnicza" nr 127 z 1962 roku informowała o aferze rzepakowej, w którą zamieszany był mieszkaniec Choczni:

Trwający od kilku tygodni, prowadzony w trybie doraźnym proces "rzepakowy", zakończył się wczoraj przed Sądem Wojewódzkim w Katowicach. Na ławie oskarżonych zasiadło 20 osób, które naraziły naszą gospodarkę na straty w wysokości ponad 2 mln 300 tys. złotych. Przedmiotem przestępczej machinacji były nasiona rzepaku, z których wyrabia się margarynę i olej jadalny. Oskarżeni okradali dostawy rzepaku przeznaczone dla Bielskich Zakładów Przemysłu Tłuszczowego. Zagarnięty rzepak był ponownie dostarczany do tych zakładów i ...ponownie kradziony podczas transportu. Aby zatuszować kradzieże, oskarżeni sporządzali fikcyjne kwity skupu rzepaku od prywarnych plantatorów. W kwitach tych wymieniali między innymi nazwiska osób, które rzepaku nigdy nie uprawiały. (...) Fałszując kwity zakupu rzepaku oskarżeni powoływali się na nazwiska rzetelnie i uczciwie pracujących górników, czym wyrządzili im krzywdę moralną.

Uczestnicy szajki rzepakowej zostali skazani na kary od dożywocia do 3 lat więzienia. Edward S. z Choczni otrzymał wyrok 10-ciu lat pozbawienia wolności, a ponadto skazano go grzywnę, utratę publicznych praw obywatelskich i honorowych oraz przepadek mienia na rzecz skarbu państwa. Ponieważ proces był prowadzony w trybie doraźnym, to wyrok był prawomocny i ostateczny.

----

"Dziennik Bałtycki" z 10 stycznia 1963 roku zamieścił notatkę o nadużyciach w Spółdzielni "Iskra" w Choczni i nadchodzącym procesie sądowym sprawców:

W środę 9 bm. Prokuratura Wojewódzka w Krakowie zakończyła śledztwo przeciwko grupie byłych pracowników Spółdzielni Inwalidów „Wisła” oskarżonych o dokonanie milionowych nadużyć. Jak wynika z aktu oskarżenia były kierownik działu włókienniczego Spółdzielni „Wisła” w Choczni (pow. Wadowice) - Eugeniusz Iskra oraz b. kierownik Zakładu Włókienniczego tej spółdzielni w Żywcu - Józef Klimunt przy pomocy wspólników, zagarnęli w wyniku nieuczciwych machinacji ponad 2 mln złotych. W procesie, który odbędzie się przed Sądem Wojewódzkim w Krakowie zeznania złoży ponad 60 świadków.

poniedziałek, 4 marca 2024

Historia młyna w środkowej części wsi

 

Kolejny choczeński młyn usytuowany był kiedyś w środkowej części wsi, nieco powyżej obecnej szkoły w Choczni Dolnej. Powstał później, niż co najmniej 4 inne młyny z Choczni, ponieważ dopiero w latach 60. XVIII wieku. Źródłem tej informacji jest zapis Mikołaja Dąbrowskiego (recte Balona) na jego syna Kacpra, potwierdzony 10 czerwca 1786 roku przez Jana Biberstein Starowieyskiego w choczeńskiej Księdze Sądowej. Początek tego potwierdzenia wyglądała następująco:

„Wiadomo czynię komu o tym wiedzieć należy, mianowicie Gromadzie Wsi Choczni, iż supplikował do Mnie Kasper Ballon, aby Jemu wydać Prawo na Młyn i gront przy nim będący, który Oyciec jego Mikołay Ballon za pozwoleniem niegdy J. W. Braniczki postawił.”

Owa jaśnie wielmożna Braniczka, to nikt inny, jak Waleria Branicka z domu Szembek, która odziedziczyła po rodzicach prawa do starostwa barwałdzkiego, w tym i do Choczni, a po śmierci męża Piotra Branickiego w 1760 roku zarządzała tymi dobrami samodzielnie, by około 1765 roku przekazać je synowi Franciszkowi Ksaweremu Branickiemu.

Ponieważ Mikołaj Dąbrowski (prawidłowo Balon) urodził się w 1730 roku, to w czasie stawiania młyna miał nieco ponad 30 lat. Pieniądze na budowę pochodziły zapewne ze środków jego ojca Marcina Balona, właściciela dobrze prosperującej karczmy „Pod Dębem”, od której nazwy pochodzi najpierw przezwisko, a później nazwisko tej gałęzi choczeńskich Balonów.

Synami Mikołaja byli między innymi wspomniany wyżej Kacper (ur. 1762), czyli jego spadkobierca oraz Mikołaj młodszy (ur. 1757), który pomagał bratu w prowadzeniu młyna. Metryki choczeńskie przy Kacprze Dąbrowskim aż do 1809 roku podają określenie molitoris, czyli młynarz. Oprócz prowadzenia młyna i uprawy roli zajmował się również handlem zbożem. Przy jego młynie rezydowała ponadto niejaka Carolina Lacombe, rodem ponoć z Konstantynopola (dzisiaj Stambuł w Turcji), uprzyjemniając życie przedstawicielom miejscowego ziemiaństwa i warstwy urzędniczej. Więcej na jej temat przeczytać można w notatce „Przekroczenia norm obyczajowych w galicyjskiej Choczni”.

W 1814 roku młyn i ¼ roli gruntu kupił od Dąbrowskiego młynarz Jan Wróbel z Dankowic, zwany Wróblowski. Jego obecność w Choczni być może wiąże się z ówczesnym proboszczem ks. Jackiem Majeranowskim, który przybył do Choczni właśnie z Dankowic. Wróblowski musiał mieszkać w Choczni jeszcze przed nabyciem młyna, skoro w miejscowym kościele parafialnym już w 1803 roku ochrzcił córkę Mariannę (później po mężu Ramza), a w 1806 roku syna Antoniego.

W 1835 roku, gdy Józef Wróblowski miał już ponad 70 lat, stawił się przed wójtem i przysiężnymi, po czym zeznał, że „będąc w starości swojej i ku temu kaleczny i nie mogąc sobie z tym młynem i gruntem dać rady” pragnie uczynić cesję własności na swojego najstarszego syna Antoniego. W rzeczywistości Antoni nie był najstarszym synem Józefa, ale jedynym, który żył jeszcze w 1835 roku. Trzynaście lat wcześniej zmarł w Wiedniu na gruźlicę jego starszy brat Ignacy, który studiował tam w Wyższym Instytucie Kształcenia Księży Diecezjalnych (Augustineum).

Antoni Wróblowski, kolejny posiadacz opisywanego młyna, był również człowiekiem wykształconym. Ojciec zadbał o jego edukację posyłając go do cieszyńskiego gimnazjum. W roku szkolnym 1824/25 wykazywany jest tam jako uczeń I klasy gramatycznej. Nabytymi w Cieszynie umiejętnościami służył młynarz Antoni Choczni jako pisarz przy urzędzie wójtowskim, a na jego byłej działce (tak zwanej zagródce), przekazanej w spadku na kościół w Choczni, zbudowano później pierwszą szkołę ludową. Również obecna szkoła w Choczni Dolnej usytuowana jest na tej samej parceli.

Natomiast kolejnym właścicielem młyna po Dąbrowskich i Wróblowskich został wadowicki piekarz Mateusz Jelonek, co potwierdzają różne dokumenty z lat 1844-59. W 1860 roku młyn od Jelonka odkupił Antoni Warmuz z Frydrychowic i w rękach jego rodziny młyn ten pozostawał aż do lat 30. XX wieku. Antoni Warmuz w czasie objęcia młyna miał ponad 40 lat i był żonaty z Anną z Michalskich. W Choczni ta para nie doczekała się dzieci, a po śmierci Anny Antoni, wówczas 56-letni, poślubił młodszą o 35 lat Agnieszkę Kręcioch, która urodziła mu aż jedenaścioro dzieci. Młynarz Antoni Warmuz był postacią dość kontrowersyjną – Rada Gminna kilkakrotnie skazywała go na grzywny za niemoralne życia, a drugiej strony dał się poznać jako hojny ofiarodawca na choczeński kościół, między innymi na odnowienie relikwiarza i puryfikatu. Formalnie uzyskał prawo przynależności do Choczni w 1870 roku.

Następcą Antoniego Warmuza został jego syn Ludwik, urodzony w 1886 roku, czyli dwa lata przed jego śmiercią. Do czasu pełnoletności pozostawał pod opieką matki Agnieszki i ojczyma Piotra Styły (drugiego męża matki, poślubionego w 1889 roku). Józef Turała w swojej „Kronice wsi Chocznia” podał, że młyn wodny Warmuzów w okresie międzywojennym miał moc przerobową 500 kg zboża na dobę, a nieodległy od szkoły staw młyński służył dzieciom i młodzieży w lecie jako kąpielisko, a w zimie do ślizgania na lodzie. Woda do stawu była doprowadzana krótkim kanałem z Choczenki.  W prowadzeniu młyna pomagał Ludwikowi jego młodszy brat Stefan, który w 1926 roku zginął tragicznie pod kołami pociągu.

Ostatnim właścicielem tego młyna został jeszcze przed wybuchem II wojny światowej Antoni Widlarz, użytkujący wcześniej młyn wiatrowy swojego stryja Franciszka na Dziale Choczeńskim. W czasie okupacji młyn wodny został kompletnie zniszczony przez Niemców i tak zakończyła się jego około 180-letnia ciekawa historia.